Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 12:55   #113
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Południe; Marktag; Targ miejski; Dom Trójhaka

Ludzi jak mrówek. Tak tylko można było określić to skupisko. Każdy miał tu coś do załatwienia. Jeden zamierzał coś sprzedać, drugi kupić a trzeci zwędzić. Ci ostatni stanowili chyba właśnie niewidzialną rękę rynku. Niekoniecznie jednak tą o której uczyli wykładowcy na uniwersytetach czy wyższych szkołach kupieckich. Seksowna brunetka miała więc na uwadze zarówno swoją sakwę, którą zainteresowany mógłby być ktoś jeszcze poza nią jak i postać łysego ochroniarza.

Znalazła go już na ulicy. Właściwie na placu. Czekał na nią rozglądając się to tu to tam. Aż spotkali się wzrokiem a chwilę później twarzą w twarz. Widocznie spotkanie z młodą szlachcianką trwało na tyle długo, że Kornas zdołał załatwić swoją sprawę. A przynajmniej można było mieć taką nadzieję.

- Sprzedawca powiedział, że szefa nie ma. Rano był. Ale już poszedł. Jutro będzie. Rano. Chyba, że przyjdzie na koniec dnia na zamknięcie. Czasem przychodzi. Tak powiedział. - ochroniarz bez zbędnej finezji i w prostych słowach jak on sam streścił czego udało mu się dowiedzieć o Grubsonie podczas pogawędki z jego sprzedawcą.

- To wszystko co udało ci się dowiedzieć? - nie oczekiwała od swojego łysego pracownika zbyt wiele. Dowiedział się i tak dość dużo jak na niego. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt iż jeszcze całkowicie nie wydobrzał po ciężkim starciu z kobietą północy.

Rozmowę prowadzili idąc. Ver kierował ich kroki w kierunku karczmy w której to umówiła się z Aaronem. Eunuch zaś nie pytał o drogę a jedynie podążał jej śladem.

Łysy chyba jak najpoważniej potraktował pytanie szefowej po jak najpoważniej pokiwał głową z niemniej poważną miną. Potem zaś poszli do owej karczmy. Jako, ze była niedaleko placu a był sam środek dnia targowego to tłok był niesamowity. Znaleźli wolny kawałek stołu dzieląc go z jakimiś chłopami co chyba przywieźli swoje wyroby na targ z okolicznych wiosek. Tak można było sądzić z ich rozmów. Czekali tak standardowy kufelek nim Versana pomiędzy stołami nie złowiła wzrokiem ich rozczochrańca jaki nieco mętnym wzrokiem rozglądał się po tym krzykliwym i barwnym tłumie.

Machnęła więc mu ręką zapraszając go do stołu. Siedzący obok chłopi byli jednak nieporządanym elementem. Zbyt duża para uszy i oczu zwykle była kłopotliwa. Szczególnie gdy chciało się rozmawiać na raczej "delikatne" temat. Przesunęła więc po blacie złotą monetę w kierunku Kornasa i dyskretnym ruchem głowy dała mu znać by za jej pomocą pozbył się gapiów. Odsyłając ich na browar do szynkwasu czy cokolwiek innego. Było jej to w sumie obojętne. Obchodziło ją to by w trakcie jej rozmowy z Aaronem nikt im nie przeszkadzał.

Mimo sporego tłumu były magister magii dość szybko przetransportował się do jej stolika. Zasiadł wygodnie i oparł ręce o stół. Wonił alkoholem wzrok zaś miał mętny. Nie był jednak pijany a w każdym razie na takiego wyglądał. Ver obstawiała, że męczy go piekielny kac podsunęła więc mu pod nos kufel z zimnym piwem.

Dwa razy nie trzeba było go namawiać. Chwycił naczynie obiema dość mocno drżącymi rękoma a następnie w mgnieniu oka wypił całą jego zawartość kilkoma, bardzo łapczywymi haustami. Na jego twarzy było widać ulgę. Wstrząsające jego dłońmi drgawki ustały, oczy nabrały bystrego spojrzenia, język zaś rozplótł się mu jak zwykle kiedy to w głowie przyjemnie szumiał alkohol.

To był właśnie ten moment, którego wyczekiwała brunetka. Aaron był osobą, która zarówno trzeźwa jak i kompletnie pijana nie rejestrowała zbyt dużo. Paradoksalnie właśnie im więcej procent krążyło w jego żyłach tym więcej kumał Trzeba było go wyczuć w każdym razie, bo nić pomiędzy wykształciuchem a obrzygańcem była bardzo cienka. Mając to na uwadze gwizdnęła więc głośno tak jak robiła to Łasica zamawiając tym samym kolejkę i przeszła do konkretów.

Zaczęła więc od najważniejszego. Poprosiła go o ustalenie miejsc, w których najczęściej przebywają Buldog i Hetzwig. Za adresy zameldowań bądź inne pikantne szczegóła byłaby równie wdzięczna. Podkreśliła jednak, że o to zadba sama i chciałaby aby skupił się on na pierwszym.

Następna prośba dotyczyła jej prywatnego celu - Huberta. Podpytała czy nie rzuciło mu się w ucho co nieco apropos spasionego kupca. Wszak Aaron był częstym gościem różnych lokali i przy odrobinie łaski jego patrona mógł znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Zasugerowała też iż miło by było gdyby pomógł jej spić grubasa by ta mogła pod postacią Idy całkiem przypadkiem spotkać go na trasie do jego sklepu bądź posiadłości i przy tej też okazji pożyczyć od niego parę drobiazgów. W trakcie rozmowy zaświtał jej również jeszcze jeden pomysł dotyczący niewypłacalnego geszefciarza. Może jej kudłaty kolega wykorzystując swoje "sztuczki" byłby w stanie jej jakoś pomóc. Nie znała się jednak na magi. Postanowiła w takim przypadku przybliżyć swojemu kompanowi w wierze sedno sytuacji i poradzić? Kto wie? Kelnerka akurat doniosła coś na przepicie. Jego stan był odpowiedni. Może coś zatrybi w tej jego włochatej główce.

Miarowo piwo znikało z ich kufli. Smak nie powalał. Aaron zdawał się jednak nie narzekać. W dobrym towarzystwie czas szybko mija. Tak było i tym razem. Przyszło się im pożegnać. Ver więc na odchodne powiedziała mu jeszcze kiedy najbardziej odpowiadałoby jej spotkanie z Grubsonem. Poprosiła go o uprzednie poinformowanie ją o tym i zaproponowała wspólną przechadzkę do Trójhaka. Zaś gdy już mieli opuszczać lokal. Złapała się wzrokiem z kelnerką dając jej znak iż zapłatę dla niej kładzie na blacie. Naturalnie nie zapominając o napiwku dla tak uroczej osóbki.

W przeciwieństwie do Versany brodaty kolega wydawał się sceptycznie nastawiony do pomysłu upicia Grubsona. A raczej jak to lapidarnie określił - Tłuści kupcy i chudzi żebracy nie spotykają się przy jednym stole. - no i miał sporo racji. Statusem Grubson bardziej był równy kupieckiej wdowie niż bezdomnemu magistrowi. Więc jakby zorganizowała spotkanie i pijatykę to mógł jej pomóc. Stawić się i chlać ile wlezie. Ale czy by się pojawił w jego sklepie czy przed domem to pewnie wyrzuciliby go ledwo przekroczył próg. Więc nie bardzo rokował swoje szanse na sukces z tym pomysłem na spotkanie i upicie.

- Słyszałem, że coś znalazł… Coś ciekawego… Na tyle, że postanowił postawić się Czarnemu… Głupie jak dla mnie… Ale nie moja sprawa… Piłem z jednym z jego ludzi… Jakoś… Coś bełkotał… Albo mi się coś pomieszało… - Aaron z typową dla siebie pijacką niefrasobliwością mamrotał coś pod nosem. I biorąc pod uwagę, że rzadko kiedy był trzeźwy to mógł mieć kocioł w głowie z tymi wspomnieniami.

- Tego Buldoga nie znam. Ale Hetwzig? Ten ratuszowy łaps? No, no… To może być niebezpieczne… Słyszałem, że niejednego już złapał i wsadził. - Aaron na myśl o kręceniu się wokół głównego łowcy nagród na usługach ratusza jakby nawet trochę przetrzeźwiał. Widocznie dotarło do niego o kim mowa i o co go prosi koleżanka.

- I Trójhak? A co to za jeden? Kiedy chcesz do niego iść? I po co? - zmęczonym ruchem przetarł swoją zarośniętą i niezbyt świeżą twarz pytając o tego ostatniego z mężczyzn o jakim wspomniała koleżanka.

- Mam do niego pewien interes. Chodzi o zleconą nam wszystkim przez szefa robotę. W trasie mogę ci wyjaśnić o co chodzi. - odparła najjaśniej jak okoliczności pozwalały - Dogadamy też wcześniej poruszane kwestie. Pewno i tak nie masz co robić. Ze mną się przynajmniej nudzić nie będziesz a i może ci coś do gardziołka skapnie. - zaśmiała się lekko rozbawiona swoja propozycją.

Brodacz znów podrapał się po brodzie. Zastanawiał się chwilę. Po czym wzruszył ramionami jakby ta czy inna wersja nie bardzo robiły mu różnicę. - Dobra. Ale to kup coś na drogę. - zgodził się pod tym symbolicznym warunkiem. A po paru chwilach już we trójkę szli zaśnieżonymi ulicami. Znów zaczęło prószyć z tego ponurego nieba.

Szli więc sobie spokojnym krokiem mijając kolejne kamienice pokrytego śniegiem miasta. Ver prowadziła gdyż jako jedyna znała adres pod który zmierzali. Mężczyźni zaś szli grzecznie jej śladem z czego jeden od czasu do czasu popijał zakupiony w karczmie jabłecznik. Musieli przebyć parę przecznic. Wdowa miała więc czas by wprowadzić ich w meandry swojego planu. Na szczęście tego tłumaczenia nie było zbyt wiele gdyż póki co był to etap zbierania informacji. Uznała jednak iż warto by Aaron wiedział co jest na rzeczy, gdyż po pierwsze oddawał cześć temu samemu bóstwo co ona a po drugie czyniło to go wyczulonym na niektóre tematy.

Zaś gdy kwestie kanałów mieli już zarówno za jak i przed sobą. Ciemnowłosa kultystka postanowiła powrócić do rozmowy apropos Grubsona i dwóch stróżów prawa.

- Co więc byś proponował aby uczynić z tym pękatym draniem? - uwaga kudłacza co do kręgów w jakich obracał się kupiec była celna. Zbiła ją jednak z tropu.

- Jeżeli zaś chodzi o tych dwóch psiarzy. - nawiązała znów do klawisza i ratuszowego chłopca na posyłki - Proszę cię tylko o ustalenie miejsca ich pobytu. Mam tu na myśli to gdzie mieszkają i gdzie spędzają wolny czas. Z resztą zaś już sama sobie poradze. - starała się uspokoić kolegę pamiętając jakie emocje wzbudził w nim choćby sam Hetzwig.

- Mogę spróbować. Ale nie wiem co wyjdzie. I kiedy. - były magister bez żenady podrapał się po rozczochranej czuprynie nie przejmując się, że wygląda to ani apetycznie ani przyjemnie. Ale skoro nie było trzeba nic bezpośrednio z tymi stróżami prawa to chyba go uspokoiło. Chociaż nie sprawiał wrażenia wytrawnego szpiega i wywiadowcy. Raczej jakby ledwo co dotarło do niego o czym rozmawiali.

- Az Grubsonem to twoja branża. Umów się z nim. Na jakiś interes. Czy co. Po co tak kombinujesz jak pod górkę? - wzruszył ramionami na znak, że to chyba raczej ona miałaby jako wdowa po kupcu najłatwiej z ich trójki spotkać się z innym kupcem. Coś może w tym było bo Versana poczuła rumieniec na karku i policzkach.

- A z tymi kanałami. No można spróbować. - zgodził się równie obojętnie jakby przez ten na w pół przebudzony z zamroczenia umysł nie były w stanie się przebić jakieś głębsze emocje. A w międzyczasie doszli przez ten sypiący śnieg w ulicę gdzie miał mieszkać ten Trójhak.

Tak jak przypuszczała. Aaron balansując pomiędzy byciem na kacu a byciem workiem całkiem sprawnie kombinował robiąc dobry użytek ze swojej kudłatej makówki. Rada była cenna i trafna. Na tyle, że Ver zaczęła się zastanawiać po co jej były te kombinacje. Swoją droga udało mu sie to dzisiaj po raz drugi. W każdym razie. Brunetka znała adres, branże i to jakim człowiekiem jest Grubson. Musiała więc tylko go odwiedzić i porozmawiać o tym o czym zwykle rozmawiają kupcy. Czyli o interesach i pieniądzach. Choć o tej porze roku to raczej o zastoju i braku funduszy. Póki co jednak rozkminy na temat skąpego Huberta trzeba było odstawić na bok.

Szli wzdłuż ulicy aż dotarli pod odpowiedni adres. Dom - o ile tak można było nazwać tą budę - nie wyróżniał się niczym od szeregu pozostałych w tej okolicy. Dechy pozbijane tak by nie rozlecieć się przy silniejszym dmuchnięciu Ulryka. Komin gibiący się pijany Aaron nocą i drzwi których solidność była tak bardzo wątpliwa jak moralność Versany czy Łasicy. W każdym razie zapukała. Na początek jednak nie zbyt mocno. Nie mając pewności czy przy silniejszym uderzeniu nie wpadną one do środka.

Właściwie jak się tak z bliska Versana przyjrzała tym zawianym śniegiem drzwiom to mogły jednak stanowić większą trudność niż to z początku wyglądało. Śnieg padał, ta uliczka nie była tak ludna i głośna jak te przez jakie szli do tej pory od tłocznego placu targowego. To i ten padający delikatnie śnieg zdawał się stanowić kurtynę ciszy i spokoju odcinający od środka dnia jakim zajmowało się miasto. Ludzie, zwierzęta i wozy przechodzili i przejeżdżali ulicą jaką do tej pory szli ale mało kto podążał ich śladem więc stali we trójkę przed tymi drzwiami. Ale usłyszeli z zewnątrz nadchodzące kroki obwieszczające, że ktoś w środku jest i usłyszał to pukanie. Chwilę potem kroki ustały a klapka w drzwiach odsunęła się i pojawiło się w nich jakieś kaprawe oko.

- Czego chcecie? - zapytał ze środka podejrzliwy i niezbyt sympatyczny męski głos.

- Czyżby pan Trójhak? - zapytała nie będąc już do końca pewną czy aby na pewno trafiła pod dobry adres - Szukam kogos znajacego miejskie kanały jak własną kieszeń. Pan zaś ponoć jest specjalistą. Dobrze trafiłam? - z grubsza przedstawiła to co ją do niego sprowadza.

- Trójhak? A skąd. Taki tu nie mieszka. Kiedyś. Ale nie teraz. Co to też ludzie wygadują na mieście. Skąd pomysł, że tu takiego znaleźć? - mężczyzna po drugiej stronie drzwi nie otwierał ich i zaśmiał się cicho. Chociaż było to nieco nerwowy śmiech.

- Poleciła mi go Rosa de la Vega. - odparła nieco zaskoczona. Mimo wszystko wyczuwała blef.

- Widocznie się myliła. Będę ją musiała więc poinformować. Szkoda. Chciałam dać dobrze zarobic temu człowiekowi. - odparła odwracając się plecami do drzwi - Chodźcie chłopcy. Nic tu po nas. - wzruszyła obojętnie ramionami.

- Aaa! Pani kapitan! A to co innego! - zza zmarzniętych drzwi doszła zmiana głosu. Tym razem podejrzliwość została zastąpiona przez uczucie ulgi. Kornas i Aaron popatrzyli na siebie przez ten pruszący śnieg i znów na drzwi które chrobotały otwieraniem zamka czy zasuwy. Po chwili stanął w nich mężczyzna w średnim, może nawet więcej niż średnim wieku. Srebrzysta szczecina nadawała mu nieco zaniedbany wygląd. Sam wydawał się chudzielcem i miał bielmo na jednym oku. Oraz charakterystyczną protezę z trzema hakami w miejscu jednej z dłoni. Wyjrzał szybko na zewnątrz by sprawdzić kto jeszcze czai się na ulicy za tą zasłoną z padającego śniegu i chyba widok raczej pustej ulicy jakoś go uspokoił.

- No to trzeba było od razu mówić, że od pani kapitan. Wejdźcie. - zaprosił gości do środka nawet dla odmiany dość miłym tonem. Odsunął się aby mogli wejść do środka.

Weszli więc po kolei. Wpierw Versana, następnie łysy Kornas, peleton zaś zamykał będący kompletnym przeciwieństwem poprzednika Aaron. Z boku widok ten musiał nawet dość zabawnie wyglądać. Nie zjawili się tu jednak po to aby robić sobie żarty aby załatwić istotna dla zboru sprawę w szczegóły której żaden z kultystów nie miał zamiaru wprowadzać gospodarza.

- Pochwalony więc. - rzekła stojąc już wewnątrz domostwa. Było skromnie. Bardzo skromnie. Mimo to schludnie i co dziwne w przypadku kanalarzy czysto. Nie śmierdziało nawet.

- Versana van Darsen. Miło mi Trójhaku. - przywitała się mając za nic konwenanse wynikające z faktu iż zajmowali całkowicie różne pozycje na drabinie społecznej - Wybacz posługiwanie się pseudonimem. Nie znam jednak twojego prawdziwego imienia. To zaś moi pracownicy. Kornas i Hans. - uznała za stosowne nie podawanie prawdziwej tożsamości Aarona.

- Chodźcie do kuchni. - gospodarz przytaknął na te powitania i tłumaczenia gdy zamknął drzwi. Po czym skierował głosem i gestem właśnie do kuchni. Jak zwykle było to chyba najbardziej ogrzane pomieszczenie w mieszkaniu. Tam chwilę się goście usiedli przy stole. Ale, że stół stał przy ścianie to akurat były dwa proste ale solidne krzesła i jeden stołek.


- To właściwie o co was sprowadza? - gospodarz oparł się o piec, założył ramiona na piersi i czekał aż goście wyjawią cel swojej wizyty.

- Nie chciałabym abyś źle mnie zrozumiał - zaczęła nie chcąc jakimś niesfornym słowem skreślić przyszłości tej relacji - Słyszałam jednak iż kanały mogłyby być twoim drugim domem i że znasz je lepiej niż alkoholik okoliczne karczmy. Mi zaś ktoś taki potrzebny. - spojrzała pytająco na gospodarza - Czy to prawda, że nie kryją one dla ciebie tajemnic?

Trójhak wysłuchał w milczeniu, pokręcił głową dając znać, że może coś być na rzeczy ale zależy od detali. Więc o nie zapytał. - A o co chodzi z tymi kanałami? - spojrzał głównie na Versanę co wydawała się rzecznikiem całej trójki.

- Potrzebny mi… - rozejrzała się po kompanach - ...nam. Przewodnik. - odparła zgodnie z prawdą - Posiadasz może jakieś mapy a może sam byś potrafił nas… - wróciła wzrokiem na kolegów ze zboru - … ich przeprowadzić przez ten labirynt tuneli i korytarz. Oj przepraszam. - jakby ocknęła się z jakiegoś letarg - kilka dni temu moja ukochana sunia Melania uciekła mi w trakcie porannego spaceru. Wysłałam za nią swojego psiarczyka. Ten po całodniowym poszukiwaniu stwierdził iż idzie szukać jej w kanałach i … - zrobiła przerwę by zbudować napięcie całej tej już zmyślonej historii - … do tej pory nie wrócił. Ja zaś troszczę się o swój personel. - zgrywała przejęta wykreowaną przez siebie historią.

- Co? - Trójhak zapytał gdy wysłuchał opowieści zrozpaczonej kobiety która tak mocno wzruszyła się na wspomnienie o swoim psie i psiarczyku zaginonych w kanałach. Zwłaszcza, że dopiero co była całkiem pogodna. Sam gospodarz zamrugał oczami, przekrzywił głowę jakby poprzez bielmo chciał spojrzeć przez nie na głównego gościa i chyba kompletnie go nie ruszała ta historia. Albo nie mógł uwierzyć, że przychodzą do niego z czymś takim.

- Nie mam żadnej mapy. - powiedział po tej chwili konsternacji. - Mam szukać jakiegoś psa po kanałach? - zapytał z wyraźnym niedowierzaniem. Jakby podejrzewał, że chyba musi być coś jeszcze i z czymś takim nie zawracaliby mu głowy. - Kolegę mam. Może on się zgodzi poszukać wam tego psa. - wzruszył w końcu ramionami kręcąc wciąż z niedowierzania głową.

- No dobrze. Masz mnie. - stwierdziła iż bezręki kanalarz nie łyknął haczyka - Widzę że brakuje ci ręki ale nie rozumu. - w takich sytuacjach jak ta komplement zazwyczaj był dobrym wyjściem - Chodzi o przemyt. Tak lepiej? - uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny. Jakby się tak mocniej zastanowić nad tą cała sytuacja to rzeczywiście kultystom zależało na potajemnym przetransportowaniu tylko nie czegoś a kogoś.

- Aa. No. To teraz brzmi lepiej. - chyba zmiana taktyki podziałała bo tym razem gospodarz uśmiechnął się i pokiwał głową na znak, że teraz zaczynają mówić o konkretach. - To co, kiedy, skąd dokąd? - zadał serię pytań aby doprecyzować o czym mowa.

- Niebawem. Termin jeszcze nie jest jednak ściśle ustalony ze względu na problemy związane z transportem właśnie. - odpowiedziała na pierwsze spośród serii zadanych jej pytań. - Nie co a raczej kogo. - patrzyła mu prosto w oczy i mówiła jak rasowy kupiec ustalający warunki umowy handlowej - Skąd? Hmmm… To zależy czy prócz rozumu nie brakuje ci jaj. - starała się zagrać na ambicji Trójhaka - Z kazamat.

- Z kazamat? - brwi kanalarza powędrowały do góry i chwilę to trawił. A w kuchni jakby zrobiło się dziwnie cicho. Słychać było jak drewno strzela w piecu. Gospodarz poruszył machinalnie pogrzebaczem gdy coś trawił pod swoją krótko ostrzyżoną czupryną.

- Grubo. - powiedział w końcu po tej dłuższej chwili zastanowienia. Bawił się jeszcze trochę pogrzebaczem jakby chciał się czymś zająć albo zyskać na czasie.

- No to i będzie grubo kosztować. Ale ile to bym musiał wiedzieć dokładnie o co chodzi. I mówię z góry nie wszystko zależy ode mnie. I nie wszędzie da się przejść i wejść. - widocznie jednak dodał sobie jedno do drugiego i wyszło mu, że są podstawy do zrobienia interesu. Ale znów wiele zależało od detali tego interesu. W tym od tego ile miałby ryzykować, wkładać w to wysiłku no i ile by miał zarobić za to wszystko.

- Hmmm… dlatego warto by było opracować kilka tras transportowych. - wolała mieć w razie potrzeby przysłowiowy plan B - Hmmm… - zadumała ponownie. Sprawa była delikatna dla obu stron interesu. Obu jednak mocno się opłacała.

- Robiłbyś tylko albo aż za przewodnika. - wolała powoli odkrywać szczegóły planu badając to ma ile tych detali zaspokoi ciekawość przyszłego współpracownika - Ile zejść, czy tam wejść mieści się na terenie pierdla? - starała się nieco dostosować gwarę do tej która panowała na ulicach wśród szarych mieszkańców miasta - Plan zakłada transport jednej osoby. Z mojej strony prócz gaży zapewnioną masz ochronę i ewentualną pomoc w organizacji ucieczki z miasta. - spojrzała na kalekę jak najbardziej poważnie - To tak na wypadek gdyby zrobiło się zbyt gorąco. Gwarantuje również pełną anonimowość. Na to też liczę z twojej strony naturalnie. Wszak oboje po części prócz pracy nad naszą reputacją. Dbamy o reputację naszej wspólnej znajomej pani kapitan.

- Nie wiem ile wejść jest na tyle dużych aby dało się wejść do środka. Właściwie wczołgać. Dawno tam nie byłem. Musiałby sprawdzić jak to teraz wygląda. A u was lepiej byście nie brali nikogo ani nic wielkiego. Bo jak już to czeka was czołganie się przez wąską rurę. I to duże ryzyko. Będzie afera na całe miasto jak odkryją, że kogoś w kazamatach im brakuje. Będą szukać jak to się stało. I pewnie w końcu odkryją jak. To dla nas, kanalarzy, zacznie się gorący okres. - Trójhak wydawał się całkiem realnie patrzeć na świat. Nawet jak nie wiedział o jakiego więźnia chodzi to nie było dziwne jakby strażnicy połapali się rano, że jednego im brakuje. Zwłaszcza kogoś z wewnętrznego sektora lochów co chyba nie był za bardzo zaludniony. To zaczęliby szukać zbiega. Dlatego i suma jakiej za udział w tej akcji zarządał gospodarz nie była niska skoro się zanosiło, że może to być ostatnia jego robota w tym mieście.

Wdowa nie znała się na kanałach. W tej kwestii musiała więc całkowicie zaufać jednorękiemu rozmówcy. Na szczęście podszedł on do tematu profesjonalnie. Mówił jak fachowiec liczył sobie z resztą również. Cena jednak w tym przypadku nie miała znaczenia. Priorytetem było wydostanie osadzonej. Ver wątpiła aby kanały były dobrym sposobem na niepostrzeżone wejście do środka tego przeklętego przybytku. Zdawały się być one jednak póki co najlepszym sposobem na ucieczkę stamtad. Pozostało więc tylko dogadać parę szczegółów. Brunetka spytała więc mężczyznę kiedy mogliby spotkać się ponownie by ten już był w stanie przedstawić im pełen plan ewakuacji. Miała tu na myśli miejsca w kazamatach, które nadawałyby się do tego czmychnięcia, kilka potencjalnych tras oraz miejsc "zrzutu". Zaznaczyła również iż dobrze by było aby jedno prowadziło za miasto bądź jak najbliżej jego granic. Drugie do portu i tu opisała okolice w której cumowała krypa. Nie nawiązując rzecz jasna do niej. Trzecie zaś pozostawiła woli kanalarza. Spytała również Aarona, to znaczy Hansa czy ma jakieś pytania bądź wątpliwości licząc się z jego intelektem. Z grzeczności i szacunku jaki zdobył u niej eunuch po walce na arenie jemu również dała szansę się wypowiedzieć - w końcu byli drużyną. Mimo że Kornas był raczej zbrojnym ramieniem ich organizacji, zawsze mógł mieć jakieś uwagi i należało dać mu szansę ich wyperswadowania.

Rozmowa na temat kazamat zdawała się dobiec końca. Ver pozostając jednak w ramach kanałów dopytała Trójhaka o to czy zna szczegóły historii sióstr 3 G oraz czy byłby w stanie przygotować dla niej trasę przemytu towarów spoza miasta aż pod jej magazyn bądź kamienice.

Nim opuścili dom kalekiego mężczyzny poleconego im przez Rose. Ver wyciągnęła z sakwy kilka monet i położyła je na stole. Miały być one pewnego rodzaju zaliczką. Nie wiadomo zresztą czy przyszły przewodnik nie będzie potrzebować funduszy na przygotowanie tak eskapady. Następnie trójka kultystów pożegnała się grzecznie pokłaniając przy tym i wyszli.
 
Pieczar jest offline