Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2020, 20:45   #136
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Razem z Vantablack

Rok 1481 Rachuby Dolin, 1 Marpenoth
Anton Kalev


Wyglądało na to, że przyjdzie Antonowi spędzić z dupą w krzakach dłużej, niż zwykle. Z rozmowy jego towarzysza z maginią wynikało, że będą zajęci czas dłuższy.

Anton Kalev: ukrywanie się - zdany!

Liczył, że któryś ze “strażników” zechce oddalić się na mniej rozsądną odległość, lecz nic takiego nie nastąpiło zbyt rychło. Okazja nadarzyła się kiedy nastąpiła zmiana wacht. Prócz Agnisa, który miał pełnić straż przez resztę nocy, zjawili i inni. Niestety nie wiedział o nich za wiele, zwłaszcza że panował głęboki mrok, a twarze chowali przed wiatrem. Pierwsza piątka, jednak wspólnie ruszyła w stronę Phandalin, a już po chwili grupa ta podzieliła się na dwie - złożoną z jego dawnych “znajomych” oraz tą złożoną z jego nowych “znajomych”.

Na miejskim zieleńcu dwie postacie wymieniły ze sobą kilka słów. Dwie postacie, kryjąc twarze od nocnego wiatru, ominęły sad Darana Edermatha, wkraczając w rosnący za nim młodnik. Dwie mniej niż spodziewał się zgromadzić dzisiejszej nocy, nie licząc podążającego za nimi jak cień chowańca. Dwie postacie. Ani o jedną za mało, by mógł zrealizować swój zamiar.

Anton: ukrywanie się - zdany!

Anton szedł w milczeniu, pozwalając tańczącemu wkoło wichrowi kryć jego kroki przed niepowołanymi. Absencji pozostałych nie skomentował, samemu również nieobecny – myślami. Małomówny i zdawałoby się, że lekko wesół, towarzyszył Agnisowi, dopóty nie rozdzielili się przy brzozowej polanie. Umościwszy sobie czatowisko w pobliskich chaszczach, opatuliwszy się szczelniej płaszczem – wyczekiwał, łuskając mrok wokół siebie i ściągające wzrok blaski odległego ogniska. Nierychliwość okazji nie przeszkadzała mu zupełnie. Był czujny i zrelaksowany, zupełnie jak na rybach. Kiedy ta w końcu przyszła i rozdzieliła się na dwie mniejsze grupki, bez zbędnego szmeru opuścił swoje stanowisko, podążając śladem tych znajomych, od których dzieliła go dłuższa rozłąka. Lecz bynajmniej to nie tęsknota pchała go ku ich towarzystwu. Nie był do końca szczery ze swą nową drużyną, zapoznaną pod “Śpiącym Gigantem”. To nie na śledzeniu Windrin zależało mu przede wszystkim tej nocy.


- Sie masz, Raverar. Kopę lat, Viktor - pozdrowił ich wesoło, mierząc do nich z napiętego samostrzału, po tym jak wyszedł im naprzeciw, wyłaniając się z ciemności. Fakt, że broń nie sprzyjała mu ostatnio. Był jednak pewien, że z podobnej odległości, nawet pomimo panującej wkoło ćmy, trafienie przynajmniej jednego celu nie będzie wyzwaniem. Owa pewność jak i gotowość ponownego sprawdzenia swoich umiejętności strzeleckich błyszczały w oczach i promiennym uśmiechu weterana, którym obdarzał pospołu dawnych komilitonów, zwracając się do nich familiarnie i bez wyniesionych z wojsk manier.

- Bez zbędnych ruchów ani okrzyków - przestrzegł, w każdej chwili gotów przemienić te ostatnie w bardzo cienkie falsety lub skowyt. - Szklany znowu obciął żołd, że zapachniało wam te dziesięć lwów? Eee, chłopaki, co z wami? Nie mówcie, że nie da rady wyżyć na bandyckim wikcie, bo nie dam wiary.

Były żołdak poprawił kuszę, dla odmiany obierając na cel Viktora. Nie odwracając wzroku od młodszego bryganta, splunął na zmarzłą ziemię. Kiedy przemówił ponownie, zrobił to, zarzucając dotychczasową wesołość, w słowach krótkich i oszczędnych, bardziej sytuowanych do pojmowania przez rozumy stojących przed nim głąbów.
- Co knujecie, psiewiary?

Anton: zastraszanie - zdany!

Mężczyźni byli zaskoczeni. Samo to wiele mówiło o ich dociekliwości, wszak widzieli Antona wcześniej w Phandalin. Raverar, choć cofnął się niekontrolowanie, kiedy dostrzegł wymierzoną weń kuszę próbował udawać twardego przeciwnika, lecz nawet jemu usta odmówiły współpracy.
- Jebanych morderców trzyma się w lochach Antonie Kalev. - powieka mu zadrżała. - Wrócisz tam, jeśli nas zabijesz, skurwielu...

Choć Raverar byłby gotów rzucić się na swojego niegdysiejszego przełożonego z gołymi rękoma, za to, że zabił jego przyjaciela Sehmiela strach podpowiadał mu, by być posłusznym. Uniósł ręce, a za nim to samo uczynił młodszy Viktor.
- Czego chcesz? Jeden ci mało?

Nietęgie miny wpełzły na nierozgarnięte facjaty dawnych towarzyszy broni, wzbudzając w Antonie uczucie nostalgii za nie tak odległymi czasami we wspólnej bandzie. Właśnie takimi ich pamiętał. Niezbyt lotnych i niewiele rozumiejących.
- A zafajdanych dezerterów na szubienicy, Rav. Aż nie rozdziobią ich wrony – zreplikował swobodnie, lekceważąc pozorną hardość Raverara, mającą odtajać równie szybko co masło na słońcu. Wobec następującej po odkryciu groźby dawnego podwładnego nie pozostał podobnie obojętnym – ta poprawiła mu humor.
- A to dopiero. Zbój będzie mi groził lochem. - Zęby Antona błysnęły wilczo, głowa pokiwała w takt politowania nad hipokryzją. - Mało, nie mało. Myślałem, czy nie ckni ci się może do druha. Pospołu wojowaliście, pospołu chlaliście a dupczyliście, może ci teraz nieswojo puszczać go samopas traktem do Piekieł, a?

Krótki złowieszczy rechot wstrząsnął żołdakiem. Anton opamiętał się i stłumił go w porę, by nie dać podłapać go echu gotowemu ponieść dalej. Otrząsnąwszy się z nadmiaru wesołości jak z resztek drzemki, zawrócił rozmowę ku sprawom naglącym i teraźniejszym.
- No, tośmy sobie powspominali, a zażyli nieco firlejów – skwitował, obserwując jak ręce obydwu eks-podkomendnych wędrują nad ich nieobciążone nadto pomyślunkiem głowy. - To teraz mordy krótko i do rzeczy: co knujecie? I gdzie Szklany?

Raverar i Viktor wymienili spojrzenia, wreszcie ten pierwszy odpowiedział:
- Niech mnie wszy pożrą, jeśli to, co w tobie zjadliwe nie spłynęło twej matce po udzie… tfu! - mężczyzna splunął, ale nim Anton zamarkował się do strzału “pojednawczo” poruszył dłońmi, wciąż uniesionymi nad głowę. - Ja nic nie knuję, a co knuje Szklany zapytaj go. Ostatnio przesiadywał w dworku - Raverar Teones skinął głową za siebie, w kierunku majaczącego w oddali Phandalin - ...ale się już wyniósł, nie mówił nam dokąd. Mieliśmy złapać dla niego… - oprych chwilę zastanowił się nad doborem słów - ...trochę ludzi do pracy.

Anton uśmiechnął się na uwagę przemawiającego bryganta. Wbrew jego insynuacjom - całkiem zjadliwie. Nim jednak zdążył wymownie przycelować, dla przypomnienia rozmówcy o konieczności trzymania się tematu, tamten zmitygował się samodzielnie.
- Kręcisz, Rav - napomniał go z niewiarą i pogłębiającą się niecierpliwością. - Szkalny zabiera rzyć w troki, każe wam brać w jasyr i nie zostawia instrukcji? Do jakiej pracy? Gdzie mieliście im dostarczać tego żywca?

- Do Tresendarskiego dworku twoja mać. Razem ze złomem do chędożenia skał. - Rav wzruszył ramionami i na próbę lekko opuścił ręce. - Ale teraz to kurwa nie wiem, bo jakbyś nie zauważył były pewne, spore komplikacje.

- Moja mać - zaczął znudzony, zdziwiony, że w ogóle chce mu się odpowiadać. - Nie jest zrujnowaną rezydencją sprzed kilku wieków górującą nad wioską.

Na uwagę o komplikacjach, przytaknął skromnie, nie odbierając racji interrogowanemu zbójcy. Faktycznie, był spory i pewny.
- Znowu mnie luskanisz, Rav. - Anton pokręcił głową, coraz mniej ukontentowany przebiegiem rozmowy. - Siedział na żyle i się z niej wyniósł? Wytęż pamięć, nim ja przestanę wytężać cierpliwość. A ty, Vik, co tak cicho siedzisz? Zerżnąłeś się w portki? Co wam gadał Szklany na odprawach? Przypomnij, pomóżże druhowi, wytęż pomyślunek, bo co dwie głowy to nie jedna.
Zakończył na optymistycznej, niemal pochlebnej nucie, bo łepetyny obydwu półgłówków z trudem składały się choćby na kompletny czerep.

Anton: wyczucie pobudek - tajny!

Anton znał swoich dawnych ludzi, zwłaszcza Raverara i choć zdawał sobie sprawę, że ten coś ukrywał, wyglądało na to, że w wielu sprawach mówi prawdę. Rozmyślania przerwał mu drżący głos młodzika, który chyba nie do końca wiedział czy powinien o czymś takim wspominać.
- Mówili coś o sowach… - zaczął, lecz szybko się speszył, a Rav spojrzał na niego karcąco.

- To było nawet dobre młody, ale sposobność na żarty kurwa nie najlepsza. - tu bandzior zwrócił się na powrót ku Antonowi. - Iarno nie informował nas o tym gdzie zostaje wysłany “towar” i choćbyś z nas darł pasy usłyszałbyś ino kłamstwa, bo prawdy nie znamy. Radzę najpierw celować w Viktora, bo jak widzisz jest nieobliczalny.

- Kusząca propozycja - przytaknął na propozycję o pasach, jednak z przekonaniem, że miast ino kłamstw, usłyszałby przy okazji jeszcze sporo wysokich rejestrów, w obecnej sytuacji niestety zbędnie dekonspirujących. - A ty, Vik, nie przerywaj. I nie oglądaj się na niego. Gadaj dalej, co prawił wam Arno przed odejściem, choćby to było o puszczykach, wiechlinach i maskonurach.

- No… jeden z przybocznych pana Albreka mówił o niewolnych “sówki”... Nie wiem czemu, ale używali tego słowa dość często. Nic więcej nie wiem.

- Łap młody... - Anton rzucił Viktorowi linę - wiąż, jak prosię, a potem uciekaj w podskokach.

Młodzieniec posłuchał polecenia i na skinienie swojego oprawcy uciekł w podskokach. Anton sprawdził, czy nie pokpił roboty z więzami i zostawił oprycha przywiązanego do urokliwej brzózki z kneblem na ustach z obietnicą rychłego powrotu, kiedy tylko ureguluje inne, pilące sprawy...
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 17-11-2020 o 21:20.
Rewik jest offline