Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2020, 08:51   #106
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Od nocnego wyjścia dzieliło ją stosunkowo niewiele czasu. Po serii pytań zadanych swojej subretce Versana pozwoliła jej na sprzątnięcie tego czego Greta nie zdążyła jeszcze zabrać. Następnie zaś przystąpiła do przygotowań związanych z karczemną eskapadą.

- Kierunek krypa. - pomyślała odhaczając w głowie pierwszy z podpunktów dzisiejszego planu.

Było już ciemno i okolica straszyła pustkami. Nie uśpiło to jednak choćby na chwilę czujności przebiegłej kultystki, która mimo żwawego kroku dokładnie choć dyskretnie obserwowała okolice w obawie przed wścibskimi oczami. Strzeżonego Pan Tzeentch strzeże. Dewiza ta była jedną z sumienniej przestrzeganych przez brunetkę. Pozwalało to zapobiec wielu nieprzyjemnych sytuacji.

Odwiedziny na Starej Adele były raczej szybką i rutynową wizytą. Kultystka naturalnie odwiedziła Bydlaka by podrzucić mu coś smacznego na kła. Nie spędziła z nim jednak dzisiaj jakoś zatrważająco dużo czasu. Pupil na szczęście wyglądał coraz lepiej i w pewnym momencie Ver miała wrażenie, że nawet merda ogonem na jej widok. Rany goiły się dosłownie jak na psie. Gdzieniegdzie pozostały tylko jakieś niewielkie zadrapania a na nich strupy, z których na szczęście nie sączyła się żadna podejrzana wydzielina na widok, której Strupas odczuwać mógłby niemalże podniecenie.




Następnie zajrzała do swojej skrytki aby pobrać z niej nieco środków nasennych i przeczyszczających oraz porcję dobrze już jej znanych grzybków szalonego kapelusznika. Snucie intryg wymagało czasami nie tylko zwinnego języka i to w każdym tego słowa znaczeniu ale również nakładu wielu narzędzi oraz godzin ciężkiej pracy fizycznej jak i umysłowej. Kierując się więc prostą maksymą, że lepiej nosić niż się prosić Ver skrzętnie schowała te kilka fantów.

- Jeszcze tylko słówko z Kurtem i uciekam. - pomyślała zmierzając ku wyjściu, mając nadzieję iż po drodze spotka starego wilka morskiego. Na szczęście przeczucie ją nie myliło. Kobieca intuicja działała niczym szósty zmysł zadziwiając niejednokrotnie same właścicielki.

Rozmowa z bosmanem podobnie do wizyty na krypie była krótka i rzetelna. Ver poprosiła go flaszkę czegoś mocniejszego na drogę oraz aby w razie odwiedzin Strupasa przypomniał mu o sprawie z jaką zwróciła się do ona do ulicznika kilka dni temu. Jednonogi marynarz kiwnął tylko głową na znak iż przyjął to do wiadomości po czym wrócił do pykania swojej mocno osmolonej mahoniowej fajki.

Na zewnątrz piździało sakramencko. Ulryk ukazywał swe oblicze w pełni dmąc z całych sił niczym opętany. Ciemnowłosa wdowa parła jednak uparcie do przodu prowadzona poczucie odpowiedzialności i chęci spełnienia swojego obowiązku jaki miała względem zboru i nie tylko.

Miejscem docelowym była karczma w której gościła wczoraj. Wpierw jednak chciała zbadać teren wokół magazynu Grubsona. Na szczęście znała jego dokładny adres i na szczęście nie było to jakoś bardzo daleko od "Sierpa i młota". Kto wie. Może przy odrobinie szczęścia uda się jej zaciągnąć mającego tam o tej porze wartę mięśniaka na szybki numerek na tyłach składu. Byłby to wyjątkowo szczęśliwy obrót spraw. Choć nie zdziwiłoby to jej jakoś mocno. Potrafiła kusić a mężczyźnie najczęściej okazywali się być wyjątkowo łasi na takie zaloty. Szczególnie gdy czekała ich całonocna warta w pojedynkę.

Słońce już zaszło ze dwa czy trzy dzwony temu więc na świecie panowały nocne ciemności. Większość poczciwych obywateli już spała albo szykowała się do snu aby mieć siły na kolejny dzień pracy. Nocne niebo było przysłonięte chmurami ale na razie nic z nich nie padało. Na razie Ulryk darował sobie takie żarty jak wczorajszego wieczoru z tym zamarzającym deszczem. A późna pora i okolica magazynów miały swoje dobre i złe strony.

Dobrą stroną był mrok jaki pomagał skryć się w cieniu. Z drugiej strony właśnie z tego samego powodu każdy ruch w cieniu wydawał się podejrzany. A biel śniegu, nawet zdeptanego i brudnego rozjaśniała nieco noc więc nawet po zmroku wydawało się jaśniej niż bez tego śniegu. Kiepskie było zaś to, że o tej porze i miejscu okolica była prawie bezludna. Ci co pracowali tutaj już dawno skończyli swój dzień i pewnie właśnie kładli się do łóżek. Więc mało kto się tutaj kręcił. Co powodowało, że w naturalny sposób zwracało się uwagę na każdą przechodzącą czy stojącą postać. Po prostu czasem Versana była jedyną użytkowniczką ulicy o tej porze.

Sam magazyn Grubsona nie zachwycał. I na swój sposób był znajomy wdowie van Drasen. W końcu wszystkie magazyny budowano hurtowo, wedle tego samego projektu razem z resztą infrastruktury portu. Więc przynajmniej w ogólnych zarysach były do siebie mocno podobne. Takie same długie, budynki o ścianach do wysokości pogranicza 1 i 2-go piętra. Do tego spadzisty dach. No i po bramie wjazdowej z przodu i z tyłu. Okien właściwie brak. Całkiem solidna, drewniana konstrukcja. I to właśnie w połączeniu z zimą i późną porą był feler. Bo jeśli ktoś tam w środku stróżował no to właśnie stróżował w środku. Po co miał łazić po nocy na zewnątrz? W taki ziąb? A mróz był mocny, co Versana czuła osobiście na sobie. Dobrze, że nie musiała na nim spędzać całego dnia czy nocy. Na szczęście nie wiało ani nie padało to jakoś dało się w zimowym odzieniu wytrzymać. Ale nie była w stanie stwierdzić co czy co znajduje się za ścianami magazynu Grubsona. Zresztą innych czy choćby swoim też nie. Przynajmniej nie jak się po prostu stało z zewnątrz obserwując tą mroczną i ponurą budowlę częściowo przykrytą śniegiem.

Obeszła więc budynek dookoła chcąc dostrzec jakiś lufcik i dobiegający zza szyby ewentualny blask świec bądź latarni. Po czym stanęła z boku skryta w cieniu na piętrze jednego z pobliskich pustostanów tak aby mieć wszystko na oku. W sytuacji kiedy planuje się włamanie ważne było rozpoznanie terenu. Wyłapywanie jakiś powtarzających się schematów i zachowań czy to ze strony straży miejskiej, ochroniarzy czy nawet okolicznych mieszkańców. To jak często pojawiają się w okolicy mundurowi bądź co ile goryl wychodzi się odlać było kluczowym elementem przeprowadzenia później udanego sabotażu czy włamania. Ważny był każdy choćby najdrobniejszy szczegół.

Ziąb nie odpuszczał. Na szczęście ściany dookoła i dach nad głową dawały poczucie nieco większego komfortu. Grog, który dostała od Kurta mimo niezbyt przyjemnego smaku również robił robotę grzejąc jej trzewia od środka niczym ogień piekielny. Pilnowała się jednak by nie przesadzić z jego "degustacją". Wszak póki stała na mrozie alkohol nie uwalniał pełni swej mocy. Sytuacja jednak zmieniała się diametralnie kiedy to z mrozu wchodziło się do przyjemnie ogrzanego budynku. Procenty zdawały się wtedy wzmagać swoje działanie uwalając niejednokrotnie wprawionych w boju pijusów. Sączyła więc z umiarem napitek i czekała. Czekała aż coś się wydarzy.

Widoki nie były zbyt pasjonujące. Zaśnieżona, pusta uliczka nocą położona w kanionie pomiędzy magazynami. Kiepsko też to wyglądało z punktami zaczepienia. Bez liny trudno będzie się wspiąć na dach. Trzeba by skombinować jakąś drabinę. Nawet jakby znaleźć jakąś beczkę i przytoczyć to też nie była pewna czy by starczyło by wspiąć się na dach. A i samo wspięcie na dach niewiele dawało. Pomijając ryzyko zsunięcia się po skośnej, zaśnieżonej i może oblodzonej powierzchni na dół to jak nie miał jakichś dziur to jedyne wejście to to właśnie wyjście na dach. A te w jej magazynie były po obu krańcach dachu. Zamknięte od środka. Właśnie po to by się nikt nie raczył włamać.

Nie było też okien. W magazynie gdzie nikt nie przebywał były zbędne. A zwiększały przestrzeń ładunkową a w końcu nikt tu na stałe nie mieszkał by było komuś potrzebne światło dnia. To i nie było widać po nocy światła z zewnątrz. Jedynym elementem dającym wskazówkę, że ktoś może być w środku był dym unoszący się z komina. Poza tym cicho, ciemno i mroźno. Jak w środku był strażnik to pewnie nie miał zamiaru wyłazić na zewnątrz, na ten mróz i śnieg bez potrzeby. A jeśli Grubson oszczędzał to jak ktoś miał służbę to pewnie od zmroku do rana.

Wstępna ocena okolicy nie napawała entuzjazmem i optymizmem. Magazyn zaś zdawał się być twierdzą nie do zdobycia i wszystko znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, iż jedyna drogą wejścia i wyjścia pozostawały dwie rozmieszczone po przeciwnych końcach budynku bramy. Brunetka nie zamierzała jednak forsować ich siłą. Nie było by to zresztą w jej stylu. Tęgość umysłu stawiała ponad krzepą mięśni. Była profesjonalistką. Była cierpliwa. Była zdeterminowana. Pobieżna obserwacja - było to zdecydowanie za mało. Liczyły się niuanse. Postanowiła więc pozostać jeszcze przez jakiś czas w cieniu.

Czas leciał niczym krew z nosa. Okolica zaś zdawała się być jedną z najbardziej wyludnionych w mieście. Poza jakimś bezpańskim psem i pijanym w sztorc marynarzem, który wyglądał jakby zbłądził dzielnica była raczej opustoszała.

Kultystka zmuszona więc była wziąć sprawy w swoje ręce. Szczególnie jeśli chciała odzyskać i oddać nierozliczony towar jego pierwotnemu właścicielowi dziś w nocy. Plan był prosty i opierał się na schemacie działania Łasicy w przypadku odwiedzin kazamat. Odegrać rolę przemarzniętej ladacznicy, która w zamian za ciepły kąt i nieco strawy odwdzięczy się swojemu "wybawcy" w jedyny sobie znany sposób.

- Komu w drogę, temu kopa. - pomyślała pociągając jeszcze jeden łyk z flaszki, którą dostała od Kurta a następnie ruszyła w kierunku jednej z dwóch bram prowadzących do magazynu.

Jak zastukała w drzwi wyczuła ich solidność. Całkiem mocne. Tak samo jak i w jej magazynie. W końcu to była brama wejściowa do wnętrza. I jak zastukała przez chwilę nic się nie działo. Ale w końcu usłyszała z zewnątrz otwierane wewnętrzne drzwi. Ze dwa kroki. I ruch małej klapki przez jaką zlustrowało ją czyjeś oko i kawałek męskiej twarzy.

- Czego chcesz? - głos z wnętrza nie okazywał przychylności. Nawet zawiewał podejrzliwością i niechęcią. Oko rozejrzało się na boki sprawdzając chyba, że ta co puka nie ma jakichś kolegów do pomocy.

- Dzięki bogom. W końcu ktoś otworzył. - mówiła tak jakby podejrzliwy mężczyzna po drugiej stronie bramy wybawił ją z wielkiej opresji - Może zechciał byś przygarnąć zagubioną duszyczkę? Tak tu zimno i ciemno a do domu daleko. Mam pół flaszki zmrożonego grogu i gorące ciało w zanadrzu. - mówiła zalotnie i trzepotała rzęsami niczym rasowa prostytutka - Wpuścisz mnie więc do środka aby później ja cię mogła wpuścić? Czy mam tu stać tak długo aż zamarznę? - puściła oczko i przygryzła uwodzicielsko dolną wargę.

