Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2020, 07:29   #215
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony z MiRaaz

Tuż przed wyjściem z Osnowy, Błysk Cieni, Warsztat


Astropatka nie była pewna ile to wszystko już trwało. Zdążyła się przyzwyczaić do posiłków z kroplówki, choć jej masa wyraźnie na tym ucierpiała. I jak Bel zawsze uchodziła za szczupłą, teraz wydawała się być chuda. Nie pomagały też cienie pod oczami, efekt ciągłych bólów głowy, do których także zdążyła przywyknąć.
Było jednak coś co niepokoiło ją bardziej. Ilekroć podczas wróżby pojawiała się karta odkrywcy,ona myślała o Ramirezie i swej dawnej przepowiedni. Jaki świat odkryje dla nich techkapłan… czy odkryje go dla nich, czy tylko dla siebie. Niepewność przygnała ją do wrót jego pracowni i zachęciła by mimo słabości odnaleźć mężczyznę w jego sanktuarium.

Ramirez się zaszył. Jeden z techkapłanów wskazał w świątyni Omnisjasza jaką była maszynownia drogę do jednego z bocznych pomieszczeń. Gdy tylko Astropatka przekroczyła próg tegoż segmentu maszynowni zasunęły się za nią drzwi. Zapach przepracowanego oleju był przytłaczający, ale nie miał nic wspólnego z zapachem jedzenia.

W pomieszczeniu panował mrok. Jedynie na podłodze paliły się lampy sygnalizacyjne trasę przejścia.

Na końcu trasy znajdowała się kotłowanina kabli różnego rodzaju. W pierwszej chwili, w półmroku panującym wokól dwa mechacendryty wyglądały niemal identycznie jak plątanina przewodów.

Głównym źródłem światła była serwoczaszka, która w szeroko rozwartej szczęce unosiła świetlista kulę.

- Czymże sobie zasłużyłem?

Bel przyjrzała się z zainteresowaniem serwoczaszcze. Świetlista kula raziła ją, przypominała o bólu głowy. Nie unikała jej jednak.

- Ciszą? - Odpowiedziała nieco niepewnie. - Karty wskazały, że będziesz.. istotny… a mnie zaniepokoiło iż ostatnio tak często pojawiasz się na różnorakich spotkaniach w swym pancerzu. Czyżby coś się działo?

- I maszyna będzie przedłużeniem twej woli. Twym ciałem. Gdyż mięso jest słabe. Wers czterdziesty czwarty psalmu Maszyny.

Ramirez wychynął gdzieś spomiędzy przewodów. Tym razem nie miał zbroi. Miał na sobie czarny skórzany fartuch, który na klatce miał wymalowany czerwoną farbą cog mechabicum.

Sam kapłan był wysmarowany olejem i innymi “sokami z wnętrza statku”. Na twarzy miał okulary ochronne, które nie pozwalały zobaczyć jego oczy.

- Osnowa może doprowadzić do pewnych… komplikacji. Lepiej być gotowym. Ty wiesz najlepiej. Ciebie nie dzieli od niej blacha Błysku Cienia, prawda? Nie tak jak mnie.

- Tak… bliskość osnowy mocno na mnie oddziałuje… na wszystkich astropatów. - Bel przyjrzała się tech kapłanowi. Przyjrzała się mężczyźnie jako, że przy ostatnich spotkaniach mogła co najwyżej przejrzeć się w co bardziej błyszczących fragmentach jego zbroi.
W półmroku zwracały uwagę jego tatuaże, które były dziwnym połączeniem plemeinnych malunków z zaawansowanymi schematami układów scalonych. Wszystkie wykonane lustrzaną farbą, przez co teraz w półmroku odbijały na przemian jasne światło serwoczaszki z czerwoną poświatą oświetlenia ewakuacyjnego. Ramirez stojący bokiem do Belitty miał szereg implantów na plecach. W zasadzie całe jego plecy zdawały się maszyną. Obrastały mięśniami i skórą do pewnego miejsca, skąd dalej niemal płynnie przechodziły w plątaninę plastali i tworzyw sztucznych.

- Tu jednak… czuję się lepiej. - Astropatka rozejrzała się po warsztacie nim przeniosła wzrok z powrotem na techkapłana. - Jakich komplikacji się spodziewasz?

- Statek poradzi sobie ze wszyskim. On będzie przemierzać osnowę na długo po zakończeniu życia wszystkich załogantów. Tak jak przemierzał ją na długo przed naszymi narodzinami. Jednak w tej chwili blisko dwadzieścia procent załogantów to serwitoy.

Ramirez zawahał się na moment, jakby dając czas na przemyślenie Belicie.

- Najgorsze co może nas spotkać to szaleństwo i mutacje osnowy. O tyle o ile n to drugie serwitory pozostaną niewzruszone, o tyle szaleństwo może dotknąć je w podobnym stopniu co nas. A nawet większym, bo one nie mają swej własnej siły woli.

Ramirez wyszedł z plątaniny kabli i zbliżył się do Belitty. Była wysoka. Teraz stojąc naprzeciw niej nie miał już na sobie zbroi, która dodawała mu kilkanaście centymetrów. Stał naprzeciw niej w swoich ochronnych okularach, a jeden z mechadendrytów zakończony podłużnym ostrzem o szerokości dwóch palców wił się na wysokości głowy astropatki.

- Staram się minimalizować ryzyko ich szaleństwa.

- Obawiam się, że jeśli nie będzie tu choćby jednego sługi Imperatora, będzie to jedynie statek widmo. - Bel przyglądała się z zainteresowaniem przedmiotowi znajdującemu się niepokojąco blisko jej twarzy. - Do czego używasz tego ostrza? - Na chwilę zamyśliła się i jakby coś do niej dotarło. - Czyli… twoje serwitora mogłyby samodzielnie sterować statkiem?

- Nie - Ramirez zignorował pytanie o ostrze, ale mechadendryt zwinął je wysuwając w jego miejsce końcówkę podobną do śrubokręta. - Statek nie potrzebuje nikogo, żeby latać. Jego Duch go prowadzi. My jesteśmy tu tylko gośćmi. Pomyśl tylko… teraz jeden Nawigator wie co dzieje się wokół. I musimy na nim polegać. Tymczasem Błysk ma świadomość wszystkiego.

Ramirez stał moment w zamyśleniu.
- Cóż cię sprowadza? Bo chyba nie dyskusja o serwitorach, prawda?

- Ilekroć sięgam do kart pojawia się w nich odkrywca… karta, która kiedyś wskazała mi na ciebie, jakby przypominając, że masz tu istotny cel. A mi… że powinnam strzec by został wypełniony. - Bel podeszła do elementu nad którym pracował dotychczas techkapłan. - Zaniepokoiło mnie iż pojawiłeś się na naradzie w pancerzu… czy coś wzbudziło twoje obawy?

Ramirez wzdrygnął się na moment.
- Pancerz… on ma wiele zastosowań. Można prowadzić diagnostykę w obszarach pozbawionych powietrza.

- Nie przypominam sobie by na naradę odcięto powietrze. - Bel przechyliła głowę obserwując techkapłana swymi pustymi oczami.

- Eee. Ja…. wracałem z przeglądu po trafieniu w burzę.

- Och… duże mieliśmy uszkodzenia? - Wzrok Bel przesuwał się po sylwetce Ramireza. - To nie kłopot, że musisz wykonywać naprawy w osłonie?

- Straciliśmy możliwość kontroli silników manewrowych. Co stanowi dyskomfort dla ludzi Tytusa na mostku. Póki co nie możemy nic z tym zrobić. Ale to wiem teraz, wtedy byliśmy w trakcie wstępnej oceny sytuacji. Nawet gdybyśmy wykorzystali do tego serwitory, to potrzebowalibyśmy kilku techzorcystów do ich oczyszczenia. Będzie to też problem w przypadku ewentualnej walki po wyjściu z osnowy.

Jakby słysząc go statek zatrzeszczał swoją stalową konstrukcją. Bel rozejrzała się po warsztacie.

- Według przepowiedni… niezależnie czy postanowimy się dogadać z naszą konkurencją, czy z nią walczyć… efekt będzie ten sam. Statek nie nadaje się do walki. - Astropatka wyrzuciła z siebie pytania. Po czym zreflektowała się. - Wybacz… przeszkadzam ci. Jeśli nie chcesz odpowiadać… czy mogłabym tu chwilę zostać?

- Możesz zostać. I statek nadaje się do walki. Zawsze i wszędzie.

Astropatka przysiadła na jednej ze skrzyń.
- Mówiłeś jednak, że będzie problem jeśli dojdzie do walki po wyjściu z osnowy.

- Problemem będzie manewrowość. A to miała być nasza główna przewaga. Ale tak czy inaczej nie wiemy co czeka nas na miejscu.

Ramirez wrócił do plątaniny kabli i zaczął je przerzucać w zdałoby się losowy sposób pomiędzy mechadendrytem a dłońmi. Serwoczaszka również zmieniła pozycję zarzucajać go snopem światła.

- Do czego służą urządzenia na twoich plecach? - Bel wpatrywała się w pochylonego mężczyznę, rozważając w głowie zarówno to co pokazały jej karty jak i słowa Amelii.

Medyczny mechadendryt wystrzelił w jej stronę. Miał dwa metry długości i najwyraźniej zaczął skanować od góry do dołu ciało Astropatki.

- Jakie urządzenia?

Astropatka zawahała się, wstała jednak z miejsca na którym siedziała i podeszła do tech kapłana.

- Na przykład to. - Powiedziała cicho dotykając niepewnie jednego z implantów.

Serwoczaszka obleciała dookoła Astropatkę uważnie obserwując.

- Po trzydziestu latach nauki każdy z nas przyjmuje święcenia. W ramach święceń otrzymujemy błogosławione implanty. Ten na plecach to cyberpłaszcz. Jest połączony bezpośredniio z kręgosłupem, bo to tam są nerwy dzięki, którym ludzie poruszają kończynami. Dlatego dzięki niemu mogę poruszać każdym z mechadendrytów z taką łatwością, z jaką ty ruszasz dłonią czy nogą. To część mnie. Nie urządzenie. Żaden z nich nie jest urządzeniem. Ten oświetlony delikatnym błękitem implant na wysokości łopatki to cewka potencji. System pozwalający zasilać inne implanty. Jest rezerwą energii. W razie konieczności można nim zasilać małe urządzenia. Elektroinduktory to też implanty. Choć wyglądają jak tatuaże. Służą do przewodzenia Świętej Iskry. Pamiętasz Magosa Karambola? Jego krąg kapłański cały swój kult opierają wokół rozwoju zdolności ich elektroinduktorów.
Ramirez dał chwilę na przetrawienie informacji Belicie podczas gdy jeden z mechadendrytów ją najwyraźniej skanował.
Dłoń astropatka przesunęła się najpierw na błyszczący na niebiesko implant, a potem po tatuażu. Nie wydawał się być czymś niezwykłym.
- Niesamowite… mogłabym powiedzieć, że są podobne do moich tatuaży. - Powoli oderwała palce od ciała techkapłana. - A tym…- Wskazała na mechadendryt. - Sterujesz ty?

- Tak. Mechadendryty są oznaką statusu. I umiejętności. Ten świadczy o mojej znajomości w zakresie medicae.

- Czyli jakby sprawdzasz… moje zdrowie? - Bel przyjrzała się z zainteresowaniem urządzeniu. - Ja na znak statusu mam wytatuowaną głowę… większość astropatów traci włosy i normalny wzrok gdy dotyka ich Imperator.

Dłoń astropatka powróciła na plecy techkapłana i dotknęła kolejnego implantu.
- A ten?

Pod jej dotykiem kolejne dwumetrowe ramie z gracja węża odwróciło się iruszyło jej na spotkanie. To już znała. To tutaj było zamontowane ostrze, które ją powitało.

- Uświęcony mechadendryt narzędziowy. Świadectwo osiągnięcia mistrzowstwa w ścieżce Silnikowidza. Używany głównie w ceremoniach. A co do badania, to przede wszystkim opiera się na badaniu różnych spektrów fal. Ale pozwala też prowadzić proste analizy.
Końcówka medycznego mechadendrytu zabłysnęła igłą.

Astropatka nagle zdała sobie sprawę, że poza plątaniną kabli dwa plastalowe węże zdawały się ją otaczać.

- Moje wyniki.. mogę teraz nie być miarodajne. Osnowa mocno na mnie wpływa.. zaburza moje funkcjonowanie. - Jej palce powędrowały wzdłuż tatuażu docierając do kolejnego implantu. - A ten? Och.. i wrócił mechadendryt z ostrzem… - Bel zastanawiała się czy powinna czuć niepokój, ale… nie… jednak Imperator naznaczył Ramireza i cokolwiek uczyni… najwyraźniej ma to na celu osiągniecie wybranego dla niego celu. - … Czy przeszkadza ci to co robię?

- Ja… - techkapłan zawahał się. - Nie przywykłem. Tam, na cyberpłaszczu są jeszcze trzy sloty gotowe do instalacji nowych mechadendrytów. Nagrody za zdobycie nowych światów. Nagrody za starcie na proch naszych wrogów.

Odwrócił się twarzą do Astropatki. Czarne jak noc szkła okularów ochronnych skrywały jego oczy, ale patrzył na nią uważnie.

- Dlaczego tu jesteś?

- Dlaczego przyszłam.. już ci powiedziałam. - Palec Bel powędrował dalej natrafiając na kolejny implant. Obserwowała je z fascynacja,w ogóle nie zwracając uwagi na spojrzenie techkapłana. Tak dziwne twory mogły służyć Imperatorowi… tak złożone i absolutnie dla niej niezrozumiałe. - Jeśli pytasz czemu tu zostałam…. osnowa zawsze na mnie oddziałuje. Zazwyczaj to jedynie ból głowy.. teraz jednak czuję potworne mdłości. Tutaj zniknęły.. zapewne dzięki zapachowi maszyn.. smarów.

Uniosła wzrok rozglądając się przez chwilę po warsztacie i panującym w nim nieładzie… a może raczej ładzie, którego nie była w stanie pojąć?

- Ciekawi mnie czemu Imperator wskazał na ciebie… - Opuściła wzrok spoglądając bezpośrednio w okulary Ramireza. - Chcę to zrozumieć, a wszystko w tobie stwarza tylko kolejne pytania… Mogę jednak przestać.

- Nie czuję się narzędziem w rękach Imperatora. W każdym razie nie w tej chwili.
Odpowiedział Ramirez. Był wyraźnie zmieszany jej bliskością, albo czymś innym.

- Nie musisz się nim czuć.. dla każdego z nas naszykowano plan, dla innych bardziej, dla innych mniej znaczący. - Bel odsunęła dłoń spoglądając na plecy techkapłana. Była ciekawa pozostałych, znajdujących się na nich urządzeń.

Sięgnął dłonią w stronę swojej szyi. W tym miejscu pod skórą znikały przewody częsci implantów podłączonych do mózgu.

- I czegóż może chcieć? Cóż znaczącego miałbym wykonać ja?

- Według mnie… to dzięki tobie ród corax odzyska to co stracił. Ale ja tylko interpretuję karty. - Bel uśmiechnęła się spoglądając na znikające pod skórą przewody.

Gdy Ramirez znów odwrócił głowę to wyraźnie widziała jak stalowy oplot współgra z ruchami jego mięśni.
- Zobaczymy cóż uda nam się osiągnąć na Grace. Barca pokłada wielkie nadzieje w tamtejszej placówce medycznej. Amelia zdaje się również.

- Ja.. i inni również, bo inaczej nie postulowalibyśmy za podjęciem tego zadania, a ty? - Bel kusiło by sięgnąć do dziwnych splotów, sprawdzić czy są prawdziwe, ale powstrzymała się, zaciskając dłonie.

- Ja nadal zbieram dane - odpowiedział techkapłan

- A jakie rozważasz opcje? - Astropatka uśmiechnęła się. - Jestem też ciekawa.. nie przywykłeś.. a jednak ktoś wykonał ten tatuaż.. ktoś zamocował te implanty czyż nie? Chociaż.. czy wykonałeś je sam?

- Większość z nich powstała w kuźniach Marsa. Kilka w systemach Lathe w sektorze Calixis. Wykonywanie takich implantów to tygodnie pracy. Nie wspominając już o konieczności posiadania odpowiedniego schematu. Zazwyczaj te implanty montują inni kapłani.

- Więc czemu mój dotyk cię niepokoi? - Bel przyglądała się mężczyźnie z zaciekawieniem.

- Czy czujesz we mnie Pustkę? - wypalił w końcu.

Bel spojrzała na niego zaskoczona, po czym ponownie przyłożyła dłoń do pleców techkapłana. Chwilę zastanawiała się nad tym pytaniem, czując pod palcami skórę.. jakiś implant.. ciepło.
- Nie… uwielbiam pustkę.. ciszę… twoje ciało jest jednak pełne. - Powiedziała tak spokojnie jakby pytanie było zupełnie normalne.

Odwrócił się do niej. Zrobił to tak szybko, że część kabli oplotła astropatkę.
- Mówię o tym - szybkim ruchem zdjął okulary ukazując… zupełnie normalne oczy.

- Pozwól. - Bel sięgnęła dłońmi do twarzy techkapłana i ułożyła dłonie na powiekach mężczyzny. Czyżby i jemu doskwierała osnowa? Próbowała wyczuć czy coś jest nie tak.. obawiała sie, że jego odczucia są takie jak jej w ostatnim czasie w związku z zapachem jedzenia. Na ile wrażliwi byli techkapłani na to co się działo na zewnątrz? Jeśli doświadczał tego po raz pierwszy.. mogło być to przerażające. - Wszystko jest dobrze… Spójrz na mnie.. na moje oczy… One są puste… nie twoje. Cokolwiek czujesz… to osnowa.. to duchy, które plączą twoje myśli.. nie pozwól im na to.

W jej dotyku było coś, co uspokajało Techkapłana. Coś tak zupełnie innego od tego co ostatnio przeżywał. Pozwolił jej pozostawić dłonie na miejscu, nie wiedząc czego spodziewać się dalej.

Bel zsunęła dłonie z powiek techkapłana na jego policzki i uśmiechnęła się.
- Spójrz na mnie… wszystko naprawdę jest dobrze. Ja mam mdłości czując zapach świeżego jedzenia i tak jak twoje odczucia te nie są normalne.

Ramirez mrugał wpatrując się w oczodoły Belitty.
- Nie widzisz tego, ale moje oczy są kompletnie czarne. Powinienem je usunąć.

- Mimo tego jak wyglądają moje oczy, widzę bardzo dobrze. Imperator daje nam możliwość widzenia tego jak spłata się rzeczywistość. - Astropatka delikatnie sięgnęła do powiek techkapłana i przesunęła palcami po nich. - Czujesz je prawda? To że ich nie widzisz nie może zaburzyć odczuwania… czemu chciałbyś je usunąć?

- Bo są czarne jak obsydian? Zmutowane…

- Nie są… pytanie czy ufasz mi na tyle by uwierzyć że to złudzenie? - Astropatka przyglądała mu się uważnie. Czy to w tym mu przerwała? Czy po to było to ostrze? Nie chciała by uczynił sobie krzywdę ale nie była dobra w uspokajaniu ludzi. Powoli zaczęła masować jego skronie, jak czyniła dla siebie gdy bolała ją głową. - To tylko podszepty osnowy… czy gdyby twoje oczy były dziwne… czy moja reakcja powinna być taka?

- Nie. Chyba nie. - Belitta wyraźnie trafiła odwołując się do logiki kapłana.
- I chyba nie miałabyś interesu w okłamywaniu mnie.

- Absolutnie nie czuję takiej potrzeby. Od kłamstw jest na tym statku Christo… ale to jego gry. - Bel kontynuowała powolny masaż wpatrując się w twarz techkapłana. - Staraj się nie myśleć o tym… skup na czymś innym.

- Dziś mieliśmy wyjść z Osnowy. Dlaczego tyle to trwa? - powiedział Wizjoner silnika, a jego ciało zamarło kompletnie.

- Jeśli pytasz o lot… myślę, że wiesz na ten temat więcej niż ja. - Bel wodziła niespiesznie palcami po skroniach Ramireza. - Jeśli pytasz o to co czynię… mogę przestać. Mi to pomaga uspokoić myśli… pomyślałam, że i może tobie pomoże. Jeśli zaś pytasz o te swoje odczucia… to są one prawdopodobnie powiązane z pobytem osnowie… ale zdarza się że pozostają i po wyjściu z niej.

- Zawierzę twemu świadectwu. Nie pozbędę się tych oczu. Jeszcze. Ale jeżeli często masz te bóle głowy, to może usunąć ci część ciała migdałowatego z czaszki? Moglibyśmy zrobić obejście ze slotem pamięci. Choć nie wiem czy operacja mózgu nie zakłóci nadnaturalnej percepcji. - Obserwował reakcję astropatki.

- Obawiam się, że moje zdolności są jednak potrzebne i nie mogę ryzykować ich utraty. - Bel po raz pierwszy od dawna zaśmiała się. Cicho, ale jednak. - To tylko ból głowy… to tylko… niedogodność. Niewielka cena jaką przychodzi mi płacić za wielki dar.

Ramiez skinał głową. Jego świat stawał na głowie. Nie mógł ufać własnym zmysłom, miał zaufać komuś innemu. Ale wszystko wskazywało, że jednak z pomieszczenia wyjdzie z oczami na miejscu, a nie upchanymi w kieszeń kombinezona.
 
Aiko jest offline