Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2020, 08:00   #61
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Z Janet zdążyły już posiedzieć i przełamać pierwsze lody, zaczynało być całkiem miło i ciekawie gdy koło 21-ej usłyszały pukanie do drzwi. Tym razem były to zaproszone dziewczyny z Dzielnicy Świateł. I obie wydawały się kontrastowo różne. Wesoła blondynka i stonowana czarnulka.

- Cześć! Nawet nie wiesz jak się stęskniłam! Nie mogłam się doczekać do tej środy! - Julie okazywała zwyczajową żywiołowość. Prawie z progu bez skrępowania objęła Amandę całując ją w policzek. Dora była bardziej opanowana. A może to przez to, że wcześniej ledwo się zdążyły poznać z Amandą w “Matrixie”. Weszła i zamknęła za sobą drzwi zaczynając etap zdejmowania butów i kurtek.

- Korki były na bramkach. Zatrzymały nas. - stwierdziła filozoficznie czarnowłosa barmanka z “Matrixa” zdejmując kurtkę. - A nie mogłyśmy wyjechać wcześniej niż Julie nie wróciła z pracy i się nie wypindrzyła. - dodała wyjaśniając czemu są dopiero teraz. Ale faktycznie Julie kończyła podobnie jak Janet. Ale jednak z Dzielnicy Świateł to się jechało znacznie dłużej niż wewnątrz tej samej enklawy.

- O, a co to za ślicznotka? - Julie klęczała na podłodze aby zdjąć buty ale dojrzała Maki która przyjęła podobną pozycję w korytarzu jak przy witaniu się z Janet. Sama policjantka została przy stole czekając aż wszystkie się tam zjawią.

- To właśnie moja dziewczyna Maki, o której ci wspominałam. - Inu zaśmiała się. Widać było, że Azjatka wszystkim przypadła do gustu. - Maki to Julie i Dora. - Przedstawiła nowe dziewczyny. - Wchodźcie mamy już komplet. Jest nas jeszcze o jedną więcej, ale to zaraz was przedstawię. Maki naszykowała pyszności jeśli jesteście głodne.

Dwie ostatnie dziewczyny rozebrały się z butów i kurtek i razem z dwiema gospodyniami weszły do salonu. - Cześć. - przywitała się siedząca przy stole Janet unosząc dłoń w pokojowym i przyjaznym geście.

- Cześć! O, kolejna ślicznotka! - Julie odpowiedziała radosnym machanie swojej rączki i widocznie ta ciemniejsza, naturalna blondynka też jej wpadła w oko.

- Widzisz? Zapraszasz ją na imprezę albo wieziesz ją na na nią na drugi koniec miasta a tylko nam nie mówi, że jesteśmy ślicznotki. - Dora pacnęła dłonią w ramię Amandy pozwalając sobie na ten mały żarcik i przytyk pod adresem swojej blondwłosej koleżanki.

- Ojej Dora no! - recepcjonistka żachnęła się i odwróciła do niej i do Amandy. Podeszła do nich, objęła i pocałowała po przyjacielsku w policzek jedną i drugą aby im wynagrodzić tą swoją gafę. - Też jesteście ślicznotki! Wszystkie! Wszystkie jesteśmy ślicznotki! - zawołała Julie najpierw do nich obu potem odwracając się do pozostałej dwójki co rozbawiło chyba wszystkich.

I wreszcie można było zasiąść w komplecie do tej wspólnej kolacji. Przydała się bo chyba większość jak nie wszystkie niewiele jadły od obiadowej pory. Więc rozmowy przy stole były dość typowe dla nowych osób co się poznają lepiej pierwszy raz.

- Naprawdę jesteś policjantką? - Julie chyba kogoś mundurowego w ich dzisiejszym gronie w ogóle się nie spodziewała. Za to Janet wydawała się być bardzo zainteresowana Maki. A dokładniej to jak wygląda masaż robiony przez dziewczyny z “Fugu”. Bo czasem nawet ktoś z kolegów był i korzystał a potem różne cuda opowiadał ale ona sama nigdy nie skorzystała z tych usług. Masażystka zaś wypytywała dziewczyny z Dzielnicy Świateł o różne detale bo rzadko tam bywała to była ciekawa. Także tego czy są parą.

- Nie. Tylko się kumplujemy. I czasem ją bzyknę. - Dora pozwoliła sobie na pewną nonszalancję w odpowiedzi. Ale chyba miała podstawy bo recepcjonistka ochoczo wsparła jej odpowiedź radosnym kiwaniem blond czupryny.

Amanda przyglądała się dziewczynom, tylko dolewając im wina. Przy okazji sama słuchała i jadła bo większość dopiero co poznała.
- Super, że przyjechałyście wszystkie… jakoś ciężko było mi uwierzyć, że się uda. - Inu zaśmiała się, rozlała resztkę wina i odchyliła na krześle.


- No ja się najadłam. - oświadczyła Janet odsuwając nieco od siebie już pusty talerz. Już od paru chwili wszystkie uczestniczki raczej rozmawiały ze sobą niż jadły więc humory dopisywały wraz z przyjemnym domowym ciepłem i pełnymi żołądkami.

- To teraz albo zaczynamy imprezę jak na urodziny, włączamy film, idziemy spać i po koleżeńsku się rozstajemy miło wspominając tą imprezę. No albo zaczynamy zabawę na jaką chyba byłyśmy umówione. - policjantka popatrzyła na swoje nowe znajome. Na razie rzeczywiście przyjemnie wychodził im ten wieczór, po przyjacielsku, takie wieczorne zebranie koleżanek. Nic zdrożnego. Ale wieczór uciekał i zbliżała się noc. Chociaż poza policjantką to reszta nie musiała zrywać się z rana. Julie załatwiła sobie zamianę z koleżanką, Maki i Dora zaczynały pod wieczór a Amanda mogła sama sobie regulować grafik. Więc teraz policjantka skupiła na sobie uwagę wszystkich i młode kobiety popatrzyły na siebie nawzajem a w końcu spoczęły na głównej organizatorce tego spotkania.

- Na tyle na ile mnie znacie, to wiecie że bardzo seksownych ciuchów nie mam. Moje i Maki zabawki są w sypialni. - Inu otworzyła kolejną butelkę wina by w razie czegoś polać. - Chcecie się przebrać? - Rozejrzała się po zebranych.

- Janet i Dora to chyba klasyczne dominy, więc ja mogę założyć obróżkę i z przyjemnością posłucham rozkazów.

- O! To ja też chcę obrożę! - Julie z miejsca podchwyciła pomysł przepatrywaczki zgłaszając do góry rękę jak do odpowiedzi w szkole.

- No muszę przyznać, że świetnie wygląda w obroży. A jak zaczepić obrożę to świetnie chodzi przy nodze. - Dora pokiwała głową na znak, że akurat ten pomysł swojej blond kumpeli popiera w pełni.

- Chciałabym to zobaczyć. - Janet roześmiała się po czym dopiła swoją szklankę by zrobić miejsce na nową porcjję rozlewaną z nowej butelki. Dało się wyczuć, że chyba wszystkie uczestniczki myślą podobnie z tym nowym etapem spędzania tego wieczoru więc atmosfera zaczęła się elektryzować od tego przyjemnie rosnącego napięcia.

- A gdzie można się przebrać? - policjantka zapytała jeszcze nim wzięła swoją torbę i zniknęła w łazience aby się ubrać w swój strój czarnej władczyni.

- A my się jakoś przebieramy? Rozbieramy czy co? - Azjatka zapytała uśmiechając się delikatnie do Amandy i reszty.

- A właśnie a co lubicie? Bo ja to jestem uległa i lubię wykonywać polecenia. - Julie też wydawała się podekscytowana gdy zabawa zdawała się właśnie rozkręcać i wchodzić na właściwe tory.

- Ja lubię jak się takie ślicznotki jak wy pełzają u mych stóp. I są posłuszne. Dlatego z nią tak się dogaduję. - Dora bez skrępowania wskazała ruchem głowy na siedzącą obok recepcjonistkę.

- A ja lubię całowanie. I jak ktoś mnie i jak ja kogoś. Zwłaszcza jak kogoś lubię. I nie tylko w usta. No i masaż oczywiście. - Maki dodała coś od siebie by zdradzić koleżankom co z kolei ją kręci. Przynajmniej tak w największym skrócie.

- No to może poznamy się lepiej? - Dora przywała ruchem palca Amandę i Maki jak i tak siedziały w jednej linii obok niej. Masażystka co siedziała bliżej nachyliła się z zaciekawieniem i zaraz później obie się pocałowały w usta. Jeszcze dość ostrożnie jak to za pierwszym razem często bywało.

- O! Mamy pierwszy całus tego wieczoru! - Julie roześmiała się i klasnęła w dłonie. Ale też zdradzała, że wino, przyjemna atmosfera a teraz także erotyczna rozgrzewały ją coraz bardziej.

Inu też nachyliła się do Dory i pocałowała ją w usta chwilę po tym jak Maki skończyła. Jej jednak nie zabrakło śmiałości, alkohol zrobił swoje no i to całe gadanie też. Przerwała pocałunek i pocałowała Maki tuż przed twarzą Dory, bezczelnie wsuwając język w usta masażystki i sięgając dłonią do jej piersi.

Wydawało się, że z obiema kobietami Amanda nadaje na tych samych falach i chodzi im o to samo. Dora o ile z Maki całowała się delikatnie bardzo chętnie przyjęła bardziej zdecydowaną metodę całowania jaką prezentowała jej dziewczyna. Sama też wydawała się szybko przechodzić od słów do czynów obejmując nową kochankę przy tym pocałunku lub przesuwając dłońmi po jej piersiach.

To z kolei ośmieliło też masażystkę gdy przyszła kolej na nią. Tym razem z Amadną Maki całowała się śmielej i dało się wyczuć rosnące podniecenie Azjatki. I nie tylko. Uśmiechnęła się przyjaźnie do partnerki gdy skończyły się całować na koniec delikatnie muskając jej usta swoimi w podziękowaniu za tą zabawę.

- Ja też chcę! No nie zostawiajcie mnie tak samej. - recepcjonistka znów zamachała rączką przypominając koleżankom, że została tak sama po drugiej stronie stołu.

- Chodź tu. - Dora przyzwała ją bez ceregieli i czułości, także gestem. Więc blondynka prawie zerwała się ze swojego krzesła, obiegła stół i nachyliła się do niej. Teraz Amanda i Maki mogły oglądać z bliska pocałunek drugiej kobiecej pary. Też bardzo śmiały i z głębokim udziałem obu ust i języków. Obie wydawały się rozgrzane tą grą wstępną. A gdy skończyła blondynka nachyliła się jeszcze bardziej ku obu gospodyniom.

- A z wami też mogę? - zapytała przymilnie opierając się o uda barmanki i eksponując obu dziewczynom swoją wesołą minkę i dekolt. A barmanka skorzystała z okazji by nacieszyć nie tylko siebie kręcąc dłonią po jej zgrabnym kuperku a na koniec sprzedając jej klapsa w ten wypięty tyłek. Na co Julie cicho jęknęła ale zabrzmiało to jak zaproszenie do kontynuacji zabawy a nie prośba by przestać.

- Jasne. - Inu cały czas obejmując Maki, nachyliła się i pocałowała Julie, tak samo jak Dorę, mocno i intensywnie, chcąc jej przypomnieć ich wspólne zabawy.

Julie całowała się tak chętnie i gorąco jakby nie żartowała, że tęskniła i czekała. Aż przyjemnie było się tak z nią całować albo obserwować jak chwilę później całują się dwie blondynki.

- No to pierwsze koty za płoty. - powiedziała Dora gdy chyba wszystkie już się spróbowały, posmakowały i dopasowały. Siedziały obok siebie, na sobie, przy sobie, gra wstępna podziałała na każdą z nich jak trzeba. Każda była ciekawa pozostałych. Smaku, dotyku, głosu, pieszczot i zabawy. Ciekawa co się kryje pod ubraniami bo na pierwsze spojrzenie i dotyk to wyglądało bardzo obiecująco. Dora pozwoliła sobie bez żenady zajrzeć za dekolty obu nowych koleżanek i sprawdzić dotykiem jakość towaru. I wydawała się zadowolona z tego co znalazła u obu gospodyń. Julie w końcu usiadła jej na kolanach frontem do drugiej pary tak samo jak Maki skorzystała z kolan Amandy. Właściwie to cała czwórka była tak rozgrzana, że wypadało albo dać sobie spokój i wracać na swoje miejsca albo przejść do kolejnych etapów. A tą pierwszą opcją jakoś żadna z nich nie przejawiała zainteresowania. Julie właśnie nachylała się nad szyją i dekoltem masażystki całując je ustami i językiem. A gdy się dało zahaczała też Amandę. Gdy usłyszały głos tej piątej.

- A co tu się dzieje?! Co to za wygłupy?! - zaangażowane we wzajemną zabawę nie zauważyły powrotu Janet. Chociaż teraz to raczej była lady Janet. Ubrana w wysokie do połowy uda buty na wysokim obcasie, obcisłe czarne mini, gorset i długie czarne rękawiczki idealnie wpaswowywała się stereotypowy wizerunek seksownej dominy. Zwłaszcza jak na podkreślenie swoich słów świsnęła jej szpicruta trafiając jakieś puste oparcie krzesłą. Nawet ton i spojrzenie miała takie jak naczelniczka więzienna nad swoimi więźniarkami czy kierowniczka pensjonatu do wychowanek co to robią coś co nie jest zgodne z regulaminem i dobrym zachowaniem. Amanda już ją tak widziała wczoraj ale dla pozostałej trójki to była nowość.

- Woow… - Julie jęknęła w zachwycie na taką władczynie. I patrzyła w Janet jak zaczarowana.

- Aalee… - Maki co prawda zdążyła wcześniej rzucić okiem na jednego buta ale chyba nie przypuszczała co policjantka przywiozła w swojej torbie. I teraz była pod niemniejszym wrażeniem jak pozostałe dziewczyny.

- Ale się odstawiłaś. Cholera też muszę sobie coś takiego zorganizować. - Dora też gwizdnęła z uznaniem na taki widok. Janet na chwilę wróciła właśnie do tej sympatycznej koleżanki Janet a nie surowej dominy bo roześmiała się pogodnie ciesząc się widocznie z takiego pozytywnego odbioru jej wizerunku.

- Wkładam go tylko na specjalne okazje. Jak mam kogoś kto potrafi to docenić. Najlepiej przywiązanego do łóżka. - policjantka podeszła bliżej stając tuż obok obydwu krzeseł zajętych przez pozostałe dziewczyny więc wszystkie znalazły się ze sobą na wyciągnięcie ręki. A póki one siedziały a ona stała to i tak miała dominującą pozycję i wgląd z góry.

- No to miłe Panie… czy macie jakieś rozkazy. - Dłoń Inu powędrowała pod sweterek Maki i zacisnęła się na jej piersi na oczach pozostałych kobiet. - Bo tak czuję, że my byśmy się chętnie porozbierały.

Maki zareagowała bardzo uroczo. Cichutko ale apetycznie jęknęła co brzmiało i wyglądało bardzo pobudzająco. A pod sweterkiem dłoń przepatrywaczki natrafiła na znajome, jędrne atrybuty swojej dziewczyny.

- Amanda ma rację. Z tym rozbieraniem. I rozkazami. Będzie mi przyjemnie sprawić wam przyjemność. - masażystka obdarzyła Amandę i trójkę gości ciepłym, sympatycznym uśmiechem i zademonstrowała, że nie jest gołosłowna zgrabnie zdejmując swój sweterek. Teraz siedziała już tylko w samym, niebieskim biustonoszu który była dla oczu i dłoni bardzo przyjemnie wypełniony.

- O! Rozbieramy się! Juhu! - Julie była tak rozochocona tym wszystkim, że podskoczyła na krześle i klasnęła w dłonie. Właściwie to na kolanach czarnowłosej barmanki. Ta postanowiła interweniować.

- Stul się. Nikt cię nie pytał o zdanie. I przynieś obrożę. - czarnowłosa znów wydawała się żywo kontrastować chłodem i opanowaniem w porównaniu do swojej blondwłosej koleżanki która tryskała żywiołowością i temperamentem. Recepcjonistka pokiwała głową i wstała z jej kolan.

- Ojej jesteś tak ślicznie władcza! - Julie zapiszczała zachwycona gdy przechodziła obok policjantki przebranej za dominą. A potem potruchtała do swojej torby zaczynając tam czegoś szukać.

- Pokażę wam sztuczkę. - Dora powiedziała cicho obserwując jej manewry.

- My też mamy swoje obroże. I resztę. Ale w sypialni. - Na wpół rozebrana Maki objęła szyję Amandy bez skrępowania prezentując jej i innym swój dekolt. A swoją wspólną kolekcję erotycznych gadżetów faktycznie zostawiły w sypialni bo do tej pory nie był im potrzebny.

- A przyniesiesz je? - Inu uśmiechnęła się do swojej dziewczyny. - To ja też ściągnę kilka rzeczy z siebie.

Gdy Azjatka uniosła się z jej kolan. Amanda ściągnęła sweterek i znajdujący się na pod nim podkoszulek, prezentując wypełniony czarny stanik. Sięgnęła do swojego paska ale nim go rozpięła zetknęła na Janet.
- Mogę kontynuować Pani?

- Tak. Kontunuj. Zezwalam ci się rozebrać do rosołu. - Janet znów zaczynała zachowywać się jak sierżant aresztu wobec aresztantki. Albo domina dla swojej niewolnicy. Przesunęła szpicrutą po policzku Amandy. Co znów wywołało ten ekscytujący kontras subtelnej pieszczoty od narzędzia stworzonego do wymierzania kary i chłosty. Szpicruta na chwilę zatrzymała się pod jej brodą jakby pani chciała sobie dokładniej obejrzeć twarz swojej niewolnicy. Po czym zsunęła się niżej. Na jej pełne piersi, brzuch i wreszcie na pasek spodni o jakim mówiła. I na zachęte do wykonania tego polecenia poklepała ją tą szpicrutą po tyłku.

- Chyba się dogadamy. - Dora co niejako miała prywatny pokaz tuż przed swoimi oczami też nie ukrywała zadowolenia i fascynacji tym widowiskiem. Nawet nie bardzo było wiadomo do której z nich to mówi.

- Już mam. O. Rozbieramy się już? - w międzyczasie wróciła Julie trzymając jakieś czarne, skórzane pęta i próbując je sobie założyć no ale widok rozbierającej się Amandy ją podekscytował i rozproszył.

- Na kolana. - Dora pomogła jej z tym rozproszeniem łapiąc ją za rękę i zmuszając by uklęknęła między nią, Amandą i Janet co stały tuż obok. A sama zaczęła zakładać jej czarną obrożę z napisem “BITCH” na froncie i z już podpiętą smyczą.

- O. Ładna obroża. - Janet popatrzyła z góry na klęczącą recepcjonistkę która nie ukrywała swojego rozgorączkowania tą zabawą.

- Jakie wy jesteście śliczne. - westchnęła z lubością klęcząca blondynka przyglądając się od dołu obu stojącym nad nią kobietom.

- A my mamy takie coś. O. Już się rozbieramy na całego? - Maki nie było parę chwil ale jak wróciła to etap zdejmowania ubrań już był dość zaawansowany. Właściwie to już tylko Dora i Julie były w tym w czym przyszły chociaż ta ostatnia właśnie kończyła etap dopinania suczej obroży.

- Pewnie. Wyskakuj z ciuszków. - Dora mruknęła do niej zerkając ponad głową klęczącej blondynki na tą drugą co właśnie wróciła do pokoju.

- Nie wiedziałam którą chcesz to wzięłam wszystkie. - masażystka zaprezentowała te kilka sztuk obróżek jakie obie miały w swojej kolekcji dając Amandzie wybór co by miała ochotę założyć.

Inu zdążyła zdjąć spodnie razem z majtkami i skarpetkami i teraz stała w samym staniku prezentując przed dziewczynami swoje wysportowane ciało. Sięgnęła po czarną obróżkę i upięła ją na szyi.
- Dziękuję kochanie. - Mrugnęła do Azjatki i zetknęła na Janet i Dorę oczekując poleceń.

Amanda i Maki zaczęły sobie nawzajem pomagać zakładać te obroże. Maki wybrała dla siebie czerwoną z ćwiekami. A korzystając z tego, że obie są jeszcze chwilę zajęte Dora wstała z krzesła trzymając za smycz blondynki.

- A teraz pokażę wam sztuczkę. - czarnowłosa zaśmiała się a Janet i Maki popatrzyły na nią z zaciekawieniem nie wiedząc czego się spodziewać ale zabrzmiało jak zapowiedź czegoś ciekawego.

- To tresowana suczka. Potrafi chodzić przy nodze… - Dora weszła w rolę prezenterki zupełnie jak w jakimś cyrku z tresowanymi zwierzętami czy na wystawie rasowych psów. A recepcjonistka posłusznie zaczęła spacerować przy swojej pani. Szła przy nodze na czworakach jak prawdziwy pies na smyczy. Najpierw chwilę odchodziły w głąb pokoku wiec widać było plecy jednej i wypięty tyłek drugiej. Ale po paru krokach zatrzymały się i zawróciły stojąc frontem do pozostałych koleżanek.

- I czyścić buty. - barmanka spojrzała z góry na recepcjonistkę i ta uśmiechnęła się ciepło i bez wahania zaczęła całować buty i stopy stojącej nad nią koleżanki.

- Nieźle. - Janet chyba podobał się ten pokaz. Maki zerknęła na rozebraną Amandę. Obie już były nagie jeśli nie liczyć czarnej i czerwonej obroży na szyjach.

- Chodź suczko, wracamy ze spaceru. - Dora na zachętę dźgnęła obcasem wypięty tyłek recepcjonistki i zaczęły wracać do pozostałej trójki.

- Ale chyba masz drogie dziecko stanowczo za dużo na sobie. Musisz mieć strój odpowiedni jak twoje koleżanki. - Janet popatrzyła z góry na Julie i wskazała na brunetkę i Azjatkę jakie według niej spełniały standard stroju wieczorowego.

- Oczywiście. - Julie gorliwie pokiwała głową i szybko zaczęła się rozbierać z tego co miała na sobie. A dwie dominy w tym czasie skoncentrowały się na dwóch bardziej uległych partnerkach.

- No to zobaczmy co my tu mamy. Co sądzisz moja droga? - Dora podeszła do nich obu i bez skrępowania zaczęła je sobie oglądać z każdej strony. Zupełnie jakby dwie panie przyszły na targ kupić jakąś niewolnicę. Albo dwie. Za bezlitosnym spojrzeniem i chłodnym tonem powędrowały dłonie które bez wahania zaczęły sprawdzać jakoś towaru. Amanda czuła jak obie chodzą przed nią i za nią, jak dotykają jej piersi, twarzy, brzucha, klepią po pośladkach.

- Myślę, że trzeba je sprawdzić czy nie mają schowane jakichś podejrzanych i nielegalnych substancji. - Janet powiedziała to tak jakby miała zamiar zacząć zabawę w rewizję osobistą jaką tak lubiła. Nawet jeśli aresztantki były już właściwie nagie i nie bardzo miały gdzie ukryć cokolwiek.

- Będziesz grzeczną, rozsądną dziewczynką i pokażesz koleżankom jak należy się zachować? - policjantka pochyliła się do przepatrywaczki mrucząc jej do ucha. Pozostałe dziewczyny czekały z zaciekawieniem nie wiedząc czego się spodziewać ale znów zapowiadało się jakieś widowisko.

Inu przytaknęła ruchem głowy. Czuła jak cała ta pokazówka i sam fakt, że jest naga działają na nią. Jej piersi nabrzmiały, a ich szczyty stwardniały domagając się czułości. Jako, że stół był zajęty przez talerze i kieliszki, oparła się dłońmi o oparcie sofy wypinając mocno w kierunku policjantki i czekając na znane już sobie “przeszukiwanie.
- Co tylko zechcesz Pani. - Wymruczała cicho, rozsuwając szeroko nogi.

- O, właśnie tak. - milady wydawała się bardzo usatysfakcjonowana takim uległym i skorym do współpracy zachowaniem. Stanęła tuż za wypiętą na kanapie naguską i chwilę syciła się tym widokiem. A pozostałe dziewczyny z ciekawością obserwowały co się będzie działo. Widziały a Amanda czuła jak końcówka szpicruty przesuwa się po jej policzku. Potem zsuwa po wytatuowanych plecach, przez łopatki, kręgosłup, krzyż aż wreszcie zakręca i pieszczotą przyprawiajacą o przyjemny dreszcze przewsuwa się z jednego zgrabnego pośladka na drugi. Wreszcie cienka witka zsunęła się pomiędzy pośladki i tam je poklepała kilka razy. Aż wreszcie zrobiła to samo z tym najwrażliwszym miejsce. Dwie nagie koleżanki usiadły bliżej by lepiej widzieć. Maki tuż obok Amandy więc widziała ją nieco z góry ale za to mogły na siebie patrzeć bezpośrednio a Julie kucnęła przy oparciu więc miała koleżankę nieco z profilu. Obie wydawały się być zafascynowane tym widowiskiem. Dora zaś stanęła obok Janet patrząc na to wszystko z góry.

- A teraz zobaczymy co masz w środku. - nagle milady skończyła zabawy ze szpicrutą i nachyliła się nad wypiętą Amandą. Tak, że ta mogła poczuć na swoich pośladkach i plecach front jej czarnego kostiumu i usłyszeć jej szept tuż przy swoim uchu. Domina powoli wyprostowała się i jej dłonie zaczęły sunąć po barkach, żebrach, plecach aż zjechały na pośladki. Zupełnie jakby naprawdę szukała na nagim ciele jakichś ukrytych przedmiotów. A przy okazji pozwoliła sobie zbadać i pobudzić to ciało. Wreszcie jej dłonie dotarły do pośladków i intymnych okolic przeszukiwanej. I tam zaczęły ich stymulację i penetrację. Amanda mogła poczuć jak palce policjantki zagłębiają się w nią tak samo jak wczoraj u niej w domu albo w wynajętym na godzinę pokoju nad jadłodajnią.

- Ja... ja nic nie ukrywam. - Inu jęknęła głośno czując tą napaść. Czuła jak palce policjantki ślizgają się w jej wilgotnym wnętrzu. Jej ciało zaczęło drżeć z podniecenia.

- Nic? Zaraz to sprawdzimy. - Janet nie wychodziła z roli surowej sierżant i właścicielki krnąbrnej niewolnicy. Śmiało sobie poczynała z jej wnętrzem. Ale sądząc po gorączce słyszanej przez przyspieszony oddech też musiała wbrew pozorom czerpać z tej gry mnóstwo frajdy. I nie tylko ona.

- To ma być nic? - domina nachyliła sie by zeprezentować przed twarzą własne palce jakie właśnie wysunęły się z gościnnego wnętrza Amandy by ta mogła zobaczyć to wilgotne nic na palcach policjantki. Ewidentne świadectwo jak ciało przeszukiwanej gwałtownie reaguje na te przeszukanie.

- Wyczyść to. - Janet rzuciła oschle do kucającej przy sofie Julie. Ta bez wahania wykonała polecenie sugestywnie zlizując palce wspólnej władczyni i w końcu biorąc je w całości do ust. Za to Dora zajęła się Maki.

- Co tak siedzisz? Zajmij się nią. Chcę zobaczyć jak to robicie. - rzuciła do masażystki i ta niemniej ochoczo niż recepcjonistka ruszyła do wykonania zadania. Miała o tyle łatwiej, że siedziała tuż obok swojej dziewczyny. Teraz wystarczyło, że przesunęła się troszkę bardziej ku niej i już Amanda zamiast pochylać się nad kawałkiem pustej sofy miała przed swoją twarzą jędrne piersi i płaski brzuch Azjatki. A tuż pod nią jej uda a nad nią twarz z przyjemnym uśmiechem i rozgorączkowanym spojrzeniem.

- Dora chce zobaczyć jak się ze sobą zabawiamy. - powiedziała usmiechnięta Maki dając znać, że takie polecenie wykona wyjątkowo chętnie.

- O tak, ty też pokaż co umiesz. - Janet dołączyła do tego zestawu łapiąc za smycz Julie i ciągnąc ją za nią kawałek. Aż skierowała ją na wypięty tył Inu i właściwie wcisnęła twarz blondynki w ten wypęty tył.

- Dobrze proszę pani. - jęknęła cicho recepcjonistka też świetnie się odnajdując. Amanda poczuła jak teraz zamiast palców dominy zajmują się jej wrażliwym miejsce usta i język drugiej niewolnicy.

- O tak, pokażcie co umiecie. - Dora zaaprobowała ten pomysł i obie z Janet stanęły o krok dalej przyglądając się jak trzy kociaki ubrane jedynie w obroże zajmują się sobą dając im niezłe widowisko.

Inu zaczęła pojękiwać coraz głośniej czując jak zbliża się do szczytu. Jej ciało drżało mocno, a dłonie zaciskały się kurczowo na oparciu, ratując ją przed upadkiem na Maki.

Wydawało się, że impreza zaczęła się rozkręcać na dobre. Nie tylko Amanda miała z tego ubaw. Czy któraś z dziewczyn preferowała tą dominującą czy uległą stronę to każda znalazła coś dla siebie. Dość szybko rozbiły się na pary i trójkąty zgodnie ze swoimi osobistymi preferencjami czy ciekawością poznania nowej osoby. Gospodyni imprezy miała okazję wycałować szpilki swojej blondwłosej pani, dać się spenetrować zabaweczką czarnowłosej barmance, posmakować wnętrza ud masażystki albo dać się wycałować recepcjonistce. Wszystko się wymieszało ze sobą. W pewnym momencie Janet z pełną determinacją zapinała od tyły blondwłosą Azjatkę a zdawałoby się chwilę później Maki podobnie zajmowała się Julie. A przód Julie z kolej zajmował się Amadną więc ta miała niezły widok na podniecone twarze obu swoich kochanek. Masażystka okazała się zaskakująco wprawna w tej zabawie tak jak recepcjonistka wzięciem w dwa ognie. Obie wydawały się w pełni ustatsfakcjonwane z takiej zabawy. Janet też w pewnym momencie zarządzała usług Amandy każąc jej klęczeć przed krzesłem jakie zajmowała i zająć się sobą. Od samego dołu butów po swoje gorące uda. A tam na górze, na poziomie władczyń obie całowały się z Dorą w najlepsze. Dora też lubiła jak ktoś się zajmuje jej stopami więc co chwila zmuszała którąś z niewolnic do takich usług.

- To czas na pamiątkowe zdjęcie. - zaśmiała się Janet wyjmując sądeś smartfon i ustawiając kamerę by udokumentować co ciekawsze ujęcia z tej imprezy.

- Zamiast cykać fotki chodź się bawić. - Inu przyciągnęła Janet i odrazu dobrała się wargami do jej kobiecości. Czuła jak w jej głowie wiruje świat, jak wir podniety sprawia że zupełnie gubi czas. Nie wiedziała nawet o której usnęła na tym swoim wielkim łóżku pomiędzy kochankami.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-11-2020, 15:30   #62
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 2053.IV.17 cz, zmierzch, NYC

Czas: 2053.IV.17 cz, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, ziąb, sła.wiatr, śnieży



- No nie, jeszcze tylko śniegu nam tu brakowało. - Dora prychnęła gdy dziewczyny zwróciły uwagę, że za oknem zaczęło sypać śniegiem. No rzeczywiście zaczęło. Było już widno i zaczynał się raczej późny poranek. No ale zanim po kolei wszystkie wstały i zebrały się ponownie w salonie przy wspólnym stole to już ranek zrobił się dość późny i śnieżny właśnie.

- Szkoda mi Janet. Szkoda, że nie mogła zostać z nami. - Maki też zapatrzyła się chwilę za okno na ten padający śnieg. Rzeczywiście z całej wczorajszej piątki brakowało im teraz rano tylko ciemnej blondynki. Ta jakoś wyślizgnęła się rano nie budząc nikogo by jak co dzień stawić się na służbę. Teraz widocznie dziewczyny współczuły nowej koleżance, że nie mogła zostać z nimi.

- Ojej ale ona wczoraj była super! - Julie też było tęskno za nowo poznaną blond koleżanką co wczoraj wcieliła się w rolę wystrzałowej dominy tak bardzo, że nikt nie próbował kwestionować jej pozycji. Nawet Dora co była drugą wśród nich co przejawiała raczej tendencje do dominacji jakoś w naturalny sposób uznała jej autorytet.

- Oj to prawda. Jak wczoraj weszła w tym kostiumie to mi szczęka opadła z wrażenia. - masażystka roześmiała się na to swoje wczorajsze wspomnienie a pozostałe koleżanki pokiwały głowami. Widocznie poza Amandą żadna nie spodziewała się takiej kreacji na wieczór i tak jak przewidywała przepatrywaczka poprzedniego poranka podczas rozmowy z Janet wszystkie przyjęły ją bardzo ciepło.

- Naprawdę Amanda miała cudowny pomysł by ją zaprosić. No i nas wszystkie. Nie pamiętam czy kiedy ostatni raz tak się wybawiłam. I to z samymi dziewczynami! - recepcjonistka o blond włosach położyła dłoń na dłoni gospodyni wywołując falę zachwytu nad wczorajszą imprezą. Amanda mogła spijać z ich ust te oznaki świadczące, że nawet dzisiaj rano, pomimo lekkiego kaca i zakwasów żadna z dziewczyn się nie skarżyła a wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, że chyba ani pojedynczo ani w całości nie miałaby problemu zaprosić je czy umówić się jakoś skoro wyrażały taki zachwyt nad wczorajszą imprezą.

- A na razie jedzcie. Trzeba to zjeść bo my same z Amandą tego nie damy rady zjeść. - masażystka wskazała na zastawiony stół. Z wczoraj zostało aż nadto jedzenia więc dzisiaj przynajmniej odpadał im kłopot z robieniem śniadania. Wystarczyło co najwyżej odgrzać wczorajszą kolację. No i samo ogrzewanie na szczęście dalej działało więc chociaż za oknem prószył śnieg to wewnątrz panowało przyjemne ciepło.

- A w ogóle to mieszkacie tu razem? - Dora podczas tego śniadania zapytała parę gospodyń z widoczną ciekawością. Maki zachichotała cichutko jak mały blond chochlik i spojrzała wesoło na swoją Amandę. Pewnie można było odnieść takie wrażenie komuś kto ich spotykał po raz pierwszy. W końcu przywitały ich wczoraj razem jak dwie gospodynie no i para. Przynajmniej żadna z nich nie musiała się spieszyć do pracy. Maki i Dora zaczynały pracę dopiero pod wieczór a Julie jak załatwiła sobie wolne to właściwie dopiero jutro rano. To na spokojnie mogły zjeść na śniadanie wczorajszą kolację i sobie pogadać.

- Ojej tutaj tak pada a wy niedługo jedziecie do Miami. Ale wam zazdroszczę. - Julie starała się jak się dało wysądować czy przypadkiem przez te parę dni sytuacja jakoś się nie zmieniła i nie znalazłoby się dla niej miejsce na trasę do Miami. Nie zarabiała tak dobrze jak Maki więc nie miała kafla na bilet. Uzbierałaby może ze 3 stówki, może 4. Może trochę więcej jakby udało jej się sprzedać trochę rzeczy. Ale na kafla to nie łudziła się, że uzbiera.

- Słuchałabym się was no i nie robiłabym wam problemów. Mogłabym wam się przydać. Znam różnych ludzi. No nie w Miami czy gdzieś dalej ale tutaj to trochę znam. Jakby coś trzeba załatwić. - blondynka mówiła proszącym tonem jakby wierzyła, że ma ostatni moment by spróbować sobie jakoś załatwić ten bilet do Miami ze złotymi plażami jakie tak bardzo chciała zobaczyć. O tych swoich znajomych wspomniała tak jakby nie chodziło o zwykłych fryzjerów i sprzedawców. No ale też chyba nie chciała być zbyt natarczywa nie chcąc sobie psuć relacji z Amandą.




Czas: 2053.IV.17 cz, południe
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Columbia University (s.błękitna), podziemia uniwersytetu
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, ziąb, łag.wiatr, pogodnie


Amanda mieszkała w tym mieście na tyle długo by wiedzieć, że na uniwerek nie ma co się pchać na powierzchni i droga metrem jest o wiele skuteczniejsza. Co jak co ale nie bardzo kojarzyła ze swoich wojaży po ZSA by gdzieś indziej na taką skalę uruchomiono metro. A tutaj było to jedno z tych udogodnień dla zwykłych obywateli jakiej władzy udało się postawić na nogi. Więc gdy wsiadła w metro w enklawie Koi mogła dojechać prawie pod symboliczny próg uniwersytetu Columbia. Nawet przystanek nazywał się Uczelnia.

I do tego momentu jak się mocno zmrużyło oczy i nie czepiało szczegółów to jeszcze można było udawać, że to przedwojenne metro. Tylko nieco zaniedbane. Dalej jednak, za samą stacją było nieco sklepów i straganów z różnościami a na czymś co chyba było wejściem do przedwojennego podziemnego parkingu był wielki napis “Columbia University”. No i dwóch typków w hełmach, ciężkich płaszczach i z miotaczami ognia jako straż wejściowa. Ale poza nimi drzwi były szeroko otwarte dla gości i gości wchodzący czy wychodzący przez te drzwi nie zwracali za bardzo uwagi na tych strażników. I z wzajemnością. Chociaż za tymi drzwiami już było bardziej po nowojorskiemu. Bramka, kolejni strażnicy, zostawianie broni i niebezpiecznych przedmiotów w depozycie no i pytania. Po co, do kogo, dlaczego.



Czas: 2053.IV.17 cz, południe
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, enklawa Leaslear (s.czerwona), wnętrze
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwarno na zewnątrz jasno, ziąb, sła. wiatr, pogodnie







Nie tylko ciemnowłosy chudzielec i szczupła brunetka wyszli popatrzeć na wieczorne popisy wojskowej ciężarówki. Nie było się co dziwić. Trudno było przegapić prawie 10-tonową ciężarówkę jak kręci wiraże, rozpędza się, hamuje i w ogóle daje czadu. A jak w zapadających ciemnościach jeszcze jeździła z włączonymi reflektorami to wrażenie było jeszcze silniejsze. No to i mieszkańcy Leaslear wyszli sobie popatrzeć na to motoryzacyjne widowisko. A blondyn za kierownicą bynajmniej nie zawiódł ich oczekiwań. Chociaż zwykłym mieszkańcom enklawy popisy się podobały bo mieli świetną rozrywkę od monotonii taśmy produkcyjnej i codziennej rutyny. To jednak szef jaki zorganizował i ciężarówkę i całą akcję aż tak swobodnie się nie czuł.

- No niech tylko pasek zerwie… Albo się wywali… Lub w coś przypierdzieli… No ciekawe skąd ja wtedy wytrzasnę drugą ciężarówkę na pięć minut przed akcją. - Sean stał obok Amandy i też obserwował wyczyny blondyna. Co prawda sam prosił Kanmiego aby “sprawdził furę”. No ale widocznie chyba obaj z blondynem nieco inaczej rozumieli ten termin. Albo naprawdę obawiał się, że rajdowe popisy blondyna mogą jakimś pechowym poślizgiem wykoleić całą zaplanowaną akcję. Bo jak przyjechali to dowiedzieli się, że akcja odbędzie się dzisiaj. Koło północy. No tylko trzeba jeszcze sprawdzić ciężarówkę no i poczekać aż się wszyscy zbiorą. Przyjechali trochę spóźnieni przez ten trudny do oszacowania grafik promu przez Hudson no ale względnie o czasie. A w świecie gdzie mało kto miał sprawny zegarek to mało kto liczył czas co do minuty. Więc właściwie przyjechali w sam raz. Aby blondyn zabrał się za testowanie ciężarówki. I chyba sprawdził. Bo wreszcie zajechał pod fabryczną ścianę i z sykiem hydraulicznych hamulców zatrzymał wojskową ciężarówkę.

- Z maszyną wszystko w porządku! Można na wyścigi nią jechać! - Kanmi zawołał radośnie wyraźnie podekscytowany jak zawsze gdy mógł się wyszaleć za kółkiem. A w centrum jak pokazała poniedziałkowe spotkanie z srg. Swanson nie bardzo miał okazję.

- No! To dobrze. To chodźcie do mnie. - Sean z nieukrywaną ulgą przyjął werdykt blond kolegi. A może koniec tej próbnej jazdy. Albo to, że ciężarówka przetrwała te testy w jednym kawałku. Więc we trójkę ruszyli w stronę już nieźle poznanej komórki Seana gdzie był punkt zborny przed akcją.

Przy okazji po powrocie z uniwerku na Amandę czekałą niespodzianka we własnym mieszkaniu. I to całkiem miła. Gdy otwarła drzwi znalazła na podłodze kopertę. Wypchaną czymś grubszym. Widocznie ktoś ją wrzucił tak jak kiedyś wrzucało się listy czy ulotki. Gdy podniosła kopertę rozpoznała staranne pismo Ayumi ze swoim adresem na kopercie. A gdy ją otwarła okazało się, że to są licencje na posiadanie broni krótkiej dla niej i Kanmi’ego. Oficjalnie zostali członkami NYD. New York Defenders. Jedna z wielu organizacji prorządowych. Coś pomiędzy obroną cywilną, ochotniczą rezerwą policji i strażą sąsiedzką. Podobno niektóre oddziały Defenderów były prawie jak policja czy wojsko, nawet lepsze. Ale inne to właśnie niewiele różniły się od jednostek samoobrony. Ot, tam gdzie siły wojska i policji nie były wystarczające to organizowano albo przysyłano jednostki takich ochotników. Grunt, że tacy ochotnicy mieli pozwolenie na noszenie broni. I to na mieście. Bo do tej pory Amanda, Kanmi i wielu innych co mieli pracę związaną z częstymi wyjazdami poza miasto mieli czasowe zezwolenia na posiadanie broni. Ale w praktyce trzeba ją było trzymać w bagażniku by nie daj Boże obywatelowi nie strzeliło do łba w jakimś amoku strzelać do władzy i jej przedstawicieli. Więc władza dbała by jedynie jej przedstawiciele i tacy względnie zaufani jak Defenderzy mieli prawo do posiadania i użycia broni.

Teraz wreszcie ona i Kanmi mieli licencje na chodzenie z bronią po mieście całkiem legalnie. Co niejako zwiększało ich statut na mieście bo wszyscy wiedzieli, że z mieniem broni w tym mieście to nie takie hop siup. Więc ktoś kto porusza się z bronią w kaburze to już musi mieć jakieś plecy. Pomijając takie wypadki jak właśnie widzieli u Seana. Zebrało się już całkiem sporo ludzi. I chyba każdy miał jakąś klamkę albo i shotgun czy karabin. No ale raczej nie na legalu. Jednak zamierzali okraść magazyn gildii mocno związanej z rządem więc legalnością chyba nikt się za bardzo nie przejmował.

- Dobra, to uwaga! Będę czytał listę, sprawdzimy czy już wszyscy są! - Sean jako lider tego zgrupowania uniósł w górę notes i gdy wrzawa się nieco uciszyła to zaczął czytać imiona albo ksywy. Każdy wyczytany się odzywał i podnosił rękę, że już jest gotowy.

- Brakuje nam jeszcze Tracy i Robinsona. - powiedział organizator akcji drapiąc się ołówkiem po policzku, sprawdzając tą listę i zegarek. Jeszcze mieli jakieś trzy godziny to tej północy ale do wyznaczonego terminu zbiórki to był jeszcze z kwadrans. Na razie więc Sean ogłosił jakby ktoś przegapił, że Kanmi daje gwarancję jakości na działanie ciężarówki więc główny pojazd w ich planie jest gotowy do tej akcji.

Amanda i Kanmi dopiero teraz mieli okazję mniej więcej chociaż poznać się z uczestnikami akcji. Zwłaszcza Amanda bo Kanmi to chociaż tego czy tamtego zdawał się znać chociaż trochę. Wyglądało na to, że są jedynymi spoza tej enklawy co mieli wziąć udział w tej akcji. Reszta była stąd. Łącznie miało być jakiś tuzin osób. Z czego część miała zabezpieczać ulicę i bramę. Kanmi miał po otwarciu bramy i wrót magazynu wjechać do środka. A pół tuzina mężczyzn miało wyskoczyć z paki ciężarówki i zaczął ładować co i ile się da na tą pakę. A potem się zabrać z powrotem na tą pakę. Wcześniej skradacze mieli wyeliminować strażników przy bramie. Najlepiej po cichu by nie zaalarmować tych co siedzieli w kanciapie wewnątrz magazynu. Tych też trzeba było wyłączyć z akcji. Korzystając z tego, że jeszcze i tak czekali na ostatnich uczestników wyprawy Sean podszedł do Amandy.

- Jak myślisz. Da radę jednocześnie załatwić tych w środku i tych przy bramie? Czy lepiej najpierw tych przy bramie a potem tych w środku? - zapytał bo z całej grupy tylko Amanda była wewnątrz magazynu. I gdyby zgodziła to Sean nie ukrywał, że byłoby mu na rękę jakby poprowadziła jednego czy dwóch zwiadowców do środka by zająć się tymi w środku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-12-2020, 08:06   #63
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Poranek, dom Inu


- Cóż… może musiała wcześniej zwiewać, ale za to wcześniej skończy. - Inu upiła kawy spoglądając smętnie na śnieg sypiący za oknem. A ją wieczorem czeka wypad w teren… po ciemku… westchnęła ciężko i odwróciła się do dziewczyn przywołując uśmiech na twarzy. - Julie… ja bym ciebie chętnie zgarnęła, że znajomościami czy bez. Bo trasa długa i fajnie mieć dobre towarzystwo. Tyle że jadę z towarem. Maki nawet nie powinna ze mną jechać, ale poręczyłam, że nie będzie przeszkadzać.

- Ojej… - blondynka posmutniała i machinalnie podrapała paznokciem kubek z herbatą. - Rozumiem. Szkoda. Zawsze chciałam pojechać do ciepłych krajów, zobaczyć te słoneczne plaże i resztę. A tak się trafiło, że akurat tam jedziecie i to takie sympatyczne dziewczyny jak wy… - westchnęła z żalem i w końcu podniosła głowę by wskazać na przepatrywaczkę i jej dziewczynę. - No ale rozumiem. - uśmiechnęła się nostalgicznie i jeszcze raz pokiwała głową na znak, że szkoda jej ogromnie takiej szansy no ale nie będzie dalej drążyć tematu.

- Może jak wrócę, zgarnę nieco hajsu za ten wypad to zrobię sobie chwilę wolnego i zabiorę was w fajne miejsce. - Inu uśmiechnęła się do dziewczyn. - Rozeznam się w okolicy może nie trzeba jechać aż do Miami by się poopalać.

Trójka dziewczyn uśmiechnęła się i pokiwała twierdząco głowami na znak, że byłyby chętne na taki wypad we wspólnym towarzystwie. Julie rzuciła o jakichś domkach nad jeziorem co słyszała, że tam jest w sam raz bo koleżanka z chłopakiem była, Dora o innym, nad jakąś rzeką a Maki o jakiejś farmie co też słyszała, że na przyjmowanie gości jest nastawiona.

Chwilę jeszcze Inu pozwoliła sobie na żarty o pogodzie i że fajnie byłoby uciec na tyle od Nowego Yorku by nie zaatakowała ich tutejsza aura i trzeba było się żegnać.


Południe, Uniwerek


Inu nie była na uniwerku od wieków. Tuż po przyjeździe do NY robiła niewielką fuchę dla jakiegoś profesorka, ale nigdy nie było to jakoś mega dochodowe. Wchodząc do środka zdjęła kaptur i znajdującą się pod nim czapkę.
- Amanda Walker. Przepatrywaczka. - Przedstawiła się kolejnej fali ochrony. - Ja w sprawie tego zaginionego profesora.

- Profesora Fletchera? - ochroniarz, jeden z trzech jacy stali przy wewnętrznej bramce pokiwał głową na znak, że sprawa chyba nie jest mu tak całkiem obca. Kolega podniósł głowę odbierając i ewidencjonując fanty od przepatrywaczki i też podniósł głowę by jeszcze raz spojrzeć na przepatywaczkę.

- To idź dalej tym korytarzem a potem w prawo. Na drzwiach będzie tabliczka do sekreatriatu. Tam się zapytaj jak to jest z tym profesorem. - wytłumaczył jej strażnik wskazując jak to dalej powinna iść z tą sprawą.

Miał rację. Pokierowana tak Amanda mijała sporo różnych typów ludzkich idąc tym korytarzem. W większości młodzi ludzie, pewnie studenci. Czasem jakiś laborant w fartuchu, ktoś kto wyglądał jak monter w roboczym drelichu, inni dźwigali jakieś pudło z którego wystawały jakieś elektroniczne części no i wreszcie znalazła sekretariat. W środku zastała jakąś miło uśmiechniętą, życzliwie wyglądającą dziewczynę.

- W sprawie profesora Fletchera? - okularnica okazała się nieźle poinformowana. Dobrą dla Amandy wiadomością było to, że nadal się nie odnalazł a więc nagroda wciąż była aktualna. Zaginął jakieś dwa, teraz to już może i trzy tygodnie temu. Nikt nie wie dokładnie jak i kiedy. Wydawało się, że po prostu wyszedł i nie wrócił. Zorientowali się, że go nie ma dopiero jak nie przyszedł na swoje zajęcia ze studentami i wszyscy zaczęli go szukać i się okazało, że go nie ma i nikt nie wie gdzie jest. Przykra sprawa.

- To już starszy człowiek. Mam nadzieję, że się odnajdzie i nic mu nie jest. - Paula poprawiła swoje okulary i wydawała się naprawdę zmartwiona losem zaginionego profesora.

- A możesz mi opowiedzieć nieco więcej? - Inu przyjrzała się z zaciekawieniem swojej rozmówczyni, zastanawiając się jakie były jej relacje z profesorem. - Nad czym pracował, z kim miał kontakt? Miał pomocnika... a nie.. to się u was nazywa asystent, tak? Miał tu swój gabinet? Mogę się rozejrzeć ale jak to ktoś starszy to sama wiesz… mogli go po prostu pobić na ulicy.

Paula zastanowiła się chwilę nad tymi pytaniami. Pokiwała głową, odruchowo poprawiła okulary na nosie i powiodła wzrokiem po ścianie nim odpowiedziała. - Chyba rzeczywiście będzie najlepiej jak porozmawiasz z Ryanem. Ryan Rhodes, to asystent profesora Fletchera. On chyba będzie najlepiej zorientowany w temacie. Taki rozczochrany i w okularach. Zaraz dam ci adres. - okularnica uśmiechnęła się pokazując na swojej głowie jakby ten asystent profesora miał czuprynę jak młody Einstein. Zapisała coś na małej karteczce, wyrwała ją i podała brunetce po drugiej stronie biurka. Jak ta mogła przeczytać był tam jakiś adres. Jaki blok, poziom, dział no i nazwisko. Na szczęście Paula tak to sprytnie napisała, że jakby pokazać tą karteczkę jakiemuś tubylcowi to powinien wskazać jak dalej iść. A sama od siebie radziła sprawdzić stołówkę bo taka, pora, że Rhodes mógł być na obiedzie. A personel miał identyfikatory z nazwiskami więc to też mogło pomóc w znalezieniu tego asystenta zaginionego profesora.
- To się przejdę i dopytam. - Inu uśmiechnęła się i pomachała do dziewczyny nim ruszyła na poszukiwanie asystenta. Wychodząc zagaiła jednego ze strażników o wypisany na karteczce adres, prosząc go o wskazanie kierunku.

Paula też ją pożegnała z przyjemnym uśmiechem i pomachała jej na pożegnanie życząc powodzenia i jakby o coś chciała zapytać to niech wróci. Okazało się, że trzewia podziemnego uniwersytetu to jakiś konglomerat podziemnych konstrukcji a nie to co zwykle się kojarzyło z uniwerkiem czyli aule i inne sale wykładowe. Tutaj momentami szło się jakimiś piwnicami kamienic, były jakieś schody w górę i w dół, każde z innego budynku to każde inne, jakieś podziemne parkingi mniej lub bardziej udanie przystosowane do dłuższego bytowania ludzi i tak dalej. No ale podobno oryginalny uniwersytet na powierzchni oberwał czymś w trakcie wojny i niewiele z niego zostało. To się przenieśli pod powierzchnię.

Więc podróżować przez ten galimatias wcale nie było tak łatwo. Dobrze, że prawie wszędzie ktoś się kręcił i to jakoś Amanda trafiała na raczej życzliwych jej ludzi co każdy pokierował ją o kolejny kawałek schodów, korytarzy czy drzwi. I tak w końcu dotarła do czegoś co kiedyś chyba było piwnicą jakiegoś budynku a teraz było gabinetami profesorów i wykładowców. Znalazła nawet drzwi z oznaczeniem dr. Ryan Rhodes ale były zamknięte. Gdy się zastanawiała co zrobić drzwi na korytarz otworzyły się i wszedł przez nie jakiś rozczochraniec w okularach.

- O. Do mnie może? - zapytał widząc, pod czyimi drzwiami stoi. Gdy podszedł bliżej Amanda mogła przeczytać jego plakietkę przyczepioną do fartucha, że to jest właśnie asystent zaginionego profesora.

- Tak… ja od Pauli w sprawie profesora Fletchera. - Inu uśmiechnęła się do asystenta. - Amanda Walker, przepatrywaczka.

- O, w sprawie profesora? To już, zapraszam do siebie. Aha, Ryan jestem. Ryan Rhodes. - doktor chemii organicznej jak głosiła tabliczka przy jego drzwiach i na plakietce w fartuchu wydawał się być pełen energii. Może nawet miał jej aż za dużo przez co sprawiał wrażenie trochę roztargnionego gdy robił i mówił szybko i na raz. Tak jak się przedstawiał, witał i jednocześnie szukał klucza po kieszeniach a w końcu i otwierał nim drzwi.

- To od Pauli tak? A coś już mówiła? Już parę osób się pytało o profesora. Pewnie przez tą nagrodę. No ale na razie nikt nie wrócił, że go odnalazł. Albo chociaż ślad po nim. - wszedł pierwszy pchając dość ciężko wyglądające drzwi. Albo tak ciężko chodziły po prostu. Ale zaraz stanął by wpuścić gościa do środka. A środek miał wielkość małego pokoju, czy niewielkiego składziku. Starczyło miejsca na biurko, ze trzy zamykane szafy z jakimiś teczkami, książkami, czasopismami i szklaną, pustą aparaturą kojarzącą się z jakimiś eksperymentami. Wskazał na jedno z dwóch krzeseł dla gości a sam obszedł biurko i zasiadł po swojej stronie. Biurko też było zawalone jakimś teczkami na dokumenty, zeszytami, otwartymi książkami no i w ogóle właśnie wyglądało tak jak pracownia naukowca czy profesora chyba powinna. Zwłaszcza jak widocznie nie spodziewał się gości czy inspekcji.

- I zaraz, przepatrywaczka? To z policji? Wojsko? Czy jakiś nowy urząd wymyślili? - dopiero jak usiadł jakby dotarło do niego jak się Amanda przedstawiła. Ale pytał jakby spodziewał się, że jest przedstawicielem kogoś z władz. Co nawet było zrozumiałe przy tym milionie urzędników i urzędów jakie zdominowały administrację i życie codzienne w tym mieście. Wydawało się, że co tydzień władze powołują jakiś urząd czy komisję.

- Nie, po prostu wolny strzelec. - Inu wzruszyła ramionami. Rozpięła kurtkę i rozejrzała się po pomieszczeniu. - Dużo się kręcę po mieście ostatnio, to uznałam że dopytam szczegóły bo może uda mi się pomóc. A Paula powiedziała, że lepiej będzie jak dopytam pana.

- Aha, wolny strzelec? To nie z urzędu? Aha. - roztrzepaniec w okularach pokiwał głową przyjmując to do wiadomości, znów poprawił okulary na nosie i zastanowił się chwilę.

- No tak, miła dziewczyna ta Paule. Ale wszystkich w tej sprawie wysłyła do mnie. Chyba słusznie. - znów pokiwał głową na to wszystko. Westchnął głębiej, oparł się o krzesło na jakim siedział i trochę się bujnął w lewo i w prawo.

- Profesor zaginął 31-go. Ostatniego marca. A raczej właśnie wtedy zorientowaliśmy się, że go nie ma. Bo to poniedziałek był i powinien mieć wykłady. A tu go nie ma i nikt, nawet ja, nie wie gdzie on jest. Zresztą wszyscy wtedy zaczęli mnie pytać gdzie jest profesor. A ja nic nie wiem! Ostatni raz widziałem go w sobotę rano. Wyglądał jak zawsze. Nic nie wskazywało by miał nagle zniknąć. - naukowiec zaczął szybko mówić streszczając to co się działo ponad 2 tygodnie temu. Mówił jakby sam się po raz nie wiadomo który nie spodziewał, że może znajdzie jakiś pomocny detal w tych wspomnieniach. Ale chyba nic z tego nie wyszło.

- Nad czym ostatnio pracował? Współpracował z kimś spoza uczelni? - Inu zaczęła wymieniać pytania, który ją mogły nieco naprowadzić. - Mieszkał gdzieś na terenie uczelni czy poza? Wspominał by miał z kimś kłopoty?

- Taakk… - Rhodes zamyślił się nad tymi pytaniami jakby odpowiedzi miały zająć więcej czasu niż zadanie pytań. Zdjął okulary i z roztargnieniem zaczął je przecierać krawędzią fartucha.

Profesor Fletcher był ekspertem od chemii. Świetnym. Najlepszym jakiego tutaj mieli więc pewnie z czołówki chemików w całym mieście. Jeszcze przedwojennym. I Ryan prawie jawnie się puszył, że udało mu się zostać asystentem kogoś takiego a nie jakiegoś zwykłego profesora. Trochę trudno było tak jednym zdaniem streścić czym zajmował się profesor bo prowadził wiele projektów. Opracowywał środek chemiczny jaki pomógłby konserwować żywność dla armii. Świetnie mu szło. I dla Argos też pracował nad opracowaniem receptury pożywki. I jeszcze dla saperów i budowlańców proces produkcji materiałów wybuchowych. To może nawet można było sprzedać tym z Federacji do ich kopalń. No i parę innych ale te trzy najbardziej go ostatnio zajmowały.

A mieszkał tutaj na uniwerku. Jak większość kadry. Po jego zniknięciu komisynie sprawdzili jego mieszkanie no ale nie znaleźli ani listu pożegnalnego, ani brakujących rzeczy jakie zwykle człowiek zabierał szykując się w podróż no nic co by mogło dać jakąś wskazówkę o jego zniknięciu. Tak jakby wyszedł z domu i zniknął. Zresztą potem policja też przeszukała to mieszkanie i też nic nie znalazła. A kłopoty jak miał to jak się martwił czy zdąży te wszystkie projekty i plany zrealizować nim go śmierć zabierze. Nie był już młody, raczej taki emeryt. I raczej Rhodes nie przypominał sobie by ktoś mu groził czy coś co znów mogło by sprawić zniknięcie profesora.

- To było kompletne zaskoczenie dla nas wszystkich. W ogóle się tego nie spodziewaliśmy. Pluję sobie w brodę, że nie odwiedziłem go w tamten weekend. Może jakoś by do tego nie doszło albo chociaż odkrylibyśmy wcześniej jego zniknięcie. - doktor chemii przeczesał nieco nerwowym ruchem swoje bujne, rozczochrane włosy i chyba naprawdę miał z tego powodu wyrzuty sumienia.

- Myślę, że mogłoby to zupełnie nic nie dać. Jeśli wyszedł sobie na zakupy, to wątpię by Pan go powstrzymywał. - Inu próbowała pocieszyć asystenta. - Nie wspominał o czymś takim? Jakieś zakupy? Randka? - Spróbowała zażartować. - A może macie gdzieś kamery, które mogłyby złapać,w którą stronę poszedł? Policja pytała o to?

- Randki? Profesor Fletcher? Niee… - próba żartu udała się bo pomysł wydał się asystentowi profesora tak niedorzeczny, że go rozbawił. - Profesor to już raczej nie uganiał się za spódniczkami. - powiedział uśmiechając się lekko i machając dłonią jakby chciał odepchnąć ten pomysł w niebyt.

- A kamery tak, mamy kamery. Ale nie wszędzie. - przyznał kiwając energicznie głową na znak, ze tutaj akurat domysły rozmówczyni były słuszne. - Kamery przy wyjściu zarejestrowały wyjście profesora w niedzielę. Jakoś między 14 a 15-ą z tego co pamiętam. W środku dnia. Ale nie mamy jego powrotu. No ale nie wszystkie wejścia są pod okiem kamer więc jeśli wrócił to tego nie zarejestrowały. I to chyba ostatni ślad po profesorze jaki mamy. O ile pamiętam miał się w niedzielę miał się spotkać z tymi z Argos no ale nie dotarł do nich. - rozłożył dłonie na znak, że przez ten napięty grafik i niefortunny zbieg okoliczności jakoś nikt od razu nie połapał się, że profesora nie ma ani tu ani tu.

- A wiadomo gdzie było umówione spotkanie? Którą bramą wyszedł i jakiego transportu zazwyczaj używał? - Inu zarzuciła kolejnymi pytaniami asystenta. Tego samego dnia bardzo planowała podpaść Agros… ale w sumie może jakaś ich konkurencja wolała aby profesor pracował dla nich? Tylko czy Agros miało konkurencję?

- Tak, zapiszę ci. - asystent pokiwał głową i rozejrzał się po swoim chaosie na biurku. Coś podniósł, przestawił, znalazł jakiś ołówek, potem jakiś notes i zaczął coś w nim pisać. - Właściwie tak do końca to nie jestem pewien czy to tutaj. No ale już miał z nimi dwa czy trzy spotkania i tam się zwykle umawiali. W kinie. Właściwie przed. Tam taka miła kawiarnia jest, profesor ją lubił. - tłumaczył zapisując coś równie szybko jak mówił. W końcu wyrwał karteczkę i podał ją rozmówczyni. Odczytała na niej adres na powierzchni jaki był jej znajomy. Kojarzyła to kino. Właściwie to budynek kina się zawalił ale została na parterze cała infrastruktura jaką obecnie przerobiono na kawiarnię. Filmów już tam nie było gdzie puszczać ale jakoś nadal wszyscy nazywali to kinem. Na kartce były jeszcze numery linii i przystanków jakimi dało się tam dojechać. Z tego co mówił Ryan wynikało, że to ledwo parę przystanków stąd jak jechać metrem. Między innymi i profesor, i inni, i studenci całkiem lubili tam przychodzić.

- A którym wyjściem wyszedł i czym podróżował? - Inu schowała karteczkę do kieszeni obcisłych spodni.

- Wyszedł głównym wejściem. Mamy to na kamerach. Nie wiem co dalej się działo ale zapewne wsiadł do metra bo to najprościej aby dojechać do kina. 3 przystanki, krótki spacerek na powierzchni i już jest się w kinie. - rozczochraniec odparł kiwając głową. Mówił jakby uważał taką podróż za formalność. I na ile się orientowała przepatrywaczka to tak właśnie powinno być.

- Dobrze… rozejrzę się. Popytam. - Inu przytaknęła ruchem głowy, choć czarno widziała to wszystko skoro policja go nie namierzyła.

- Powodzenia. Mam nadzieję, że się wreszcie odnajdzie. I, że nic mu się nie stało. Gdzie my znajdziemy drugiego takiego? No i to całkiem miły kolega. Jako szef też. Wiele się od niego nauczyłem. Taki ktoś jest więcej wart złota niż waży. - Ryan rozłożył dłonie i wzniósł je do nieba. Chociaż tak dosłownie to ku popękanemu sufitowi i nie wiadomo czemu nad nim.

- Gdybyś coś znalazła, jakąś poszlakę nawet czy inny ślad to też przyjdź. Może coś wymyślimy. A. I może pogadaj z Paulą. Wiem, że nie każdemu z zewnątrz chce się zaginać aż tutaj to częściej lądują w sekretariacie. - dodał na sam koniec jakby liczył się z tym, że nie każdy musi się fatygować gdzieś w obce dla siebie trzewia podziemnego kompleksu.

- To nie problem. Ciekawie tu u was. - Inu uśmiechnęła się. - Ale pogadam z nią.

Opuściła gabinet asystenta i ruszyła w kierunku sekretariatu. Przy okazji sprawdziła godzinę. Miała jeszcze chwilę do wypadu z Seanem, więc mogła się rozejrzeć za profesorkiem.

- Cieszę się, że ci się podoba. Może zapiszesz się na jakiś kurs? Albo nawet możesz wpadać czasami potrzeba nam coś przewieźć czy znaleźć. Do tych naszych eksperymentów i wykładów czasem trzeba naprawdę różnych, dziwnych rzeczy. - Ryan pokiwał głową i uśmiechnął się zachęcając rozmówczynię do częstszych wizyt i kontaktów na uniwersytecie.

- Myślę że na kursy to dla mnie nieco za późno. - Inu zaśmiała się. - Ale fuchą nigdy nie pogardzę.

- Ah tak? - Ryan uniósł brwi jakby usłyszał coś ciekawego. Zagryzł wargi i chwilę szukał czegoś w tym chaosie na biurku. - A mówiłaś, że jesteś… przepatrywaczką? Wolnym strzelcem? A to właściwie czym się zajmujesz? - wrócił do tego co mówili na samym początku i miał minę wskazującą, że chyba nie bardzo wie czym się zajmuje rozmówczyni.

- Przeszukuję podziemia, zapuszam się w dzicz, czasem do kanałów. - Inu wzruszyła ramionami. - Szukam tego co inni zgubili lub po prostu szukam czegoś na zlecenie.

- Ah tak… Szukasz czegoś… No tak, tak… - asystent zaginionego profesora zamyślił się. Znów nieco chaotycznie zajrzał pod jakąś teczkę szukając czegoś. Ale coś nie bardzo mógł znaleźć.

- A jak się trafi coś… Coś co nie powinno się wwozić do miasta. Coś nie do końca zgodnego z prawem. To co wtedy? Podejmujesz się takich zadań? Czy wolisz się nie mieszać? - zapytał z wyraźny wahaniem przestając grzebać po biurku i znów przyglądając się reakcji rozmówczyni.

- Ja jestem tylko transportem. - Inu wzruszyła ramionami i spojrzała na asystenta z zaciekawieniem. - Towar to towar nie zaglądam do paczki.

- Rozumiem. Ale byłabyś skłonna się podjąć takiego transportu? Tak pytam czysto teoretycznie oczywiście! - naukowiec zmrużył brwi pytając ostrożnie dalej o ten wątek ale szybko roześmiał się trochę nerwowo by dać, znać, że tak z ciekawości tylko pyta i obie strony mogą to obrócić jako żart w każdej chwili i naukową ciekawość.

- Pewnie tak. Choć też zależy kiedy, za ile i co… jest jedna rzecz w którą się nie mieszam. - Inu założyła nogę na nogę obserwując asystenta. - Nie tykam narkotyków.

- Nie, nie, żadne narkotyki! W pełni rozumiem i w pełni popieram! - Ryan zaprzeczył energicznie zarówno kręcąc głową jak i robiąc gest dłońmi jakby odpychał te narkotyki jak najdalej. Ale zaraz uspkoił się i potarł okulary a w końcu je zdjął, wyjął z szuflady delikatną ściereczkę i zaczął jej czyścić. Wyglądało jak jakiś rytuał jaki pozwala mu się skoncentrować.

- Chodzi o… Maszynę. Elektronikę. Urządzenie. Ale dość duże. Jak lodówka. Właściwie to skrzynia taka mniej więcej jest. Jak lodówka albo pralka. Więc musiałabyś mieć jakiś transport. Mam namiar gdzie to jest. Pod miastem. Prawie tuż przy rogatkach. Ale trzeba to przywieźć stamtąd tutaj. Tak by żadna policja tam nie zaglądała. Na pewno by to zarekwirowali a przewoźników zaprosili na przesłuchanie z masą niewygodnych pytań. To co? Zainteresowana? - zapytał zerkając na nią przez szerokość zawalonego szpargałami biurka. To co mówił brzmiało jak klasyczny przemyt. Nie bardzo wiadomo było co to takiego ale rząd wsadzał swoje łapy gdzie tylko mógł. Albo zabraniał albo chciał swoją dolę. Co sprawiało, że zwykli obywatele często próbowali to obejść nawet jeśli nie chodziło o broń, narkotyki, alkohol czy wywrotowe materiały. Niemniej przejechać od rogatek to centrum miasta przez te wszystkie patrole i kontrole wydawało się sporym wyzwaniem.

- Pogadam z moim kierowcą i dam panu znać. A jakiego wynagrodzenia moglibyśmy się spodziewać? - Inu przeszła do konkretów. Jeśli miała się władować w przemyt to za odpowiednie pieniądze.

- Myślę, że 500 dolców za dostarczenie paczki to uczciwa cena. - powiedział po chwili namysłu i sprawdził jak zareaguje gość.

- I mówi Pan, że to wielkości lodówki? - Inu zamyśliła się. Kasa nie była zła, ale skoro rząd dybał na tą przesyłkę… nieco ryzykownie. - Zapytam mojego kierowcę. Ale wie Pan… bycie przepytywany przez policję nie jest wygodne. - Delikatnie zasugerowała, że robota jest więcej warta.

- No tak, tak, rozumiem… - naukowiec pokiwał głową trochę zamyślonym tonem przecierając okulary o wiele dłużej niż chyba trzeba było. Co tylko potwierdzało domysły, że to chyba jakiś nawyk a nie potrzeba czyszczenia szkieł z widocznych zabrudzeń.

- A to za ile byście mogli znieść takie niewygody? - zapytał zerkając na rozmówczynię.

- Taki towar trzeba by zamaskować, więc pewnie wziąć większe auto… no to pewnie z siedem stów co by rzeczywiście te 500 było dla nas. - Inu wzruszyła ramionami.

- 7? - chemik sapnął i widać było, że ma ciężki orzech do zgryzienia. Zastnawiał się chwilę. - Sporo. Możemy tyle nie mieć w budżecie. A może jakiś barter? Mam materiały wybuchowe porządnej jakości. Mógłbym wam udostępnić za te dwie stówki. Albo kwas jeśli potrzebujecie. - gospodarz rzucił inną propozycją jakby te 5 stówek w pieniądzach to był jakiś limit którym dysponował. A coś wybuchowego było trudno dostępne na mieście więc nie było łatwo zdobyć. Trudniej niż zwykłą klamkę. Ale też z tego powodu to też był bardzo gorący towar bo łatwo było być wziętym za jakiegoś wywrotowca i terrorystę gdyby policja to przy kimś znalazła.

- Hm… materiały wybuchowe brzmią dobrze. - Inu przytaknęła. - To pogadam z moim kierowcą i jutro prześlę informację czy to bierzemy, dobrze?

- O tak, to przemyślcie, to, zastanówcie się no i jak jesteście zainteresowani to dajcie znać. - okularnik uśmiechnął się zachęcająco i zgodził się na takie warunki. Zostało się pożegnać i wrócić do sprawy poszukiwania jego zaginionego szefa.


- I co? Znalazłaś doktora Rhodesa? - gdy Amanda wróciła do sekretariatu zastała tą samą, sympatyczną okularnicę. Musiała chwilę poczekać bo ta właśnie tłumaczyła coś komuś jak ma wypełnić jakiś formularz i jakieś dziewczynie gdzie zostały przeniesione jakieś wykłady. Gdy przyszła kolej na przepatrywaczkę brunetka w okularach zapytała ją o wynik tych poszukiwań na tym podziemnym uniwersytecie. Koniec końców jednak przydało się ją odwiedzić bo Paula wyciągnęła z szuflady kartkę z wydrukowanym czarno - białym zdjęciem. Dość kiepskiej jakości. Wyglądało jakby ktoś na zwykłej kartce skserował obraz z kamer CCVT. Z tego co mówiła sekretarka wynikało, że to obraz z tamtej niedzieli z kamery co złapała profesora jak wychodził na zewnątrz. Złapała go nieco z profilu i od tyłu więc twarz nie była zbyt wyraźna. Zwłaszcza, że profesor był w płaszczu i kapeluszu. Ale przynajmniej pokazywało ogólną sylwetkę zaginionego. Faktycznie wyglądał na jakiegoś starszego pana, żywy relikt minionej epoki spacerujący z laseczką jakby wciąż nie było końca świata i wychodził na spacer po parku. No i jak uprzedziła okularnica już parę osób pytało o profesora w ciągu ostatnich dwóch tygodni zwabieni tak samo jak Amanda wysoką nagrodą za odnalezienie zaginionego. Ale na razie nikt nie wrócił z żadnymi informacjami.

- Rozejrzę się, ale też niestety nic obiecać nie mogę… to wszystko było kawał czasu temu. - Inu przyjrzała się dłuższą chwilę zdjęciu, starając się zapamiętać ciuchy jakie miał na sobie profesor. - Mogę to z sobą zabrać?

- Tak, oczywiście, po to zrobiliśmy te odbitki jakby ktoś chciał poszukać profesora. - okularnica żywo pokiwała głową nawet zachęcając brunetkę do wzięcia tej kartki z odbitym kadrem kamer ochrony.

- To chętnie skorzystam. - Amanda schowała odbitki do kieszeni. - Rozejrzę się i popytam.

- Oczywiście. Mam nadzieję, że tobie się uda i go znajdziesz. Taki człowiek to prawdziwy skarb. - ciemnowłosa sekretarka dała znak, że jest chętna na wszelką pomoc jaka by mogła doprowadzić do odnalezienia czołowego wykładowcę na ich podziemnym uniwersytecie.

Inu pożegnała się i ruszyła śladami profesora. Miała jeszcze chwilę do wieczornego wypadu to mogła gdzieś napić się kawy.


Droga z uniwersytetu do kina rzeczywiście okazała się prosta. Zwłaszcza, że główne wejście do uniwerku wychodziło prawie bezpośrednio na stację “Uniwersytet”. Potem wystarczyło wsiąść w pociąg jadący we właściwą stronę, przejechać 3 stacje i wysiąść. Wyjść na powierzchnię i już było widać częściowo zrujnowany kompleks kinowy gdzie wciąż działała ta popularna restauracja.

- Profesor Fletcher? No tak, teraz wszyscy go szukają. - personel i goście to w przeważającej części byli młodzi ludzie. Dało się wyczuć aurę studiującej bohemy. Niektórzy przeglądali jakieś notatki, czytali przy jedzeniu czy dyskutowali o czymś przy swoich stolikach. Z obsługi udało jej się porozmawiać z dwójką takich młodych ludzi. Wcale nie byli zdziwieni, że ktoś znów pyta o profesora. Widocznie tak jak mówiła Paula nie ją jedną zainteresowała nagroda.

- Już rozmawialiśmy z policją. Też nas wszystkich wypytywali. - chłopak z plakietką KEN na piersi pokiwał głową na znak, że ostatnio to chyba już rutynowo odpowiadają na takie pytania o zaginionego profesora.

- Tamten stolik lubił, zwykle tam siadał. - wskazał na jeden ze stolików przy oknie. - Tam dobre światło jest z zewnątrz a on miał już dość słaby wzrok. - wyjaśnił jeszcze skąd ten wybór u profesora. Teraz jednak ten stolik był obsadzony przez jakąś grupkę studentów dyskutujących o czymś przy skromnym obiedzie.

- Ale tamtego weekendu go u nas nie było. Poznalibyśmy go. Nie przychodził tu zbyt często ale prawie każdy z nas coś studiował na uniwerku to prawie wszyscy go znali. - Jenny pokiwała głową na znak, że chociaż chyba profesor miło zapadł im w pamięć to w sprawie zaginięcia wiele nie mogą pomóc.

- Jeśli do nas jechał to nie dojechał. Coś musiało się stać po drodze. - Ken rozłożył dłonie w geście bezradności. Wydawali się lubić profesora ale jak do nich nie dotarł to niewiele mogli pomóc w sprawie jego zaginięcia.

- Tracy możesz jeszcze zapytać. Tą z salonu tatuażu. Czasem do nas przychodzi na kawę. Coś raz mówiła, że mogła wtedy kogoś widzieć ale nie była pewna. A nie lubi glin. - Jenny wskazała dłonią na ulicę. Tam nieco dalej jedną z fasad zajmował salon tatuażu, mijało się go aby przejść ten kawałek od stacji metra do kina.

- Ona chyba nikogo nie lubi. Nie wiem czy sama siebie lubi. - prychnął Ken nieco ironicznie zdradzając, że chyba nie przepada za tą Tracy.

- Dzięki wielkie za informacje. - Inu z zaciekawieniem przyjrzała się lokalowi, w którym bywał ten cały Fletcher. Facet był wyraźnie popularny. - A kojarzycie z kim tu się spotykał? No i gdzie znajdę tą Tracy?

- Oj różnie. - Ken machnął ręką, na znak, że chyba różnorodne grono to musiało być. - Nie przychodził tu zbyt często. Raczej rzadko. Właśnie pewnie jak chciał się spotkać z kimś spoza uniwerku bo tak to pewnie spotkałby się właśnie tam. - młodzieniec z obsługi spojrzał na koleżankę gdy tak próbował jakoś usystematyzować wizyty Fletchera i jego gości. Ta pokiwała głową potwierdzając tą wersję.

- Ale ostatnio to był kilka razy. Może nie w każdy weekend ale tak przez miesiąc czy dwa to był kilka razy. Bo tak to przychodził raz na miesiąc, dwa czy trzy. Niezbyt często. - Jenny uzupełniła wypowiedź kolegi nieco mrużąc oczy gdy sięgała do zasobów własnej pamięci.

- Tak, z jednym albo dwoma. Jacyś krawaciarze. Wyglądali mi na biznesmenów. - chłopak zrobil gest przejeżdżania w dół po swojej piersi pewnie symulując krawat o jakich mówił. Chociaż mówił z przymrużeniem oka więc mogło chodzić mu ogólnie o styl a nie dokładnie o same krawaty.

- A Tracy powinna być w swoim salonie. Jak wyjdziesz od nas to go widać po prawej. - Jenny machnęła dłonią w stronę frontowych okien gdzie widać było kawałek tej ulicy. Amanda rzeczywiście kojarzyła jakiś salon piercingu i tatuażu jaki mijała po drodze od zejścia na stację metra.

- A możecie mi spróbować nieco opisać tych krawaciarzy? Wspominali skąd jechali, albo może gdzie pracują? - Inu zadała kilka pytań. Przejdzie się do tej Tracy.

- No coś ty. Mało kto mówi takie rzeczy obsłudze. - Ken pokręcił głową uśmiechając się nieco ubawiony takim pomysłem. - Tacy w średnim wieku. Spięci i poważni. Sztywni. Coś im bardzo zależało by profesor coś dla nich zrobił bo zawsze przychodzili wcześniej i czekali na niego. Jeden to jakiś Murzyn, drugi to taki patyczak. - coś jednak chyba zapamiętał z tamtych spotkań profesora Fletchera nawet jeśli nie brał w nich bezpośrednio udziału.

- Tak, strasznie sztywni. Czasem ich obsługiwałam. Nigdy się żaden do mnie nie uśmiechnął ani nic. Tacy chłodni. Nie chamscy ale chłodni, z rezerwą. Tylko profesor był zawsze dla mnie miły, pytał czy wrócę na studia i pamiętał mnie. Bardzo sympatyczny człowiek. O. A ich to raz widziałam jak odjeżdżali samochodem. Taki ciemno zielony albo brązowy. Ale nie wiem jaki, nie znam się na samochodach. - Jenny dorzuciła swoje uwagi na temat gości z jakimi spotykał się profesor. Mówiła tak jakby profesor wzbudzał jej ciepłe uczucia w przeciwieństwie do tych dwóch.

- Jasne. To wpadnę do Tracy i pewnie wrócę na kawę. - Inu pomachała obsłudze i przeszła na drugą stronę ulicy by zajrzeć do salonu tatuażu.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-12-2020, 08:09   #64
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Salon tatuażu stał ledwo kilka fasad dalej i mieścił się na parterze tak jak inne sklepy, kawiarnie, fryzjerzy i tego typu lokale. Ten jednak wyróżniał się prezentowanymi wzorami, wystawą z różnych elementów biżuterii jakie można było nosić albo gdzieś sobie wczepić. Wydawał się więc trochę egzotyczny jak na urok tego ponurego miasta. Gdy pchnęła przed siebie drzwi uderzyły o mały dzwonek zapowiadając wejście klienta. Ale salon nie był duży. Na skórzanym fotelu po drugiej stronie salonu siedziała jakaś młoda kobieta. Ubrana w większości na czarno i będąca jakby żywą reklamą tego salonu. Wyglądała jakby każdy kawałek ramion, szyi i twarzy zajmował jak nie pierścionek to tatuaż. I też była fanką skórzanych, obcisłych spodni. Podniosła głowę na nową klientkę, pozdrowiła ją ruchem głowy obrzucając klientkę krótkim spojrzeniem i wróciła do pracy nad jakimś drobiazgiem dając klientce czas i okazję na zapoznanie się z wystawą i obejrzeniem różnych projektów na upiększenie swojego ciała.

- Szukam Tracy. - Inu przyjrzała się z zaciekawieniem temu czym zajmowała się dziewczyna.

- To ja. Coś potrzebujesz? - dziewczyna podniosła głowę widząc i słysząc, że klientka do niej podeszła a nawet się odezwała. Z bliska wydawało się, że czyści albo naprawia jakiś pierścionek albo kolczyk. - Może kolczyk? Albo tatuaż? - zapytała uśmiechając się zachęcająco.

- A nawet rozważałam kolczyk w pępku, tylko mam też pytanie. - Amanda podeszła do bliżej do tatuażystki. - Szukam profesora, który bywał w tamtej kawiarnii. - Wskazała przez okno na lokal, w którym niedawno była. - Podobno go widziałaś nim zniknął.

- Kolczyki w pępku są sexy. Też mam. I nie tylko w pępku. - Tracy uśmiechnęła się i na dowód, że nie kłamie nieco uniosła koszulkę i rzeczywiście na wytatuwaonym, zgrabnym brzuchu błysnął kawałek metalu. - Więc polecam od serca i z własnego doświadczenia. Mam bardzo delikatne rączki w takich sprawach. - wesoło zamachała paluszkami jakie miały być takie delikatne. Ale odłożyła tą biżuterię nad jaką pracowała i wróciła do tego o co pytała brunetka.

- Pewnie o Fletchera? Wszyscy go teraz szukają. - pokiwała głową na znak, że kojarzy sprawę. - Psy też mnie pytały ale nic im nie powiedziałam. Niech się walą. Chyba nie jesteś jakimś ich tajniakiem co? - nagle przyszła jej do głowy jakaś myśl bo już jakby miała coś powiedzieć ale przypomniała sobie, że szpicle pracują dla policji nie tylko w mundurach.

- A tam. Jakbyś była to i tak byś się nie przyznała. - machnęła ręką gdy chyba sama zdała sobie sprawę z bezzasadności swojego pytania. - No widziałam go. Ze 2 tygodnie temu. Chyba w ten weekend co zaginął. Szedł tam, do kina. Czasem tam chodził ale rzadko. Wszyscy tędy chodzą z uniwerku bo od albo do metra to najbliżej. - wskazała gestem na okno wystawowe za jakim był widoczny kawałek ulicy. Widok na ten kawałek był świetny. W sam raz by gapić się kto idzie. Zwłaszcza jak nie było nic ciekawszego do roboty.

- I szedł tam do kawiarni ale podeszło do niego dwóch typów. Powiedziało coś do niego on się chyba zdziwił ale nie robił afery. A potem poszedł z nimi. Bez krzyków ani afery. Ale ja myślę, że to byli jacyś tajniacy. Może nie z policji ale jacyś tacy z bronią i od sprzątania ludzi. Pewnie komuś podpadł to go zawinęli. A teraz zwykłych krawężników wysyłają by go szukali i głupich udają. - Tracy mówiła jakby była przekonana, że to jakiś rządowy spisek nie wiadomo jak grubych ryb. A zdaje się, że miała jakąś awersję do rządu, policji i całej tej oficjalnej władzy.

- O... to rzeczywiście. Faceta do tej pory nie ma. Ile za taki kolczyk? - Inu rozpięła kurtkę, odsłaniając obcisły sweter.

- Tak słyszałam, że go jeszcze nikt nie znalazł. Szkoda faceta. Wydawał się sympatyczny. Kiedyś mnie wziął w obronę jak poszłam do kawiarni jak mi takie jedne studenciaki dokuczali. Miły facet. Ale pewnie komuś podpadł. - Tracy wydawała się szczerze współczuć profesorowi który okazał się dla niej całkiem miły. Ale jak Amanda rozpięła kurtkę wydawała się nią bardziej zainteresowana.

- A mogę zobaczyć twój brzuch? - zapytała patrząc na materiał obcisłego swetra. Przysunęła się bliżej stojącej Amandy i popatrzyła w górę na jej twarz. - Masz już przekłute? Samą dziurę? Zwykle za przekłucie biorę troszkę więcej. Jak już jest dziura to łatwiej. Chyba, że coś się paskudzi i trzeba dziurkować na nowo. Samo przekłucie właściwie w cenie kolczyka. Więc to zależy jaki byś wybrała. Chcesz obejrzeć? - tłumaczyła szybko i z widoczną wprawą. Wskazała dłonią na gablotkę gdzie chyba rzeczywiście były jakieś kolczyki.

- Miałam przekłute ale się zagoiło. - Inu odsłoniła umięśniony brzuch. - No i w sumie potrzebuję kolczyka bo stary zaginął. A tych dwóch gostków… widziałaś ich wcześniej? Bywali tutaj? Czy jakieś nowe typki?

- No coś ty! Ja nie zadaję się z gliniarzami. Ani tym bardziej ze szpiclami. - Tracy prychnęła zirytowana na sam pomysł, że miałaby mieć kontakty z kimś takim. - Nie znam ich zbyt wyraźnie ale nie wydaje mi się bym ich znała. - dała znać, że nie bardzo widziała tamtych dwóch co zgarnęli profesora. Ale sama pytająca zdawała się ją absorbować o wiele bardziej.

- Masz bardzo ładny brzuszek. - oświadczyła dotykając delikatnie dłonią ten ładny brzuszek. Przesunęła nią po nim aż dotarła do pępka i jemu przyjrzała się dokładniej przez co z perspektywy Amandy widziała głównie czubek jej głowy.

- Tak, widzę, że to powinna być prosta robota. To mam przynieść te kolczyki? Wybierzesz coś sobie. - podniosła głowę do góry przez co teraz przepatrywaczka widziała jej uśmiechniętą twarz. Póki nie mówiła o gliniarzach i tajniakach to nawet nie wydawała się taka wredna jak mówił o niej Ken.

Inu wybrała sobie dosyć prosty kolczyk. Wiedziała, że zawieszki przy jej szlajaniu się nie są zbyt bezpieczne. Wybrała więc wariant z niewielkim kółeczkiem.


- Ten będzie super. - podała kolczyk tatuażystce. - Nie chodziło mi o to czy ich znasz, w sensie czy z nimi gadałaś, tylko czy kiedykolwiek widziałaś ich w okolicy. - Inu wskazała na widok za oknem.

- O. Ładny i prosty. - Tracy pokiwała głową z uznaniem dla wyboru klientki. - To będzie 20 dolarów. Już razem z przekłuciem. Jak się zgadzasz to pakuj się na fotel. - tatuażystka wskazała na fotel podobny do dentystycznego gdzie można było przyjąć prawie poziomą pozycję. - A tych dwóch nie widziałam tu wcześniej. Myślę, że przystawili profesorowi broń do brzucha a może tylko pokazali kabury. Nie widziałam tego ale tak myślę, że tak zrobili. A to już starszy pan był pewnie ani by nie uciekł im dwóm ani bić się z nimi nie miał co. Nawet groźnie to nie wyglądało. Dopiero jak się dowiedziałam, że zaginął to skojarzyłam, że to pewnie przez tych dwóch. - wróciła do mniej przyjemnej sprawy o jaką pytała klientka.

Inu przytaknęła. Wydobyła z kieszeni dwa banknoty dziecięcio dolarowe i położyła je na stoliku nim usiadła na fotelu, podwijają sweter.
- A pamiętasz, w którym kierunku go zabrali? Jakieś auto?

- Poszli w prawo to mi szybko zniknęli z widoku. - dziewczyna wskazała dłonią na frontowe okno dając znak, że widok stąd jest mocno ograniczony i łatwo wyjść poza kadr. Sama zgarnęła dwa banknoty i zaczęła zakładać lateksowe rękawiczki by przygotować się do zabiegu mocowania kolczyka w pępku Amandy.

- Ale zaraz potem widziałam jak wyjeżdża osobówka. Taki ciemno niebieski ze spoilerem na tylnym bagażniku. Chociaż na wyścigowkę mi nie wyglądał to pewnie dla picu ten spoiler. Nie widziałam kto jest w środku ale to mogli być oni. - dziewczyna mówiła odkażając sam kolczyk jaki wybrała sobie brunetka po czym przejechała wacikiem po samym miejscu przekłucia.

- To teraz się nie ruszaj dobrze? A w ogóle może poznamy się lepiej? Jak się nazywasz? - trochę zmarszczyła brwi gdy wzięła w dłoń jakieś małe szczypczyki i pochyliła się nad odkrytym brzuchem klientki przymierzając się do zrobienia tej dziurki na kolczyk.

- Amanda Walker. - Inu uśmiechnęła się nieruchomieją na fotelu i poddając się działaniom tatuażystki. - Spoko pewnie też nie obserwowałaś ich jakoś specjalnie. A pojechali na lewo?

- Nie, na prawo. W stronę metra. Ale zaułek jest tuż za ścianą to widziałam jak wykręcali. Zaraz skończę. Masz naprawdę ładny brzuszek a teraz będzie jeszcze ładniejszy. - Tracy mówiła trochę zamyślonym tonem i wolno pewnie przez to, że właśnie przekuwała dziurkę. Amanda poczuła niezbyt przyjemne ukłucie na brzuchu ale nie było zbyt bolesne. Widocznie tatuażystka naprawdę miała wprawę i delikatne paluszki do tej roboty. A salon rzeczywiście był w narożniku budynku więc tuż za boczną ścianą był zaułek z jakiego wyjechał ten niebieski samochód o jakim mówiła.

- I teraz jeszcze ta ślicznotka… - powiedziała uśmiechając się ciepło do Amandy i biorąc w palce wybrany przez nią kolczyk i zaczęła ją mocować. W parę chwil biżuteria była umieszczona na miejscu.

- I gotowe! - Tracy delikatnie pacnęła miejsce przy właśnie przekłutym pępku. A Amanda jak pochyliła głowę widziała srebrną kulkę jakiej nie było tam przed chwilą. Jeszcze trochę szczypało pewnie przez ten antyseptyk jaki szczypał świeżą ranę ale właściwie był to drobiazg. Raczej trochę nieprzyjemne niż jakoś szczególnie dokuczliwe.

- Póki się nie zagoi postaraj się przemyć to chociaż raz dziennie czymś odkażającym. Za dzień czy dwa powinno się zagoić. To co? Chcesz sobie przekłuć jeszcze coś? A może jakiś tatuaż? - tatuażystka poradziła jeszcze jak dbać o tą drobną rankę by się nie paskudziła po czym ochoczo i zachęcająco zaproponowała ciąg dalszy takich zabiegów jeśliby brunetka miała ochotę to kontynuować.

- Mój tatuaż mi wystarczy. - Inu przyjrzała się swojemu pępkowi nim zasłoniła go swetrem. Uśmiechnęła się do tatuażystki. - Chcę się jeszcze napić kawy, przegryźć coś i rozejrzeć za profesorskiem.

- Masz już jakiś tatuaż? - zapytała zaciekawiona tatuażystka. - Ale jak już musisz iść to oczywiście nie będę cię zatrzymywać. Fajnie jakby ktoś odnalazł Fletchera. - dodała trochę z żalem ściągając z dłoni rękawiczki i wyrzuacjąc je do kosza. - W kinie mają dobrą kawę i resztę. To niedaleko, trzeba iść w lewo. - wskazała uwolnioną z rękawiczki dłonią w kierunek o jakim mówiła i lokal z jakiego przyszła Amanda choć wytatuowana dziewczyna pewnie o tym nie wiedziała.

- Heh… taka chwila mnie nie zbawi. - Inu stanęła tyłem do tatuażystki i podciągnęła sweter odsłaniając tatuaż na swoich plecach. - O taki jest.

- Ooo… Ale piękny! I jaki duży! - wytatuowana dziewczyna chyba nie spodziewała się zobaczyć tatuażu tej drugiej a już na pewno nie spodziewała się takiego widoku. Więc ledwo Amanda uniosła swoją górę to usłyszała za sobą westchnienie zachwytu. A potem usłyszała zbliżające się kroki i Tracy stanęła zaraz za nią. Pozwoliła sobie dotknąć odkrytych pleców i przepatrywaczka czuła jak jej palce przesuwają się po łopatkach i kręgosłupie, zjeżdżają w dół pewnie sunąc po liniach jej tatuażu.

- Jakiś azjatycki. Japoński. Przypomina mi te co robią sobie Yakuza. Jesteś jakimś Yakuza? Ale świetnie zrobiony, dużo pracy, i bardzo dokładnie. Pierwsza klasa. Kto ci go robił? - Tracy widocznie na tatuażach też się musiała znać bo szybko zapytała prawie o kilka rzeczy na raz podziwiając to dzieło kogoś z jej branży.

- Przyznaję, że nie pamiętam… Azjata. - Inu naciągnęła z powrotem sweter i sięgnęła po kurtkę uśmiechając się.

- Szkoda. Ciekawe kto to. Zna się na rzeczy. - koleżanka po fachu pokiwała głową i dłużej już nie zatrzymywała swojej klientki.

- Zapytam znajomej… ona ma lepszą pamięć i najwyżej dam ci znać. - Amanda ubrała się i pomachała tatuażystce.

Po wyjściu od Tracy wpadła do kina na kawę i ciastko, a potem ruszyła do zaułka rozglądając się po okolicy z zaciekawieniem. Była ciekawa czy ktoś był w stanie dostrzec nieco więcej niż tatuażystka.

- I co? Rozmawiałaś z Tracy? - Jenny zapytała z zaciekawieniem rozpoznając niedawną rozmówczynię gdy przygotowywała dla niej zamówienie.

- Wredna nie? - Ken przechodząc obok rzucił do niej przechodząc z czajnikiem i widocznie coś musiał usłyszeć z ich rozmowy. Ale raczej nie miał tym razem czasu przystanąć i porozmawiać nieco dłużej.

- Tak… bardzo miła i nawet przekłuła mi pępek. Ja Inu uśmiechnęła się do Jenny. - I pomogła na ile mogła. Zgarnęła bym jakąś kanapkę na wynos i poszła szukać dalej.

- Tak, trochę… nietuzinkowa… Ale raczej w porządku. I zaraz coś ci naszykuję na drogę, a na razie smacznego. - Jenny uśmiechnęła się miło i jak podała klientce talerzyk z zamówionym ciastkiem i kawę do tego zaczęła szykować coś dla niej na wynos.

Amanda zjadła w ciszy i napiła się kawy zerkając przez kawiarniane okno. Czy było to możliwe że policja zgarnęła profesorka? Tylko po co? Obstawiała raczej że tu wchodziła awersja Tracy do mundurowych.*

Potem znów musiała wyjść z kawiarni i przejść kawałek obok salonu tatuażu. Tym razem jednak skręciła za róg do tego zaułka w jakim miał stać ten niebieski samochód ze spoilerem o jakim mówiła tatuażystka. Przepatrywaczka przeszła się tą ulicą ale po samym samochodzie nie było żadnego śladu. Znikł jak widmo albo i nigdy go tu nie było. Jednak po jakichś dwóch tygodniach aury z prawie codziennymi deszczami a nawet śniegiem to raczej nie było dziwne. Ale w głębi budynku, na rozwalonym parterze dostrzegła jakiegoś zarośniętego obszarpańca.

- Może widziałem, może nie widziałem. Co mi dasz? - sądząc po wyglądzie i zapachu to musiał być rasowy bezdomny. Taki jaki wyczuł, że od obcej coś może zyskać w zamian za informacje.

- Hm… no jeśli coś widziałeś… to mam lekko uszczkniętą paczkę szlugów. - Inu uśmiechnęła się do bezdomnego. - No ale… to musiałoby być dobre info.

- No to za tą paczkę mogę ci powiedzieć co to był za samochód. A jak coś dorzucisz tak na flaszkę to powiem ci coś ekstra. - powiedział kiwając głową i drapiąc się brudną ręką po brudnej, wełnianej czapce na głowie. Ale wydawał się chętny wymienić te informacje na jakieś fanty.

Inu wyjęła pięć dolców, zwinęła je i wsunęła do paczki, w miejscu po brakujących dwóch szlugach.
- To co tam widziałeś? - Spytała pokazując zestaw bezdomnemu.

- Widziałem samochód. Niebieski. Ciemny. 4 drzwi. Przednie drzwi od pasażera były brązowe. Z innego auta. I spoiler na bagażniku. - szczur mówił patrząc to na twarz rozmowczyni to na dłoń w jakiej trzymała jego wypłatę.

- W środku czekał kierowca. Dwóch wyszło i czekało tam na rogu. - wskazał na wylot z alejki przy jakim był salon Tracy. Ale jeśli ktoś nie wychodził przed front budynku to nie był widoczny że środka.

- Potem ci dwaj poszli gdzieś ale szybko wrócili z jakimś trzecim. Ten trzeci to jakiś stary był. Ale dobrze ubrany. Szedł w środku. Jeden z tych dwóch przyciskal mu pistolet do boku. I tak wsiedli i pojechali. - machnął ręką dając znać jak tamten samochód odjechał wraz z zawartością. I wskazał też w prawo, tak samo jak Tracy.

- To co? Zarobiłem nie? - zapytał wyciągając brudną dłoń w podartych rękawiczkach po swoją zapłatę. - Jak mi to dasz to może jeszcze sobie coś przypomnę. - wskazał na paczkę z banknotami jaką trzymała przepatrywaczka.

Inu przytaknęła i wręczyła gostkowi paczkę.
- Nie domyślasz się kim mogli być ci z auta? - Rzuciła pytanie, chowając zmarźnięte dłonie w kieszeni kurtki.

Mężczyzna w pierwszej chwili chciał się nacieszyć zdobycza. Złapał za paczkę, sprawdził banknoty i z ludnością zaciągnął się zapachem szlugow. Zaśmiał się cicho i trochę jak wariat ale szybko schował swój zarobek do jednej z przepastnych kieszeni zielonkawej kurtki i spojrzał z zadowoleniem na brunetkę.

- Nie wiem kim byli. Nie znam żadnego z nich. - pokręcił głową ze strąkami kudlow wystających spod zimowej czapki. - Ale samochód to czasem widziałem jak stał u Rogera. Warsztat ma. W enklawie z czołgiem. - powiedział zadowolony z siebie. A enklawa z czołgiem właściwie nazywała się inaczej ale, że przy jednej z głównych bram wjazdowych stał rozwalony czołg albo coś podobnego to jakoś się utarlo, że to właśnie enklawa z czołgiem. Chociaż o tym warsztacie co mówił ten menel to jakoś nie słyszała. Z drugiej strony nie miała potrzeby tam jeździć za bardzo. Ale warsztat mógł być, kiedyś Kanmi tam po coś jeździl do samochodu chociaż nie była pewna czy właśnie tam do Rogera czy gdzie indziej. Od jakiegoś czasu była jedna z białych stref więc była szansa na lepsze zaopatrzenie. Wcześniej była błękitna.

- Dzięki. - Inu uśmiechnęła się do bezdomnego. - Udanego dnia.

Pomachała mężczyźnie odchodząc i na razie skierowała się do domu. Musiała się ogarnąć przed nocnym wypadem, zgarnąć sprzęt i inne takie. Jutro jeszcze rozejrzyj się za profesorskiej nim wpadnie do zachodniej wieży.


Wieczór, magazyn


Inu obserwowała w ciszy magazyny starając się rozpoznać, czy nic się nie zmieniło od kiedy była tu po raz ostatni.
- A masz kogoś kto załatwi po cichu tych w stróżówce? To ja mogę zabrać kogoś przez dach i usunąć w tym czasie ludzi ze środka? - Przepatrywaczka spojrzała na Seana. Wiedziała, że nieco ekipy się zebrało na ten wypad, ale nie była pewna kto jest w czym dobry.

- Mam. Spróbujemy to załatwić po cichu. Czekać na was czy wejdziecie jak załatwimy sprawę? - Sean ubrany w ciemne ubranie stał razem z Amandą przy narożniku. Tym samym gdzie ostatnio czekał na nią Kanmi w jego kombiaku. Teraz widzieli odległe o sto, może dwieście kroków ogrodzenie magazynu. A za nim plamy świateł zamontowanych przy samym magazynie. Oświetlone okna budki strażników przy bramie i trochę samej bramy chociaż nie bardzo bo patrzyli na ten front ogrodzenia pod ostrym kątem. Właściwie to niewiele było widać z tego miejsca. Większość zasłaniał ten zdziczały park o konsystencji początkującego lasu który w nocnych ciemnościach jawił się jak czarna dżungla zasłaniająca dłuższy bok magazynu. Ale wydawało się tak samo cicho i bezludno jak ostatnim razem gdy zwiedzała go sobie Amanda.

Reszta ekipy jaka miała dokonać tej akcji stała przy samochodach albo w środku próbując się ogrzać przed akcją. Na jakiś tuzin ludzi biorących udział w akcji wyszło z pół tuzina samochodów. W tym ta wojskowa ciężarówka jaką kierował Kanmi. Wszyscy stali na początku tej ulicy z jakieś kilka domów dalej by nie alarmować okolicy o swoim przybyciu. A Sean wraz z Amandą przeszli się we dwójkę do tego narożnika by popatrzeć jak wygląda miejsce akcji. Było bardzo zimno a już zbliżała się północ. Z pochmurnego nieba zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu ale jeszcze nie było wiadomo czy to tak chwilowy kaprys nocnej pogody czy zacznie śnieżyć na całego.

- A ktoś da radę pójść ze mną? - Inu zerknęła niepewnie na Seana. Po raz pierwszy od dawna miała przy sobie broń, z którą miała zwyczaj podróżować, ale nadal wiedziałą, że walka nie jest jej mocną stroną. A Sean nie chciał trupów. Ogłuszyć, zgarnąć towar i zwiać.

- Tak. Mogę ci dać dwóch chłopaków. - główny pomysłodawca i organizator tego skoku pokiwał głową na znak, że jak Amanda nie chce iść sama może jej kogoś dorzucić do tego zadania. Ale dalej czekał na to jak ona zamierza to zgrać z resztą akcji.

- Myślę, że niech twoi ludzie podejdą pod stróżówkę i czekają. - Inu wskazała niewielki budynek przy bramie. - Ja z tymi dwoma od ciebie, przejdę tak jak ostatnio, wejdę na dach i poprowadzę ich do świetlika. Dam sygnał tym na dole latarką, że mogą wchodzić, gdy już my będziemy schodzić do magazynu. Co ty na to?

- Może być. - odpowiedział jak chwilę przemyślał tą propozycję. - A dużo to może wam zająć czasu? No i jak padnie strzał u was albo inaczej narobicie larum to wtedy chrzanić to. Wchodzimy na ostro. - doprecyzował po chwili by oboje mieli świadomość wagi sytuacji. Z drugiej strony jakby coś się skaszaniło wewnątrz to pewnie i tak by ci przy bramie zorientowali się, że coś jest nie tak i już nie bardzo był sens się bawić w podchody.

- Jasne. - Inu przytaknęła. Zgarnęła przydzielonych jej chłopaków i poprowadziła ich trasą, którą szła w poniedziałek. Do płotu, potem do ściany i ostrożnie na dach. Dziś też zabrała linę, teraz też po to by pomóc wspiąć się reszcie.

Trafiło ich dwóch w ciemnych ubraniach. Jeden miał strzelbę w dłoniach drugi pistolet w kaburze przy pasie. Byli ubrani na ciemno i mieli czarne czapki na głowach. Ten ze strzelbą nazywał się Garry a ten z kaburą Talbot. Obaj poruszali się cicho i dali się prowadzić swojej przewodniczce. Zaraz za nimi ruszyli inni ale mieli inne zadania to szli inną trasą więc szybko stracili się z oczu. I Amanda widziała już tylko swoich dwóch towarzyszy.

Zagłębili się w ten mroczny i mokry lasek, wyszli gdzieś w tym miejscu gdzie poprzednio przepatrywaczka wycięła dziurę w płocie. I okazało się, że znów trzeba ją wyciąć bo ktoś zadrutował drutem i jakąś dyktą tą jaką wycięła wcześniej. Chwilę czasu więc to zajęło. Talbot zaoferował nawet, że on wytnie ten otwór byle pozostała dwójka filowała mu na plecy i okolicę. On ciął kolejne druty a Amanda i Garry rozglądali się dookoła. Wyglądało cicho i spokojnie. Tak jak za ostatnim razem. Szczypce wreszcie uporały się z drucianą siatką i mogli przebiec od płotu do ściany. Dalej wzdłuż tej ściany z powrotem w kierunku frontu budynku. Tu było względnie bezpiecznie póki strażnicy siedzieli w swoich kanciapach to nie powinni widzieć co się dzieje za narożnikiem budynku. Bez przeszkód dotarli te jakąś setkę kroków do tego właśnie narożnika. I gdy wyjrzeli to włamywaczka znów ujrzała podobny obrazek jak ostatnio. Czyli po swojej lewej ścianę budynku w jakiej były osobowe drzwi i główny wjazd do magazynu. A dalej drabina prowadząca na dach. Ale po prawej stronie miała tą bramę główną i kanciapę ze strażnikami. Wydawali się równie niemrawi jak ostatnio no ale jednak była jakaś szansa, że jeśli któryś z nich spojrzy w złym momencie i czasie to może dojrzeć przemykające przy ścianie sylwetki. Ale musieli dotrzeć do tej drabiny aby wejść na dach.

Inu zaczekała aż reszta ekipy zbliżyła się na tyle do ulicy by w razie czego zareagować.
- Dobra Garry osłaniaj. Jakby strażnik się obejrzał trzeba będzie się go pozbyć. Talbot ruszaj cichaczem do drabinki.

Obaj towarzysze włamywaczki pokiwali głową i Talbot stanął tuż przy rogu by samemu przyjrzeć się sytuacji. Widać nic nie wzbudziło jego podejrzeń bo chwilę potem ruszył po cichu do narożnika obu magazynów gdzie była drabina prowadząca na dach. Po chwili widzieli go jak zarys jego sylwetki wspina się po tej drabinie aż znika za krawędzią dachu. Potem przyszła kolej na Amandę. Ruszyła przed siebie mając nadzieję, że jej też będzie sprzyjać szczęście i żaden z tych strażników przy bramie nie spojrzy w jej stronę. Póki dotarła do drabinki chyba nie spojrzał. Potem jeszcze sama drabina niby parę chwil ale bardzo nerwowych. W końcu była bezbronna ne trudno było zgadnąć co by się stało jakby nagle dostała postrzał w plecy. Ale chyba nie tak od razu, ktoś powinien jakies larum najpierw narobić. Ale nie narobił. Przeszła przez ostatnie, zimne szczeble i spotkała się z czekającym Talbotem.

Razem z nim czekali teraz na Garry’ego. Ten założył shotguna na plecy by mieć wolne ręce i też ruszył wzdłuż ściany. Potem z bliska wśród padających płatków śniegu słyszeli jak wchodzi po drabince. Na szczęście odgłos był cichy, nie powinien być słyszalny z dalej niż kilku kroków. A brama była dalej. Wreszcie trzeci z nich wyłonił się zza krawędzi dachu i byli znów w komplecie.

Ponownie włamywaczka przejęła rolę przewodniczki. Odnalazłą już nieco przypruszoną śniegiem klapę zamkniętą na kłódkę jaką poprzednio dostała się do środka. I przyklękła przy tej kłódce. W dłubaniu przy kłódce pomógł jej Talbot trzymając w dłoni latarkę. Osłaniał jej promień ręką by nie było go widać dalej niż trzeba. A jej się łatwiej pracowało gdy miała obie swoje dłonie do dyspozycji i widziała co te dłonie robią. Kłódka stawiła opór chociaż chyba bardziej przez to, że przymarzła na mrozie niż z czego innego. Jednak w końcu puściła. Jeszcze ciche zgrzytnięcie otwieranej klapy i prostokąt czerni prowadzącej w dół stał przed nimi otworem.

Zabrana lina pozwoliła cicho opuścić się na ten metalowy podest pod sufitem. A potem tym podestem jedno po drugim dotarli do schodów i zeszli na poziom podłogi. Tutaj w oddali wzrok sam się kierował ku jedynemu źródłu światła w tej ciemnicy. Czyli oświetlonej kanciapie umieszczonej w pobliżu narożnika drzwi. Jeszcze byli dość daleko i światło częściowo przysłaniały te sterty skrzyń i worków jakie tu stały więc byli w tej ciemności dość bezpieczni. No ale plan zakładał, że jakoś dostaną się do tej kanciapy i wyłączą z akcji strażników.

- To co teraz? Ilu ich tam może być? - cicho szepnął Garry znów ściskając w dłoniach swoją strzelbę. W tych ciemnościach mimo, że stał tuż obok prawie w ogóle go nie widziała. Ale wyczuwała, że obaj wpatrują się w tą oszkloną kanciapę próbując dojrzeć co tam jest w środku.

Tuż przed zejściem do środka Inu dała znak ekipie z zewnątrz latarką. Za chwilę ludzie Seana mieli ruszyć więc nie zostało im dużo czasu.

- Wydaje mi się, że dwóch. I jest jedna opcja. Wiem gdzie jest zasilanie… mogę zgasić światło na kilka sekund a wy wtedy tam wbijecie. Dam wam jedną latarkę. Inu podała jedną z dwóch zabranych latarek chyba Garremu. - Inu podprowadziłą ich do przejścia na korytarz i sprawdziła czy teraz drzwi są zamknięte.

- Ale jak zgasisz światło to mogą zobaczyć światło naszych latarek. A po ciemku to nie wiem. To jest kawałek do tej ich kanciapy. - Garry wysłuchał słów przewodniczki ale po cichu zgłosił pewne wątpliwości. W tych ciemnościach jakie zapanowałyby w magazynie po zgaszeniu światła każde inne jak od latarek, mogło się rzucać w oczy. A gdyby iść po omacku to od tych drzwi prowadzących do korytarza łączniowego i dalej do agregatu było dobre pół setki kroków pomiędzy pryzmami worków i skrzyń. Same drzwi na korytarz znów były zamknięte więc Amanda musiałaby otworzyć je wytrychami.

- Chyba, że poczekasz aż podejdziemy bliżej. I wtedy zgasisz. - Talbot szepnął wskazując dłonią gdzieś w stronę pryzm towarów jakie konturami odbijały się na tle oświetlonej stróżówki. Mogli podejść bliżej chociaż wówczas właściwie rozdzieliliby się i Amanda nie miałaby raczej szans wziąć udziału w obezwładnieniu strażników.

- To kawałek. Muszę przejść korytarzem i wbić do odpowiedniego pomieszczenia. Mogę zaczekać aż się przyczaicie. - Inu zetknęła w kierunku stróżówki. - Ale wiecie… możemy też zaryzykować gdy jest jasno. Ich dwójka jest, a nas trójka.

- Ja nie dam rady jednocześnie trzymać latarkę i strzelbę. - Garry odparł po chwili zastanowienia. Miał klasyczną pompkę co nie była zbyt poręczna do trzymania jedną ręką. Wygodniej i skuteczniej było trzymać ją dwoma. Ale wówczas nie miał jak trzymać latarki.

