Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2020, 08:50   #105
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Brena wysprzątała kamienicę tak dokładnie, że przygotowane przez Grete pyszności można by jeść wprost z niemal lśniącej podłogi. W powietrzu unosiły się wymieszane aromaty lawendowego mydła, krochmalu, pieczonej ryby i ciasta migdałowego. Tworzyło to bardzo przyjemne dla nosa połączenie. Od progu człowiek mógł poczuć się prawie jak w czasach dzieciństwa kiedy to odwiedzał babcie. Chociaż z drugiej strony zależało to od babci. Kim ona była i czym w życiu się zajmowała. I tak jeżeli chodziło o Bren czy nawet Versane to rzeczywiście mogło to mniej więcej właśnie tak wyglądać. Wywodziły się one z niższych partii społecznych gdzie kładziono wyjątkowo silny nacisk na relacje rodzinne. Inaczej się jednak sprawy miały w przypadku warstw, z których pochodziła młoda Kamila. Pęd za bogactwem i sławą odsuwał na dalszy plan tych, którzy powinni być stawiani na piedestale. Przykładów takich zachowań było bez lika i można by je wymieniać dniami i nocami. Chociażby paradoks, który zachodził przy okazji porozwieszanych w całej rezydencji van Zee'nów portretów rodzinnych. Na pierwszy rzut oka. Faktycznie. Człowiek mógł ulec iluzji iż wiszą tam one po to by sławić założycieli rodu. Prawda niestety była skrytka, obłudna i na pewno nie tak wzniosła jak to mogło się wydawać. Mianowicie wisieli tam oni tylko po to by uwydatnić i podkreślić majętność, status oraz pozycję społeczną rodziny. Nie tyczyło się to naturalnie wszystkich arystokratów. Sprawdzało jednak w zdecydowanej większości przypadków.

Ludziom wiele brakowało do krasnoludów dla, których pochodzenie było ważniejsze od zasobności. Rasa ta jednak żyła kilka razy dłużej niż ich wyżsi sojusznicy a co za tym idzie mieli oni zdecydowanie więcej czasu na to by zrozumieć co naprawdę w życiu jednostki jak i masy jest ważne. Na bok jednak sentymenty i egzystencjalne rozważania. Versana wszak niemal nie znała swej rodziny. Tworzyła więc w pewnym sensie trzon tej którą udało się jej założyć dzięki dość lukratywnemu małżeństwu. Czuła więc odpowiedzialność za zapisanie jej historii na nowo a to wszystko zależało od skrupulatnej realizacji wcześniej uknutego przez niej planu.

- Miła atmosfera? Jest. Poczucie dyskrecji? Jest. Ład i porządek? Jest. Doprawione wino? Jest. Kamila van Zee? Jest. - wyliczała w myślach stojąc obok panienki analizującej różne techniki malarskie.

Brakowało więc tylko Rosy na zjawienie, której oczekiwali wszyscy znajdujący się w kamienicy ludzie. No prawie wszyscy. Stara opiekunka Kamili nie była świadoma tego co się święci ale i na nią podstępna brunetka znalazła sposób. Scenariusz był raczej trywialny i niezbyt skomplikowany. Wszak to w prostocie właśnie najczęściej leżał klucz do sukcesu. Brena wyczekiwać miała nadejścia pani kapitan przechadzając się uliczką przy której stała nieruchomość Versany. Gdy tylko dostrzegłaby zbliżającą się sylwetkę seksownej przemytniczki niezwłocznie miała poinformować o tym Grete, która w towarzystwie Malcolma powinna zaprowadzić starą guwernantkę do stajni czy spiżarni pod pretekstem doradztwa chociażby w kwestii ozdobienia powozu. Zadaniem służki zaś było w tym czasie niepostrzeżenie wprowadzić gościa do izby swojej pani. W teorii wszystko wydawało się proste jak budowa cepa. Realia jednak to "wszystko" weryfikowała. Czasami dość okrutnie i to nie w taki sposób jakby to sobie można było założyć. Teraz pozostało jednak czekać. Teraz to dwie piękne damy analizowały techniki malarskie artystów z najróżniejszych stron świata.

- To zależy na kogo i w jaki sposób się patrzy. - odparła na zagwozdkę córki kapitana portu - Twoje przyglądanie się komuś nie byłoby o tyle niegrzeczne co onieśmielające. - uśmiechnęła się sympatycznie - Jeżeli jednak chciałabyś kiedyś poćwiczyć to wiedz, że z wielką przyjemnością po pozowałabym ci. Nie chciałabym jednak by był to taki zwykły portret, który niczym by się nie wyróżniał jak pejzaż zimowego krajobrazu za dnia. Chciałabym byś mimo mych wad i zalet uchwyciła moją naturalność. To jaka jestem. Chciałabym byś namalowała mnie nago. Tak jak bogowie mnie stworzyli. Nic nie tuszując ani podkolorowując. - wiedziała, że to dość odważna propozycja. Była ona jednak również dość intrygująca a co za tym idzie kusząca. Taka okazja młodej Kamili drugi raz mogłaby się nie powtórzyć. Versana więc liczyła na pewnego rodzaju pazerność młodej damulki.

- Co ty na to? - obrzuciła swojego gościa zarazem przeszywającym jak i zagadkowym spojrzeniem.

Szlachcianka o egzotycznej umowie zamrugała oczami i przyłożyła dłoń do serca gdy usłyszała taką zaskakującą i śmiałą propozycję. Przez chwilę chyba w ogóle nie miała pomysłu co odpowiedzieć. Zaczęła się jąkać i zdradzać oznaki zdenerwowania albo skrępowania.

- Ależ Versano… - powiedziała w końcu i zaraz urwała znów nie mogąc dokończyć spójnej myśli. Chociaż zazwyczaj raczej ta wykształcona i dobrze wychowana w sztuce etykiety i rozmowy, z zamiłowaniem do sztuki wszelakiej młoda dama zwykle nie miała kłopotów z ubraniem swoich myśli w słowa.

- To… Bardzo śmiała propozycja. - wyjąkała w końcu ciemnoskóra piękność uśmiechając się trochę nerwowo. - Oj ale nie, nie śmiałabym cię nawet o to prosić. Przecież ja jestem tylko początkującą amatorką. Portret na pewno by nie ujął całego twojego piękna i charakteru. - powiedziała skromnie i nieco z zażenowaniem.

- Do odważnych świat należy. - reakcja córki jednego z najbardziej wpływowych ludzi w mieście mimo wszystko nie była dla niej zaskoczeniem - Zrobisz jak uważasz. Mogłoby to być naszą małą tajemnicą. - uśmiechnęła się dwuznacznie w kierunku początkującej artystki - Hmmmmm… zaś sam obraz powiększyłby naturalnie moją prywatną kolekcję do której wgląd miałabym tylko ja i ty. Rozumiem jednak twoje zaskoczenie. Prześpij się więc z tą myślą. Do tematu wszak wrócić możemy przy jednym z kolejnych spotkań. - położyła dłoń na ramieniu młodszej kobiety - Przyjaźń nie ma ceny a bliskim trzeba pomagać. Jeżeli więc chodzi o mnie to w tej materii; Naprawdę na dużo mnie stać. - serdeczny uśmiech wieńczył to osobiste zwierzenie - Która więc kreska przypadła ci najbardziej do gustu? - wdowa postanowiła więc niejako odbić od tematu pozowania nago mimo, że w środku swej rozpustnej i podstępnej duszy liczyła na aprobatę tej idei ze strony młodej van Zee'nównu.

Kamila uśmiechnęła się z ulgą i dość przyjaźnie. Pokiwała głową na znak zgody, że przemyśli propozycję młodej wdowy i nie musi dawać odpowiedzi od razu. - Dobrze, zastanowię się nad tym. - powiedziała cicho i wróciła do oglądania obrazu na ścianie jakby chciała szybko zmienić temat. - Tak, tu jest całkiem ciekawie ujęta perspektywa. I dużo detali. Ten kto to malował znał się na rzeczy. Ja chyba nie mogłabym się z nim równać. - zaczęła mówić o tym przerwanym wątku omawiania sztuki malarskiej jaki miały przyjemność oglądać. Ale ledwo wznowiły rozmowę do środka weszła Greta dając znać, że specjalny gość już przybył.

Versana kiwnęła więc głową w kierunku starej gosposia dając jej tym samym sygnał aby ta przyprowadziła do nich jak najszybciej długo wyczekiwanego gościa.

- Wygląda na to, że do tematu malarstwa będziemy zmuszone wrócić innym razem. - twarz młodej arystokratki zdradzała tremę i zakłopotanie. Nie było w tym nic dziwnego. Od dawna wszak marzyła o spotkaniu twarzą w twarz z owiana nie jednobarwną opinią panią kapitan. Gdy moment ten zaś nastała biedna nie potrafiła okiełznać emocji.

- Nie denerwuj się. - dłoń Versany ponownie powędrowała na ramię Kamili - Przekuj ten stres w pozytywną energię. Ją zaś wykorzystaj do stworzenia wspaniałego działa. Jesteś najlepsza. Teraz zaś masz szansę udowodnić to całemu światu. W razie czego pamiętaj jednak, że jestem tuż obok.

- Dobrze. Ojej jaka jestem podekscytowana! - Kamila odwzajemniła uchwyt na swojej dłoni ale była już całkiem zaaferowana spotkaniem jakie zaraz miało się zacząć. A za chwilę gdy stara gosposia wyszła zamykając za sobą drzwi te znów się otworzyły. I ukazała się młoda pokojówka gospodyni.

- Proszę tędy. - Brena otworzyła drzwi i odsunęła się by przepuścić gościa. A gość wszedł do środka pewnym siebie i spokojnym krokiem jakby nie było nic niezwykłego w tej wizycie. Czarnowłosa kapitan weszła i zatrzymała się obrzucając zaciekawionym spojrzeniem dwie czekające na nią kobiety. A prezentowała się iście portretowo. Szeroki pas, zatknięte za niego dwa pistolety, jakiś kordelas u pasa sprawiał wrażenie jakby dopiero co zeszła ze swojego statku przypływającego z nie wiadomo jak dalekiego rejsu. Może dlatego młoda szlachcianka miała minę jakby ziściło się spełnienie jej marzenia o spotkaniu ze swoim idolem. A na Versanę jako gospodynię spadła przyjemność i obowiązek oficjalnego przedstawienia ich sobie.

Była to nie lada sztuka. Łatwo było o wtopę na tym polu. Śliczna kultystka jednak na nie jednym bankiecie była i z niejednym arystokratą wino piła. Dysponowała więc wiedzą na temat tego od kogo należy zacząć i jakich słów wypada używać. W tym przypadku sprawa była nieco prostsza. Gdyż spośród czwórki kobiet zgromadzonych w izbie. Tylko ona i jej wyżej urodzona koleżanka posiadały wystarczającą wiedzę i maniery by zwracać na ten niuans wystarczająco dużą uwagę. Młodą Brena dopiero co poznawała świat etykiety i szablonowych zachowań obowiązujących w świecie bogaczy. Rosa zaś była raczej prostym człowiekiem, który od sztucznych chichotów i nic niewartych pochlebstw cenił sobie odwagę i dzikość serca.

- Wy się chyba jeszcze nie znacie. - słowem wstępu rozpoczęła ten cały teatrzyk - Kamilo van Zee pozwól, że przedstawię ci najodważniejszą i jedyną w swoim rodzaju kapitan Rose de la Vege. - kultura wymagała aby przedstawiać ludzi niżej usytuowanych tym stojącym wyżej w hierarchii. Pod uwagę należało brać również wiek i płeć. W tym przypadku jednak oba te czynniki nie były uwzględnione przez intrygantkę. Pierwszy ze względu na jedną z najstarszych zasad. Mianowicie: "Kobiet o wiek się nie pyta" a że obie były nad wyraz urodziwe o zdecydowanie młodzieńczej urodzie za stosowne pozostawało przyjąć iż są rówieśniczkami. Drugi zaś rozumiał się sam przez się i nie podlegał żadnej dyskusji.

- Kapitan Roso de la Vega. Mam zaszczyt przedstawić ci córkę szefa kapitanatu, wschodzącą gwiazdę artystycznej sceny tego miasta, zjawiskową osobowość, damę o nieskalanych manierach oraz wyjątkowej urodzie. Panienkę Kamilę van Zee. - dłonią Ver prezentowały zgodnie z kolejnością wpierw jedną później drugą z tak bardzo skrajnych sobie piękności. Zupełnie nie przypadkiem sprytna femme fatale stała dokładnie pomiędzy nimi. Łączyła w sobie wszak po trochu cech każdej z nich.

Tradycji stało się zadość. Nastał teraz dość niezręczna cisza i czas oczekiwania na relacje obu przedstawionych sobie kobiet. Kindersztuba i takt jasno określały, kto powinien w takiej sytuacji wykonać ten pierwszy krok. Jednak obie te rzeczy albo nie tyczyły się albo były zupełnie inaczej interpretowane przez urokliwą wilczyce morską. Czas miał to zweryfikować i to lada moment.

Wydawało się, że chociaż obie zaproszone kobiety były diametralnie różne i pochodziły z innych sfer to jednak dobrze przyjęły tą prezentacje i pierwsze wrażenie było zdecydowanie pozytywne. Kapitan z egzotycznych, południowych krain chyba schlebiała taki zachwyt okazywany przez młodą szlachciankę która w końcu była córką kapitana portu. A córka kapitana portu była wręcz zachwycona, że może osobiście poznać jedną z niewielu kobiet - kapitanów jakie zawijają do ich portu. Do tego o tak barwnej osobowości.

Wreszcie po tych wstępnych powitaniach i pochlebstwach wszystkie trzy zasiadły przy stole i pani kapitan ulegała stopniowo urokowi swojej ciemnoskórej wielbicielki odpowiadając na jej pytania czy zdradzając nieco więcej o sobie i swoich przygodach. Które rzeczywiście brzmiały jak przygody jakiejś dzielnej bohaterki z romansu rycerskiego. Chociaż tam bohaterowie zwykle byli szlachetnie urodzeni rycerze i ich otoczenie. Ale same barwne przygody by się mniej więcej zgadzały. Więc okazało się, że de la Vega jest rodowitą Estalijką co by tłumaczyło jej niezbyt typową jak na Imperium urodę oraz zamiłowanie do morza i morskich przygód. Żeglowała wzdłuż wybrzeży Starego Świata. Od Erengradu w Kislevie przez Imperium, Bretonię, Estalię i Tileę. Nawet myślała o podróży do Arabii czy Khemri albo nawet za wielki ocean do Lustrii. Okazało się też, że kapitan ma dar snucia opowieści więc słuchało się jej z czystą przyjemnością niczym opowieść jakiegoś barda. Tyle, że kapitan opowiadała o swoich przygodach. A panna van Zee słuchała tego z wypiekami na twarzy.

W doborowym towarzystwie czas płynął jakby szybciej. Tak było i tym razem. Cała trójka nie zauważyła nawet kiedy to za oknem zrobiło się ciemno. Wyborne dania w przygotowanie, których stara gosposia włożyła kawał serducha zaskoczyły smakiem nie tylko raczej wybredne podniebienie młodej arystokratki, dla której potrawy te były zupełnie czymś nowym ale również przyzwyczajony do tym podobnych rarytasów żołądek pięknej pani kapitan. Wino rozplątało za to ich języki. Kobieta morza chętnie więc dzieliła się historiami ze swoich licznych wojaży a chłonąca te opowiastki cała sobą Kamila tylko dodatkowo ją w tym dopingowała. Nawet Versanie zdarzyło się wtrącić jakieś szybkie pytanie chcąc niejako zweryfikować wszystko to co do tej pory znała tylko ze stronic książek stojących na półkach jej prywatnej biblioteczki. Kajet ciemnoskórej piękności wraz z upływem czasu chcąc nie chcąc zapełniał się miarowo coraz to większą ilością nowych przygód i anegdot. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy i tak gdy tace stały już puste a w butelce pozostało tylko nieco przyprawionego wina na dnie przyszedł czas się pożegnać. Tu z pomocą przychodziła znów sama Kamila, która wpierw z całym swym wrodzonym wdziękiem i delikatnością poprosiła matronę by ta poczekała na nią w izbie głównej, nie zakłócając tym samym swą obecnością przebiegu spotkania z Rosą a teraz udała się z nią do wychodka dając możliwość na postronne wyprowadzenie pani kapitan. Nie podlegało to wątpliwości. Sam Tzeentch musiał czuwać nad realizacja planu sprytnej kultystki gdyż wszystko poszło jak spłatka.

- Dziękuję ci za twe przybycie pani kapitan. - obie stały w progu w czasie gdy Kamila poszła za potrzebą - Mam nadzieję, że ta delikatna niespodzianka mimo wszystko przypadła ci do gustu i że możemy to uznać za początek naszej przyszłej i miejmy nadzieję owocnej współpracy. - spojrzenie niosło ze sobą pytanie - Póki co jednak przejdźmy do zapłaty. Słowo się rzekło a me warte więcej niż te kilka monet. - wyciągnęła z sakiewki parę złotych krążków które wręczyła następnie kobiecie morza - Nim się rozstaniemy. Prosze powiedz mi jeszcze jedno. Miałabyś coś przeciwko bym za dwa dni i ja zjawiła się u ciebie na pokładzie? - wspominała o dniu, w którym to Łasica miała stawić się by posprzątać prywatną kajutę Rosy - Chciałabym omówić z tobą pewną rzecz na osobiści.

Ciemnowłosa kapitan sprawnie przesypała kilka monet pomiędzy palcami na szybko szacując ich wartość nim schowała je do swojej sakiewki. Po czym podniosła głowę, spojrzała w głąb pomieszczenia gdzie została młoda dama zbierająca swoje zapiski i zastanowiła się chwilę. - A możesz mi powiedzieć o co chodzi? - zanim się zgodziła lub nie na tą propozycję wizyty wolała widocznie się chociaż pobieżnie rozeznać o co chodzi.

- Sprawy zawodowe. Myślę, że tak możemy to nazwać. - odparła nieco tajemniczo - Wiesz jak to się mówi. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. - roześmiała się lekko podsumowywując motyw z jakim chciałaby złożyć wizytę Estalijskiej kapitan.

- No dobrze. To spotkajmy się wieczorem w Backertag w “Pełnych żaglach” tam gdzie ostatnio. - po szybkim przemyśleniu sprawy kapitan zgodziła się na taką propozycję. Chociaż w lokalu a nie na statku.

- To jesteśmy umówione. Znakomicie. - ciemnowłosa kultystka cieszyła się z takiego obrotu spraw. Teraz zaś jak przystało na prawdziwą gospodynię odprowadziła gościa do samego wyjścia, gdzie wymieniły się pozdrowieniami i pożegnały. Rosa opuszczała posiadłość Versany w widocznie dobrym nastroju. Zawsze mogła udawać. Kultystka jednak potrafiłaby to wyczuć a w tym przypadku jej wewnętrzna intuicja nie podniosła żadnego alarmu.

Teraz pozostało tylko odtransportować młodą van Zee'nówne i jej matronę. To jednak również było uwzględnione w schemacie działania kochanki wyznawczyni Slaanesha.

- I jak twoje odczucia i emocje? Mam nadzieję, że moja niespodzianka na długo pozostanie w twojej pamięci. - zagaiła wchodząc z powrotem do izby. Kamila wertowała stronice, czytając raz jeszcze wszystkie zapisane przez siebie historie.

- Oh, tak, ona jest wspaniała! Wyjątkowa! Co za niesamowita kobieta! I jaka dzielna i odważna! - córka kapitana portu bez wahania okazywała entuzjazm z tego spotkania na świeżo znów przeżywając je na nowo. Wyglądała jak wielbicielka co miała okazję spotkać swojego idola. - Oh, dziękuję ci Versano, że zorganizowałaś to spotkanie. Jestem twoją dłużniczką. - powiedziała zachwycona jakby przypominając sobie dzięki komu było możliwe to spotkanie. Siedząca naprzeciwko guwernantka wydawała się o wiele mniej poruszona może nawet naburmuszona, że większość dnia nie miała swojej podopiecznej na oku jak powinna.

- Cieszę się więc, że trafiłam w twoje gusta. - uśmiechnęła się serdecznie - Jednak w życiu piękne są tylko chwile. Pora chyba się zbierać. Nie chciałabym by twój ojciec spoglądał na mnie nieprzychylnym wzrokiem. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz Kamilo. Chyba, że jest jeszcze coś w czym mogłabym ci pomóc nim ruszymy w drogę powrotną?

- Oh, nie, skądże już i tak wiele dla mnie zrobiłaś. - ciemnoskóra i ciemnowłosa rozmówczyni roześmiała się będąc chyba w równie dobrym humorze jak jej oceaniczna ulubienica. Zastanawiała się chwilę nad czymś. - A może wpadniesz do mnie? W Bezahltag urządzam wieczór poetycki. Jeśli byś miała ochotę oczywiście. - zaproponowała siedzącej obok rozmówczyni.

- Z wielką przyjemnością. - lekko skinęła głową na znak akceptacji i wdzięczności zarazem - Ja więc uraczę cię kolejną ciekawostką mogącą być tłem do kolejnej z twych prac. Chciałabyś nadal pozostać w temacie morskich podróży czy tym razem wybrać się do w głąb głuszy i dziczy? - postanowiła nieco wyostrzyć apetyt niewinnej panienki.

- W głąb głuszy i dziczy? - szlachcianka o egzotycznej urodzie zapytała zaciekawiona chyba nie bardzo wiedząc co Versana ma na myśli.

- W rzeczy samej. - potwierdziła starając się rozjaśnić pogląd na sprawę pochłoniętej w domysłach arystokratki - Watahy wilków, oddziały goblinów zasiadających na grzbietach niebezpiecznych wargów oraz masa innych często dość nietypowych stworzeń zamieszkujących lasy i puszcze. To sceneria w kulisach, której rozgrywa się wiele równie porywających co niebezpiecznych historii. - wdowa starała się zbudować napięcie w taki sam sposób jak czynili to autorzy powieści czy kryminałów - Zastanów się nad tym proszę. Tak samo jak na moją wcześniejszą propozycją. - serdeczny uśmiech towarzyszył jej w objaśnianiu tajemnic jakie niósł ze sobą świat, w którym na co dzień obracała się niedawno poznana Dana.

- Oh… - młoda dama zająknęła się trochę i może dobrze, że wewnątrz dorożki nie było już tak jasno jak na zewnątrz czy w pełni dnia co pomagało ukryć różne detale grymasów twarzy. A Kamila spojrzała ukradkiem na siedzącą naprzeciwko guwernantkę jakby sprawdzała co ta słyszy. Ale raczej wewnątrz dorożki siedziały zbyt blisko siebie by ukrywać coś bez ewidentnego szeptania sobie do ucha.

- Brzmi fascynująco. Jestem strasznie ciekawa jak to by wyszło. - powiedziała dyplomatycznie panna van Zee. Zastanawiała się chwilę i tym razem ona położyła swoją dłoń na dłoni siedzącej obok pasażerki. - Może w ten Bezahltag przyszłabyś trochę wcześniej? Zwykle wszyscy zbierają się koło 7 dzwonu. Ale trochę trwa zanim się wszyscy zbiorą. Jakbyś znalazła czas przyjść tak z godzinkę wcześniej pomogłabyś mi wszystko przygotować i mogłybyśmy porozmawiać. - zaproponowała pewną korektę w przyszłym spotkaniu.

- Oczywiście. - mina kultystki wyrażała więcej niż tysiąc słów. Aktualny obrót spraw był jej bardzo na rękę i podążał w jak najlepszym kierunku. Kierunku, który wyznaczył Versanie sam Starszy.

Zgrzyt dźwigni, parskanie koni i donośne Malcolmowe "Prrrr…" zwiastowały koniec trasy. Dorożka zajechała pod samą rezydencje. Jej kierowca zaś z manierami godnymi majordoma zeskoczył z podwyższenia z którego prowadził powóz by chwile później otworzyć drzwi a następnie podać pomocną dłoń swoim, będącym w szampańskim humorze pasażerkom. Te zaś gdy już stały na mrozie pożegnały się życząc sobie nawzajem udanego wieczoru i rozeszły każda w swoim kierunku.

Powrót do kamienicy minął Versanie na wysłuchiwaniu zachwytów młodej Breny. "Jaka to panienka Kamila dostojna", "Jak gustownie ubrana", "Jaką to woń roznosiła wokół siebie". Nie było im końca. Kultystka jednak z cierpliwością i taktem godnymi kapłana pozwoliła na to swojej służce. W końcu jednak dojechali. Brunetka wtedy też poprosiła najmłodszą z pracownic na słówko do swojego pokoju. Tam też poczęstowała ją końcówką doprawionego wcześniej wina tłumacząc jak wykwintnym trunkiem jest ono oraz, że jako służka z prawdziwego zdarzenia powinna choć trochę orientować się w tym temacie. Sprowadzenie Breny miało jeszcze jedno na celu. Mianowicie Versana przepytała ją z najważniejszych informacji, które do tej pory udało się jej przekazać oraz z czegoś co mogło być dla niej czymś nowym - sztuki przedstawiania gości sobie samym jak i już zgromadzonym. Wszak sprzątaczką miała możliwość przypatrzenia się jak to powinno wyglądać. Pytaniem było jak wiele zapamiętała z tej niespodziewanej lekcji.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 08-11-2020 o 10:05.
Pieczar jest offline