Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2020, 15:30   #62
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 2053.IV.17 cz, zmierzch, NYC

Czas: 2053.IV.17 cz, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, ziąb, sła.wiatr, śnieży



- No nie, jeszcze tylko śniegu nam tu brakowało. - Dora prychnęła gdy dziewczyny zwróciły uwagę, że za oknem zaczęło sypać śniegiem. No rzeczywiście zaczęło. Było już widno i zaczynał się raczej późny poranek. No ale zanim po kolei wszystkie wstały i zebrały się ponownie w salonie przy wspólnym stole to już ranek zrobił się dość późny i śnieżny właśnie.

- Szkoda mi Janet. Szkoda, że nie mogła zostać z nami. - Maki też zapatrzyła się chwilę za okno na ten padający śnieg. Rzeczywiście z całej wczorajszej piątki brakowało im teraz rano tylko ciemnej blondynki. Ta jakoś wyślizgnęła się rano nie budząc nikogo by jak co dzień stawić się na służbę. Teraz widocznie dziewczyny współczuły nowej koleżance, że nie mogła zostać z nimi.

- Ojej ale ona wczoraj była super! - Julie też było tęskno za nowo poznaną blond koleżanką co wczoraj wcieliła się w rolę wystrzałowej dominy tak bardzo, że nikt nie próbował kwestionować jej pozycji. Nawet Dora co była drugą wśród nich co przejawiała raczej tendencje do dominacji jakoś w naturalny sposób uznała jej autorytet.

- Oj to prawda. Jak wczoraj weszła w tym kostiumie to mi szczęka opadła z wrażenia. - masażystka roześmiała się na to swoje wczorajsze wspomnienie a pozostałe koleżanki pokiwały głowami. Widocznie poza Amandą żadna nie spodziewała się takiej kreacji na wieczór i tak jak przewidywała przepatrywaczka poprzedniego poranka podczas rozmowy z Janet wszystkie przyjęły ją bardzo ciepło.

- Naprawdę Amanda miała cudowny pomysł by ją zaprosić. No i nas wszystkie. Nie pamiętam czy kiedy ostatni raz tak się wybawiłam. I to z samymi dziewczynami! - recepcjonistka o blond włosach położyła dłoń na dłoni gospodyni wywołując falę zachwytu nad wczorajszą imprezą. Amanda mogła spijać z ich ust te oznaki świadczące, że nawet dzisiaj rano, pomimo lekkiego kaca i zakwasów żadna z dziewczyn się nie skarżyła a wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że chyba ani pojedynczo ani w całości nie miałaby problemu zaprosić je czy umówić się jakoś skoro wyrażały taki zachwyt nad wczorajszą imprezą.

- A na razie jedzcie. Trzeba to zjeść bo my same z Amandą tego nie damy rady zjeść. - masażystka wskazała na zastawiony stół. Z wczoraj zostało aż nadto jedzenia więc dzisiaj przynajmniej odpadał im kłopot z robieniem śniadania. Wystarczyło co najwyżej odgrzać wczorajszą kolację. No i samo ogrzewanie na szczęście dalej działało więc chociaż za oknem prószył śnieg to wewnątrz panowało przyjemne ciepło.

- A w ogóle to mieszkacie tu razem? - Dora podczas tego śniadania zapytała parę gospodyń z widoczną ciekawością. Maki zachichotała cichutko jak mały blond chochlik i spojrzała wesoło na swoją Amandę. Pewnie można było odnieść takie wrażenie komuś kto ich spotykał po raz pierwszy. W końcu przywitały ich wczoraj razem jak dwie gospodynie no i para. Przynajmniej żadna z nich nie musiała się spieszyć do pracy. Maki i Dora zaczynały pracę dopiero pod wieczór a Julie jak załatwiła sobie wolne to właściwie dopiero jutro rano. To na spokojnie mogły zjeść na śniadanie wczorajszą kolację i sobie pogadać.

- Ojej tutaj tak pada a wy niedługo jedziecie do Miami. Ale wam zazdroszczę. - Julie starała się jak się dało wysądować czy przypadkiem przez te parę dni sytuacja jakoś się nie zmieniła i nie znalazłoby się dla niej miejsce na trasę do Miami. Nie zarabiała tak dobrze jak Maki więc nie miała kafla na bilet. Uzbierałaby może ze 3 stówki, może 4. Może trochę więcej jakby udało jej się sprzedać trochę rzeczy. Ale na kafla to nie łudziła się, że uzbiera.

- Słuchałabym się was no i nie robiłabym wam problemów. Mogłabym wam się przydać. Znam różnych ludzi. No nie w Miami czy gdzieś dalej ale tutaj to trochę znam. Jakby coś trzeba załatwić. - blondynka mówiła proszącym tonem jakby wierzyła, że ma ostatni moment by spróbować sobie jakoś załatwić ten bilet do Miami ze złotymi plażami jakie tak bardzo chciała zobaczyć. O tych swoich znajomych wspomniała tak jakby nie chodziło o zwykłych fryzjerów i sprzedawców. No ale też chyba nie chciała być zbyt natarczywa nie chcąc sobie psuć relacji z Amandą.




Czas: 2053.IV.17 cz, południe
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Columbia University (s.błękitna), podziemia uniwersytetu
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, ziąb, łag.wiatr, pogodnie


Amanda mieszkała w tym mieście na tyle długo by wiedzieć, że na uniwerek nie ma co się pchać na powierzchni i droga metrem jest o wiele skuteczniejsza. Co jak co ale nie bardzo kojarzyła ze swoich wojaży po ZSA by gdzieś indziej na taką skalę uruchomiono metro. A tutaj było to jedno z tych udogodnień dla zwykłych obywateli jakiej władzy udało się postawić na nogi. Więc gdy wsiadła w metro w enklawie Koi mogła dojechać prawie pod symboliczny próg uniwersytetu Columbia. Nawet przystanek nazywał się Uczelnia.

I do tego momentu jak się mocno zmrużyło oczy i nie czepiało szczegółów to jeszcze można było udawać, że to przedwojenne metro. Tylko nieco zaniedbane. Dalej jednak, za samą stacją było nieco sklepów i straganów z różnościami a na czymś co chyba było wejściem do przedwojennego podziemnego parkingu był wielki napis “Columbia University”. No i dwóch typków w hełmach, ciężkich płaszczach i z miotaczami ognia jako straż wejściowa. Ale poza nimi drzwi były szeroko otwarte dla gości i gości wchodzący czy wychodzący przez te drzwi nie zwracali za bardzo uwagi na tych strażników. I z wzajemnością. Chociaż za tymi drzwiami już było bardziej po nowojorskiemu. Bramka, kolejni strażnicy, zostawianie broni i niebezpiecznych przedmiotów w depozycie no i pytania. Po co, do kogo, dlaczego.



Czas: 2053.IV.17 cz, południe
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, enklawa Leaslear (s.czerwona), wnętrze
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwarno na zewnątrz jasno, ziąb, sła. wiatr, pogodnie







Nie tylko ciemnowłosy chudzielec i szczupła brunetka wyszli popatrzeć na wieczorne popisy wojskowej ciężarówki. Nie było się co dziwić. Trudno było przegapić prawie 10-tonową ciężarówkę jak kręci wiraże, rozpędza się, hamuje i w ogóle daje czadu. A jak w zapadających ciemnościach jeszcze jeździła z włączonymi reflektorami to wrażenie było jeszcze silniejsze. No to i mieszkańcy Leaslear wyszli sobie popatrzeć na to motoryzacyjne widowisko. A blondyn za kierownicą bynajmniej nie zawiódł ich oczekiwań. Chociaż zwykłym mieszkańcom enklawy popisy się podobały bo mieli świetną rozrywkę od monotonii taśmy produkcyjnej i codziennej rutyny. To jednak szef jaki zorganizował i ciężarówkę i całą akcję aż tak swobodnie się nie czuł.

- No niech tylko pasek zerwie… Albo się wywali… Lub w coś przypierdzieli… No ciekawe skąd ja wtedy wytrzasnę drugą ciężarówkę na pięć minut przed akcją. - Sean stał obok Amandy i też obserwował wyczyny blondyna. Co prawda sam prosił Kanmiego aby “sprawdził furę”. No ale widocznie chyba obaj z blondynem nieco inaczej rozumieli ten termin. Albo naprawdę obawiał się, że rajdowe popisy blondyna mogą jakimś pechowym poślizgiem wykoleić całą zaplanowaną akcję. Bo jak przyjechali to dowiedzieli się, że akcja odbędzie się dzisiaj. Koło północy. No tylko trzeba jeszcze sprawdzić ciężarówkę no i poczekać aż się wszyscy zbiorą. Przyjechali trochę spóźnieni przez ten trudny do oszacowania grafik promu przez Hudson no ale względnie o czasie. A w świecie gdzie mało kto miał sprawny zegarek to mało kto liczył czas co do minuty. Więc właściwie przyjechali w sam raz. Aby blondyn zabrał się za testowanie ciężarówki. I chyba sprawdził. Bo wreszcie zajechał pod fabryczną ścianę i z sykiem hydraulicznych hamulców zatrzymał wojskową ciężarówkę.

- Z maszyną wszystko w porządku! Można na wyścigi nią jechać! - Kanmi zawołał radośnie wyraźnie podekscytowany jak zawsze gdy mógł się wyszaleć za kółkiem. A w centrum jak pokazała poniedziałkowe spotkanie z srg. Swanson nie bardzo miał okazję.

- No! To dobrze. To chodźcie do mnie. - Sean z nieukrywaną ulgą przyjął werdykt blond kolegi. A może koniec tej próbnej jazdy. Albo to, że ciężarówka przetrwała te testy w jednym kawałku. Więc we trójkę ruszyli w stronę już nieźle poznanej komórki Seana gdzie był punkt zborny przed akcją.

Przy okazji po powrocie z uniwerku na Amandę czekałą niespodzianka we własnym mieszkaniu. I to całkiem miła. Gdy otwarła drzwi znalazła na podłodze kopertę. Wypchaną czymś grubszym. Widocznie ktoś ją wrzucił tak jak kiedyś wrzucało się listy czy ulotki. Gdy podniosła kopertę rozpoznała staranne pismo Ayumi ze swoim adresem na kopercie. A gdy ją otwarła okazało się, że to są licencje na posiadanie broni krótkiej dla niej i Kanmi’ego. Oficjalnie zostali członkami NYD. New York Defenders. Jedna z wielu organizacji prorządowych. Coś pomiędzy obroną cywilną, ochotniczą rezerwą policji i strażą sąsiedzką. Podobno niektóre oddziały Defenderów były prawie jak policja czy wojsko, nawet lepsze. Ale inne to właśnie niewiele różniły się od jednostek samoobrony. Ot, tam gdzie siły wojska i policji nie były wystarczające to organizowano albo przysyłano jednostki takich ochotników. Grunt, że tacy ochotnicy mieli pozwolenie na noszenie broni. I to na mieście. Bo do tej pory Amanda, Kanmi i wielu innych co mieli pracę związaną z częstymi wyjazdami poza miasto mieli czasowe zezwolenia na posiadanie broni. Ale w praktyce trzeba ją było trzymać w bagażniku by nie daj Boże obywatelowi nie strzeliło do łba w jakimś amoku strzelać do władzy i jej przedstawicieli. Więc władza dbała by jedynie jej przedstawiciele i tacy względnie zaufani jak Defenderzy mieli prawo do posiadania i użycia broni.

Teraz wreszcie ona i Kanmi mieli licencje na chodzenie z bronią po mieście całkiem legalnie. Co niejako zwiększało ich statut na mieście bo wszyscy wiedzieli, że z mieniem broni w tym mieście to nie takie hop siup. Więc ktoś kto porusza się z bronią w kaburze to już musi mieć jakieś plecy. Pomijając takie wypadki jak właśnie widzieli u Seana. Zebrało się już całkiem sporo ludzi. I chyba każdy miał jakąś klamkę albo i shotgun czy karabin. No ale raczej nie na legalu. Jednak zamierzali okraść magazyn gildii mocno związanej z rządem więc legalnością chyba nikt się za bardzo nie przejmował.

- Dobra, to uwaga! Będę czytał listę, sprawdzimy czy już wszyscy są! - Sean jako lider tego zgrupowania uniósł w górę notes i gdy wrzawa się nieco uciszyła to zaczął czytać imiona albo ksywy. Każdy wyczytany się odzywał i podnosił rękę, że już jest gotowy.

- Brakuje nam jeszcze Tracy i Robinsona. - powiedział organizator akcji drapiąc się ołówkiem po policzku, sprawdzając tą listę i zegarek. Jeszcze mieli jakieś trzy godziny to tej północy ale do wyznaczonego terminu zbiórki to był jeszcze z kwadrans. Na razie więc Sean ogłosił jakby ktoś przegapił, że Kanmi daje gwarancję jakości na działanie ciężarówki więc główny pojazd w ich planie jest gotowy do tej akcji.

Amanda i Kanmi dopiero teraz mieli okazję mniej więcej chociaż poznać się z uczestnikami akcji. Zwłaszcza Amanda bo Kanmi to chociaż tego czy tamtego zdawał się znać chociaż trochę. Wyglądało na to, że są jedynymi spoza tej enklawy co mieli wziąć udział w tej akcji. Reszta była stąd. Łącznie miało być jakiś tuzin osób. Z czego część miała zabezpieczać ulicę i bramę. Kanmi miał po otwarciu bramy i wrót magazynu wjechać do środka. A pół tuzina mężczyzn miało wyskoczyć z paki ciężarówki i zaczął ładować co i ile się da na tą pakę. A potem się zabrać z powrotem na tą pakę. Wcześniej skradacze mieli wyeliminować strażników przy bramie. Najlepiej po cichu by nie zaalarmować tych co siedzieli w kanciapie wewnątrz magazynu. Tych też trzeba było wyłączyć z akcji. Korzystając z tego, że jeszcze i tak czekali na ostatnich uczestników wyprawy Sean podszedł do Amandy.

- Jak myślisz. Da radę jednocześnie załatwić tych w środku i tych przy bramie? Czy lepiej najpierw tych przy bramie a potem tych w środku? - zapytał bo z całej grupy tylko Amanda była wewnątrz magazynu. I gdyby zgodziła to Sean nie ukrywał, że byłoby mu na rękę jakby poprowadziła jednego czy dwóch zwiadowców do środka by zająć się tymi w środku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline