Gerard wysłuchał dokładnie wszystkich poleceń z poważną miną. Wiedział, że plan Gerda jest dobry, lecz nie najlepszy. Nim zdarzył coś powiedzieć wszyscy się rozbiegli na swoje miejsca. Mężczyzna spojrzał na kompana z łukiem po czym odezwał się głosem pozbawionym jakiegokolwiek uczucia.
-A Konserwa sugeruje byś dołączył do Rhevira. Pogonie ich w Waszą stronę.
Spojrzał na Gerda wzrokiem twardym, stanowczym. Mężczyzna wiedział co robi, wierzył w swoje umiejętności i miecz, który teraz spoczywał w pochwie.
Walka, tym żył... Znów przed oczyma miał setkii martwych i rannych, zbroje splamione krwią i miecze ociekające posoką. Znów w uszach słyszał szczęk metalu i jęki umierających. Słyszał też świst strzał lecących chmarą, niczym szarańcza. Brzdęk cięciw puszczanych przez dziesiątki łuczników. Wszystko to obraz i odgłosy wojny... Jego żywiołu.
Ostrze błysnęło w świetle słońca. Gerard jeszcze raz spojrzał na towarzysza po czym złapał pewnie miecz i spokojnym krokiem wyszedł z kryjówki.
Szedł wolnym, pewnym siebie krokiem nie spuszczając wzroku z przeciwników. Dłoń ściskała, w pewnym chwycie, rękojeść miecza, gotowa szybko zadać cios, który był by śmiertelny.
-Doświadczony rycerz potrafi zabić do piętnastu wrogów. Ilu zatem zabije trzech żółtodziobów, którzy dopuścili się zdrady i szpiegują dla wroga? - były rycerz powiedział to z pogardą, gdy już zbliżył się do trójki zdrajców.
Jego plan był prosty, albo uciekną wprost w łapska Gerda i Rhevira, albo zaatakują go, co będzie ich błędem. W razie gdyby panowie wybrali drugą opcję, Gerard swoje ciosy wymierzać będzie w nogi i przeguby rąk, by nie zabić napastników a jedynie ranić dotkliwie. |