Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2020, 18:56   #91
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Albo schudniesz - Kvaser stwierdził rozbawiony czymś - możesz też zeżreć swojego dinozaura. Bo jak już mówiłem, dla twojej bestii żarcia nie ma.
- Chyba nie ma po co się tak jeżyć, co? Załatwiamy biznes, a nie pertraktujemy ugodę między wrogimi klanami orków - Imra spojrzała po niektórych z powątpiewaniem.
- Wtedy byśmy pili - Kvaser stwierdził naturalnie.
- To może zróbmy to jak już się Wędrowiec namyśli - półelfka zaproponowała.
Vaala rozglądnęła się wokół.
- Jakie znowu jeże?? A napić… no można się napić - Powiedziała. Imra zaś wymruczała coś pod nosem co brzmiało jak “a myślałam, że to słowo zrozumie.”
- Jestem za piciem.- wtrącił Skirglet czekając cierpliwie, aż Bezimienny zakończy studiowanie kontraktu. Wydawał się lekko zaniepokojony tą wnikliwością konstrukta.
Automaton pozwolił pozostałym się wygadać, zanim oderwał spojrzenie od kontraktu.
- Nie przypominam sobie, żeby Harran wspominał o pierwszeństwie w podziale łupów.
- Eeee… nie mówił? Może zapomniał? - Skirglet zrobił zdziwioną minę. - Wydawało mi się że wspomniałem o mojej dziesiątej części, a kto pierwszy… to chyba detal niewarty uwagi, prawda?
- Bynajmniej - stwierdził Wędrowiec - Śmieć dla jednego jest skarbem dla drugiego. Nie widzę też obowiązku zapewnienia ci wyżywienia - dodał.
- W takim razie będziemy się musieli zatrzymywać co jakiś czas bym zapolował na pożywienie. Nie macie też obowiązku wieźć mnie tym okrętem.- przyznał niziołek i wzruszył ramionami. - I oczywiście wtedy będę zmuszony podążyć piechotą, a wy lecieć za mną, prawda?
- Ty rozpisałeś ten kontrakt w taki sposób. Treść można jeszcze zmienić, lub przyjąć, że działamy na swoją korzyść i w dobrej wierze, tak?
- Jeśli tak wam zależy na podziale tych łupów, to wystarczy mi, że weźmiecie moje zdanie pod uwagę… gdy nadejdzie czas rozliczeń.- rzekł pojednawczo jednooki niziołek.- I wykreślimy to zdanie.
- A co z tajemnicą - drugi niziołek w postaci solidnie poirytowanego już Kvasera informacjami o podziale łupów odezwał się warkotliwie - skoro tutaj tak lubicie papiery, to dobry przewoźnik zastrzega, że długi czas nie powie kogo, gdzie i w jakim celu prowadził. Oczywiście - mały wojownik fuknął głośniej niż powinien - nikt nie wymaga bohaterstwa gdy nóż do gardła przystawiają, ale jednak.
- Wzięliście tego tam…- Skirglet wskazał na “nieumarłą ozdobę” dziobu.- ... wisicie nad miastem. Nie brzmi mi to jak tajna misja.
- Wisimy nad miastem, więc na pewno ktoś będzie o nas pytał - Kvaser podszedł do niziołka, lecz przeszedł obok, po prostu chodząc raz w jedną, a raz w drugą - nie trzeba nam, aby każdy tanio się dowiedział gdzie byliśmy.
- Gdybym o tym wiedział wcześniej kosztowałoby was to dodatkowy tysiąc.- zaśmiał się sarkastycznie Skirglet. - Ściga was kto? Bo jeśli tak, to przyznaję… siedziba Pozyskiwaczy to ciekawe miejsce na kryjówkę. O ile was wpuszczą. Natomiast jasne… można dopisać do kontraktu, że za 500 kolejnych złotych monet nie puszczę pary z gęby o tym, gdzie was zaprowadziłem.
- A za kolejne pół setki o tym co widziałeś w trakcie - Kvaser nie zapytał, tylko zza pleców przewoźnika rzucił jadowitym (bardziej sądząc po głosie niż treści) komentarzem.
- Albo za darmochę, jak cię Imra weźmie w obroty, twój wybór - Wyszczerzyła ząbki Druidka.
- Vaala, zamilcz - rzucił krótko Wędrowiec - Klauzula poufności mi odpowiada, ostrożność nie zaszkodzi.
- Więc drugi tysiąc i zapomnę żeśmy się widzieli kiedykolwiek, tuż po całej tej podróży. - Skirglet wziął kontrakt i zabrał się za wprowadzanie poprawek.
- A dla twojej wiadomości laleczko. Nie takie jak one mnie brały… i żadna nie żałowała.
- Laleczkami to ty się bawiłeś, ale szmacianymi - Wzruszyła Vaala ramionkami - Dobra, to idę na miasto po żarcie - Dodała.
- Nie masz nawet pojęcia…- zachichotał Skirglet zerkając za druidką i wywołując nieprzyjemny dreszcz… na karku Kvasera.
Kvaser poszedł do przewodnika od tyłu. Krok był szybki, zbyt szybki, jakby do ataku… Lecz nie był to atak. Po prostu zdecydowanym ruchem położył mu dłoń na ramieniu. I się uśmiechał, czy może pokazywał zęby.
- Jerren - zaczął głośno - nie lubię skurwysynów tego typu. Praca to praca, będziemy mieli kontrakt. Ale naprawdę uwierz mi bratku, jak mnie wkurwisz - niziołek przeciągnął rrrr - to mogę się nie opanować. Jako profesjonalista zawrzyj mordę kiedy trzeba i po prostu rób robotę.
Na koniec poklepał, o dziwo delikatnie, niziołka po plecach i ruszył przed siebie.
Imra tylko westchnęła.
- Co za chaos. Wędrowcze, chcesz pomocy w doprecyzowaniu może tej umowy? Bo ja bym z chęcią ją spisała na nowo.
- A to nie ode mnie wymagałaś jej uważnego czytania? Możesz ją teraz sama sprawdzić, a potem podpisać.
- Możecie sobie sprawdzać po moim dopisaniu, jak długo chcecie… nie ma problemu. Aż tak mi się do Acheronu nie spieszy. To nie różowy burdelik, jeśli wiecie o co mi chodzi.- zaśmiał się chrapliwie Skirglet.
- No to w takim razie dopisz i zakończmy ten cyrk - półelfka skierowałą swoje słowa do przewodnika. Póki co zostawiła ewidentną niechęć Wędrowca na później.
- Już już… ślicznotko…- mruknął pod nosem Skirglet podając dokument Imrze do sprawdzenia i wyciągając dłoń w kierunku kapitana.- To gdzie mój drugi tysiąc?
Wędrowiec uśmiechnął się i pokręcił głową - Wybacz, ale kwestie podpisania kontraktu i zapłaty załatwi z tobą Imra. Ja jedynie zajmuję się statkiem, poza tym ona dysponuje naszymi funduszami.
- Nie dysponuję funduszami, wystarczająco jasno mi to wyłożyliście wcześniej. Zrzutka panowie - Imra westchnęła ciężko.
Automaton przez chwilę patrzył na kobietę, po czym wzruszył ramionami.
- Czyli każdy na własny rachunek, dobrze wiedzieć - po czym zwrócił się do niziołka - Cóż, w takim razie zapłatę otrzymasz zgodnie z kontraktem, po wypełnieniu zlecenia. Harran, Kvaser, czy któryś z was mógłby zająć się spieniężeniem tego, co zostało z łupów przed odlotem? Z pewnością lepiej się targujecie niż ja.
- A więc to tak się sprawy mają? - spytał niziołek ponuro, a jego oko przymknęło się podejrzliwie. Niemniej powoli się uśmiechnął mówiąc.- No dobra… zaufam wam na razie. Niemniej dopóki mi nie zapłacicie, to kontrakt mnie nie wiąże i jeśli uznam, że chcecie mnie okpić… cóż… zniknę wam z oczu i nawet nie myślcie że możecie mnie nastraszyć tym waszym małym wybrańcem Wielości. Widziałem straszniejsze że rzeczy niż wytuatowany pobratymiec.
- Wolisz chyba zapłatę w gotówce niż w towarze, tak? I w zapisanym przez ciebie kontrakcie zaznaczyłeś, że zapłatę dostajesz po wykonaniu usługi, nie ma nic wspomniane o zaliczkach - Wędrowiec wskazał ustęp w dokumencie.
- Czy ja mówię że masz płacić mi teraz? Byłoby wygodniej dla ciebie co prawda, bo wtedy kontrakt byłby mnie wiążący… ale ty tu jesteś szefem.- odparł potulnie Skirglet.
Wędrowiec westchnął ciężko, sięgnął pod połę płaszcza i wyciągnął z kieszeni dwie złote monety, które wcisnął niziołkowi w rękę.
- Oto pieniądze, pierwsza część zapłaty, od teraz kontrakt jest dla ciebie wiążący.
- Mało.. panie oj mało…- machnął ręką Skirglet i uśmiechnął ironicznie.- Ale widać, żeście tu nowi, więc… jak wspomniałem, znajcie moją dobrą wolę.
I wziął obie monety.
Automaton prychnął.
- Zawsze mogłeś to sprecyzować w umowie.
- Mogłem… - wzruszył ramionami Skirglet i rozejrzał się dodając. - A ty mogłeś sprawdzić fundusze swojej załogi. Na mój nos, ten wasz śliczny paniczyk wygląda na takiego, co ma dużo gotowizny… aż dziw że się nią nie podzielił.
Półelfka się wyłączyła z rozmowy czytając umowę.
- W zasadzie to jeszcze można by dopisać, że twój zwierzak, czy też wierzchowiec również jest brany pod uwagę zawieszenia broni. Oraz to, że zajmujesz się jego wyżywieniem i jest pod całkowita twoją opieką - rzuciła nagle ni z tego i owego podając na nowo umowę i pióro.
- Jest moją własnością i wlicza się w mój ekwipunek. Ja odpowiadam za jego wybryki i napaści… więc…- jednooki wzruszył jedynie ramionami.- Jeśli zaatakuje to będzie to moją winą. Niemniej tego nie uczyni bez mojego polecenia. Nie jesteście pierwszym oddziałem, który poprowadzę… a on wie, by nie atakować sojuszników swojego pana.
- Niech będzie. Konsekwencje są jasne jeśli jakkolwiek miałaby którakolwiek z osób zostać zraniona z powodu twojego… ekwipunku - Imra pozwoliła sobie przewiercić niziołka pustym spojrzeniem na wylot. Nic nie mówiła tylko jakby go oceniała albo czegoś szukała. Nie było to przyjemne spojrzenie, bo z każdą chwilą coraz bardziej ciążyło na niskiej istocie. Po kilku uderzeniach serca mrugnęła i przeniosła spojrzenie na umowę. W wyznaczonym miejscu podpisała “Imra Orirel w imieniu załogi Destiny”. Przez chwilę jeszcze się zastanawiała nad czymś i z wyraźnie niezadowoloną miną wyjęła jedną ze sztabek i bez słowa podała przewodnikowi, a ten szybko podpisał bez marnowania czasu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 08-11-2020, 20:27   #92
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Możemy porozmawiać? - Harran odezwał się do Vaali.
Znajdowali się w drodze na zakupy, a w zasięgu wzroku nie było żadnych ciekawskich uszu. Prócz Afreety, która usadowiła się, jak zwykle, na ramieniu zaklinacza.
- No? - Odezwała się Vaala, patrząc przed siebie.
Ton, jakim wypowiedziane było to słowo nie zachęcało do podtrzymywania konwersacji, ale Harran postanowił zaryzykować.
- Chciałem cię przeprosić - powiedział.
Afreeta mruknęła coś, co mogło wyglądać na potwierdzenie.
- Aha - Mruknęła Druidka, i spojrzała na moment na rozmówcę.
- Przepraszam cię. To było głupie - stwierdził.
- Ano było - Powiedziała dziewczyna, i po chwili dodała - Z mojej strony chyba też.
Nie chciał się licytować, ale z pewnością Vaala była mniej winna.
- Zgoda zatem? - Wyciągnął rękę, by przypieczętować wspomnianą właśnie zgodę, a Vaala… przygryzła usta, i przez chwilę nawet jakby dolną wargę przeżuwała.
- Zobaczymy - Powiedziała. A ręki nie podała.
Jednym słowem do porozumienia nie doszli. A przynajmniej nie do całkowitego porozumienia.
Cofnął rękę.
- Co zatem chcesz kupić na tę podróż? - spytał.
- Nie wiem? - Parsknęła Vaala - Konstrukt nie je, ty też, bo maaagia, Imra chyba też nie… Kvaser za trzech, z Mmho nie wiem… no ale coś potrzebne, oprócz tych ochłapów na sta-tek, bo to żarcie dla psów bardziej?
- Owoce? Wino? Chleb? Świeże mięso? Coś wędzonego? Kiełbasa? Jaja? Sery? A dla ciebie? - Spojrzał na dziewczynę.
- Worek mąki, worek ziemniaków. Owoce, warzywa, mięso zwykłe, mięso suszone, i co tam jeszcze chcesz… to dla wszystkich starczy - Wzruszyła ramionkami Vaala.
- A niezadowoleni mogą głodować - uśmiechnął się Harran. - Zaczniemy tam? - Wskazał na stragan, na którym piętrzyły się stosy różnych produktów spożywczych… a Druidka po chwili pochwyciła jabłko. Pooglądała je, powąchała, a po chwili zaczęła je jeść! Oczywiście nie spodobało się to sprzedawcy, który zaczął się pieklić z powodu takiego zachowania.
- Spokojnie... - powiedział Harran. - Jak się mamy przekonać, że produkty są warte zakupu? Planujemy kupić większą ilość, ale rozumiem, że nie potrzebujesz klientów?

~

Wielki wór kartofli, nieco mniejszy mąki. Do tego sporo warzyw i owoców. Świeże mięso, suszone mięso, szynka, wędliny, wino, sery, jaja, chleb, suchary... Z takimi zapasami dwójka towarzyszy opuściła targ, wracając do "Destiny". Całość zajęła im niecałą godzinę…
- Jeśli ktoś będzie narzekał na to, co kupiliśmy, to niech sobie wcina to, które jest w ładowni - powiedział zaklinacz.
- Ano - Przytaknęła Vaala - A ten nowy kurdupel? Dla niego to od razu co w… łado-wni?
- Jeśli chce coś lepszego, niech płaci - stwierdził Harran. - W końcu będzie go na to stać, prawda? - Uśmiechnął się niezbyt sympatycznie. Najwyraźniej przewodnik nie przypadł mu do gustu.
- A żeby go chudy byk wyruchał… - Fuknęła Druidka, po czym się krótko zaśmiała. Najwyraźniej jej również nie przypadł.
- Baran z niego i tyle - Dodała.
- Barany bywają przydatne... - uśmiechnął się zaklinacz. - A ten... Chociaż gdyby mu przywiązać dzwonek do szyi, to może i na barana-przewodnika by się nadał. Ale na szaszłyki się nie nada...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 09-11-2020, 20:53   #93
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
- Dziękuje za użyczenie kajuty Wędrowcze. Będziemy mieli dzięki temu znacznie mniej kłopotów - Imra powiedziała nie za głośno jak już odstawili przewodnika.
- Poradzę sobie bez niej, ale jeśli mamy częściej tego typu zlecenia wykonywać, musimy coś innego zorganizować - Wędrowiec spojrzał na Imrę, a potem ponad jej ramieniem - Gdzie jest ten człowiek w kajdanach? To twój ...więzień?
- To niewolnik o którym wspomniałam. Jest w mojej kajucie, aby nie przeszkadzał. Czemu pytasz?
W oczach Wędrowca Imra zauważyła coś, czego chyba jeszcze nie widziała: emocje. A dokładniej rodzący się gniew.
- Chcę z nim porozmawiać - stwierdził krótko.
Kobieta uniosła białą brew do góry.
- Dobrze - powiedziała powoli - znasz język istot powietrza?
- Nie, ale to nie problem. Mam tłumacza
- O, a będzie działał i dla mnie? Bo chcę uczestniczyć w tej rozmowie. Moja mikstura była za słaba aby coś więcej się o nim dowiedzieć.
- Może zadziałać. A co już nim wiesz?
- Nazywa się Cromharg i został porwany przez jakiś nieznanych mu napastników wraz z innymi ze swojej wioski. Po rozmowie z merkantem jednak możliwe, że jego porywacze już nie żyją. A przynajmniej kapitan tamtych piratów.
- I co zamierzasz z nim zrobić?
Imra milczała chwilę samej szukając odpowiedzi na to pytanie.
- Jeszcze nie wiem dokładnie. Na pewno chcę sprawdzić co potrafi w walce, bo się zarzekał, że potrafi walczyć. No i nauczyć wspólnego. Musi rozumieć co się do niego mówi.
- Czyli nawet nie wiesz, do czego ci potrzebny. Rozumiem, że zdjęłaś mu już kajdany?
- Nie i póki co nie zamierzam. Czy te pytania do czegoś zdążają?
- Tak. Nie mam zamiaru akceptować zabaw w panów i niewolników na pokładzie Destiny - odpowiedział Wędrowiec twardo - Może na Golarionie takie leczenie kompleksów to norma, ale nie dla mnie.
Imra powoli podniosła głowę a potem ją opuściła.
- Rozumiem, czyli zamierzasz wziąć wszystkich na głosowanie?
- To byłaby uprzejmość z mojej strony. Jeśli niewola nie była karą za zbrodnie tego człowieka, zwróć mu wolność. Może być twoim sługą czy giermkiem, ale nie własnością - w ostatnich słowa automatona zazgrzytał ból, jakby wracały do niego jakieś wspomnienia.
Dla Imry zaś to było jak objawienie. Uśmiechnęła się lecz tylko ustami. Jej puste oczy zabłysły chorą fascynacją. Zapominając się wyciągnęła dłoń do jego twarzy i delikatnie jakby mogła skruszyć dwumetrowego golema pogładziła po policzku.
- Och, skrzywdzona istoto... ja nie jestem jak twoi panowie. Kimkolwiek oni byli. Nie potrzebuję krzywdzić swoich własności. Ja o nie dbam... są moje, sssą moim... SSSKARBEM - półelfka zasyczała ze wtórujący jej głębokim pomrukiem. Wędrowiec mógł przysiąc że przez moment jej oczy miały pionowe źrenice jak u smoków. To mu wystarczyło - ruchem nienaturalnie szybkim jak na tak masywną sylwetkę chwycił Imrę za dłoń. Uścisk nie był mocny, ale przywodził na myśl imadło: jeden moment i mógłby skruszyć kości.
- Jesteś im bliższa, niż ci się wydaje. I nie chciałbym, żebyś jak oni skończyła - głos automatona był teraz jeszcze bardziej głuchy i wyprany z uczuć - Największy skarb będzie zgubą tego, który uważa, że może władać cudzym umysłem.
Chwila jednak minęła tak szybko jak się pojawiła. Sama wojowniczka jakby się przebudziła, blask w oczach zniknął i została tylko bezdenna pustka.
- Szkoda. Miałam nadzieję, że nie będzie musiało do tego dojść. Wędrowcze, Cromharg jest mój i jeśli zamierzasz mi go odebrać to chcę coś w zamian.
- Liczyłem na to, że mogę się mylić w mojej ocenie ciebie. Bezskutecznie - automaton zrezygnowany pokręcił głową - Zapłacę ci tyle, ile za niego dałaś, oraz moim czasem i umiejętnościami, mogę wykonać dla ciebie jakiś przedmiot magiczny.
Imra zaśmiała się krótko.
- Nie wiem czy to był najszczęśliwszy dobór słów… Wygrałam go w zakładzie. Gdybym przegrała zostałabym niewolnicą dżinów Dao… na pewno jesteś gotów zapłacić taką cenę? Wolność za wolność? Bo jak nie, to mam inny pomysł.
- Nie zapłaciłaś wolnością, a jedynie wygraną w zakładzie. Poza tym, jesteś pewna, że chciałabyś mieć mnie jako niewolnika? - Wędrowiec, wbrew sytuacji, uśmiechnął się, a w jego oczach płonął ogień - Jaki to był zakład i kto go zaproponował? I jaki masz pomysł?
- Chciałabym mieć jeden z tych kryształów, którymi ma nam zapłacić nieumarły na własność. Potrzebny mi będzie jeśli pamiętasz. Reszta, nawet jeśli chcesz znaleźć w niej dziurę, nie ma aż takiego znaczenia. Szalą była wolność i to się liczy… ach no i oczywiście skoro Cromharg ma być wolny to też go ze statku wydalamy czyż nie?
- Niech będzie kryształ. W miarę możliwości pomogę ci też znaleźć kapłana zdolnego do wskrzeszenia - Wędrowiec kiwnął głową.
Imra już miała się zgodzić, ale coś jej jeszcze nie pozwalało. Wewnętrzny konflikt, który nie potrafił ujawnić się na wierzchu.
- Powiedz… naprawdę będzie ci aż tak przeszkadzać, gdyby on do mnie należał? Aż tak bardzo, że gotów jesteś oddać część możliwej zapłaty, którą byśmy mogli poświęcić na naprawę statku? Bo… jestem gotowa poszukać takiego diamentu gdzie indziej… tylko po to aby Cromharg został przy mnie.
- A jakie to ma dla ciebie znaczenie, co myślę?
- Takie, że skoro już raz zostało mi pokazane jakie akcje was irytują teraz wolę uniknąć podobnych sytuacji. Twoje myśli są w tym momencie istotne, twoje chęci… potrzeby. Kvaser słusznie mi uświadomił, że mogłam być w bardzo odmiennym towarzystwie do tej pory. Muszę się nauczyć tego.
Wędrowiec zastanawiał się przez krótką chwilę.
- Wytłumaczę ci to, kiedy już dobijemy targu i porozmawiam z Cromhargiem.
Imra zamruczała z dezaprobatą.
- A chciałam cię namówić abyś spróbował wytrzymać i dać mi szansę pokazać jakim jestem… jaką jestem… hmm jak się zajmuję i jak traktuje osoby.
- Nie interesuje mnie to.
- Dobrze - Imra westchnęła - Ale mnie interesuje jak zamierzasz przekonać pozostałych, że mam dostać istotną część łupu, który miał być dla wszystkich. Jesteście mocno czuli w tym temacie.
- Po zleceniu przypadnie nam po pół klejnotu, oddam ci swoją połowę. Lub wymyślę coś innego.
Półelfka nie była do końca zadowolona druga połową odpowiedzi.
- Byleby nic co złamie umowę. Bo wtedy będę zła - zaznaczyła jasno. - Niech i tak będzie. W zamian za wolność Cromharga oddasz mi swoją część zapłaty… lub w jakikolwiek inny sposób dopilnujesz bym dostała taki diament. Dam ci na to wotum zaufania. Uznaj to jako wyraz dobrej woli z mojej strony - Imra zdjęła rękawicę odsłaniając dłoń porośniętą takimi samymi łuskami jak jest twarz. Wyciągnęła ją w kierunku Wędrowca, który uścisnął ją.
- Dobrze, w takim razie czas pójść po niego. Masz klucz do jego kajdan?
- Nie, ale nie wyglądały na magiczne, więc pewnie da się je łatwo rozbić - Imra przeszła kilka kroków do swojej kajuty i ją otworzyła zapraszając gestem Wędrowca do środka.

Cromharg siedział… goły w wannie rozkoszując się kąpielą. Mimo więzów metalowych na nadgarstkach nie wydawał się specjalnie zmartwiony sytuacją. Nie wydawał się zachowywać jak niewolnik. Uśmiechnął się na ich widok i pozdrowił w swoim języku.
Wędrowiec kiwnął głową, nie przejmując się zastanym widokiem i wyszeptał w gnomim.
- Destiny, tłumacz proszę jego słowa na wspólny, a nasze na Auran. Jeśli zadam pytanie w innym języku, tłumacz odpowiedź na ten sam język.
Następnie zwrócił się do niewolnika, co Statek przetłumaczył.
- Witaj. Jesteś Cromharg, tak?
Barbarzyńca skinął głową i rzekł, a następnie Destiny rzekło.- Potwierdza i pyta o twoje imię i twoją relację z jego… niewiastą.
Imra tylko pokręciłą głową.
Automaton prychnął śmiechem, ale zaraz spoważniał.
- Niech nazywa mnie Wędrowcem, to wystarczy. Jego "niewiasta" jest członkiem załogi statku, którym zarządzam.
Statek przetłumaczył i po chwili otrzymali odpowiedź od Cromharga, najpierw jego własnymi słowami udzieloną. Potem przez sam Statek.
- Pyta o to do czego ten latający dom wam służy i gdzie planujecie wyruszyć.
- A tak, zapomniałam wspomnieć, że on to w sumie za bardzo nie wie gdzie jest, a jego ego spokojnie mogłoby wypełnić całe zamczysko na wzgórzu... - mruknęła wspominając nazwę swojej ostatniej siedziby.
- Powinnaś mi podziękować, że nie jest już twój - mruknął automaton do Imry, po czym wrócił do Cromharga - Nasz cel nie jest chwilowo istotny. O ile nie chcesz dla nas pracować.
Destiny przetłumaczył, a mężczyzna wzruszył ramionami i łańcuchami mówiąc długo.
- Stwierdził że nie ma wyboru, bo to sprawa honorowa. Dopóki nie spłaci długu wdzięczności u Imry musi być przy niej - rzekł Statek.
- Imra cię sprzedała, masz już innego pana.
Po przetłumaczeniu Cromharg zaśmiał się głośno i wstał prezentując swoje muskuły i… swoje “wyposażenie”. Miał być z czego dumny.
- Mówi, że niewolnictwo to koncept którego nie respektuje. I nie obchodzi go, ta cała kwestia “handlu”. Jeśli nowy “pan” chce go pojmać… to niech spróbuje. Cromharg wypoczął i nabrał sił… jest gotów walczyć. - wytłumaczył Statek.
Automaton uśmiechnął się ponownie, i spojrzał na Imrę.
- I kto tu jest czyim niewolnikiem? - zapytał rozbawiony - Pamiętaj, że nasza umowa obowiązuje od momentu, w którym Cromharg będzie wolny. Dziwny musiał być ten twój zakład.
- Ach Wędrowcze… mało rozumiesz, tak mało rozumiesz - półelfka powiedziała zaskakująco lekko. - Cała zabawa w tym aby kogoś złamać i poddać swojej woli. On… byłby wyzwaniem. Nie mniej proszę, droga wolna. Możesz go rozkuć.
Te słowa również Destiny przetłumaczył, wywołując parsknięcie śmiechu Cromharga, który podszedł do dziewczyny i spojrzał jej w oczy coś mówiąc.
- Stwierdził iż kobiety z jego osady bywały równie kapryśne i rozpieszczone jak ona. Skoro go nie złamały to i ty byś nie zdołała - wyjaśnił Statek.
Automaton, już zupełnie ubawiony, sięgnął do pasa po stalowy walec długości stopy, który w jego dłoni zmienił się w solidne obcęgi. Chwilę później Cromharg był już absolutnie nagi, nawet bez kajdan.
- Innym wcześniej udało się ciebie pojmać. Wedle ich praw, jesteś już wolny. Co zrobisz ze swoim długiem wdzięczności, to twoja sprawa. Ale nie jesteś czyjąś własnością w cudzych oczach - stwierdził, patrząc na Imrę.
- Jestem nadal jej dłużnikiem… - odparł mężczyzna po usłyszeniu wypowiedzi przetłumaczonej przez Statek. -... no i jestem tu. I nie zwykłem darmo jeść chleba, więc… pewnie pomogę na ile będę mógł.
- Tak, teraz ogranicza cię tylko twój honor. Wsparcie może nam się przydać, honor Imry zapewne nie pozwoli jej na złe traktowanie swojego dłużnika…
- I tu się mylisz. Możecie oboje wynieść się teraz już z mojej kajuty - to mówiąc Imra wzięła tę niewielką ilość odzieży jaką miał Cromharg i rzuciła mu ją na ręce. Rękę wskazała drzwi.
- Szczegóły waszego układu pozostawię już wam - Wędrowiec, wciąż zadowolony z siebie, wyszedł na korytarz.
Cromharg przyglądał się zaś kobiecie rozbawiony jej zachowaniem i pokręcił głową zakładając przepaskę biodrową na siebie, gadając po swojemu.
- Mówi, że zachowujesz się jak jego młodsza siostra… gdy coś szło nie po jej myśli. - Destiny był bezmyślnie “pomocny”, jak zwykle.
- Wynocha - Imra powiedziała już poważniej, a w kącikach jej oczu zaiskrzyła iskra elektryczności. Imra zamierzała mu przypomnieć co potrafiła nawet jeśli jemu się to nie podobało.
Barbarzyńca ubrał się ruszył ku drzwiom, po drodze wzruszył ramionami zerkając na Imrę i rzekł coś.
- To słabość polegać wciąż na jednej sztuczce…- rzekł Destiny tłumacząc, gdy drzwi zanim się zamykały.
 
Sindarin jest offline  
Stary 09-11-2020, 23:25   #94
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Destiny wymień wodę w balii.

Imra usiadła na łóżku czekając. Wrzało w niej. Drobne łuki elektryczności sunęły po jej skórze, po zbroi czasem przeskakując na inne metalowe elementy pokoju. Ten zaś nie przypominał już pokoju modnisi. Ozdoby zostały pochowane, suknie również. Zostało lusterko i zestaw do makijażu. Tak pokój był niemal ascetyczny.

Kiedy statek oznajmił wymianę cieczy Imra wstała. Oparła dłonie o krawędź balii i wciągnęła głęboko powietrze. Uderzając twarzą o powierzchnię rozchlapała wodę na podłogę. Pod powierzchnią nikt nie usłyszy jej wściekłego wrzasku. Podniosła się. Dyszała zgrzytając palcami o deski. Jeszcze raz. Woda znów wyciszyła wrzask. Oddała swój skarb. ODDAŁA GO! Cromharg był diamentem do oszlifowania, ale był już w jej posiadaniu. Zyskała na tym... tak. Oby tylko ten przeklęty złamany golem dotrzymał słowa. Zamierzała go przypilnować... i sprawdzić. Gdyby tylko nie musiała wskrzesić Theriona! Musiała? Tak. Ciągle tak. Było to w zasięgu jej możliwości więc musiała. Za jaką tylko cenę? Utraciła już swój skarb, a teraz będąc w tak niekorzystnym położeniu uzbieranie nowego musiało poczekać... o ile w ogóle było możliwe. Potrzebowała Theriona. Potrzebowała go żywego. Musiał wrócić, aby dalej poprowadzić. Musiał.

Musiał?

Półelfka wściekle uderzyła w podłogę. Nie lubiła swojego położenia. Nienawidziła go. Nie miała oparcia, nie miała dobrej drogi do celu, nie była pewna niczego i nikogo... Potrzebowała Theriona. Potrzebowała jego wizji. Bez niej czuła się jak ślepiec. Wątpliwości wdzierały się do jej umysłu. Wątpliwości były złe, wątpliwości zabierały grunt pod nogami. Nim wyjdzie znów na zewnątrz musi odzyskać utraconą równowagę. Na tyle na ile mogła.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-11-2020, 14:48   #95
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kiedy Imra wyszła ze swojej kajuty doprowadziła się już do porządku. Wysuszyła włosy, odnowiła makijaż (mimo wszystko nie umiała nie ulec tej pokusie) i pozwoliła sobie zdjąć zbroję. Odnalazła Wędrowca zatrzymując na kilka kroków od niego.
- Obiecałeś mi opowieść. - Powiedziała stając wyprostowana jak struna.
- Wytłumaczenie, tak. Nie obędzie się także bez moich pytań, jeśli chcesz mnie zrozumieć. Zaprosiłbym cię do swojej kajuty, ale jest zajęta - Wędrowiec uśmiechnął się lekko - Pracownia?
Półelfka zgodziła się.
- Ale bez zbędnych podsłuchiwaczy… - mówiąc to zerknęła na kręcącego się niedaleko Cromharga.
- Jak uważasz - stwierdził automaton, wchodząc do pracowni magicznej. Potem zwrócił się do statku w gnomim - Destiny, poinformuj Cromharga, że potrzebujemy prywatności. Ostrzeż nas, jeśli ktoś będzie próbował nas podsłuchać.
- Oczywiście kapitanie.- stwierdził Statek, podczas gdy barbarzyńca zabrał się za pilnowanie drzwi do pracowni gdy się został poinformowany przez Destiny.
Imra podążyła do wnętrza pracowni.
- No dobrze, to od czego chcesz zacząć?
- Od ponownego pytania: czego chciałabyś się ode mnie dowiedzieć?
- Zacznijmy od tego co miałeś mi wytłumaczyć. Czy naprawdę tak bardzo cię będzie boleć to aby ktoś przynależał do kogoś?
- Ból… to nietrafne określenie. Ale tak, uważam, że niewolenie i traktowanie kogoś jak własność tylko dlatego, że ma się nad nim jakąś władzę, jest niewłaściwe. I uwłaczające dla jednej i drugiej strony.
- Co jeśli ktoś nie ma problemu z byciem zniewolonym?
- Jeśli sam podjął o tym decyzję lub w jakiś sposób na to zasłużył, to jego wybory i ich konsekwencje. Od strony “pana” nie ma za to żadnej różnicy: podejście ofiary nie zmienia natury czynu.
- Czyli pan dalej jest przez ciebie potępiany niezależnie od tego w jaki sposób posiadł swojego niewolnika?
- Hm - Wędrowiec zastanowił się przez chwilę - Prędzej zaakceptuję utratę wolności jako świadomy wybór lub karę za zbrodnie, ale wciąż sam fakt “posiadania” innej świadomej istoty i traktowania jej jak swojej własności jest dla mnie niewłaściwy.
- A jak z dziećmi? Czyż nie są własnością swoich rodziców nim nie osiągną odpowiedniego wieku?
Automaton zaśmiał się cicho.
- Spodziewałem się tego pytania, ale i tak jestem zawiedziony. Nie widzisz różnicy między opiekunem a właścicielem? Jak wielu rodziców sprzeda lub zabije swoje dziecko, bo jest problematyczne, lub mu się znudziło? - zapytał, po czym dodał, jakby nie swoim głosem - Prędzej to rodzic jest niewolnikiem swego dziecka, niż odwrotnie.
- Ja zostałam sprzedana. Wydana za bogatego kupca byleby dalej od reszty rodziny. Co z wasalstwem? Temu też się sprzeciwiasz?
- Za to twojej rodzinie należy się potępienie. Na Eberronie senior ma wobec wasala równie wiele obowiązków, co odwrotnie. Bycie sługą nie wiąże się z byciem własnością.
- Czyli widzisz tylko to co według ciebie jest poprawne. Stawiasz cienką granicę tam gdzie według ciebie kończy się cudza wolność - Imra westchnęła. - Czy to znaczy, że będziesz dążył do naprawienia takich niesprawiedliwości? Czy tylko wobec załogi statku taki jesteś?
- Powinienem się tego spodziewać. Rozumiem, że nie interesują cię moje motywacje, a tylko to, na ile możesz sobie pozwolić, zanim zacznę się sprzeciwiać?
- Rozumiem twoje motywacje. Próbuje zrozumieć jak daleko z nimi sięgasz. Dotyczą wszystkiego, czy tylko twojej okolicy albo samego siebie. Nie strosz się chcę ciebie zrozumieć. Na swój sposób.
- Zakładając moją krótkowzroczność i wydając wyroki? W ten sposób wiele nie zrozumiesz. I nie, nie jestem już bojownikiem o wolność, ten czas już za mną. Jednak nie przyłożę ręki do tego, co uważam za niewłaściwe.
- Widzisz i tu się nasze spojrzenia rozjeżdżają. Twoje “nie przyłożysz ręki” oznacza “nie pozwolę aby to się działo w mojej okolicy”, kiedy moje “nie przyłożę ręki” oznacza, że nic z tym nie zrobię ale też nie będę się wtrącać. Jak dla mnie wciąż jesteś bojownikiem o wolność. Inaczej byś nie wymuszał na mnie pozbycia się Cromharga jako niewolnika.
- Moje poczucie odpowiedzialności rozciąga się nieco dalej niż tylko poza to, co sam robię. I póki pozostaję opiekunem Destiny, nie chcę widzieć na jego pokładzie niewolnictwa. Jeśli masz inne plany, możesz opuścić załogę, nie będę cię zatrzymywał. Dotrzymam też danego słowa, dostaniesz swoją zapłatę z Cromharga. Bo nie pozbyłaś się go, a sprzedałaś, i to za niewielką cenę.
- Muszą sobie w tym twoim Eberronie nieźle cenić niewolników. Albo dla ciebie ten kryształ nie ma tyle wartości do dla mnie. Wiedz jednak jedno. Tym razem pozwoliłam ci na takie wymuszenie. Nie oczekuj, że następnym razem będzie tak łatwo. Twoja pojedyncza wola nie będzie stanowić o tym czy i co mam robić. Nawet jeśli zarządzasz Destiny, nie zarządzasz jego załogą. Takie decyzje są do podjęcia przez kolektyw.
- Oczywiście, że nie zarządzam załogą, ani nie będę decydował, co możesz robić, a co nie. Masz wolność wyboru, ale i jego konsekwencji. Kolektyw może podejmować decyzje, ale tylko moje słowa są wiążące dla Destiny. Bardzo bronisz swojej wolności, a jednocześnie nie widzisz problemu w odbieraniu jej innym. Jak to jest?
Imra się uśmiechnęła kpiąco.
- A to nigdy nie widziałeś aby komuś przeszkadzało co sam robi innym? Prosze cię nie myld mi oczu. Wiem czym jestem i mi to nie przeszkadzam nie musisz łapać mnie za słówka.
- Mydlenie oczu? To ty zaczęłaś całą rozmowę tylko po to, by w końcu stwierdzić, że i tak będziesz robić co ci się podoba i żebym nie próbował na ciebie wpływać. A co dopiero zabierać twoje zabaweczki.
- Widać, że jesteś półgolemem. Nie rozumiesz niuansów. Trudno. Wiem, co już chciałam wiedzieć. Idę sprawdzić co robi nasz nieumarły gość - Imra oznajmiła odchodząc do drzwi.
- Wiem o tym więcej, niż może ci się wydawać. Gdybyś tylko potrafiła posłuchać, zamiast dążyć do konfliktu. Skoro to nie działa, wiedz tylko, że jeśli sprowadzisz sobie na pokład kolejnego niewolnika, twój czas w załodze dobiegnie końca.
- To nie będzie tylko twoja decyzja - Imra powiedziała na koniec i zamknęła za sobą drzwi.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-11-2020, 19:36   #96
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nadchodził czas podróży. Nadchodził czas ponownej żeglugi. Już się obeznali nieco ze światem w który zostali rzuceni, już poznali lepiej artefakt który trafił w ich dłonie… i nieco poznali los poprzedniej załogi. Pozostało im jeszcze wiele rzeczy do odkrycia, wiele pytań bez odpowiedzi, wiele planów do zrealizowania...



Rigus… tuż przed Odlotem

Harran z Vaalą udali się na zakupy zabierając ze sobą fanty znalezione wśród trupów na statku. Najwięcej problemu sprawiała magiczna płytówka… lekka nie była i ktoś musiał ją dźwigać. Pozbycie się jej było prawdziwą ulgą. Niestety sprzedaż była tylko jedną stroną monety, drugą było uzupełnienie zapasów poprzez zakupienie towarów i zaniesienie ich na statek. Na własnych plecach. No i… przecież nie wypada by ciężkie towary nosiła delikatna niewiasta, prawda? Prawda?
Uzupełnienie zapasów, załadowanie jaszczurki. Bardzo spokojnej w obecności swojego pana, ale łypiącego nienawistnie na każdą żywą istotę. Vaala rozpoznała w niej wyrośniętego velociraptora skażone czarcim rodowodem, ale cóż… nie zauważyli żadnych niebian w mieście. W końcu byli gotowi na powrót do Acheronu. Statek ustawił się w odpowiedniej pozycji szykując się do przeskoku i po chwili zniknął.
Przyglądały się temu nieliczne oczy. Statek wszak już spowszedniał wszystkim.

Jedno spojrzenie długo było w utkwione zarówno w samym okręcie, jak i miejscu w którym zniknął. Jeden uśmiech, jeden drapieżny grymas odsłaniający kły.
- Idź już…- jedno niecierpliwe polecenie.-... wiesz kogo masz zawiadomić i wiesz jaką zapłatę zaoferować. I wiesz za co…-
- Tak.- osobnik stojący z tyłu zadrżał ze strachu kłaniając się. I szybko ruszył w kierunku jednej z uliczek.
-Kto by pomyślał, że zabawa w kotka i myszkę rozpocznie się od nowa. Nie doceniliśmy cię przebiegły gnomie. - mruknął zaś do siebie ów władczy obserwator.


Acheron, pierwsza doba


Znowu tu byli, tu zaczęła się ich podróż. I tu znów byli. Tym razem by zdobyć materiały do naprawy okrętu. Bo ten potrzebował napraw… i przeróbek. Na szczęście Bezimienny miał do niego mapy i nieco wiedzy, by przynajmniej takie rzeczy zaplanować.


Acheron był dużym planem z unoszącymi się w ruchu sześcianami. Jak w takim chaosie można było znaleźć cokolwiek. Wedle Skirgleta… bardzo łatwo.
Acheron był bowiem planem prawa i to co wyglądało na chaotyczny ruch setek sześcianów było jednak regulowane pewnymi stałymi układami ukrytymi wśród nich. Część sześcianów poruszała się po stałych trasach, które znawca planu potrafił wyliczyć i na ich podstawie oszacować pozycję pozostałych wyznaczników. Wystarczyło tylko znaleźć punkt zaczepienia w tym labiryncie i podążając od okruszka do okruszka. I tak właśnie zrobili…
Jednooki niziołek wskazywał sześciany do których powinni polecieć, by z nich odbić ku kolejnym i kolejnym. Skirglet najczęściej więc przebywał albo w pokoju nawigacyjnym albo w sterówce.
Kiedy jednak nie przebył, zaczepiał niewiasty… to Vaalę, to Imrę, a to Mmho… za pomocą komplementów godnych pijaczka spod podejrzanej tawerny. I pewnie tam się ich nauczył. Ogólnie przewodnik był głośny i nieokrzesany i czasami nawet nieco obleśny w swoich przechwałkach. I lubił popić… i lubił zażyć coś mocniejszego. Coś o wiele mocniejszego…
Destiny dość szybko powiadomił Wędrowca, że Skirglet jest uzależniony od jakiegoś narkotyku. I o paru innych szczegółach dotyczących tego co robił, a które były niesmaczne choć bez znaczenia. Pewnych rzeczy… lepiej nie wiedzieć.

W tym czasie drugi z pasażerów, Lord Arsimon postanowił zostać dziobową ozdobą okrętu. Bowiem usiadł tam i w zasadzie się nie poruszał. Po prostu tkwił nieruchomo obojętny na to co się działo dookoła niego. Co nie znaczy, że ignorował tych, którzy przychodzili po mądrość Nerulla. Wprost przeciwnie, odpowiadał grzecznie i beznamiętnie, nie dając się wyprowadzić z równowagi. Zajął dziób, podczas gdy jaszczur Skirgleta skupił się na burcie i tam “urządził” swoje legowisko warcząc i sycząc złowieszczo na każdego kto nie był jego panem.
I nie przeszkadzał innym w ich zabawach.
W tym Bezimiennemu pojedynkującemu się Cromhargiem, eks niewolnikiem Imry. Oczywiście bezkrwawym i dla zabawy. Tak tego tego przynajmniej podchodził sam mężczyzna, jak i do pewnego stopnia konstrukt.
I został zaskoczony gwałtownym atakiem.


Szybkie pchnięcie przeciwnika które sprawował, a potem kolejna wymiana ciosów uczyła Wędrowca wiele na temat Cromharga. Był silny, szybki… był barbarzyńcą.
Dość szybko wpadł w szał, nad którym jednak panował. Cromharg potrafił walczyć, były wytrzymały… nie był dość dobry by pokonać Wędrowca. I wkrótce zaczął tracić inicjatywę, a potem przewagę, aż w końcu przegrał sparing. Bezimienny był po prostu lepszy.

Ten pojedynek był przyjemnym urozmaiceniem monotonii podróży. Bo ta była monotonna.
Oglądanie mijanych sześcianów po jakimś czasie nużyło i ich egzotyka traciła na atrakcyjności. A choć statek pełen był nieumarłych to ci… nic nie robili. Ci w ładowni stali w bezruchu. Ten na dziobie siedział. Trochę anty-klimatyczne zważywszy, że byli fanatycznymi wyznawcami Nerulla. Ale jakoś nikt nie narzekał.


Acheron, druga doba


Początek nie zapowiadał tego co się miało wydarzyć. Podróżowali między sześcianami mijając kolejne pola bitwy i nie przejmując się unoszącymi się w powietrzu drapieżcami. Nawet te największe sępy i orły, omijały bowiem Destiny szerokim łukiem. A sam Statek zamierzał ominąć pęknięty w połowie sześcian pogrążony w półmroku. Nic niezwykłego. Wczoraj minęli podobny obiekt.
Tym razem było inaczej…. tym razem półmrok ożył.
- Kapitanie! Alarm! Kapitanie alarm! Obiekt zbliża się do nas z dużą prędkością! - zameldował głośno Statek, co prawda Bezimiennemu. Ale jego głos rozbrzmiał we wszystkich kabinach załogi.

Bowiem ciemność… dosłownie oderwała się o rozbitego sześcianu i frunęła wprost na nich.


Szeroki na ponad 26 metrów płat ciemności, niczym wielki skrzydlaty nietoperz zmierzał wprost na statek od rufowej strony lewej burty w prostym kursie kolizyjnym.
A gdy był już blisko...


Okazywał się olbrzymim kościstym… nietoperzem o skrzydła zbudowanych z ciemności małpiej paszczy ozdobionej długimi rogami i święconymi na czerwono ślepiami pełnymi mordu. I nie było żadnej wątpliwości co do jego planów. Destiny miało być jego łupem, a załoga… jego posiłkiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-11-2020, 22:21   #97
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Dzień wylotu był dla niej mało przyjemny. Poświęciła coś co mogło być zalążkiem jej nowego skarbu i to już ją drażniło. Therion był jednak ważniejszy. Była związana z nim nawet po śmierci. Niezależnie od tego co Wędrowiec chciał o niej sądzić… miała swoja misję. Pokusy jednak wkradały się pomimo próby utrzymania żelaznej woli. Dlatego też na noc po wylocie Imra znów wyjęła maskę z torby. Musiała się upewnić czy to nie był przypadek, jakieś wizje związane z przebywaniem w nieznanym sobie miejscu… cokolwiek. Do snu ponownie ją założyła… i czekała.
Wizje tym razem wiły się dziko wraz urywkami myśli. Dotyczyły tych samych tematów co ostatnio, acz tym razem wir był bardziej chaotyczny i ciężko było kobiecie skupić na nich na tyle by zapamiętać. Była jak źdźbło trawy rzucone na rwącą rzekę i jak takie źdźbło… w końcu wypłynęła na “mieliznę”.
Wśród pokręconych spiralnie chaszczy była ona sama… w stroju godnym trubadura i z rapierem przy boku o fantazyjnie pokręconej osłonie rękojeści. Była i świadoma otoczenia… i faktu, że gdzieś tam spomiędzy dobywa się muzyka.
Tuż za uchem usłyszała słowa.
- To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść.
Imra wzdrygnęła się zaskoczona bliskością. Odwróciła spojrzenie na tego kto zadał spojrzenie. I napotkała pustkę, nic za nią nie było. Tylko więcej chaszczy.
- Ja… nie wiem - powiedziała niepewnie po chwili. Zwróciła się na nowo w kierunku muzyki?
- A gdzie teraz jestem? - zapytała w wyuczonym odruchu. “Poznaj najpierw swoją okolicę nim podejmiesz działania”. Obszar dookoła bym monotonny, wszędzie te same pędy, zwijające się wokół siebie i tworzące żywopłot wokół wojowniczki. Niezbyt szczelny, ale dość zwarty. Nie wyglądały na trudne do przecięcia, tyle że zamiast tasaka Imra uzbrojona była w rapier. Oręż raczej nie przeznaczony do cięć. Muzykę nadal było słychać z jego miejsca będącego gdzieś w pobliżu.
Wojowniczka, cz też obecnie szermierka ściągnęła brwi i ruszyła gdzieś w stronę muzyki. Póki co forsownie zamierzała się przebić przez te chaszcze używając swojej siły aby je podrzeć jeśli zajdzie potrzeba.
Trud ten w końcu się opłacił, mimo że nieco naruszyła urodę swojego stroju docierając poprzez owe krzewy do kolejnej okrągłej polany… tam skąd dochodziła muzyka.
Imra nie znalazła tam jednak grajków, zamiast tego polanę okupował jedyny mieszkaniec tego miejsca. Kot… to chyba było to groteskowe stworzenie o kościstym czworonożnym ciele, rachitycznej szyi podtrzymującej absurdalnie dużą kocią głowę z pyskiem wykrzywionym w sardonicznym uśmieszku. Przyglądał się on w milczeniu kobiecie która naruszyła spokój jego polanki, ale bez zaskoczenia w spojrzeniu.
Wojowniczka zacisnęła usta w kreskę widząc stworzenie. Mimo niepewności pozwoliła sobie na drobny ukłon w kierunku możliwego właściciela tej domeny.
- Wybaczcie jeśli zniszczyłam was ogród. Czy dobrze się domyślam, że to ty jesteś gospodarzem..? - zapytała niepewnie.
- Jaki ogród? - zaśmiał się kot przekrzywiając głowę. - Czy to co widzisz wygląda na ogród? Czy to co widzisz… istnieje? Czy może to kolejna dekoracja, pasująca do sytuacji?
Głos istoty był przejmujący. Wdzierał się do wnętrza i poruszał dawno nie poruszone części jestestwa półelfki. Niepewność ją przytłaczała. Nerwowo rozejrzała się dookoła.
- Ten żywopłot rozszarpał ubranie jakie mam na sobie - zaczęła ostrożnie - tylko to nie jest moje, nigdy nie posiadałam takich rzeczy. To wszystko jest iluzją? Och jestem w wizji… oczywiście, że jest iluzją.
Imra pokręciłą do siebie głową, zła za swoje idiotyczne dywagacje. Podniosła spojrzenie na kota.
- Jesteś tym z którym Therion zawarł pakt?
- Ach biedny Therion… znaliśmy go tak dobrze. Ambicja kroczyła przed rozumem. Pycha przed upadkiem - stwierdził teoretycznie kocur spoglądając dramatycznie wprost w atramentowe niebo. - Jestem marą senną… czy fragment snu może podpisywać wiążące pakty? Nie wydaje mi się. Zresztą nie ma co szukać w marzeniach sennych odpowiedzi ukrytych w realnym świecie.
- Fantastycznie… - Imra była zachwycona dokładnością odpowiedzi. Równie dobrze mogła nie pytać. - Czemu w ogóle jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać? Maska nie wykazuje żadnych właściwości magicznych.
- Nie wszystko opiera się na magicznych cudeńkach, trawa rośnie bez magii, miłość i zdrada kwitną bez niej… życie nie potrzebuje czarów by się skomplikować. A Moce i Bogowie nie potrzebują magicznych zabawek by dokonywać cudów. No i… są Zasady przez duże Z i są sposoby na ich obejście.- zaśmiał się sarkastycznie kocur. - Świat jest duży i bardzo złożony moja droga.
- Jest i gdyby nie Zasady, to popadłby w stan chaosu jak w Maelstormie. Ewentualnie jeszcze gorzej. Czy Therion dużo korzystał z twoich usług? Skoro go tak dobrze znałeś?
- Czyżbyśmy przechodzili na filozoficzne rozmowy…. zapomniałem mojego monokla. - odparł kocur i z futra wyjął szkiełko zakładając je na lewe oko. - Ja znam wielu moja droga… każdego aktora w sztuce którą tworzę, każdą linię tekstu, każde drgnienie serca, każdy szept i myśl… a co do Theriona… ty nim nie jesteś. To co było dla niego użyteczne, nie będzie dla ciebie.
- Wiem - Imra fuknęła lekko zirytowana. - Nie szukam twych usług… jestem ciekawa jak głęboko Therion zanurzył swoje własne ręce i jak ja mam przez to pod górkę.
- Jest martwy więc… głęboko zanurzył łapki i całkowicie pokpił zadanie. Cóż… historię pisze się tylko o zwycięzcach. Licznych przegranych nikt nie pamięta - ocenił kocur poprawiając monokl.
- Być może postradał życie, lecz ja ciągle dycham i póki to robię dokonam wszelkich starań aby Therion znów powstał. To nie jest jeszcze jego koniec.
- Tylko czy on zechce powstać? Bo samo życie… może nie mieć dla niego wartości. Twoje nie ma dla ciebie… skoro ganiasz za ułudą. - ocenił filozoficznie kocur liżąc swoją łapę. - W krótkim śmiertelnym życiu zwykle nie ma drugiej szansy na wielkość Imro.
- Nie potrzebuję wielkości jeśli on ją osiągnie. Jeśli jednak nie zechce powrócić… to znaczy że w końcu spłaciłam swój dług wobec niego. Będę… wolna - ostatnie słowo ledwo przeszło przez gardło Imry. Była to dziwna wizja, na tyle abstrakcyjna, że ciężka nawet do wyobrażenia sobie.
- Rzadko kto ma drugą szansę na wielkość Imro. Zmarnowane okazje lubią się mścić - odparł kocur z szerokim uśmiechem.
Imra w końcu nie wytrzymała.
- Do czego zmierzasz?
Kocur zaśmiał się sarkastycznie.
- Doprawdy? Szukasz sensu w śnie… sen nie ma logiki. Tak jak twój cel… Nie wiesz nawet jaką dużą cenę przyjdzie ci zapłacić… i czy wraz z jego realizacją przyjdzie satysfakcja.
Imra chwilę patrzyła na kocura czująć, jak zaczyna się złościć. Wzięła jednak głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze.
- Nie wiem. Nie ma to jednak znaczenia. To jest moja misja. Nawet jeśli przyjdzie mi ją przypłacić własnym życiem wypełnię ją - powiedziała pewnie - I twoje pokrętne słowa mnie od tego nie odwiodą!
- Szafowanie własnym życiem… jest łatwe u śmiertelników, przynajmniej do czasu as Przypadek rozłoży karty i powie: “Sprawdzam”. - ocenił kocur zerkając na dziewczynę. - Zresztą sama się przekonasz o tym prędzej czy później.
Ruszył ku niej powoli i leniwie dodając. - Mnie jednak role oddanych podwładnych nużą. Te “archetypy” są nudne i przewidywalne. Wróć do mnie, gdy wyhodujesz własną ambicję… wtedy pogadamy.

***

Sen się skończył, a półelfka się wybudziła. Z niezadowoleniem odłożyła maskę na bok. Nie czuła się komfortowo w obecności tego… kota. Nawet jeśli jego głos był tak, przenikliwie przejmujący. Ambicja… to nie była rzecz na pusty żołądek. Doprowadziła się do porządku i wybyła za zapachami do kuchni.
 
Asderuki jest offline  
Stary 14-11-2020, 18:02   #98
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Dzień wylotu


Kilka godzin po odlocie, Kvaser postanowił nawiedzić nieumarłego starającego się opanować tajemną sztukę mimikry w dość osobliwy posąg, czyli porozmawiać z Lord Arsimonem.
Nizołek podszedł do niego i stanął na równej linii, próbując wypatrzeć się w przestrzeń, w ten nieokreślony punkt, w który zdawało się mu, że wpatruje się nieumarła postać. Trwało to kilka chwil, nim lekko bujający się na boki Kvaser, przemówił.
- To, po co podróżujesz przyniesie dużo zniszczenia - stwierdził pewnym głosem, nie za bardzo oczekując odpowiedzi, ale też czekając chwilę.
- Z pewnością… - ocenił sługa Nerulla nie odrywając spojrzenia od widoku przed nim. -... niemniej spójrz na Acheron, a zobaczysz samo zniszczenie. Głupie żywe i nieżywe istotki tłukące się po łbach z powodów napędzających ich namiętności. Zniszczenie jest powszechne.
- Miałbym prośbę - Kvaser uśmiechnął się sam do siebie pod nosem, lecz jak to z nim bywało, szeroko, chyba bawiła go ironia tej sytuacji - nic za to nie dam, nie jest to częścią umowy. Jeśli to co jest celem Twej wędrówki przyniesie zagrożenie statkowi lub jego załodze, byłbym rad gdybyś wstrzymał tą moc przeciw nam, lub poinformował ile dni mamy na ewakuację. Wiem - Kvaser wzruszył ramionami - marna jest radość istoty żywej w oczach Żniwiarza. Jednak czasem monety stają na krawędzi, a w moim życiu zbyt wiele razy. Pewnie przez takie idiotyczne próby.
- Wasz statek i wasze życia są bez znaczenia w oczach Nerulla. Czy pożyjecie dłużej, czy umrzecie zaraz po wykonaniu zadania… to mego władcę nie obchodzi.- odparł rycerz dudniącym głosem. - Wasz los… twój los… wszystko to marność, która nie obchodzi mego pana. Moja misja w ogóle was nie dotyczy… nie jesteś aż tak ważny jak sądzisz, ani ty, ani ta załoga, ani ten statek. Nie martw się więc tym… nie spotkamy się po raz drugi po przeciwnej stronie.
- Dziękuję - Kvaser stwierdził krótko, raczej zadowolony z odpowiedzi nieumarłego. Nawet jego impertynencje nie podrażniły niziołka. Może nie pracował dla gorszych, a tylko równie złych, ale za to często wykonywał pracę dla lepszych, ale o wiele mniej kulturalnych.
- Jeśli Twój Pan zdradzi Ci lub zdradził jaki mam cel, lub - Kvaser zaśmiał się gardłowo - usłyszałeś o tym jak się upiłem, to gdyby miał ofertę, z chęcią usłyszałbym ją od Was, Lordzie - niziołek stwierdził patrząc dalej w dal.
- Nerull patronuje morderstwom… ale wbrew temu co się sądzi… nie każdym. - stwierdził cicho rycerz.- Zabicie z zimną krwią, szybkie usunięcie żywego… beznamiętne ucięcie losu, to cieszy mego pana. Przedłużanie cierpienia, długie tortury… to wzmacnia kogoś innego. Namiętność jaką czujesz na myśl o tym mordzie nie jest więc miła memu panu.
- Sądzę, że miłe byłoby mu jednak usunięcie tego, kto się lubuje w rzezi - Kvaser stwierdził poważnie, chociaż miał trochę inne doświadczania ze sługami Nerulla… Ale na każdego boga przypadało po kilka wyznań. Gdzie dwóch kapłanów, tam trzy interpretacje. Postanowił jednak nie drążyć swoich wątpliwości, przyjmując, iż nieumarły sługa boga musi być względnie bliski prawdy, jaka by ona nie była.
- Pozostawiam to zatem waszej pamięci - dokończył Kvaser i nie zamierzając już dalej mówić, jeszcze kilka chwil pozostał na burcie szukając wzrokiem miejsca w które patrzy nieumarły (i już się tym irytując, nie mogą go zidentyfikować).
- Jeden umrze… drugi musi go zastąpić. Bogowie nie tworzą idei, jedynie ją wypełniają. Bóstwo rzezi i gwałtowności musi być. Imię jest bez znaczenia. - stwierdził obojętnie rycerz.
- Wiem - niziołek stwierdził z pewnym smutkiem - ostatecznie świat zostałby okaleczony - powtórzył dawno zasłyszaną i sowicie opłaconą opinię z wywodu pewnego znajomego maga - jednak idee mają aromat. Śmiertelni zwą je charakterem.
- Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz…- odparł rycerz i dał znać skinieniem głowy, że rozmowę uważa za zakończoną. Bo musiał przecież zatonąć w rozmyślaniach, a może… robił coś innego? Wydawał się być w dobrej łączności ze swoim bóstwem. Co mogło być… niepokojące.
Niziołek odszedł luźnym krokiem, lecz dopiero po kilku metrach zaczął pogwizdywać pod nosem. Sam nie wiedział czemu dopiero wtedy.

 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 14-11-2020, 18:36   #99
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Drugi dzień lotu, rano.

Vaala zajęła już poprzedniego dnia komnatę po przeklętej “Kozie”, która opuściła na szczęście(dla niej samej) sta-tek, i nie drażniła już swoją obecnością. Na drzwiach kajuty Mmho znak Druidki został zmazany, a pojawił się za to na innych… a nowa kajuta została dokładnie wysprzątana, wymyta, i wywietrzona. Dziewczyna zostawiła tam swoje przysłowiowe 3 rzeczy, po czym kręciła się po statku to tu to tam.

Spać nie musiała Vaala praktycznie wcale, ot mała drzemka wystarczała, ledwie dwie godziny, i to nie ze względu na jakiś przedmiot magiczny, a na pewien wrodzony “dar” jaki posiadała… zaczęła więc swoje urzędowanie w kuchni na wiele wcześniej od typowego świtania - którego w tym świecie to raczej nie było. Większość załogantów zbudziły więc zapachy świeżego jadła, dochodzące z tamtego miejsca. Druidka z kolei, nikogo jakoś specjalnie nie wołała, i nikomu nic nie oferowała. Ot zrobiła i tyle, kto będzie chciał, to sobie weźmie. Taka już była, często dziwaczna, w stosunkach między(i nie tylko)-ludzkich. Były więc soczyste kiełbaski z… jadalnym mchem i masłem, oraz słodkie placki z miodem. To powinno chyba zadowolić każdą marudę?

Kvaser zazwyczaj sypiał dobrze, nie ważne w jakim miejscu przyszło mu spędzać tą ważną część dnia. Można powiedzieć, że było to mistrzostwo w rzeczy, którą każdy niziołek, nawet tak nietypowy, umiał, tuż obok szukania co smakowitszych kąsków jedzenia, żartowania, jedzenia, przyjacielskich dowcipów i kilku innych rzeczy o których głośno nie zwykło się nie mówić w społeczeństwie małych ludzi.

~

Jakiś czas później, Vaala pojawiła się na pokładzie. Była ubrana naprawdę dosyć nietypowo, mając na sobie coś jakby… giezło?? A do tego poroże na głowie(!), drugie w dłoniach, kilka malowideł, no i niemal jak zawsze, pomykała boso… wdrapała się na dach nawigacji, gdzie najpierw ów dach wymalowała dziwacznymi symbolami, które pewnie tylko dla niej miały sens, po czym po tych krótkich przygotowaniach, rozpoczęła jakieś dziwaczne rytuały. To coś tylko nuciła pod nosem, to przyśpiewała, to mruczała, do tego delikatnie i płynnie się poruszając w tańcu(czy może i transie?), i zdawała się nie zwracać uwagi na nikogo i na nic wokół niej. Wszystko to zaś trwało i trwało, kwadrans, drugi, trzeci… co bardziej łebski załogant, mógł chyba w końcu zrozumieć, iż Vaala odprawiała swoje obrządki, celem uzyskania nowych czarów…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=64CACoHNBEI&list=RD64CACoHNBEI&start_radio =1[/MEDIA]

A Druidka myślami była daleko stąd, w zupełnie innym świecie, w swych lasach, w swym kręgu…

Gdy Kvaser wychodził ze swej kwatery, z wnętrza dobiegał zapach przypalonych oraz suszonych ziół. Bliżej niezidentyfikowane znaki zaczęły zdobić ściany i drzwi od wywnętrz, nie było w nich za grosz artyzmu, za najpewniej było trochę krwi i wspomnień.
Poranek niziołek spędził na połączeniu dwóch ważnych czynności. Najpierw oczywiście jedzenie, szczególnie ucieszył się z mchu (chociaż uważał, że jadł już lepszy), potem trening.
Po rozciąganiach i rozgrzewce, niziołek zaczął tradycyjne dla siebie skanie po pokładzie, utrwalając zrozumienie geometrii okolicy… oraz po prostu woląc korzystać z realnych obiektów. Kvaser był praktykiem, nie lubił syntetycznego doskonalenia umiejętności. Najlepsze było prawdziwe miejsce oraz trening pod obciążeniem własnego ekwipunku.
Gdy zdyszany nabierał powietrza i wody na podłodze, zobaczył druidkę Dopiero gdy usłyszał miarowy śpiew, wskoczył na dach płynnym susem - nie od razu podszedł do niej, po czasie, kończąc jeszcze serię treningową.
Usiadł przed druidką splatając nogi pod siebie, powoli, nieśpiesznie naciął sobie nowym nożem palec, a kapiącą krwią wymalował z grubsza swój osobisty symbol – znak borsuka oraz symbol gniewu zaplecione ze sobą. Okalał je prymitywnym gifem ognia, był rozłączony, nie stanowił już część imienia, lecz tylko bardzo osobistego przedstawiania się. I milczał.

Vaala początkowo zdawała się nie dostrzegać siedzącego niemal przed nią Niziołka, pochłonięta całkowicie swoim zajęciem… w pewnym momencie spojrzała jednak na Kvasara, i w kącikach jej ust pojawiła się prawie namiastka uśmiechu, i to taka na drobny moment, na ulotną chwilę. Wskazała porożem trzymanym w jednej z dłoni na miseczkę na dachu… w której znajdowały się jakieś podejrzanie wyglądające grzybki. A po tym geście, nie przerywając swoich dziwnych tańców, mruczenia, i nucenia, znów zdawała się być w transie, stąpając to tu, to tam po dachu, lekko i płynnie, gestykulując i porożami w dłoniach.
Kvaser bez namysłu - a może po prostu wiedząc co robi, sięgnął po grzybki, nie do końa poznawał gatunek, ale ufając w swoją wytrzymałość, wybrał dwa o dużym kapeluszu, i zgodnie ze zwyczajem, jednego roztarł w dłoni i powąchał, a potem obydwa zjadł. Po chwili zaś poczuł całym sobą… muzykę, las, i otaczającą go z każdej strony… nieskrępowaną wolność. Niziołek powstał powoli, uśmiechnął się pod nosem. Taniec… lubił taniec. Brakowało mu tylko jeszcze ognisk wokół których, lub, częściej, nad którymi, tańczył.
Dołączył się do ruchów druidki, starą formułą. Nie tylko starą, bo pradawną, którą uczyli go wyznający tradycję starszę niż kształt kontynentów - to go nie interesowało. Starą dla niego, bo był to jego pierwszy taniec, gdy cały zakrwawiony, z ledwo pierwszymi dwoma tatuażami, ledwo zrośniętymi ścięgnami, gdy z głodu kręciło mu się w głowie, rozpalono kręgi ognia w nocy, i powiedziano: tańcz jak się nauczyłeś.
Więc zaczął tańczyć, jak wtedy. Ruchy niziołka były agresywne, szarpane. Nagłe zwody, pomruki, prawie ciche wrzaski i warknięcia. Dużo skakał, raz przeskoczył druidce nad głową. Lecz… To się zmieniało. Szarpnięcia przechodziły w regularność, nagłe wolne partie po których następowały wybuchy skoków i rwanych - lecz w inny, subntelny sposób skoków, powarkiwania w bardziej kontrolowany sposób.
Był to bowiem taniec w którym dawno temu, w górach zaklinał część swego losu i proszono żar, księżyc, noc i ziemię o kontrolę i wolność. Był to pierwszy rozdział opowieści.
W pewnym momencie, Vaala przekazała Kvaserovi poroże trzymane w dłoniach, po czym zaczęła się kręcić w koło, z lekko uniesionymi w górę dłońmi. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej i szybciej, podobnie jak jej przyśpiewki zwiększające tempo. Po chwili nabrała już naprawdę niezłej prędkości, aż nieco zafalowały rąbki jej stroju…
Teraz Kvaser zaprzestał tańca, a zaczął czynić coś, co wyglądało jak osobliwy podkład muzyczny da druidki, składający się z warknięcie, mowy (jednak mowy) i innych odgłosów które nie miały odpowiednika wśród zwierząt, ale a jak mawiali cywilizowani, pochodzą z przepony. Dzicy woleli mówić, iż są to słowa i pieśni bliskie czarnej krwii i ciału, pochodzące z głębi ciała, zza płucami.



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-11-2020, 20:13   #100
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Po kilku dłuższych chwilach, Druidka "wypadła" z owego wirowania, po prostu okręcając się po raz ostatni tak, iż w końcu płynnym ruchem na biodro, opadła na dach, na swój bok, i na plecy, i zaległa tam, ciężko oddychając, wpatrzona w niby-niebo nad sobą. I nagle zachichotała.
- Mocne - Kvaser mruknął pod nosem komentując jakość grzybków i z delikatnością zupełnie nie pasującą do jego wizerunku, odłożył poroże na ziemię.
- Z reguły nie porywają mnie tak… to chyba i przez twój wkład - Vaala zerknęła na Niziołka, nadal jeszcze głęboko oddychając. A mimo, iż w sumie nie bardzo czym tam niby miała, to i tak przez cienki materiał odznaczało się… pobudzenie jej ciała.
- Wyszło nam mocno - Mruknęła, z chwilowym uśmiechem, po czym znowu spoglądała w niby-niebo.
- Nie aż tak intensywnie - Kvaser zaśmiał się lekko siadając koło druidki - powinienem być nago, aby każdy czytał co mam zapisane na sobie.
- Masz na sobie i ukryte runy? - Zerknęła na niego.
- Nie są specjalnie ukryte - Kvaser stwierdził naturalnie - po prostu w mieście wygodniej nosić ubranie, to samo w górach. Pancerz też zakrywa - uśmiechnął się szeroko - ale tak, na całym ciele - kiwnął głową.
- Kiedyś potańczymy na golasa - Stwierdziła Vaala, i parsknęła.
- Trzymam za słowo - Kvaser zaśmiał się, i nagle zmienił wątek, w typowym dla siebie, nagłym przypływie. - Nie wychowałem się w tradycji tego typu. Dopiero dobre plemię znalazło mnie i pomogło opanować to co drzemie we mnie i uwolnić się do tego - wskazał czerwonym od zakrzepłej krwi palcem znak na czole.
- To chyba dobrze? - Powiedziała Druidka, i założyła ręce za głowę, by jej się nieco wygodniej leżało - Ja innego życia nie znam.
- Dobrze, dobrze - niziołek pokiwał głową zamyślony - ale chyba innego nie oczekiwałaś?
- Ja na moje życie nie narzekam - Vaala uniosła się na łokciach, zerkając na rozmówcę, aż w końcu i usiadła, podwijając nogi bokiem pod siebie. Ściągnęła również poroże z głowy, i położyła obok.
- Jednak się zmieniło, diametralnie - Kvaser zastukał w dach - to nie jest dotychczasowe życie.
- Brać z niego co najlepsze, resztę mieć w dupie? - Powiedziała.
- Mam trochę inne podejście - Kvaser zaśmiał się głośno i donośnie, na co i Vaala wyszczerzyła ząbki. Niziołek nie podejmował dalszego wątku przez dobrą chwilę, patrząc gdzieś w dal. Po chwili odwrócił nagle wzrok w stronę obserwującego ich z dołu przewodnika. Zmarszczył brwi i… wyszeptał do Vaali.
- Uważajcie na niego. Jeśli to jest faktycznie Jerren, jak tylko zgaśnie kontrakt i los pozwoli, wyrwę tego chwasta - dokończył jeszcze ciszej.
Vaala przez dłuższą chwilę spoglądała w twarz małego rozmówcy… i uśmiechnęła się w końcu złowieszczo.
- A jego zwierzaka na pieczyste. Możesz na mnie liczyć - Powiedziała.
- Wiesz jak mnie pobudzić, żarcie - Kvaser powiedział z uśmiechem i beztroską nie pasującą do planów pozbawienia kogoś życia - ciasto też przednie było - stwierdził naturalnie - zresztą, ja każde ciasto kocham - machnął ręką - wcześniej też przygotowywałaś posiłki dla większej grupy?
- Nie… nigdy. Zrobiłam więcej, bo jest nas więcej, i tyle - Drgnęła ramionkami - Ale żarcie to ponoć nie wszystko w życiu? - Dodała Druidka i… mrugnęła do Niziołka.
- Nie, jest jeszcze dobry sen, śpiew, trochę pracy i spotkania z krewnymi… No tak mówią inni przedstawiciele mojej rasy. Ale jednak dalej jestem z jednej krwii - stwierdził uśmiechnięty.
Vaala nie powiedziała już nic. Za to poruszyła się ku Kvaserovi, zbliżając do niego coraz bliżej i bliżej twarzą do twarzy…Niziołek podniósł wymownie prawą brew wysoko patrzać na rozwój wypadków. A Druidka potarła swoim nosem, o nos Kvasera.
- Potrafię się i tak zmienić, by być twoich rozmiarów - Szepnęła.
Kvaser zaśmiał się lekko, i trochę nazbyt brutalnie, ale z uśmiechem, i jednak pewną dozą delikatności, poczochrał Vaali czuprynę.
- Niezależnie od rozmiarów, jeśli nie masz mentalności krasnoludziej wojowniczki czy orczycy, to zrobiłbym ci krzywdę - stwierdził rozbrajająco szczerze - delikatny jestem po walce - wzruszył ramionami - taki dar.
- Mam twardą skórę - Vaala wzruszyła znowu ramionkami, przysiadając na własnych piętach. Uśmiechnęła się przelotnie, po czym zgarnęła w dłoń poroże które miała wcześniej na głowie.
Niziołek spojrzał na dół, odrobinę poirytowany.
- Nie róbmy dodatkowego widowiska, mam wrażenie, że sama nasza obecność napala tego Jerrema… A wolałbym przed końcem kontraktu się nań nie wkurwić porządnie.
Vaala kiwnęła głową, zabrała najpierw jedno poroże, spojrzała na Kvasera i wstała z miejsca.
- To tymczasem… - Zgarnęła kolejną parę rogów, po czym opuściła dach, i towarzysza ostatnich dwóch kwadransów. Kvaser odszedł po dłuższym czasie, leniwie, wracając do jeszcze jednej, krótkiej serii treningu na dachu.. Lecz ostatecznie nie czuł się z tym dobrze.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172