Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 10:14   #225
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony z MiRaaz

Korytarz Błysku

By dogonić techkapłana astropatka musiała mocno przyspieszyć kroku, a nawet nieco podbiec. Gdy tylko opuścili Osnowę przestały ją męczyć ból głowy i mdłości. Teraz więc nic nie przeszkadzało by echo jej szybkich kroków poniosło się korytarzu, kalecząc jej własne wrażliwe uszy. Nie wiedziała czemu to robi… czyżby… czyżby się martwiła? Wciąż miała w pamięci spojrzenie Ramireza w warsztacie. Pustka… czerń… Czy już było dobrze?
- Techkapłanie. - Odezwała się głośniej zrównując się z mężczyzną. - Seneszal powiedział… że ciało Achaliona spoczywa w jego komnatach… czemu udajesz się do skrzydła medycznego?

- W skrzydle medycznym znajdują się ci, którzy nie dopilnowali jego stanu. Ci, którym powierzyłem opiekę nad nim.
Choć to mówił, to miał do siebie żal. Podróż w Osnowie doprowadziła go do stanu dziwnej zapaści. Skupiał się na tym co widział, albo co myślał, że widział. Analizował materiał genetyczny de Vries, tymczasem to on był głównym medykiem tego statku. Powinien zrobić coś więcej niż jedynie przeglądać raporty.

Odczyty z nusfery pokazywały jednoznacznie: umysł Ahaliona został stracony. Pozostawił więc jedynie pustą skorupę. Czy powinien więc iść tę skorupę zobaczyć? Egzekucje medyceuszy może przeprowadzić później.

- Czy to odpowiedni moment by się teraz nimi zajmować? - Bel dostosowała tempo swojego marszu do kroków techkapłana. - Nic nie zwiastowało śmierci Ahaliona, prawda? Jego stan był stabilny… może to urządzenie, w którym leżał?

- Błogosławiłem tej kapsule. Nie można jej niczego zarzucić, chyba, że ktoś celowo zmienił jej parametry.

Ramirez na moment zamilkł. I choć nie przestawał iść to zdał się nieobecny, by po kilku sekundach milczenia dodać:

- Nie, nikt nie zmieniał parametrów jej pracy. Ahaliona zabiła osnowa. I niekompetencja.

Wyzuty z emocji kapłan tym razem zdać się mógł zdenerwowany.

- Od dawna podejrzewałem, że nasz misjonarz przyjął na siebie główny atak psioniczny. Osłonił najpewniej lady Winter przed głównym atakiem. Przeżył dzięki swej żelaznej woli. Jednak my pozwoliliśmy sobie na kilka miesięcy podrózy w osnowie. Wystawiajac jego umysł na emanację - kapłan wykonał przed sobą gest dłonią - tego wszystkiego. Powinniśmy zostawić ich w Port Wander. Ukryć. Nie narażać.

Ramirez zaciskał pięść.

- Nie wiem jakie kompetencje trzeba by mieć by osłonic się przed Osnową. . - Bel mówiła spokojnie, cały czas spoglądając na idącego obok techkapłana. - Osnowa mami zmysły, zabija i to istoty o potężnej sile woli. Jeśli Ahalion uczynił jak mówisz to wypełnił swą powinność chroniąc Winter. Doskonale też wiesz, że nie mieliśmy jak ich zostawić w Port Wander. Nikt nie zagwarantowałby wtedy w mieście im bezpieczeństwa.

Astropatka niepewnie sięgnęła do ramienia mężczyzny i położyła na nim dłoń.

- Ahalion mógłby być w pełni sprawny i umrzeć w osnowie… mógł też umrzeć podczas ataku. Nie nam wyrokować jak mogłoby być. Wtedy wszyscy czyniliśmy to co według nas było najbardziej słuszne.

Ramirez zatrzymał się pod wpływem dotyku Belitty. Pochylił się, a nad nimi przeleciała jego serwoczaszka jakby nie zważając na to, że się zatrzymali.

Astropatka trafiła w to miejsce, które zawsze pozwalało doprowadzić Ramireza do porządku. Uderzyła w zimną logikę. A on musiał przyznać jej rację. Jednak przyznanie się do tego zdawało przerastać techkapłana. Milczał z głową opuszczoną, wpatrując się w podłogę korytarza.

Dłoń Bel spoczęła na ramieniu mężczyzny, gdy ona przypatrywała się mu uważnie.

- Powinieneś się z nim pożegnać. On wypełnił już swój obowiązek. - Palce astropatki powędrowały wyżej i nieco żartobliwie potarmosiły włosy techkapłana nim cofnęła rękę. - Musimy się też upewnić, że Winter nic nie dolega… i nic gorszego już się jej nie przydarzy.

Ramirez przełknął ślinę i pokiwał głową przytakując.

- Chodźmy do Ahaliona… potowarzyszę ci jeśli pozwolisz. - Astropatka uśmiechnęła się delikatnie.

By dogonić techkapłana astropatka musiała mocno przyspieszyć kroku, a nawet nieco podbiec. Gdy tylko opuścili Osnowę przestały ją męczyć ból głowy i mdłości. Teraz więc nic nie przeszkadzało by echo jej szybkich kroków poniosło się korytarzu, kalecząc jej własne wrażliwe uszy. Nie wiedziała czemu to robi… czyżby… czyżby się martwiła? Wciąż miała w pamięci spojrzenie Ramireza w warsztacie. Pustka… czerń… Czy już było dobrze?
- Techkapłanie. - Odezwała się głośniej zrównując się z mężczyzną. - Seneszal powiedział… że ciało Achaliona spoczywa w jego komnatach… czemu udajesz się do skrzydła medycznego?

- W skrzydle medycznym znajdują się ci, którzy nie dopilnowali jego stanu. Ci, którym powierzyłem opiekę nad nim.
Choć to mówił, to miał do siebie żal. Podróż w Osnowie doprowadziła go do stanu dziwnej zapaści. Skupiał się na tym co widział, albo co myślał, że widział. Analizował materiał genetyczny de Vries, tymczasem to on był głównym medykiem tego statku. Powinien zrobić coś więcej niż jedynie przeglądać raporty.

Odczyty z nusfery pokazywały jednoznacznie: umysł Ahaliona został stracony. Pozostawił więc jedynie pustą skorupę. Czy powinien więc iść tę skorupę zobaczyć? Egzekucje medyceuszy może przeprowadzić później.

- Czy to odpowiedni moment by się teraz nimi zajmować? - Bel dostosowała tempo swojego marszu do kroków techkapłana. - Nic nie zwiastowało śmierci Ahaliona, prawda? Jego stan był stabilny… może to urządzenie, w którym leżał?

- Błogosławiłem tej kapsule. Nie można jej niczego zarzucić, chyba, że ktoś celowo zmienił jej parametry.

Ramirez na moment zamilkł. I choć nie przestawał iść to zdał się nieobecny, by po kilku sekundach milczenia dodać:

- Nie, nikt nie zmieniał parametrów jej pracy. Ahaliona zabiła osnowa. I niekompetencja.

Wyzuty z emocji kapłan tym razem zdać się mógł zdenerwowany.

- Od dawna podejrzewałem, że nasz misjonarz przyjął na siebie główny atak psioniczny. Osłonił najpewniej lady Winter przed głównym atakiem. Przeżył dzięki swej żelaznej woli. Jednak my pozwoliliśmy sobie na kilka miesięcy podrózy w osnowie. Wystawiajac jego umysł na emanację - kapłan wykonał przed sobą gest dłonią - tego wszystkiego. Powinniśmy zostawić ich w Port Wander. Ukryć. Nie narażać.

Ramirez zaciskał pięść.

- Nie wiem jakie kompetencje trzeba by mieć by osłonic się przed Osnową. . - Bel mówiła spokojnie, cały czas spoglądając na idącego obok techkapłana. - Osnowa mami zmysły, zabija i to istoty o potężnej sile woli. Jeśli Ahalion uczynił jak mówisz to wypełnił swą powinność chroniąc Winter. Doskonale też wiesz, że nie mieliśmy jak ich zostawić w Port Wander. Nikt nie zagwarantowałby wtedy w mieście im bezpieczeństwa.

Astropatka niepewnie sięgnęła do ramienia mężczyzny i położyła na nim dłoń.

- Ahalion mógłby być w pełni sprawny i umrzeć w osnowie… mógł też umrzeć podczas ataku. Nie nam wyrokować jak mogłoby być. Wtedy wszyscy czyniliśmy to co według nas było najbardziej słuszne.

Ramirez zatrzymał się pod wpływem dotyku Belitty. Pochylił się, a nad nimi przeleciała jego serwoczaszka jakby nie zważając na to, że się zatrzymali.

Astropatka trafiła w to miejsce, które zawsze pozwalało doprowadzić Ramireza do porządku. Uderzyła w zimną logikę. A on musiał przyznać jej rację. Jednak przyznanie się do tego zdawało przerastać techkapłana. Milczał z głową opuszczoną, wpatrując się w podłogę korytarza.

Dłoń Bel spoczęła na ramieniu mężczyzny, gdy ona przypatrywała się mu uważnie.

- Powinieneś się z nim pożegnać. On wypełnił już swój obowiązek. - Palce astropatki powędrowały wyżej i nieco żartobliwie potarmosiły włosy techkapłana nim cofnęła rękę. - Musimy się też upewnić, że Winter nic nie dolega… i nic gorszego już się jej nie przydarzy.

Ramirez przełknął ślinę i pokiwał głową przytakując.

- Chodźmy do Ahaliona… potowarzyszę ci jeśli pozwolisz. - Astropatka uśmiechnęła się delikatnie.
 
Aiko jest offline