Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2020, 20:56   #221
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, sala rozmów za mostkiem Błysku

Tytus spojrzał po zebranych i oparł się plecami o ścianę.
- To ciężka strata. - stwierdził zamyślony - I będzie jeszcze cięższa jak wyjdzie na jaw. Zwłaszcza, że naszą linią było utrzymywanie, że jego nieobecność jest tymczasowa. Nie mamy już luksusu, by angażować się emocjonalnie. Czy wiemy jaki jest obecny stan morale? Jak stoi sytuacja z pielgrzymami?

- Pasażerowie z Venerisa pozostają bardzo lojalni i zdyscyplinowani. Uzgodniliśmy z Hyperiosem, że wcieli w szeregi gwardii kapłańskiej następną setkę wojowników. Nie potrafi się opędzić od ochotników. Pozostawcie kwestię pielgrzymów mnie, mam nad nimi kontrolę.

Amelia zwróciła się do seneszala.
- Śmierć wielebnego Ahaliona na pewno poruszy pielgrzymów. Jest pan pewny, że potrafi ich uspokoić? Co więcej, straciliśmy powód odosobnienia Lady Winter. Jak teraz będziemy tłumaczyć jej nieobecność? - Objęła się ramionami i również oparła się o ścianę. Nadal była blada. - Jak do tego doszło?

- Wedle medyceuszy jego organizm przestał funkcjonować. Niewydolność. Doszło do zapaści fizjologicznej. Być może wpływ na to miały okoliczności podróży w pobliżu Kotła. Nie zapominajcie, że umysł Ahalliona został uszkodzony w Port Wander wskutek ataku renegackiego psionika. Nie można wykluczyć, że miał osłabioną jaźń i nie wytrzymał obciążenia tranzytu.

Ramirez potoczył spojrzeniem po zebranych. Nagle ruszył do wyjścia z mostku do nikogo nie mówiąc ani słowa.

Seneszal zdumiał się na ów widok niepomiernie, bo chociaż zakładał wiele wariantów prowadzonej rozmowy, żaden z nich nie zakładał podobnego zachowania prezbitera.

- Techminencjo... - zaprotestował, kiedy techkapłan bezceremonialnie go wyminął i przekroczył próg śluzy - Jak mamy to rozumieć?

- Powinienem być teraz w skrzydle medycznym. Ustalcie szczegóły beze mnie - eksplorator odpowiedział nie odwracając się.

Pierwsza stłumiła odruch popędzenia za techkapłanem. Nie powinna się w to mieszać i dać mu przestrzeń. Stracił przyjaciela.
- Panie Christo… - Zwróciła się do Barcy. - Niech pan go zrozumie. - W jej głosie było słychać prośbę, ale też smutek. - Ustalmy sprawy bez pana Ramireza, tak jak prosił, albo przełóżmy tą rozmowę, jeżeli bardzo zależy panu na obecności jego techminencji.

Seneszal skinął głową w odpowiedzi, spojrzał na Amelię z wyrazem zrozumienia, potem odprowadził techkapłana wzrokiem w drodze do kolejnej śluzy.

- Zdaję sobie sprawę z ogromu wzburzenia czcigodnego prezbitera - powiedział półgłosem wiedząc, że drzwi na mostek pozostawały otwarte, a w ich pobliżu mogły znajdować się jakieś ciekawskie uszy.

- Chciałem mu tylko przypomnieć, że ciała świątobliwego arcykapłana nie ma już w skrzydle medycznym. Zostało złożone z całymi przynależnymi temu godnościami w mojej prywatnej chłodni. Nie sądzę, aby…

- Przekażę mu. - Bel odezwała się cicho po czym ruszyła za Ramirezem, zamykając za nimi drzwi.

Idąca w ślad za prezbiterem Bellita sięgnęła ręką do uchwytu śluzy, ale jej nie zamknęła wbrew poleceniu Amelii, bo u jej boku wyrósł znienacka Mistrz Eterium, Theodore Styrre.

Dowódca sekcji łączności miał pobladłą twarz, a w ręku jakiś wydruk. Spoglądając poprzez zasunięte do połowy drzwi skrzyżował spojrzenie z Nadsternikiem.

- Panie Garlik, wykazaliśmy urywane transmisje radiowe, co najmniej z kilkunastu źródeł - powiedział oficer nie czekając na zgodę do zabrania głosu - Różne nadajniki, różne głosy. To fale radiowe nadbiegające od strony Grace.

- Co zawierają te transmisje? - spytał natychmiast seneszal.

- Błaganie o ratunek - odparł spiętym tonem Styrre.

Tytus uśmiechnął się blado i ruszył w stronę drzwi.
- No chyba o sprawach towarzyskich porozmawiamy później. Najpierw ugaśmy najbliższy pożar. Mistrzu Eterium, czy mamy pełen obraz systemu?

Amelia złapała Garlika za ramię.
- Musimy być ostrożni. Grace była odcięta przez bardzo długi czas. Nie wiemy co tam jest. To może być pułapka. - Puściła Nadsternika i ruszyła na mostek.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...
Lua Nova jest offline  
Stary 11-11-2020, 17:09   #222
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, mostek Błysku

Seneszal przepuścił przodem parę swoich towarzyszy wiedząc, że protokół zakładał, iż to Nadsternik pierwszy winien znaleźć się na stanowisku w kryzysowej sytuacji. Chwilowy mętlik w głowie Christo zniknął zastąpiony formułowanym naprędce myślach planem działania.

- Percival? – rzucił do mikrofonu komunikatora – Za chwilę zjawi się u mnie czcigodny prezbiter Ramirez. Wpuść go bez zbędnych ceregieli i udostępnij chłodnię. Jego techminencja zamierza odbyć medytację przy zwłokach arcykapłana Ahalliona. Pamiętaj o odpowiednim szacunku. Nie powinienem tego pytać, ale się upewnię: ciało umieściliście z dala od zapasów żywności? To dobrze, Wizjoner Napędu na pewno nie były szczęśliwy widząc swego zacnego przyjaciela złożonego na paletach z mrożoną sałatą. Dobrze, to wszystko. Informuj mnie na bieżąco. Bez odbioru.

Rozłączywszy rozmowę seneszal dogonił żwawym krokiem Amelię i Tytusa, zatrzymał się u ich boku przy konsolecie Mistrza Eterium. Widok wysokich rangą zauszników Winter sprawił, że płonący ewidentną ciekawością młodsi załoganci wycofali się czym prędzej na własne stanowiska.

- Przykładowe transmisje – zażądał Tytus spoglądając z wysokości podestu na siedzącego we wnęce sekcji Styrre – Projekcja na lokalne głośniki.

Z chromowanych kolumn ustawionych po obu stronach pulpitu popłynęły odpowiednio ściszone dźwięki, przeznaczone tym razem wyłącznie dla uszu osób zgromadzonych wokół Mistrza Eterium.

- Błagamy, ocalcie nasze dusze. W imię Boga i wszystkich świętych, zabierzcie nas stąd!

- Na miłosierdzie Złotego Tronu, uratujcie nas! Pomóżcie nam!

- Ratujcie nasze dzieci! Tutaj są całe rodziny! Ratujcie nas, na łaskę Imperatora!

- Imperator strzeże, Imperator strzeże, Imperator strzeże...

Theodore Styrre zmieniał w krótkich odstępach czasu trzeszczące szumami zakłóceń częstotliwości, na każdej kolejnej wychwytując kolejną błagalną transmisję. Niektóre z wezwań wypowiadane były przez mężczyzn, inne przez kobiety, wszystkie dźwięczały jednak rozpaczą i strachem.

- Komunikacja zwrotna? – zaproponował seneszal spoglądając pytająco na Styrre.

- Wyłapujemy sygnały radiowe emitowane z powierzchni planety – odpowiedział Mistrz Eterium kręcąc przecząco głową – To tylko echo. Jesteśmy zbyt daleko, by móc efektywnie odpowiedzieć. Co więcej, te wezwania są ponawialne. Sądzę, że wszystkie zostały nagrane, a następnie zaczęto je odtwarzać w pętli z automatu. Mogą pochodzić sprzed miesiąca albo sprzed dekady, nie sposób tego jednoznacznie określić, mam zbyt mało danych.
 
Ketharian jest offline  
Stary 13-11-2020, 14:45   #223
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, mostek Błysku

Amelia de Vries zmarszczyła brwi. Stała tuż za Nadsternikiem i uważnie słuchała słów pana Styrre. W końcu zabrała głos.

- Powtarzalne komunikaty z prośbą o pomoc, mogą być pułapką. Choćby piraci często stosują taką taktykę, by zwabić nieostrożnych podróżnych. Grace była odcięta przez długi czas, kto wie co stało się z jej mieszkańcami. Dopóki nie zbliżymy się na tyle, by móc wysłać komunikat zwrotny i spróbować nawiązać łączność, możemy snuć tylko domysły.

- Przede wszystkim musimy namierzyć stację orbitalną. Wiemy, że stacja zeszła z orbity i znajduje się w nieznanej obecnie pozycji. Jeśli nie zdołacie jej namierzyć za pomocą standardowych czujników, będziemy musieli wykorzystać do triangulacji elementy wciąż jeszcze funkcjonującej infrastruktury Grace.

Tytus zastanawiał się przez chwilę wpatrzony w ekran.

- Powinniśmy zakładać wszystkie opcje, ta nie jest wykluczona. Zbyt dużo niewiadomych, aby cokolwiek przesądzać.

Nadsternik nachylił się tak by jego usta znajdowały się między Christo, a Amelią. Mówił w miarę słyszalnym szeptem, lecz takim, którego ton sugerował podkomendnym odwrócenie uwagi. Jego postawa była kompletnie inna od jego zwyczajnego rozluźnienia.

- Pani komandor, moją rekomendacją jest wydanie rozkazu całej naprzód w stronę głównej planety. Czekanie nas nie zbawi. Lot zajmie dość dużo czasu na to byśmy mogli opracować pełny plan. Drugą sugestią... - tutaj już ściszył głos tak, żeby słyszeli go tylko rozmówcy - jest, by przedstawić obecny status misji, otwarcie i uczciwie, całej załodze. Przejrzystość to coś co obecnie może zostać docenione. Nie zaszkodziłoby jednak, gdyby przemowa ta była odpowiednio zabarwiona i optymistyczna. W tym mam nadzieje, Pan Barca lub ewentualnie moja osoba mogą pomóc w zasobie sugestii jej kształtu.

Pierwsza zwróciła się do obu oficerów, również ściszonym głosem, tak by tylko Tytus i Christo ją słyszeli.

- Zgadzam się z panem Garlikiem. - Jej głos był pewny, spokojny i rzeczowy. Była bardzo skupiona. - Panie Barca, wydam odpowiednie rozkazy. Przemowę objaśniającą cel misji i motywację załogi zostawiam panu. Ufam w pańskie doświadczenie i wyczucie i umiejętności. Panie Nadsterniku, jeżeli ma pan sugestie do do tej przemowy, to proszę się z nami podzielić.

Następnie dodała głośno, by wszyscy na mostku ją słyszeli. Zadbała, by w jej głosie było słychać pewność i zdecydowanie.

- Pani Korte, cała naprzód! - Wydawała rozkazy. Następnie zwróciła się do ludzi z sekcji skanerów. - Proszę kontynuować skanowanie. Szukajcie stacji orbitalnej planety. Raportować jakąkolwiek aktywność w przestrzeni orbitalnej. Panie Styrre kiedy znajdziemy się w zasięgu komunikacji z planetą albo uda się nawiązać kontakt, proszę natychmiast dać znać. Jeżeli pojawią się przekazy z planety o innej treści niż powtarzalne wołanie o pomoc, również.

Garlik wyprostował się i uśmiechnął nonszalancko.

- To proponuję teraz powrócić do sali narad. - mówił głośno i wyraźnie, rozluźnionym tonem - Mamy sporo do zaplanowania, a przestrzeń w okół wreszcie spokojna i cicha. Praktycznie lepiej być nie mogło.

Nasternik odszedł o parę kroków i odwrócił się do załogi.

- Dobrze, rozluźnijcie się ludzie. Mamy przytulną pustkę na około i dużo czasu nim ona się czymkolwiek by zapełniła. Nie ma co zaciskać szczęk i pośladków teraz. - pilot nachylił się bliżej załogi i głośno szepnął - Zwłaszcza, że ostatnio czytałem umowę i zarówno usługi dentystyczne jak i proktologiczne nie są pokrywane.

Czyste napięcie wyczuwalne na mostku sprawiło, że Garlik uzyskał pare parsknięć wywołanych tym żenująco suchym żartem. Efekt jednak był osiągnięty i ludzi nie zaciskali tak dłoni na brzegach foteli czy przyrządach.
Nadsternik wystawił zapraszająco ramię w stronę sali.

Amelia westchnęła znacząco w reakcji na żart pilota i pokręciłą z dezaprobatą głową. Potem zwróciła się do sterniczki.
- Pani Korte zostawiam mostek w pani rękach. Będziemy z panem Barcą i panem Garlikiem w sali konferencyjnej, obok mostka. Proszę natychmiast po nas posłać, jakby się coś działo.

Następnie ruszyła w drzwi, zapraszając gestem Christo i Tytusa.

Nadsternik z uśmiechem wszedł do sali i oparł się o ścianę. Obserwował wchodzących spod przymrużonych powiek. Kiedy drzwi zasunęły się zaczął spokojnym tonem.

- To w takim razie musimy chyba rozeznać się w opcjach jakie mamy. Najpierw transmisje, Panie Barca, czy jesteśmy w stanie je w jakikolwiek sposób przeskanować czy ustalić ich autentyczność? Coś co niekoniecznie jest zawarte w mocy naszych anten, a zwykłej ludzkiej komunikacji?

-Przesłucham kopie tych transmisji z pomocą kilku specjalistów - odpowiedział seneszal - Na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie autentycznych, zresztą wiele czynników pozwala domniemywać, że takie właśnie są. Wiemy, że Grace było odcięte od reszty Ekspansji przez burze Osnowy. Łańcuch zaopatrzeniowy musiał ulec degradacji, jeśli nie całkowitej zapaści. Z udostępnionych przez lady Aspyce informacji wynika, że tutejsza populacja w najmniejszym stopniu nie była samowystarczalna. Mogli paść ofiarą jakiegoś kataklizmu albo ataku ksenosów i nikt nie przyszedł im z pomocą. Może na powierzchni wybuchł spór o władzę po utracie kontaktu z dynastią Chordy? Istnieje bardzo wiele potencjalnych scenariuszy. Ile czasu zajmie nam dolot na wysoką orbitę?

-Sześć dni i jedenaście godzin - odparł bez cienia wahania Nadsternik - Przy założeniu, że nic nas nie opóźni, rzecz jasna.

-Czyli za jakieś pięć dni będziemy mogli nawiązać w miarę efektywną łączność dwukierunkową. W międzyczasie proponuję nie wysyłać żadnych sygnałów powitalnych. Sześć dodatkowych dni w niczym nie zmieni sytuacji tych ludzi, a my zyskamy sposobność dotarcia jak najbliżej planety bez anonsowania swojej obecności. Nie zapominajmy, że gdzieś w pobliżu może być Duma Sameteru. Jak długo nie znamy intencji kapitana Rochy, tak długo starajmy się zachować dyskrecję.

Tytus Garlik zasępił się nieco.

- Miejmy nadzieje, że populacja Grace jest bliska zeru już teraz. Nie ma nic gorszego niż ludność cywilna podczas misji. Jednak tym powinniśmy martwić się później, na razie nic nie wskóramy. - pilot przeszedł parę kroków nim kontynuował - Teraz ważne jest, by zwiększyć nasze szanse na wykrycie potencjalnego wroga. Wszystko co może nam zagrażać jest w stanie ukryć się albo na samej powierzchni planety, albo za ciałami niebieskimi systemu. Nasze sensory mają małą szansę cokolwiek wykryć, aż nie będzie za późno w takiej sytuacji. Masa takich obiektów oraz promieniowanie zakłócają wszystko co dociera do Błysku. Są i na to sposoby.

-Pokładam niewzruszoną wiarę w pańskie kompetencje, Nadsterniku - odparł seneszal skłaniając nieznacznie głowę - Myślę, że priorytetem w tej chwili jest dyskretny dolot do Grace z jednoczesnym monitorowaniem naszego otoczenia. Po pańskim wyczynie z detekcją Wichajstra Archaosu nie wątpię, że nikt nie ma szans, by podkraść się do nas niepostrzeżenie.

Christo kiwnął głową raz jeszcze w wyrazie aprobaty dla umiejętności Garlika, po czym przeniósł spojrzenie na Amelię.

-Ufam, że mogę powierzyć mostek tak utalentowanej parze oficerów bez cienia obaw o swoje życie - powiedział - Proszę mi zatem wybaczyć, ale muszę się udać niezwłocznie do swoich apartamentów. Byłoby wielkim nietaktem kazać prezbiterowi przebywać tam bez towarzystwa gospodarza.

Nadsternik przytaknął.

- Tak, to rozsądne. Nie mam pojęcia czemu jego Techeminencja tak wyszedł, ale jest niezbędny w tej fazie misji. Byłbym wdzięczny gdybyś sprowadził go jak najszybciej.

 
Joer jest offline  
Stary 13-11-2020, 21:58   #224
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, mostek Błysku

Amelia skinęła tylko głową seneszalowi na pożegnanie, albo może na potwierdzenie jego słów. Następnie zwróciła się do Garlika.
- Powinniśmy wracać na mostek. Nie podważam autentyczności tych nagrań. Jedynie rozważam opcję, że ktoś może je wykorzystywać, żeby wabić statki. Niewątpliwie, kiedy odcięto zapasy kolonii, jej mieszkańcy byli w rozpaczliwej sytuacji. Możliwe, że nie przetrwali, ale możliwe jest też, że znaleźli sposób. Udając potrzebujących i łupiąc tych, którzy chcieli im pomóc. Chorda mówiła, że to miejsce przygotowała dla bogaczy. Najwięksi zwyrodnialcy jakich poznałam wywodzili się właśnie ze szlachty. Tak czy inaczej czujność i ostrożność to najlepsza strategia dla nas w tej chwili. Zwłaszcza, że w każdej chwili możemy też natknąć się na naszego rywala.

Tytus patrzył przez chwilę na drzwi w których zniknął seneszal. Jego wzrok zdradzał zniecierpliwienie nieczęsto obecne na jego twarzy.
- By pomyśleć, że ze wszystkich osób akurat mnie to będzie działać na nerwy… - odwrócił się w stronę Pierwszej - Tak, na mostku ktoś musi się znajdować, przynajmniej przez parę godzin, do ukończenia diagnostyki. Wiesz już co powiesz załodze?

Pani komandor spojrzała w stronę drzwi, potem na Tytusa i jeszcze raz na drzwi.
- Ja zostanę na mostku, tak długo jak będzie trzeba. - Podeszła do drzwi i upewniła się czy są dobrze zamknięte, następnie wróciła do Nadsternika i cicho, niemalże szeptem kontynuowała. - Mam pewien problem z przemową. Bez problemu można wyjaśnić załodze cel naszej misji. Natomiast pozostaje problem nieobecności Lady Winter. W tej sytuacji to ona powinna przemawiać. Zwłaszcza, że Ahalion nie żyje i nie możemy już usprawiedliwiać jej nieobecności modlitwami za jego zdrowie.

- Trzeba siedzieć tam dokładnie do zakończenia diagnostyki i spłynięcia wszystkich raportów. - Nadsternik skrzywił się i odsunął o krok - Czy mogę mówić swobodnie?

Pierwsza skinęła głową.
- Powiedziałam, że zostanę jak długo będzie trzeba. - Po chwili dodała łagodniej. - Możesz. Nawet tak wolę.

Garlik skrzywił się jeszcze bardziej. W jego głosie można było, pierwszy raz, wyczuć wahanie.
- To co chce powiedzieć, będzie dosyć… ciężkie.

- Cięższe, niż nasza obecna sytuacja? - W głosie Amelii słychać był sarkastyczne nuty. - Wal śmiało, widzę, że wytoczysz jakieś cięższe działa, ale spokojnie, nie jestem delikatnym kwiatuszkiem. - Po chwili dodała z wahaniem. - Już nie.

- Dobrze. - skwitował Tytus i wziął głęboki oddech - Obecnie lady Winter jest nieobecna w życiu załogi od długiego czasu, bardzo długiego. Oczywiście, wiedzą o jej istnieniu, jest ich kapitanem i powiernikiem glejtu, ale… jest już na drodze by stać się twarzą z portretu. To oczywiście nic pozytywnego, wręcz przeciwnie.

Tytus przeszedł parę kroków po pomieszczeniu.
- Szczerze mówiąc, w mojej skromnej opinii… załoga potrzebuje bohatera. Kogoś kto ich poprowadzi do zwycięstwa. Kogoś kto będzie filarem na którym oprą swoje postrzeganie rzeczywistości. Zdobywcę, triumfatora, nawet jeśli tylko postrzeganego tak przez załogę. Musi być, zstąpioną na pokład, postacią z opowieści. Aż nie wierzę, że to mówię ponieważ spędziłem większość życia nienawidząc takich osób, które w ten sposób manipulowały podwładnymi. Uważam, że to nieuniknione zwłaszcza po dzisiaj… - Pilot nie dokończył zdania patrząc z obawą na Amelię.

Twarz pani oficer się zachmurzyła. Spojrzała smutno na pilota.
- Załoga potrzebuje przywódcy, kapitana, kogoś kto ich poprowadzi. Ale nie zbudujesz zaufania i wierności na kłamstwie. Nie mam prawa oczekiwać od nich poświęcenia, ryzykowania swojego życia, oszukując ich. Z tym mam ogromny problem. Nie jestem jak Barca, nie potrafię naginać faktów. Nawet rozmawiając z Aspyce, starałam się być szczera. Rozmawiać z nią jako córka Gunara, nie jako Winter. Ale i tak to było najtrudniejsze zadanie jakie w życiu przyszło mi wykonać. Cała ta intryga jest obrzydliwa. Ja… nie wiem czy potrafię to zrobić, Tytusie. - W jej oczach widać było bezradność.

Nadsternik uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- To nie rób tego. Nie oszukuj ich. Jak dla mnie nawet lepiej, jak wspominałem, gardziłem takimi osobami we flocie i przez nich z niej odszedłem. Za to Barca może być rozczarowany, jego umiejętności byłyby tu idealne.

Podszedł szybko do Pierwszej i spojrzał jej w oczy już z pełną powagą.
- Alternatywą, którą wybierasz jest jednak rzeczywiście byciem tą osobą. Jeśli nie chcesz ich oszukiwać, to tego nie rób, ale kapitana trzeba im dostarczyć. Jest zapotrzebowanie na przywódcę, więc bądź nim. Taka jest cena za czyste sumienie. Dasz radę? - pilot badawczo przyglądał się pierwszej oficer.

Nie uciekła wzrokiem przed spojrzeniem Nadsternika.
- Jestem pierwszym oficerem i jestem odpowiedzialna za załogę i statek. Zamierzam wypełnić ten obowiązek najlepiej jak potrafię.

Tytus, odszedł parę kroków, odwrócił się i spojrzał chytrze.
- Jest inne wyjście. Można zawrócić okręt do portu Wander, sprzedać z niego ile się da i nim ktokolwiek zauważy ulotnić się w przestrzeni. Problemy Coraxów nie muszą być twoimi. Nigdy i tak nie wiązałaś z tym dziedzictwem żadnych ambicji. Z twoim nazwiskiem możesz się dobrze zaczepić na którymś z wewnętrznych systemów, a za uzyskany majątek żyć dostatnio do końca swoich dni…. mógłbym ci pomóc w tym.

Kąciki ust Amelii drgnęły w półuśmiechu.
- Kusząca propozycja, zwłaszcza ta ostatnia część z ofertą pomocy w całym przedsięwzięciu, ale obawiam się, że niemożliwa do wykonania. Obiecałam sobie, że nie będę już uciekać i stawię czoło rzeczywistości. Poza tym… - Uśmiechnęła się ironicznie. - Porzucić ten cały bajzel dla luksusów, co to za wybór?

- Dobrze więc. - odpowiedział mężczyzna z rozczarowaniem w głosie - Masz przynajmniej serce do tej roboty. Tyle wystarczy na początek. Reszta to kwestia praktyki. I dobrych podkomendnych. Tobie trafił się akurat najlepszy. Przejrzyjmy w takim razie parametry misji. Mamy 3 wyższych oficerów latających po okręcie jak kot z pęcherzem, statek wystraszonej i opuszczonej załogi, która nie widziała swojego kapitana od paru miesięcy, zupełnie nieznany system, wypełniony błaganiem o pomoc oraz rywala, który albo już tu był, jest, bądź przybędzie w najmniej dogodnej dla nas chwili. Wisienką na torcie będzie śmierć misjonarza. Co w takim razie, Lady Corax, chcesz teraz osiągnąć? - Garlik uśmiechał się rozbawiony tym stanem.

Pierwsza spojrzała na niego z wyrzutem.
- Mógłbyś chociaż udawać, że cię to nie bawi. Poza tym nie jestem Lady Corax, przynajmniej nie oficjalnie, nieważne. - Potrząsnęła głową, odpędzając jakąś myśl.
- Najważniejsze to uspokoić załogę. Nie potrzebujemy ani ataku paniki, ani buntu w tej sytuacji. Trzeba dodać im animuszu i podnieść morale. Moje oddziały są gotowe na misję na Grace. Na odparcie potencjalnego ataku także, przynajmniej na tyle na ile mamy teraz możliwość. Dałabym Ramirezowi chwilę czasu. Ahalion był jego przyjacielem, poza tym wierzę, że Bel podniesie go na duchu i doprowadzi do porządku. Będzie nam potrzebny, tu na mostku. Bel również. Barce zostawię sprawy duchownych. Ma dobry kontakt z nimi, a także z pielgrzymami. Trzeba będzie odprawić odpowiednia ceremonię pogrzebową by godnie pożegnać Ahaliona. Przemówię do załogi. Upewnisz się, że przekaz będzie słychać na całym statku?

Garlik wyprostował się i zasalutował, tym razem bez śladu kpiącego uśmiechu, ani teatralnej przesady.
- Sygnał zostanie przekazany na wszystkie publiczne kanały, Pani komandor. Wystarczy wydać odpowiednie polecenie. Czy mam zająć się tym niezwłocznie? - zastanowił się przez chwilę i wrócił do mniej formalnego tonu - Sądzę, że miał inny powód. Nie wiem jaki co prawda. Kapłani maszyny, zwłaszcza tak wysocy rangą jak Techeminencja, nie operują konceptem “przyjaźni” tak jak nieochrzczeni w wierze Omnissiah. Uczucia, jako pochodna ludzkiego organizmu, są uważane za zbędne i wycinane metodycznie. Nawet ich krew jest bardziej maszyną niż organiczną substancją. - Tytus podniósł defensywnie dłonie - To nie tak, że ja to krytykuje, wręcz przeciwnie, zgadzam się, że maszyny, są wyższym stadium ewolucji niż człowiek. Dlatego jednak nie przypisywał bym im cech, które są dla nich zwyczajnie nieosiągalne. Z doświadczenia wiem, że to się może tylko boleśnie skończyć.

- Pan Ramirez nie jest maszyną i choć ciało ma mechanicznie wzmocnione i część z jego ciała jest mechaniczna, to umysł należy do człowieka. Nie nazwałabym więzi Ahaliona i techkapłana przyjaźnią w takim pojęciu, w jakim my ją nazywamy, ale bez wątpienia łączyła ich silna zależność. Sam przyznasz, że wzburzenie w jakim Ramirez opuścił to pomieszczenie nie było dla niego normalne. - Mówiąc to, podeszła do drzwi i zablokowała je od środka, by nikt z zewnątrz nie mógł wejść. - Odwróciła się do Nadsternika i podeszła do niego powoli, patrząc mu w oczy. - Zostawmy ten temat. - W jej oczach przez chwilę Tytus dostrzegł wahanie. - A skoro jesteśmy w temacie przyjaźni. Czy mogę cię prosić o przyjacielską przysługę?

Nadsternik przewrócił oczami.
- Samo serce, ale brak odruchów. Jeśli chcesz możesz mi rozkazać cokolwiek przecież. - widzą jednak, że żart nie został przyjęty, zmienił ton na poważniejszy - Jeśli jestem w stanie coś zrobić…

- W takim razie, zanim wyjdę na mostek stoczyć jedną z ważniejszych bitew mojego życia. Czy… - Znów się zawahała. - Możesz mnie przytulić, tak jak wtedy? - Spojrzała na niego niepewnie.

Tytus był zaskoczony, choć trwało to ułamek sekundy. Przycisnął Amelię do siebie w zdecydowanym uścisku. Ku swojemu zdziwieniu czuł zawstydzenie oraz satysfakcję. Bliskość nie była dla niego czymś nowym, jednak to, że mógł stanowić dla kogoś oparcie było czymś zupełnie nowym.

Amelia wtuliła się w niego mocno, ukrywając twarz w jego piersi. Przez chwilę trwała tak, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Chłonęła jego zapach i ciepło. Uspokajało ją to. Nikt nigdy wcześniej nie przytulał jej, by dodać jej otuchy. Komfort jaki czuła teraz i wtedy, kiedy Tytus przytulił ją pierwszy raz, zaskoczył ją. Przypomniało jej się wczesne dzieciństwo, Kiedy to Victor przychodził, kiedy krzyczała w nocy przez koszmary. Nigdy nie ośmielił się jej przytulić, ale głaskał ją wtedy po głowie i opowiadał śmieszne historyjki, żeby oderwać jej myśli. Matka zawsze była surowa i wymagająca, ale nawet ojciec, który okazywał jej więcej uczucia, wymagał od niej zawsze panowania nad emocjami i bycia twardą. Nawet Mauricio uważał, że musi być silna i samodzielna. To zawsze Amelia okazywała wsparcie, matce, Winter…

Odsunęła się powoli i niechętnie od pilota.
- Dziękuję. - Wyszeptała cicho.

- To nic takiego. - również szeptem odpowiedział jej Tytus, spoglądając na nią czule. Prędko jednak opamiętał się i uśmiechnął szeroko - Wiem, że dasz radę. Po pierwsze, nie jesteś sama, masz doskonałych oficerów. - nadsternik wskazał na siebie kciukiem dumnie unosząc brodę - Po drugie, zostałaś do tego stworzona, wiem coś o tym. Genów nie oszukasz. - Garlik uśmiechnął się szeroko i dodał rozbawionym głosem - Zresztą, od miesięcy nie mamy żadnego dowódcy. Pociesz się, że trudno będzie ci pogorszyć sprawę.

Pierwsza spojrzała na Garlika pewnie i uśmiechnęła się.
- Zrobię, to co musi zostać zrobione. - Po czym dodała łobuzersko. - Minąłeś się z powołaniem, powinieneś zostać mówcą motywacyjnym. - Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi, odblokowując je i otwierając. Tytus miał rację, nie była już sama. Wkroczyła na mostek z pewnością siebie i odwagą. Jeszcze raz zwróciła się do Nadsternika. - Panie Garlik, proszę przygotować transmisję na żywo, na wszystkich kanałach. Zamierzam powiedzieć kilka słów do załogi.

- Aye, Pani komandor. - zasalutował Garlik i prężnym krokiem ruszył zrealizować polecenie.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 14-11-2020 o 00:16.
Lua Nova jest offline  
Stary 14-11-2020, 10:14   #225
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony z MiRaaz

Korytarz Błysku

By dogonić techkapłana astropatka musiała mocno przyspieszyć kroku, a nawet nieco podbiec. Gdy tylko opuścili Osnowę przestały ją męczyć ból głowy i mdłości. Teraz więc nic nie przeszkadzało by echo jej szybkich kroków poniosło się korytarzu, kalecząc jej własne wrażliwe uszy. Nie wiedziała czemu to robi… czyżby… czyżby się martwiła? Wciąż miała w pamięci spojrzenie Ramireza w warsztacie. Pustka… czerń… Czy już było dobrze?
- Techkapłanie. - Odezwała się głośniej zrównując się z mężczyzną. - Seneszal powiedział… że ciało Achaliona spoczywa w jego komnatach… czemu udajesz się do skrzydła medycznego?

- W skrzydle medycznym znajdują się ci, którzy nie dopilnowali jego stanu. Ci, którym powierzyłem opiekę nad nim.
Choć to mówił, to miał do siebie żal. Podróż w Osnowie doprowadziła go do stanu dziwnej zapaści. Skupiał się na tym co widział, albo co myślał, że widział. Analizował materiał genetyczny de Vries, tymczasem to on był głównym medykiem tego statku. Powinien zrobić coś więcej niż jedynie przeglądać raporty.

Odczyty z nusfery pokazywały jednoznacznie: umysł Ahaliona został stracony. Pozostawił więc jedynie pustą skorupę. Czy powinien więc iść tę skorupę zobaczyć? Egzekucje medyceuszy może przeprowadzić później.

- Czy to odpowiedni moment by się teraz nimi zajmować? - Bel dostosowała tempo swojego marszu do kroków techkapłana. - Nic nie zwiastowało śmierci Ahaliona, prawda? Jego stan był stabilny… może to urządzenie, w którym leżał?

- Błogosławiłem tej kapsule. Nie można jej niczego zarzucić, chyba, że ktoś celowo zmienił jej parametry.

Ramirez na moment zamilkł. I choć nie przestawał iść to zdał się nieobecny, by po kilku sekundach milczenia dodać:

- Nie, nikt nie zmieniał parametrów jej pracy. Ahaliona zabiła osnowa. I niekompetencja.

Wyzuty z emocji kapłan tym razem zdać się mógł zdenerwowany.

- Od dawna podejrzewałem, że nasz misjonarz przyjął na siebie główny atak psioniczny. Osłonił najpewniej lady Winter przed głównym atakiem. Przeżył dzięki swej żelaznej woli. Jednak my pozwoliliśmy sobie na kilka miesięcy podrózy w osnowie. Wystawiajac jego umysł na emanację - kapłan wykonał przed sobą gest dłonią - tego wszystkiego. Powinniśmy zostawić ich w Port Wander. Ukryć. Nie narażać.

Ramirez zaciskał pięść.

- Nie wiem jakie kompetencje trzeba by mieć by osłonic się przed Osnową. . - Bel mówiła spokojnie, cały czas spoglądając na idącego obok techkapłana. - Osnowa mami zmysły, zabija i to istoty o potężnej sile woli. Jeśli Ahalion uczynił jak mówisz to wypełnił swą powinność chroniąc Winter. Doskonale też wiesz, że nie mieliśmy jak ich zostawić w Port Wander. Nikt nie zagwarantowałby wtedy w mieście im bezpieczeństwa.

Astropatka niepewnie sięgnęła do ramienia mężczyzny i położyła na nim dłoń.

- Ahalion mógłby być w pełni sprawny i umrzeć w osnowie… mógł też umrzeć podczas ataku. Nie nam wyrokować jak mogłoby być. Wtedy wszyscy czyniliśmy to co według nas było najbardziej słuszne.

Ramirez zatrzymał się pod wpływem dotyku Belitty. Pochylił się, a nad nimi przeleciała jego serwoczaszka jakby nie zważając na to, że się zatrzymali.

Astropatka trafiła w to miejsce, które zawsze pozwalało doprowadzić Ramireza do porządku. Uderzyła w zimną logikę. A on musiał przyznać jej rację. Jednak przyznanie się do tego zdawało przerastać techkapłana. Milczał z głową opuszczoną, wpatrując się w podłogę korytarza.

Dłoń Bel spoczęła na ramieniu mężczyzny, gdy ona przypatrywała się mu uważnie.

- Powinieneś się z nim pożegnać. On wypełnił już swój obowiązek. - Palce astropatki powędrowały wyżej i nieco żartobliwie potarmosiły włosy techkapłana nim cofnęła rękę. - Musimy się też upewnić, że Winter nic nie dolega… i nic gorszego już się jej nie przydarzy.

Ramirez przełknął ślinę i pokiwał głową przytakując.

- Chodźmy do Ahaliona… potowarzyszę ci jeśli pozwolisz. - Astropatka uśmiechnęła się delikatnie.

By dogonić techkapłana astropatka musiała mocno przyspieszyć kroku, a nawet nieco podbiec. Gdy tylko opuścili Osnowę przestały ją męczyć ból głowy i mdłości. Teraz więc nic nie przeszkadzało by echo jej szybkich kroków poniosło się korytarzu, kalecząc jej własne wrażliwe uszy. Nie wiedziała czemu to robi… czyżby… czyżby się martwiła? Wciąż miała w pamięci spojrzenie Ramireza w warsztacie. Pustka… czerń… Czy już było dobrze?
- Techkapłanie. - Odezwała się głośniej zrównując się z mężczyzną. - Seneszal powiedział… że ciało Achaliona spoczywa w jego komnatach… czemu udajesz się do skrzydła medycznego?

- W skrzydle medycznym znajdują się ci, którzy nie dopilnowali jego stanu. Ci, którym powierzyłem opiekę nad nim.
Choć to mówił, to miał do siebie żal. Podróż w Osnowie doprowadziła go do stanu dziwnej zapaści. Skupiał się na tym co widział, albo co myślał, że widział. Analizował materiał genetyczny de Vries, tymczasem to on był głównym medykiem tego statku. Powinien zrobić coś więcej niż jedynie przeglądać raporty.

Odczyty z nusfery pokazywały jednoznacznie: umysł Ahaliona został stracony. Pozostawił więc jedynie pustą skorupę. Czy powinien więc iść tę skorupę zobaczyć? Egzekucje medyceuszy może przeprowadzić później.

- Czy to odpowiedni moment by się teraz nimi zajmować? - Bel dostosowała tempo swojego marszu do kroków techkapłana. - Nic nie zwiastowało śmierci Ahaliona, prawda? Jego stan był stabilny… może to urządzenie, w którym leżał?

- Błogosławiłem tej kapsule. Nie można jej niczego zarzucić, chyba, że ktoś celowo zmienił jej parametry.

Ramirez na moment zamilkł. I choć nie przestawał iść to zdał się nieobecny, by po kilku sekundach milczenia dodać:

- Nie, nikt nie zmieniał parametrów jej pracy. Ahaliona zabiła osnowa. I niekompetencja.

Wyzuty z emocji kapłan tym razem zdać się mógł zdenerwowany.

- Od dawna podejrzewałem, że nasz misjonarz przyjął na siebie główny atak psioniczny. Osłonił najpewniej lady Winter przed głównym atakiem. Przeżył dzięki swej żelaznej woli. Jednak my pozwoliliśmy sobie na kilka miesięcy podrózy w osnowie. Wystawiajac jego umysł na emanację - kapłan wykonał przed sobą gest dłonią - tego wszystkiego. Powinniśmy zostawić ich w Port Wander. Ukryć. Nie narażać.

Ramirez zaciskał pięść.

- Nie wiem jakie kompetencje trzeba by mieć by osłonic się przed Osnową. . - Bel mówiła spokojnie, cały czas spoglądając na idącego obok techkapłana. - Osnowa mami zmysły, zabija i to istoty o potężnej sile woli. Jeśli Ahalion uczynił jak mówisz to wypełnił swą powinność chroniąc Winter. Doskonale też wiesz, że nie mieliśmy jak ich zostawić w Port Wander. Nikt nie zagwarantowałby wtedy w mieście im bezpieczeństwa.

Astropatka niepewnie sięgnęła do ramienia mężczyzny i położyła na nim dłoń.

- Ahalion mógłby być w pełni sprawny i umrzeć w osnowie… mógł też umrzeć podczas ataku. Nie nam wyrokować jak mogłoby być. Wtedy wszyscy czyniliśmy to co według nas było najbardziej słuszne.

Ramirez zatrzymał się pod wpływem dotyku Belitty. Pochylił się, a nad nimi przeleciała jego serwoczaszka jakby nie zważając na to, że się zatrzymali.

Astropatka trafiła w to miejsce, które zawsze pozwalało doprowadzić Ramireza do porządku. Uderzyła w zimną logikę. A on musiał przyznać jej rację. Jednak przyznanie się do tego zdawało przerastać techkapłana. Milczał z głową opuszczoną, wpatrując się w podłogę korytarza.

Dłoń Bel spoczęła na ramieniu mężczyzny, gdy ona przypatrywała się mu uważnie.

- Powinieneś się z nim pożegnać. On wypełnił już swój obowiązek. - Palce astropatki powędrowały wyżej i nieco żartobliwie potarmosiły włosy techkapłana nim cofnęła rękę. - Musimy się też upewnić, że Winter nic nie dolega… i nic gorszego już się jej nie przydarzy.

Ramirez przełknął ślinę i pokiwał głową przytakując.

- Chodźmy do Ahaliona… potowarzyszę ci jeśli pozwolisz. - Astropatka uśmiechnęła się delikatnie.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-11-2020, 16:18   #226
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, apartamenty seneszala

Zewnętrzny właz apartamentów seneszala otworzył się z cichym wizgiem serwomechanizmów, kiedy tylko masywna postać Wizjonera Napędu wychynęła zza odległego o kilkanaście metrów narożnika korytarza. Stojący za progiem barczysty mężczyzna w pozbawionym dystyncji ubiorze powitał prezbitera i towarzyszącą mu Mistrzynię Chóru pełnym szacunku ukłonem, cofnął się natychmiast w bok czyniąc znamienitym gościom przejście.

Ramirez nie zaszczycił go nawet przelotnym spojrzeniem przyjmując, że był to albo szef osobistej ochrony seneszala Gilber Rapp albo jeden z jego zastępców. Zawsze noszący bezbarwne stroje i wtapiający się umiejętnie w tłum, agenci ochrony Barcy starannie dbali o swoją anonimowość, choć oczywiście nie chroniło ich to w żadnym stopniu przed skanerami feromonów.

Miejsce prawdziwego bądź rzekomego Rappa zajął elegancko ubrany szambelan Christo, podeszły wiekiem siwowłosy mężczyzna o imieniu Percival. On również nie zaskarbił sobie większej uwagi gości, ale też o nią nie zabiegał. Nakreśliwszy w powietrzu znak Zębatego Koła, w milczeniu poprowadził Ramireza i Bellitę przez urządzone ze smakiem pomieszczenia. Dominowały w nich szkło, drewno i naturalne skóry, oprawione w pozłacane ramy olejne obrazy oraz liczne dekoracje, wśród których prym wiodł sprawiający wrażenie zabytkowego łańcuchowy miecz umieszczony w przeszkolnej i umiejętnie podświetlonej gablocie.

Wzorzec Hecate, posiadający doskonałe parametry użytkowe model charakterystyczny dla Ery Angevińskiej, odnotował w myśli techkapłan, chociaż pamiętał tę cenną broń z poprzednich wizyt w apartamentach seneszala. Funkcjonalne piękno dzieła rąk zbrojmistrzów minionej epoki.

Szambelan otworzył przesuwne drzwi jakiegoś pomieszczenia, z którego buchnęła fala zimna. Prezbiter pierwszy wkroczył do środka wodząc wzrokiem po pokrytych warstewką szronu ścianach chłodni. Od dawna odwykły od zwyczajów żywieniowych zwyczajnych ludzi, poświadomie mimo wszystko spodziewał się czegoś innego niż na miejscu zastał. W chłodni nie piętrzyły się pojemniki z mrożonkami, nie wisiały na hakach połcie mięsa ani nie lśniły szkłem rzędy regałów z luksusowymi alkoholami. Zamiast tego wzrok prezbitera napotykał wszędzie na stalowoszare metalowe pudła bez jakichkolwiek oznaczeń, hermetycznie zamknięte i ułożone w schludne czworokąty.

Czymkolwiek była zawartość tych skrzyń, dywagacje na jej temat zeszły na drugi plan, kiedy wzrok Wizjonera Napędu padł na złożone na posadzce ciało arcykapłana Ahalliona. Umieszczone na podeście wykonanym z ceramitowych bloczków i okryte przepysznymi szatami, których za życia słynący ze skromności Cane zapewne dobrowolnie nigdy by nie założył, ale które istotnie przydawały mu pośmiertnego majestatu, zwłoki Ahalliona sprawiały wrażenie mężczyzny pogrążonego w spokojnym głębokim śnie.

Szambelan ukłonił się nisko parze gości i wycofał z ich pola widzenia pozostawiając dostojników samych w towarzystwie czcigodnego zmarłego.
 
Ketharian jest offline  
Stary 19-11-2020, 13:48   #227
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, apartamenty seneszala

Nusfera nie dawała wytchnienia. Podsuwała profile mijanych osób ze służby Barcy. Wbijała się ostrzeżeniami o niskiej temperaturze otoczenia i wysokiej wilgotności względnej. Ale dla Ramireza był to chleb powszedni. Żył z nusferą od lat. Gdyby nagle zniknęła czułby się niesfojo.

Odczyt medycznego mechadendrytu nie dawał wątpliwości. Mózg kapłana nie żył. Było za późno. Za późno na cokolwiek. Techprezbiter zacisnął zęby i pięści. Tyle zmarnowanych dni. Cały lot w osnowie. Mógł to zrobić wcześniej. Mógł ściągnąć jego świadomość. Zaaplikować ją do jakiegoś kogikatora. Mógł ją wtłoczyć w ciało jakiegoś serwitora. Mógł…

Nic nie mógł. Ahalion był ofiarą ataku psionicznego. Prawdopodobnie wziął na siebie główne uderzenie osłaniając lady Winter Corax. To psykerska moc odcięła jego umysł od ciała. Odcięła jego świadomość. Uwięziła. Ramirez próbując czegokolwiek ryzykował, że spaczenie rozpełzanie się w systemach okrętu. Mógł teraz stać i wyrzucać sobie, że coś można było zrobić, choć wszystkie obliczenia wskazywały, że nie można było nic zrobić. Zwłaszcza w osnowie. W sytuacji gdy produkcja serwitorów zatrzymuje się na etapie transferów umysłu. Sam ustalał procedury bezpieczeństwa. Aktywne uruchamianie kogikatorów opartych na ludzkich mózgach w czasie podróży w osnowie niosło ryzyko wprowadzenia na statek piekielnych bytów. Opętania wśród maszyn wcale nie były takie rzadkie. Świadczył o tym fakt, że między innymi w systemie Lathe co roku akademie opuszczały setki techzorcystów. Kapłanów, którzy potrafili zbudować tak silną barierę swej woli, że nawet wypaczony psalm cyfrowego kodu maszyny nie mógł jej złamać.

Stał bez ruchu myśląc o tym jakie błędy popełnił. Racjonalna część umysłu podpowiadała, że chodzi o przygotowanie się i do ochrony lady Corax. Ale Ramirez nie był maszyną. Choć usilnie dążył do tego. Jednak nadal tliła się w nim iskra człowieczeństwa. Oddychał ciężko.

- Dlaczego go tak ubrano? On nie nosił takich rzeczy.

Powiedział w końcu uciekając od poważnych tematów. Jakby przypomniał sobie, że nie jest sam.

Bel stała w wejściu do pomieszczenia obserwując techkapłana. Starała się wyobrazić sobie co też może kryć się w umyśle Ramireza, niby… mogłaby tam zajrzeć. Zobaczyć jego myśli. Zrozumieć i mu pomóc… o ile tej pomocy w ogóle potrzebował. Czuła, że na swój własny sposób jest silny, że urządzenia którymi się otacza, które umiejscawia w swym ciele dodają mu pewności siebie, utwierdzają w pewnej drodze, której się podjął.

- Najwyraźniej Christo uznał, że to odpowiedni strój dla zmarłego kapłana. Że w takim powinniśmy go pochować. - Odpowiedziała cicho. Tutaj w zamkniętym pomieszczeniu nie musiała podnosić głosu, a bardzo nie lubiła tego robić. - Myślę, że jeśli nie odpowiada ci ten strój można by go zmienić. Jednak ostatecznie… to tylko materia, która rozpadnie się w pył.

Ramirez pokiwał głową. Zrobił krok do przodu i opadł na kolana przed ciałem Ahaliona. W głowie kołatały wspomnienia. Gdy lady Winter pojawiła się na statku. Gdy trzeba było zacząć żyć w nowym świecie, bez Gunara. Techkapłan obawiał się, że Christo będzie chcieć sterować szlachcianką. Ahalion miał być przeciwwagą. Miał być tym, kto powstrzyma machinacje. Kto będzie bronić małej Corax, w czasie gdy Ramirez będzie bronić statku.

Po policzku Techkapłana popłynęła łza. Najpierw Gunar, teraz Ahalion. Winter w stanie śpiączki. W tym wszystkim była Amelia, która pojawiła się znikąd.

Ścisnął dłonią dłoń misjonarza. Czuł zimno ciała, które chłodnia jeszcze wzmogła.
- Oddałem twój miecz na przechowanie. Ona jest wojowniczką. Markusowi będzie u niej dobrze. Zasmakuje krwi. Ku chwale Imperatora.

Służyli na Błysku Cienia od lat. I nigdy nie rozmawiali o religii. Razem trenowali i prowadzili prawdziwe walki. Wspólnie palili heretyków, choć żaden z nich nie definiował nigdy czym jest herezja. Instynktownie wiedzieli, że poróżniło by ich to? A może nie poróżniłoby? Ramirez miał się już nigdy nie dowiedzieć. Śmierć Ahaliona i intronizacja Amelii bardzo mocno zachwiały wizją trójpodziału władzy między oficerami Gunara.

- Barca pochowa cię jak świętego - Ramirez zaśmiał się ciężko.
- Wcale się nie zdziwie, jak będziemy mieć w kaplicy twój pomnik.

W końcu techprezbiter powstał.
- Dokądkolwiek zmierzasz przyjacielu, spal ich. Sapl ich żywym ogniem. Wypal ich dusze, zatańcz na ich ciałach. Spraw by ziemia zniknęła w morzu krwi naszych wrogów. Pozwól im zaznać gniewu Imperatora.

Bel podeszła do mężczyzny i położyła mu dłoń na ramieniu, spoglądając na Ahaliona. Czy kapłan wiedział, że miał tu dobrego przyjaciela? Może… zapewne. Nie miała pewności i już nigdy się tego nie dowie. Dla niej był jedynie.. i aż, długą Imperatora. Tym który był najbliżej ich Pana.
- Dopilnuję by miał godny pochówek. - Bel odwróciła wzrok od zmarłego i spojrzała na Ramireza. - Teraz jednak.. chciałabym się upewnić czy wszystko w porządku z Lady WInter. Mimo wszystko… niepokoi mnie ta nagła śmierć.

Zabrała dłoń i jak to miała w zwyczaju splotła ją z drugą. Czuła niepokój… zachowaniem Christo, śmiercią Ahaliona, stanem statku. Ale był to jej niepokój i sama musiała sobie z nim poradzić.
- Czy zechciałbyś mi potowarzyszyć?

Ramirez przytaknął skinieniem głowy i opuścili kwatery Christo Barcy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-11-2020, 14:27   #228
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, mostek Błysku Cieni

- Na mój znak rozpocznie pan transmisję. - Odpowiedziała pilotowi.

De Vries wzięła głęboki oddech i podeszła spokojnie do kapitańskiego tronu. Następnie gestem ręki dała znak Nadsternikowi, aby rozpoczął.

Garlik wykonał polecenie Pierwszej i już po chwili na wszystkich pokładach było słychać głos pani Komandor, a niektórzy mogli nawet zobaczyć ją na ekranach. Stojącą wyprostowaną, na tle tronu kapitańskiego.

- Mówi pierwszy oficer, Amelia de Vries. - Jej głos był spokojny, pewny, rzeczowy, ale była w nim też nutka ciepła i serdeczności. - Pomyślnie udało nam się wyjść z osnowy. Wielkie brawa dla załogi mostka i pana Barthelema Visschera, naszego nawigatora, za przeprowadzenie nas bezpiecznie przez Immaterium. - Przez mostek przemknął pomruk aprobaty, na słowa pochwały ze strony Amelii. - Nasz cel, planeta Grace znajduje się od nas w odległości około sześciu dni i jedenastu godzin. Jesteśmy tutaj by odzyskać skarby ukryte na tej planecie. Skarby, które pozwolą rodowi Corax odzyskać chwałę i bogactwo, które nam się należą. - Na razie szło w miarę gładko. Przemawiając, pani oficer przyglądała się twarzom załogi mostka i badała ich reakcję na swoje słowa. Póki co otrzymywała sygnały aprobaty. Ale teraz musiała dojść do tej mniej przyjemnej części. Spojrzała dyskretnie na Tytusa, jego obecność i wiara w nią, dodawały jej odwagi.

- Na razie nie napotkaliśmy żadnych oznak obecności innych statków. Nie będę jednak ukrywać, że podczas wypełniania misji możemy natknąć się na rywalizujący z nami w tym zadaniu statek innego Rogue Tradera, a same rejony, w które się zapuściliśmy są niepewne i niebezpieczne. Ale nie obawiajcie się, tak jak i ja się nie obawiam. Czuwa nad nami Imperator, a ja wierzę w moją załogę i jestem z was dumna. Z taką załogą, nie straszne jest żadne wyzwanie, a wrogowie Rodu Corax, będą żałować, że stanęli na drodze Błyskowi Cieni.

- Starsi z was zapewne pamiętają, że urodziłam się i wychowałam na pokładzie Błysku. Stawiałam tu również swoje pierwsze kroki w karierze wojskowej. Pracowałam z wami i dzieliłam wszystkie trudy. Mimo, że wywodzę się ze szlachty, to darzę każdego z was szacunkiem i jestem dumna, że mogę nazywać się jedną z was. Jesteście dla mnie jak rodzina. Rodzina, o którą pragnę dbać i ją chronić. Dla dla mnie zaszczyt służyć u boku takiej załogi.

Zrobiła krótką pauzę. Powstrzymaj swoje emocje Amelio. Spokojnie. Znów spojrzała na Nadsternika i kontynuowała.
- Otrzymaliśmy sygnały z planety, z wołaniem o pomoc. To może być pułapka, piraci, xenos, rywale. Nasz cel może być ukryty lub chroniony. To są przeciwności, które odebrałyby pewność wielu. Jednak nie Błyskowi Cieni. Nie jego załodze. Tam gdzie inni oddają się zwątpieniu, tam my wznosimy pieśni, tam gdzie inni zawracają, tam my dajemy pełną naprzód. Choćby ciemność miała nas otoczyć, a okręty wroga zasłonić słońca, wiem, że wolę po tysiąckroć być tutaj, u waszego boku. Z wami zwyciężyć, to największy zaszczyt jakiego dostąpić może oficer. Chwała rodowi Corax.

Zamilkła na chwilę. Przez mostek ponownie przemknęły pomruki aprobaty, ale zdarzyło się też kilka nieśmiałych okrzyków. Amelia ośmielona dodała jeszcze kilka słów.
- Chciałabym byście wszyscy zajęli się swoimi obowiązkami. Odpowiedni odpoczynek to jeden z nich. Chcę by wszyscy byli w należytej formie. Rozkazy zostaną przesłane do waszych bezpośrednich przełożonych, w najbliższych dniach podróży. Ufam, że przygotujecie nasz Błysk na każdą ewentualność. Niech was Imperator strzeże.


Rzut na command. Fel Amelii wynosi 49 z premią od MG +10, daje nam 59, ale tylko dla void bornów, do wszystkich innych Amelia ma karę -5 przy testach na Fel, wiec 54. Wynik 61, nieudany. Po przerzucie jeszcze gorzej. Jak widać nie pykło.

 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 19-11-2020 o 14:38.
Lua Nova jest offline  
Stary 20-11-2020, 16:51   #229
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
22 Martius 816.M41, apartamenty seneszala

- Już poszli – oznajmił Percival, na pozór jak zwykle beznamiętny i oddany wyłącznie służbie, ale w oczach Christo wyraźnie poruszony. Seneszal bynajmniej mu się nie dziwił, każdy normalny człowiek musiał się czuć nieswojo na sam widok sprawiającego nadludzkie wrażenie Wizjonera Napędu.

- Mam nadzieję, że nie zabrali ciała? – Christo uniósł nieznacznie brwi spoglądając jednocześnie w kierunku ukrytej za narożnikiem korytarza chłodni.

- Nie, aczkolwiek jego techminencja wyraził dezaprobatę dla pośmiertnego stroju czcigodnego arcykapłana – odrzekł szambelan – Słyszałem co prawda niewyraźnie, podsłuchiwałem zza ściany. Być może uznał, że nie są zbyt dystyngowane, dlatego nakażę przebrać czcigodnego arcykapłana w coś bardziej odświętnego. I wspominał coś o pomniku. Słyszał pan, aby miał on zamiar zamówić dla jego świątobliwości pomnik?

Barca zamyślił się na chwilę, rozważył słowa Percivala.

- Przyznam szczerze, że chyba o tym nie słyszałem – odparł niechętnie – Ale jeśli jego techminencja rozważa pomysł ufundowania pomnika, dobrze byłoby go ubiec i zawczasu przygotować własny projekt. Proszę się tym niezwłocznie zająć. Panie Rapp, poproszę do mnie.

