Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2020, 20:10   #42
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Ostatnim rannym Quirke zajęła się już na spokojnie, gdy sytuacja u pozostałych została opanowana, dzięki czemu mogła kierowcy poświęcić całą uwagę i potrzebny czas. W niektórych sytuacjach pośpiech był najgorszym doradcą, a czasowe zatamowanie krwawienia pozwalało kupić dodatkowe minuty dla ich obojga. Doprowadzona przez rangera na odpowiednią pozycję, lekarka opadła ciężko na kolana i wstrzymała oddech, bo ołowiana drobina we wnętrznościach poruszyła się, potęgując ból.
- Gdzie dostałeś? - spytała detroiczyka i zaraz zaczęła grzebać w medycznej torbie.

-Gdzieś…..tutaj? Nieco...mnie...przytkało…- wysapał James pokazując czarny T-shirt zawinięty mniej więcej na wysokości żeber - I noga - James próbował pomajtać nogą, ale się nie dało. Bolało tak, że nie potrafił nawet unieść stopy z asfaltu.

- Dobrze, nie ruszaj się… spokojnie - w dłoni Quirke pojawiła się odpowiednia szpryca i mimo całego rozedrgania sylwetki jej ręce pozostawały pewne. - Masz czucie w dłoniach i nogach? Drętwienie? Alergie na składowe leków? - przy ostatnim rozpoczęła podawanie środków przeciwbólowych, a potem podniosła dłonie do guzików męskiej koszuli.
- Co prawda… niezbyt mamy sprzyjające okoliczności przyrody, świec brakuje i coś tak brudno… ale muszę cię rozebrać James - wysiliła się na dowcip aby odwrócić uwagę pacjenta od cierpienia - Obiecuję nie wzdychać za głośno.

- Czucie? Jakieś jest - mruknął zaciskając zęby - Drętwieją palce u nogi. Tej - wskazał nogawkę z której zaczęło się już lekko wylewać. “Alergie?” James próbował przypomnieć sobie co to w ogóle jest - Nnie...na pewno nie - odpowiedział wcale nie takim pewnym głosem. Za wiele też do rozbierania to nie miała. Koszulę którą zwyczajowo zakładał wyprał dziś rano, i suszyła się, a raczej prażyła właśnie w upale przed knajpą, w której zaparkowali przed spotkaniem z Alonso. James właściwie już był nagi, bo desperackie próby samodzielnego przewiązania rany spowodowały, że jego czarny T-shirt owinięty był ciasno dokoła żeber, a skórzaną kurtkę zdołał jedynie narzucić na ramiona.
Dowcip docenił, a jakże. Nawet spróbował się roześmiać, ale ból momentalnie go otrzeźwił, a potem omal nie posłał świadomości w niebyt.
- Danny żyje? - zapytał rozglądając się dookoła - co z innymi? - widział w sumie Ritę, jak kręciła się w głębi uliczki, ale Melody, Dwight i Dany zniknęli mu z oczu już chwilę temu.

Po wymizerowanej twarzy lekarki przemknął żywszy grymas. Kiwnęła ostrożnie głową dla potwierdzenia zanim zebrała się na werbalną odpowiedź.
- Tak, Danny’emu nic nie jest. - odezwała się dopiero gdy skończyła aplikować leki. W ich miejsce sięgnęła po niewielki czarny pakunek obwiązanymi troczkami z rzemieni. Miał długość dwóch rąk i szerokość połowy jednej - Wszyscy przeżyli, Rita dostała w brzuch, ale nic jej nie będzie. Kula minęła wszystkie ważne organy, nie ma krwotoku ani niczego równie paskudnego. Wyciągnęłam ją i zaszyłam co trzeba, za parę dni zostanie tylko niewielka blizna… to silna dziewczyna, pewnie do wieczora nie będzie o tym pamiętać i to ja będę zmuszona za nią biegać i przypominać aby się nie przemęczała bo szwy puszczą. Jest tam głębiej w alejce, przynajmniej tam ją widziałam chwilę temu - rozwiązała troczki i rozwinęła paczkę wypełnioną skalpelami, chwytakami i osobnymi saszetkami z nićmi chirurgicznymi. Zanim ich dotknęła zdezydfekowała ręce, a potem nałożyła jednorazowe, lateksowe rękawiczki.
- Melody oberwała w nogę, nic groźnego. Kula przeszła czysto przez łydkę, wystarczyło oczyścić i zaszyć. Mam wrażenie, że bardziej czuła się zirytowania niż obolała - przyznała nagle, uśmiechając się dość krzywo - Za nią tym bardziej będe musiała latać, choć akurat mam dość duże wątpliwości czy nawet bez dodatkowych otworów w brzuchu dałabym radę nadążyć. Na razie… ekhm, podziwia swoje trofeum. Dość makabryczne, jeśli ktoś by mnie pytał o zdanie - pochyliła się nad zranioną nogą, nią chcąc się zająć w pierwszej kolejności. Niewielka przestrzelina nie zapowiadała się na duży wysiłek medyczny, ot profilaktykę przed dostaniem w ranę kurzu oraz zatamowanie szwami krwawienia.
- Ty też jesteś farciarzem James - zdobyła się na cieplejszy ton, rozpoczynając przemywanie czerwonej dziury. Wcześniej podwinęła nogawkę żeby mieć lepszy dostęp do skóry - Przeszła na wylot, zaraz będzie po sprawie. Dwight… jest cały. Możliwe, że nawet się nie spocił. Chcesz wody? Powiedz jeśli zacznie ci się robić słabo i poczujesz mrowienie w kończynach… zwykle to symptomy poprzedzające omdlenie.

-Taa, mieliśmy szczęście. Cholerne szczęście - Detroitczyk zaryzykował te stwierdzenie ale słysząc ostatnie pytanie Tamiel pokręcił przecząco głową. Wolałby porządnego shota whisky, ale chwilowo nie mieli go pod ręką. Wzrok kierowcy ześlizgnął się niżej, skupiając się na świeżym bandażu lekarki
- Oberwałaś…- James bał się w sumie pytać. Bo się niespecjalnie wyznawał na ranach. Wiedział, że jak lekarz mówi, trzeba słuchać, i strasznie bolą. Biegać nie zamierzał, więc raczej nie zakładał, że mu się coś pootwiera.
- Coś poważnego? - zapytał wreszcie, bo przedłużająca się chwila milczenia stawała się nieznośna.

Napotkał ciszę, gdy blondynka udała skupienie na opatrywaniu. Jej ręce działały automatycznie, szyjąc, a potem bandażując mechanicznie. Powtarzane niezliczoną ilość razy ruchy wypalały się w pamięci, myśli uciekały gdzieś w bok.
- Postrzał w brzuch, rykoszet od paczki… albo co. - wzruszyła ostentacyjnie jednym ramieniem aby dać znać, że nie ma się czym przejmować, choć skrzywiła sie przy tym ruchu i na moment zamarła.
- Na razie nie mam czasu usunąć kuli, są… - zamilkła, zamieniając bandaż na paskudnie wyglądające szczypce. Klapnęła nimi dwa razy na próbę - Najpierw trzeba się zająć tobą, przecież nie możesz się tu wykrwawić i… ej - zmarszczyła czoło widząc jak oczy Detroiczyka robią się nagle wielkie.. Uniosła więc uspokakająco obie dłonie - Nie bój się, robiłam to już. Nic ci nie będzie, tylko trochę zaboli i… muszę wyjąć ciało obce inaczej wda się infekcja… dla takiego twardziela jak ty to przecież pryszcz. Wiem jak to boli i uwiera - zabrała się za odkażanie sprzętu - Też mam wrażenie jakby mi coś grasowało po wnętrznościach, ale patrząc perspektywicznie chyba powinnam się przyzwyczajać, bo jeśli Danny jest zdrowy jak wygląda to za dziewięć miesięcy bę… ekhm - urwała nagle, paląc buraka. Odkaszlnęła, po czym słoszonym uśmiechem zamaskowała wpadkę - Potrzebujesz czegoś aby na tym zacisnąć zęby?

James wpierw pozwolił się zagadać, a potem przecząco pokręcił głową.
- Nie...w końcu dla takiego twardziela - spróbował uśmiechnąć się, ale ból nieco psuł nastrój do śmiechu. Szczypce też - Dobra, jedziemy z tym - mruknął zrezygnowany wiedząc, że za chwile pewnie będzie gorzej.

- Dobrze… to weź głęboki wdech i zaczniemy jak policzę do trzech - Quirke sama nabrała powietrza i przystawiła metal do skóry.
- Raz - zaczęła odliczanie patrząc na reakcję pacjenta, a gdy nabrał powietrza nagle bez ostrzeżenia zaczęła zabieg, wolną ręką przytrzymując go za ramię. Wiedziała, że nie jest to przyjemne, dlatego skupiła się, by zminimalizować czas operacji, ale i tak musiała wpierw namierzyć pocisk, a później go chwycić bez łapania za tkanki miękkie wokoło.
- Już prawie… nie ruszaj się… znaczy nie szarp, już zaraz kończymy - mamrotała przy tym, wiercąc nierdzewną stalą w pokiereszowanym kierowcy.

Kiedy James mógł w końcu odetchnąć, ból minimalnie zelżał, choć wciąż bombardował go niczym uderzenia młotka prosto w żebra.
- A gdzie dwa? - zapytał już nieco weselej i jakby wyraźniej.

Lekarka zaśmiała się cicho, co przypłaciła atakiem kaszlu i rwaniem w boku, ale i tak było warto. Odłożyła szczypce z uwięzionym pomiędzy łapkami pokrwawionym pociskiem, a wzięła igłe z nitką.
- Och wybacz, to z wrażenia - puściła mu oko - Musiałam coś poplątać, ale nie wyszło chyba tak źle, co? A teraz nie ruszaj się, najgorsze już za nami… to co, jesteś z Det, tak? Widziałeś kiedyś Wyścigi? Albo byłeś w Mechstone?

- Czy byłem? Brałem w nich udział - odpowiedział nieco zdziwiony - Nie być w Mechstone będąc w Detroit to właściwie nie widzieć Detroit - uśmiechnął się i spróbował się podnieść. Szło opornie, ale odpowiednio zwijając ciało, jedną nogę za drugą, powolutku, dał radę i po dłuższej chwili stał, choć chwiejnie na nogach, opierając się o zardzewiałe pudło śmietnika.
- Słyszałem sporo dobrego o Texasie. Podobno macie tam sporo zwierzaków i też macie wyścigi? - zagadnął szukając w kieszeni fajek. Nie miał, więc spojrzał na trupa Alonso.

Quirke przypatrywała się czujnie jego manewrom, ale gdy odzyskał pion, mogła odetchnąć i sie uspokoić na tyle, by zacząć składać swoje zabawki.
- Ścigałeś się w Lidze? - spytała, a brwi jej podniosły się do góry i zamrugała - To już wiem gdzie nauczyłeś się tak jeździć, musisz mi kiedyś opowiedzieć jak te wyścigi wygladają. Choćby Death Match… tylko coś mi się obiło o uszy - zrobiła przepraszającą minę i za chwilę znów się uśmiechała - Ile razy wygrałeś jakiś puchar? Na pewno sporo… a Teksas, o tak. Mieliśmy szczęście, teren nie jest tak skażony jak choćby Nowy Jork. Wciąż pozostają bezkresne połacie prerii wolne od promieniowania. Bydło ma się gdzie paść, a my żyjemy… spokojnie - zrobiła minimalną przerwę - Jeśli chcesz posłuchać o wyścigach koni, rodeo i turniejach łapania cielaków na lasso powinieneś pogadać z Dannym - jej uśmiech przeszedł na wyższy stopień zażenowania Ukryła je opuszczając głowę i pakując narzędzia do torby - Dobrze, a teraz się ubierz i postaraj nie zabrudzić opatrunków. Jutro rano zapraszam na ich zmianę… i nie przemęczaj się… ach tak, racja - nagle wyciągnęła w jego stronę dłoń na której spoczywała mała, biała tabletka - Antybiotyk. Kule mają w zwyczaju nieść ze sobą, prócz… - westchnęła i dokończyła prosto - Są brudne, te brudy wciskają w świeże rany. Z tym masz mniejsze szanse na infekcje.
- Nie zapomnę. Dzięki. w sumie po robocie, możemy jeszcze wpaść na jakiegoś drinka. Siądziemy z Dannym, i pogadamy. O Lidze, i tych lassach - uśmiechnął się James ubierając kurtkę i kuśtykając w stronę Alonso. Widział w barze U Baileya, jak zbir ładował całą paczkę fajek do kieszeni. Póki jeszcze miał sprawne kończyny, i całkiem nie zdrętwiał, zamierzał dokładnie przeszukać trupa Alonso.
(Rezerwacja)
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 13-11-2020 o 21:14.
Asmodian jest offline