Zdziwienie zajęło miejsce wściekłości. Udało się, jakoś im się udało. Odzyskali broń, a do tego nie odnieśli żadnych ran. W miarę jednak jak adrenalina ustępowała zdziwienie ustępowało zdenerwowaniu.
- Sophie, szybko, musimy wrócić do klasztoru. Zbierajmy się.
Kobieta, dziwnie milcząca, jakby jej tam w ogóle nie było, pokiwała tylko głową.
- Nie, nie przez kanały, wróćmy górą. – Rache pokazał kierunek. – Znajdziemy się w ten sposób na tyłach sił nekromanty. Może w ten sposób zaskoczymy go jakoś.
Panna Moliere ponownie skinęła. Oboje ruszyli razem. Im bliżej klasztoru się znajdowali, tym wyraźniej słyszeli odgłosy walki, krzyki, szczęk broni, a nawet jakieś wybuchy. Budynki nie były jednak widoczne, zatopione w gęstej mgle, niechybnie magicznej. Dietmar i Sophie weszli w białe kłęby, cicho i ostrożnie, pilnując siebie nawzajem i szukając sposobu na zaszkodzenie czarownikowi.