Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2020, 13:48   #227
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, apartamenty seneszala

Nusfera nie dawała wytchnienia. Podsuwała profile mijanych osób ze służby Barcy. Wbijała się ostrzeżeniami o niskiej temperaturze otoczenia i wysokiej wilgotności względnej. Ale dla Ramireza był to chleb powszedni. Żył z nusferą od lat. Gdyby nagle zniknęła czułby się niesfojo.

Odczyt medycznego mechadendrytu nie dawał wątpliwości. Mózg kapłana nie żył. Było za późno. Za późno na cokolwiek. Techprezbiter zacisnął zęby i pięści. Tyle zmarnowanych dni. Cały lot w osnowie. Mógł to zrobić wcześniej. Mógł ściągnąć jego świadomość. Zaaplikować ją do jakiegoś kogikatora. Mógł ją wtłoczyć w ciało jakiegoś serwitora. Mógł…

Nic nie mógł. Ahalion był ofiarą ataku psionicznego. Prawdopodobnie wziął na siebie główne uderzenie osłaniając lady Winter Corax. To psykerska moc odcięła jego umysł od ciała. Odcięła jego świadomość. Uwięziła. Ramirez próbując czegokolwiek ryzykował, że spaczenie rozpełzanie się w systemach okrętu. Mógł teraz stać i wyrzucać sobie, że coś można było zrobić, choć wszystkie obliczenia wskazywały, że nie można było nic zrobić. Zwłaszcza w osnowie. W sytuacji gdy produkcja serwitorów zatrzymuje się na etapie transferów umysłu. Sam ustalał procedury bezpieczeństwa. Aktywne uruchamianie kogikatorów opartych na ludzkich mózgach w czasie podróży w osnowie niosło ryzyko wprowadzenia na statek piekielnych bytów. Opętania wśród maszyn wcale nie były takie rzadkie. Świadczył o tym fakt, że między innymi w systemie Lathe co roku akademie opuszczały setki techzorcystów. Kapłanów, którzy potrafili zbudować tak silną barierę swej woli, że nawet wypaczony psalm cyfrowego kodu maszyny nie mógł jej złamać.

Stał bez ruchu myśląc o tym jakie błędy popełnił. Racjonalna część umysłu podpowiadała, że chodzi o przygotowanie się i do ochrony lady Corax. Ale Ramirez nie był maszyną. Choć usilnie dążył do tego. Jednak nadal tliła się w nim iskra człowieczeństwa. Oddychał ciężko.

- Dlaczego go tak ubrano? On nie nosił takich rzeczy.

Powiedział w końcu uciekając od poważnych tematów. Jakby przypomniał sobie, że nie jest sam.

Bel stała w wejściu do pomieszczenia obserwując techkapłana. Starała się wyobrazić sobie co też może kryć się w umyśle Ramireza, niby… mogłaby tam zajrzeć. Zobaczyć jego myśli. Zrozumieć i mu pomóc… o ile tej pomocy w ogóle potrzebował. Czuła, że na swój własny sposób jest silny, że urządzenia którymi się otacza, które umiejscawia w swym ciele dodają mu pewności siebie, utwierdzają w pewnej drodze, której się podjął.

- Najwyraźniej Christo uznał, że to odpowiedni strój dla zmarłego kapłana. Że w takim powinniśmy go pochować. - Odpowiedziała cicho. Tutaj w zamkniętym pomieszczeniu nie musiała podnosić głosu, a bardzo nie lubiła tego robić. - Myślę, że jeśli nie odpowiada ci ten strój można by go zmienić. Jednak ostatecznie… to tylko materia, która rozpadnie się w pył.

Ramirez pokiwał głową. Zrobił krok do przodu i opadł na kolana przed ciałem Ahaliona. W głowie kołatały wspomnienia. Gdy lady Winter pojawiła się na statku. Gdy trzeba było zacząć żyć w nowym świecie, bez Gunara. Techkapłan obawiał się, że Christo będzie chcieć sterować szlachcianką. Ahalion miał być przeciwwagą. Miał być tym, kto powstrzyma machinacje. Kto będzie bronić małej Corax, w czasie gdy Ramirez będzie bronić statku.

Po policzku Techkapłana popłynęła łza. Najpierw Gunar, teraz Ahalion. Winter w stanie śpiączki. W tym wszystkim była Amelia, która pojawiła się znikąd.

Ścisnął dłonią dłoń misjonarza. Czuł zimno ciała, które chłodnia jeszcze wzmogła.
- Oddałem twój miecz na przechowanie. Ona jest wojowniczką. Markusowi będzie u niej dobrze. Zasmakuje krwi. Ku chwale Imperatora.

Służyli na Błysku Cienia od lat. I nigdy nie rozmawiali o religii. Razem trenowali i prowadzili prawdziwe walki. Wspólnie palili heretyków, choć żaden z nich nie definiował nigdy czym jest herezja. Instynktownie wiedzieli, że poróżniło by ich to? A może nie poróżniłoby? Ramirez miał się już nigdy nie dowiedzieć. Śmierć Ahaliona i intronizacja Amelii bardzo mocno zachwiały wizją trójpodziału władzy między oficerami Gunara.

- Barca pochowa cię jak świętego - Ramirez zaśmiał się ciężko.
- Wcale się nie zdziwie, jak będziemy mieć w kaplicy twój pomnik.

W końcu techprezbiter powstał.
- Dokądkolwiek zmierzasz przyjacielu, spal ich. Sapl ich żywym ogniem. Wypal ich dusze, zatańcz na ich ciałach. Spraw by ziemia zniknęła w morzu krwi naszych wrogów. Pozwól im zaznać gniewu Imperatora.

Bel podeszła do mężczyzny i położyła mu dłoń na ramieniu, spoglądając na Ahaliona. Czy kapłan wiedział, że miał tu dobrego przyjaciela? Może… zapewne. Nie miała pewności i już nigdy się tego nie dowie. Dla niej był jedynie.. i aż, długą Imperatora. Tym który był najbliżej ich Pana.
- Dopilnuję by miał godny pochówek. - Bel odwróciła wzrok od zmarłego i spojrzała na Ramireza. - Teraz jednak.. chciałabym się upewnić czy wszystko w porządku z Lady WInter. Mimo wszystko… niepokoi mnie ta nagła śmierć.

Zabrała dłoń i jak to miała w zwyczaju splotła ją z drugą. Czuła niepokój… zachowaniem Christo, śmiercią Ahaliona, stanem statku. Ale był to jej niepokój i sama musiała sobie z nim poradzić.
- Czy zechciałbyś mi potowarzyszyć?

Ramirez przytaknął skinieniem głowy i opuścili kwatery Christo Barcy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline