Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2020, 13:05   #295
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 77 - 1940.V.28; wt; noc; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.28; wt; noc; godz. 01:10
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; pd. od Sommy; droga
Warunki: noc, ciemno, odgłos wojska, ziąb, mżawka, łag.wiatr



Birgit (kpr. Mae Gordon); Noemie (por. Annabelle Fournier) i George (srg. Andree de Funes)



Niby lato było za pasem. A jak tak lało to było to ten nadmiar wilgoci zdawał się wciskać pod kurtki i płaszcze. Zwłaszcza jak człowiek musiał zalegać, czołgać się przez mokre trawy, krzaki czy zwyczajne błoto. To te zimno dawało się we znaki. Ale w porównaniu do uzbrojonych wrogich żołnierzy jacy też gdzieś tu kręcili się w ciemnościach pilnując by właśnie takie niepowołane osoby nie kręciły się bezpańsko po bezpośrednim zapleczu ich wojsk.

W nocy bez światła było ciemno. A w tą ulewę robiło się jeszcze ciemniej. Ale to nie tylko ukrywało w ciemnościach niemieckie patrole ale także i trójkę agentów w cywilnych ubraniach.

Pierwszy w drogę ruszył George. Jak tylko cofnęli się nieco w podwórka i ulice aby uniknąć tego niemieckiego patrolu na jaki prawie wpadli. Gdyby niemieccy żołnierze w pełny przestrzegali dyscypliny patrolu, nie odzywali się i nie palili papierosów to może to oni by dostrzegli grupkę w cywilnych ubraniach wcześniej niż oni ich. Najstarszy wiekiem agent ruszył przed siebie jak tylko wydawało się, że minęło “odpowiednio” dużo czasu odkąd niemiecki patrol wypalił po papierosie w bramie w jakiej przed chwilą chowali się alianccy agenci i ich francuska przewodniczka. A potem Niemcy poszli dokończyć patrol więc cała czwórka wróciła do tej bramy. Dawała całkiem niezłe schronienie przed tą ulewą.

Właśnie w tej bramie pożegnali się z Odette. Młodej Francuzce i ochotnicze z lokalnej obrony cywilnej wcale nie było łatwo się rozstać i pożegnać. George’owi podała na pożegnanie swoją szczupłą dłoń. Chyba chciała z najstarszym z tej trójki gości z nieba i jednym mężczyzną pożegnać się po męsku. Profesjonalnie.

- Powodzenia panie sierżancie. Jest pan bardzo dzielny. - powiedziała do niego ciepło pomimo padającej zimnej ulewy. Więc jak George okryty płaszczem wyszedł z bramy na tą ulewę by kierować się w stronę rzeki Odette jeszcze spędziła ten umówiony kwadrans i parę chwil dłużej z dwoma agentkami. No ale nie było z ciemności słyszeć żadnej strzelaniny, krzyków, nie błyskały latarki ani reflektorów. Dalej widać było ciemność i słychać było ulewę tuczącą o bruk, ściany i szturmującą kratki ściekowe jakie miały kłopot z takim nadmiarem wody. Ale nic co by świadczyło, że George został wykryty. Z tego co mówiła Odette stąd do rzeki było kawałek. Może 100, może 200 kroków. Nie więcej. Tylko po ciemku to równie dobrze mogło być i w Australii bo nic nie było widać. Musieli jej uwierzyć na słowo. Ale jeśli tak było to kwadrans wydawał się aż nadto na pokonanie takiego kawałka.

Potem przyszła kolej na obie agentki. I pożegnanie z Odette. Młoda Francuzka z panią oficer dowodzącą całą trójką próbowała się pożegnać jak należy. Też podała jej dłoń jak Goerge’owi ale nie wytrzymała i tak po babsku objęła ją mocno na pożegnanie.

- Strasznie bym chciała być taka jak ty. Mieć mundur i robić takie dzielne rzeczy. Nawet dowodzić mężczyznami! - zaśmiała się cicho wskazując gdzieś w stronę ulicy gdzie ponad kwadrans temu noc i ulewa pochłonęły ich kolegę. Kobieta - oficer, do tego dowodząca mężczyznami chyb bardzo imponowała młodej sanitariuszce z obrony cywilnej. Jakby w jej oczach była ucieleśnieniem ideałów feministek.

O ile Odette przy pożegnaniu z dwójką starszych stażem i stopniem agentów jeszcze jakoś się trzymała to przy Szkotce rozkleiła się zupełnie. Rano jeszcze nie wiedziały o swoim istnieniu a teraz panna Lepage żegnała się z Mae jak z najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa. Nawet jej nie próbowała podawać ręki jak poprzedniej dwójce tylko od razu ją objęła. I dłuższą chwilę nic nie mówiła tylko tak ją mocno ściskała chyba starając się z całych sił by się nie rozpłakać.

- No tak, ja rozumiem. Musicie iść dalej. Zrobić swoje i pogonić tych Fryców do samego Berlina. - trochę nie było wiadomo czy próbuje przekonać ją czy siebie. Poklepała w końcu Birgit po plecach i puściła ją wreszcie. Ale dało się wyczuć, że trudno jej było się rozstać.

- Masz jakiś adres? Przez PCK chyba można jakoś wysłać list. Nawet przez Kanał. - zapytała jakby obie były gimnazjalistkami i rozstawały się po wspólnych koloniach. Listy PCK, nawet z obozów jenieckich miewały nawet po parę miesięcy opóźnienia. Ale faktycznie wydawały się wciąż względnie pewną wymianą wiadomości nawet poprzez linię frontu. Ale jak stojąca obok Noemie wiedziała, roztropniejsze dla agentów była próba kontaktu zza Kanału tutaj niż w przeciwną stronę. Przynajmniej ten pierwszy raz by ustalić detale do następnego kontaktu. Zwłaszcza jakby Niemcy na tym terenie albo i całej Francji zostali jednak na dłużej.

Gdy już obie agentki prawie miały odchodzić Oddette jeszcze złapała za rękę Birgitt i ta poczuła jak ta wciska jej w dłoń niewielki przedmiot. - To na szczęście. Nic innego nie mam. Nie pomyślałam jak wychodziłam z domu. - powiedziała przepraszająco nim puściła dłoń najmłodszej agentki. Obiecała jeszcze, że poczeka na nich w tej bramie. Jakby im się nie udało i musieli wrócić. A jakby coś się stało zawsze mogą wrócić do domu Louisa albo jej rodziców. No i wreszcie się rozstały. Obie agentki wyszły na tą ulewę tak samo jak jakiś czas temu ich najstarszy i najmarudniejszy kolega.

Z początku szło się dość dobrze. Póki szły chodnikiem albo asfaltem. Ale dość szybko ten się skończył i zagłębiły się w jakąś łąkę czy co. W każdym razie pod butami czuć było trawę. A w tej chwili to wręcz trzęsawisko wciągające buty. Szły właściwie po omacku. Jedynymi punktami nawigacyjnymi były światła pojazdów na moście po lewej. Te jechały z przeciwległego brzegu więc świeciły w ich stronę. Ale zbyt daleko aby ich reflektory mogły oświetlić te dwie sylwetki kroczące po omacku przez tą podtopione ulewą łąkę.

Wreszcie pojawiła się woda. Nawet po ciemku było znać, że doszły do rzeki. Ale samej rzeki. Bez łódki i bez Woodsa. No i pytanie. W lewo czy w prawo? Ale po paru minutach błądzenia natknęły się na jakiś kształt zacumowany przy rzece. I gdy podeszli bliżej okazało się, że to łódka. A w środku był już George. Stary agent przeszedł przez to samo błoto i nocne rozterki co jego młodsze koleżanki. A ten czas oczekiwania w samotności i ciemności dłużył się niemiłosiernie. Ten kwadrans co sam wyznaczył. No a potem jeszcze trochę nim Belgijka i Niemka pokonają tą samą trasę co on. Ale w końcu się doczekał. Wreszcie byli w komplecie a nawet znaleźli łódkę.

Przeprawa na drugi brzeg okazała się zaskakująco prosta. Łódka w parę chwil pokonała wodę i znaleźli się na drugim brzegu Sommy. Chociaż z tego co mówiła Odette wynikało, że to tylko taka większa wyspa pomiędzy rzeką a kanałem. Kanał miał być ledwo 100, może 200 kroków dalej. I faktycznie był. Jak już się przeszło pomiędzy jakimiś gospodarstwami, krzakami, polami i człowiek zmarzł i ubłocił się dokumentnie. Ale w końcu stanęli przed tym kanałem. Po drugiej stronie było widać jakieś równoległe linie zwiastujące jakieś budynki. Ale pogrążone w ciemności i deszczu. Ulewa coś zaczęła jakby słabnąć. Drugi brzeg był widoczny może ze dwa tuziny kroków dalej. Jakby ktoś umiał chodzić po wodzie. Ale tu też im szczęście sprzyjało i znaleźli kolejną łódź. Gorzej, że w przeciwieństwie do rzeki brzegi kanału były bardziej zadbane czyli pod względem osłony i kryjówek to prawie gołe. Ale jak nie chcieli się zatrzymać na tej wyspie a znalazła się łódź to musieli sforsować ten kanał.

Znów parę chwil i byli na drugim brzegu. Więcej strachu jak rzeczywistej robot gdy już człowiek okazał zdecydowanie. Zaraz za kanałem biegła droga wzdłuż niego. I gdzieś tutaj kończyły się informacje od Odette co jest dalej. Po drugiej stronie drogi były jakieś budynki. Ogrodzone. Po prawej stronie widać było sznur pojazdów przejeżdżających przez most. Z pół kilometra dalej. Słuchać było głuchy i nieco przytłumiony odgłos wielu silników. To ci co stąd odjeżdżali ku Abbeville. Podobnie było z drugim mostem po lewej. Ten był mniej oświetlony bo i pojazdów było tam mniej. Ci przechodzili przez most kierując się ku linii frontu która gdzieś tam musiała być przed nimi.

Deszcz przeszedł w mżawkę. Było już po północy. Zdołali przejść przez jakiś pas budynków przy kanale, wyjść na ich tyły i dotarli do jakichś torów kolejowych które były w poprzek ich marszruty. Wiodły mniej więcej po osi północ - południe. Już się zbliżała 1-a w nocy. Ale pojawiły się pewne podejrzane okoliczności. Wydawało się, że ta magistrala kolejowa no to dość szeroki pas niczego. Za nią była jakaś ciemna ściana. Chyba las czy coś podobnego. No ale gdzieś stamtąd dochodziły dość metaliczne, stukające odgłosy. Nawet silników jakby coś tam jeździło. Raz czy dwa nawet coś tam błysnęło światłami jakby przejechał tam jakiś pojazd i zamiótł okolice reflektorami. Brzmiało to jak rozbijanie obozu. Albo kopanie umocnień. Ale nie dało się rozpoznać ani czyje to, ani co to, ani jak wielkie czy na pluton, kompanie czy regiment wojska. Była gdzieś połowa nocy. Do szarówki świtu było jeszcze jakieś 3 - 4 godziny. I może z godzina zanim zrobi się całkiem widno. Z drugiej strony byli w środku nocy w kompletnie obcym terenie tuż za linią frontu gdzie cały dzień toczyły się walki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline