Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 18:36   #99
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Drugi dzień lotu, rano.

Vaala zajęła już poprzedniego dnia komnatę po przeklętej “Kozie”, która opuściła na szczęście(dla niej samej) sta-tek, i nie drażniła już swoją obecnością. Na drzwiach kajuty Mmho znak Druidki został zmazany, a pojawił się za to na innych… a nowa kajuta została dokładnie wysprzątana, wymyta, i wywietrzona. Dziewczyna zostawiła tam swoje przysłowiowe 3 rzeczy, po czym kręciła się po statku to tu to tam.

Spać nie musiała Vaala praktycznie wcale, ot mała drzemka wystarczała, ledwie dwie godziny, i to nie ze względu na jakiś przedmiot magiczny, a na pewien wrodzony “dar” jaki posiadała… zaczęła więc swoje urzędowanie w kuchni na wiele wcześniej od typowego świtania - którego w tym świecie to raczej nie było. Większość załogantów zbudziły więc zapachy świeżego jadła, dochodzące z tamtego miejsca. Druidka z kolei, nikogo jakoś specjalnie nie wołała, i nikomu nic nie oferowała. Ot zrobiła i tyle, kto będzie chciał, to sobie weźmie. Taka już była, często dziwaczna, w stosunkach między(i nie tylko)-ludzkich. Były więc soczyste kiełbaski z… jadalnym mchem i masłem, oraz słodkie placki z miodem. To powinno chyba zadowolić każdą marudę?

Kvaser zazwyczaj sypiał dobrze, nie ważne w jakim miejscu przyszło mu spędzać tą ważną część dnia. Można powiedzieć, że było to mistrzostwo w rzeczy, którą każdy niziołek, nawet tak nietypowy, umiał, tuż obok szukania co smakowitszych kąsków jedzenia, żartowania, jedzenia, przyjacielskich dowcipów i kilku innych rzeczy o których głośno nie zwykło się nie mówić w społeczeństwie małych ludzi.

~

Jakiś czas później, Vaala pojawiła się na pokładzie. Była ubrana naprawdę dosyć nietypowo, mając na sobie coś jakby… giezło?? A do tego poroże na głowie(!), drugie w dłoniach, kilka malowideł, no i niemal jak zawsze, pomykała boso… wdrapała się na dach nawigacji, gdzie najpierw ów dach wymalowała dziwacznymi symbolami, które pewnie tylko dla niej miały sens, po czym po tych krótkich przygotowaniach, rozpoczęła jakieś dziwaczne rytuały. To coś tylko nuciła pod nosem, to przyśpiewała, to mruczała, do tego delikatnie i płynnie się poruszając w tańcu(czy może i transie?), i zdawała się nie zwracać uwagi na nikogo i na nic wokół niej. Wszystko to zaś trwało i trwało, kwadrans, drugi, trzeci… co bardziej łebski załogant, mógł chyba w końcu zrozumieć, iż Vaala odprawiała swoje obrządki, celem uzyskania nowych czarów…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=64CACoHNBEI&list=RD64CACoHNBEI&start_radio =1[/MEDIA]

A Druidka myślami była daleko stąd, w zupełnie innym świecie, w swych lasach, w swym kręgu…

Gdy Kvaser wychodził ze swej kwatery, z wnętrza dobiegał zapach przypalonych oraz suszonych ziół. Bliżej niezidentyfikowane znaki zaczęły zdobić ściany i drzwi od wywnętrz, nie było w nich za grosz artyzmu, za najpewniej było trochę krwi i wspomnień.
Poranek niziołek spędził na połączeniu dwóch ważnych czynności. Najpierw oczywiście jedzenie, szczególnie ucieszył się z mchu (chociaż uważał, że jadł już lepszy), potem trening.
Po rozciąganiach i rozgrzewce, niziołek zaczął tradycyjne dla siebie skanie po pokładzie, utrwalając zrozumienie geometrii okolicy… oraz po prostu woląc korzystać z realnych obiektów. Kvaser był praktykiem, nie lubił syntetycznego doskonalenia umiejętności. Najlepsze było prawdziwe miejsce oraz trening pod obciążeniem własnego ekwipunku.
Gdy zdyszany nabierał powietrza i wody na podłodze, zobaczył druidkę Dopiero gdy usłyszał miarowy śpiew, wskoczył na dach płynnym susem - nie od razu podszedł do niej, po czasie, kończąc jeszcze serię treningową.
Usiadł przed druidką splatając nogi pod siebie, powoli, nieśpiesznie naciął sobie nowym nożem palec, a kapiącą krwią wymalował z grubsza swój osobisty symbol – znak borsuka oraz symbol gniewu zaplecione ze sobą. Okalał je prymitywnym gifem ognia, był rozłączony, nie stanowił już część imienia, lecz tylko bardzo osobistego przedstawiania się. I milczał.

Vaala początkowo zdawała się nie dostrzegać siedzącego niemal przed nią Niziołka, pochłonięta całkowicie swoim zajęciem… w pewnym momencie spojrzała jednak na Kvasara, i w kącikach jej ust pojawiła się prawie namiastka uśmiechu, i to taka na drobny moment, na ulotną chwilę. Wskazała porożem trzymanym w jednej z dłoni na miseczkę na dachu… w której znajdowały się jakieś podejrzanie wyglądające grzybki. A po tym geście, nie przerywając swoich dziwnych tańców, mruczenia, i nucenia, znów zdawała się być w transie, stąpając to tu, to tam po dachu, lekko i płynnie, gestykulując i porożami w dłoniach.
Kvaser bez namysłu - a może po prostu wiedząc co robi, sięgnął po grzybki, nie do końa poznawał gatunek, ale ufając w swoją wytrzymałość, wybrał dwa o dużym kapeluszu, i zgodnie ze zwyczajem, jednego roztarł w dłoni i powąchał, a potem obydwa zjadł. Po chwili zaś poczuł całym sobą… muzykę, las, i otaczającą go z każdej strony… nieskrępowaną wolność. Niziołek powstał powoli, uśmiechnął się pod nosem. Taniec… lubił taniec. Brakowało mu tylko jeszcze ognisk wokół których, lub, częściej, nad którymi, tańczył.
Dołączył się do ruchów druidki, starą formułą. Nie tylko starą, bo pradawną, którą uczyli go wyznający tradycję starszę niż kształt kontynentów - to go nie interesowało. Starą dla niego, bo był to jego pierwszy taniec, gdy cały zakrwawiony, z ledwo pierwszymi dwoma tatuażami, ledwo zrośniętymi ścięgnami, gdy z głodu kręciło mu się w głowie, rozpalono kręgi ognia w nocy, i powiedziano: tańcz jak się nauczyłeś.
Więc zaczął tańczyć, jak wtedy. Ruchy niziołka były agresywne, szarpane. Nagłe zwody, pomruki, prawie ciche wrzaski i warknięcia. Dużo skakał, raz przeskoczył druidce nad głową. Lecz… To się zmieniało. Szarpnięcia przechodziły w regularność, nagłe wolne partie po których następowały wybuchy skoków i rwanych - lecz w inny, subntelny sposób skoków, powarkiwania w bardziej kontrolowany sposób.
Był to bowiem taniec w którym dawno temu, w górach zaklinał część swego losu i proszono żar, księżyc, noc i ziemię o kontrolę i wolność. Był to pierwszy rozdział opowieści.
W pewnym momencie, Vaala przekazała Kvaserovi poroże trzymane w dłoniach, po czym zaczęła się kręcić w koło, z lekko uniesionymi w górę dłońmi. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej i szybciej, podobnie jak jej przyśpiewki zwiększające tempo. Po chwili nabrała już naprawdę niezłej prędkości, aż nieco zafalowały rąbki jej stroju…
Teraz Kvaser zaprzestał tańca, a zaczął czynić coś, co wyglądało jak osobliwy podkład muzyczny da druidki, składający się z warknięcie, mowy (jednak mowy) i innych odgłosów które nie miały odpowiednika wśród zwierząt, ale a jak mawiali cywilizowani, pochodzą z przepony. Dzicy woleli mówić, iż są to słowa i pieśni bliskie czarnej krwii i ciału, pochodzące z głębi ciała, zza płucami.



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline