Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2020, 18:56   #131
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Załadowali do APC nieco sprzętu, ocalałego po katastrofie, nieco broni zabranej androidowi, ciało Hawkesa. Rozglądali się jeszcze po pobojowisku, gdy dźwięk alarmowej syreny przebił się przez dźwięk wydawany przez pracujący na wolnych obrotach silnik APC.

- Niech to diabli - Billy zaklął pod nosem, po czym zapędził maruderów do wnętrza transportera.
Ruszyli.
Być może mogliby jechać jeszcze szybciej, ale wszystkie systemy działały na pół gwizdka, a ostatnią rzeczą, o jakiej marzył Billy, było wpakowanie się w zasadzkę. Rozwalenie się na jakimś wyboju też nie należałoby do najszczęśliwszych zdarzeń, a o tym, że wieźli rannych też warto było pamiętać. Marines byli twardzi, ale dodatkowe ich dręczenie nie leżało w planach Singa.

Syrena z pewnością nie oznaczała zaproszenia na uroczysty obiad, a widok, jaki przedstawiało otoczenie laboratorium, potwierdzał wcześniejsze obawy. Zdecydowanie nie musieli czekać, aż ktoś otworzy im bramę, ale rozwalone ogrodzenie i nieco zdefektowane mury raczej nie wyglądały na efekty ataku Xeno.

- Salas, zajmij się uzbrojeniem, reszta broń do ręki i z wozu! - polecił Sing, równocześnie dając dobry przykład i opuszczając APC z karabinem w dłoni.
- Ta jes szefie! - Usłyszał na odchodne od Salasa.
- Co tu się odjebało… - powiedział ściskający karabin JJ. - Wydaje mi się, że androidy były z wizytą i tutaj. Albo nadal są - dodał technik wyskakując z transportera.

Z pewnością byli, ale nie było wiadomo, czy są jeszcze. Dlatego też Marines wkroczyli do budynku z zachowaniem wszelkiej ostrożności... jak się okazało - zbędnej.
Miłą niespodzianką było to, iż bojowe androidy zostały rozwalone, ale zdecydowanie mniej przyjemna niespodzianka czekała w piwnicy.
- Nicky, zabieraj młodego i wynoście się do transportera. Biegiem! - rozkazał Billy. - Kovalski, dupę w troki i won stąd! Z APC złapcie Wellievera i "Goliatha" - spróbował pozbyć się najmniej przydatnych w tym momencie osób.
- Ehost? Stul dziób i słuchaj! Hawkes nie żyje. Mieliśmy inwazję androidów bojowych, mamy bombę na karku i zaraz cały lab wyleci w powietrze! - rzucił w eter.
- O czym ty pie… porucznik nie żyje?? Co?? Kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa! Co ja mam robić? Kogoś tam potrzebujecie, czy co? - Padła odpowiedź.

- Bombę zostawcie ze mną i Chezas - powiedział z lekkim uśmiechem JJ. - Jak minie czas z timera i nie pierdolnie to znaczy, że nam się udało. - Technik zerknął na plątaninę kabli, trzy plecaki i drzwi schronu. - Ogólnie konstruowałem już większe i bardziej skomplikowane bombki, ale miałem na to mnóstwo czasu, a tu tego nam brakuje. - Jacob westchnął. - Jak coś Billy nie daj im oszczędzać na moim pogrzebie. Ma być w chuj salw honorowych, aż się ogniwa w blasterach wyczerpią… - zaśmiał się Jones idąc zająć się swoją robotą.
- Spijemy się na umór - obiecał Billy, ruszając w stronę schodów.

Z technikiem nie zamierzał się spierać. Zdecydowanie wolał zminimalizować straty i nie robić za bohatera-idiotę. Co innego, gdyby JJ stwierdził, iż nie da rady... Wtedy to właśnie nadeszłaby chwila, w której dowódca powinien zawierzyć swemu szczęściu i ciąć kabelki na ślepo, a nie delegować kogoś do samobójczej misji. Ale skoro był ochotnik, na dodatek znający się na tej robocie, sprawa wyglądała nieco inaczej.

JJ nie zawiódł Smartgunnera. Bez gadania wziął się do roboty. A może raczej z gadaniem, ale takim typowym dla siebie o dupie maryni, a nie o tym jakie to bez sensu. Evanson w czasie więc gdy technik zaznajamiał się z tą nową dziewczyną i przygotowywał do odliczenia jej numerku, streścił Billemu co się wydarzyło w laboratorium. Łącznie z tym, że wszystko wskazuje na to, że Agnes się systemy popierdoliły, a da Silva została zabrana przez androidy gdzieś… na północ. Gdzie nie ma niczego poza drzewami. Sam przekleństwem skomentował głupią śmierć Hawkes’a. Porucznik był może i dyletantem, ale nie życzył mu wystawienia się cholernemu gołębiarzowi. Natomiast twardo zaznaczył, że woli zostać z JJ’em.
- Cholera wie, czy nie ma tam jeszcze jakiejś niespodzianki. Albo androida.
- Androidów będziesz miał jeszcze do wyboru, do koloru - zapewnił go Billy. - Już cię tu nie ma. - Pchnął Arca w stronę drzwi. - Chcesz dołączyć do Hawkesa w niebiosach? - warknął.
Normalnie Arc by Hawkesowi na takie słowa powiedział dobitnie gdzie je ma. Bo w dupie miał androidy. Chodziło mu o zostawienie technika samego. Ale Billy był już kolejnym dowódcą oddziału, a śmierć Hawkesa chwilowo stawiała karierę Evansona znów na normalnej drodze ciułacza. Ruszył więc do APC.

Poganiając Evansona Billy wybiegł z budynku. Niemal równocześnie wpakowali się do APC, za kierownicą którego siedziała Nicky.
- Gaz do dechy! - powiedział, zatrzaskując drzwi.

- Zagłuszali nas, sukinsyny - poinformował Ehosta, podczas gdy transporter mknął przed siebie. - Porwali panią dyrektor i uciekają z nią na północ. A JJ rozbraja bombę - dodał w charakterze wisienki na torcie. - Robert, połącz mnie z Goliathem - powiedział do siedzącego obok Nicky Salasa. Po minucie czasu, Sing został połączony z kapitanem statku na orbicie.
- Starszy kapral Sing, oddział Bravo Trzy - przedstawił się. - Porucznik Hawkes nie żyje. Dyrektor da Silva została porwana. Porywacze jadą na północ. Są jakieś cztery kilometry od laboratorium. Czy możecie ich namierzyć? - Przekazał najważniejsze informacje.
- Zrozumiano. Zajmiemy się tym - Padła po chwili odpowiedź z orbity.
- Porwania dokonały cztery androidy bojowe i osobisty android pani dyrektor - mówił dalej Billy. - Dyrektor da Silva jest ranna.
- Laboratorium zostało zaminowane z... ósemką cywilów w środku. Po rozbrojeniu bomb ruszymy w pościg
- zakończył.

A po paru kilku wyjątkowo nerwowych minutach...

- Bomba rozbrojona - oznajmił JJ.
- To wyłaź z tej dziury. Ruszamy po da Silvę - polecił Billy. - Nicky, wracamy po JJ - powiedział.
- Bomba w laboratorium rozbrojona - przekazał na Goliatha. - Jedziemy po panią dyrektor - zakończył meldunek.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-11-2020 o 18:59.
Kerm jest offline  
Stary 15-11-2020, 15:51   #132
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję MG za super scenkę

JJ uśmiechnął się nieznacznie kiedy jeden z jego robocików – wyposażony w miniaturowy materiał wybuchowy – dobiegł do androida aby dokonać swojego zaprogramowanego żywota. Drugi z pająków – z wbudowaną kamerą i detektorem ruchu – właśnie uruchamiał procedurę samozniszczenia raz na zawsze usuwając dane z pamięci kamery, w którą został wyposażony. Jacob musiał przyznać, że jego wynalazki znajdowały całkiem przyjemne zastosowanie na polu bitwy i jeśli tylko technik przeżyje misję będzie musiał je opatentować i wprowadzić do taśmowej produkcji. Wystarczyło dodać walizkę, w której znajdowałyby się robociki i mały moduł z intuicyjnym oprogramowaniem, które służyłoby do wybrania celu wybuchu. Kierowca APC musiał zejść na ziemię i jak najszybciej wracać do labów, w których zawył krótki, ale dość donośmy sygnał alarmowy. Co tam się do licha działo?

JJ był bystrym gościem i mógł przewidzieć wiele, ale tym razem uczony zdecydował się zwyczajnie płynąć z prądem losu. Życie pisało najlepsze scenariusze i Jones wiedział, że jak zaufa swoim zmysłom nie będzie zawiedziony. Poturbowane ogrodzenie, dziurawy dach labów i wielka wyrwa w miejscu pomieszczenia kontrolnego mówiły same za siebie. Laboratoria zostały najechane i ostro przegmocone przez kogoś z wielkimi „cojones”.

W środku też nie brakowało atrakcji. Świeże trupy i tykająca z cicha niepozorna bomba. Chezas i Arc nie wyglądali na rozbawionych, a na dodatek zniknęły Agnes i da Silva. Być może kobiety odjechały pojazdem z garażu, ale JJ wątpił aby sprawa była tak prosta. Za zniknięciem Pani dyrektor i androida musiało się kryć coś więcej...


- Chyba ocipiałaś jak uzależnię życie tych ludzi od wytatuowanej, podziurawionej i skacowanej… - JJ właśnie zdał sobie sprawę, że sam był w nie lepszym stanie niż kobieta, do której to mówił. - Dobra. Nie ma czasu do stracenia. Na szczęście też mam dziarę więc istnieje szansa, że jakoś się dogadamy. - zaśmiał się nerwowo technik wskazując na swoją wytatuowaną na całej wysokości szyję. - No i mimo iż jestem jebanym specem to przyda mi się twoja asysta, bejbe. - JJ puścił oko do kobiety po czym zaczął ostrożnie oglądać bombę i planować. Jako tako miał więc po chwili przed oczami schemat kabli i połączeń.


- Podumałeś… i co dalej? - Spytała Chezas.

Drzwi - solidne, grube, należące do "schronu" w piwnicy, i obecnie dodatkowo zaspawane przez androidy - miały przymocowane do swej powierzchni 4 czujniki magnetyczne. Każde drgnięcie kompozytowymi skrzydłami mogło uruchomić śmiercionośną elektronikę. Czujniki były podłączone kablami do trójelementowej bomby, która znajdowała się wewnątrz poszycia parcianych plecaków. Środkowy z nich miał wyprowadzony kablami timer. JJ podejrzewał, że bomba nie posiadała dodatkowych sensorów temperatury. Gdyby takie zostały zastosowane materiały wybuchowe znajdowałyby się w izolowanej obudowie, a nie szmacianych workach. Pewnym było natomiast zastosowanie obwodu z połączeniem zwrotnym, które zapewniało wybuch gdyby któryś z czujników albo pozostałych elementów bomby przestał odpowiadać. Wykluczone zatem było odpięcie magnesów albo zawartości któregoś z plecaków. Po wstępnych oględzinach Jacob mógł też zauważyć, że zastosowany został również żyroskop optyczny, który spowodowałby wybuch w razie próby przeniesienia bomby. Nie było dobrze...

- Dobra. - rzucił spokojnie Jacob bardzo powoli i ostrożnie otwierając kolejne plecaki. - Jak mówiłem będę potrzebował twojej asysty. Przydałyby się nożyczki do rozcięcia plecaków, ale gdyby ich nie było wystarczą ostre cążki aby ciąć kable i elektronikę. - technik westchnął. - Bomba nie wygląda na wyzwanie gdybym miał z kwadrans. Mając sześć minut jest już gorzej, ale damy radę. Gotowa? - zapytał Kapral jeszcze chwilę przyglądając się widocznej elektronice bomby.

- Nie mamy narzędzi! - Wrzasnęła Chezas - Chcesz bez nich te druty nożem ciąć?! A co z jakimiś pomiarami napięcia w kablach?!

Fuuuuuck...

Nicky przyleciała po chwili z narzędziami z APC, i ów APC wreszcie odjechał na bezpieczną odległość… JJ i Chezas zostali sami z "prezentem" od złowrogich androidów (jeśli nie liczyć masy kolonistów za drzwiami schronu).

- Kochana… - powiedział JJ udając spokój. - Jeżeli ktoś potrafi namierzać sygnały, wychwytywać nasze częstotliwości, mamić czujniki i inne bajery to wie jak wrzucić wiadro kabli do plecaka i do każdego z “fejkowych” obwodów dodać po odbiorniku czy dwóch aby nie szło wykryć czujnikiem, które kable są dla zmyłki. - westchnął JJ przeglądając narzędzia przyniesione przez koleżankę z oddziału. - Sam konstruowałem bomby, w których dawałem kilka sztucznych obwodów z odbiornikami w postaci na przykład kondensatora, który miał wystarczającą pojemność aby nie naładować się zupełnie do czasu wyzerowania timera. Co więcej zdarzało się wprowadzać czujnik, który w razie naruszenia wiązki od razu wysadzał bombę. - Jacob zerknął na kobietę. - Ja naprawdę się na tym znam. Nie udaję.


- Dobra, to jedziemy z tym badziewiem… a jak damy dupy, to w sumie nie nasz problem? - Uśmiechnęła się nerwowo Bioinżynier.

- Jeszcze się taki nie urodził aby skosztować mojej dupki. - klepnął się po tyłku JJ po czym zaczął ostrożnie rozcinać plecaki. Zakrzywione, ostre jak brzytwa nożyczki w jego rękach chodziły pewnie i szybko pozbywając się materiału kryjącego wiązki kabli, kostki C4 i obudowane małymi, ciemnymi obudowami płytki drukowane. - To cholerstwo nie jest takie trudne kiedy rozebrać i przeanalizować.

Jacob zmienił nożyczki na małe, niepozorne nożyce do tworzyw sztucznych i zaczął ostrożnie obierać ze zbędnego plastiku przylutowane do kabli płytki. Musiał być przy tym bardzo ostrożny i brakowało mu rąk. Jedna jego ręka trzymała obudowę, druga cięła, a dwie kolejne należące do jego pomocnicy stabilizowały sztywne kable aby przypadkiem nic się nie przesunęło. Żyroskop skutecznie wkurwiał każdego domorosłego sapera.

- A tak poza tym to jak wam się tu żyje? - zapytał Jacob nie przerywając pracy.

Chezas spojrzała na JJ'a, jakby ten spadł z sufitu.
- Ty tak serio, czy to może ze stresu? - Powiedziała.

- W sumie to pół na pół. - odparł saper kończąc rozbieranie wykonanych z tworzyw sztucznych pancerzy płytek drukowanych. - Jesteśmy już na końcu operacji. Miejmy nadzieję, że nic po drodze nie zjebałem i analiza układu tych obwodów była poprawna. - westchnął JJ po czym się uśmiechnął. - Skręcę fałszywą pętle na głównym obwodzie przez co elektronika pomyśli, że bomba eksplodowała i zatrzyma timer. Później odetnę kostki C4 od elektroniki i będziemy w domu.

Technik powoli przystąpił do wspomnianego procesu co jakiś czas zerkając na Chezas. Kobieta nie była bezczynna, bo do pracy z bombą uzbrojoną w żyroskop dwie ręce to było za mało. Bioinżynier musiała stale kontrolować aby któryś z plecaków się nie przemieścił. JJ był delikatny, ale nadal najmniejszy ruch nie w tę stronę mógł wywołać eksplozję. W pewnym momencie technik skończył, a timer zatrzymał się dokładnie na wskazaniu 2:01. Sekundę później Jacob odciął materiały wybuchowe od układu.


- Wygląda na to, że się udało siostro. - uśmiechnął się mężczyzna. - Czyń honory i wypuszczaj zakładników.

Chezas głęęęęęęboko odetchnęła z ulgą, i nie sposób było nie zauważyć przebijających się przez jej koszulkę piercingów, szczególnie w tym momencie widocznych przez cienki materiał…

- Jak mi pożyczysz spawarki, by rozciąć co androidy załatały na drzwiach - Powiedziała, po czym przetarła twarz dłonią, i odpaliła kolejną fajkę.

- Bomba rozbrojona. - powiedział przez radio JJ do pozostałych żołnierzy po czym wydobył z odmętów swojego nowoczesnego pancerza spawarkę. - W sumie to sam to potnę. Dość już się fatygowałaś. - zaśmiał się technik po czym zabrał za najszybsze odcinanie spawów przejścia. - Już jesteście bezpieczni. - zawołał głośno do ludzi uwięzionych w środku.

- To wyłaź z tej dziury. Ruszamy po da Silvę - usłyszał głos Singa.

- Muszę zabrać ze sobą C4 i elektronikę bomby. - powiedział JJ do radia dalej rozcinając spawy. - To chwilę zajmie. Ten sprzęt może się przydać.
 
Lechu jest offline  
Stary 17-11-2020, 18:13   #133
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
APC wrócił do labów, gdzie w piwnicy JJ wraz z Chezas zabezpieczali rozbrojoną już bombę… przystąpiono więc do rozcinania zaspawanych drzwi, i w końcu uwolniono i uwięzionych kolonistów.

- Dzięki, dzięki… - Odezwało się kilku miejscowych. Mężczyźni, kobiety, dzieci, a nawet niemowlę, wszyscy byli już względnie bezpieczni.
- Och dziękuję! - Zapiszczała Tracy Blackford, rzucając się… Evansonowi na szyję. I przylgnęła do niego baaardzo mocno, zwłaszcza dwoma atutami kobiecymi do pancerza.

Evansona zaskoczył ten jawny przejaw wdzięczności. Tym bardziej, że napastniczka miała... solidne podstawy do obezwładniania młodych marines. Korzystając więc z tego, że niemal wbiła mu się w pancerz, a M56 był zawieszony na uprzęży, wziął dziewczynę na ręce i… postawił frontem do odpowiednio młodego marine. Kovalskiego.
- Kovalski, czyń honory bohatera. Panienko… - skinął głową dziewczynie w trykocie.

W bunkrze piwnicznym, wraz z kolonistami był również uwięziony lekarz z plutonu Alpha.

A wtedy też…

- Ze względu na nową, zaistniałą sytuację, i biorąc pod uwagę zapewnienie bezpieczeństwa cywilom, odmawiamy chwilowo pozwolenia na pościg za panią da Silvą - Rozległ się w komunikatorach wszystkich Marines głos Kapitana Richarda Dimonda z "Goliatha" - Pojazd jest przez nas śledzony z orbity. Potrzebujemy kilku minut z Welliverem, by podjąć dalsze decyzje. Zostajecie więc na miejscu w laboratoriach Bravo, to rozkaz. Dowodzenie przejmuje z kolei chwilowo kapral Sing. Bez odbioru.

- No to sobie poczekamy... - mruknął z wyraźną niechęcią Billy. - Skoro mamy czas... możesz obejrzeć naszych? - zwrócił się do medyka z Alfy.

Gdy było już jasne, że dowództwo wyszło z tego samego założenia “przyczajania się” i niedziałania co Hawkes, Evanson mógł tylko zakląć. Ale nie zaklął.
- JJ… Dobrze rozumiem, że androidy bojowe rozróżniają wrogów od przyjaciół na tej samej zasadzie co nasze trackery nas nie widzą? Tych chipów friend-or-foe? To chyba zwykły nadajnik radiowy prawda? Możesz go zlokalizować i wyjąć z resztek androida?

- Niestety androidy nie są wyposażone w coś tak prostego jak wspomniane przez ciebie chipy - powiedział JJ. - Posiadają one twory na kształt elektronicznych mózgów. Ktoś wydał im polecenia głosowe albo zaprogramował je. Nie są to znane szarym ludziom, proste roboty tylko wielokrotnie bardziej skomplikowane syntki. - Jacob podrapał się po głowie. - Aby uzyskać z ich mózgów jakiekolwiek informacje musiałbym wykonać coś na kształt lobotomii. Najpierw przeprowadzić zabieg chirurgiczny, a później dobrać się do elektronicznej części mózgu. Wszystko to jest czasochłonne i bardzo skomplikowane. - Technik spojrzał na Arca po chwili kontynuując. - Aby odkryć jakieś informacje musiałbym poświęcić kilka godzin chociaż biorąc poprawkę na mój geniusz wystarczyłyby pewnie dwie godziny. Nie wiem jednak co to by była za informacja. Na bank nie znajdziemy adresu bazy “tych złych”, nazwy przeciwnej korporacji czy nazwisk. Może być zapis rozkazu typu “Pan Gregory Brown to wasz szef, którego macie chronić i wykonywać jego wszelkie polecenia”. W takich syntetycznych mózgach nie umieszcza się tajnych danych na wypadek gdyby android wpadł w ręce wroga.

- JJ… Nie chcę, żebyś grzebał w ich mózgach -[/i] Evanson pokręcił głową, bo technik, go najwyraźniej nie zrozumiał - Po prostu wyjmij nadajnik, po którym rozpoznają się jako przyjaciół i do siebie nie strzelają. Ktoś z nas kto by go miał, mógłby być dla nich rozpaznawany jako swój.

- Może tak być, ale nie musi - wtrącił się Billy. - Równie dobrze mogą być nastawieni przeciwko nam, czyli po prostu wykrywają nasze nadajniki i dzięki temu wiedzą, kto jest wrogiem.

- Gdyby tak było to da Silva byłaby martwa - odparł Evanson czekając na odpowiedź JJ’a.

- A czy czasem Agnes nie maczała w tym swoich paluszków? - spytał Billy.

- Nadal nie rozumiecie. - odpowiedział JJ spokojnie. - Taki android to tak zaawansowana maszyna, że nie potrzebuje nadajnika, sensora, emitera, albo innej elektroniki aby potwierdzić, że ja i ty jesteś jego przeciwnikiem, a da Silva nie. - Jacob westchnął. - Posiada on oczy, posiada uszy i w głowie ma całą bazę i wszelką wiedzę jakiej potrzebuje. Powiedzmy gdybyś się przebrał, ogolił, dodał z dwie blizny i zgarbił to istnieje szansa, że android nie wykryłby twojej twarzy i postury jako Arca, który jest jego przeciwnikiem. Jak zatem widzicie to, że one strzelają do nas, a do da Silvy nie to nie jest kwestia nadajnika FoF czy innego badziewia. Taki android kosztuje więcej niż cały podręczny sprzęt naszego plutonu. Jest też bardziej zaawansowany. Gdyby stosowanie androidów na polu walki było tanie, miłe i przyjemne nie byłoby nas tutaj. Być może wewnątrz skorupy maszyna posiada jakąś elektronikę, która mogłaby nam pomóc, ale wydobycie jej byłoby czasochłonne. Znam się na mechanice, elektronice, informatyce i materiałach wybuchowych, a nawet mam specjalizację z automatyki jednak robotyka to coś więcej. - Technik zastanowił się chwilę. - Jedyny dobry robotyk jakiego znam w korpusie nie jeździ w pole, jak my. Taki jest cenny. Podejrzewam, że nie poświęcając minimum dwóch godzin nie wydobędziemy z androidów nic przydatnego.

Po pięciu minutach ciszy w eterze, przeniesieniu ciała Hawkesa do laboratorium i połataniu na szybko paru Marines…

- "Goliath" do Bravo 1, "Goliath" do Bravo 1. Reszta waszego plutonu wyrusza do was do laboratorium, by zabezpieczać cywilów. Uzgodniliśmy z porucznikiem Welliverem, iż Sierżant Reynolds otrzymuje awans polowy na porucznika, starszy kapral Sing, na sierżanta. Gdy dotrze do was reszta waszego plutonu, wtedy możecie się znowu jakoś podzielić, i ruszyć w pościg. Zrozumiano? Odbiór? - odezwał się na łączu Kapitan Dimond.
- Sing do "Goliatha". Zrozumiano. Czekamy na resztę plutonu, potem ruszamy w pościg. Bez odbioru - odpowiedział Billy.
Cieszył się z awansu, ale równocześnie wiedział, że zatwierdzenie tegoż awansu nie jest niczym pewnym. Ze świętowaniem lepiej było poczekać. Poza tym trzeba było odbić da Silvę, a po drodze rozwalić parę androidów...
 
Kerm jest offline  
Stary 21-11-2020, 15:20   #134
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 19:11:43
Czas lokalny 10:26:48



Laboratoria farmaceutyki

Oczekiwanie na przybycie reszty plutonu Bravo do labów potrwało kwadrans… przyjechali oni zaś w APC od oddziału Charlie. Przez następne kilka minut z kolei gorączkowo wyjaśniano sobie co i jak, uzupełniano amunicję, granaty, i wybierano personel na misję dotyczącą ratowania da Silvy. W głównym kompleksie nie działo się nic szczególnego...

Ocalali cywile chwilowo mieli pozostać na miejscu. Zabranie ich gdzie indziej wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem. Wysłanie po nich UDL i zabranie na orbitę również wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem. Wciąż gdzieś mógł się ukrywać jakiś wróg, gotowy zestrzelić kolejnego “Cheyenne”. Siedzieć więc na miejscu, czekać, i najlepiej się modlić, by nie przyplątały się jakieś Xeno, zwłaszcza gdy główne drzwi stały otworem, a i płot był nieźle uszkodzony.


- Dobra łamagi, to uważać na siebie! I meldować tak co 30 minut, bo inaczej wam nakopię jasne? - Powiedział, jak zawsze typowym tonem (obecnie już porucznik) Reynolds.

Evanson i Kovalski, Sanders, a zamiast zranionego w nogę Salasa - Joe McNeel. Salas zaś rozdziawił gębę w perfidnym uśmieszku na wieści, iż zostaje w labach, już sobie obmyślając, czy przelecieć Tracy, Sakikę, czy może… Denise. Poraniony JJ również jechał, ponieważ mogły się przydać jego umiejętności, dostał jednak wyraźne, podwójne polecenie od Reynoldsa, by się pilnować. Do tego miał im towarzyszyć medyk z Alpha. Dowodził nimi wszystkimi z kolei świeżo po awansie sierżant Sing.

W końcu więc ruszyli “pożyczonym” APC, wraz z jego kierowcą i pomocnikiem w kabinie, prowadzeni z orbity przez “Goliatha”.





Lasy planety Summit

Kilometr za kilometrem przez lasy, goniąc pojazd z da Silvą. W sumie monotonna jazda po wertepach, i nic szczególnego.

Pięć kilometrów dalej...

Siedem kilometrów dalej…

Statek na orbicie zameldował, iż ścigany pojazd, zatrzymał się jakieś dwa kilometry przed nimi, co potwierdziła obsługa APC. Więc jeszcze chwila, i będą prawie na miejscu, wyskoczą z transportera, i zaczną podchody na piechotę.




Jak nie pierdolnęło.

Przód APC eksplodował, i siedzący z tyłu Marines wprost widzieli owy wybuch wewnątrz pojazdu, czując żar na twarzach. Skołowanie, dzwonienie w uszach, szok. Gryzący dym, czyjeś wrzaski, smród spalonego metalu i… ludzkiego ciała??

M557 wjechał na minę, która urwała jego przednie, prawe koło, zabijając operatora APC, oraz ciężko raniąc kierowcę. Pieprzona mina przeciwpancerna, zastawiona na "szlaku", którym jechali. Pieprzone androidy.

~

APC był niesprawny, i nie było szans na dalszą jazdę. Do tego jeden martwy Marine, a drugi w ciężkim stanie, z niemal całkiem urwaną nogą, opatrywany w ukropie przez medyka Dean'a Ellisa.

Osmoleni, chwilowo nieco przygłusi i wściekli żołnierze, niczym jeden zdecydowali, iż dotrą do celu na piechotę… ale co z tym rannym, przecież go tu nie zostawią tylko z lekarzem przy wraku? Jak się napatoczy jakiś Xenomorf, będą kolejne dwa trupy. Zostawić jeszcze kogoś? Uszczuplić siły "pościgu"?

Kovalski się porzygał. Czyżby miał wstrząs mózgu po wybuchu? A JJ był nieco bledszy niż pozostali, zdał sobie bowiem sprawę, iż gdyby to on prowadził...

Wszelkie rozterki przerwał komunikat ze statku na orbicie, ledwie co słyszalny w zdezelowanym APC:
- Ścigany przez was pojazd został zniszczony, zaobserwowaliśmy mały wybuch. Oprócz tego, najwyraźniej pasażerowie tego pojazdu, przesiedli się do małej jednostki latającej, która odleciała w kierunku 3-3-1. Śledzimy ich lot…

Kurwa. Kurwa. Kurwa!

….

Zestrzelić da Silvy z androidam nie można było, ryzyko bowiem zbyt duże, że coś się stanie pani dyrektor, nawet jeśli tylko celowo chodziłoby o uszkodzenie latającej jednostki. Podążać na piechotę przez lasy, cholera wie jak daleko i jak długo, nie miało najmniejszego sensu. Poczekać więc na drugi APC, i nim w drogę, co również potrwa nim gdzieś dotrą do celu, lub… zaryzykować lot UDL? Tylko czy ten ostatni pomysł otrzyma zezwolenie od oficerów? Nic tylko kurna problemy…








Czas nieznany
Lokacja bliżej nieznana
Planeta Summit

Veronica poczuła niesamowity smród, wdzierający się przez nos niemal wprost do jej mózgu. Ten odor pobudził jednak jej umysł i ciało, wyciągając ją z letargu, w jakim się znajdowała… tylko po to, by od razu zdać sobie sprawę, jak bardzo jest zraniona, i jak boli ją klatka piersiowa z przodu i z tyłu po postrzale, rozbita głowa, i do tego wszystkiego miała coś jeszcze z ręką??

Chociaż nie… to wszystko już tak nie bolało, jak wcześniej. Chyba w nią wpompowano sporo środków przeciwbólowych, a oprócz tego, miała fachowo założony opatrunek na miejscu postrzału. I nowy, na przedramieniu, tam gdzie każdy kolonista miał wszczepiany nadajnik lokalizacyjny. A tuż przed ustami miała coś jakby… kaganiec???

Nie było dobrze.

Wisiała blisko ściany, z przyczepionymi do sufitu rękami w jakiś… kajdanach. Podobnie unieruchomione były nogi. Czuła się słabo, nieco jeszcze skołowana, choć z każdą sekundą odzyskiwała coraz bardziej przytomność, dochodząc do siebie po wcześniejszym, brutalnym potraktowaniu.


Cuchnęło jakąś chemią, którą chyba podstawiono jej pod nos, by właśnie się ocknęła. Cuchnęło i krwią, odchodami, flakami… trupem. Pomieszczenie nie było duże, może ledwie cztery metry na cztery. Tylko jedne drzwi, żadnych okien, i stół pod ścianą, przy którym kręcił się jakiś typek, odkładając na niego właśnie chyba sole trzeźwiące. Stół zastawiony narzędziami tortur.

Wcale nie było nie-dobrze. W rogu pomieszczenia zalegała jakaś podejrzana plama z drobnymi resztkami czegoś organicznego.

Było bardzo, bardzo źle.

- Witam panią dyrektor - Odezwał się mężczyzna, spoglądając na da Silvę - Może mnie pani nazywać… hmmm... “John”. Mamy niewiele czasu, więc mam nadzieję, iż szybko znajdziemy wspólny język - Podszedł do kobiety z obcęgami w dłoni.








***

Komentarze jeszcze dzisiaj
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 21-11-2020 o 16:20.
Buka jest offline  
Stary 03-12-2020, 19:11   #135
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Kolejny słodki wypad się zapowiada… - powiedział do siebie cicho JJ po opuszczeniu uszkodzonego wehikułu. Technik dopiero nabierał barw po tym jak sobie wyobraził, że to on mógł być kierowcą. - Jakie są rozkazy sierżancie? - zapytał patrząc na Singa poważnie.

Billy potrząsnął głową, by pozbyć się szumu z uszu.
- Załatwili nas - powiedział, podsumowując znaną wszystkim sytuację. - Nicky, pomóż Deanowi. JJ, sprawdź, jakie systemy działają. Reszta z wozu. Obserwujemy okolicę, żeby nas nie zaskoczyło jakieś paskudztwo. I czekamy.
- Sing do Goliatha. Odbiór... - Spróbował połączyć się ze statkiem z uszkodzonego APC.

Arc opuścił pojazd by obserwować okolicę. Obstawił tył.

Po paru chwilach na łączu odezwał się statek krążący po orbicie…
- Tu "Goliath", odbiór?
- Mina rozwaliła APC - zameldował Billy. - Mamy zabitego i ciężko rannego. Potrzebujemy dropshipa by go zabrał. Odbiór.
- Tereny nad lasami nadal uznawane za "czerwoną strefę", wysłanie UDL negative. Odstawcie rannego drugim APC do laboratoriów, albo zabierzcie go ze sobą - Padła wredna odpowiedź.
- Ta est! - odparł Billy. - Czy wszyscy pasażerowie odlecieli, czy ktoś ruszył pieszo?
O dokładności sensorów Goliatha krążyły legendy, a Billy miał nadzieję, że są chociaż w połowie prawdziwe...
- Poruczniku... - Czekając na odpowiedź z Goliatha Billy skontaktował się z Raynoldsem. - Rozwalili nam APC. Jeden zabity, jeden ciężko ranny. Pojazd do remontu.
- Zrozumiałem
- powiedział po dłuższej przerwie Reynolds - To jaki teraz proponujesz plan działania? - dodał.
- Goliath odmówił przysłania dropshipa - odpowiedział Billy. - Porywacze wysadzili swój pojazd i przesiedli się do jakiegoś latadełka. Goliath ich śledzi. Na piechotę ich nie dogonimy. Nasz ACP powinien zabrać rannego do laboratorium, potem wrócić do nas. W tym czasie sprawdzimy miejsce, gdzie się przesiedli. Odbiór.
- Dobra, to tak zrobimy. APC już jedzie… - Odpowiedział nowy dowódca plutonu Bravo.
- Zrozumiałem. Bez odbioru - odpowiedział Billy.
- Nasz APC jest zdrowy poza urwanym kołem i wyrwą w podwoziu. - zameldował JJ. - Można robić wszystko poza poruszaniem się.
- Nie zabierzemy się nim, więc musimy poczekać na nowy transport
- stwierdził Billy. - Nie możemy liczyć na Goliatha, więc to trochę potrwa.
"Goliath" przekazał informację, że wszyscy pasażerowie pojazdu polecieli.

Wkrótce przyjechał drugi APC, i zabrano rannego w towarzystwie lekarza, a reszta mogła więc udać się pieszo do miejsca, gdzie znajdował się zniszczony pojazd naziemny, który pozostawiono w trakcie ucieczki z da Silvą. Tak też więc uczyniono.


Niecały kwadrans później...

Łazik nieźle się kopcił, potraktowany pewnie jakimś małym ładunkiem wybuchowym. Sporo w nim zostało zniszczone, i nie nadawał się do żadnej jazdy, wielkich płomieni jednak nie było.

- Tym nie pojedziemy. - Billy uśmiechnął się krzywo. - Rozejrzyjcie się, tak ostrożnie, czy nie zostały jakieś ślady po pasażerach pojazdu. Może część poszła pieszo? Może ktoś czai się w okolicy?

Arc rozejrzał się ostrożnie czy nie zostały jakieś ślady po dyrektor da Silvie i czy ktoś nie czaił się w okolicy.
Evanson zauważył na łaziku kilka kropli krwi, oraz ich małą ścieżkę prowadzącą od zniszczonego pojazdu, do miejsca, skąd wystartowała mała jednostka latająca. Czy była to ponownie krew dyrektor? Tego pewien nie był… choć wiele na to wskazywało. A w okolicy z kolei, nie wypatrzył nikogo. Motion Tracker Kovalskiego i McNeel również milczały…

- Krew. - Zaraportował Evanson - Drobny ślad. Blaszaki pewnie ją opatrzyły w międzyczasie.
Nie podejrzewał o znajomość pierwszej pomocy androidów bojowych więc obstawiał Agnes. Pozostawało pytanie, po co i jak to możliwe, że osobisty android ochronny strzelał do chronionego. JJ twierdził, że gmeranie w ich oprogramowaniu to zabawa na parę godzin… Ktoś musiał więc ją tak urządzić jeszcze przed wylotem.
- Skoro była im do czegoś potrzebna - powiedział Billy - to raczej nie mogli pozwolić, by się wykrwawiła. Ale mogli to zrobić staranniej...

JJ początkowo zastanawiał się co ze sobą zrobić. Po pewnym czasie upewnił się, że w najbliższej okolicy wraku nie ma niespodzianek podobnych do bomby z labów. Technik ewidentnie przytuliłby kolejne kostki C4 jakby miał zamiar postawić sobie z nich igloo. Mimo stosu spalonych elementów, stopionej elektroniki i wielu ciekawych rzeczy Jacob nie znalazł nic podejrzanego. Na pierwszy rzut oka sądzić by można, że porywacze za bardzo się spieszyli aby zostawić za sobą dopracowane pułapki.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-12-2020, 14:39   #136
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- No baaardzo oryginalnie - powiedziała da Silva. - Pewnie jak ta cała reszta. Pokusiłabym się o aplauz, ale ktoś się czegoś najwyraźniej boi.
- Miło, że i pani się podoba… to jak, zaczynamy? - Powiedział stojący przed nią "John".
Odpowiedziała mu cisza.
- Na początek, baaaardzo oryginalnie, spytam ile tego wojska jest? I proszę mi tu nie kłamać, że pani nie ma pojęcia… była pani wśród nich naprawdę spory kawał czasu, więc nie ma co udawać niedoinformowanej. Więc ile oddziałów jest obecnie na planecie? - Powiedział spokojnym tonem "John", wpatrując się dyrektor w oczy.
- Chciałabym, żeby choć z jeden. Ale nawet Korpus przeżywa kryzys i nie jest w stanie wysłać choćby kompanii, a co dopiero oddziału.

Mężczyzna pokręcił przecząco głową, z zawiedzioną miną.
- Nie przysłali nawet jednego oddziału? Pani da Silvo, ma mnie pani za głupca? - Mężczyzna pochwycił dyrektor jedną dłonią za rękę, po czym użył kombinerek, zgniatając jej skórę na wewnętrznej stronie ramienia. Bolało… a Veronica krzyknęła.
- Więc? - Spytał, odstępując od niej “John” - Przypomniała się pani jakaś liczba?
- Tak. Używanie słów, których się nie rozumiem o tym świadczy.
- Zaczynam wątpić, czy pani jest właściwą osobą, na właściwym miejscu - Powiedział mężczyzna, po czym wskazał dłonią na stół pełen narzędzi tortur -Jak się sytuacja rozwinie, zależy tylko i wyłącznie od pani nastawienia do współpracy. Nie oczekuję niczego, poza paroma informacjami
- Ja już wątpię, że Ty jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu.

Oprawca Veronici wziął tym razem paralizator, po czym obszedł ją wokół powolnym krokiem.
- Powtórzę pytanie: ile jest tu wojska? I proszę mi tu nie opowiadać bajeczek, iż nie ma tu nawet jednego pełnego oddziału - Przytknął paralizator do… tyłka da Silvy, i ta otrzymała solidną dawkę prądu. Na jakieś 10 sekund, elektryczność którą ją potraktowano, doprowadziła również do chwilowego paraliżu ciała, w tym i uniemożliwiając mówienie. Po owych 10 sekundach, wszystko jednak ustąpiło.
- Więc? - Powiedział "John".
- Jeszcze raz. Jakoś słabo ci idzie - padało w odpowiedzi.
- Pani da Silvo… nie wiedziałem, że pani takie rzeczy lubi - Powiedział po chwili mężczyzna, po czym się roześmiał.
- Wywiad zawiódł. Dlaczego mnie to nie dziwi? - Odpowiedziała mu Veronica.
- Może pani rozwinąć te zagadnienie? - Zaciekawił się "John".
- Wasz wywiad zawiódł - odpowiedziała spokojnie pani dyrektor, a mężczyzna przewrócił oczami… po czym potraktował ponownie da Silvę paralizatorem, tym razem po nagim ramieniu. I zabolało już mocniej, ona zaś musiała do siebie i dłużej dochodzić… "John" z kolei cierpliwie czekał przy stole, na który odłożył paralizator. Chyba rozglądał się, co teraz wybrać za narzędzie tortur.
- Więc pani da Silvo? Dowiem się, ilu jest Marines, czy niekoniecznie?
- A co dostanę w zamian?- Zapytała da Silva.
- Ile jest warte pani życie? - "John" podniósł z blatu skalpel i zaczął się przez chwilę jemu przyglądać.
- Tak w twardej, zimnej gotówce? Jaka kwota? - Spojrzał w końcu na Veronicę.
- Nie stać cię - odpowiedziała Veronica, a mężczyzna pokręcił głową z rezygnacją.
-[i] Normalnie się porozmawiać nie da? Tak po prostu, zwyczajna rozmowa. Ja pytam, pani odpowiada. Ale najwyraźniej nie… ja o "a" pani o "c"...
- Oczyścić, że się da. Nie posiadasz jednak takiej umiejętności. Nic na to nie poradzę - odpowiedziała Veronica.
- Oczywiście, oczywiście... - Mruknął “John” podchodząc do kobiety ze skalpelem w dłoni. Po chwili rozległy się krzyki bólu Veronici.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 08-12-2020, 19:27   #137
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
JJ nie miał zamiaru piknikować w labach ani sekundy dłużej. Jasnym było, że jego umiejętności okazywały się potrzebne wszędzie gdzie tylko miał okazję się pojawić jednak bezsprzecznie nie mogło go zabraknąć na misji ratunkowej. Da Silva – mimo iż była wyszczekana i ciężko było się z nią dogadać – była jedną z ważniejszych osób powiązanych z zadaniem. Jej bezpieczeństwo było sprawą priorytetową i dla korporacji zapewne ważniejszą niż bezpieczeństwo kogokolwiek w kolonii…

Reynolds kazał technikowi uważać na siebie jednak ten doskonale wiedział, że nie mógł zrobić nic poza trzymaniem się protokołów. Jacob wiedział, że nawet najbardziej wstrzemięźliwi w narażaniu zadka Marines potrafili zginąć w ułamku sekundy, a on nie miał zamiaru zostać zapamiętanym jako tchórz z obawą stawiający każdy krok. Co prawda niejeden twardziel z jego ranami po kwasie i kulach już by odpuścił jednak Jones – jako jedyny w oddziale technik – nie mógł sobie pozwolić na przedwczesną rekonwalescencję, wypoczynek, drinki z palemkami i tego typu pierdoły. Wszystko wskazywało na to, że żołd za te misję będzie najciężej zarobionym w życiu. O ile JJ w ogóle doczeka wypłaty zamiast kilku salw honorowych na pięknie wyprawionym pogrzebie.


Eksplozja miny pod pojazdem, którego się było pasażerem nie była wydarzeniem, na które szło się jakkolwiek przygotować. JJ zaklął zdając sobie sprawę, że nie słyszy własnego głosu. Przypieczona skóra twarzy, pisk w uszach i pchający się do nozdrzy smród dymu, podgrzanej stali i ludzkiego mięsa. Jacob potrafił sobie wyobrazić gorszy scenariusz, w którym on byłby kierowcą, a mina byłaby ciutkę większa zamieniając go i operatora w skwierczącą z cicha mieszankę kawałków kości, mięśni i mniej popularnych organów.

Kovalski zaczął wymiotować, Ellis opatrywać rannego kierowcę, a ledwie słyszalny komunikat radiowy wskazywał na to, że porywacze wraz z Panią Dyrektor przesiedli się do jakiegoś latającego ustrojstwa. Pięknie. Rewelacjom nie było końca, a oni mieli twardy orzech do zgryzienia. Na szczęście to nie JJ podejmował decyzje. W tamtym położeniu nie było dobrych wyborów. Były wyłącznie mniejsze lub większe ofiary pościgu za nieznanym wrogiem.

Po pewnym czasie – wypełnionym cholernym piskiem w uszach – na miejsce wypadku przyjechał kolejny APC, a żołnierze w uszczuplonym składzie mogli ruszyć na miejsce przesiadki porywaczy. Pojazd, którym wcześniej poruszała się da Silva został zniszczony. Smolisty dym unosił się wysoko. Oczywiście łazik nie nadawał się co jazdy co zauważył każdy z chociaż jednym sprawnym okiem. Kapral Evanson dojrzał ślady krwi, a JJ rozejrzał się za niespodziankami w postaci kolejnych min lub bomb. Na szczęście nie znalazł nic nowego. Pewnie androidy za bardzo się spieszyły aby ukryć kolejny ładunek…
 
Lechu jest offline  
Stary 12-12-2020, 21:01   #138
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Lasy planety Summit



Czas misji 19:51:12
Czas lokalny 11:06:17

Najpierw przyjechał drugi APC, z którego wyskoczył… Ehost. Czy to on nim kierował? Jakoś tak, nikt się tym na chwilę obecną nie zainteresował. Lekarz wraz z Ehostem zapakowali więc rannego do APC i odjechali nim na powrót do labów.

Grupka “ścigająca” udała się z kolei piechotą jakiś kilometr, czy tam dwa, do miejsca, gdzie stał zniszczony pojazd porywaczy da Silvy… nic szczególnego nie odkryto. Z kolei po jakiś 30 minutach, przyjechał ponownie APC, i wszyscy mogli się do niego wpakować, by podążyć za pojazdem latającym, do jakiego “uciekinierzy” się przesiedli.

Wtedy też okazało się, iż - owszem, Ehost był znowu w transporterze, i najwyraźniej miał im towarzyszyć w owej wyprawie - APC kierowała… Erica Chezas! Pani naukowiec radziła sobie świetnie obsługując owy pojazd, i nie miała zamiaru ustępować miejsca za kierownicą. Wyjaśniła krótko, oczywiście podkreślając paroma epitetami wśród kłębów papierosowego dymu, jak to przekonała porucznika Reynoldsa do tego zdania.


Obecność inżynier na tej misji chyba nie każdemu przypadła do gustu, szybko jednak okazało się, iż bez niej, błądziliby po omacku. Bowiem śledzenie pojazdu uciekinierów z orbity przez “Goliatha” śledzeniem, ale ona jako jedyna, wpadła na pomysł, by sprawdzić położenie osobistego nadajnika pani da Silvy! Wspólnie z JJ podłączyli więc jej mini-komp do APC, i po chwili okazało się, że… owszem, owy nadajnik przemieszczał się z zawrotną prędkością po planecie Summit, tak jak to obserwował statek na orbicie. No ale przynajmniej wykluczono właśnie możliwość zrobienia Marines w balona, i doprowadzenia do sytuacji, gdy pojazd wieje w jedną, a nadajnik dyrektor przemieszcza się w drugą.

Pozostawał tylko fakt, iż owy latający pojazd, przemieścił się już w ciągu ostatniej godziny o… 100 kilometrów. A gonienie go APC, przedzierając się nim przez dzicz, było idiotyzmem.

Dowództwo zaś odmawiało wysłania UDL!!





Czas misji 20:16:35
Czas lokalny 11:31:40

Po około 30 minutach jazdy przez lasy, większość miała już dosyć tego pościgu, który nawiasem mówiąc, był totalnie bez sensu. Pojazdem naziemnym, jadąc przez dzicz, w życiu nie dogonią pojazdu powietrznego, który leciał cholera wie jak daleko.

Co prawda owszem, gdy kiedyś uciekinierzy wylądują, to będzie wiadomo, gdzie trzeba dotrzeć, ale na chwilę obecną, i po 130 minutach, odległość między nimi wynosiła jakieś 120 kilometrów, i nic nie wskazywało, by “porywacze” w końcu się zatrzymali. Szlag by to wszystko trafił.

- Jak nie zjebiecie kogo trzeba, i nie zdobędziecie czegoś latającego, to my tak możemy przez następne kilka godzin bujać się po tych wertepach do bólu... - Powiedziała Erica z miejsca kierowcy, paląc sobie kolejnego papierosa, przy otwartych bocznych drzwiach. W końcu jak postój, to postój, nawet choć na 5 minut.


Należało więc podjąć jakąś poważniejszą decyzję, należało zdecydować co czynić dalej. I to wcale niekoniecznie, musiała być to decyzja zgodna z regulaminem wojskowym. Niecodzienne sytuacje wymagają bowiem niecodziennych pomysłów, i rozwiązania spraw, choćby nawet grożących naganą za… niesubordynację?

Kilka głów zaczęło ciężko myśleć, ale i kilka par oczu po prostu gapiło się na Singa z wyczekiwaniem.








Czas nieznany
Lokacja bliżej nieznana
Planeta Summit

Veronica da Silva ocknęła się z bólem rozchodzącym po całym ciele. Przez kilka pierwszych chwil trzęsła się jak galareta, próbując jakoś dojść ze sobą do ładu i składu.

Ciało poddawane torturom, gnębione fizycznie na różne sposoby, zgniatane, porażane prądem, cięte i przypalane… "śpiewała" sukinsynowi co chciał. Wyjawiała wszystko, o wszystkim i wszystkich. Każdy bowiem kiedyś w końcu mięknie, każdy już dłużej wytrzymać nie potrafi. Nawet największy twardziel, poddawany treningom na takie okazje. A ona do takiej grupy się przecież nie zaliczała.

Leżała na materacu, a ten bezpośrednio na podłodze. Puste pomieszczenie bez okien, rozmiarów około trzech metrów na trzy, lampa na suficie, jedne drzwi, świecący obok nich panel w opcji "zamknięte, zaryglowane". Nawet brak durnego wiaderka żeby… jej wzrok spoczął na kratce wentylacyjnej ściany. 40cm na 40cm. Może? Tylko jak ją otworzyć, jak odkręcić śrubki mocujące?










***

Komentarze jutro...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 20-12-2020, 17:43   #139
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Billy miał wrażenie, że nadanym mu niedawno stopniem nie będzie się zbyt długo cieszyć. Ale miał też i świadomość, że jeśli dalej się będą bawić w taki pościg, to nigdy nie zdołają dogonić porywaczy.
Fakt faktem - nie przepadał za da Silvą, ale Marines nie byli od tego, by kogoś lubić, ale od tego, by ratować dupy nawet tym, których nie lubili.
- Sing do Goliatha - powiedział.
- Tu Goliath, odbiór? - Odezwał się po chwili ktoś na łączu.
- [u]Czy łazik porywaczy zatrzymał się gdzieś podczas ucieczki? Zanim porywacze się przesiedli do do tej... małej jednostki latającej?[/u - spytał.
- Nic takiego nie zauważyliśmy - Padła zwięzła odpowiedź.
- Wracamy na miejsce, gdzie jest łazik - powiedział Billy - by sprawdzić, czy tam porywacze się nie rozdzielili. Tam poczekamy, aż dostaniemy coś, czym będziemy mogli dogonić porywaczy.
- Zatrzymaj się - polecił Erice. *

- JJ - Evanson podczas kolejnego pikniku podszedł do technika - Możesz z tej zabawki - wskazał na schedę po Hawkes'ie - Sprawdzić ile Cheyennów jest teraz w powietrzu i kto nimi dowodzi?
- Reynolds zabrał IU - wtrącił się Billy. - Jako najwyższy stopniem - dodał. - Ale nasz APC nie jest gorszy...
Evanson skinął głową. Najwyraźniej pomylił komputerek Chezas z tym, którego używał porucznik…
- Może… wysłać do jednego z nich, lipny rozkaz podjęcia nas?
- Z bacznym okiem Goliatha nad głową? - Billy był pełen wątpliwości. - Osobiście sądzę, że nic z tego nie wyjdzie. Pod kogo chciałbyś się podszyć?
- No to macie zagwozdkę za… 5 milionów?
- Powiedziała Chezas, wzruszając ramionami, i dalej sobie kopciła papierosa.
- Nie mam pięciu milionów, a nawet dla Plants&Minerals da Silva nie jest tyle warta - odparł Billy, a Erica się krótko zaśmiała.
- No to jak nie ma na kupno, jednej z tych waszych latających maszyn, to może właśnie jakoś ją “wypożyczyć”? Ten… no… Evanson, ma chyba pomysł? - Dodała kobieta.
Wywołany do odpowiedzi smartgunner zrobił to za co mu się nie płaci. Czyli zamyślił się. Nie miał pomysłu. Nie wiedział jak działa komunikacja jednostek Goliatha. Ale gdyby miał próbować takiej karkołomnej zabawy to…
- Podszyłbym się pod kapitana Richmonda. Takiego rozkazu pilot nie będzie u nikogo potwierdzać.

- Hmm… - zastanowił się JJ. - Podszycie się pod kogoś takiego jak Porucznik mogłoby przysporzyć nam problemów. Znacie mnie. Zawsze mogę powiedzieć, że mnie zastraszyliście. - zaśmiał się technik.

- [i]Jeśli trzeba będzie, to mogę cię zastraszyć[/i - powiedział Billy. - Zawracamy - polecił Erice.

Evanson znów spojrzał na technika. Uznał, że Billy ma zadatki na generała.
- JJ, wyśledź najbliższego pilota i wyślij mu lewy rozkaz od Richmonda podjęcia nas.
Po czym spojrzał na panią doktor z uśmiechem.
- Jakby co to winą obarczymy panią doktor. Nie podlega marines. Nic jej nikt nie zrobi.
Technik oznajmił, że zrobi to jeśli Sing wyda taki rozkaz.
Evanson spojrzał więc znacząco na Chezas, która raczej z rozkazów niewiele sobie robiła. I istniał cień szansy, że jeśli Sing rozkazu JJ'owi nie wyda, to jej się nie będzie chciało popierdalać APC po puszczy w te i we wte.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 21-12-2020 o 20:33.
Marrrt jest offline  
Stary 20-12-2020, 18:58   #140
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Veronica przez chwilę smętnie rozglądała się po pomieszczeniu. Jakież to było przerażające. Przerażająco śmieszne jak i sam nieudolny osobnik, który usiłował posłuchać panią dyrektor.
Po tych krótkich rozważaniach da Silva przyciągnęła materac do kratki wentylacyjnej. Naderwała kawałek o ostrą krawędź kratki. Resztę mogła już rozerwać sama.
Przygotowawszy sobie pas materiału ominęła nim rękę i rozbiła panel wyświetlacza.
Dłuższą chwilę przyglądała się wystającym kablom. Można było się pobawić i na chybił trafił łączyć ze sobą wystające elementy. Może później się tym zajmie. W końcu Veronica doszła do wniosku, że sprawi co jest w materacu. Teraz gdy miała już do dyspozycji ostre kawałki z wyświetlacza było łatwiej. Tym się też zajęła.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172