Maius 816.M41, mostek BÅ‚ysku Cieni
Alarmowe klaksony nie cichły na dłużej jak kilkanaście minut, swymi zmiennymi tonami infomując załogę o kolejnych fazach procesu opuszczania Osnowy. Ukryci głęboko pod grubą skorupą pancerza, członkowie załogi nie mieli pojęcia o tym, co działo się na sąsiednich podpokładach, o sytuacji na zewnątrz okrętu już nawet nie wspominając. Większość pogrążona była w żarliwych modlitwach, wyraźnie niż jeszcze dzień wcześniej odczuwając nandanturalny ucisk w skroniach i zmącone myśli. Drapieżcy Osnowy wiedzieli, że ich ofiara zaczyna się wymykać, toteż atakowali migotliwe Pole Gellara ze zdwojoną zajadłością. Jęki wyginanych wręg mieszały się ze skrobotem i nieludzkimi piskami dobiegającymi zza ochronnego kokonu, budzącymi trwogę sparaliżowanych własną bezradnością załogantów.
Obsada mostka tkwiła w komplecie na swoich stanowiskach, razem z niepodpiętymi jeszcze do terminali serwitorami. Moment przejścia pomiędzy wymiarami bywał bardzo niebezpieczny, bo ledwie sekunda przyśpieszenia procesu przeskoku między napędami mogła wystawić okręt na ułamek chwili bez ochrony Pola Gellara – a ten jeden ułamek chwili mógł przesądzić o losie trzydziestu tysięcy ludzi. Większość serwitorów na mostku fregaty przypominała maszyny, wszystkie łączył jednak wspólny mianownik: organiczny mózg. Podobnie jak ludzie, hybrydy były bezbronne wobec demonicznej inkursji, a podpięte w momencie opętania do Ducha Machiny okrętu, mogły poczynić nieopisywalne szkody.
Seneszal Barca stał w rozkroku po prawicy kapitańskiego tronu, dzieląc swoją uwagę pomiędzy zasiadającą na nim Amelię de Vries, pochylonego nad konsoletą Garlika Tytusa i krążącą dostojnie pomiędzy kogitatorami postać czcigodnego prezbitera. Instytuacja Adeptus Mechanicus reprezentowana była na mostku przez spory kontyngent wysokich rangą magosów, monitorujących wszystkie procesy życiowe budzącej się z letargu aparatury, emitujących przez swe wokodery cyfrowe modlitwy, roztaczających wokół charakterystyczny zapach kadzidła i smarów.
- Wyjście za trzy... dwa... jeden... przeskok – z głośników zawieszonych po bokach tronu dobiegał silnie zniekształcony głos anonimowego służbity Domu Visscherów, pozostającego w ustawicznym kontakcie z pogrążonym w transie Nawigatorem. Nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni w swym życiu Christo poczuł przypływ szacunku dla siły woli i wytrzymałości psionika wiodącego okręt przez prawie dwa miesiące niewyobrażalnego wręcz wysiłku, bez chwili przerwy, bez odrobiny odpoczynku, zdanego wyłącznie na złożony system podtrzymywania życia pompujący w krwioobieg Nawigatora morderczy koktajl chemikaliów i środków odżywczych.
Seneszal wyprostował się czując nagłe drgnięcie kadłuba, po którym kakofonia charakterystycznych dla tranzytu dźwięków w jednej chwili ustała. Odcięta od świata zewnętrznego aparatura mostka wciąż jeszcze pozostawała ślepa, ale Christo już wiedział, że transfer dobiegł końca. Zdradzał to niechybnie pomruk konwencjonalnego napędu rozbrzmiewający w przewodach energetycznych oplatających mostek, ale znacznie bardziej odczuwalne było zniknięcie wrażenia czyjejś ciągłej obecności w myślach, poczucia bycia obserwowanym w każdej sekudzie lotu. Ucichły ledwie rejestrowane na skraju percepcji szepty, zniknęły cienie dostrzegane w zakamarkach okrętu jedynie wtedy, kiedy spoglądało się na nie kątem oka.
Błysk Cieni znalazł się z powrotem w wymiarze materialnym, przywiedziony do celu półtoramiesięcznej podróży przez trwającego wciąż w stanie pogotowia Bartholema Visschera. Nawigator ciągle jeszcze pozostawał w transie, nikt nie mógł bowiem wykluczyć ryzyka natychmiastowego awaryjnego skoku w Osnowę, gdyby na miejscu dolotu objawiło się nieoczekiwane zagrożenie.
- Rozruch funkcji złożonych Ducha Machiny – rozkazał wyprostowany Nadsternik – W imię Boga-Imperatora i dynastii Coraxów, chcę kompletne skany systemowe i chcę je w ciągu następnych piętnastu minut.
Odpowiedziało mu kilkadziesiąt przepełnionych podnieceniem głosów. Wpięci do sieci serwitorzy jęli uruchamiać protokoły rozruchu skanerów, radionamierników, sensorów wszalekiego typu i rodzaju. Ożyły wyłączone na czas tranzytu terminale zewnętrznych kaner, zapłonęła niebieska poświata resetowanego głównego holoprojektora.
Oficerowie z obsady mostka starali się ukrywać swe ożywienie, ale nie było chyba w pomieszczeniu nikogo, kto nie myślałby o tym, co lada chwila miało się pojawić na ekranach kogitatorów.