Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2020, 22:18   #114
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - 2519.I.19; mkt (3/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.19; Marktag (3/8); zmierzch
Warunki: jasno, cicho, zimno, na zewnątrz zmierzch, powiew, zachmurzenie, b.mroźno



Sebastian (12/12)


Wreszcie w domu. Nawet jeśli jak się zajmowało jakiś pustostan na własne potrzeby to po jakimś czasie robił się jakoś bardziej swojski. Tak było i w przypadku jednego z pustych domów jakie zajął Sebastian dla siebie. W tym mieście była nienaturalna sytuacja gdy wybudowano więcej domów niż było mieszkańców. Planowano chyba jakąś akcję zasiedleńczą czy co. W każdym razie mało który dom był zamieszkały, zwłaszcza w nowej, zachodniej części miasta. Wiele z nich stało puste od dekad dając schronienie ot, choćby takim wyrzutkom jak Sebastian czy Strupas. Teraz ten dom powitał swojego mieszkańca ciszą, spokojem ale i chłodem. Od rana gdy wyszedł razem z Klaudią to zdążyło się wychłodzić. Ale i tak było przyjemniej niż na zewnątrz. Zwłaszcza, że po południu zaczęło sypać śniegiem jeszcze bardziej niż w południe. Zrobiła się istna zasłona ze śniegu, ledwo coś było widać na dwa domy do przodu a coś wyraźniej może z połowę tego.

A właśnie w ten popołudniowy opad śniegu wyszło mu chodzić po mieście by popytać za podobnymi atakami jaki przytrafił się Rabi. Z Klaudią rozstał się zaraz po wyjściu z kamienicy w jakiej mieszkała. Ona poszła do Richtera a on w swoją stronę.

Johana spotkał u niego w domu. Tak jak to już wspominał nie miał zbyt wiele roboty podczas zimowego sezonu. Pracował w porcie, jak wielu a zimą port zamierał jak i całe roboty. Więc korzystał by porobić to czego w letnim sezonie nie miał okazji. Tym razem cyrulik zastał go jak heblował jakąś deskę na podwórzu. Na brudnym, zdeptanym śniegu widać było złote wióry jakie odpadły z większego kawałka drewna. Doker zamyślił się nad pytaniem o jakieś ataki.

- W porcie znaleźli kogoś. Pływał twarzą do dołu. Pocięty był. Mówili, że nożem. Ktoś kto nie spłacał długów czy coś takiego. Tak mówili. Na jesieni jakoś, jak jeszcze ruch w porcie był. - Jonas przypomniał sobie ofiarę krwawej napaści sprzed kilku miesięcy. Na oko z końcówki jesieni bo jeszcze wtedy miał pracę. No ale ostatnio to nie. Tak by z nożem ktoś na kogoś wyskoczył, czasem się ktoś z kimś pobił, w kłótni po pijaku jeden dźgnął drugiego nożem przy stole. To takie rzeczy owszem, zdarzały się co jakiś czas. Ale tak by dosłownie ktoś kogoś zaszlachtował no to nie bardzo. No ten w porcie z końca jesieni.

Lukas co prowadził swój lokal w pobliżu portu miał niby więcej możliwośc niż Jonas by usłyszeć jakieś plotki nie tylko z samego portu. Ale i on musiał chwilę się zastanowić nad pytaniem co już zwiastowało, że takie przypadki zbyt popularne nie są. A wieści o ataku na Rabi jeszcze się nie rozeszły po mieście.

- No był kiedyś taki jeden. Podobno 3 siostry zaciukał w kanałach. Bo to 3 panienki były. Jakaś sprawa zemsty za śmierć brata czy co. Nie pamiętam już bo to różnie ludzie gadali. To już ze 2 lata temu było. Albo 3. No to tak aby napaść na ladacznice no to chyba to by było. Szkoda dziewczyn. Pamiętam, że ładne były. Z biedy się puszczały. Kelnerkami były ale jak ktoś zapłacił to dupy też dawały. No a ten drań je zabił. Właściwie to nie wiadomo. Nie znaleziono ani ich ani jego. - powiedział wspominając sprawę sprzed dwóch czy trzech sezonów. Na te siostry mówili 3 G bo każda miała imię na G właśnie. Greta, Gudrun i Gisele.

I jeszcze przed nowym rokiem. Podobno jakiś klient pobił jedną z panienek u Leopolda. Albo pociął nożem. No w każdym razie nieźle ją urządził. Wyszedł z karczmy ale Leo czuł pismo nosem, że sam i tak szybko. Zwykle panienki po numerku schodziły razem z klientami. Posłał kogoś na górę i znaleźli tą dziewczynę. Wybiegli za nim ale go już nie znaleźli. Podobno jakiś marynarz. Co tam dokładnie się stało u Leo, czy ta dziewczyna przeżyła czy nie, czy tamtego co ją tak urządził znaleźli czy nie to już Lucas nie wiedział. Ot, taki tam temat dnia do pogadania na dziś i jutro sprzed paru tygodni to nie bardzo się przejmował skoro nie miało związku bezpośrednio z nim ani jego lokalem.

A na razie zmarznięty wrócił do swojego ale chłodnego domu. Teraz co prawda przestało już sypać ale miasto wciąż przykrywała świeża pierzyna białego puchu co dopiero co napadał. Dzień właściwie się kończył. Niebo było pochmurne ale jeszcze jak w dzień. Jednak pomiędzy ulicami już panowała szarówka zmierzchu. Czyli zbliżał się wieczór. Nie miał pojęcia czy Łasica dotrzyma słowa i zostawi jakąś wiadomość w “Mewie” z wczorajszego śledzenia Webera no ale jakby zostawiła to po swojej pracy czyli jakoś już może teraz. Ale to by znaczyło, że znów musiałby wyjść z domu na ten mróz, świeże śnieżne zaspy i nadciągającą noc.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; jaskinia odmieńców; chata Opal
Czas: 2519.I.19; Marktag (3/8); zmierzch
Warunki: wnętrze chaty, półmrok, cisza, ciepło



Strupas (7/17)



W nozdrza łechtał przyjemny zapach gotującej się strawy. Jednooka gotowała coś nad paleniskiem. A Knut siedział obok powalonego kolegi. Garbus leżał na jakimś sienniku. Ale czuł się znacznie gorzej niż poprzednio. Wyglądał pewnie też gorzej. Tak można było sądzić po zatroskanej minie Knuta. Siedział na ławie pod ścianą jaka stała przy stole. Ale widocznie dojrzał, że kolega się ocucił.

- No, obudziłeś się. Dobrze. Zaraz kolacja będzie. - wskazał nożykiem na plecy uczennicy Opal jaka kręciła się po kącie chaty jaki przeznaczony był do gotowania. Nożykiem zaś skrobał kości formując je powoli w nowe groty do strzał. Tak garbus mógł sądzić w tym półmroku jaką dawała świeca stojąca na stole i po trójkątnym kształcie jaki łucznik obracał w palcach.

A wygląda miał rzeczywiście w opłakanym stanie. Dojrzał leżący obok kożuch w jakim przyjechał. Widział poszarpane kłami i ostrzami dziury tam gdzie sięgły go kły wilków albo ostrza ich jeźdźców. I krwawe zacieki przy nich. Na szczęście część tych ciosów była zbyt płytka by zrobić mu coś więcej niż płytkie zadrapanie. No ale nie wszystkie.

A kilka godzin temu, jeszcze jak było widno, zeskoczył z sań na śnieg. Zaraz potem dopadły go wilki. Szczęściem dla niego gdy z jednej strony blokował im dostęp sanie to na raz mógł w tym śniegu atakować tylko jeden wilk i jego pan. Pozostałe czekały na swoją kolej. Strach było pomyśleć co by było gdyby opadły go samego we trzy na raz. No ale dzięki tym saniom mógł z nim walczyć tylko jeden na raz.

Walka nie zaczęła się dla niego zbyt korzystnie. Już pierwszy wilczy atak bez trudu przebił się przez jego zasłonę z siekiery i rozerwał mu ramię na kożuchu i zaciął żywe mięso. Na szczęście niezbyt groźnie. Jeździec też go trafił ale z jeszcze słabszym skutkiem.

Potem się trochę wyrównało. W końcu jeździec trafił go ponownie, tym razem groźniej zadając mu płytką ranę. Ale i jemu udało się trafić i jego i wilka co zniechęciło ich do dalszej walki. Odstąpili. Ale na ich miejsce wskoczył kolejny. Tym razem bogowie sprzyjali garbusowi. Bo chociaż kolejny wilk po raz kolejny rozdarł mu kolejny kawałek kożucha to jego kły tylko rozerwały mu brudną skórę i niewiele więcej. Zaś jeździec za bardzo się odsłonił przy ciosie i zaliczył od strupasa potężne trafienie w pierś. Zawył z bólu i skierował wilka z powrotem na tyły. A może ten jego wrzask skonfundował wilka na tyle, że ten umknął.

Trzeci z goblińskich jeźdźców okazał się największym wyzwaniem. Walka z nim trwała chyba dłużej niż dwie poprzednie razem wzięte. Pojedynek wydawał się wyrównany. Najpierw zwierzęcy drapieżnik trafił znów garbusa ale na szczęście dla niego zbyt płytko by ten to odczuł. A garbus trafił siekierą jego pana. Ale tym razem ostrze siekiery ześliśgnęło się po skórach i płatkach blaszek jakich goblin używał jako pancerza nie czyniąc mu widocznej krzywdy. Potem walczyli dalej i to częściej napastnicy trafiali woźnicę niż on ich. Garbus słabł. Czuł jak kolejne trafienia go osłabiają. Słabł. A jego ciosy albo chybiały albo nie czyniły przeciwnikowi krzywdy. Znów raz trafił i siekiera ześlizgnęła się po pancerzu goblina. Ale i oni mieli trudność by zadać mu poważniejszą ranę. Ale przy kolejnych trafieniach po woli go osłabiali. Za ich plecami dwóch poprzednich przeciwników Strupasa skrzeczało cos bojowo a wilki warczały. Było pewne, że gdyby ich kompan powalił osamotnionego przeciwnika to rzucą się aby go dobić i podzielić się łupem. Ale póki stał na nogach i stawiał opór to trzymały się na dystans.

Strupas słabł. Czuł, że jego ruchy nie są już tak silne i pewne jak na początku starcia. Kolejne ciosy goblińskiej szabli i wilczych kłów osłabiały go jeszcze bardziej. Już się chwiał a przeciwnicy musieli to czuć i widzieć. W pewnym moemncie jednak siekiera trafiła goblina. Ten krzyknął zaskoczony jak i z bólu bo tym razem z rany trysnęła mu krew. Ale rana widocznie nie była tak groźna by zniechęcić go do walki. Naparł ponownie reważnujac się piechurowi kolejnym trafieniem. Ten znów go trafił i znów zeszło po jego bylejakim pancerzu. Aż niespodziewanie dla wszystkich gdy wilk nie zdążył jeszcze odskoczyć po kolejnym chapnięciu szczęk siekiera trafiła go w bark aż ten zawył boleśnie. Opóźnił nieco ten skok a zaskoczony jeździeć nie zdążył się zasłonić przed zdzieleniem go siekierą. Cios nie był jakoś specjalnie mocny ale gdy goblin znów poczuł upływ krwi miał widocznie dość. Skierował zranionego wilka na tyły i dołączył do kolegów. Poskrzeczeli jeszcze chwilę śląc garbusowi swoje goblińskie złośliwości ale widocznie uznali, że jest zbyt trudnym orzechem do zgryzienia. Więc zakrwawieni i złorzecząc mu zawrócili swoje wilki i we trzech odtruchtali wilczym chodem między śniegi i drzewa znikając mu w końcu z oczu.

A Strupas mógł wreszcie odsapnąć. Oberwał. Mocno. Żadna z kilku ran nie wydawała się szczególnie groźna. Ale razem osłabiały go i powodowały upływ krwi. Śnieg wokół sań był zdeptany i zakrwawiony śladami butów i wilczych łap. Ale jakoś dał radę się pozbierać. Jeszcze padać śniegiem zaczęło. Mocniej niż do tej pory. Coś było widać może na kilkanaście długości sań a co dokładniej to może na kilka. Łatwo było coś przegapić. Już teraz ledwo pamiętał jak dojechał jakoś do zamarzniętego strumienia, potem jechał nim aż… No potem to trochę już mu się mieszało. Ktoś mu chyba pomógł zejść z tych sani, jakieś sylwetki, twarze, głosy… Wszystko się zlewało dla wymęczonego i zmarzniętego umysłu. Dopiero teraz jak odpoczął, ogrzał się i podniósł głowę to jakoś zaczynał orientować się gdzie jest, z kim i w ogóle co się dzieje.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Targowa; sklep Grubsona
Czas: 2519.I.19; Marktag (3/8); zmierzch
Warunki: jasno, cicho, ciepło, na zewnątrz zmierzch, powiew, zachmurzenie, b.mroźno


Versana



Dzień się już kończył. Ale dla czarnowłosej wdowy po kupcu to dalej był środek dnia na załatwianie interesów. Dobrze, że przestało sypać. Bo po południu ten zwykły śnieg przeszedł w jakąś śnieżycę. Ale bez wiatru więc obyło się bez zamieci śnieżnej. A ona miała o tyle szczęścia, że tą porę doby w większości spędziła w swoim czystym i przyjemnie ogrzanym domu. Musiała się pozbierać po porannych sprawach i przygotować do tych na zbliżający się wieczór.

W trakcie tych południowych ablucji mogła sobie przymyśleć co jej powiedział Trójhak. Co do spotkania to proponował za tydzień. Też w Marktag. Coś powinien już wiedzieć. Z trasami pod ziemią widział to po swojemu. Czyli póki byłby z nimi to mógł ich poprowadzić gdzie trzeba i tak jak trzeba. Więc po prostu musiałby wiedzieć skąd od tych kazamat miałby wyprowadzić grupkę. No albo do portu albo gdzie indziej. Ale trasy poza miasto raczej odpadały bo kanały były pod ulicami i domami czyli pod miastem. Aaron i Kornas jakoś nie włączali się do dyskusji zostawiając to koleżance i szefowej. Magister wspomniał już po drodze, że chyba najlepiej jak już by mieli tą kobietę z kazamat to chyba dostać się do portu. A potem ją ukryć na krypie. Ale w najbliższy zbór można właściwie zapytać reszty, zwłaszcza szefa, jak się na to zapatruje. Bo właściwie do tej pory na zborach jakoś nie było nic mówione na ten temat.

Trójhak za to świetnie znał historię sióstr G jakie zaginęły w kanałach. Na same siostry ani tego ich porywacza czy mordercę nie trafił. Ale pamiętał, że jak kilka tygodni później natknął się na ślady krwi. Na ścianie. Za wysoko na szczury czy coś podobnego co mieszkało w kanałach. Wtedy rzuciło mu się to w oczy i wzbudziło czujność bo oznaczało obcą obecność w kanałach. Ale jakoś nic więcej się nie stało. Ani ciał, ani żywych, ani martwych nie spotkał. Dopiero jakiś czas potem skojarzył, że to mogło być coś od tej zaginionej czwórki. A Rolanda nawet trochę znał. Taki trochę “wczorajszy”. A to pracował jako zbieracz nawozy, a to jakieś popychadło, jakiś czas nawet jako kanalarz dlatego Trójhak właśnie go nieco kojarzył. Czy mógł zaciągnąć i zabić te trzy siostry?

- Nie wiem jak. Jedną to jeszcze mógłby oszukać czy nawet w łeb dać i zaciągnąć do kanałów czy gdzie. Ale trzy na raz albo pod rząd? - kanalarz pokręcił głową na znak, że jakoś ani wtedy ani teraz jakoś nie wydawało mu się to zbyt przekonujące. Chwilę gdybał nad tym. Może ktoś mu pomagał albo jakoś je nabrał. Faktycznie bardzo ubustwiał swojego brata i ten faktycznie umarł niedługo wcześniej niż cała historia z tymi trzema i Rolandem. Ale czy dlatego coś z tymi trzema panienkami zrobił czy chodziło o coś jeszcze to kanalarz nie wiedział. W końcu jak Roland jeszcze jakiś czas był kanalarzem to jakoś nie byli kumplami ani nic. Właściwie to wszyscy chyba Rolanda traktowali jako trochę przygłupa i naiwniaka, mało kto go traktował poważnie. Dlatego w kanałowej branży takie zdziwienie było, że mógłby jakoś zaciągnąć trójkę młodych kobiet do kanałów. No ale nawet Trójhak nie wiedział co się z nimi stało. Nie wykluczał, że gdzieś w podziemiach pod miastem mogą być cztery szkielety obgryzione przez szczury i robactwo no ale jakoś sam na nie nigdy nie trafił.

- A trasa przerzutowa możemy się dogadać. No ale to muszę wiedzieć więcej. Skąd, dokąd. Co ma być przenoszone. I to już osobna sprawa. - więc zostawił otwartą furtkę na ten szmugiel dla Versany no ale potrzebował znów więcej detali no i to była oddzielna robota i kasa za tą robotę.

Gdy się szykowała do spotkania z kolegą z branży mogła podszkolić swoich pracowników co mają mówić i robić. Kornas był niezawodny. Z poważną miną kiwał swoją łysą głową jak zwykle. Więc jak zwykle nie bardzo było wiadomo, czy załapał wszystko jak należy czy w ogóle. Mimika pokojówki była i ładniejsza i bogatsza. Wydawała się skonsternowana takimi poleceniami swojej pani. Miała watpliwości czy powinni grzebać komuś po mieszkaniu. I co będzie jak ich złapią. Poza tym nie umiała czytać. Kornas zresztą też nie. Więc dla niej list czy książka to list i książka. Nie wiedziała o jakie chodzi. Ale obietnica nagrody w postaci wizyty u panny van Zee chyba ją zmotywowała tak o te przysłowiowe ziarenko piasku co przeważa szalę.

- Oh, panienka van Zee? Ona jest taka mądra i piękna. - westchnęła nad ich wczorajszym gościem. I myśl, że miałaby odwiedzić ją w jej rezydencji i to podczas spotkania z innymi młodymi damami z wyższych sfer musiała jej się wydawać jak wizyta w krainie z innej bajki. Ale teraz gdy jechali we trójkę dorożką Malcolma znów wydawała się stremowana.

A dorożka jechała powoli i ciężko. Ten śnieżyca co prawda już się skończyła ale to co napadało tworzyło świeże, głębokie i jeszcze słabo rozjeżdżaone zaspy. Tam i tu ktoś już zdążył zrobić przekop czy przejazd ale nie wszędzie. Więc dorożka dość wolno przebijała się przez te zaspy zbliżając się do głównego placu miasta gdzie Grubson miał swój sklep.

Na placu było nieco jaśniej niż w wąwozie ulic pomiędzy domami. Ale i tak dzień się kończył i robiła się już wieczorna szarówka. W oknach więc paliły się ciepłe prostokąty świateł. I widać było, że i w sklepie sukienniczym też się jeszcze świeci. To była dobra pora na zamykanie tego rodzaju lokali. Dorożka zatrzymała się przed sklepem i trójka pasażerów wyszła na głęboki po kolana śnieg. Dobrze, że przed samym sklepem był wydeptane przejście. Potem znaleźli się w środku. W całkiem ładnym sklepie. Na regałach leżały bele materiału i futra jako półprodukty a na stojakach wisiały gotowe egzemplarze strojów. Jak oceniła Versana różne ale raczej zbyt proste i tanie dla elity tego miasta. Tutaj takie damy jak Froya czy Kamila pewnie by się nie zaopatrywały w ubrania. Ale już tacy jak ona sama czy porucznik Fenk mogli znaleźć coś dla siebie a ubodzy jak Brena i Greta mogły przyjść tutaj po jakieś odświętne ubranie.


- To z nim dzisiaj gadałem. - mruknął cicho ochroniarz wdowy na widok sprzedawcy w średnim wieku. Wyglądał na jakiegoś szefa lokalu i prawą rękę szefa. Pewnie ten co ma wszystko pod kontrolą gdy nie ma szefa. W drugim krańcu sklepu jeszcze jakaś młoda ekspedientka doradzała i pomagała przymierzać jakiejś parze jeden z surdutów. Pewnie ostatni klienci przed zamknięciem sklepu. Ale też i był sam szef. Jak go teraz Versana ujrzała przypomniała sobie, że już go kiedyś widziała. Ale jak jeszcze robił jakiś interes z jej mężem. Zresztą i bez tego barwne ubranie, złoty łańcuch na szyi i gruby brzuch dawały znać kto tu w tym sklepie jest najważniejszy. Zresztą Hubert też chyba ją mimo wszystko rozpoznał.

- O. Wdowa van Drasen. Dobry wieczór. Co cię sprowadza w moje skromne progi? - przywitał się z uśmiechem. Chociaż był to bardzo kupiecki uśmiech. Tak wymagała etykieta by się przywitać i zachować koleżeńską postawę dla kolegi czy koleżanki z branży. A w gruncie rzeczy on i świętej pamięci Morterz mieli podobną pozycję w mieście a wdowa po van Drasenie niejako odziedziczyła ją razem z kamienicą i magazynem. Ot Grubson i van Drasen działali w innych branżach więc ich drogi nie krzyżowały się zbyt często. Przypomniała sobie, że Grubson chyba należy do gildii sukienników co miała swoje chody w ratuszu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline