Pomieszczenie jadalne, poziom -2
Magik spojrzał na Mędrca pozbawionym emocji wzrokiem.
Cóż, ktoś to musi zrobić. Padło na mnie. W sumie coś nowego zawsze można zrobić. Pytanie tylko, kto mnie zastąpi przy agregatach prądotwórczych jak coś się zepsuje?
Monter wziął swoją porcję odżywczej papki i usiadł przy jednym ze stołów. Jadł powoli, potem przesunął do połowy opróżniony talerz w stronę Świrka.
-Trzymaj, ja i tak nie potrzebuję dużo, najedz się, będziesz potrzebował sił. Pytacie, czy ktoś coś o mnie wie, hmm, no coz naprawie wszystko praktycznie z niczego dajcie mi tylko czas. A co do propozycji przepychania, wystarczy dobrze umiejscowiony ładunek i samo się odetka.
Kilku najbliżej siedzących spojrzało na Magika z ukosa nie podzielając jego chorobliwego upodobania do pirotechniki; nikt jednak nie pozwolił sobie na słowo krytyki okazując w ten sposób wdzięczność za odstręczającą pracę, którą technik dopiero miał zrobić.
-Wolałbym, aby nikt nie chorował, ale zastanawia mnie, czemu tak długo z tym zwlekano. Dopiero jak się zatkało, to wysyłają kogoś do gównianej roboty. Nie, żebym marudził czy coś, ale no wiecie tak mnie naszło...
Opierając się łokciami o krawędź stołu Magik powiódł spojrzeniem po swoich sąsiadach.
-Za dużo gadasz - do jego uszu dobiegł niski pomruk siedzącej naprzeciwko Łasicy Trzyłapki - Idź się lepiej pakować, daleka przed nami droga.