- Tak moja droga spotkaliśmy Kościeja Bezśmiertnego przywódcę Bractwa Smoka, jedną z istot antycznych... - Powiedział Samuel i zaczął chichotać jak szczebiotka - Był zaskakująco miły i rozmowny! Nawet dał nam prezenty, bo Stefek z nim rozmawiał jak król filozofii! A ja myślałem, że to bezdomny więc zaoferowałem mu pieniądze, pomoc i szacunek - Syn Ziemi dopiero teraz poczuł jak adrenalina z całej sytuacji puszcza kiedy dotarł bezpiecznie do celu.
Dopiero teraz pozwolił sobie pojąć niebezpieczeństwo, w jakim się znajdowali - Mógł nas zabić w każdej chwili... Stalowego i Płomiennego unieszkodliwił w dwa pacierze... Zamiast tego porozmawiał z nami jak miły lekko zagubiony dziadek... Ma niewyobrażalnie szeroką perspektywę, ale mam wrażenie, że czasami można się z nim dogadać ? Zgodził się na współpracę w kwestii zabicia Yomy... Mam wrażenie, że on nie jest taki jak Ojciec z waszych opowieści. Nie zrozumcie mnie źle on wciąż Dobra, chcąc, zło czyni- Nagle Samuel poczuł się bardzo słabo.
Ugięły się pod nim nogi, szybko wyciągnął z kieszeni sole trzeźwiące i sztachnął się amoniakowym powietrzem, żeby nie stracić przytomności.
Potrzebował usiąść i złapać oddech. |