Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2020, 12:58   #434
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Tętent kopyt narastał. Mgła kłębiła się i przewalała niczym żywe stworzenie. Poruszały się w niej jakieś niewyraźne kształty, upiorne cienie. Walka w bramie klasztoru trwała w najlepsze. Jednak z chwilą, kiedy Caspar skierował golema gdzie indziej, przewaga obrońców szybko stopniała. W pierwszym szeregu, wypychając kościotrupy za bramę walczył Grimm, z determinacją rąbiąc na prawo i lewo swoim toporem. Nie czuł się dobrze, słabł. Z ran, niezbyt dotkliwych ale licznych ciekła mu krew, której nie był w stanie zatamować w ferworze walki. Obok niego walczył brat Anzelm, uzbrojony w ogromną, staromodnie wyglądającą maczugę, która jednak była zadziwiająco skuteczna wobec ożywieńców. Wokół uwijało się jeszcze kilku mnichów i mieszkańców Farigoule, ale zbliżała się chwila, w której cała grupa obrońców będzie musiała podać tyły.

Golem przechodząc do wskazanego przez Niederlitza miejsca, po drodze skruszył jeszcze jakiegoś szkieleta, po czym znieruchomiał w oczekiwaniu na napastników. Skaveni już wspinali się na mur, zupełnie ignorując słowa maga. Najwyraźniej nie mieli zamiaru zatrzymywać się. Będąc już na górze, dwóch szczurzych wojowników szybko uporało się z dwoma szkieletami, a Rasskabak przekręcił postawioną na ziemi skrzynię w kierunku nieumarłego Nurglity. Znów wcisnął emblemat i odpalił Arkę. Po dziedzińcu przetoczył się grzmot, jednak piorun nie trafił w cel. Czarownik krzyknął na swoich, żeby go osłaniali i walka na szczycie muru rozgorzała na nowo.

*

Sophie i Dietmar wybiegli zdyszani z lasu. Samotny skaven nie ścigał ich, ale nie mieli pewności, czy nie podąża za nimi niezauważony. W mroku widzieli spowity białym całunem klasztor. Słyszeli w oddali tętent kopyt i widzieli zielonkawe błyski, którym towarzyszyły grzmoty. Wyglądało to tak, jakby na klasztornym dziedzińcu rozpętała się burza.

Szkieletów, od strony od której zbliżali się do Maisontaal nie było. Bez przeszkód dotarli do podnóża murów. Teraz słyszeli toczącą się nieopodal bitwę, jednak nie widzieli ani napastników ani obrońców.

*

Tętent kopyt przeszedł w stacatto, aby nagle ustać. Ożywieńcy jak jeden mąż zatrzymali się, znieruchomieli na moment, co zaskoczyło obrońców, ale nie na tyle, aby wykorzystać tę chwilę i rozbić jeszcze kilka kości. Szkielety walczące przy bramie wycofały się, tworząc rodzaj szpaleru, środkiem którego nadjechał, wyłaniając się z mgły rydwan…

Jego widok był tak przerażający, że kilka osób z wrzaskiem rzuciło się do ucieczki. Zaprzężony w dwa olbrzymie, końskie szkielety, pojazd był masą pożółkłych, powykręcanych kości utrzymywanych w kupie dzięki sile magii. Z przodu stał woźnica, szkielet w złoconym hełmie z podłużnym czubem, z sparciałymi lejcami w kościstych dłoniach. A za nim sam Liczmistrz. Zeschłe, rozkładające się i poczerniałe ciało odziane w potargane łachmany, jedynie z oczami płonącymi nieziemskim światłem. W ręku trzymał powykrzywiany, drewniany kostur, którym wymachiwał krzycząc coś niezrozumiale. Rydwan z łoskotem zatrzymał się w przejściu utworzonym przez szkielety. Kemmler wykrzyczał ostatnie słowo i z jego laski wytrysnął snop ognia, który przeleciał miedzy walczącymi trafiając we wrota klasztornego budynku. Łoskot wybuchu przetoczył się po dziedzińcu, na który zaczęły spadać płonące resztki drzwi. Siła uderzenia posłała wszystkich na ziemię. Liczmistrz wybuchnął gromkim, upiornym śmiechem.
 
xeper jest offline