Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2020, 03:37   #291
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 76 - 1940.V.27; pn; późny wieczór; Abbeville

Czas: 1940.V.27; pn; późny wieczór; godz. 22:45
Miejsce: Francja; Abbeville; pd. Abbeville; rogatki miasta
Warunki: noc, ziąb, ulewa, łag.wiatr



Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes)



- No to tutaj. - powiedziała cicho ich młoda przewodniczka. Chociaż właściwie już zaczynało się wczesne lato to po 22-giej było już jednak ciemno jak w nocy. A już było po 22-giej a nawet bliżej było 23-ej. Poza tym po tym pochmurnym dniu znów padało. A nawet tym późnym wieczorem zaczęło lać jak z cebra. Potężna ulewa zalała tą francuską okolicę. I chociaż sama w sobie nie była przyjemna, krople z impetem trafiały w pożyczone palta i płaszcze to jednak miała pewne pozytywne skutki. A mianowicie zrobiło się jeszcze bardziej ciemno a strugi ulewy działały jak dodatkowa zasłona zamazująca obraz i tłumiąca dźwięki. Mimo to Odette zdecydowała się dalej pełnić rolę ich przewodniczki. Nie chciała zostawić ich tylko z tłumaczeniami jak przejść przez obce dla gości miasto. Tylko stwierdziła, że sama ich zaprowadzi do tych mostów i rzeki.

Jej brat nie uległ jej presji by wspomóc tą trójkę dzielnych ludzi co walczyli z bronią w ręku z najeźdźcą. I wolał zostać z rodziną. Co wypomniał młodszej siostrze, że łatwiej jej szafować własnym zdrowiem i życiem gdy nie ma własnej rodziny, mieszkania i piekarni. Na co siostra fuknęła na ten przytyk i poszła się ubierać. Ale za do Louis odpowiedział na parę pytań jakie do niego mieli.

No i od brata Odette dowiedzieli się, że od 20-ej jest godzina policyjna. Ale Niemcy raczej stoją tam gdzie w dzień czyli przy głównych ulicach przejazdowych przez miasto. Gdzie indziej to raczej się nie zapuszczają. W dzień to jeszcze chodzili po mieście, do sklepu, do kawiarni i paradowali niczym zwycięska armia pusząc się na całego jakby już wygrali wojnę. Jego siostra wzięła to za dobrą monetę bo uznała, że bocznymi uliczkami powinno się dać przejść na południe ku rzece.

Co do tego czy transportów jest dużo czy nie to Louis uznał, że dużo. Ale przyznał, że z tydzień temu gdy Niemcy zajęli miasto i okolicę to był większy. Czołgi, działa i ciężarówki jeździły przez miasto. Ale od paru dni był spokój. Jeździły motocykle, łaziki i ciężarówki. Dział i czołgów nie widział. No a teraz znów był ruch jak tydzień temu. Może Niemcy się wycofują? Odette gorączkowo i z nadzieją chwyciła się tej myśli z iście młodzieńczym zapałem. Na pewno tak było! Nasi im dali łupnia dzisiaj i się wycofują! Może zostawią nas w spokoju?

No a przy rzece tak, miał kolegę czy dwóch. Chwilę dyskutował z siostrą która widocznie ich nie bardzo znała. Ale chyba kojarzyła ulice i adres gdzie mieszkali. Louis jednak nie miał pojęcia jak ci koledzy zareagowaliby na nocną wizytę obcych. Nawet Odette to była dla nich obca chociaż no jakoś chyba mogła się dogadać czyją jest siostrą. No ale czy ci by nie zamknęli im drzwi przed nosem tego Lepge nie był pewny. Był też inny problem. Niemcy traktowali rzekę jako granicę ich władztwa od tej części z francuskim miastem i Francuzami. Za rzekę nie wolno było cywilom przechodzić. Stali na mostach i chodziły patrole wzdłuż rzeki. Czy da się dotrzeć do jakiejś łodzi albo przeprawić przez rzekę to nie miał pojęcia. Trzeba było po prostu tam pójść i sprawdzić. No to wyszli w tą nocną ulewę co zaczęła lać i sprawdzali właśnie.





- Tu jest jeden most. A tam dalej jest drugi. - albo mieli farta albo Odette była taką dobrą przewodniczką bo od opuszczenia mieszkania jej brata nie trafili na żadnego Niemca który by zdradzał, że ich dostrzegł albo chciał zatrzymać. Raz tylko musieli dobre parę minut, może i kwadrans się chować w klatce schodowej kamienicy nim trafiła się przerwa pomiędzy pojazdami na tyle duża by dało się przebiec na drugą stronę. Właśnie czekając na tą przerwę mogli na własne oczy przekonać się o siłach niemców. Cięzarówki sunęły z mozołem. Czasem jakiś łazik, motocykl albo nawet czołg. Co jakiś czas dało się dostrzeć poza czarnymi krzyżami zdradzjące oczywistą przynależność pojazdu także emblematy dywizyjne. Te pojazdy zwykle miały dwa, jasne koła.





Dał się rozpoznać to samo logo jakie nosił łazik przed kościołem. George nawet rozpoznał logo niemieckiej 2-giej dywizji pancernej. Przejeżdzała przez miasto. Aż dali radę przebiec przez ulicę i wśród zacinającej ulewy dotrzeć do południowych rogatek miasta. Tych co już widać było most. Właściwie to nawet oba. Ten drugi musiał być położony z kilkaset metrów dalej. Może kilometr, może pół. A były widoczne bo przewalały się przez nie całe kolumny pojazdów. Widać było stłumione przez zasłony światła wojskowych reflektorów. Rząd pojazdów, głównie ciężarówek przejeżdżał z tamtej strony rzeki na tą. Rzeczywiście wyglądało jakby niemiecka armia wycofywała się na północ od rzeki.

Ale widok na drugim moście nie zostawał złudzeń. Tamtym mostem kolejne oddziały kierowały się na południe. Przypominało to raczej luzowanie jednej jednostki przez inną. Tam ciężarówek było mniej. Za to widać było maszerujących żołnierzy i wozy ciągnięte przez konie. Pewnie jakaś jednostka piechoty. Albo jako całość albo ta akurat jaka przechodziła przez most.

I tu zaczynały się schody. Przy tak zatłoczonych obu mostach wydawało się niemożliwością by przejść na drugą stronę. Ale z rogatek miasta widać było już koryto rzeki. Może nie samą wodę ale jawiła się jako ciemna krecha w poprzek drogi. Ulewa utrudniała dostrzeżenie ich ale i im dostrzeżenie kogoś. Na przykład niemieckich patroli. Pomruk wielu silników i ulewa zagłuszała zwykłe kroki. Ale jakieś patrole musiały być. Czasem widzieli ich sylwetki od strony mostu na tle przejeżdżających reflektorów pojazdów. Ale tylko jak byli od strony mostu. Czy jacyś chodzili wzdłuż rzeki tego z tego miejsca nie było widać.

- Tam przy rzece są łódki. Możemy spróbować. Jak nie tu to kawałek dalej. - Odette wskazała ruchem dłoni przed siebie. I potem trochę poziomym gestem pewnie mając na myśli rzekę co było może z setkę kroków od nich. Może trochę bliżej czy dalej. Mówiła jakby znalezienie łodzi było raczej pewne i jak nie na tym kawałku rzeki to kawałek dalej powinna jakaś być. Jakby mieli się rozdzielać to właśnie gdzieś tutaj. Spróbować przepłynąć rzekę pomiędzy mostami albo po zewnętrznej stronie któregoś z nich. No albo jakoś próbować coś z tymi ciężarówkami. Młoda Francuzka teraz czekała co zdecyduje trójka gości z nieba z jakimi splótł ją los od tego poranka. Na razie musieli przeczekać. To jak bardzo kolumna zmotoryzowana w połączeniu z nocą i ulewą utrudnia usłyszenie i dostrzeżenie kogoś dało się poznać gdy usłyszeli zirytowany głos w ciemnościach.

- Was für ein verdammtes Land! Was für ein verdammtes Wetter!* - zaklął jakiś męski głos po niemiecku. Odette zamarła jak zając złapany w światła reflektoru i cofnęła się bliżej jakiegoś płotu przy jakim stali. Jeden z ostatnich płotów i domów z tej strony miasta. Przynajmniej patrząc z centrum.

- Verdammt! Meine Streichhölzer wurden nass. Hast du Feuer?** - zapytał ten sam tak samo zirytowany głos. Drugi wspomniał, że sierżant zabronił palić na patrolu. Na co ten pierwszy warknął, że sierżanta z nimi nie ma. I by dał ten cholerny ogień. Niby lato a pogoda jak w Polsce. I widocznie ten drugi posłuchał bo w nocnych ciemnościach rozbłysło małe światełko. Może ze dwa, czy trzy tuziny kroków od miejsca gdzie stała czwórka w płaszczach i paltach. Przez moment było widać dłoń chroniącą mały płomyk przed deszczem i twarz jaka się nachyliła by odpalić papierosa. Twarz pod okapem charakterystycznego hełmu niemieckiego żołnierza. Potem to wszystko zgasło zostawiając tylko żarzący się punkcik w ciemnościach. Widocznie żołnierze wznowili spokojny marsz tego patrolu stopniowo zbliżając się do czwórki w cywilnych ubraniach.

- Sie waren in Polen?*** - zapytał po chwili milczenia ten co chyba był młodszy jak nie wiekiem to stażem.



---


*Was für ein verdammtes Land! Was für ein verdammtes Wetter!* - (niem) Co za cholerny kraj! Co za cholerna pogoda!

**Verdammt! Meine Streichhölzer wurden nass. Hast du Feuer?** - (niem) Cholera! Zapałki mi zamokły. Masz ognia?

***Sie waren in Polen? - (niem) Czy byłeś w Polsce?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline