Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2020, 18:13   #133
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
APC wrócił do labów, gdzie w piwnicy JJ wraz z Chezas zabezpieczali rozbrojoną już bombę… przystąpiono więc do rozcinania zaspawanych drzwi, i w końcu uwolniono i uwięzionych kolonistów.

- Dzięki, dzięki… - Odezwało się kilku miejscowych. Mężczyźni, kobiety, dzieci, a nawet niemowlę, wszyscy byli już względnie bezpieczni.
- Och dziękuję! - Zapiszczała Tracy Blackford, rzucając się… Evansonowi na szyję. I przylgnęła do niego baaardzo mocno, zwłaszcza dwoma atutami kobiecymi do pancerza.

Evansona zaskoczył ten jawny przejaw wdzięczności. Tym bardziej, że napastniczka miała... solidne podstawy do obezwładniania młodych marines. Korzystając więc z tego, że niemal wbiła mu się w pancerz, a M56 był zawieszony na uprzęży, wziął dziewczynę na ręce i… postawił frontem do odpowiednio młodego marine. Kovalskiego.
- Kovalski, czyń honory bohatera. Panienko… - skinął głową dziewczynie w trykocie.

W bunkrze piwnicznym, wraz z kolonistami był również uwięziony lekarz z plutonu Alpha.

A wtedy też…

- Ze względu na nową, zaistniałą sytuację, i biorąc pod uwagę zapewnienie bezpieczeństwa cywilom, odmawiamy chwilowo pozwolenia na pościg za panią da Silvą - Rozległ się w komunikatorach wszystkich Marines głos Kapitana Richarda Dimonda z "Goliatha" - Pojazd jest przez nas śledzony z orbity. Potrzebujemy kilku minut z Welliverem, by podjąć dalsze decyzje. Zostajecie więc na miejscu w laboratoriach Bravo, to rozkaz. Dowodzenie przejmuje z kolei chwilowo kapral Sing. Bez odbioru.

- No to sobie poczekamy... - mruknął z wyraźną niechęcią Billy. - Skoro mamy czas... możesz obejrzeć naszych? - zwrócił się do medyka z Alfy.

Gdy było już jasne, że dowództwo wyszło z tego samego założenia “przyczajania się” i niedziałania co Hawkes, Evanson mógł tylko zakląć. Ale nie zaklął.
- JJ… Dobrze rozumiem, że androidy bojowe rozróżniają wrogów od przyjaciół na tej samej zasadzie co nasze trackery nas nie widzą? Tych chipów friend-or-foe? To chyba zwykły nadajnik radiowy prawda? Możesz go zlokalizować i wyjąć z resztek androida?

- Niestety androidy nie są wyposażone w coś tak prostego jak wspomniane przez ciebie chipy - powiedział JJ. - Posiadają one twory na kształt elektronicznych mózgów. Ktoś wydał im polecenia głosowe albo zaprogramował je. Nie są to znane szarym ludziom, proste roboty tylko wielokrotnie bardziej skomplikowane syntki. - Jacob podrapał się po głowie. - Aby uzyskać z ich mózgów jakiekolwiek informacje musiałbym wykonać coś na kształt lobotomii. Najpierw przeprowadzić zabieg chirurgiczny, a później dobrać się do elektronicznej części mózgu. Wszystko to jest czasochłonne i bardzo skomplikowane. - Technik spojrzał na Arca po chwili kontynuując. - Aby odkryć jakieś informacje musiałbym poświęcić kilka godzin chociaż biorąc poprawkę na mój geniusz wystarczyłyby pewnie dwie godziny. Nie wiem jednak co to by była za informacja. Na bank nie znajdziemy adresu bazy “tych złych”, nazwy przeciwnej korporacji czy nazwisk. Może być zapis rozkazu typu “Pan Gregory Brown to wasz szef, którego macie chronić i wykonywać jego wszelkie polecenia”. W takich syntetycznych mózgach nie umieszcza się tajnych danych na wypadek gdyby android wpadł w ręce wroga.

- JJ… Nie chcę, żebyś grzebał w ich mózgach -[/i] Evanson pokręcił głową, bo technik, go najwyraźniej nie zrozumiał - Po prostu wyjmij nadajnik, po którym rozpoznają się jako przyjaciół i do siebie nie strzelają. Ktoś z nas kto by go miał, mógłby być dla nich rozpaznawany jako swój.

- Może tak być, ale nie musi - wtrącił się Billy. - Równie dobrze mogą być nastawieni przeciwko nam, czyli po prostu wykrywają nasze nadajniki i dzięki temu wiedzą, kto jest wrogiem.

- Gdyby tak było to da Silva byłaby martwa - odparł Evanson czekając na odpowiedź JJ’a.

- A czy czasem Agnes nie maczała w tym swoich paluszków? - spytał Billy.

- Nadal nie rozumiecie. - odpowiedział JJ spokojnie. - Taki android to tak zaawansowana maszyna, że nie potrzebuje nadajnika, sensora, emitera, albo innej elektroniki aby potwierdzić, że ja i ty jesteś jego przeciwnikiem, a da Silva nie. - Jacob westchnął. - Posiada on oczy, posiada uszy i w głowie ma całą bazę i wszelką wiedzę jakiej potrzebuje. Powiedzmy gdybyś się przebrał, ogolił, dodał z dwie blizny i zgarbił to istnieje szansa, że android nie wykryłby twojej twarzy i postury jako Arca, który jest jego przeciwnikiem. Jak zatem widzicie to, że one strzelają do nas, a do da Silvy nie to nie jest kwestia nadajnika FoF czy innego badziewia. Taki android kosztuje więcej niż cały podręczny sprzęt naszego plutonu. Jest też bardziej zaawansowany. Gdyby stosowanie androidów na polu walki było tanie, miłe i przyjemne nie byłoby nas tutaj. Być może wewnątrz skorupy maszyna posiada jakąś elektronikę, która mogłaby nam pomóc, ale wydobycie jej byłoby czasochłonne. Znam się na mechanice, elektronice, informatyce i materiałach wybuchowych, a nawet mam specjalizację z automatyki jednak robotyka to coś więcej. - Technik zastanowił się chwilę. - Jedyny dobry robotyk jakiego znam w korpusie nie jeździ w pole, jak my. Taki jest cenny. Podejrzewam, że nie poświęcając minimum dwóch godzin nie wydobędziemy z androidów nic przydatnego.

Po pięciu minutach ciszy w eterze, przeniesieniu ciała Hawkesa do laboratorium i połataniu na szybko paru Marines…

- "Goliath" do Bravo 1, "Goliath" do Bravo 1. Reszta waszego plutonu wyrusza do was do laboratorium, by zabezpieczać cywilów. Uzgodniliśmy z porucznikiem Welliverem, iż Sierżant Reynolds otrzymuje awans polowy na porucznika, starszy kapral Sing, na sierżanta. Gdy dotrze do was reszta waszego plutonu, wtedy możecie się znowu jakoś podzielić, i ruszyć w pościg. Zrozumiano? Odbiór? - odezwał się na łączu Kapitan Dimond.
- Sing do "Goliatha". Zrozumiano. Czekamy na resztę plutonu, potem ruszamy w pościg. Bez odbioru - odpowiedział Billy.
Cieszył się z awansu, ale równocześnie wiedział, że zatwierdzenie tegoż awansu nie jest niczym pewnym. Ze świętowaniem lepiej było poczekać. Poza tym trzeba było odbić da Silvę, a po drodze rozwalić parę androidów...
 
Kerm jest offline