Mężczyzna po drugiej stronie drzwi nie zastanawiał się zbyt długo. Zaraz klapka się zasunęła i dał się słyszeć rygiel otwieranego zamka. Strażnik stanął w otwartych drzwiach. W jednej dłoni trzymał latarnię jaka oświetlała jego i gościa oraz dawała krąg ciepłego światła. W drugiej miał za to jakiś solidnie wyglądający drąg jakim można było przetrącić kulasy. Ale coś nie wyglądał by miał zamiar go użyć na stojącej przed drzwiami kobiecie. Wyjrzał na boki sprawdzając czy jest sama albo czy ktoś ich obserwuje.

- Dobra ale ci nie zapłacę. Dasz mi darmówkę to będziesz mogła zostać. - postawił warunek. I parę chwil później byli już wewnątrz magazynu. Układ wewnątrz był podobny do tego co wdowa van Drasen miała we własnym magazynie. Czyli za niewielkim korytarzykiem na kilka kroków były kolejne drzwi. A potem ta część biurowo - gospodarcza gdzie między innymi była kanciapa strażników i podobnej obsługi. Reszta właściwej części magazynu była za zamkniętymi drzwiami. Strażnik zaprowadził ją właśnie do tej kanciapy. A ta chociaż nie imponowała wyglądem i uposażeniem to przynajmniej była ciepła od rozpalonego pieca jaki stał pod ścianą. Było niewielkie biurko, ze trzy taborety na krzyż i niewielka rozłożona prycza. Widocznie używana przez gospodarza. A sam gospodarz okazał się mężczyzną w średnim wieku, za jakim niewiele kobiet by się obejrzało drugi raz.

- No to poznajmy się lepiej. Hans jestem. Masz tą butelkę? - musiał być pewny swego jakby trafiła mu się niebywała okazja w tą ciemną, mroźną i samotną noc.

- Mów mi Anna. - postanowiła nie przedstawiać się imieniem dziwki w rolę której wchodziła do tej pory - I coś tam mam. Nie wiem jednak czy nie za mało. Nie spodziewałam się jednak tak rosłego faceta. - męskie ego było łase na komplementy. Seksowna brunetka potrafiła zaś je prawic podsycając tą dość pierwotna cechę tej brzydszej płci. - A ty tu nic nie masz skitranego na takie okazje jak ta? - kiwnęła głową w stronę biurka. - Swoją drogą po raz pierwszy jestem w takim miejscu jak to. Może oprowadził byś mnie po swoich włościach? - roześmiała się delikatnie.

- Nie, nie, nie, żadnego łażenia. Nie wolno. Daj co tam masz. - Hans widocznie całkiem ładnie się rozochocił na wdzięki nocnego gościa. No ale też i dlatego chciał jak najszybciej skonsumować tą znajomość. I nie wydawał się na skorego do innych opóźnień.

- Taki ogier z ciebie? No dobra to pij i bierzemy się do roboty. - zachichotała niczym panienka z dobrego domu - Zostaw tylko coś dla mnie. - podała mu flaszkę by następnie chwycić go za krocze - Pokaż co tam masz kochaniutki. - spojrzała na niego zadziornie. - Ja zaś pokaże ci jak powinno się tego używać. - wystawiła delikatnie swój wyjątkowo zwinny język.

Agresywne zaloty rudowłosej panienki przyniosły efekt taki jak powinny. Pobudziły wybranka na całego. Skoro ona złapała go za jego krocze i tam kusząco obiecywała zmysłowe rozkosze to i on wyszedł jej pragnieniom naprzeciw. - O tak, chodź tu, zabawimy się! - zaśmiał się zadowolony, że taka zdolna i pojętna panienka mu się trafiła co wie czego chce i po co tu jest. A do tego chcą tego samego! Więc złapał ją za ramiona, przyciągnął do siebie bliżej i pocałował ją w usta. Bez finezji i subtelności. To był chciwy, spragniony pocałunek zapowiadający szybki i bezpośredni numerek. Alkohol widocznie miał być na później i gospodarz się nim w tej chwili w ogóle nie zajmował mając ciekawsze zajęcie dla ust i rąk.

Życie wciąż ją zaskakiwało. Po należących do raczej wątpliwych przyjemności uniesieniach czy to z węglarzami, czy ze strażnikami kazamat nie myślała że nadarzy się jej okazja przeżyć coś bardziej skrajnego a jednak. Pocałunek z Hansem był więc prędzej traumatycznym przeżyciem aniżeli romantycznym uniesieniem. Stan jego uzębienia raczej szczątkowego uzębienia pozostawiał wiele do życzenia przypominając swoją formą i zapachem coś pomiędzy wybrakowanym płotem a zdechłym szczurem więc co do zasady nie był daleki od tego należącego do nurgelowego kolegi ze zboru. Zadanie jednak trzeba było wykonać bez względu na cenę. Szczególnie, że ta w gruncie rzeczy nie wydawała się być zbyt wysoką. Odwzajemniła więc pocałunek.

- To nie mydło. Się nie wymydli. - pomyślała w trakcie ściągania getrów - Miejmy to już za sobą. - podciągnęła nagle spódnicę wypinając swoje wdzięki w stronę adoratora.

- Pokaż więc czy taki z ciebie hultaj na jakiego wyglądasz. - rzuciła zaczepnie w kierunku rozochoconego mężczyzny. - Czekaj. Czekaj. Słyszałaś to? - wyprostowała się nagle i odwróciła w kierunku drzwi - Jakby kroki. Na pewno zamknąłeś wrota? - starała się być jak najbardziej przekonująca zgrywając speszoną gąskę - Sprawdź to proszę. Nasza umowa z resztą dotyczyła tylko ciebie i mnie.

Popatrzył na nią podejrzliwie. I niechętnie na drzwi do kanciapy. Nasłuchiwał chwilę tych kroków co mówiła, że słyszy. - Nic nie słyszę. Zdawało ci się. - powiedział po chwili i widać było, że nie miał ochoty wypuszczać tych chętnych ramion ze swoich objęć. Ale ostatecznie jednak wypuścił i wyszedł na korytarz sprawdzić drzwi bez zamykania tych do kanciapy. Słyszała jego kroki na korytarzu i odgłos otwieranych, wewnętrznych drzwi.

Czasu było niewiele. Musiała zatem działać szybko i przezornie. Pewnym ruchem wyciągnęła więc zza pazuchy fiolkę z kroplami nasennymi, odkorkowała ją i dolała jej zawartość do stojącej obok butelki z nie najlepszej jakości grogiem. Smak i moc alkoholu były tak intensywne, że ciężko by było zidentyfikować jakikolwiek dodatek. Nawet jakby miał nim być proch strzelniczy czy koński szczoch. Lała na oko. Wszak czas nie był jej sprzymierzeńcem w tej chwili. Nie żałowała jednak. Nie chciała by mikstura wyszła zbyt słaba. Jak na jej gust cztery czy pięć dawek powinno starczyć by skutecznie rozmiękczyć ochroniarza już po paru grzdylach. Szczególnie, że butelka i tak była już do połowy pusta. Po całej tej zabawie w alchemika zatkała menzurkę z naparem i schowała ją z powrotem w specjalnie przygotowaną do takich sytuacji kieszeń. Następnie chwyciła butelkę ze świeżo przygotowanym roztworem i zbliżyła ją do ust udając iż kosztuje go tak by wprowadzić w błąd wracającego właśnie pewnym krokiem mężczyznę.

- Może nie najlepszy ale kopie jak trzeba. Za udaną zabawę. - podała flaszkę Hansowi - I jak? Drzwi były zamknięte?

- Pewnie, że zamknięte. Mówiłem ci. - powiedział nieco naburmuszony jakby zarzucała mu jakąś nieudolność czy coś podobnego. Złapał butelkę i przechylił z niej kilka łyków. Ale odstawił zaraz na stół i sam wrócił do tej co obiecała mu rozkosze ciała tego wieczoru. I widocznie miał na to ochotę jak najbardziej.

Sprytna kultyska musiała zatem teraz tylko i wyłącznie dobrze rozegrać czasem. Usiadła więc na taborecie a następnie rozłożyła nogi na tyle szeroko by zdradzić iż pod spódnicą nie ma bielizny. Kusiła i sprawiało jej to bardzo dużo przyjemność. Nieświadom zaś całej intrygi rozpalony samiec dawał bardzo łatwo porwać się tej całej gierce. Szedł więc w jej kierunku dość dziarskim krokiem. Jednak gdy podszedł wystarczająco blisko przebiegła famme fatale subtelnie podniosła nogę i oparła stopę o jego klatkę piersiową. Widok był co najmniej apetyczny i wesoła wdówka doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Spojrzała więc w bardzo wymowny sposób wpierw na mężczyznę a następnie na swoje łono dając mu tym samym sygnał jakiej reakcji od niego oczekuje.

- Taka sprytna sztuka z ciebie? - Hans wydawał się trochę zaskoczony takim obrotem sprawy. Ale gdy jego dłonie złapały za gładką łydkę i przesunęły się po niej chyba wziął to za dobrą monetę. Złapał ją i zaczął całować śmiejąc się przy tym i schodząc coraz bliżej zachęcająco rozwartych ud. W końcu klęknął przed siedzącą na taborecie kobietą i zaczął zabawę u samego złączenia tych ud. Chociaż coś jeszcze zwróciło jego uwagę.

- A co tutaj masz? Jakiegoś węża? - zdziwił się mimo wszystko przesuwając palcami po wytatuowanym wizerunku wężowych splotów. Ale obrazek węża na skórze z uniesionym łbem zajął go tylko na chwilę. Sama właścicielka tego tatuażu interesowała go znacznie bardziej.

Versana złapała głowę mężczyzny za włosy do docisnęła ją do swojego już teraz wyraźnie mokrego łona. Jęki rozkoszy były głośne i częste, ruchy bioder zaś płynne i gwałtowne.

- Ano węża. - potwierdziła spostrzeżenie kochanka - Bo wije się podobnie jak one. A może i lepiej. - odparła szybko w przerwie między jednym a drugim uniesieniem. - Jak dalej będziesz tak posłusznym chłopcem to się może nawet przekonasz. - docisnęła głowę Hansa jeszcze mocniej.

Hans nie wyglądał ani na amanta ani na ogiera łóżkowych harców. A jednak cała scena pobudziła go i rozochociła na tyle, że krzyknął z tej dzikiej radości, złapał kochankę jakby była dzieckiem, podniósł ją i przeniósł na tą rozłożoną pryczę. Była dość twarda, pod cienkim siennikiem dało się wyczuć twarde dechy. Pewnie w razie potrzeby mogła robić za drugi stół. Ale to zarejestrowała gdzieś mimochodem. Jej partner przejawiał tyle wigoru jakby sam Wąż szeptał mu do ucha. Anna wylądowała na plecach a on między jej udami. Nachylił się nad nią chcąc z niej zdjąć górę aby zobaczyć co tam ma pod górną połową kiecki.

Ida miała sporą wprawę w tych łóżkowych zapasach. Wykorzystując więc element zaskoczenia. Mocno wyrzuciła biodra, skręciła się na bok i ze zwinnością gada wydziaranego na podbrzuszu postarała się wysunąć bokiem tak by móc zasiąść rozkrokiem na mężczyźnie, który póki co górował nad nią.

Mimo usilnych zmagań Versany. Hans zdawał się mieć naprawdę mocną głowę. Najwidoczniej był na tyle wyposzczony iż widok nagiej i chętnej kobiety trzymał go na nogach mimo końskiej dawki środków nasennych jakie przyjął. Wesoła wdówka nie mogła więc odwlekać igraszek w nieskończoność aby nie wzbudzić podejrzeń swojego kochasia i w końcu uległa jego zalotom. Sam akt nie należał do najdłuższych i wyczerpujących. Dał jednak ochroniarzowi upragnioną rozkosz, którą Versana przyjęła na swoje nagie i jędrne pośladki. Wiedziała jednak jak wykorzystać moment odprężenia mężczyzny. Wskoczyła na niego gdy leżał akurat na plecach i zaczęła kręcić mu tuż nad nosem piersiami między którymi swobodnie wisiał zawieszony na łańcuszku medalik.

Z początku niezbyt urokliwy pracownik magazynu skupiał swój wzrok na falujących tuż nad jego twarzą zgrabnych piersiach Ver. Później jednak jego uwagę przykuł wisiorek aż jego głowa z czasem zaczęła chodzić zgodnie z ruchem świecidełka. Ilość wypitego alkoholu a z nim naparu z ziół nasennych oraz stymulacja złotą przywieszką musiały w końcu zadziałać. Brunetka doskonale orientowała się kiedy ofiara popada w hipnotyczny sen. Tak było i tym razem. Nadszedł więc czas na wyjście z ukrycia i zadanie delikwentowi kilku dość ważnych pytań.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 08-11-2020 o 10:19.
Pieczar jest offline