Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 12:52   #111
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc; Magazyn Grubsona

Życie to nie bajka. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Tak było i tym razem. Mimo początkowych sukcesów w końcu coś musiało się zesrać. Niby udało się jej dostać do środka i niby ułożyła do snu nowo poznanego kochanka zadając mu uprzednio kilka dość istotnych pytań. Na tym jednak fart Versany się skończył. Zamknięty na trzy dupy sejf, ułamany wytrych i brak jakichkolwiek wartościowych dokumentów. No może poza tym dziennikiem, który mimo wszystko nie wskazywał jednoznacznie na to czy Dana mówi prawdę czy raczej niekoniecznie. Jednym starczyłoby to jak swojego szefa opisał Hans: "Skąpiradło i wyzyskiwacz" by połączyć te przysłowiowe dwa punkty na mapie. Versana nie była jednak tymi "jednymi". Sprytna kultystka miała na szczęście pomysł jak to zweryfikować tak by przy okazji upiec dwie a może i trzy pieczenie na jednym ruszcie. Przewertowała więc księgę starając się wyłapać największych spośród wszystkich dostawców Huberta. Następnie zaś spisała sobie ich imiona i adresy. Zawsze mogła zwinąć księgę. Rodziło to jednak niebezpieczeństwo. Nie chciała wzbudzać podejrzeń. Zamykały by one możliwość powrotu tutaj w przyszłości. Wszak Hans zdawał się być zadowolony z tego co dostał więc głupio by było w związku z tym psuć to tak bardzo pozytywne pierwsze wrażenie jakie na nim wywarła Anna. Zatem po skończeniu notatek odłożyła rejestr kontrahentów na swoje miejsce. Nie połasiła się również na te kilka złotych monet. Nie były one warte zdradzenia jej prawdziwych zamiarów. Z resztą nie przymierała głodem i wolała odpuścić ten raczej marny łup by w przyszłości zgarnąć bardziej okazałą zdobycz. Przed wyjściem więc upewniła się dwa razy czy aby na pewno nic po sobie nie zostawiła i z gracją rasowej kochanki, opuściła ten przybytek.

Budynek magazyny Grubsona zniknął gdzieś za zakrętem. Ona zaś mijała kolejne kamienice niosąc w ręku wyrwaną pośpiesznie kartkę a na niej wypisanych kilku największych detalistów z jakimi to Huber prowadził wymianę.

- Edward z Kamiennej - piętnaście lisich skór, Felix z Browarnej - cztery skóry niedźwiedzie i dziesięć zajęczych, Henrich z Zachodniej - osiem skór z norek oraz siedem wilczych, Gabriel z Mostowej - dwadzieścia sarnich skór, Herman z Mokrej - trzy skóry z łosia i sześć z dzika - przeczytała w milczeniu nim starannie złożyła i schowała ten kawałek papieru w specjalnie przygotowaną na takie fanty kieszeń.

- Czeka mnie kolejny rajd po mieście. - zadumała układając w głowie plan działania na najbliższe dni - Chociaż… Zawsze można poprosić kogoś o pomoc. - wszak miała już odpowiedniego kandydata na myśli - Póki co muszę jeszcze parę rzeczy do załatwić. - podsumowała skręcając w uliczkę prowadzącą do "Sierpa i młota".



Noc; Sen


Specyficzny klimat sennych mar był Versanie już dość dobrze znany. Mimo wszystko postanowiła grać równie zmieszaną co jej znajome. Rozglądała się raczej po pozostałych zebranych kobietach. Jej wzrok przykuły w końcu uwidocznione tatuaże pani kapitan. Poświęciła więc dłuższa chwilę by je przeanalizowac.

Tatuaż pani kapitan wydawał się być idealnie dobrany do jej imienia. Przedstawiał dużą, wyrazistą, czerwoną różę. I świetnie wyglądał na tak gładkim i przyjemnym dla oka tle.



- Arcydzieło. - podsumowała widok podskórnego malunku - Czyżby wyszło spod igły Inka? - rzuciła pytające spojrzenie w kierunku właścicielki kwiatowego motywu na udzie.

- A jak tobie się podoba Kamilo? - wzrok powędrowała nagle na młoda van Zee'nówny.

Reakcje, nawet wizerunki czwórki kobiet wydawały się zamazane i nie do końca zgrane ze sobą. Nawet Versana nie była pewna czy przypadkiem nie pytała o to po raz kolejny czy tylko myślała by się o to zapytać. A jak inne jej odpowiedziały już na to to nie pamiętała tego.

- Jest bardzo malowniczy. - ciemnoskóra piękność też zwróciła uwagę na element anatomii bohaterskiej pani kapitan jaki nie był widoczny podczas spotkania. - Ale tu jest bardzo dziwnie. Co my tu robimy? - Kamila wydawała się skonsternowana mimo wszystko i ta niecodzienna sytuacja mocno ją frapowała. Zresztą nie tylko ją.

- Jesteś prawdziwa? - Rose trąciła dłonią ramię Kamili chcąc chyba sprawdzić czy jest z krwi i kości. Młoda szlachcianka spojrzała w dół na to dotknięte ramię a Versanie wydawało się jakby częściowo dłoń jednej zanurzyła się w ramieniu drugiej jakby jedna z nich albo obie były duchami.

Sceneria rzeczywiście była dość nietypowa. Momentami można by pomyśleć iż człowiek przechylił o kielich wina za dużo. Na szczęście Versana znała prawdziwy powód takowej sytuacji. Nie zamierzała jednak wdawać pozostałej trójki w szczegóły. Uznała za rozsądniejsze pozostanie w pewnym sensie cichym reżyserem tego wyjątkowego przedstawienia. Wszak wciąż miała w pamięci słowa Starszego, który mówił o możliwości kreowania tła i fabuły tych mar.

- Nie bijcie się, bo zrobicie sobie krzywdę. - mimo ciosu pani kapitan, kultystka zwróciła uwagę obu kobietom.

- Odważyłabyś się na taką ekstrawagancję? - zapytała Kamili ignorując to dochodzenie Rosy.

- Roso. Gdzie więc zrobiłaś sobie ten osobliwy malunek? - zdecydowała się ponowić pytanie.

Versana postanowiła zacząć tworzenie reali tego snu od jakiegoś drobnego szczegółu. Tak by sprawdzić czy i jak to wogóle działa.

- Niebieski kwiat i kolce, niebieski kwiat i kolce, niebieski kwiat i kolce. - powtarzała w myślach starając się urzeczywistnić ten motyw.

- Jest bardzo piękny. Pasuje do tak pięknej kobiety. - młoda szlachcianka jeszcze raz opuściła wzrok by spojrzeć na czerwony kwiat wytatuowany na udzie zamorskiej oficer. - Oh ja bym się chyba nie odważyła. Komuś z moją pozycją nie wypada. - westchnęła z żalem na te same zasady które stawiały ją na szczycie hierarchii społecznej miasta ale też i krępowały bardziej niż maluczkich. A ludzie morza zawsze stanowili dość żywiołowy element który nie poddawał się tak łatwo sztywnym zasadom jakie dominowały w głębi lądu.

- Zrobiłam sobie ten tatuaż jak zrobiłam swój patent oficerski. I nie tutaj. Tutaj pływam dopiero drugi czy trzeci sezon. - Rose widząc i słysząc, że o niej rozmawiają podeszła bliżej. Chociaż trochę jak we śnie to się zdarzało. Bez jakiegoś widocznego poruszania nogami. Ot jakby ktoś ją przesunął do pozostałych dwóch kobiet. Estalijka wydawała się jakaś rozkojarzona czy rozdrażniona. Spojrzała na Brenę która z kolei nie ruszała się od chwili. Ale to zdarzało się co chwila każdej z nich. Versana też czasem miała wrażenie, że chce się ruszyć, powiedzieć czy zrobić coś i jakoś nie może. Chociaż pozostałe śniące coś w tym czasie robiły. Tak jak teraz dostrzegła kwiat. Kwiaty. W wazonie. Były jednak smętne i uschnięte. Nie była pewna czy pojawiły się teraz czy dopiero teraz zwróciła na nie uwagę. A pociemniałe i suche płatki nie bardzo pozwalały określić jaką miały kiedyś barwę. I tam na stoliku pod ścianą było ciemniej niż na środku pokoju gdzie stały co dodatkowo utrudniało dostrzeżenie szczegółów.

- Coś mi tu nie gra. Dziwnie tu jakoś. - kapitan pokręciła swoją ciemną głową o ładnych, długich włosach rozglądając się po pomieszczeniu.

- No trochę tak. - zgodziła się Kamila też wodząc wzrokiem dookoła. Minę miała niepewną jakby nie wiedziała co sądzić o tak niecodziennej sytuacji.

Versana również czuła się zmieszana i pogubiona. Ją w zakłopotanie wprowadził jednak detal związany z kwiatami. Nie wiedziała co o nim myśleć. Nie była wszak pewna czy pojawiły się one tam bo ona sobie tego zażyczyła czy były raczej stałym elementem wystroju. W takich okolicznościach nietrudno było jednak o pomyłkę.

- Podkręćmy więc temperature. - pomyślała zarówno o tej dosłownej jak metaforycznej. - Niech stanie się gorąc, niech stanie się gorąc, niech stanie się gorąc.

- Pani kapitan. Jak to jest pracować wśród samych mężczyzn. Długie tygodnia a nawet zapewne miesiące. - pytała niewinne mimo raczej zbereźnych zamiarów - Tylko ty i oni. Mężczyźni mają wszak swoje potrzeby. Co wtedy?

- A kobiety nie mają swoich potrzeb? - uwaga wdowy rozbawiła kapitan bo sie zaśmiała serdecznie. A wraz z nią i Kamila. Nawet Brena się uśmiechnęła jakby to czasowe zamrożenie czy paraliż się skończyło.

- To chyba zmora każdej kobiety, zwłaszcza oficera na pokładzie. Wszystkie szczury lądowe to tylko myślą, że cały rejs to tylko orgie i swawole. - pokręciła głową jakby nie raz już słyszała podobne pytanie.

- Wtedy nic. Dalej jestem ich kapitanem. A oni moją załogą. Ja wydaję polecenia. A oni je wykonują. - Estalijka wzruszyła ramionami jakby to była cała filozofia z tym kapitanowaniem na pełnym morzu statkiem i załogą.

- A w załodze masz samych mężczyzn? Nie ma żadnej kobiety? - Kamila zapytała z zaciekawieniem o ten detal. Teraz i van Drasen nie była już pewna czy szlachcianka pytała o to w dzień. A jak tak to co kapitan jej odpowiedziała.

- A co? Chcesz się zaciągnąć do mojej załogi? Albo ty? - de la Vega zaśmiała się cicho i popatrzyła zadziornie na młodą szlachciankę aż ta się zarumieniła. A przynajmniej z zakłopotaniem opuściła oczy. A zaraz też kapitan spojrzała na Versanę. I ta poczuła jak się jej robi gorąco od tego spojrzenia.

- Zależy co miałoby leżeć w moich obowiązkach. - rzuciła dwuznacznie z szyderczym uśmieszkiem na twarzy - Jakoś nie mogę sobie wyobrazić kilkumiesięcznej posuchy w trakcie tych dalekomorskich wypraw. - dodała w podobnym tonie - Piękna i władcza. Dominujesz i rządzisz tylko na pokładzie?

- Oj tak. Jestem strasznym tyranem. Nikt nie może mnie znieść na dłuższą metę. - wyglądało jakby pani kapitan reakcja Versany bardziej przypadła do gustu niż Kamily. Bo odpowiedziała raczej do niej. Obrzuciła wzrokiem jej sylwetkę od czarnych słowów po koszulę nocną aż do odkrytych stóp i kostek.

- Myślę, że na pełnym morzu to byś musiała się stawiać w mojej kajucie. Zwłaszcza jeśli lubisz piękne i władcze kobiety. I lubisz im służyć. To może bym znalazła ci jakieś specjalne zadanie. Specjalną służbę. - de la Vega wydawała się mówić tym samym językiem co Versana. I nawet podobnym tonem. Zupełnie jakby się idealnie dopasowały w tym śnie. Stojąca obok ciemnoskóra szlachcianka zamarła z wyrazem ekscytacji na twarzy. Jakby była świadkiem niesamowicie pasjonującego spektaklu. Brena też znieruchomiała ponownie. Nawet ruch Rose zbliżającej się do stojącej wdowy wydawał się stopniowo zwalniać.

- Brzmi interesująco. - odpowiedziała wyraźnie zainteresowana słowami "tyranki" - Musiałabym zapewne przejść jakieś szkolenie. Nieprawdaż? - mimo iż rozmowa była dwuznaczna obie nie miały raczej wątpliwości w jakim kierunku ona zmierza.

- Szkolenie? Tak to dobry pomysł. Nowych załogantów trzeba przetestować. Może jutro? Chyba i tak jesteśmy umówione. A… I ma być ta twoja koleżanka. Ona też lubi służyć tak jak ty? - Rose niby się nie poruszyła. A nagle wydawało się, że stoi tuż przed Versaną. Prawie dosłownie pierś w pierś. I pozwoliła sobie przesunąć palcami po jej policzku.

- O tak, jest bardzo piękna. - Kamila ożywiła się nagle patrząc na miejsce gdzie przed chwilą stała Rose. Albo Brena. Jej słowa wydawały się na tyle nie na miejscu, że kapitan spojrzała na nią zdziwiona.

- Kto? - zapytała zaciekawiona Estalijka.

- Ta róża. - odparła Kamila co wywołało cichy, wesoły śmiech de la Vegi.

- To ja pójdę przygotować kąpiel. - niespodziewanie z drugiej strony odezwała się pokojówka Versany. Po czym dygnęła grzecznie i wyszła do łazienki. Przez ścianę. A ta jakby ją pochłonęła. A mimo to nikt się tym fenomenem nie przejął.

- Versana poprosiła mnie o portet. Tylko, że to miałby być akt. Nie wiem co robić. - Kamila powiedziała co jej leży na sercu. I mówiła jakby nie widziała Versany. Albo jakoś nie docierało do niej, że stoją we trzy tuż obok siebie.

- Co? - to wszystko wydawało się dezorientować ciemnowłosą Estalijkę jeszcze bardziej. Miała minę wskazującą, że gubi się w tym wszystkim.

- Po co więc czekać. Może ów praktyki zacznijmy tu i teraz. - wróciła do tematu starając się ponownie skupić na nim uwagę Rosy ale i po części samej arystokratki - Ty zaś Kamilo możesz się temu uważnie przyglądać albo… - spojrzała wymownie na koleżankę z wyższych sfer - …przyłączyć się. To bardzo ekscytujące. Zapewniam cię. - wróciła wzrokiem na wilczycę morską - Co pani kapitan na taki obrót spraw?

- Co ja na to? - estalijska kapitan wróciła spojrzeniem od Kamili do Versany. Znów bez skrępowania sobie zaczęła ją oglądać.

- Ale przyłączyć się? Obserwować? Co takiego? - van Zee zapytała nieco skołowanym wzrokiem. Trochę jakby podejrzewała o co może chodzić ale wstydziła się o to pytać albo brać w tym udział. A jednak była też tym całkiem mocno zainteresowana. Taka sprzeczność pomiędzy tym co by się chciało robić a tym co powinno i wypadało robić. Albo nie.

- Może i zaczniemy. - powiedziała Rose jakby nie słyszała albo nie zwracała uwagi na córkę kapitana portu. Podeszła bliżej do Versany chociaż wydawało się, że wcale nie odchodziła to znów znalazła się o krok przed nią. I wyciągnęła dłonie ku jej policzkom.

- Co zaczniemy? - szepnęła cichutko Kamila nie wiedząc czy powinna już wyjść czy zostać i obserwować dalej.

- Służbę. - odparła kapitan chyba ją jednak słysząc i widząc nawet jeśli kątem oka. Sama zaś wystawiła swoją dłoń przed usta Versany jak to zwykle czynili władcy i lordowie by oddać im hołd i szacunek.

- Właśnie. Służba. - rzuciła przypominając sobie o swojej młodziutkiej uczennicy, która kilka chwil a może klepsydr temu przefrunęła przez ścianę jej pokoju - Breno pozwól z nas. - poprosiła na głos rudzinkę. Następnie wróciła zaś do rozmowy ze swoimi gośćmi.

- Stań więc obok mnie i daj ponieść się emocjom. - poradziła młodszej przyjaciółce. W kolejnej chwili zaś chwyciła wystawioną dłoń kapitan i z gracją dżentelmena proszącego damę do tańca. Wyrzuciła w tył swoją lewą nogę, ukłoniła się nisko i złożyła na niej pocałunek.

- Czy wystarczająco nisko? - uniosła głowę nieco wyżej spoglądając prosto w oczy stojącej przed sobą Estalijki. - Cóż to? - nagle ponownie z całych sił skupiła swoje myśli na jednym małym za to bardzo istotnym szczególe - Czyżby pani kapitan nic nie nosiła pod tą śnieżnobiała koszulą? - robiło się coraz ciekawiej co dodatkowo nakręcało wesołą wdówkę. Chociaż w tym momencie bardziej pasowałby do niej przydomek "reżyser".

- Ale… a-ale… - panna van Zee wyglądała jakby bardzo chciała coś powiedzieć. Ale jakoś tej tak oczytanej i wykształconej młodej damie z najlepszych szkół i domów w mieście jakoś nie udało się sklecić porządnego zdania. Patrzyła na to co się dzieje tuż przed jej oczami i znów z jednej strony chciała odwrócić wzrok a może i wyjść a z drugiej strony chciała zostać i wszystko widzieć.

- Jeszcze niżej. Klęknij. - zamruczała z zadowoleniem pani kapitan widząc jak czarnowłosa kobieta w nocnej koszuli korzy się przed nią i oddaje jej hołd. - Niżej. Do samego dołu. To może pozwolę ci sprawdzić co mam pod koszulą. - władczo wskazała na podłogę przed sobą i lekko wysunęła jedną nogę do przodu. Co jakby wysmukliło jej slylwetkę.

- Ale… a-ale… to może ja wyjdę? Chyba powinnam wyjść… - wymamrotała van Zee nie wiedząc co zrobić, powiedzieć i gdzie oczy podziać.

- Pani wzywała? - Brena nachyliła się nad ramieniem Versany jakby nigdy stamtąd nie odchodziła i czekała tylko na wezwanie.

Brunetka zwróciła więc na moment głowę w kierunku swojej służki powoli gubiąc już rachubę tego co jest, było lub będzie.

- Zajmij się panienką Kamilą jak należałoby i nie chcą słyszeć żadnych zbędnych pytań. - niejako wydała polecenie służbowe swojej pracownicy - Jestem przekonana iż wiesz co robić. - starała się dodać choć trochę otuchy rudowłosej małolacie sama zaś zamieniła dłoń pani kapitan na zgrabna stopę jej wysuniętej w przód nogi.

- Kochanie a ty się odpręż. - spoufalała się. Czyniła to jednak celowo. Czuła i widziała iż młoda arystokratka prowadzi wewnętrzny bój między tym co wypada a tym na co ma się ochotę. Chciała więc dodać jej nieco odwagi i pchnąć w kierunku objęć Pana Rozkoszy. Zakazany owoc wszak smakuje najlepiej. Często uzależniając. Na tym zaś podstępnej kultystce zależało najbardziej.

- Co dzieje się w tutaj, pozostaje tutaj. - kusiła. Wystawiając silną wolę Kamili na próbę.

- Brena zadba o ciebie jak o największy skarb. - zapewniała ją - Ty zaś oddaj się tylko tej energii i uwolnij swoje prawdziwe "ja". Jesteś wszak w gronie przyjaciół.

Chwile poźniej usta Versany zaczęły całować wpierw wierzchnią stronę stopy kapitan. Następnie jej piszczel i łydkę. Później wyjątkowo jędrne i sprężyste udo. Zmierzając drobnymi muśnięciami warg w kierunku łona.

Kamila coś zaczęła mówić czy tłumaczyć. Versana już nie bardzo zrozumiała co to takiego.A może po prostu nie zapamiętała. Brena też jakby zrobiła się nagle naga. Tak sennie, bez rozbierania. Jak podeszła do młodej szlachcianki to jeszcze była w swojej nocnej koszuli a chwilę potem już bez niczego. A może to nie była taka chwila jak się wdowie wydawało. Może znów zaliczyła jakiś przeskok? Ale zapamiętała drogę swoich ust po tej zgrabnej, gładkiej nodze pani kapitan. Tak sprężystej, silnej a jednak kobiecej i przyjemnej w dotyku i smaku. Zapamiętała tą jej czerwoną różę na jej udzie. Wydawało się jej czy ten wytatuowany kwiat się poruszył gdy go pocałowała. To było tak niespodziewane, że zatrzymała się na chwilę by zogniskować wzrok. Ale się nie dało. Wszystko się rozmazało i gdy znów zamrugała oczami była w swoim łóżku. W swojej sypialni. Była sama. Przekręciła się by spojrzeć za okno ale panowała szarówka przedświtu. Znów zamknęła oczy i zasnęła. Ale tym razem nic już się jej nie śniło.
 
Pieczar jest offline