- Możesz celować tam gdzie my poświecimy. - Talbot odparł po chwili wahania. On i Amanda mieli klamki więc im za bardzo trzymanie czegoś w drugim ręku nie przeszkadzało. Ale jakby mieli działać od razu to włamywaczka pewnie nie zdążyłaby wrócić od generatora więc musieliby działać we dwóch. Chyba, żeby czekali aż wróci. Ale im dłużej by czekać tym większa szansa, że strażnicy złapią za swoje latarki czy wykombinują coś innego.

- Dobra... nie ma co kombinować. - Inu machnęła ręką. - Garry ubezpieczaj. Ja się podkradnę i sprawdzę, czy drzwi są zamknięte. Talbot trzymaj się niedaleko.

Obaj mruknęli cicho na znak zgody. Po czym cała trójka podeszła bliżej do oświetlonego pokoiku dla strażników. Ci dalej zachowywali się jakby nic nie wiedzieli, że mają tuż pod nosem nieproszonych gości. A z ciemności ich oświetlony pokój był całkiem dobrze widoczny. W pewnym momencie zostawli Garry’ego który przyczaił się za jakąś pryzmą ułożonych worków a pozostała dwójka poszła dalej. Musieli iść po omacku, wzdłuż tych worków jak mysz wzdłuż ściany. Dało się wyczuć chropawy, chłodny materiał worków. Tak dotarli do ściany frontowej. I następnie musieli skręcić do narożnika, modląc się by w ciemnościach nie kopnąć czegoś co się potoczy i narobi hałasu ostrzegając strażników. Ale jakoś nic na ich szczęście się takiego nie trafiło. Dotarli do narożnika i mogli już skręcić ku drzwiom kanciapy jakie były o kilka kroków od ściany frontowej magazynu. Dokładnie tu gdzie niedawno wyglądali zza rogu by zerknąć jak wygląda sytuacja przy bramie tylko wtedy byli na zewnątrz tego narożnika a teraz wewnątrz. Wreszcie doszli do tych zamkniętych drzwi kanciapy.

Talbot gestem dał znać by Amanda zajęła się drzwiami a on wparuje do środka. Tego już się nie dało obejść, drzwi nawet jeśli były zamknięte tylko na klamkę to o ile strażnicy nie spali jak zabici to już mogli usłyszeć dźwięk otwieranej klamki i drzwi. Jeszcze chwila koncentracji i przepatrywaczka pociągnęła za klamkę. I dalej sytuacja potoczyła się błyskawicznie.

- Ręce do góry! Ale już! - wrzasnął Talbot celując z pistoletu ledwo wpadł do środka. Zaraz za nim Amanda a do tego jeszcze z zewnątrz z ciemności wybiegł Garry celując przez szybę do strażników ze strzelby. Zaskoczenie było kompletne. Dwaj strażnicy nawet chyba nie zdążyli pomyśleć o stawianiu oporu. Wybauszyli oczy widząc wycelowane w siebie lufy i bez wahania podnieśli ręce do góry.

- Nie strzelajcie! Nie strzelajcie! - krzyczeli na przemian bojąc się o własne życie. Trójka napastników nie miała z nimi kłopotów. Pod groźbą wycelowanych luf posłusznie najpierw uklękli a potem położyli się na podłodze z rękami na głowach.

- Cholera… Nie mają kajdanek… - zmartwił się Talbot który szybko ich obszukał wyjmując pistolety z kabur ale właśnie kajdanek nie mieli. Nie wyglądali też jakoś bardzo bojowo. Ot jak nocni stróże i dozorcy w już raczej tatuśkowatym wieku.

Inu dała chłopakom przytrzymać stróżów, a sama ucięła dwa krótsze kawałki liny. - Usadźcie ich na krzesłach i przytrzymajcie. - Powiedziała cicho, zerkając na drzwi do stróżówki, na wypadek gdyby ktoś próbował wejść.

Sterroryzowani bronią i zaskoczeniem strażnicy nie stawiali oporu. Dali się przywiązać do krzeseł a ponaglani przez kolegów włamywaczki, ich krzykami i machaniem bronią wskazali który to jest klucz od tych małych drzwi. Talbot pobiegł je otworzyć gdy Garry asekurował koleżankę przy tym wiązaniu ich do krzeseł.

- O! Przy bramie też się udało! - krzyknął do nich Talbot ucieszonym głosem. - Zaraz wracam! - dorzucił jeszcze i wybiegł przez otwarte drzwi. Amanda kończyła wiązać drugiego strażnika gdy wrócił z dwoma kolegami.

- Jak otworzyć bramę? I gdzie się pali światło? - okazało się, że jeden z tych dwóch to Sean. Amanda poznała go po głosie mimo bandany jaką zasłonił dół twarzy przez co wyglądał jak klasyczny bandyta.

- T-tam… Tam jest tablica… Trzeba przekręcić wszystkie pokrętła z “off” na “on”... A klucze do bramy są w biurku… - wyjąkał przestraszony strażnik co mógłby być pewnie w wieku ojca większości napastników. Sean dał znać Talbotowi i ten podskoczył do tablicy wmontowanej w ścianie gdzie był zestaw jakichś przełączników. Pstryknął pierwszym i odwrócił się czekajac co się stanie.

- To chwilę trwa. - uprzedził strażnik ale gdzieś w tych ciemnosciach rzeczywiście pod sufitem rozjażyły się blade punkty które z każdą chwilą zaczęły jaśnieć zmieniając mrok w półmrok a w końcu w jasność.

- Yeah! Dawaj resztę! - krzyknął zadowolony Garry zachęcając kolegę do kontynuacji. Ten pstryknął resztę przełączników i widocznie każdy odpowiadał za jeden rząd świateł. Więc w ciągu paru chwil wreszcie w magazynie stała się jasność.

- Ale tego jest. - Sean aż gwizdnął gdy wreszcie mogli zobaczyć zasoby tego magazynu. Sporo tego było. Właściwie to było tego od cholery! Całe rzędy pryzm worków i skrzyń stojących na paletach albo po prostu luzem całe hałdy czegoś. Przy tej obfitości nawet jedna załadowana po sam dach ciężarówka wydawała się niewielkim uszczerbkiem.

- Cholera tu można wyżywić całą armię. - Talbot też był pod wrażeniem tego dobrobytu. Zwłaszcza jak stali przy jednym końcu magazynu długiego na setkę albo i dwie kroków to ten odległy koniec wydawał się odległy a bogactwa prowiantu nieprzebrane.

- On mówi, że to ten. - ten co przybiegł z Seanem pokazał na jakiś klucz który zdaniem związanego strażnika miał otwierać główne wrota magazynu.

- To otwieraj! - krzyknął na niego szef. Zresztą z zewnątrz już było słychać miarowy warkot czekającej ciężarówki. Ten skinął głową i podbiegł do drzwi aby otworzyć te blokady jakie je ryglowały.

Inu rozejrzała się z zaciekawieniem po oświetlonym magazynie. Ilość towaru nieco ją zaskoczyła mimo iż mniej więcej szacowała jego ilość.
- Wystaw dwóch ludzi na czatach. Może kogoś kawałek dalej niech da sygnał latarką? - Zaproponowała rozwiązanie nieco się obawiając tego iż za łatwo im idzie.

- Już się tym zająłem. - zamaskowany bandaną Sean uspokoił ją ruchem dłoni. I spojrzał na główne wrota jakie jego ludzie właśnie otwierali. Zaraz dał się słyszeć ryk potężnego silnika ciężarówki i Kanmi w detroidzkim stylu wjechał trzyosiowcem do magazynu. I zaraz musiał hamować by nie wpieprzyć się w te wszystkie sterty i pryzmy worków i skrzynech.

- Cholera! Pełno tego! To co bierzemy? Gdzie mam podjechać? - kierowca o blond włosach otworzył boczną szybę i zawołał do szefa tej operacji. Z góry miał lepszy widok na to zagłębie żywnościowe niż reszta stojących na podłodze. Sean też tak musiał myśleć bo podbiegł do szoferki, wspiął się na stopnie do niej i rozejrzał by lepiej rozpoznać co jest co.

- Nie ma co wybrzydzać! Stań o tam! A reszta ładować to na ciężarówkę! - szef zdecydował po chwili każąc przestawić ciężarówkę pomiędzy rzędami worków z żywnością. Kanmi skierował tam swój pojazd a reszta zespołu rozdzieliła się. Dwóch czy trzech zostało na pace ciężarówki ładując worki w jej głąb a drugi zespół podawał im worki zbierane z pryzm. Uspokojony tym Sean znów zwrócił się do Amandy.

- A co jest w drugim magazynie? - zapytał wskazując na ścianę za jaką był łącznik i bliźniaczy magazyn.

- To samo. Sprawdziłam worki i tu i tam i w obu było zboże. Widziałam jakąś mąkę itd. - Amanda machnęła ręką w kierunku magazynu. - Mogę tam skoczyć i sprawdzić czy nic się nie zmieniło.

- To leć. - organizator tej akcji spojrzał na ładowaną ciężarówkę. Ale nawet przy tak sprawnej organizacji ręczne załadowanie workami całej paki musiało jeszcze trochę potrwać. Więc póki mieli jeszcze początkowe stadium to dał zielone światło włamywaczce na zwiedzanie sąsiedniego magazynu.

Inu zapytała jeszcze gdzie jest włącznik światła do drugiego magazynu i ruszyła w jego kierunku.

Strażnik nieco jąkając się wytłumaczył jej gdzie jest podobna tablica kontrolna w drugim magazynie oraz jakimimi kluczami otwiera się przejście pomiędzy budynkami. Z tymi informacjami zwiedzanie magazynu okazało się o wiele łatwiejsze niż po ciemku i za pierwszym razem. Klucz otworzył drzwi i przed Amandą stanął krótki korytarzyk jaki łączył oba budynki. Teraz już mogła sobie pozwolic pstryknąć włącznik światła. Kilka kroków dalej i klucz otworzył kolejne drzwi a za nimi była chłodna ciemność. Odgłosy z pierwszego magazynu były nieco przytłumione, słyszała ledwo cichy pomruk silnika ciężarówki. Znów mogła się prawie poczuć jak za pierwszym razem.

W świetle latarki musiała przejść do początku magazynu gdzie była podobna kanciapa jak ta w tym pierwszym. Tylko ta tak samo jak ostatnio była ciemna i cicha. W niej znalazła bliźniaczą tablicę z przełącznikami i jej użyła. Podobnie jak w sąsiednim też chwilę trzeba było czekać aż świetlne iskierki pod sufitem rozjaśnią się do porządnie świecących lamp.

Wreszcie mogła wyjść i spojrzeć w głąb na ten długi korytarz. Widok był podobnie przytłaczający jak w sąsiednim. Do tej pory ciemność kryła jaki to jest duży a zwłaszcza długi budynek. Ten jednak był bardziej pusty, przestrzeń była tu zajęta przez szrynki i worki może od połowy długości. Ale było też coś jeszcze. Coś co po ciemku umknęło jej uwadze. Tam w głębi, gdzieś w połowie długości był jakiś mniejszy magazyn. Jakby odgrodzona, wewnętrzna część ale też z drzwiami jak od garażu. Jednak większy. Zajmował z połowę szerokości magazynu i ciągnął się może na kilka ciężarówek długości. Tak to wyglądało z jakiejś pół setki kroków.

Inu podeszła do tego magazynu nasłuchując z zaciekawieniem i rozglądając się przy okazji po okolicy.

Brama była zamknięta na kłódkę. Osobowe drzwi jakie były obok też. Do nich już klucz jaki zabrała z kanciapy nie pasował. Musiała posłużyć się wytrychem. A gdy jej się udało i otworzyła drzwi co wydawały się łatwiejsze do sfrosowania buchnęła w nią ciemność i chłód. Gdy pstryknęła przełącznik okazało się, że to chłodnia. A na hakach wiszą całe wieprzowe półtusze jakby dopiero co wyjechały z rzeźni i czekały na masarza. Inu az gwizdnęła. Rozejrzała się po chłodni i ją zamknęła. Z takimi wieściami wróciła do organizatora ich wypadu.

- Sean. W drugim magazynie jest chłodnia z mięsem. - Powiedziała od razu podchodząc do mężczyzny.

- Co? Chłodnia? Z mięsem? Poważnie? Mięso czy jakieś konserwy? - wieści były tak zaskakujące, że organizator akcji w pierwszej chwilę miał minę jakby nie bardzo rozumiał o czym włamywaczka mówi. Ale na tyle go zaintrygowało, że wziął dwóch ludzi i we czwórkę jeszcze raz wrócili do sąsiedniego magazynu by się przekonać na własne oczy.

- Mięso! Wieprzowina! Prawdziwa wieprzowina! Otwierać bramy! A ty leć do blondasa i każ mu tu przyjechać! Ja cię pieprzę prawdziwe mięcho! - Sean gdy się przekonał o zawartości chłodni prawie skakał ze szczęścia. To dopiero był rarytas! Tyle mięsa! Natychmiast posłał jednego z poleceniami dla kierowcy ciężarówki i reszty a Amandę i kolegę do otwarcia bramy chłodni i wrót do magazynu by ta ciężarówka mogła tu wjechać.

Jako, że Inu już chłodnię otworzyła to skupiła się na drzwiach do magazynu testując różne klucze. Powinni szybko zgarnąć co się da i zwiewać. Obejrzała jeszcze ścianę wokół czy ktoś nie wpadł na pomysł zrobienia tu alarmu czy innego cholerstwa.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-12-2020, 21:16   #65
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 2053.IV.18 cz, południe, NYC

Czas: 2053.IV.18 cz, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Enklawa z czołgiem i (s.biała), okolice warsztatu Rogera
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, chłodno, powiew, mżawka


Amanda i Kanmi


- Ale nas przetrzepali. Sean miał rację, dobrze, że nie braliśmy tego trefnego towaru. - blondynowi za kierownicą złość i napięcie z wolna zaczynały chyba schodzić. Albo i obawa. Dzisiaj z rana odkryli, że wczorajsza akcja przyniosła niespodziewane konsekwencje. Chociaż czy tak całkiem niespodziewane? Jak się obrabiało Argos co był prawie jawnie rządowym monopolistą na rynku żywnościowym to i pewnie jakiś ważniak na górze walnął pięścią w stół i było to widać w całym mieście. Ledwo wyjechali z Leaslear a już stanęli w korku bo blokada z dwóch radiowozów założyła punkt kontrolny. Sprawdzali dokumenty, samochody, bagażniki, torby. Jakby mieli jakieś worki z ziarnem, ryżem czy płocie wieprzowiny raczej nie dałoby się ich ukryć. Ale nie mieli. Zresztą Sean już wczoraj po akcji musiał coś przeczuwać bo im poradził coś od siebie.

- Chcecie jechać? Teraz? Jak nie macie umówionego transportu to promy w nocy nie działają. Lepiej pojedźcie rano. I to nie pierwszym kursem. Lepiej się teraz nie wychylać i poczekać trochę. A tą waszą dolę przechowam. Teraz to gorący towar. Jak was z nim złapią mogą dojść i do was. - powiedział gdy już wrócili cało z ciężarówką wypełnioną zrabowanymi fantami i mogli się tym nacieszyć. Amanda i Kanmi właśnie rozmawiali jak by tu wrócić do domu gdy kumpel blondyna musiał usłyszeć ich rozmowę i się wtrącił.

- To gdzie mamy spać? W tym twoim kombiaku? - Kanmi zapytał trochę pół żartem trochę pół serio przypominając, że oboje z Amandą mają swoje mieszkania po drugiej strony Hudson.

- Tym się nie martwcie. Mamy tu pokoje dla gości. - czarnowłosy gospodarz uśmiechnął się wesoło i potem rzeczywiście okazało się, że nie rzucał słów na wiatr. Dostali jakiś pokoj. Jak każdy inny w tej hali nie miał dachu więc gdzieś tam z wysokich pomostów pod sufitem widzieli strażników a strażnicy widzieli ich.

Sean okazał się też hojnym pracodawcą. Czy może był tak zadowolony z ich udziału w akcji. Obiecał im 10% łupów do podziału. Co wychodziło po 5 worków mąki, fasoli, ryżu i podobnego towaru co był tak pakowany. I jedna wieprzowa półtusza. Te półtusza to była sensacja całej akcji bo mięsa kompletnie nikt się nie spodziewał. Wcześniej nie było tam chłodni musieli zbudować już po remoncie. Spodziewali się tych worków i warzyw luzem ale nie prawdziwego mięsa. Było więc co świętować.

Niemniej Kanmi i Amanda dalej mieli do dyspozycji tylko pożyczony kombi Seana’a i nim musieli wrócić do siebie. Te kilka worków i półtusza dało się załadować no ale gospodarz ostrzegał. Dobrze by zgłosili się za parę dni. To te worki się przesypie by nie były te argosowe a mięso się poćwiartuje to będzie łatwiej przewieźć. Z drugiej strony to nadal mógł być powód do wpadki dla podejrzliwego gliniarza. Lepiej było trochę się przyczaić. W Leaslear nie mieli z tym kłopotów bo wszyscy pozostali uczestnicy byli z tej enklawy więc cały prowiant zostawał u nich na miejscu i zamierzali go spożytkować we własnym zakresie.

A jak się rano okazało Sean się nie mylił. Gliniarze zachowywali się jak szerszenie którym ktoś walnął kijem gniazdo. To nie była sympatyczna policjantka o ciemno blond włosach i miłym uśmiechu tylko wkurzeni pałkarze którym zależało by dorwać kogoś, kogokolwiek i za cokolwiek byle się wykazać i udowodnić górze, że coś robią i nie bagatelizują sprawy. Najpierw jeszcze w Brooklynie nadziali się na tą pierwszą kontrol.

- A to co!? - krzyknął ten co kazał im wysiąść i oprzeć dłonie o maskę samochodu gdy oni go sprawdzali. Wskazał oskarżycielskim tonem na kabury z pistoletami jakie znalazł u tej podejrzanej dwójki jakby już złapał jakichś bandytów.

- Mamy pozwolenie! Możemy pokazać! - krzyknął szybko Kanmi oparty w ten zimny, pochmurny poranek o maskę kombiaka. Musiał krzyknąć bo koledzy gliniarza jak na komendę odwrócili się ku nim jakby zaraz mieli użyć pałek i ołowiu.

- Pokaż! Powoli! Jedną ręką! - fuknął na niego ten co ich sprawdzał no i blondyn z brunetką powoli podali mu te legitymację Defenderów jakie niedawno wyrobiła im szefowa. Gliniarz oglądał je długo z wyraźną irytacją.

- Defenderzy… Też coś. Banda darmozjadów i pasożytów. - warknął z niezadowoleniem, pogardą i chyba rozczarowaniem. Ale jakoś magia legitymacji sprawiła, że je oddał właścicielom nie czując się aż tak mocno by z tymi małymi dokumencikami dyskutować. Zwłaszcza, że poszedł z nimi do samochodu i sprawdzał je przez radio czy są prawdziwe. No ale widocznie były i Ayumi tak to załatwiła, że nawet wkurzony gliniarz nie bardzo miał się czegoś przyczepić.

- Niech wam będzie. Tym razem. - warknął niechętnie gliniarz przy oddawaniu dokumentów. Zwłaszcza jak w kombiaku nie znalazło się nic trefnego. W końcu ich puścili. Ale przed dojazdem do promu natknęli się na jeszcze jedną kontrolę a przed samym wjazdem na prom na kolejną. Porobiły się korki i zatory gdy władza musiała dać odczuć obywatelom jak bardzo jest nimi rozczarowana i przypomnieć kto jest po której stronie kija. Nastroje mundurowych i cywilów były równie ponure jak szara mżawka jaka padała z szarego nieba. Dlatego Kanmi nie bardzo miał dobry humor po tych wszystkich kontrolach i korkach. Wracali prawie ze dwa razy dłużej niż zwykle, właśnie głównie przez te korki i kontrole.

- Widzisz? A ty się z nimi kolegujesz. Widzisz jacy oni są? Myślisz, że ta twoja funfela w mundurze co teraz robi? Pewnie trzepie gdzieś takich biedaków jak my. - Kanmi po raz kolejny mówił jakby Janet była jakimś żywym ucieleśnieniem złego gliniarza. Nawet jeśli poza jednym spotkaniem na drodze na początku tygodnia więcej jej nie widział. A może właśnie psuła mu wyrobiony wizerunek wrednych gliniarzy jaki w sobie zdążył wyhodować.

- Przydałaby się teraz. Byśmy z nią jechali albo za nią to by nas pewnie puszczali. - mruczał mimo wszystko widząc chyba jakieś konkretne pozytywy jakie by można odnieść ze znajomości z panną Swanson. To niejako go nakierowało na ten warsztat Rogera. Aż tak daleko od dzielnicy Koi nie był, trochę bardziej na północ, w kierunku uniwerku. To już machnął ręką na ten kolejne jeżdżenie po mieście i podjechał od razu do tego warsztatu o jakim wczoraj mu powiedziała przepatrywaczka. No i właśnie tu zajechali. Przynajmniej mżawka przestała padać chociaż dalej stalowe niebo szorowało tuż nad dachami miasta a na dole wszystko było zimne, mokre i błotniste.

- To tutaj. Widzisz? Mówiłem ci. To właściwie złomowisko. Ale warsztat też jest. Kiedyś jeździłem tu po alternator do fury. - Więc jak już wracali a Amanda wspomniała wczoraj o tej sprawie z profesorem i paczką. Z tego co mówił to nawet trochę kojarzył Rogera bo właśnie jeździł po części na ten złom ze dwa czy trzy razy. Już jakiś czas temu. Stąd mniej więcej wiedział jak to tutaj wygląda.

- I jakiś dwóch typów zgarnęło profesorka z uniwerku? Jakaś tajna sprawa. Po cholerę komuś taki stary pryk? Może był w coś zamieszany? Pewnie dlatego taka nagroda. Z drugiej strony jakby chodziło o byle emo co wyszedł i nie wrócił to by tak kasą nie szastali. - rozmyśał na głos i wczoraj i dzisiaj. Sam chyba nie mógł się zdecydować czy to dobrze czy źle. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nagroda jest warta trochę pochodzić za nią a gliny pewnie i tak o niej wiedzą. Jak tego nie zdjęli z ogłoszenia no to może nie jest tak źle. Chociaż raczej by wolał by stary był ofiarą napadu rabunkowego gdzieś po drodze to by wszystko było prostsze i bardziej znajome. No ale 1 000 dolców… No to przemawiało do jego wyobraźni. Sporo można było za to kupić. Może większą furę? Albo drugą dla Amandy. Albo jeszcze coś. No jakby mieć w portfelu ten kafel to by można pomyśleć co dalej z nim zrobić. Tylko najpierw trzeba było znaleźć tego profesorka no a trop prowadził do warsztatu Rogera.

- A z tą paczką dla tego co z nim gadałaś… - przy okazji wrócił do tego co wczoraj nie bardzo chciało mu się myśleć. Ale widocznie jednak przemyślał. - Pół kafla to też nieźle. Z tym plastikiem czy innym dynamitem to prawie miesiąc moich wypłat. Ale cholera ciężko to będzie przewieźć zza miasta do nich. - zastanawiał się główkując nad tym zadaniem. Poskrobał sobie zęba paznokciem co pomagało mu myśleć.

- Trzeba by jechać Ruinami. Omijać enklawy. Chyba mogłoby się udać. Ale cholera jak sie trafi jakiś patrol to może być gorąco. Nie wiem jeszcze. Musiałbym się przejechać i zobaczyć jak to teraz wygląda. Czy da się przejechać. Kiedy musisz dać odpowiedź tym z uniwerku? - blondyn zastanawiał się jak to obejść. Szykował się typowy kurs przemytniczy. Miasto składało się z mnóstwa enklaw upchanych po zrujnowanym mieście tam gdzie było coś co pomagało przetrwać. A pomiędzy nimi jak w serze, były bezpańskie Ruiny. Szara strefa poza kontrolą kogokolwiek. Tam gdzie panowały zasady takie jak Amanda znała z Pustkowi. Kto był cwańszy i silniejszy to ustanawiał prawo. Niemniej władze też były tego świadome więc urządzały blokady, patrole i zasadzkie właśnie przeciw takim akcjom o jakiej rozmawiali. W końcu kierowca stwierdził, że musi się przejechać a Amanda może przekazać, że wstępnie są zainteresowani i w weekend dadzą odpowiedź. Wstępnie Kanmi był zainteresowany. A na razie stali przed warsztatem i złomowiskiem Rogera.




Czas: 2053.IV.18 cz, południe
Miejsce: Nowy Jork, Dzielnica Świateł, Zachodnia Brama (s.błękitna), punkt kontrolny
Warunki: na zewnątrz jasno, ziąb, burza, d.si.wiatr


Amanda



O ile w południe pogoda się względnie poprawiła bo przestało mżyć i wiatr zelżał to jak minęło południe znów zaczęło padać. Do tego grzmieć. A w końcu zaczęła się burza. Znów zrobiło się zimno i lepiej było mieć rękawiczki albo chociaż trzymać ręce w kieszeni. Kanmi po wizycie u Rogera jeszcze odwiózł Amandę na uniwerek bo to dość blisko było. A przy okazji przejechali obok kawiarni i salonu Tracy tylko kombi zatrzymało się przed wejściem na stację “Uniwersytet” skąd było najbliżej dostać się na tą podziemną uczelnie. Powierzchnią nie było co się kłopotać by przebijać się przez skażone gruzy jakie zostały po dawnej, naziemnej części kompleksu. No a potem pojechał sprawdzać tą trasę od uniwerku za miasto. Poprosił by koleżanka podpytała skąd trzeba odebrać tą paczkę, chociaż ogólną okolicę czy enklawę by wiedzieć jak zaplanować tą trasę. Więc po załatwieniu sprawy w uniwerku Amanda musiała już zdać się na komunikację miejską.

Przez okna konnej furgonetki też zauważyła poruszenie na ulicach. Czy to wciąż był wpływ ich nocnej akcji na Brooklynie czy coś innego, czy może była już przewrażliwiona no to wydawało jej się, że tych patroli i kontroli jest więcej. Widziała jak sprawdzali torby i plecaki szukając kontrabandy, dokładniej niż zwykle patrzyli w dokumenty a i ona sama doświadczyła tego ponownie. Znów mundurowi krzywo patrzyli na kaburę z pistoletem na jej biodrze no ale znów legitymacja formacji paramilitarnej współpracjującą z policją uchroniła ją przed konkwiskatą broni i większymi kłopotami. Ale w międzyczasie się rozpadało a nawet zaczęła się ta burza. Więc gdy znalazła się przed głównym wjazdem od zachodu do Dzielnicy Świateł to burza już szalała na całego.





Gdy podeszła bliżej zasłonięta kurtką przed tą nawałnicą musiała odstać swoje. Na szczęście w taką burzę kolejka nie była zbyt duża, ledwo dwie czy trzy osoby były przed nią. Wkładali dokumenty przez okienko i robili ze dwa kroki gdzie strażnik ich rewidował i sprawdzał bagaże czy nie mają czegoś czego nie powinni być. Z bliska to człowiek wydawał się malutki i kruchy w porównaniu do tej ponurej, kulkupoziomowej budowli. Rzeczywiście wyglądała jak wieża wyjęta z jakiegoś starodwnego zamku.

- Dokumenty… - mruknął strażnik po drugiej stronie okienka z rutynowym znudzeniem. Gdy mu podała zaczął je czytać i dał znak by przeszła do kolegi. Pod tym dachem przynajmniej nia padało. Tego zza okienka jakoś nie rozpoznawała. On też się nie zachowywał jakby ją kojarzył. Jak tak jak poprzednicy zrobiła krok do kolejnego który sprawdzał ten też wydawał się jej obcy.

- O, pukawka? - strażnik zdziwił się tak samo jak już tyle razy wcześniej dzisiejszego dnia reagowali gliniarze.

- Tak, jest z Defenderów, ma licencję. - mruknął ten z okienka czytając jej papiery. Brandona jakiego z niedzielnej imprezy najbardziej pamiętała jakoś nie widziała. Z drugiej strony nie widziałą większości tej wieży a to z okienkiem to była tylko jakaś klitka wewnątrz jednej z tych dwóch ponurych wież.

- Dobra, to łapy do góry, sprawdzę cię. - strażnik od przeszukań machnął zachęcająco gestem by podniosła ramiona i dała się przeszukać. Miał minę zmarzniętego człowieka zmuszonego do wykonywania czegoś czego nie lubi, zwłaszcza w taką pogodę ale któremu wreszcie trafiła się jakaś przyjemność związana z tym zawodem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 29-12-2020, 13:26   #66
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noc u Seana

Nie zważając na widoczne gdzieś tam w górze straże, Inu wcisnęła się pod kołdrę Kanmiego i pod nią zdjęła spodnie i sweter, rzucając gdzieś na bok.

- Zmarzłam potwornie w tym magazynie. - Mruknęła cicho, wtykając się w blondyna. - Ogrzej mnie.

- Chodź. - w ciemności poczuła jego i jego rękę jak ją objął i przykrył kołdrą. Rzeczywiście okazał się żywym grzejnikiem od jakiego biło przyjemne, zdrowe ciepło i życzliwość. - Ale nam się dzisiaj udało nie!? O rany aż nie mogę uwierzyć, że tak gładko poszło! - roześmiał się całując ją w policzek i przeżywając na nowo tą całą nocną eskapadę.
- No… ja cały czas jakoś obawiam się, że ktoś zaraz wpadnie tutaj i skończymy w kiciu. - Inu wsunęła zmarznięte dłonie pod koszulkę Kanmiego.

- Ale się udało! - od blondyna tak samo jak ciepło biła też euforia z odniesionego sukcesu. Znów się roześmiał i pocałował partnerkę. Najpierw w policzek, tak po przyjacielsku jak partnerce z duetu w pracy. A potem odnalazł jej usta i pocałował już bardziej jak kobietę z jaką miał ochotę dzielić tą radość i na jaką miał ochotę. Jego dłonie powędrowały na przód jej koszulki a potem niżej, tam gdzie się kończyła i zaczynała bielizna zaczynając pobudzanie partnerki do śmielszych zabaw.

Inu przytaknęła tylko ruchem głowy podczas pocałunku i sięgnęła coraz to cieplejszymi dłońmi do spodni blondyna by je z niego zdjąć. Gorąc, który zapanował pod kołdrą przyjęła z ulgą licząc na więcej.

Jemu chyba też chodziło o coś więcej bo zgodnie współpracował w rozbieraniu siebie i jej też. Mimo panujących ciemności dość szybko uporali się z tym zadaniem i mogli się cieszyć sobą bez krępujących tą zabawę ubrań. Kanmi szybko przeszedł do sycenia swoich ust i dłoni tymi wszystkimi przyjemnymi krągłościami jakie miała partnerka. Zajął się jej ustami, piersiami i podbrzuszem mrucząc z zadowolenia. Ale szybko zabrał się za bardziej zdecydowane zabawy gdy władował się na nią i w nią jednocześnie zapewniając szybkie, dynamiczne tempo podobne jakie lubił serwować za kierownicą.

Inu zasłoniła dłońmi usta by nie wydawać z siebie zbyt wielu odgłosów. Jednak nadal gdzieś na górze były straże. Nie było jednak łatwo jej ciało lubiło Kanmiego i domagało się intensywnych szturmów.

Kochali się szybko, gwałtownie i skrycie. By nie wzbudzać przesadnego zainteresowania tych co patrolowali teren pod sufitem sali i jak anioły stróże mieli wgląd na to co się dzieje na ziemskim padole. Oboje starali się zachować dyskrecję co przy tak gwałtownych reakcjach obu ciał i łóżka było dość karkołomne. Ale w końcu udało się dojść do finału bez oklasków czy komentarzy osób trzecich. Przez oba ciała przeszedł dreszcz przyjemności nim gorączka i burza hormonów w nich zaczęła się uspokajać.



Poranek u Seana

- Wiesz Sean.. masz rację z tym żarciem. To duży kłopot…. No a my niebawem ruszamy w trasę. - Inu popatrzyła o poranku na ich łupy i musiała się zgodzić, że będzie z tym problem. - Może chciałbyś nam dać za niego forsę, albo wypłacić w innej walucie, np w szlugach?

- No Amanda ma rację Sean. Normalnie bym zrobił jak radzisz no ale po weekendzie wyjeżdżamy z miasta. Na dłużej. Możemy nie mieć tyle czasu by czekać aż sprawa ucichnie. Więc jakbyś mógł coś pomyśleć… - blondyn wsparł koleżankę w tych negocjacjach. Mówił jakby prosił kolegę o przysługę i właściwie tak było. W końcu umawiali się na zapłatę w procencie z łupów a łup był obecnie nieco kłopotliwy na mieście.

- Wyjeżdżacie z miasta? Po weekendzie? Na dłużej? - czarnowłosy chudzielec zdziwił się nieco ale widząc twierdzące spojrzenia i kiwanie głową zamyślił się nieco. - No tak, to rzeczywiście mogłoby być trochę dla was niewygodne… - podrapał się po policzku zastanawiając się nad tą sprawą. - No a może być w ammo? - zapytał zerkając na parę rozmówców.

- Jasne. Chyba że masz na stanie chińską ceramikę. - Inu uśmiechnęła się. Ammo zawsze było w cenie, a i na trasę dobre. - Jakby co naboje chętnie zgarniemy. Przyda się.

- O to dobrze, mamy trochę naboi na zbyciu. Jakie chcecie? Parabellki, 45-ki, natowskie małe i duże, Springfield? I jaka chińska ceramika? - Sean znów się uśmiechnął i pokiwał głową zadowolony, że tak łatwo się dogadali. Chociaż zmianki o ceramice chyba nie załapał o co chodzi włamywaczce.

- Mam klienta na chińską zastawę. Na przykład zestaw do herbaty. Jeśli wiesz o czymś takim to chętnie zgarnę, a jak nie to naboje. Najlepiej każdego po trochu. - Inu uśmiechnęła się do Seana.

- Chińska zastawa… Raczej to nie jest w kręgu moich zainteresowań. Ale w antykwariacie przy 31 Alei. Może tam będą coś mieli. Ale my to raczej nie, więc mogę wam zapłacić w ammo. - Sean po chwili zastanowienia wyjaśnił jak to się sprawa ma u nich z tą porcelaną i wyglądało na to, że raczej nie mają tutaj u niego co na nią liczyć.

- Dzięki za info. To zgarniemy naboje. - Inu skinęła Seanowi.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-01-2021, 19:46   #67
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Warsztat

Walker przemilczała temat swojej znajomości z policjantką. Kanmi doskonale wiedział, że ten kontakt może się przydać. Tak jak i wiedział, że za trzy dni ruszają w trasę.
- Zaczekasz na mnie? - Inu uśmiechnęła się do blondyna. - Pogadam chwilę i wracam.

Sama weszła do warsztatu i rozejrzała się szukając opisywanego przez tatuażystkę i bezdomnego auta.

- Chcesz iść sama? Albo dobra. Jak coś nie wyjdzie to najwyżej ja wyjdę. W razie czego mów, że jesteś ode mnie. Tego gościa od Defendera co szukał alternatora. - blondyn chwilę trawił propozycję partnerki ale ostatecznie się zgodził. I chyba sam brał pod uwagę, że jego samego mogą tam nie pamiętać ale może chociaż to czego szukał jakby to mogło się Amandzie okazać przydatne.

Właściwie od zewnątrz nie bardzo było co oglądać. Amanda w swojej przeszłości już buszowała po różnych złomowiskach pojazdów i tych sprzed i po wojnie. To wydawało się podobne. Ogrodzenie z siatki i drutu, wzmocnione albo łatane tam i tu czym się dało, za nim sterty samochodowych wraków no i sama główna brama. Pewnie gdzie indziej powinna być chociaż jedna więcej bo obiekt był dość spory ale jak kombi podjechało od frontu to nie było tego widać. A od frontu brama była otwarta i prowadziła do czegoś w rodzaju kilku zespolonych garaży i biura. Drzwi do biura dały się otworzyć i za nimi było biurko a jak stuknął dzwonek w drzwiach przy otwieraniu to po chwili wyszedł jakiś majster w roboczych ogrodniczkach. Nawet miał na ścianach stare plakaty reklamujące opony, oleje samochodwe oraz jakieś części i firmę transportową z Miami. Ale taką przedwojenną. Rozpoznała jednak na słonecznym zdjęciu panoramę swojego rodzinnego miasta jak jakiś TIR był na głównym planie na jednej z estakad. No i oczywiście kalendarz z roznegliżowanymi ślicznotkami z 2018-go. Samego niebieskiego samochodu ze spoilerem nigdzie nie widziała ale nie miała pojęcia co jest w warsztacie albo w trzewiach złomowiska.

- Dzień dobry. Coś potrzeba? - mężczyzna przywitał się dość grzecznie chyba nieco zaskoczony kim okazał się klient.

- W sumie to rozglądam się za zapasówką do auta… i za autem. - Inu zaczęła nieco tajemniczo i uśmiechnęła się ciepło do właściciela tego przybytku. - zapasówka to potrzebuję pełnej do terenówki. A jeśli chodzi o auto… to ktoś mi rozwalił moje i słyszałam, że korzysta z twojego warsztatu.

- Z oponami to wiele nie mamy. Ale mam kolegę co ma zakład wulanizacyjny. Mogę ci go polecić. - mężczyzna za ladą zaczął od tego co wydawało mu się szybsze do załatwienia nim przeszedł do tego co mu się chyba wydawało ważniejszą sprawą.

- Ale nowe auto? Tak, myślę, że możemy coś poszukać. Specjalizujemy się w renowacji starych aut i robimy je na nowo. Ale czego potrzebujesz? Sedan, kombi, terenówka, pickup, furgonetka? - szybko przeszedł do doprecyzowania potrzeb klientki by jakoś zawęzić obszar poszukiwań.

- Niebieskie ciemne auto ze spoilerem i jednymi brązowymi drzwiami z przodu od pasażera. - Inu opisała auto używając info które uzyskała.

- Ah, takie auto… - mężczyzna powoli uniósł i opuścił głowę gdy zorientował się czego gość szuka. - No może i bym miał namiar na takie auto. Ale to kolega jeździ a nie słyszałem by chciał je sprzedać. - powiedział powoli dokładniej obrzucając sylwetkę Amandy jeszcze raz.

- To może daj na niego namiar to z nim pogadam. Najwyżej mnie spławi. - Inu uśmiechnęła się do mężczyzny.

- No dobra. - warsztatowiec zastanawiał się chwilę nim odpowiedział. Ale chyba gość wzbudzał w nim zaufanie bo powiedział, że facet nazywa się Kyle i mieszka gdzieś na 23 Ulicy w tej samej enklawie. Ale nie wiedział gdzie dokładnie.

- Jasne. To się rozejrzę. Pewnie auto parkuje na ulicy. - Inu uśmiechnęła się. - A nie wiesz może czym się facet zajmuje?

- Jest jakimś ochroniarzem, wykidajło czy kimś takim. Może nosić broń. - mechanik mówił jakby ten Kyle nie był jakimś jego dobrym znajomym a jedynie zna go dość pobieżnie i nie wie czym on się właściwie zajmuje.

- No to nie dziwo że go na furę stać. Dzięki wielkie za pomoc i namiar na gostka od opon. - Inu pożegnała się gotowa wrócić do Kanmiego i przejechać się 23-ą ulicą.

Mechanik też się pożegnał odprowadzając gościa wzrokem do drzwi. A na zewnątrz blondyn pokiwał głową gdy usłyszał jaki jest kolejny punkt do odhaczenia. Podjechali na tą 23-cią ulicę i kombi zaczęło wolno sunąć przez ulicę jakby szukało właściwego adresu.

- Tam chyba stoi jakiś niebieski. Może to ten? - kierowca zatrzymał i tak wolno jadący samochód gdy spojrzał na kawałek wystającego samochodu. Stał w bocznej uliczce częściowo zasłonięty konterem śmietnika więc nie było go zbyt dobrze widać. Ale był niebieski i osobówka widziana od przodu. Okolica wyglądała przyzwoicie jak na białą enklawę wypadało. Więc gruzu i pustostanów było niewiele, czasem przejchał jakiś samochód albo przeszedł jakiś przechodzień.

- A zerknę. Dzięki. - Inu uśmiechnęła się, pomachała mężczyźnie i ruszyła w kierunku wozu.

Faktycznie pasował do opisu bezdomnego i Tracy. Niebieska, czterodrzwiowa osobówka ze spojlerem na tylnym bagażniku. Stała sobie spokojnie i pewnie właściciel jak gdzieś w sąsiednich budynkach nie mieszkał to przynajmniej akurat był.

Inu obejrzała ją sobie z zaciekawieniem, zaglądając do środka, ciekawa czy dostrzeże wewnątrz coś charakterystycznego, co opowie nieco o właścicielu auta. A może jakieś rzeczy profesorka? Zajrzała przez szybę z zaciekawieniem.

Wewnątrz dojrzała poręczny bejsbol zamocowany w uchwycie przy drzwiach kierowcy. Tak by mógł po niego sięgnąć. I małego obrzyna dubeltówki. Kolejna strzelba, tym razem pełnowymiarowa, była zamocowana jak w jakimś radiowozie - pod sufitem. Na półce przy tylnej szybie leżał zwinięty jakiś płaszcz czy coś podobnego. Ale poza tym wnętrze było raczej puste.

Inu wróciła się do Kanmiego.
- No to chyba mamy auto. - Mruknęła zamykając za sobą drzwi. - Tylko właściciela brak. Myślisz, że umiesz śledzić inne auto?

- Mogę spróbować. Ale nie wiadomo kiedy ruszy tyłek. A jak dopiero jutro rano jak będzie jechał do roboty? - Kanmi nie wydawał się zachwycony perspektywą wielogodzinnego stania na ulicy czekając czy Kyle raczy się ruszyć do samochodu czy nie. Mógł wyjść za 5 minut albo za 5 godzin albo jutro. Każdy z wariantów wydawał się równie prawdopodobny.

- Nie no poczekamy z pół godzinki, do godzinki i mógłbyś mnie podrzucić do zachodniej wieży? - Inu uśmiechnęła się do kierowcy. - Tylko może zaparkujemy w innym miejscu co by nie zaciekawić właściciela warsztatu.

- Do Zachodniej Wieży? Tej w Dzielnicy Świateł? Trochę daleko. To jak byśmy mieli jechać to już niedługo. Szkoda tak stać bez sensu. - powiedział gdy już czekali któryś kwadrans i z niebieskim wozem jakoś nic ciekawego się nie działo. A zaczynało wiać i grzmieć jakby zbierało się na burzę więc aura była mało sprzyjająca. Blondyn poklepał kierownicę jakby zastanawiał się czy już ruszać czy poczekać tą kolejną chwilę.

- O… Zobacz… - zdziwił się gdy niespodziewanie jakaś sylwetka w kurtce i naciągniętym kapturze dla ochrony przed wiatrem i ponurą aurą podeszła do osobówki od strony kierowcy. Potem otworzyła drzwi i wsiadła do środka. W środku ściągnęła kaptur ale z tej odległości nie było widać detali twarzy, tylko blady owal.

- No to zobaczymy dokąd kolega jedzie. - uśmiechnął się kierowca dając tamtemu spokojnie wykręcić i wyjechać na ulicę. Pojechał w głąb tej alejki na jakiej parkował a trochę później i dalej to miejsce minęło kombi pożyczone od Seana. Kanmi sprawnie trzymał się ogona pojazdu chociaż spory kawałek za tylnym spojlerem niebieskiej fury. Nie zajechali daleko. Może ze dwie czy trzy ulice gdy facet z niebieskiej maszyny zatrzymał się przed frontem jakiegoś sklepu, zamknął samochód i wszedł do środka.

- Pojechał do sklepu? - zdziwił się Kanmi nie wiedząc co o tym myśleć. Sklep wyglądał na jakiś lokalny z wszystkimi potrzebnymi artykułami dla lokalnych mieszkańców. - To co teraz? - kierowca zapytał siedzącą obok pasażerkę jakie plany ma w tej sytuacji.

- Przejdę się na niego zerknąć. - Inu zapięła kurtkę i wyszła z kombiaka. Ruszyła w kierunku sklepu, planując się przyjrzeć gostkowi, który prawdopodobnie zgarnął profesorka. Przy okazji mogła kupić jakieś jedzenie dla siebie i Kanmiego.

Na zewnątrz zaczynało padać i wiatr był coraz mocniejszy. Więc ten kawałek od samochodu do sklepy nie był wcale przyjemny gdy zamknęła za sobą drzwi sklepu od razu zrobiło się cieplej i przyjemniej zostawiając tą nowojorską aurę za sobą.

Sklep nie był zbyt duży, typowy lokalny sklep dla najbliższej okolicy. Trochę regałów z różnościami, lada z ocalałą wystawką na papierosy gdzie o dziwo nadal wystawiano papierosy. Jakiś łysy sprzedawca spojrzał w jej stronę gdy weszła podobnie jak te dwie czy trzy osoby jakie akurat były w sklepie. Jakaś starsza kobieta właśnie stała przy ladzie i płaciła za swoje zakupy przy okazji rozmawiając o czymś ze sprzedawcą. Skarżyła się na przedstawicielkę młodszego pokolenia co prowadziła się okropnie i właściwie to się puszczała na okrągło. Brzmiało trochę jak tradycyjne gderanie starszych na młodszych. Zwłaszcza jak nie było między nimi zgody.

Wśród regałów dostrzegła też tego mężczyznę z niebieskiego samochodu. Co prawda wcześniej nie widziała ejgo twarzy ale poznałą po ubraniu, że to ten. Dojrzała, że ma kaburę przy pasie. Ale na razie przeglądał jakieś paczki chyba z groszkiem czy innym makaronem. Wyglądał jak zwykły klient co przyjechał na zwykłe zakupy. Z twarzy też jakoś szczególnie się nie wyróżniał, ot facet w sile wieku. Ani gruby, ani chudy. Taki sobie średniak.

Inu spróbowała zapamiętać twarz mężczyzny i dojrzeć czy ma jakieś elementy stroju, które wskazałby dla kogo pracuje. Może fragment munduru? Może naszywka jakiegoś lokalu.

Mężczyzna nie miał na sobie żadnych elementów munduru ani dystynkcji. Gdyby nie ta kabura u pasa to wyglądałby jak kolejny facet w kurtce i bluzie. Widocznie zabrał już co chciał do koszyka bo ruszył w kierunku kasy. Stanął za tą rozgadaną starszą panią i obdarzył ją zirytowanym spojrzeniem. Wyglądało, że brał głównie coś do jedzenia i jakąś chemię domowego użytku.

Inu zwinęła się szybciej nie kupując nic i wróciła do Kanmiego.
- Ech nic po nim nie widać. - Mruknęła niezadowolona do kierowcy. - Ciekawe dla kogo pracuje.

- Nie? Szkoda. - blondyn podrapał się po brodzie zerkając na okna sklepu w jakim był kierowca błękitnej maszyny. - Ale jak pracuje to rano chyba powinien jechać do pracy. Tak mi się wydaje. Wystarczy za nim pojechać. - popatrzył na pasażerkę by sprawdzić co ona na to.

- Chyba nie będzie problemu, ale fajnie by było sprawdzić, gdzie mieszka. Podjedziemy jeszcze za nim? - Zerknęła na siedzącego obok blondyna.

- Możemy. Jak wróci tam gdzie stał to pewnie tam mieszka. Albo ma dziewczynę, rodzinę czy kogoś takiego. - kierowca zgodził się z takim pomysłem i podzielił się z koleżanką swoimi przemyśleniami na temat drugiego kierowcy. A ten po chwili wyszedł ze sklepu, wrócił do auta, zostawił zakupy na tylnym siedzeniu i zasidł za kierownicą. Znów zdjął kaptur jak znalazł się w środku bo pogoda dalej nie rozpieszczała.

- Chyba wraca. - powiedział cicho blondyn widząc, że błękitne auto ze spojlerem po objechaniu kwartału zaczęło jechać tak jak poprzednio. Wreszcie byli już tuż przed tą alejką skąd wcześniej wyjechał. - To co? Chcesz zanim iść czy poczekasz aż wejdzie? Czy jeszcze co? - Kanmi zapytał pewnie chcąc wiedząc jak powinien zaparkować kombiaka, gdzie i czy w ogóle.

- Na razie patrzę czy mieszka od ulicy. - Inu wychyliła się spoglądając przez szybę czy na którymś z pięter pojawią się światła.

- Pewnie. - blondyn zrozumiał sugestię i zatrzymał samochód przy krawężniku. Akurat by mieć na oku tą boczną alejkę. Niebieski samochód zwolnił, zatrzymał się mniej więcej w tym samym miejscu skąd wyruszał. Kierowca znów na tą słotę założył kaptur i po chwili z torbami z zakupami ze sklepu wszedł do środka kamnicy.

- Głodem to on nie przymiera. Tą furę to ma całkiem dobrze utrzymaną. Też nie jeździ jak baba. I spluwę nosi tak w biały dzień i legalnie. Jak dla mnie to albo jakiś tajniak, albo dla rządu pracuje. Może gliniarz czy wojskowy na urlopie. Coś takiego. No i to biała strefa. Nie dla takich jak my. W białych mieszkają tylko grzeczni i zaufani władzy. Na ogół. - blondyn pozwolił sobie na podzielenie się swoimi domysłami na temat obserwowanego mężczyzny gdy czekali czy od frontu budynku coś się zmieni. I rzeczywiście po paru chwilach od jakich mężczyzna zniknął za drzwiami na pierwszym piętrze zapaliło się światło. Jeśli to on tam mieszkał to musiał mieć mieszkanie po prawej stronie klatki.

Inu zapamiętała piętro by w razie czego tam trafić.
- Tego się nieco obawiam. Do jego fury podobno załadowano tamtego profesorka. Kojarzysz? Z tego plakatu w sklepie. Była za niego duża nagroda. - Amanda westchnęła i rozsiadła się wygodnie. - To słabo jak są w to zamieszani tajniacy… lub ktokolwiek powiązany z panem prezydentem. Bo gostek pewnie nie trzyma profesorka u siebie tylko gdzieś indziej… no ale trzeba by sprawdzić, najlepiej jak tamten będzie w robocie.

- Pewnie dlatego taka wysoka nagroda. Za odnalezienie psiaka na końcu ulicy by tyle nie płacili. - Kanmi widocznie kojarzył o jaką nagrodę i za kogo chodzi. I sam się zastanawiał co tu teraz można zrobić.

- Sam nie wiem. W każdym razie wiemy gdzie mieszka. Można to jakoś pociągnąć. - przyznał zerkając na partnerkę siedzącą obok. - Jak ten profesorek mu nie przeleciał siostry czy żony, że się mścił na nim to pewnie zorganizowali to porwanie dla kogoś. No to u siebie w domu pewnie go nie trzyma. - zgodził się niejako z domysłami Amandy. Chwilę rozważał co by teraz można zrobić. Może rano pojechać za nim? Jakby miał normalne godziny pracy to chyba powinien rano jechać do jakiejś pracy. Albo się włamać jak pojedzie? Albo Amanda by jakoś do niego zagadała na mieście? Popytać o niego? Ale kogo? Chociaż więc kierowca snuł swoje rozważania to coś sam nie bardzo mógł się na któreś zdecydować.

- Dobra. Wpadniesz po mnie rano? - Inu odchyliła się wygodnie w fotelu dając znać że nic tu po nich. - O i odwieziesz mnie do tej Zachodniej Wieży?

- Rano? To chcesz tu wrócić? To by wcześnie trzeba by wyjechać od nas by tu być na pewnie 7 rano. Gdzieś z godzinę wcześniej trzeba by wyjechać od nas. - Kanmi uruchomił silnik i wskazał bokiem głowy na uliczkę z błękitnym samochodem. Ruszył, tym razem ostrożnie i bez szaleństw. Zgodził się zarówno podrzucić Amandę pod Zachodnią Wieżę jak i przyjechać po nią jutro rano. Tylko chciał wiedzieć na którą.

- No niestety trzeba by wstać wcześnie jeśli chcemy zobaczyć gdzie facet pracuje. Czyli.. 6-ta? - Spytała niepewnie zerkając na kierowcę.



Zachodnia wieża

Inu uniosła dłonie ku górze.
- Wiecie gdzie znajdę Brandona… pracuję dla Drzazgi. W sumie to jestem z nim umówiona. - Zagaiła do strażnika, mając nadzieję, że fakt iż zna tu kogoś oszczędzi jej niepotrzebne macanie na bramce.

- A, to ty. - strażnik obrzucił kobietę szybkim spojrzeniem z góry do dołu i z powrotem. - Henry, ona mówi, że jest od Brandona. - rzucił do kolegi z okienka. Ten podobnie spojrzał na gościa chociaż pewnie miał mniej do oglądania ze swojego okienka.

- Dobra, zawołam go. - mruknął i podniósł słuchawkę telefonu. Coś chwilę rozmawiał i ten co był na zewnątrz czekał na wynik tej rozmowy. - Zaraz zejdzie. - rzucił informująco. Trochę tak czekali pod okapem bramy gdy za plecami przeszukiwacza otworzyły się drzwi i wyszedł kolejny strażnik. Tym razem był to Brandon.

- O. Przyszłaś? No to cześć! - przywitał się chyba mimo wszystko trochę zaskoczony ale tak jakby trafiła mu się przyjemna niespodzianka w ten ponury, zimny i deszczowy dzień.

- Cześć. - Inu uśmiechnęła się. - Jak często można zobaczyć jak się pracuje w zachodniej wieży? Jasne że przyszłam! Jak tam po imprezie?

- Spoko, ja już się nią zajmę. - Brandon zaczął od tego, że przejął swojego gościa od kolegi i ten skinął głową, odszedł o krok i póki nie było innych przechodniów oparł się bokiem o ścianę z okienkiem. Zaś Brandon zachęcił gestem Amandę by odeszli kawałek w głąb bardziej służbowej części wieży. Niestety to był typowy budynek użyteczności publicznej i punkt oporu więc nie sprzyjał za bardzo prywatnym spotkaniom. Ale sam strażnik wydawał się ucieszony z tej wizyty.

- No sama widzisz jak to jest. Nic ciekawego, prawie same brzydale. - Brandon zaśmiał sie chyba zdając sobie sprawę, że klimat jest całkiem inny niż w prywatnym pokoju w “Matrixie” gdzie się spotkali po raz pierwszy.

- A urodziny jak urodziny, były i fajne były no ale się skończyły i teraz mamy szarość dnia codziennego. - wzruszył ramionami okrytymi ochraniaczami żałując chyba, że takie imprezy jak ta w ostatnią niedzielę nie zdarzają się częściej.

- No widzę, że szaro tu macie. - Inu rozejrzała się po budynku. To biurowca Koi to podobne nie było, więc nadal nieco ciekawe. - Często mąci tu kłopoty? W sensie z najazdami i takie tam?

- A tak różnie. Na szczęście częściej jest jak dzisiaj. - Brandon spojrzał na ten korytarz z widokami na wnętrze klatki schodowej i drzwiami do tego pomieszczenia ze strażnikiem z okienka. Samo w sobie raczej nie było bardziej pociągające niż inny korytarz czy klatka schodowa.

- Czegoś potrzebujesz? - zapytał zerkając z zaciekawieniem na przepatrywaczkę.

- Na serio wpadłam w odwiedziny. Na imprezie wspominałeś, że nieco mnie oprowadzisz, to uznałam że skorzystam. - Inu uśmiechnęła się do faceta. - Czym tu się dokładnie zajmujecie? Przetrzymujecie tu czasem ludzi?

- No czasem jak kogoś zgarniemy. Ale tak chwilowo, dopóki policja ich nie odbierze. - Brandon przyznał kiwając głową po czym gestem zaprosił Amandę by podążała za nim gdy zaczął rolę przewodnika.

- No to tu jak widzisz jest punkt kontroli dokumentów. - wskazał na obu kolegów jacy trzymali straż przy wejściu. Tych z jakimi już kontakt miała wcześniej na samym wejściu. Potem ruszył za jakimiś mocnymi drzwiami do jakiejś klatki schodowej z jakiej po kolei na każdym piętrze odchodziły jakieś drzwi. Wskazywał co jest co. Pokój zebrań, staff room, magazynek, sypialnia, biuro szefowej, pokój oficerski no i wreszcie posterunek na szczycie wieży. Do oglądania to było chyba najlepsze miejsce. Dobrze, że miało dach to ta ulewa nie padała na głowę. Za to stało dwóch kolegów obok dwóch karabinów maszynowych i szperaczy paląc papierosy i nudząc się niepomiernie. Za to widok rzeczywiście był jak z 3-go, może 4-go piętra, gdzieś na poziomie ostatnich pięter i dachów okolicznych kamienic. Przedpole było oczyszczone z zasłon i upstrzone różnymi zasiekami przeciw pieszym i pojazdom. Widok ciągnął się daleko w głąb ulicy, można było ją dowolnie ostrzelać z którejś z obecnych tu broni.

- Koleżankę oprowadzam. - wyjaśnił Brandon kolegom widząc ich zdziwione spojrzenia na widok obcej im kobiety. Ale na razie chyba wystarczyło im wyjaśnienie kolegi bo powstrzymali się od komentarzy.

Inu pomachała strażnikom i rozejrzała się po okolicy.
- Niezły widok. - Mruknęła cicho rozglądając się po okolicy. - Hm.. nie pracuje tu u was jakiś Kyle?

- Kyle? - Brandon powtórzył imię i popatrzył na kolegów od ckm-ów. Ci spojrzeli na siebie i pokręcili głowami do tego wzruszając ramionami. - Też nie kojarzę. Znaczy teraz na pewno nie. Może kiedyś. A co to za Kyle? - strażnik jaki wziął na siebie obowiązki przewodnika popatrzył pytająco na rozmówczynię. - Może zejdziemy na dół? W socjalnym mamy herbatę i kawę. Można wypić coś ciepłego. - zasugerował drzwi prowadzące na klatkę schodową. Na zewnątrz wśród tej ulewy i burzy z wiatrem było bardzo nieprzyjemnie, nawet jeśli dach nad głową nieco chronił przed tą aurą.

- A taki gostek, zarysował auto dla mojego kumpla. Słyszałam, że jest jakimś ochroniarzem.. ogólnie ma licencję na broń. Nie wiem czy zadzierać z typkiem czy nie. A kawa bardzo chętnie. - Inu ruszyła za strażnikiem.

- To na policję zgłoś. Oni się zajmują takimi sprawami. - poradził jej Brandon gdy schodzili po schodach na dół. Schody jakoś atrakcyjnie nie wyglądały ale przynajmniej na nich nie wiało i nie zacinało deszczem jak na najwyższej kondygnacji. Przerwał by otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. Wewnątrz siedział jakiś strażnik i podniósł wzrok znad gazety. Trochę się zdziwił widząc gościa podobnie jak ci koledzy przy ckm-ach. Brandon znów wyjaśnił, że to jego koleżanka.

- Uważaj by cię szefowa nie przyłapała, że obcych wprowadzasz na obiekt. - rzucił mu uwagę zerkając na drzwi na korytarz przez jakie właśnie weszli.

- Dobra, dobra, kawę spijemy i już jej nie ma. Kawa czy herbata? - uspokoił go Brandon. Po czym zaprosił ją do drgugiego stołu by mieć chociaż trochę prywatności w tej niewielkiej przestrzeni a sam zaczął nastawiać wodę, szykować kubki i robić coś ciepłego do picia.

- A jak ktoś jest ochroniarzem to wiele to nie mówi. - wzruszył ramionami gdy usiadł naprzeciwko Amandy czekając aż zrobi się wrzątek. - To znaczy tyle, że ktoś nie jest ani gliniarzem ani wojskowym. Może być jakimś milicjantem, członkiem organizacji paramilitarnej, ochroniarzem jakiegoś obiektu, lokalu albo ważniaka. Trudno powiedzieć. Całkiem sporo takich jest na mieście. Jedni to zwykłe wsioki i oszołomy, nie wiem, jakim cudem tacy mają zezwolene na broń. Chyba za głupotę. Inni jak u nas na dzielni czasem się trafiają to zwykli bandyci ale, że tak powiem licencjonowani do walki z innymi bandytami. A czasem to prawdziwi spece. Byli gliniarze i wojskowi, zawodowi kontraktorzy, cyngle i tacy tam. I nie wiadomo na kogo się trafi. - Brandon wzruszył ramionami i rozłożył ręce na znak jaka duża rozpiętość różnorodności może być z tymi ochroniarzami. Dodał, że do tego jeszcze prawie każda enklawa rządzi się sama, niby nominalnie wszyscy podpadają pod te samo prawo i policję ale w praktyce różnie to bywa. Więc nie wiadomo komu dają licencję na broń i pałowanie. Dlatego ważne gdzie to było albo z jakiej enklawy jest ten gostek.

- Jasne, tak stwierdziłam, że może trafię. I kawa będzie super. - Inu dosiadła się do stołu. - Z policją jakoś wolę nie mieć do czynienia więcej do czynienia niż to konieczne. Lubię się sama rozeznać w sytuacji.

- A co? Masz coś na sumieniu, że nie lubisz się z policją? - zaśmiał się Brandon zalewając wrzątkiem kubki. Po chwili postawił oba przed gościem i przed sobą. Do tego jeszcze cukiernicę pośrodku i sam zajął miejsce naprzeciwko.

- Nie wiem o kogo pytasz. Spróbuj zacząć tam gdzie ta stłuczka była. Albo gdzie mieszka czy pracuje. Tam coś powinni o nim wiedzieć. To wielkie miasto. Nie da się tu znać każdego. - poradził jej ochroniarz wsypując sobie łyżeczkę cukru do swojej kawy po czym zaczął nią mieszać.

- Tak zrobię. - Inu przytaknęła ruchem głowy. - A co do policji… nie raczej nie mam z nimi problemów, tyle że jak nie muszę to wolę z nimi nie mieć kontaktu. Nie ma co na siebie zwracać uwagi.

- No. A co poza tym? Jeździsz do “Matrixa”? - Brandon pokiwał głową i chyba uznał ten temat za zakończony bo zagaił o bardziej luźne zagadnienie.

- Ostatnio miałam nieco roboty i szlajania się po przedmieściach więc dawno tam nie byłam. - Inu pozwoliła na zmianę tematu. - A ty? Wypuszczają was stąd czasem?

- Pewnie. Nie koczujemy tu jak na jakimś zesłaniu. - strażnik roześmiał się wesoło rozbawiony takim pomysłem. - Ot, kończymy zmianę i wracamy do domu. Ale jak następnego dnia masz kolejną zmianę to bardzo nie poszalejesz. Dopiero jak jest dzień wolny to można. Tak jak wtedy mieliśmy te urodziny. Nawet szefowa przyszła. - pokiwał głową wciąż się uśmiechając ale już nieco mniej radośnie gdy opowiadał o tej swojej prozie życia.

- No tak jest… Drzazga też gdzieś tu pracuje? Nie będziesz miał kłopotów przez moją wizytę. - Inu upiła spory łyk kawy, nie chcąc zajmować Brandonowi więcej czasu. Jej ciekawość została zaspokojona.

- Tak, ma biuro piętro wyżej. Chcesz z nią pogadać czy co? - strażnik machnął gdzieś w stronę sufitu by wskazać kierunek gdzie ma biuro ich szefowa.

- Nie no chyba nie powinnam jej przeszkadzać, co? - Inu dopiła kawę i uśmiechnęła się do swojego przewodnika. - Będę się zmywać co by ci kłopotów nie narobić. Planujesz jakiś wypad do Matrixa?

- Nie. Mam drugą zmianę to jak skończe nie będzie sensu gdzieś łazić. Tylko wracać do domu, kolacja i lulu. - odparł Brandon z lekkim uśmiechem. Po czym wstał widząc, że gość się zaczyna zbierać do wyjścia i wskazał na drzwi prowadzące na klatkę schodową. - To chodź, odprowadzę cię na dół. Fajnie, że wpadłaś. Wpadnij jeszcze kiedyś. - odparł z zachęcającym uśmiechem.

- Chętnie. - Inu przytaknęła i dała się odprowadzić do drzwi. Ubrała się ciepło i ruszyła w drogę powrotną planując po drodze obejrzeć sobie jeszcze raz okolicę, w której mieszkał gostek, do którego auta najwyraźniej wsadzono profesorka. Może w okolicy jest kawiarnia? Nie pamiętała tego teraz, a w sumie fajnie by było sobie obejrzeć czy ktoś go nie odwiedza itd. Upewni się jak tam wejście na klatkę wygląda i czy może są tam jakieś oficyny czy inna piwnica, w której można by przetrzymywać kogoś. A potem szybko naszykować się i czekać na info czy ma randkę z szefową czy nie.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-01-2021, 02:16   #68
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 2053.IV.18 cz, wieczór, NYC

Czas: 2053.IV.18 cz, wieczór
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Enklawa Koi (s.niebieska), apartament Ayumi
Warunki: półmrok, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz noc, ziąb, umi.wiatr, zachmurzenie



Amanda i Ayumi


- To spróbujmy tego twojego wina co przyniosłaś. - gospodyni uśmiechnęła się biorąc w dłoń otwieracz i butelkę przyniesioną przez gościa. Korkociąg kierowany jej ręką wprawnie wbijał się w korek. Ayumi od prywatnej strony jakaś inna niż ta oficjalna, służbowa Ayumi jaka urzędowała w dzień kilka poziomów niżej. Wówczas też była miła, jak zauważył Kanmi dla Amandy nawet zaskakująco miła ale jednak jeszcze mieściło się to w granicach specyficznej, japońskiej etykiety. Raczej wówczas nie wychodziła poza te sprawdzone schematy. Pomijając fakt, że w tych schematach niewiele było miejsca dla kobiet na takim stanowisku jak ona.

A prywatnie… A prywatnie okazała się też być miła. I być dobrą gospodynią dbającą o swoich gości. By czuli się dobrze i niczego im nie brakowało. Tak było chociaż podczas ostatnich wizyt Amandy w tym apartamencie i gdy była sama i z Maki. Wtedy właściwie nie można było czegoś zarzucić czarno - blond Japonce pod względem uprzejmości i gościnności. Chyba zdawała sobie sprawę, że zwłaszcza przepatrywaczka może się czuć skrępowana wizytą u swojej szefowej więc robiła co mogła by rozluźnić atmosferę. Maki chyba miała łatwiej skoro nie była tu pierwszy raz i jak już była to w celach towarzysko - rozrywkowych. Po to przecież wszyscy zamawiali dziewczyny z “Fugu”.

Teraz jednak coś się zmieniło. Nawet jeśli znów siedziały we dwie przy tym niskim, typowo japońskim stole. A na nim był tradycyjny japoński posiłek i pałeczki. Jak Ayumi żartowała sama z siebie na pewno wszystko było smaczne bo nie ona to robiła. Kompletnie nie znała się na gotowaniu!





Tym razem jednak nie siedziały naprzeciwko siebie tylko Amanda mogła zasiąść po prawicy Ayumi. Co z jednej strony było oznaką zaufania a z drugiej sprzyjało luźniejszej atmosferze. Sama szefowa przywitała ją ubrana w bardziej zachodni strój. W uniwersalną “małą czarną” do połowy ud. Co jak na jak na japońską tradycję było całkiem śmiałym strojem. Takim raczej dla młodej dziewczyny co idzie się wyszumieć na miasto a nie do szanowanej pani manager z poważnej korporacji. No ale w końcu właściwie to były umówione na randkę.

- Świetne to wino. Gdzie je zdobyłaś? - gospodyni rozlała wino dla siebie i dla gościa upijając pierwszy łyk ze swojego kieliszka. Mruknęła z uznaniem co do wyboru smaku który widocznie jej podpasował. W ogóle wydawała się tego wieczoru jakaś weselsza, luźniejsza, serdeczna. Zupełnie jakby odwiedziła ją dawno niewidziana przyjaciółka i tryskała z tego powodu radością której wcale nie ukrywała.


---



Właściwie to ledwo się wyrobiła by z pogranicza Dzielnicy Świateł po wizycie u Brandona, złapać w tym deszczu konny autobus by wrócić do “Czołga” i obejrzeć okolice mieszkania Kyle’a a potem znów złapać kolejne połączenie by wrócić do siebie w Koi. Własne mieszkanie znów przywitało ją ciszą, półmrokiem zapadajacego zmierzchu i chłodem. Zdążyło się wyziębić od poprzedniego dnia gdy właściwie od wczoraj nie była u siebie. Cały dzień na mieście, w nocy ta akcja na Brooklynie to jej nie było prawie dobę w domu. I już musiała się mocno spieszyć aby przebrać się, wykąpać i przygotować do spotkania z szefową. I wyrobiła się prawie na ostatnią chwilę. Gdy wchodziło głównym wejściem już zapadał ponury nowojorski zmrok. Potem jeszcze schody aż na poziom dla VIP-ów. Tam strażnicy uprzejmie jej skinęli głowami na znak szacunku dla gościa kogoś z ważniaków Koi jacy tutaj mieszkali. No a potem już tylko zapukać do drzwi które otworzyła ją promiennie uśmiechnięta szefowa i w końcu skończyły przy tym niskim, kwadratowym stoliku zastawionym kolacją dla dwojga.

Dlatego nie miała zbyt wiele czasu by po południu w Enklawie z czołgiem kręcić się wokół adresu Kyle’a. Ale jednak coś zdążyła sobie obejrzeć więcej niż gdy wcześniej była tu z Kanmi.





Piwnic nie znalazła. Przynajmniej nie od frontu. Jednak jak obeszła budynek od zaplecza to tam znalazła małe, piwniczne okienka. Zakratowane więc nie dało się ocenić czy miały działać jako przeszkoda dla kogoś kto chciałby się włamać czy wydostać.

Sam front też wyglądał solidnie. Kilka schodków pod górę sprawiało, że parter był dość wysoko. Na tyle, że z ulicy bez drabiny czy czegoś podobnego nie było co marzyć by zajrzeć do środka. I okna na parterze też miały kraty. W same drzwi były solidne oba zamki też. No i był domofon ale tylko z numerami. Jeśli Kyle by mieszkał na tym 1-ym piętrze to chyba powinien mieszkać gdzieś od 3-ki do 6-ki. Bo sądząc po liczbie przycisków i pięter to chyba powinno być po dwa, może trzy mieszkania na poziom.

No i były jeszcze bardzo obiecujące dla każdego włamywacza schody przeciwpożarowe. Po nich można było wejść od zewnątrz na każde piętro. Jednak zaczynały się od 1-go piętra i z ziemi nie było co marzyć by do nich doskoczyć. Chociaż tutaj mogły się przydać te kraty w oknach parteru. Tylko w dzień nie było sensu się po nich wspinać. A w nocy było ryzyko, że ktoś jednak usłyszy czy dojrzeć zarys sylwetki w oknie. Ale chyba powinno dać się użyć tych krat by wspiąć się na tą najniższą kondygnację zewnętrznych schodów. Ten pierwszy poziom też był zakratowany więc wejść się do środka nie dało. Ale znów chyba powinno się dać wspiąć na kolejne piętro i tam już przedostać się na klatkę i najwyżej zejść poniżej.

Zostawało jej samej sobie odpowiedzieć czy chce ryzykować taki numer. Mogła jeszcze próbować coś z zamkiem od frontu albo te mniejsze drzwi od tyłu. Tylko na noc pewnie zamykali podwórko to trzeba by się najpierw przedostać przez płot i drut kolczasty. W dzień było otwarte. I nawet zdarzało się, że ktoś wchodził czy wychodził można było liczyć na szczęście, że pozwoli to skorzystać z okazji by dostać się do środka.

---


- Chyba czas na pierwszy toast tego wieczoru. Za co byś miała ochotę wypić? - Ayumi trochę poniewczasie przypomniała sobie o toastach. Uniosła swój kieliszek aby poczekać na propozycję swojego gościa. Musiała być w dobrym humorze bo wydawała się wesolutka i patrzyła na sąsiadkę obok z filuternym rozbawieniem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-01-2021, 09:36   #69
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Inu zajęło dłuższą chwilę nim w końcu udało się jej nieco rozluźnić. Cały czas głową była jeszcze obok tamtej kamienicy. Nie wiedziała jak rozegrać tą sprawę i dręczyło ja, że nie miałą chwili dłużej powęszczyć. No ale… wbiła się w te obcisłe spodnie. Założyła obcisłą koszulkę na ramiączkach darując sobie stanik i na to tylko sweterek, który zdjęła tuż po wejściu. Więc szefowa miała niezły wgląd w jej krągłości.

- W moich rodzinnych stronach zaczyna się zwykle od toastu “za spotkanie.” - Rzuciła pogodnym tonem do siedzącej obok Azjatki. - A wino.. z piwnic marketu który jakiś czas temu przeszukiwałam.

- To “za spotkanie”! - wesoło krzyknęła Ayumi unosząc energicznie swój kieliszek w klasycznym toaście a potem upijając go. Roześmiała się zaraz potem jak mała dziewczynka z nowej zabawy jaka jej przypadła do gustu.

- A jakie są te twoje rodzinne strony? Naprawdę jest tam tak gorąco? Dużo jest tam tak pięknych kobiet czy jesteś wyjątkowa i reszta to jakieś stare, obleśnie wiedźmy? - zapytała rozluźniona i frywolnie zjeżdżając wzrokiem poniżej twarzy rozmówczyni. Kieliszkiem zresztą też wskazała gdzieś na ramiączka gościa albo nawet jeszcze kawałek niżej.

Inu uśmiechnęła się i odstawiła w połowie już opróżniony kieliszek.
- Jest gorąco… parno. Znoście jest na wybrzeżu gdzie kończy się dżungla. A co do kobiet… chyba jest tak jak tutaj. Starsze, młodsze, są przeciętne i są też tak wyjątkowe jak ty. - powtórzyła komplement Ayumi przyglądając się szefowej z zainteresowaniem. Ciężko jej było przywyknąć do tej wersji Azjatki.

- Oh, Amando, ale z ciebie komplemenciara! - Japonka zaśmiała się wdzięcznie ale sam komplement musiał sprawić jej przyjemność. Nawet jeśli machnęła dłonią jakby nie było o czym mówić.

- Chyba nie powinnam tego robić byś nie stała się zwykłym pochlebcą co sądzi, że mi komplementami zamydli oczy… - Ayumi zmrużyła nieco oczy patrząc na siedzącą na poduszkach rozmówczynię. Mówiła flirciarskim i rozbawionym tonem i tak samo patrzyła na nią.

- Ale nie mogę się powstrzymać… - przyznała uśmiechając się rozbrajająco wesoło po czym nachyliła się nad krawędzią stołu i złożyła na ustach Amandy pierwszy, delikatny pocałunek tego wieczoru.

- Nie mam talentu do komplementów. - Amanda zaśmiała się. Przyciągnęła szefową do siebie i ją pocałowała. - Z resztą wiesz... cały czas mówię coś niewłaściwego.

- Nie siedź tak daleko, usiądź tutaj przy mnie. Chyba się jakoś zmieścimy nie jesteśmy jakimiś grubasami. - gospodyni dalej bawiła się przednie i z przyjemnością przyjęła ten pocałunek. Jakby właśnie czekała na coś takiego. A gdy się oderwały od siebie jej oczy zdradzały ekscytację i podniecenie. Sama zaś sięgnęła pod jedną z wolnych poduszek i położyła ją obok siebie zapraszając Amandę by na niej spoczęła. Po raz kolejny w oficjalnej, japońskiej etykiecie taka poufałość wydawała się nie do pomyślenia w biurze czy oficjalnej sytuacji. Ale widocznie teraz nawet manager firmy chciała się poczuć bardziej domowo i swobodnie.

- Jeszcze troszkę wina? Czy masz ochotę na coś jeszcze? - zapytała proponując gestem wino i stół przy jakim siedziały teraz obok siebie.

Inu przysunęła się do Ayumi siadając tak, że ich ciała się spotkały.
- Jedzenie wygląda pysznie. - Uśmiechnęła się do Azjatki i sięgnęła po butelkę by im obu dolać. Po tym zabrała się za jedzenie nadal pozostając bardzo blisko Ayumi. - Mam cynk o antykwariacie, w którym bywa chińska zastawa. Jutro tam podjadę.

- Dla mnie? Naprawdę? Oh nie ma takiej potrzeby. - gościowi znów udało się sprawić przyjemność gospodyni bo ta wynagrodziła ją całusem w policzek i pieszczotliwie przeczesała palcami jej włosy. Sama sięgnęła po kieliszek i znów przyjaźnie stuknęła się z siedzącą obok kobietą. Wcale nie unikała bliskości, wręcz przeciwnie, wydawało się, że bliskość siedzącej obok osoby sprawia jej przyjemność.

- Pobudziłaś moją ciekawość. - Inu zaśmiała się gdy już przeżuła kęs. - Nie spodziewałam się, że coś takiego można dostać w Zgniłym Jabłku. Chętnie pojadę i sprawdzę co tam mają.

Amanda delikatnie stuknęła się swoim kieliszkiem o kieliszek Ayumi.
- Twoje zdrowie. - Uśmiechnęła się nim upiła łyk wina. Przyjemnie rozgrzewało ono ciało, podobnie jak bliskość Azjatki.

- Dobrze to chyba czas na deser. Poczekaj ty na mnie chwilkę dobrze? - Japonka była ciepła i przemiła jak nigdy wcześniej. Zachowywała się jakby miała 18-lat i przeżywała pierwszy wspólny wypad z najlepszą przyjaciółką. Nim wstała znów obiecująco cmokła policzek gościa po czym odeszła w stronę kuchni. Tam doszły do Amandy odgłosy otwieranej i zamykanej lodówki, potem jakieś talerze czy coś podobnego. Ale blond czarnulka w małej czarnej odsłaniającą jej zgrabne nogi szybko pojawiła się z powrotem. Przyniosła dwie miseczki z łyżeczką w każdej. Wróciła na swoje miejsce i postawiła przed Amandą jej porcję lodów. Że to lody to rozpoznała od razu. Wiedziała co to jest i z filmów, i ze zdjęć i reklam jakie przetrwały do dzisiaj. Nawet słyszała, że tu czy tam można dostać te zimne smakołyki. Ale obecnie to już nie była rozrywka dla każdego, raczej delikates. No i nim właśnie gospodyni poczęstowała przepatrywaczkę.

- Spróbuj. Nie wiedziałam jakie lubisz. To kupiłam oba. Śmietankowe i kakaowe. - w miseczkach rzeczywiście były pomieszane kolory tych lodów. Jedne mleczne, prawie białe a drugie takie szare, prawie brązowe.

- Och… nigdy czegoś takiego nie jadłam. - Inu z przyjemnością zanurzyła łyżeczkę w deserze i spróbowała. - Wspaniałe… - Przyznała z westchnieniem.

- Mają mnie ostudzić? - Spytała żartobliwie, patrząc na Ayumi.

- Cóż to byłyby z nas za wyjątkowe i piękne kobiety gdyby taka odrobina lodu miała nas ostudzić. - Ayumi zaśmiała się ironicznie wsuwając sobie w usta łyżeczkę z kawałkiem chłodnego deseru.

- I chcesz przez to powiedzieć, że jesteś gorąca? Rozpalona? - uniosła do góry brwi niewinnie nabierając ze swojej miseczki kolejny kęs loda. I pozwoliła sobie na flirciarski uśmieszek do siedzącej tuż obok partnerki.

- Spodziewałaś się czegoś innego gdy jesteś tak blisko? - Inu zaśmiała się i zjadła kolejną porcję lodów.

- To ja cię tak rozpalam? Ty komplemenciaro! Chodź no tutaj do mnie. - Japonka zamruczała z zadowolenie, nieco opuściła trzymaną łyżeczkę i wolną dłonią sięgnęła do twarzy Amandy jednocześnie zbliżając ku niej usta. I pocałowała ją. Tym razem jak kochanka a nie przyjaciółka. Aż dało się wyczuć smak lodów na jej ustach i języku. Wydawała się w pełni rozbudzona i podekscytowana tą całą zabawą.

- Czy też masz wrażenie, że czas przejść do skosztowania czegoś bardziej gorącego? - zapytała bezwstydnie zerkając z bliska na twarz Amandy a potem niżej, na jej dekolt i kto wie co jeszcze. Dłoń zaś pogładziła brunetkę po policzku w poufałym geście.

- Przyznaję, że nie mogłam się doczekać. - Inu odstawiła pucharek i objęła Ayumi i przyciągnęła ją do siebie. Ponownie pocałowała szefową, teraz jednak już się nie hamując. Namiętnie i gorąco.

Można było odnieść wrażenie, że partnerka też miała bardzo zbieżne odczucia. Bo gdy wreszcie mogły się sobą nacieszyć i nasycić to Ayumi zaangażowała się na całego. Nie przerywając całowania prawie po omacku odłożyła swoją miseczkę na niski, kwadratowy stół by móc wreszcie swobodnie się zająć swoją partnerką. Chciwie i zdecydowanie całowała jej usta a dłonie mogły wreszcie zająć się krągłościami brunetki skrytymi dotąd za dekoltem.

- Chodź, tu będzie wygodniej. - zaśmiała się uroczo gdy przerwała na chwilę te pieszczoty. Nieco się uniosła i siadła na sofie jaka była o krok dalej. Przy okazji złapała kochankę za rękę i pociągnęła ją do siebie tak, że obie wylądowały na tej sofie. I znów mogły się sobą zająć. Ayumi miała ochotę na więcej bo zaczęła podciągać i ściągać koszulkę partnerki by mieć swobodniejszy dostęp do jej wdzięków.

Inu z chęcią przesiadła się na sofę. Jednak dla niej było to bardziej standardowe miejsce do takich figli niż podłoga. Przynajmniej teraz gdy się zasiedziała w Nowym Yorku. Nie chcąc być dłużna Ayumi rozpięła i ściągnęła z niej miniówkę by po chwili chwycić za pośladki kochanki i je mocno ścisnąć.

Gospodyni przywitała manewry gościa z nieukrywanym zadowoleniem. Bardzo chętnie jej pomogła ściągnąć z siebie małą czarną chociaż do tego musiały na chwilę przerwać te zabawy bo szefowa musiała wstać aby ją z siebie ściągnąć. Ale zaraz znów wylądowała na sofie, tym razem już w samej bieliźnie z czarnej koronki i równie czarnych pończochach.

- Teraz twoja kolej! Pokaż co tam masz! - Japonka zaśmiała się wesoło przyklękając i lekko popchnęła brunetkę na plecy. Sama nachyliła się nad nią i gorączkowo wróciła ustami do jej ust jednocześnie dłonią rozpinając zamknięcie jej obcisłych spodni. Wreszcie jej dłoń z lubością zanurzyła się w rozpięty rozporek Amandy i tam gładziła przez chwilę materiał bielizny.

- O tak, właśnie na to czekałam cały dzień. - Ayumi zamruczała z zadowolenia czując palcami gorące podbrzusze Amandy tam gdzie podbrzusze Amandy czuło jej szczupłe palce. Usta Azjatki znów wróciły do ust przepatrywaczki ale szybko schodziły niżej. Na szyję, piersi, brzuch aż wreszcie do rozpiętych spodni. Tam gospodyni wyprostowała się i klepnięciem zachęciła gościa do uniesienia bioder aby mogła z niej ściągnąć te obcisłe spodnie.

Inu uniosła tyłek by ułatwić kochance zadanie i już po chwili oczom Ayumi okazały się jedne z nielicznych koronkowych majtek Amandy. Uśmiechnęła się przy tym lubieżnie do Azjatki zastanawiając się czy szefowa rzeczywiscie o niej myślała czy to było jedynie pochlebstwo.

- Ale ciasne! Jak ty to nakładasz? - ze ściąganiem tak ciasnych spodni było zdecydowanie więcej zachodu niż ze ściągniem małej czarnej. Więc to troszkę potrwało. Ale Aumi traktowała to chyba jako jeden z etapów właśnie zaczynającej się zabawy jaka sprawiała jej tak wiele przyjemności. Wreszcie sobie poradziły z tymi spodniami i te poleciały obok na te poduszki, puszysty dywan i krótką sukieneczkę gospodyni. A one obie zostały już albo topless, pończochach i bieliźnie.

Inu jedynie zaśmiałą się w odpowiedzi na ten komentarz i dała z siebie ściągnąć ubranie, pomagając na ile była w stanie.

- O tak, właśnie tak… - Japonka zamruczała z uznaniem widząc kochankę w całej okazałości i już tylko w koronkowych majteczkach. I sądząc po głosie i spojrzeniu bardzo podobało jej się to co widzi bo chwilę syciła oczy tym widokiem. Ale miała ochotę na więcej. Dlatego złapała za łydkę przepatrywaczki i pocałowała jej stopę. Potem w największy palec, bok stopy, kostkę i dół łydki. Aż zaczęła tak wędrować z tymi pocałunkami w górę nóg Amandy. Po jej goleniach, kolanach udach aż wreszcie złożyła pocałunek tuż nad gumką jej koronkowej bielizny.

- Wydaje mi się, że powinnyśmy się tego pozbyć. - wesoło oparła głowę o swoje ramię a palcem wolnej dłoni przesunęła za brzeg gumki dając znać, że ma ochotę pozbyć się tej ostatniego kawałka materiału jaki miała na sobie brunetka. A tym rozbieraniem zdawała się bawić całkiem nieźle.

- Jestem dzisiaj cała twoja i bez majtek i w majtkach. Jak wolisz. - Inu uśmiechnęła się do kochanki. Jej ciało reagowało na dotyk Ayumi przyjemnie się rozpalając. Piersi brunetki napięły się i teraz domagały się pieszczot, ona jednak grzecznie miałą rączki przy sobie.

- Jesteś taka kochana! Rozpieszczasz mnie! - gospodyni roześmiała się ale taka odpowiedź musiała ją zadowolić i sprawić przyjemność. Uniosła się znów do pionu i zsunęła z bioder ten ostatni fragment bielizny swojego gościa. Rzuciła je na resztę wspólnych ubrań leżących na podłodze i znów zaczęła ceremoniał drogi tysiąca pocałunków. Zaczęła całować, dotykać i badać gładkie, smukła uda partnerki. Zaczynając od kolan a kończąc na miejscu skąd właśnie ściągnęła ten koronkowy materiał bielizny. Teraz wreszcie jednak mogła się dostać do tego najwrażliwszego miejsca Amandy. I w pełni z tego skorzystała. Badała je pocałunkami, smakowała językiem, podrażniała palcami aż te wstępne i powierzchniowe zabawy jej nie wystarczyły więc zaczęła penetrować temat bardziej dogłębnie przy pomocy swoich palców.

Inu zaczęła pojękiwać od tych pieszczot wijąc się na sobie. Jedna ręką chwyciła się oparcia, ale druga już po chwili, nieco niepewnie zanurzyła się we włosach Ayumi. Delikatnie docisnęła delikatnie głowę kochanki do swojego krocza.

Wydawało się, że obie działały na zasadzie naczyń połączonych. Akcja jednej z nich wywoływała reakcję u drugiej. A to znów działało stymulująco na tą pierwszą. I tak to się rozkręcało coraz bardziej już bez żadnych zahamowań. Ayumi bardzo chętnie i wręcz z pasją zajęła się tym co Amanda miała między nogami. A to jak przycisnęła ją tam do siebie przyjęła z pomrukiem zadowolenia. Jakby jeszcze bardziej zmobilizowało ją do do pełniejszego działania. Wreszcie rozkręciła się tak bardzo, że zaczęła palcami pełnoprawne pompowanie brunetki w tempie jakiego nie powstydził się żaden mężczyzna.

- A co powiesz na taką niespodziankę? - już mocno zdyszana i z zaczerwienionymi policzkami zapytała z fikuśnym uśmiechem. A Amanda poczuła jak jej rozgrzane i śliskie palce pokonują opór i wsuwają się do tej drugiej dziurki zagłębiając się w niej powoli.

Inu jęknęła głośno i wyprężyła się na sofie. Nie był to pierwszy podbój jej tyłów, ale i tak nieco ją zaskoczył. Zadrżała mocno, a jej biodra, gdy już pierwszy szok minął wyszły naprzeciwko palców Ayumi.

- Widzę, że trafiłam w sedno. - zaśmiała się Japonka kontynuując to badanie. A skoro partnerka ta wdzięcznie na nie reagowała to pozwoliła sobie na większą śmiałość. - Też tak lubię. - oznajmiła w pewnym momencie z przyjemnością współdzieląc z nią tą przyjemność. Widok podnieconej i rozgrzanej kochani, ruchy jej jędrnego ciała, jej odgłosy wydawały się sprawiać jej ogromną satysfakcję. Wreszcie postanowiła zmienić zabawę i opadła niżej. Zaczęła całować podbrzusze Amandy, potem jej rozgorączkowany brzuch aż wsunęła się na jej piersi. I tutaj te dwie półkule znów w magiczny sposób skupiły na sobie uwagę ust, języka i dłoni kochanki.

Amanda pojękiwała coraz głośniej czując jak zbliża się do szczytu. Ayumi była zręczną kochanką. Inu nie spodziewała się, że Azjatka sprawi jej tyle przyjemności. Wkrótce jednak obwieściła to zdławionym okrzykiem dochodząc od pieszczot swojej partnerki.

Gospodyni musiała rozpoznać na co się zanosi. Bo oderwała się od piersi swojego gościa i nachyliła się nieco wyżej. Tak by mogła całować jej usta i patrzeć na jej twarz gdy tam, na dole, jej dłoń znów zsunęła się na podbrzusze partnerki i tam bezlitośnie starała się doprowadzić ją jak najszybciej do tego szczytowego momentu.

Inu całowała Ayumi gdy jej ciało drżało podczas intensywnego szczytu. Jej pocałunki były chaotyczne ale namiętnie, obejmując kochankę i dociskając ją do swojego ciała.

Gdy dreszcze przyjemności ustały obie leżały obok siebie. Ayumi w samych majtkach i pończochach a Amanda bez niczego. - Gorąca z ciebie dziewczyna. - zamruczała czule Japonka całując usta swojego gościa.

- Ale chyba nieco zaniedbałam ciebie. - Dłoń Inu przesunęła się po ramieniu, plecach i pupie gospodyni i prowokacyjne napadły na przestrzeń między pośladkami dociskając tam materiał.

- Tak? I co z tym zrobisz? - Ayumi jakoś nie protestowała przeciwko działaniom przepatrywaczki. Leżała trochę na niej a trochę obok niej patrząc filuternie na jej twarz i bawiąc się w głaskanie jej piersi. Nawet inicjatywa brunetki sprawiła jej widoczną przyjemność.

Inu pocałowała Ayumi dłońmi ściągając jej majtki i pomagając sobie stopą by zrzucić je na ziemię. Szybko jednak powróciła palcami do ugniatania jej pośladków i drażnienia tylnego wejścia Azjatki.

Japonka o czarnych i blond włosach przygryzła wargę i zmrużyła oczy gdy brunetka po pozbyciu się bielizny zaczęła ją stymulować i penetrować palcami od tyłu. Samo rozbieranie też musiało jej przypaść do gustu po chichotała jak mała dziewczynka gdy najpierw dłoń a potem stopa Amandy zsuwała z niej czarne, koronkowe majteczki. Cała zabawa musiała jej bardzo przypaść do gustu sądząc po zadowolonych pomrukach i tym jak objęła szyję brunetki i odwdzięczyła się za te pieszczoty czułym całowaniem jej ust.

Inu bawiła się tak dłuższą chwilę rozpalając kochankę. Jej palce sięgały coraz głębiej ale zawsze wychodziły po chwili, aż…. Amanda pociągnęła mocno Ayumi ku górze chwytając ją za pośladki, a sama zsunęła się w dół, tak że kobiecość kochanki znalazła się naprzeciwko jej twarzy. Nim Azjatka zdążyła zareagować przywarła wargami do jej wrażliwego miejsca, palce wbijając pomiędzy jej pośladki.

- Wiesz co lubię… - gospodyni chyba nie spodziewała się takiego obrotu sprawy ale jak już się stało powitała go z radością. Wygodniej usadziła się nad twarzą koleżanki aby dać jej do siebie swobodny dostęp. I spoglądała na nią z góry czule mierzwiąc jej włosy. Za to z perspektywy brunetki najpierw widziała ten płaski, szybko oddychający brzuch szefowej, potem te dwie, niezbyt duże ale całkiem kształtne półkule a jeszcze ponad nimi nachylającą się ku niej twarz. I mimika zdradzała, że Ayumi rzeczywiście musiała lubić takie zabawy. Oddychała szybko i cicho jęczała gdy dłonie i usta Amandy tak umiejętnie stymulowały jej najwrażliwsze miejsce.

Inu obserwowała kochankę pieszcząc ją intensywnie. Nigdy się nie spodziewała, że będzie oglądać Ayumi z tej perspektywy… no może tuż przed śmiercią z jej rąk. Tutaj jednak wyraźnie jej nic nie zagrażało skupiła się więc na zabawie z ciałem Azjatki. Jej palce wychodziły i wchodziły pomiędzy pośladki, podczas gdy usta skupiły się bardziej na tej przedniej części.

Wydawało się, że manewry Amandy trafiły w sedno. Ayumi oddychała coraz szybciej i z trudem utrzymywała się na miejscu niczym kowboj na jakimś rodeo. A jej ciało zdradzało wszelkie oznaki podniecenia. Jęczała w coraz mniej kontrolowany sposób aż doszła do finału. Wtedy przez jej ciało przeszedł dreszcz przyjemności i seria dłuższych i z wolna cichnących jęków. Wreszcie opadła na plecy. Więc zaległa na waleta obok swojej partnerki. Wciąż ciężko oddychając odgarnęła sobie włosy z twarzy a drugą dłonią wodziła gdzieś po udach, biodrach i brzuchu kochanki.

- O tak… Potrzebowałam tego… - wydyszała szeptem w tym przyjemnym otępieniu jakie opanowywało człowieka jak był tuż po tym momencie szczytowej przyjemności.

Inu obróciła się na bok z zaciekawieniem obserwując swoją pracodawczynię.
- Przyznaję.. że przyjemnie widzieć cię taką. - Uśmiechnęła się lubieżnie i przesunęła dłonią po piersi Azjatki.

- I nawzajem i nawzajem… - Ayumi wciąż ciężko oddychając roześmiała się wesoło. - Teraz chyba będziesz mogła śmiało mówić, że służyłaś pode mną. - zaśmiała się na dwuznaczność tego dość zwyczajnego określenia. - A tobie jak się podoba taka służba? - zapytała unosząc głowę aby spojrzeć na nagą pracownicę jaka leżała tuż obok niej.

- Nieco żałuję, że awansowałam na to stanowisko dopiero przed wyjazdem. - Inu zaśmiała się serdecznie nie odrywając wzroku od Ayumi. - Wina?

- Poproszę. - sądząc po zachowaniu Japonki ona chyba miała bliźniacze odczucia. Z przyjemnością leniwie gładziła biodro i udo swojego gościa póki ta nie podniosła się z sofy i nie wróciła do stolika po to wino.

- Też nieco żałuję, że będziecie wyjeżdżać niedługo i nie wiadomo na jak długo. Niestety jesteś niezastąpiona w tej ekspedycji. Szkoda. Wolałabym cię zatrzymać przy sobie. - powiedziała tonem rozluźnionych rozważań. Jednak nawet ona nie mogła odkręcić tej całej wyprawy na południe i udziału w niej Amandy.

- To kawał trasy. - Inu dolała im obu wina i wróciła z dwoma kieliszkami do sofy podając jeden gospodyni. - Ale raczej wrócę, więc co się odwlecze… itd. - Uniosła kieliszek i upiła wina.

- Wróć, wróć. To znów będziesz mogła służyć pode mną. Albo u mych stóp. To też lubię. - Ayumi w międzyczasie usiadła wygodnie na sofie i wdzięcznie przyjęła podany kieliszek upijając z niego łyk. Wydawała się w wyśmienitym humorze i z rozbawieniem nawiązała do tego co właśnie robiły wskazując kieliszkiem na swoje stopy.

- Och...naprawdę? - Inu upiła spory łyk wina. Odstawiła kieliszek na podłogę i przyklęknęła przed Ayumi. - U stóp, powiadasz? - Ujęła jedną nogę Azjatki i ucałowała ją.

- O! Właśnie tak lubię! - zaśmiała się uradowana gospodyni nie ukrywając jaką przyjemność sprawia jej ta zabawa.

Amanda całowała więc stopę swojej przełożonej powoli zmierzając ku górze. Pieszcząc ustami jej kostkę, łydkę. Całując pod kolanem.

Pocałunki rzeczywiście musiały sprawiać Ayumi ogromną przyjemność bo zdawała się roztapiać od tej pieszczoty. Wyglądała jak zadowolona, mrucząca kotka podczas głaskania. A w miarę jak usta Amandy przesuwały się od stóp ku kolanom i udom szefowej to te uda robiły się coraz bardziej zapraszająco otwarte. Aż dostała dostęp i zaproszenie do miejsca z jakiego niedawno tak pomysłowo ściągnęła te czarne, koronkowe majtki gospodyni.

Amanda przywarła ustami do kobiecości przełożonej palcami na razie jedynie wędrując w okolicach przedniego i tylnego otworka.

Japonce takie manewry brunetki bardzo przypadły go gustu. Tak można było sądzić po tym jak się wiła i cichutko jęczała pod zdublowanym atakiem na jej trzewia. Czasem aż unosiła biodra do góry i nawet złapała za głowę Amandy zdecydowanie przyciskając jej twarz do swojego podbrzusza nie chcąc dopuścić by ta przerywała swoje manewry. Wydawało się, że przepatrywaczka trafiła w sedno z taką podwójną penetracją i stymulacją swojej szefowej bo to zaczynała zdradzać oznaki, że zaczyna się zbliżać do szczytowego momentu tej serwowanej przyjemności.

Inu kontynuowała więc planując pozostawić po sobie kilka miłych wspomnień dla Ayumi.

Jej wyczucie jej nie pomyliło. Jeszcze trochę jęków, ruchów biodrami i Amanda rozpoznała te znajome impulsy jakie przeszły przez trzewia Japonki. To zgrzytanie zębów, zaciskanie dłoni na poduszce i kurczowe ruchy ud. I wielka ulga rozkoszy zaraz potem. Cisza i uspokojenie wraz z cichym westchnieniem ulgi.

- Widzę, że niezła jesteś w te klocki. Aż mi szkoda, że wyjeżdżasz na nie wiadomo jak długo. - wymruczała zadowolona gospodyni dając znać by gość podciągnęła się wyżej by mogły leżeć obok siebie. Wydawała się w pełni spełniona i usatysfakcjonowana taką obsługą. Czule pocałowała te utalentowane usta brunetki jakie dostarczyły jej tyle przyjemności i objęła ją równie delikatnie przytulając do siebie.

Amanda podniosła się i położyła obok szefowej dając się przytulić i samej delikatnie obejmując azjatkę.
- Cóż możemy założyć optymistycznie.. sześć tygodni. - Inu zamyśliła się. - powrót powinien być szybszy jeśli tam niczego nie zgarniemy, bo nie będzie trzeba się kryć. Najlepiej jakbyśmy w ogóle tira tam zostawili by nie przyciągać uwagi.

- Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. - gospodyni pokiwała głową z łagodnym uśmiechem. Delikatnie pocałowała policzek brunetki i czule głaskała ją po obejmowanym ramieniu. Cmoknęła ją jeszcze raz i, że teraz ona miała bliżej do stolika to podniosła się i nachyliła po te kieliszki i wino. Rozlała je i końcówka starczyła już na połowę zawartości ale z nią wróciła na sofę wręczając jeden swojemu gościowi.

- To za podróże, powroty i romanse. - uniosła kieliszek do toastu stuknęła się nim ze swoją partnerką.

Inu upiła wina, uśmiechając się do szefowej.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-01-2021, 12:34   #70
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 2053.IV.19 sb, południe, NYC

Czas: 2053.IV.19 sb, ranek
Miejsce: Nowy Jork, Pd. Manhattan, Dzielnica Gildii (s.biała), Gildia Argos
Warunki: wnętrze kombi, jasno, chłodno, sucho na zewnątrz jasno, ziąb, umi.wiatr, pogodnie


Amanda i Kanmi



- Nie ma co. Ciekawy typek. Pewnie jakiś tajniak. Albo cyngiel. Albo żołnierz. A może glina? - ranek okazał się zaskakująco pogodny jak na to miasto. Chmur prawie nie było i jak rzadko kiedy widać było niebo ponad dachami kamienic i wieżowców. Chociaż dalej panował nieprzyjemny ziąb. A i w kombiaku Seana ogrzewanie prawie nie działało więc w najlepszym razie było chłodno. Lepiej było siedzieć w kurtkach albo chociaż jakichś bluzach.

Mimo wczorajszych intensywnego wieczoru w apartamencie Ayumi, Amandzie wstawało się rano całkiem lekko i przyjemnie. W końcu po wspólnych zabawach mimo wszystko poszły spać dość wcześnie. To i rano nie było zbyt ciężko wstawać. Chociaż przed zaśnięciem przeniosły się z tej gościnnej sofy do sypialni gospodyni. Tam rano wstała Amanda a ledwo podniosła się z łóżka obudziła się też i gospodyni.

- Bardzo ci dziękuję za wczorajszy wieczór. Było wspaniale. Zdecydowanie musimy to powtórzyć. - powiedziała Japonka gdy sama ubierała swoje nagie i wytatuowane ciało w jedwabne, srebrne kimono z czarnymi żurawiami. A ubierała się bo wyszła na korytarz razem ze swoim gościem i podeszła do posterunku ochrony. I tam zażyczyła sobie by kierowca odwiózł Amandę gdzie ta sobie zażyczy. Więc jeszcze chwilę postały na korytarzu nim któryś z ochroniarzy podszedł, skłonił się wyższej stopniem w ich hierarchii i zameldował, że samochód i kierowca są już gotowi. Więc obie mogły się pożegnać a Amanda przynajmniej nie musiała się martwić jak wrócić do domu. Wtedy właśnie powiedziała, że dała wolne Maki do czasu wyjazdu. Przyda sie urlop tej zapracowanej dziewczynie, firmy ten ostatni weekend jednej z dziewczyn z “Fugu” i tak nie zbawi no a one będą miały okazję więcej czasu spędzić ze sobą i przygotować się do wyjazdu.

Kierowca był małomównym Azjatą w garniturze. Przywitał ją jakby była samą Ayumi czy innym ważniakiem w firmie. Otworzył drzwi po czym gdy siadł za kierownicą zapytał dokąd ma jechać. Gdy podała adres skinął głową i wyjechali z podziemnego garażu na ten wstający świt. Ulice były jeszcze puste ale zaskakujące słonecznie. Właściwie to w domu nie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Wydawało się, że ledwo weszła do domu a już usłyszała pukanie do drzwi. Kanmi przyjechał by mogli rano zajechać pod dom Kyle. Bo jeśli ten by z rana jechał do pracy to właśnie teraz.

- Gorzej jak w soboty ma wolne. No albo w tą sobotę. Na darmo będziemy sterczeć pod jego domem. - martwił się jeszcze nieco zaspany blondyn gdy już jechali na północ Manhattanu do tej “enklawy z czołgiem” gdzie mieszkał ten gość jakiego śledzili już wczoraj. Jechali trochę w ciemno. Poza luźnym pomysłem i adresem domu właściwie nic nie wiedzieli ani o tym Kyle ani o jego pracy. Więc mogło być tak jak obawiał się blondwłosy kierowca, że facet w spokoju prześpi cały poranek a może nawet jak wstanie to nigdzie nie będzie jeździł ani wychodził. Ale wjechali do tej białej enklawy, Kanmi zaparkował z drugiej strony ulicy niż wczoraj no i czekali. Był już wczesny ranek, trochę po 7 rano i miasto powoli się budziło do kolejnego dnia. Ruch w niedostrzegalny sposób robił się większy, raz czy dwa ktoś wyszedł z tej kamienicy co mieszkał Kyle ale to nie był on. Ale wreszcie wyszedł. Chociaż poznali go po tym jak wsiadł do swojego auta. Bo był całkiem inaczej ubrany niż wczoraj gdy jechał na zakupy.

- No, no… Zobacz jak się wystroił. Kim on jest? Jakimś managerem? - Kanmi wyraźnie się zdziwił widząc ten nowy strój tamtego drugiego. Był w jakimś ciemnym trenczu a na twarzy miał ciemne okulary. Rozejrzał się w obie strony ulicy jak schodził po schodach ulicy a potem podobnie gdy otwierał swój samochód. Faktycznie wyglądał jakoś tak bardziej oficjalnie niż wczoraj w tej znoszonej kurtce i bluzie z kapturem.

A potem jechali kombiakiem za tą niebieską furą. Dojechali do granicy enklawy gdzie była kolejka porannego korka. Chociaż chyba nie aż taka jak w dni robocze. Tu Kanmi martwił się, że go zgubi więc zaryzykował i stanął zaraz za nim, na sąsiednim pasie. W końcu gdyby kontrol ich zatrzymała na zbyt długo mogli tamtego stracić z oczu i na tym by się to śledzenie skończyło. Ale na szczęście byli w błękitnej strefie i wyjeżdżali a nie wjeżdżali. Więc kontrola ograniczała się głównie do sprawdzenia dokumentów kierowcy i pasażerki. Więc jak ruszyli to z impetem bo Kanmi chciał dogonić Kyle’a. Na szczęście tamten wciąż jechał główną drogą więc dość szybko go dogonili i wówczas blondyn zwolnił. Jechali na południe aż zrobiło się ciekawie gdy Kyle wjechał do dzielnicy gdzie dominowały różne gildie i podobne rządowe firmy i ich przedstawicielstwa. A Kanmi na głos próbował zgadnąć kogo właściwie śledzą i kim może być ten cały Kyle.

- No to chyba tu pracuje. Chyba, że tylko przyjechał coś załatwić. - powiedział blondyn nieco zbliżając twarz do szyby jakby chciał dojrzeć górny kraniec wieżowca przed jakim się zatrzymali. A w tym wieżowcu mieściła się główna siedziba Gildii Argos. Potentata obrotu płodami rolnymi i ich przetworami. Właśnie ich magazyn obrobili na Brooklynie razem z grupą Seana dwie noce temu. Tutaj Kyle wjechał na wjazd do podziemnego parkingu więc stracili go z oczu. Nie było pewne czy straże przy wjeździe na ten parking pozwolą wjechać obcemu pojazdowi.



Czas: 2053.IV.19 sb, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, okolice Leaslear (s.czerwona), sklep “Goa”
Warunki: wnętrze sklepu, jasno, ciepło, zapach kadzidełek, sucho na zewnątrz jasno, zimno, łag.wiatr, mgła


- A właściwie… To po co my tu jesteśmy? - Kanmi nie był za bardzo zachwycony, że Amanda chce znów wracać na Brooklyn. Bo to oznaczało ponowną przeprawę przez Hudson River. I to w obie strony. Zwłaszcza, że nowojorska pogda wracała do normy i szybko naprawiła tą słoneczną, poranną pomyłkę w grafiku. Ulice zalała mgła ograniczająca widoczność na może pół setki kroków dookoła, może trochę więcej. A zwłaszcza nad rzeką była bardzo gęsta. Kanmi krakał, że ich prom na pewno wpadnie na inny albo jakąś mieliznę czy co. Może właśnie dlatego dopłynęli na wschodni brzeg rzeki cało i kierowca z ulgą mógł zjechać kombiakiem na brooklyński brzeg.

Potem było już łatwiej bo mniej więcej orientował się gdzie Sean opisał ten sklep z pamiątkami. I zwolnił gdy szukał właściwej ulicy. W końcu nie był pewny czy to ta pierwsza czy druga przy jakiej się zatrzymał. Wjechał w jedną, przejechał do końca i nic nie znalazł. Więc przejechał tą drugą. Ale wynik był taki sam.

- No co jest? Przecież Sean mówił, że to gdzieś tutaj. - mruczał nie bardzo wiedząc co jest grane. A i ta mgła nie pomagała w orientacji w nowym terenie. Zawrócił i jeszcze raz, jeszcze wolniej przejechał przez tą pierwszą alejkę. I w końcu znaleźli. Coś co wyglądało na sklep chociaż szyld był z inną nazwą niż mówił Sean. Ale jak się zatrzymali, weszli do środka to to była “rupeicarnia” jak to cicho określił kierowca. A przy rozmowie ze sprzedawcą w turbanie o jakichś hinduskich rysach twarzy okazało się, że to ten sklep a nazwę faktycznie zmienili ze dwa tygodnie temu. To widocznie Sean pewnie o tym nie wiedział bo wcześniej nazywali się tak jak im podał po akcji.

- Chińska porcelana? Tak chyba mamy coś takiego. - sprzedawca zapytany o konrketną rzecz zastanowił się chwilę. Po czym wskazał na jeden z kredensów pod ścianą. Tam rzeczywiście stały jakieś zastawy i naczynia.




https://cdn.catawiki.net/assets/mark...line_image.jpg


- A to właściwie po co ci? - Kanmi stanął obok i chwilę oglądał. Porcelany rzeczywiście trochę tu było. Talerze, dzbanki, miseczki, wazony, wszystko finezyjnie i precyzyjnie malowane. Jak ktoś miał słabość do dalekowschodniej sztuki to miał tutaj kącik w sam raz dla siebie. No ale jednak i ceny też były jak dla koneserów. Najmniejsze detale zaczynały się po 10 i 20 dolców. Większość mieściła się gdzieś tak do 50 ale niektóre zestawy lub pięknie inkrustowane naczynia dochodziły albo i przekraczały stówkę.



Czas: 2053.IV.19 sb, południe
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, enklawa Koi (s.niebieska), mieszanie Maki
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho na zewnątrz jasno, ziąb, łag.wiatr, deszcz


- Jak nie urok to sraczka z tą pogodą. - marudził Kanmi gdy zamykał kombiaka i szybko przechodzili do kamienicy w jakiej mieszkały dziewczyny z “Fugu”. Miał trochę racji. Mgła w końcu zrzedła ale zastąpił ją deszcz padający ze znów nisko zawieszonych chmur. Zupełnie jakby ta mgła po prostu uniosła się do góry zmieniając w te ponure chmury a gdy nabrała mocy to spuściła na ziemię tą wilgoć jaką wcześniej nią nasiąknęła. Ale znów jakoś się nie rozbili ani nie potopili na tym promie a potem dość gładko przejechali przez miasto wracając do rodzimej enklawy. Przynajmniej u Maki czekało ich tak dla kontrastu ciepłe i promienne powitanie.

- O już jesteście! Jak miło! - ucieszyła się gospodyni ubrana w dość zwyczajne dżinsy i rozciągniętą bluzę. Amandę otoczyły przyjazne ramiona i krótki całus w usta od swojej blondynki no a Kanmi tak bardziej po przyjacielsku dostał buziaka w policzek i gospodyni na krótko go objęła. No ale oboboje byli miło i ciepło witani przez gospodynię.

- Nie wiedziałam o której dokładnie przyjdziecie. Ale zrobiłam śniadanie. Jesteście głodni? To zaraz wstawię i będzie gotowe. - tłumaczyła blondwłosa Azjatka gdy czekała w korytarzu aż zdejmą buty, ubiorą kapcie i w ogóle się przebiorą i będą mogli się już gościć na całego.

- No ja chętnie. Zjadłbym coś. Głodny jestem. Od rana cały czas gdzieś jeździmy z Amandą. - Kanmi bez wahania i skrępowania przyjął to zaproszenie i ruszył za gospodynią. Ta ich zaprosiła na tą samą sofę i stół przy jakim wcześniej zwykle Amanda zaczynała u niej swoją wizytę.

- Jeździliście? W taką pogodę? To pewnie zmarzliście co? Już zaraz wam coś podam. Chcecie jakiejś herbaty czy coś ciepłego do picia? - Maki mówiła idąc do tej kuchni odgrodzonej zasłoną z koralików i pytając się o potrzeby gości jak na dobrą gospodynię przystało.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172