Trzymający się dotąd na odpowiedni dystans szef ochrony wychynął z zakamarków salonu. Gilber Rapp był szerokim w barkach, choć niewysokim mężczyzną w sile wieku, z wieloletnim doświadczeniem w swoim fachu wyniesionym ze służby arystokratycznym rodom na Malfi. Zrekrutowany przez Barcę za pomocą łańcucha brokerów, miał własne powody ku temu, aby pilnie i bezpowrotnie opuścić ojczystą planetę. I nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań pryncypała. Poddany zabiegom chirurgii kosmetycznej, stracił wszystkie cechy szczególne swego wyglądu stając się tak bezbarwnym i nijakim człowiekiem jak to tylko było możliwe. Wtapiając się w tłum, potrafił stawać się niewidzialnym dla wielu oczu, a rzutki umysł i doskonała percepcja czyniły z niego wyśmienitego szpiega i zabójcę.

- Jak czuje się panna Amosis? – spytał seneszal zakładając ręce za plecy.

- Wnioskując po jej uszczypliwości, bardzo szybko wraca do formy – odpowiedział szef ochrony – Leonid i Nathan pilnują jej na zmiany, ale to już nie potrwa długo. Farmakologiczna płukanka zajmie jeszcze tylko parę godzin. I jeśli mogę coś zauważyć... persalanina to bardzo silny środek usypiający, mający na dodatek wiele efektów ubocznych. Sugerowałbym skorzystanie w przyszłości z alternatywnych możliwości.

- Zbadałem wszystkie alternatywy, panie Rapp – odpowiedział chłodnym tonem Christo – Tylko persalanina posiada tak błyskawiczny efekt paraliżu mięśni. Panna Amosis nie bez powodu słynie ze swego refleksu. Kiedy traci swą stabilność emocjonalną, okienko czasowe na reakcję jest bardzo wąskie. Chciałbym zamknąć ten wątek naszej rozmowy podziękowaniem dla pańskich rusznikarskich talentów. Przeróbka strzałkowca na model automatyczny była doskonałym pomysłem.

- Dziękuję, proszę pana – Rapp skłonił się nieznacznie, po czym odszedł nie czekając na dalsze instrukcje. Seneszal przywiązywał sporą wagę do ceremoniału, protokołu i manier, ale czynił w tej kwestii wyjątki dla swojej ochrony, w przypadku której ponad maniery przedkładał rzeczowość i efektywność.

- Percival! – przywołał szambelana, który czatował niezawodnie w zasięgu głosu gospodarza – Podaj mi obiad do salonu. Panna Amosis będzie uczestniczyła w posiłku. W międzyczasie poproś o przybycie Absaloma i Zahariela. Niech zabiorą swoje rejestratory, będą im potrzebne. Niech tu będą za pół godziny, muszę jeszcze wcześniej coś załatwić.
 
Ketharian jest offline  
Stary 22-11-2020, 07:24   #230
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, apartamenty seneszala

Bel otworzyła drzwi kapitańskich apartamentów i pewnym krokiem przeszła przez hol i bawialnię. Gdy okazja sprzyjała zerkała dyskretnie na idącego za nią Ramireza. Nie spodziewała się, że techkapłan był tak blisko z Ahalionem. Nie spodziewała się by Ramirez mógł być blisko z kimkolwiek. Powoli otworzyła drzwi do prowizorycznego ambulatorium, które do niedawna służyło jako olbrzymich rozmiarów garderoba Winter. Bel weszła do środka i pozdrowiła ruchem głowy czuwających przy lady medyceuszy.

Od razu podeszła do spoczywającego w kapsule ciała. Dla niej nic się nie zmieniło… Corax spała. Lecz jaka była szansa, że ten sen niebawem zamieni się w śmierć? Spojrzała pytająco na techkapłana.

Ramirez w pierwszej chwili zignorował kapsułę z lady kapitan. Każdego dnia otrzymywał szyfrowane raporty o zmianie jej stanu. Najpierw skupił się na kapsule zajmowanej dotąd przez ich pokładowego misjonarza. Mechadendryt techniczny wbił się w kapsułę, jakby chciał ją conajmniej zniszczyć, czy choćby zdewastować w ataku złości. Dopiero bliższe oględziny pokazały, że tak jak mechadendryt medyczny posiadał w swoim wyposażeniu strzykawki i skalepele, tak ten techniczny miał wyjście wtyczki diagnostycznej, która z wielką precyzją właśnie pozwalała na przesył danych.

Ramirez przez moment był w transie. Umysł ludzki przewyższa swymi możliwościami kogikatory. Jednak nie każdy jest przystosowany do analizy danych. Tetabajty zerojedynkowych impulsów bombardowały umysł Ramireza na tyle szybko, że przez moment jego ciało nie było zdolne do podtrzymywania podstawowych funkcji. Tak trywialnych jak choćby oddychanie.

Dlatego znakiem jego wyjścia z transu był głęboki nagły wdech. Jak u tonącego, który do właśnie wystawił głowę nad powierzchnię.

- Nie można było tego uniknąć. Nie z tymi zasobami.

Mechadendryt powoli wysunął się z gniazda. Bez tej agresji z jaką się wbił. Wydawał się raczej wiotczejący. Zrezygnowany.

- Musimy się skupić na córce Gunara. - Techkapłan zawahał się. - To znaczy, na tej córce Gunara.

- W jakim jest stanie? - Bel bez emocji spoglądała na miejsce gdzie jeszcze niedawno tkwiło mechaniczne ramię Ramireza by ponownie spojrzeć na leżącą w kapsule kobietę. NIgdy… nie miała z nią za bardzo do czynienia. Rozkazy otrzymywała od sług Winter, sama wręczała im też swoje raporty. Dla niej Corax była tylko źródłem poleceń. Jak zupełnie inaczej niż Amelia. - Czy jest ryzyko, że nie przetrwa kolejnego skoku w Osnowę?

- Tak. Jest takie ryzyko. Wynosi ono między 17 a 39% Próg błędu musiałbym omówić z naszym Nawigatorem. Odczyty w kapsule Ahaliona wskazywały podniesioną aktywność w czasie wyładowań Osnowy.

Ramirez spojrzał na Belitę. W stronę jej pozbawionych źrenic oczu.
- Dla ciebie ból głowy. Dla mnie halucynacje. Dla nich walka o życie.

- Och… dla mnie to także wielkie ryzyko. Podczas ostatniego skoku straciłam jednego ze swych astropatów, ale mogłam to być i ja. - Bel uśmiechnęła się do Ramireza. - Jako astropaci jesteśmy bardzo podatni na działanie osnowy, tak jak zwykły człowiek po ataku. Jak ona. - Wskazała na ciało lady Winter.

Oczy techkapłana zwęziły się na moment.
- Jest pewien rytuał… myślę, że mógłby pomóc Winter. Muszę go przedyskutować z resztą koterii. Możemy uratować jej życie, ale zmiany będą nieodwracalne.

- Na pewno warto go rozważyć. - Bl przytaknęła. - Pamiętasz spotkanie u Aspyce? Wspominała także o jakichś kapsułach. Może w jednej z nich Lady Winter byłaby bezpieczniejsza?

- Tak. Temat kapsuł już omawiałem z Amelią. Kapsuł będziemy potrzebować i tak. Będzie potrzebna do utrzymania tego słabego ciała jeszcze jakiś czas.

- Rozumiem. - Bel przytaknęła ruchem głowy. - Powinniśmy iść… chyba że chciałbyś tu jeszcze pozostać. Ja… muszę sprawdzić kilka rzeczy. - Dłoń astropatki zacisnęła się na materiale jest kostiumu. Obawiała się pracy, która ją czekała. Nie pozwoliła jednak by emocje wypłynęły na jej twarz.

- Co z jej umysłem? - zapytał Ramirez nagle - Przepływ iskry jest słaby, lecz stabilny. Czy ona śni? Możesz jej dotknąć? Próbowałaś nawiązać więź, jak wtedy u Aspyce? Moglibyśmy dowiedzieć się co sądzi o swojej siostrze.

- Nie wiem na ile psioniczny atak pozostawił w niej ślad. - Bel skupiła wzrok ponownie na Lady Corax. - Ale jedyne co mogę zrobić to spróbować. Szczególnie teraz gdy już wyszliśmy z osnowy...
Potrzebuję się jednak przygotować. - Bel obejrzała się na Ramireza. - Będzie mi wielką pomocą jeśli zgodzisz mi się wtedy towarzyszyć
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-11-2020 o 12:51.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172