Dom pielgrzyma, późna noc 1 lipca 2595
Abdel Sanguine zdążył się kilkakrotnie zdrzemnąć, nim wysłani do rezydencji Szpitalnika szpiedzy powrócili. W trakcie drzemki tej strzegł go kapitan Perrault, toteż spadkobierca rodziny szybko wyzbył się krótkotrwałego niepokoju i owładnięty autentycznym zmęczeniem jął w pewnym momencie wręcz pochrapywać. Zbudzony przez oficera, ofuknął go w pierwszej chwili, szybko odzyskał jednak trzeźwość umysłu i przywołał na oblicze wyraz surowego zainteresowania, którym następnie obdarzył przyrodnią siostrę, kuzyna oraz helweckiego szefa ochrony.
- Nie widzę na waszych obliczach tryumfalnego uśmiechu, więc chyba nie podołaliście wyzwaniu - oznajmił tonem, w którym dało się wychwycić zamierzenie kąśliwą nutę - Czyżbym się mylił?
- Ci Danesci wydają się mnożyć niczym króliki, domostwo ledwie ich wszystkich potrafi pomieścić - odparł z poczuciem winy Leon Thibaut - Nie dało się nigdzie zajrzeć, bo każdego z nas przez cały czas ktoś pilnował. Nie świadomie czy z wrogością, tylko tak po prostu. Nawet dzieci się pobudziły i wszędzie za nami łaziły.
Dziedzic prychnął z dezaprobata i przeniósł spojrzenie na stojącego z założonymi za plecy rękami Alpejczyka.
- Stosunkowo zamożna rezydencja, oczywiście podle tutejszych plebejskich standardów - zaczął referować ściszonym głosem Barthez - Dużo uzbrojonych strażników, członków rodu albo najemnej służby. Tylko broń biała, nie zauważyłem żadnych kulomiotów. Ich starsi, bliscy krewni Szpitalnika, zachowywali się wobec nas uprzejmie, ale z ogromną rezerwą. Nie chcieli rozmawiać, trzymali wyczuwalny dystans.
- Mogą żywić wobec nas nieprzyjazne intencje? - spytał Abdel.
- Sądzę raczej, że trudno im pogodzić się z tytułem drugiego pod względem ważności rodu w Lucatore - tym razem odezwała się Angeline Lea - Prawdopodobnie rywalizują z domem Benesato o wpływy, a my otrzymaliśmy pierścień namiestnika Benesato. Carmino Ferro nie jest już do końca członkiem ich rodziny, ponieważ przynależność do Szpitala nakłada na niego obowiązek zachowania neutralności w walkach politycznych między tubylcami. Goszczą go pod swoim dachem, ale może nawet na niego patrzą z rezerwą, skoro obnosi się z tytułem przybocznego lekarza Altaira.
- A szacowny doktor jak przyjął do wiadomości wieść o zamachu na moje życie?
- Spotkaliśmy go w drodze przez miasto, w otoczeniu świty - podjął opowieść Nathan - Nawet jeśli to on stał za tym aktem napaści, nie dał po sobie poznać, że coś go łączy z dronem. Nie mamy ku temu żadnych dowodów, przynajmniej w tej chwili. Chciał poznać szczegóły ataku, ale przedstawiłem mu skróconą wersję, o skrytobójcy dostrzeżonym zawczasu przez straże i zmuszonym do ucieczki kulami. O lataczu nie wspomniałem słowem. Nawet jeśli chciał dowiedzieć się czegoś więcej, nie naciskał, ale najpewniej spróbuje pozyskać więcej informacji jutro, po spotkaniu w klasztorze. Jest pewien, że Neva go przyjmie wczesnym porankiem.