Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2020, 19:16   #8
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zsCD5XCu6CM[/MEDIA]

Elektroniczny zegar przy łóżku z cichym dźwiękiem wskoczył na godzinę 6.00.
Adrian otworzył oczy. Nie spał już od dobrych 15 minut, ale jego mózg już nabierał obrotów zmierzając ku nieznanemu. Analizował swoje sny, myślał o tym co minione i o tym dopiero się stanie. Tak wiele pytań było dla niego bez odpowiedzi co frustrowało go. Chciałby przecież zawsze być tym, który posiada wszystkie “klucze” i jest najmądrzejszą osobą w pokoju. Nie tyle dla sławy, kariery czy bogactwo co dla samego wypełnienia celu swojej egzystencji. Momentami… Potrafiło go to wpędzić w równię pochyłą ku depresji, ale od czego są bogaci rodzice i drodzy terapeuci.

Jego pokój był przykładem raczej surowego wnętrza; z łóżkiem, stolikiem, biurkiem i komputerem oraz pokaźną szafę z ciuchami.Biel mieszała się z czarnymi odcieniami. Kolorów nadawały jedynie małe, pielęgnowane przez gosposię drzewka, na które z początku nalegała matka, a Adrian zaakceptował z czasem. Plakaty różnych zespołów oprawione w antyramy zmieniały się tak często jak myśli “Adiego”.

Wstał, założył kapcie a zaraz potem szlafrok w japońskie kotki. Spał nago lubiąc dotyk aksamitnej pościeli w prosty bambusowy wzór, który z odpowiedniej odległości nabierał innego znaczenia tworząc coś na kształt labiryntu. Uważał się za minimalistę i estetę, dla niego wszystko musiało mieć swój porządek. Od razu wiedział kiedy ktoś był w jego pokoju. Ścierał kurz, poprawiał zasłony, przestawił książki. Czasem siedział bez słowa godzinami w dużym rodzinnym domu Fujinawa przypatrując się obrazom na ścianach.


Jego wyobraźnia ciągle potrzebowała nowych bodźców i stymulacji. Nie cierpiał się nudzić, ale co dla większości było nudne, dla Adriana mogło wydawać się ciekawe. Niektóre płótna sam namalował, ale tak po prawdzie wolał szkicować. Oczywiście czytał mangi, ale nie marzył jak większość jego znajomych z Japonii ; żeby zostać sławnym twórcą. Nie, święcie wierzył że jest mu przeznaczone coś więcej.

Już wystarczająco ciężko było być azjatą w takim kraju jak Polska. W Japonii też czuł się mieszańcem, ale chyba po prostu nauczył się z tym żyć.

Wziął gorący prysznic i zszedł po marmurowych schodach na dół. Przebrał się w wyjściowe ubranie, które stanowiło dżinsowe spodnie, białą koszulę, krawat i rozpiętą bluzę z kapturem. Przeszedł przez salon i dotarł do jadalni, mijając bez słowa kłaniających mu się na jego widok służebnych.

Na czerwonym onyxowym stole w kształcie sześcianu przy którym zwykł jadać posiłki (najczęściej samotne) znajdowała się sentencja przygotowana przez ojca.

道が実り多いものになりますように


oraz kilka słów naprędce nakreślonych przez matkę.

We love you son. Sends us a postcard. Kisses. Father and Mommy.

Prychnął lekko nie spodziewając się niczego więcej. Był przyzwyczajony, że nie mają dla niego czasu. Maria, matka Adriana od rana skupiała się pewnie na jakiejś głośnej sprawie. Tym razem broniła chyba córki jakiegoś biznesmena, która potrąciła dziewczynkę przechodzącą na pasach. W zasadzie nie lubiła zainteresowania mediów i tej całej nagonki, ale skupiała się na robocie niczym pies który zwietrzył trop nie dający się rozpraszać innym zapachom. Mignęła mu na ekranie wielkiej plazmy nowego kanału informacyjnego tvn24, wchodząc do sądu w przyciemnianych okularach chroniących przed fleszami reporterów. Zaraz po informacji o kolejnym dniu strajku pielęgniarek w tzw. “białym miasteczku”. Maria rozpieszczała młodego Fujinawę kiedy mogła, był jej oczkiem w głowie co wpędzało go w pewne zakłopotanie. Wolał mówić do niej “matko”, ale ona nalegała na “mamusię”.
Jego ojciec? Isshin Fujinawa, prezes Sony Polska kolejna ważna persona na warszawskim rynku. Adrian nie wiedział nawet czy jest w tej chwili w Polsce. To on dbał o dyscyplinę syne i zmuszał ich by w domu mówiło się po angielsku. Nie bardzo wiedział co połączyło rodziców. Może ich małżeństwo było tylko kolejną transakcją biznesową? Powtarzali mu, że go kochają, ale nie był pewny szczerości wypowiedzianych przez nich słów. Czy wszyscy dorośli kłamią? Jeśli tak, to niedługo sam miał się o tym przekonać bo osiemnastka już za rok. Napił się soku pomarańczowego i zjadł przygotowane mu wciąż ciepłe śniadanie. Nie bardzo cieszył się na ten wyjazd, ale rzadko odczuwał radość. Po prawdziwe ogólnie rzadko odczuwał silne emocje inne niż gniew jeśli coś nie szło po jego myśli. Przeczytał smsy od Marty i Ali. Odpisał tylko “CU przy autokarze”. Oszczędnie, ale nie widział sensu skoro i tak się niedługo zobaczą i porozmawiają. Powiadomił szofera przez interkom żeby przyszykował samochód i zaczął zbierać się do wyjazdu.

WNĘTRZE AUTOKARU DO ROWÓW

Adrian na miejsce dotarł o czasie, nigdy nie bywał spóźniony. Bez cienia emocji przetrwał wszystkie rozgrywające się na parkingu dramaty, biorąc odział jedynie w swoim własnym, który rozpłynął się w nowej przestrzeni wnętrza autokaru. . Wszedł do wypasionego autobusu jako jeden z pierwszych. Tak mu się przynajmniej wydawało, ale ku jego nieskrywanej irytacji miejsca które sobie upatrzył - czyli za Panią Bernadetą było już zajęte. Zmarszczki na czole uwidoczniły się. Wysoki, kudłaty chłopak w obszarpanych dżinsach siedział na fotelu za nauczycielką i zajmował nie jedno, a dwa miejsca. Piotr Ozimski, członek szkolnego zespołu, który całkiem podobał się Adrianowi. W tym jednak momencie, równie dobrze mógłby siedzieć na nim sam papież, a on i tak zachowałby się tak samo.

-This is my spot.

Powiedział bez ogródek z kamiennym wyrazem twarzy. Po chwili dotarło do niego, że wciąż mówi po angielsku tak jak zwykle robił w domu i poprawił się już po polsku.

-Znaczy.. To moje miejsce.

Zakłopotanie z twarzy chłopaka odpłynęło tylko na moment i ponownie zastąpiła je determinacja.

Marta wkroczyła w ciasną przestrzeń pomiędzy podwójnymi rzędami siedzeń i zatrzymała się prawie na plecach Adriana. Chcąc, nie chcąc stała się świadkiem sceny toczącej się pomiędzy jej przyszłym spełnieniem marzeń, a niedoścignionym wzorem. Lekko zmieszana odstąpiła pół kroku do tyłu. Całkowicie blokując ruch w autobusie. Zrobiło się jej głupio, więc spuściła głowę patrząc to raz na swoje wygodne papucie, to na mijającą ich bez problemu Ali.

Ozzy w najlepsze wystukiwał rytm palcami na oparciu Bereniki, bez reszty zamknięty w swoim świecie. Dopiero po chwili dostrzegł stojącego nad nim kolegę. Wyciągnął z uszu słuchawki, pytająco kiwając głową, z mieszaniną zdziwienia i irytacji na twarzy.

Azjata z frustracji od kiwnął głową wskazując na siedzenia, które zajmowały nogi gitarzysty.

-To moje miejsce - powtórzył.
-Zawsze tu siedzę.

Dostrzegł Bernikę i trochę się zawstydził uciekając spojrzeniem, ale najwyraźniej ani ona, ani Pani Bernadeta nie zauważyły jeszcze co się dzieje.

-Przesiądź się… - westchnął.
-Proszę - dodał tonem silącym się na kompromis.

- Adi, nawet mnie nie wkurwiaj - rzucił zrezygnowany Piotrek - masz dla siebie jeszcze cały autobus.

- Na przykład możesz usiąść za Piotrkiem. Koło Ali G. - Spojrzała na przesunięte w czasie wymiany przez chłopaków zdań jakieś rzucone tam rzeczy, zwracając się do Adriana. Ali już zajęła zaplanowane dla nich miejsca bez odzywania się nawet słowem. Pewnie czekała na Martę, ale miała, jak zwykle za dużo na głowie.

- Ejejejej, dziewczyny, nie widzicie że zajęte? - rzucił Ozzy wskazując na podróżną torbę.

-Nie - odparła krótko muzułmanka nie wychylając się poza ekran komputera.

Chłopak posłał Marcie lekko rozdrażnione spojrzenie. Klęknął i wyciągnął z plecaka długą odbijającą światło katanę i ciął Piotrka szybko przez łeb, strącając mu z ramion głowę jak jabłko z drzewa jednym sprawnym ruchem. Krew zachlapała szyję pani Bernadetty, co psuło lekko estetyczne doznania Adriana.



Otrząsnął się po chwili potrząsając głową.” - Nadal był w autobusie, głowa jego szkolnego kolegi była na swoim miejscu, więc musiał odpłynąć przez chwilę w wir wyobraźni. Spojrzał przez moment na swój plecak. Potem na Ozimskiego i na Martę. Zanim ustąpił, podjął jeszcze jedną desperacka próbę zmiany zdania “rywala”.

- Mam nowego ipoda. Classic 6G, to prototyp który na rynku wyjdzie we wrześniu. Tata… ma dostęp do takich rzeczy. 160 GB pamięci, lepsze audio, obsługuje nawet Windowsa. No XP-ka znaczy. Jak się posuniesz to dam ci posłuchać w czasie jazdy.


Poziom stresu dziewczyny niebezpiecznie skoczył w górę i Marta lekko wycofała się o kolejne pół kroku widząc wzrok azjaty. Nie chciała go denerwować tylko znaleźć dobre wyjście z sytuacji. Czasami jej słuchał, ale widać nie w tym momencie. Poddała się i wysłuchała do końca dużo lepszej propozycji niż jej własna. Z uznaniem kiwnęła potakująco głową w stronę Piotra dodając do tego uśmiech pełen przeprosin i nadziei na pokojowe rozwiązanie zastanej sytuacji. Tłum za jej plecami gęstniał, ona coraz bardziej czuła się przytłoczona swoją nieporadnością i gabarytami blokującymi każdą wolną przestrzeń w przejściu.

Adrian obrał chyba najgorszą możliwą metodę perswazji względem Piotrka. Wystarczyło na niego spojrzeć: jak chłopaka plwającego na dobra doczesne, noszącego się jak lump z koncertu Kurta Cobaina można próbować przekupić Ipodem??? Ozimski pokiwał z niedowierzaniem głową. Za jakiego pustaka ten zadufany w sobie ryżojad go miał?

- Wybacz Liu Kang. Może skuszę się w drodze powrotnej - uśmiechnął się przepraszająco, po czym bezczelnie wyciągnął się na siedzeniu, zarzucając demonstracyjnie nogę na nogę.

- Hanzai ! - wysyczał przez zęby chłopak.
Zaraz zobaczysz co to fatality.

Mało co go tak denerwowało jak prostacki rasizm. Poczuł jak jego pięść zaciska się sama, tętno przyspiesza i już miał zrobić coś czego wszyscy by mieli potem żałować gdy…

- On nie chciał Adrian. - powiedziała cicho Marta kładąc po sobie uszy i nie wiedząc co zrobić więcej. - Proszę Cię, może jednak usiądź z Ali. To różnica tylko jednego rzędu. Ona pewnie chętnie posłucha czegoś na Ipadzie jak skończy swoje rzeczy na laptopie. Ja pójdę gdzieś indziej.

Piotrek nie wyglądał zupełnie na kogoś, kto nie chciał.
- Get over here! - krzyknął, naśladując kolejną postać z Mortal Kombat. Już nawet nie krył rozbawienia poirytowanym kolegą, naśladując groteskowo ciosy karate i nokautując niewidzialnych przeciwników.
- Piotrek! - Zagrzmiał z przedniego siedzenia głos Pani Bernadetty, zabójczyni dobrej zabawy i pogromczyni dziecięcych uśmiechów.
- Weź te kulasy bo będziesz zaraz pompował! Mamy się tu wszyscy pomieścić!
Zrezygnowany Ozzy zabrał nogi z sąsiedniego siedzenia, imitując gest wieszania się kiedy napotkał przez moment spojrzenie Bereniki.

Fujinawa spuścił wzrok niżej kiedy zdał sobie sprawę, że patrzy na nich (w tym na niego), zdecydowanie więcej osób (w tym kobiet) niż by chciał. Skłonił się nisko przepraszająco. Poczekał aż “Ozzy” zwolni siedzenie i usiadł na miejsce obok.
Po chwili, z lekkim wahaniem wyciągnął rękę do kolegi.

Sorry. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
Nie było to dla niego komfortowe, ale mając japońskie korzenie był bardzo honorowy.
- Ja wiem - odpowiedział Piotrek - Tequila sunset. Zew melanżu. Czujesz zbliżającą się ruję w lędźwiach. Po opuszczeniu tego autobusu nie będzie już odwrotu. Rowy oddzielą chłopców od mężczyzn! - niemal wykrzyczał mu do ucha, przygarniając go po koleżeńsku ramieniem jakby nic się nie stało, z typową dla siebie nonszalancją. Nawet nie przeszło mu przez myśl że mógł urazić kolegę. Adrian spiął się lekko, ale zacisnął zęby próbując nie zepsuć tego momenty zacieśnienia więzi.

- Lubię grungee… Jak chcesz posłuchać tego ipoda to mam Alice in Chains, Pearl Jama, Soundgarden czy no, nawet waszą “salę”. Co prawda słaba jakość, ale…
- Daj spokój, ileż można tego wyjca Ozimskiego słuchać - parsknął Piotrek, po czym ułożył się na tyle wygodnie, na ile pozwalało siedzenie i z powrotem dał się pochłonąć płynącej ze słuchawek muzyce.

Adrian tylko wzruszył ramionami i zaczął bawić ipodem.

Marta uwolniona od bycia bramkarzem tłumu z ulgą przesunęła się za chłopaków i zaczęła systematycznie pakować zgarnięte wcześniej na siedzenie obok Ali rzeczy do luku bagażowego nad ich głowami.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 17-11-2020 o 19:33.
traveller jest offline