Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2020, 22:21   #97
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Dzień wylotu był dla niej mało przyjemny. Poświęciła coś co mogło być zalążkiem jej nowego skarbu i to już ją drażniło. Therion był jednak ważniejszy. Była związana z nim nawet po śmierci. Niezależnie od tego co Wędrowiec chciał o niej sądzić… miała swoja misję. Pokusy jednak wkradały się pomimo próby utrzymania żelaznej woli. Dlatego też na noc po wylocie Imra znów wyjęła maskę z torby. Musiała się upewnić czy to nie był przypadek, jakieś wizje związane z przebywaniem w nieznanym sobie miejscu… cokolwiek. Do snu ponownie ją założyła… i czekała.
Wizje tym razem wiły się dziko wraz urywkami myśli. Dotyczyły tych samych tematów co ostatnio, acz tym razem wir był bardziej chaotyczny i ciężko było kobiecie skupić na nich na tyle by zapamiętać. Była jak źdźbło trawy rzucone na rwącą rzekę i jak takie źdźbło… w końcu wypłynęła na “mieliznę”.
Wśród pokręconych spiralnie chaszczy była ona sama… w stroju godnym trubadura i z rapierem przy boku o fantazyjnie pokręconej osłonie rękojeści. Była i świadoma otoczenia… i faktu, że gdzieś tam spomiędzy dobywa się muzyka.
Tuż za uchem usłyszała słowa.
- To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść.
Imra wzdrygnęła się zaskoczona bliskością. Odwróciła spojrzenie na tego kto zadał spojrzenie. I napotkała pustkę, nic za nią nie było. Tylko więcej chaszczy.
- Ja… nie wiem - powiedziała niepewnie po chwili. Zwróciła się na nowo w kierunku muzyki?
- A gdzie teraz jestem? - zapytała w wyuczonym odruchu. “Poznaj najpierw swoją okolicę nim podejmiesz działania”. Obszar dookoła bym monotonny, wszędzie te same pędy, zwijające się wokół siebie i tworzące żywopłot wokół wojowniczki. Niezbyt szczelny, ale dość zwarty. Nie wyglądały na trudne do przecięcia, tyle że zamiast tasaka Imra uzbrojona była w rapier. Oręż raczej nie przeznaczony do cięć. Muzykę nadal było słychać z jego miejsca będącego gdzieś w pobliżu.
Wojowniczka, cz też obecnie szermierka ściągnęła brwi i ruszyła gdzieś w stronę muzyki. Póki co forsownie zamierzała się przebić przez te chaszcze używając swojej siły aby je podrzeć jeśli zajdzie potrzeba.
Trud ten w końcu się opłacił, mimo że nieco naruszyła urodę swojego stroju docierając poprzez owe krzewy do kolejnej okrągłej polany… tam skąd dochodziła muzyka.
Imra nie znalazła tam jednak grajków, zamiast tego polanę okupował jedyny mieszkaniec tego miejsca. Kot… to chyba było to groteskowe stworzenie o kościstym czworonożnym ciele, rachitycznej szyi podtrzymującej absurdalnie dużą kocią głowę z pyskiem wykrzywionym w sardonicznym uśmieszku. Przyglądał się on w milczeniu kobiecie która naruszyła spokój jego polanki, ale bez zaskoczenia w spojrzeniu.
Wojowniczka zacisnęła usta w kreskę widząc stworzenie. Mimo niepewności pozwoliła sobie na drobny ukłon w kierunku możliwego właściciela tej domeny.
- Wybaczcie jeśli zniszczyłam was ogród. Czy dobrze się domyślam, że to ty jesteś gospodarzem..? - zapytała niepewnie.
- Jaki ogród? - zaśmiał się kot przekrzywiając głowę. - Czy to co widzisz wygląda na ogród? Czy to co widzisz… istnieje? Czy może to kolejna dekoracja, pasująca do sytuacji?
Głos istoty był przejmujący. Wdzierał się do wnętrza i poruszał dawno nie poruszone części jestestwa półelfki. Niepewność ją przytłaczała. Nerwowo rozejrzała się dookoła.
- Ten żywopłot rozszarpał ubranie jakie mam na sobie - zaczęła ostrożnie - tylko to nie jest moje, nigdy nie posiadałam takich rzeczy. To wszystko jest iluzją? Och jestem w wizji… oczywiście, że jest iluzją.
Imra pokręciłą do siebie głową, zła za swoje idiotyczne dywagacje. Podniosła spojrzenie na kota.
- Jesteś tym z którym Therion zawarł pakt?
- Ach biedny Therion… znaliśmy go tak dobrze. Ambicja kroczyła przed rozumem. Pycha przed upadkiem - stwierdził teoretycznie kocur spoglądając dramatycznie wprost w atramentowe niebo. - Jestem marą senną… czy fragment snu może podpisywać wiążące pakty? Nie wydaje mi się. Zresztą nie ma co szukać w marzeniach sennych odpowiedzi ukrytych w realnym świecie.
- Fantastycznie… - Imra była zachwycona dokładnością odpowiedzi. Równie dobrze mogła nie pytać. - Czemu w ogóle jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać? Maska nie wykazuje żadnych właściwości magicznych.
- Nie wszystko opiera się na magicznych cudeńkach, trawa rośnie bez magii, miłość i zdrada kwitną bez niej… życie nie potrzebuje czarów by się skomplikować. A Moce i Bogowie nie potrzebują magicznych zabawek by dokonywać cudów. No i… są Zasady przez duże Z i są sposoby na ich obejście.- zaśmiał się sarkastycznie kocur. - Świat jest duży i bardzo złożony moja droga.
- Jest i gdyby nie Zasady, to popadłby w stan chaosu jak w Maelstormie. Ewentualnie jeszcze gorzej. Czy Therion dużo korzystał z twoich usług? Skoro go tak dobrze znałeś?
- Czyżbyśmy przechodzili na filozoficzne rozmowy…. zapomniałem mojego monokla. - odparł kocur i z futra wyjął szkiełko zakładając je na lewe oko. - Ja znam wielu moja droga… każdego aktora w sztuce którą tworzę, każdą linię tekstu, każde drgnienie serca, każdy szept i myśl… a co do Theriona… ty nim nie jesteś. To co było dla niego użyteczne, nie będzie dla ciebie.
- Wiem - Imra fuknęła lekko zirytowana. - Nie szukam twych usług… jestem ciekawa jak głęboko Therion zanurzył swoje własne ręce i jak ja mam przez to pod górkę.
- Jest martwy więc… głęboko zanurzył łapki i całkowicie pokpił zadanie. Cóż… historię pisze się tylko o zwycięzcach. Licznych przegranych nikt nie pamięta - ocenił kocur poprawiając monokl.
- Być może postradał życie, lecz ja ciągle dycham i póki to robię dokonam wszelkich starań aby Therion znów powstał. To nie jest jeszcze jego koniec.
- Tylko czy on zechce powstać? Bo samo życie… może nie mieć dla niego wartości. Twoje nie ma dla ciebie… skoro ganiasz za ułudą. - ocenił filozoficznie kocur liżąc swoją łapę. - W krótkim śmiertelnym życiu zwykle nie ma drugiej szansy na wielkość Imro.
- Nie potrzebuję wielkości jeśli on ją osiągnie. Jeśli jednak nie zechce powrócić… to znaczy że w końcu spłaciłam swój dług wobec niego. Będę… wolna - ostatnie słowo ledwo przeszło przez gardło Imry. Była to dziwna wizja, na tyle abstrakcyjna, że ciężka nawet do wyobrażenia sobie.
- Rzadko kto ma drugą szansę na wielkość Imro. Zmarnowane okazje lubią się mścić - odparł kocur z szerokim uśmiechem.
Imra w końcu nie wytrzymała.
- Do czego zmierzasz?
Kocur zaśmiał się sarkastycznie.
- Doprawdy? Szukasz sensu w śnie… sen nie ma logiki. Tak jak twój cel… Nie wiesz nawet jaką dużą cenę przyjdzie ci zapłacić… i czy wraz z jego realizacją przyjdzie satysfakcja.
Imra chwilę patrzyła na kocura czująć, jak zaczyna się złościć. Wzięła jednak głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze.
- Nie wiem. Nie ma to jednak znaczenia. To jest moja misja. Nawet jeśli przyjdzie mi ją przypłacić własnym życiem wypełnię ją - powiedziała pewnie - I twoje pokrętne słowa mnie od tego nie odwiodą!
- Szafowanie własnym życiem… jest łatwe u śmiertelników, przynajmniej do czasu as Przypadek rozłoży karty i powie: “Sprawdzam”. - ocenił kocur zerkając na dziewczynę. - Zresztą sama się przekonasz o tym prędzej czy później.
Ruszył ku niej powoli i leniwie dodając. - Mnie jednak role oddanych podwładnych nużą. Te “archetypy” są nudne i przewidywalne. Wróć do mnie, gdy wyhodujesz własną ambicję… wtedy pogadamy.

***

Sen się skończył, a półelfka się wybudziła. Z niezadowoleniem odłożyła maskę na bok. Nie czuła się komfortowo w obecności tego… kota. Nawet jeśli jego głos był tak, przenikliwie przejmujący. Ambicja… to nie była rzecz na pusty żołądek. Doprowadziła się do porządku i wybyła za zapachami do kuchni.
 
Asderuki jest offline