Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2020, 19:36   #96
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nadchodził czas podróży. Nadchodził czas ponownej żeglugi. Już się obeznali nieco ze światem w który zostali rzuceni, już poznali lepiej artefakt który trafił w ich dłonie… i nieco poznali los poprzedniej załogi. Pozostało im jeszcze wiele rzeczy do odkrycia, wiele pytań bez odpowiedzi, wiele planów do zrealizowania...



Rigus… tuż przed Odlotem

Harran z Vaalą udali się na zakupy zabierając ze sobą fanty znalezione wśród trupów na statku. Najwięcej problemu sprawiała magiczna płytówka… lekka nie była i ktoś musiał ją dźwigać. Pozbycie się jej było prawdziwą ulgą. Niestety sprzedaż była tylko jedną stroną monety, drugą było uzupełnienie zapasów poprzez zakupienie towarów i zaniesienie ich na statek. Na własnych plecach. No i… przecież nie wypada by ciężkie towary nosiła delikatna niewiasta, prawda? Prawda?
Uzupełnienie zapasów, załadowanie jaszczurki. Bardzo spokojnej w obecności swojego pana, ale łypiącego nienawistnie na każdą żywą istotę. Vaala rozpoznała w niej wyrośniętego velociraptora skażone czarcim rodowodem, ale cóż… nie zauważyli żadnych niebian w mieście. W końcu byli gotowi na powrót do Acheronu. Statek ustawił się w odpowiedniej pozycji szykując się do przeskoku i po chwili zniknął.
Przyglądały się temu nieliczne oczy. Statek wszak już spowszedniał wszystkim.

Jedno spojrzenie długo było w utkwione zarówno w samym okręcie, jak i miejscu w którym zniknął. Jeden uśmiech, jeden drapieżny grymas odsłaniający kły.
- Idź już…- jedno niecierpliwe polecenie.-... wiesz kogo masz zawiadomić i wiesz jaką zapłatę zaoferować. I wiesz za co…-
- Tak.- osobnik stojący z tyłu zadrżał ze strachu kłaniając się. I szybko ruszył w kierunku jednej z uliczek.
-Kto by pomyślał, że zabawa w kotka i myszkę rozpocznie się od nowa. Nie doceniliśmy cię przebiegły gnomie. - mruknął zaś do siebie ów władczy obserwator.


Acheron, pierwsza doba


Znowu tu byli, tu zaczęła się ich podróż. I tu znów byli. Tym razem by zdobyć materiały do naprawy okrętu. Bo ten potrzebował napraw… i przeróbek. Na szczęście Bezimienny miał do niego mapy i nieco wiedzy, by przynajmniej takie rzeczy zaplanować.


Acheron był dużym planem z unoszącymi się w ruchu sześcianami. Jak w takim chaosie można było znaleźć cokolwiek. Wedle Skirgleta… bardzo łatwo.
Acheron był bowiem planem prawa i to co wyglądało na chaotyczny ruch setek sześcianów było jednak regulowane pewnymi stałymi układami ukrytymi wśród nich. Część sześcianów poruszała się po stałych trasach, które znawca planu potrafił wyliczyć i na ich podstawie oszacować pozycję pozostałych wyznaczników. Wystarczyło tylko znaleźć punkt zaczepienia w tym labiryncie i podążając od okruszka do okruszka. I tak właśnie zrobili…
Jednooki niziołek wskazywał sześciany do których powinni polecieć, by z nich odbić ku kolejnym i kolejnym. Skirglet najczęściej więc przebywał albo w pokoju nawigacyjnym albo w sterówce.
Kiedy jednak nie przebył, zaczepiał niewiasty… to Vaalę, to Imrę, a to Mmho… za pomocą komplementów godnych pijaczka spod podejrzanej tawerny. I pewnie tam się ich nauczył. Ogólnie przewodnik był głośny i nieokrzesany i czasami nawet nieco obleśny w swoich przechwałkach. I lubił popić… i lubił zażyć coś mocniejszego. Coś o wiele mocniejszego…
Destiny dość szybko powiadomił Wędrowca, że Skirglet jest uzależniony od jakiegoś narkotyku. I o paru innych szczegółach dotyczących tego co robił, a które były niesmaczne choć bez znaczenia. Pewnych rzeczy… lepiej nie wiedzieć.

W tym czasie drugi z pasażerów, Lord Arsimon postanowił zostać dziobową ozdobą okrętu. Bowiem usiadł tam i w zasadzie się nie poruszał. Po prostu tkwił nieruchomo obojętny na to co się działo dookoła niego. Co nie znaczy, że ignorował tych, którzy przychodzili po mądrość Nerulla. Wprost przeciwnie, odpowiadał grzecznie i beznamiętnie, nie dając się wyprowadzić z równowagi. Zajął dziób, podczas gdy jaszczur Skirgleta skupił się na burcie i tam “urządził” swoje legowisko warcząc i sycząc złowieszczo na każdego kto nie był jego panem.
I nie przeszkadzał innym w ich zabawach.
W tym Bezimiennemu pojedynkującemu się Cromhargiem, eks niewolnikiem Imry. Oczywiście bezkrwawym i dla zabawy. Tak tego tego przynajmniej podchodził sam mężczyzna, jak i do pewnego stopnia konstrukt.
I został zaskoczony gwałtownym atakiem.


Szybkie pchnięcie przeciwnika które sprawował, a potem kolejna wymiana ciosów uczyła Wędrowca wiele na temat Cromharga. Był silny, szybki… był barbarzyńcą.
Dość szybko wpadł w szał, nad którym jednak panował. Cromharg potrafił walczyć, były wytrzymały… nie był dość dobry by pokonać Wędrowca. I wkrótce zaczął tracić inicjatywę, a potem przewagę, aż w końcu przegrał sparing. Bezimienny był po prostu lepszy.

Ten pojedynek był przyjemnym urozmaiceniem monotonii podróży. Bo ta była monotonna.
Oglądanie mijanych sześcianów po jakimś czasie nużyło i ich egzotyka traciła na atrakcyjności. A choć statek pełen był nieumarłych to ci… nic nie robili. Ci w ładowni stali w bezruchu. Ten na dziobie siedział. Trochę anty-klimatyczne zważywszy, że byli fanatycznymi wyznawcami Nerulla. Ale jakoś nikt nie narzekał.


Acheron, druga doba


Początek nie zapowiadał tego co się miało wydarzyć. Podróżowali między sześcianami mijając kolejne pola bitwy i nie przejmując się unoszącymi się w powietrzu drapieżcami. Nawet te największe sępy i orły, omijały bowiem Destiny szerokim łukiem. A sam Statek zamierzał ominąć pęknięty w połowie sześcian pogrążony w półmroku. Nic niezwykłego. Wczoraj minęli podobny obiekt.
Tym razem było inaczej…. tym razem półmrok ożył.
- Kapitanie! Alarm! Kapitanie alarm! Obiekt zbliża się do nas z dużą prędkością! - zameldował głośno Statek, co prawda Bezimiennemu. Ale jego głos rozbrzmiał we wszystkich kabinach załogi.

Bowiem ciemność… dosłownie oderwała się o rozbitego sześcianu i frunęła wprost na nich.


Szeroki na ponad 26 metrów płat ciemności, niczym wielki skrzydlaty nietoperz zmierzał wprost na statek od rufowej strony lewej burty w prostym kursie kolizyjnym.
A gdy był już blisko...


Okazywał się olbrzymim kościstym… nietoperzem o skrzydła zbudowanych z ciemności małpiej paszczy ozdobionej długimi rogami i święconymi na czerwono ślepiami pełnymi mordu. I nie było żadnej wątpliwości co do jego planów. Destiny miało być jego łupem, a załoga… jego posiłkiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline