Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2020, 18:45   #59
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Bartosz (i Daniel):
Nie byliście tego świadomi, ale zamknięcie drzwi nastąpiło w jednym momencie w obu miejscach? Daniel niekoniecznie przebywał gdzieindziej niż Bartosz, a jednak miał wizję. Bardzo realistyczną pomimo udziwnionych elementów. Po stronie Bartosza nic specjalnego nie działo się. Można by powiedzieć, że było nudno - tak nudno jakby można powiedzieć stojąc w śmierdzącej galwanizerni z grupą fanatyków pochłoniętych w jakiejś modlitwie/medytacji. Po zamknięciu drzwi wszyscy przestali się odzywać. Kapłan podszedł do Bartosza (i grupki stojącej wraz z nim) i przemówił z przepraszającą miną:
- Niestety nasze przepowiednie odnośnie pogody zupełnie nie ziściły się. Wróżbiarstwo nie jest moją najmocniejszą stroną, a i znawcy tematu twierdzili, że minie bokiem. Przepraszam. Jutro... mam nadzieję... urządzimy ucztę na waszą cześć. Teraz odpowiem na każde wasze pytanie. - powiedział do Bartosza i Ajrczala. Obok wciąż stali ludzie, którzy zgromadzili się przy drzwiach wyjściowych. Kapłan zignorował ich obecność. Zanim jednak Bartosz zadał jakiekolwiek pytanie to spostrzegł, że z uniesionych dłoni Daniela spływa krew - widać ją było na jego nadgarstkach spływających głębiej na rękawy (albo jeden rękaw - szczegółów nie było widać).

Daniel:
Nie miałeś pojęcia, gdzie znalazłeś się. Czy był to sen, czy jawa, czy jeszcze coś innego. Posłuchałeś głosu i zamknąłeś drzwi odizolowując się od tego kogoś. Nie miałeś pojęcia kim był, ale wyglądał na obcego - zupełnie odrębnego od mieszkańców Hoer i ich pobratymców. Przez chwilę słyszałeś jego myśli. Nie przetłumaczone, spowite nienawiścią i wijące się niczym dwa węże toczące niekończącą się walkę o dominację. Zbliżał się do drzwi, a ty wpadłeś tylko na jeden pomysł - ukryć się pod kratką. Kratką zbudowaną z ciężkiego metalu i przyspawaną do metalu wbudowanego w beton podłoża. Zgodnie ze swoimi podejrzeniami zdjęcie jej nie stanowiło dla ciebie żadnego problemu. Były ciężkie niczym największe ciężary olimpijskie, ale tu... tu nie miało to żadnego znaczenia. Twoja wyobraźnia była na równi z tą rzeczywistością. Uświadamiając to sobie próbowałeś przejąć kontrolę, ale nic nie stało się. Do drzwi zaczął dobijać się tamten, a ty po prostu wskoczyłeś do rury.

Zjeżdżałeś po czymś śliskim i obrzydliwym w zupełnych ciemnościach jakby to była zjeżdżalnia koszmarnego parku wodnego. Rozwinąłeś niesamowite prędkości, które zakończyłyby się twoim zgonem w przypadku dotarcia do jakiejś ściany. Koniec podróży był jednak inny. Zawisłeś w próżni. Wokół ciebie nie było niczego - tylko pustka. I nagle pojawił się głos mówiący, żebyś szedł do niego, że jesteś już blisko i będą spełnione twoje życzenia o ile przyjdziesz.

Poczułeś ukłucie na wewnętrznej stronie swojej lewej dłoni. Coś żyletką rysowało po niej jakiś znak. Odruchowo chwyciłeś lewą dłoń prawą dłoń, ale nic to nie dało. Czułeś jak pod twoją prawą dłonią twoja skóra na lewej jest cięta.

I wówczas ocknąłeś się. Stałeś wśród modlącego się/ medytującego tłumu. Ty i inni mieliście ramiona podniesione do góry, a ręce złożone jak przy amen - ale w tej pozycji wyglądało to bardziej jakby każdy chciał skoczyć do wody na główkę. Słupy. Przypominali słupy. A z twojej lewej dłoni spływała krew pod twój rękaw. Stojąc w takiej pozycji przyjrzałeś się słupowi - już nie wydawał się żywy. Obejrzałeś się i zobaczyłeś jak Bartosz rozmawia z kapłanem. Drzwi do świątyni były zamknięte tak jak ty je zamknąłeś. A może to ty je zamknąłeś. Zanim opuściłeś dłonie (no, to już twój wybór, czy zaprzestaniesz medytacji) spostrzegłeś, że po lewym nadgarstku Filipka również spływa krew.

Daniel (wiedza):
Zgodnie z twoją wiedzą zdolności budownicze mieszkańców Hoer nie pozwalają na zbudowanie tak długiej rury wgłąb ziemi po jakiej zjechałeś w tym niby-śnie, czy cokolwiek to było.

Miras, Aleksander:
Miras DX11: rzut 9: Sukces (zatkanie futryny drzwiami)
Aleksander Persuade12: rzut 6: Sukces (uspokojenie dzieci, uniknięcie ich wrogości)

Dość szybko podnieśliście drzwi z obitego i nieprzytomnego jegomościa. Dzieci przebywające w budynku dostały jakby histerii, ale słowa Aleksandra uspokoiły je. Miras w tym czasie poradził sobie z drzwiami (trochę korzystając z pomocy Aleksandra w zakresie przytrzymywania konstrukcji). Dzieci co do jednego były rude. Najstarsza z nich - dziewczyna w wieku około 12 lat - próbowała ocucić ojca (tak się do niego zwracała) i zalewała się łzami, że nie udaje jej się. Pozostała dwójka (chłopcy w wieku 10, 9) z przerażeniem siedzieli na podłodze. Dziewczyna odpowiedziała Aleksandrowi:
- Panie, ale tata jest nieprzytomny. Wichry mogą wiać długo, a... - rozpłakała się. Chłopcy starający się być dzielnymi po przemowie Aleksa również rozpłakali się.

Zobaczyliście, że pomieszczenie wyposażone jest dość miernie. Nie dzieli się na pokoje. Łóżka położone są przy ścianie przeciwległej do drzwi - tam nie ma zresztą okien. Wszystkie są dwupiętrowe, ale tylko środkowego piętro jest wykorzystywane do spania - na bocznych są jakieś pakunki. Łóżka oddzielone są od siebie małymi, drewnianymi ściankami. Z obu stron są zasłony, którymi można oddzielić łóżka od reszty pomieszczenia. Nie ma tutaj żadnej hydrauliki oprócz czegoś na kształt rynny z zaworem - aktualnie pod rynną są trzy wiadra pełne wody (oprócz tego po lewej znajduje się jedynie stół i cztery krzesła, na stole leżą cztery drewniane łyżki i jeden duży, drewniany, głęboki talerz (czysty i pusty)). Po lewej i prawej (od drzwi) są okna, aktualnie zabezpieczone drewnianymi zasłonami (na zewnątrz). Po prawej stronie jest niewielki warsztat cieśli - stoi tam kilka stołków i krzeseł, a w tym jedno niedokończone. Jest tam również sporo narzędzi do obróbki drewna.

Jest jeszcze jedna, duża zamknięta szafa - stoi przy warsztacie cieśli i ewidentnie została wykonana przez tą samą osobę, która zrobiła resztę mebli w tym domu.

Gwybed:
[trzydzieste urodziny]
Kobiety były zadowolone z twojego towarzystwa. Natychmiast znać było, że wiesz o czym mówisz i wnosisz coś do dyskusji. Rozmawialiście sporo o nowinkach chemicznych i sposobie nauczania. Później rozmowa zeszła na geografię Bosz-Herw i różnicach pomiędzy miastami. Kobiety sporo podróżowały podobnie jak i ty. Odrobinę nie rozumiałeś w jaki sposób takie niebrzydkie i mądre kobiety nie zostały przywiązane do swojego miejsca pochodzenia, ale z tego co wynikało spomiędzy słówek wynikało, że pochodzą z dość bogatego rodu. Widać było, że nie chcą chwalić się z jakiego, ani swym bogactwem. Dlatego przedstawiły się jedynie imionami: Nionyna i Radysza. Kuzynki. Aktualnie pielgrzymują do Taumary i są odrobinę zawiedzione zbliżającą się nawałnicą. Spodziewają się opóźnienia w podróży.

Nawet nie wiesz ile czasu minęło, ale w między czasie trochę wypiliście, a i zjedliście. Powoli ich - początkowo przeciętna - uroda w twych oczach poprawiała się. A i one stawały się jakby milsze. Tym czasem na zewnątrz rozpętało się prawdziwe piekło. Okrutna nawałnica uderzyła w budynek o mało nie wyrywając drewnianych osłon okien. Radysza aż przestraszyła się - a i nie ona jedna. Ktoś zapytał, czy budynek wytrzyma, ale obsługa uspokajała.
- To mocna konstrukcja. Budowana z pomocą... - ale ten zalążek przemowy został przerwany nagły otwarciem drzwi wejściowych. Do środka wbiegł kolejny członek miejscowych oddziałów zwiadowczych:
- Oni są w lesie. Są wszędzie! - po czym padł na twarz. Tył jego skórzanej kamizelki jest pocięty i mocno krwawi.
 
Anonim jest offline