Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2020, 09:06   #116
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Sklep Grubsona mimo iż jego docelową klientelą była raczej ta średnia warstw miasta wyróżniał się dopracowanym nawet w małych detalach wnętrzem. Atłasy, jedwabie, bawełny czy nawet, co dość mocno zaskoczyło Versane, kaszmiry. Wszystkie zaś w najróżniejszych, chociaż może nie tak pstrokatych i wymyślnych barwach co w butiku, pod którym to spotkała dzisiaj Froye. Po obu stronach izby porozstawiane za to w równych rzędach manekiny. Te po lewej przedstawiały modę damską w wśród niej beżowe czy szkarłatne kontusiki, wykańczane fantazyjnymi koronkami, suknie z wyhaftowanymi kontrastującymi nićmi wzorami bądź konfederatki przyozdobione piórami przeróżnych ptaków. Przy jednej z nich wesoła wdówka dopatrzyła się nawet pawiej sterówki, która swoim ubarwieniem mogłaby skusić niejedna z lepiej urodzonych od niej dam. Był to zapewne rarytas w kolekcji jaką prezentował tęgi niczym beczka piwa kupiec. Kultystka nie przybyła tu jednak by napawać się kunsztem wystroju wnętrza za którym stał pewnie jakiś wybitny artysta, któremu Hubert znajac zycie nie zapłacił. Tym co sprowadzało ciemnowłosą kobietę były szeroko rozumiane "interesy". Wokół nich więc postanowiła się skupić.

- Witaj Hubercie. - odwzajemniła przywitanie. Znali się i mieli mniej więcej tą samą rangę. Mogła więc darować sobie te ceregiele o których pamiętać musiała w przypadku rozmów z takimi jak van Hansen.

- Dawno się nie widzieliśmy. Czyżbyś schudł? A może to ten strój cię wyszczupla? - nie tylko maniery mieli różne ale i język jakim się posługiwali. Nie zważali aż tak na dobór słów. Były więc one prostsze i często bardziej wulgarne. Wszystko jednak nie wybiegało poza ramy dobrego gustu

- A ciebie? - Hubert nie był w ciemię bity i zaserwował gościowi szybką ripostę żarciku uśmiechając się przy tym z zadowoleniem.
- Wiesz jak to mówią. - odparła nie zastanawiając się zbyt długo - Pięknemu we wszystkim pięknie. - kipiało sarkazmem. Jednak jednej i drugiej stronie odpowiadał taki ton rozmowy. Było to niejako wpisane w charakterystykę typowego kupca. Trzeba było mieć cięty język i duży dystans. Inaczej branża zjadała cię w mgnieniu oka.

- Skoro zaś wymianę uprzejmości mamy za sobą.- wtrąciła niejako kończąc te przepychanki - Widzę, że interes się kręci. - spojrzała na klientów przy, których naskakiwali pracownicy grubasa - To doskonale. Nie policzysz mnie więc jak za zboże. - rzuciła w formie żartu - Sprawę z którą jednak do ciebie przychodzę wolałabym przedyskutować na uboczu. W jakimś bardziej kameralnym miejscu. Za ile zamykasz? Przybyła akurat powozem. Mogłabym więc cię podrzucić. - z miny Breny wyczytać można było niemalże zachwyt i fascynację. Patrzyła na te jak na jej gust i progi wymyślne stroje jak dziecko na czekoladę. Wszystkie te kreacje niestety po kilkakroć przewyższały jej miesięczny budżet. Pozostało jej więc podziwiać i napawać się ich widokiem.

- Oj tam kręci. Mógłby lepiej. No ale zima to wiadomo. - kupiec pozwolił sobie na dość powszechne w ich środowisku narzekanie, że mogłoby być lepiej. W końcu nigdy nie było tak dobrze w tych interesach by nie mogło być lepiej.

- Czekam aż skończą. I zamykam. - spojrzał na trzy osoby jakie stały przy jednym manekinie. Można było mieć nadzieję, że niedługo skończą i będzie można zwijać żagle na dzisiejszy dzień handlowy.

- Ale jak chcesz coś ze sklepu to wybierz sobie. - Grubson wskazał na bogate wnętrze swojego sklepu sądząc może, że czarnowłosa obawia się zacząć szukać czegoś na ostatnią chwilę. No to dawał jej zielone światło w tej materii.

- Wiesz przecież, że jak miałabym coś u ciebie zamawiać to tylko i wyłącznie szyte na miarę. - dała znać iż nie należy do pierwszej lepszej klientki - Póki więc się nie zbierasz może przedyskutujemy ta kwestie w biurze? - wskazała wzrokiem jedne z drzwi za plecami pulchnego właściciela sklepu - Nie będziemy chyba o sprawach zawodowych rozmawiać przy klientach.

- O sprawach zawodowych? - zapytał z zastanowieniem i oszacował niedoszłą klientkę jakby próbował zgadnąć co ją skłoniło do przybycia na sam koniec dnia roboczego. - No dobrze to zapraszam do biura. - powiedział wskazując na drzwi przez jakie niedawno wyszedł do sklepu. Otworzył je i stanął w przejściu by zgodnie z etykietą przepuścić kobietę i gościa przodem. Gdy przeszła zamknął te drzwi zostawiając jej pracowników w sklepie razem z resztą jego personelu a sam wyprzedził ją i otworzył kluczem kolejne drzwi. Te prowadziły do niewielkiego pomieszczenia oświetlonego tylko jedną lampą stojącą na biurku. Samo biuro okazało się urządzone oszczędnie i bez przepychu. Miało typowo użytkowy i minimalistyczny charakter. Właściwie tylko biurko musiało być warte większą sumę i samo w sobie ten solidny mebel stanowił ozdobę tego niewielkiego pomieszczenia. Gospodarz wskazał gościowi miejsce dla gości a sam zasiadł za tym swoim biurkiem.

- No to co masz za interes do zrobienia? - zapytał typowo kupieckim tonem. Jak była okazja na czymś zarobić to miał uszy szeroko otwarte.

Versana dyskretnie jednak dość uważnie przyjrzała się całemu pomieszczeniu. Szukała jakiegoś dziennika bądź skrzynki z listami ewentualnie dobrze zamaskowanej skrytki. Istniało prawdopodobieństwo iż przedmioty te znajdują się w kamienicy u Grubsona. Nie mogła jednak zrezygnować z przeszukania również tego miejsca. Jeżeli zaś Hubert miałby trzymać coś cennego w swoim sklepie to właśnie w biurze.

- Tak naprawde mam dwie a w sumie to sprawy. - skoro gospodarz przeszedł od razu do rzeczy to wdowa nie widziała powodu by też nie zacząć od konkretów - Jeżeli chodzi o dwie pierwsze to raczej nic ciężkiego dla ciebie. Chociaż nie ukrywam, że liczyć będę na indywidualną i wyjątkowa obsługę. Rozchodzi się mianowicie o strój dla mnie jak i mojej służki. - tu historia nie odbiegała nawet o pół stopy od prawdy. Kultystka rzeczywiście zamierzała zakupić nową garderobę zarówno dla siebie jak i dla młodziutkiej Breny. Kamila van Zee zaprosiła ją wszak do siebie. Ver postanowiła więc zjawić się tam w nowej kreacji tak by choć trochę dorównać szykiem i elegancją wyżej urodzonym gościom i pseudoprzyjaciółce. Z drugiej zaś strony majętność i status czy to kupca czy to arystokraty wnoszono również po tym jak ubrana była jego służba. Stąd też sprytna intrygantka uznała za stosowne sporządzenie nowego wdzianka swojej uczennicy widząc w tym dwojaką korzyść. Pierwsza, dość oczywista. Poprawa swojego wizerunku w oczach zaproszonych przez Kamilę szych. Druga, może nieco mniej rzucająca się w oczy. To swojego rodzaju zarazem nagrodzenie jak i zmotywowanie do działań i dalszej nauki piegowatej rudzinki.

- Wspomnę jednak iż zaproszona zostałam przez panienkę Kamilę na wieczorek poetycki do rezydencji jej rodziny. - nie mogła pominąć tego dość istotnego szczegółu - A tu już chyba sam się możesz domyślać na czym rzecz polega? Jakby to powiedzieć. Wraz z moja młodocianą służką byłybyśmy żywą reklamą twoich dóbr i usług. - była to jedna z tych cech, którą wyróżniała się większość handlarzyków i o których Ver wspominała Łasicy kiedy to we dwie wracały od Czarnego. Pazerność. Kupiec zawsze pozostanie kupcem. Zawsze kierować się więc będzie chęcią zysku i rozsławienia swojej marki.

- Zaznaczę jednak z góry iż nie pozwolę zdjąć z siebie miary tutaj. Potrzebuję bardziej kameralnej przestrzeni. - wspomniała o tym dość istotnym dla jej reputacji szczególe - Jeżeli zaś chodzi o moją pracownicę. To swoją droga przyjrzałeś się jej? Ile ja bym dała by mieć tyle lat co ona. Z resztą. Rzuć sobie na nią okiem. Śmiało. - dodała chcąc zagrać na jednym z najbardziej prymitywnych męskich instynktów. Liczyła na to iż Hubert nie odmówi sobie tej możliwości i ruszy swoje grube dupsko by przyjrzeć się zgrabnej pomocnicy swojej klientki. Ta zaś w tym czasie miała zamiar przeprowadzić dość szybki rekonesans po szafkach i szufladach jedynego w tej izbie mebla.

Grubas zmrużył oczy okazując nieco niedowierzania gdy padła wzmianka o poufałości z jedną z najznamienitszych szlachcianek w tym mieście. Chyba zrobiło to na nim wrażenie ale na razie coś nie drążył tematu. Za to pokiwał głową na znak, że wie o co chodzi wdowie po jego koledze z branży i nie widzi z tym większych problemów.

- No na pewno jesteś we właściwym miejscu i znajdziesz coś dla siebie i swojej służącej. A nasz Oksana pobierze z was miarę, ma w tym wprawę. Mam nadzieję, że zaraz skończy z tą dwójką i będzie mogła się wami zająć jak należy. - Hubert jeśli był zaskoczony to krótką chwilę i szybko rozmowa wróciła do biznesowych torów. Mówił przekonująco i zachęcająco jakby ta jego pracownica jaką przez chwilę Versana widziała na sklepie była wyszkolona w takim braniu miary.

- A na kiedy potrzebujecie te nowe kreacje? Bo jak szycie od nowa to jak wiesz jednak trwa. Jeszcze zależy ile pracy trzeba by włożyć w taką suknię. Ale to może tydzień potrwać. Jak coś bardziej zaawansowanego to nawet dłużej. Ale możesz obejrzeć to co mamy. Może coś dla siebie znajdziecie. Najwyżej się przerobi. Przerobienie gotowej sukni, dodanie czegoś, ujęcie to zwykle mniej pracy niż szycie całości od nowa. - Grubson wskazał swoją pulchną dłonią gdzieś za ścianę biura gdzie była główna część sklepu. Mówił całkiem do rzeczy. W końcu to była jego branża i mniej więcej tak to wyglądało. Albo ktoś robił coś pod zamówienie i trzeba było czekać aż skończy no albo kupić gotowy produkt i najwyżej go potem przerabiać.

- Wpierw wolę się naradzić z krawcową. - odparła nie chcąc decydować w ciemno.

- Jak uważasz. No i może rzeczywiście rzucę okiem. I przy okazji poproszę Oskanę by przyszła zająć się wami. - po chwili zastanowienia uśmiechnął się do swojego gościa, wstał, obszedł biurko i skierował się do wyjścia. - Zaraz wracam. - powiedział uśmiechając się do Versany nim wyszedł przez drzwi. Słyszała jego ciężkie, odchodzące kroki. Wydawał się istnym przeciwieństwem do zwinnej wdowy, trudno było nie usłyszeć jego kroków. Te na chwilę ucichły po przejściu tych dwóch czy trzech kroków do drzwi na sklep po czym usłyszała same drzwi.

Manewr Versany zdawał się działać zgodnie z jej zamiarem ale jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Usłyszała znów odgłos otwieranych drzwi i ciężkie kroki. Znacznie prędzej niż by sobie życzyła. Drzwi do biura się otworzyły i wszedł przez nie jowialny grubas.

- Postanowiłem obejrzeć ją sobie na spokojnie tutaj. Nie chciałem byś cierpiała w samotności. Jeszcze byś mi dupę potem obrobiła przed kolegami, że ze mnie pies na baby co zostawia swoich gości by za jakąś polecieć. - zaśmiał się może nie do końca tak na żarty. A okazało się, że wrócił z Breną. Ta nie bardzo wiedząc czego się spodziewać stanęła o pół kroku od siedzenia dla gości na jakim siedziała jej pani a gospodarz obszedł swoje biurko wracając na swoje miejsce.

- A Oksana zaraz przyjdzie. Chyba jednak niczego nie kupią. Ale wydawali się zadowoleni to może jutro wrócą z pieniędzmi. - powiedział wracając do tych kupieckich pogaduszek o pieniądzach i ich zarabianiu.

- Doskonale. Będziemy więc mieli to z głowy. - dało się wyczuć w jej głosie ulgę - Nie licz jednak na to iż rozbiorę się przy tobie. Będę zmuszona poprosić cię abyś opuścił swoje biuro gdy przyjdzie pora zebrania miar ze mnie. - uśmiechnęła się gdyż wiedziała, żę utarła mu tym zagraniem nosa.

- Jeżeli zaś chodzi o drugą sprawę z którą do ciebie przybyłam to jest ona dużo bardziej delikatna i nawet to pomieszczenie wydaje się zbyt mało odpowiednim. - wspomniała nieco tajemniczo - Z resztą z tego co pamiętam to gdy dobijałeś jakiegoś interesu z moim mężem nieboszczykiem to zazwyczaj zapraszałeś go do siebie. Po czym wracał do domu dość niepewnym krokiem tak nawiasem mówiąc. - wspomniała chcąc zaznaczyć, że to iż jest kobietą nie czyni jej wcale gorsza czy mniej rozgarniętą - Ja zaś ci gwarantują, że mam łeb na karku i wiem jak prowadzić spółkę nawet w tak ciężkim okresie jak ten. - nieco odkryła karty mając nadzieję iż tym jak i wcześniejszymi argumentami wystarczająco wyostrzyła apetyt obleśnego grubasa.

- Raz. Raz go gościełem u siebie. Bo raz mieliśmy wspólny interes do ubicia. - Huber zmarszczył brwi chyba tym razem nie bardzo wiedząc do czego koleżanka zmierza. A z jej mężem co prawda się znali ale trudno było powiedzieć, że byli stałymi partnerami handlowymi. Ot znali się z widzenia i spotykali się raczej sporadycznie. Zarówno jeden jak i drugi mieli na pewno wielu innych partnerów z kim częściej robili interesy.

- Więc co właściwie chcesz mi zaproponować? - zapytał patrząc na nią i czekając chyba na jakąś konkretną propozycję jeśli ją miała.

- Widzisz a mi za każdym razem kiedy wracał zawiany tłumaczył, że dogadywał z tobą jakiś kolejny lukratywny kontrakt. - zaśmiała się delikatnie - Tyle lat już go ze mną nie ma a wciąż wychodzą jego drobne kłamstewka, którymi mnie raczył. Wracając jednak do rozmowy to tak jak wspominałam. Wolałabym o niej porozmawiać z tobą w bardziej komfortowych warunkach... - znów zaczęła mówić na temat - ...a nie gdy wokół kręcą się twoi pracownicy.

- A twoi mogą się kręcić wokół? - roześmiał się cicho wskazując pulchną brodą na stojącą przy Versanie Brenę. Ta niepewnie opuściła głowę nie wiedząc co teraz powinna zrobić. - I zaczynam się poważnie zastanawiać. Co to masz do mnie za interes. Że chcesz zostać ze mną sam na sam. - powiedział nieco ironicznie też nie grając pierwszy raz w tą grę. Przerwało im pukanie do drzwi i gdy szef pozwolił do środka weszła młoda pracownica jaka do tej pory zajmowała się dwójką ostatnich klientów. Weszła spojrzała ciekawie na szefa, na dwójkę gości i znów na szefa.

- Oksano to jest Versana van Drasen. Wdowa po van Drasenie. Weźmiesz z niej miarę na nowe ubranie. I z jej służki też. Wiesz czym dysponujemy to zajmij się nimi. - szef wydał typowe polecenie swojej pracownicy a ta ze zrozumieniem kiwała głową widocznie mając wprawę w takich zadaniach.

- Dobrze proszę pana. - Oksana przyjęła zamówienie i wróciła do taksowania wzrokiem obu klientek szefa jakby już zaczynała brać tą miarę. A z bliska gdyby nie sugerować się kto jest czyim pracownikiem i szefem to trudno byłoby pewnie wybrać ładniejszą czy zgrabniejszą pracownicę między nią a Breną.

- No i nie wiem jak bardzo ci zależy na czasie moja droga. Jeśli nie chcesz czekać do jutra to Oksana zaprowadzi was do przymierzalni i tam weźmie z was miarę. Ja poczekam tutaj. - grubas uśmiechnął się by rozwiać obawy klientek, że musiałyby się obnażać przy nim. Nic takiego jego sklep miał odpowiednie pomieszczenie na takie sytuacje i wcale nie trzeba było tego robić w jego biurze. A jego pracownica też czekała jaka będzie wola ich klientek.

- Niech więc prowadzi. Wszak czas to pieniądz. - przystała na propozycję pulchnego kupca - Niebawem się więc widzimy. - spojrzała wpierw na właściciela sklepu a następnie na jego pracownicę dając jej znać iż jest już gotowa.

- To proszę za mną. - Oksana skinęła głową wskazując drzwi na korytarz i obdarzyła obie klientki ciepłym uśmiechem. Potem podjęła się rolę przewodniczki. Wróciły do sklepu gdzie ten starszy szarżą i wiekiem sprzedawca zamykał właśnie sklep. Okiennice już były zamknięte ale wewnątrz jeszcze paliły się lampy więc było widno jak wcześniej gdy tu przyszły. Teraz w prawie pustym sklepie wnętrze wydawało się dziwnie ciche i spokojne. Jak zawsze w sklepach tuż po zamknięciu lub tuż przed otwarciem.

- Proszę tutaj. - Oksana wydawała się naprawdę miłą dziewczyną. Zaprosiła obie klientki do mniejszego pomieszczenia, podobnego wielkością do biura szefa. Może nawet trochę większe. Było raczej puste ale pod ścianami stały ławy i krzesłą, jakieś manekiny i wieszaki gdzie można było powiesić swoje czy przymierzane ubrania.

- To właściwie czego panie oczekują? Co to ma być? Muszę wiedzieć jakie wziąć wymiary i co mamy przygotować. - pracownica sklepu wydawała się uprzejmą profesjonalistką i była gotowa przyjąć zamówienie od klientek nawet jak już właściwie było po zamknięciu sklepu.

- Coś wyjątkowego naturalnie. - to wydało się dla niej dość oczywiste - Sęk w tym, że termin jest dość kurczliwy. Mianowicie najbliższy Belzhtag. Panienka van Zee organizuje wieczorek poetycki. - zaczęła objaśniać w skrócie to co tłumaczyła kilka chwil wcześniej pracodawcy Oksany - Chciałabym więc przywdziać z tej okazji coś co by swoją formą i szykiem zapierało dech pozostałym z zaproszonych gości. Jeżeli zaś chodzi o Brenę. - zwróciła głowę w kierunku swojej służki - Hmmm… Coś bardziej stonowanego i schludnego nie odbiegającego jednak motywem przewodnim od mojego stroju. Tak byśmy w pewnym sensie stanowiły spójność kontrastując od siebie zarazem. - z grubsza przedstawiła co jej chodzi po głowie. Uznała taki konspekt za słuszny. Bała się jednak iż stojąca przed nią krawcowa może nie podołać.

- Wiem, że to raczej duże wymagania. Jestem jednak w stanie się tobie odwdzięczyć tak by twój szef o niczym się nie dowiedział. - zakołysała swoją sakwą dając jasny sygnał co ma na myśli.

- Rozumiem… Ale w ten Bezahltag? - wyzwanie musiało być ogromne bo szczupła brunetka nie odpowiedziała od razu. Chociaż kolor włosów miała nieco niecodzienny. Prawie na całej długości jej długich włosów dominował ciemny brąz, że można było je uznać prawie za czarne albo bardzo ciemne. Ale końcówki stopniowo jej się rozjaśniały przechodząc prawie w jasny blond. Oksana westchnęła cicho gdy okazało się, że to chodzi o ten Bezahltag. Co znaczyło, że na dzień roboczy to ma właściwie jutro i pojutrze.

- Nie uszyję wam nic nowego w tak krótkim czasie. - odparła po chwili przemyślenia tej sprawy i swoich możliwości. - Nawet jednej. Mogę wam uszyć co tylko chcecie i z czego chcecie. To tylko kwestia ceny. I czasu. Ale nie w dwa dni. - pokręciła głową jeszcze raz na znak, że nie jest to kwestia ceny czy materiału a czasu którego po prostu było zbyt mało.

- Zwykle suknię szyję z tydzień. Może połowę jeśli jest prosta. Tutaj jak ma oszałamiać to nie może być prosta. I to panienkę van Zee? No to nie. Nie może być zwykła ani prosta. Mogę wziąć wymiary i zrobić taką na zamówienie za tydzień. Ale nie na ten Bezahltag. - powiedziała ugodowym tonem nie chcąc całkiem sobie zamykać drogi do kieszeni klientek.

- Ale mogę coś przerobić. Tylko musiałybyście sobie coś wybrać ze sklepu. I powiedzieć jakie zmiany sobie życzycie. - sprzedawczyni wskazała na drzwi przez jakie dopiero co weszły i które prowadziły do głównej części sklepu.

- Ajajaj… tego się właśnie obawiałam. - odparła wyraźnie niezadowolona z uzyskanej odpowiedzi. Nie wszystko jednak było stracone. Wciąż posiadała w garderobie kilka kompletów, których młodziutka Kamila jeszcze nie widziała.

- No ale trudno. Nie wszystko da się jednak przeskoczyć. - stwierdziła zadając sobie finalnie sprawę, że prędzej czy później nowy komplet w końcu się im przyda - Zacznij więc proszę ode mnie.

- Dobrze. - Oksana znów się uśmiechnęła sympatycznym uśmiechem. Wyjęła z przyczepionej do paska kieszonki miarkę i podeszła do pierwszej klientki. - To chwilę potrwa. Właściwie to jaka to ma być suknia? Z czego? Co mamy uwzględnić? - zapytała stając za plecami Versany by zmierzyć jej wzrost. Potem trochę jak u cyrulika. Modelka musiała rozłożyć ramiona by krawcowa mogła zmierzyć jak długie mają być rękawy. W końcu zaczęła mierzyć obwód biustu i talii słuchając tego jak ma wyglądać ta zamawiana suknia. I można było się trochę poczuć jak u golibrody czy przy strojeniu przez kogoś. Jak człowiek musiał oddać się we władanie innym i pozwolić im działać. Tak i Oksana chodziła obok klientki mierząc ją z każdej strony i zapisując wyniki.

- Pozwolę sobie zauważyć, że masz bardzo dobre wymiary. Tylko pozazdrościć. - krawcowa dodała z uznaniem niejako z pewnym znawstwem potrafiącą ocenić to fachowym okiem gdy pobierała wymiary z pewnie mnóstwa innych klientów.

- I muszę jeszcze zmierzyć nogi. - powiedziała wskazując sznurową miarką na przód sukni klientki na znak, że powinna ją podwinąć.

- A co ty byś mi doradzila? Chciałaby by było to coś na specjalna okazję. - postanowiła wpierw zaczerpnąć zdania u krawcowej. Następnie zaś podwinęła suknie tak by umożliwić jej dalsze pomiary. Pilnowała jednak by nie ujawnić tatuażu który krył się na jej podbrzuszu. W prawdzie miała dziś na sobie bieliznę, która całkowicie zakrywała malunek. Wolała jednak pozostać ostrożna w tej kwestii.

- W sezonie to modny jest fiolet i róż. To proponowałabym coś w tych barwach. Tak się ubierają modne damy w tym sezonie. - brunetka kucnęła przed Versaną aby pobrać miary z jej nóg. Od stóp po biodra. Gdyby młoda wdowa była bez bielizny nie byłoby możliwości by przegapiła jej tatuaż. Ale widocznie przez ten kawałek osobistego materiału nic nie dostrzegła.

- Nóżki też bardzo ładne. - pochwaliła modelkę uśmiechając się do niej. A gdy skończyła brać miarę wstała ponownie.

- Do tego przydałby się jakiś motyw charakterystyczny. Kwiat albo zwierzę. Ci ze szlachetnych rodów zwykle biorą sobie coś wspólnego z herbem. A inni to co im się podoba, to co lubią. Taki motyw można udrapować przy sukni lub wyszyć. - tłumaczyła cierpliwie krawcowa powoli kończąc miarkowanie pierwszej klientki i mając zamiar zacząć drugą.

Wąż był pierwszym co przyszło wdowie do głowy. Nie mogła jednak epatować tym dość intymnym symbolem na lewo i prawo. Dzieło Inka musiało póki co wystarczyć.

- Hmmmm… - zastanawiała się chwilę nad radami udzielonymi jej przez klęczącą przed nią kobietę - Niech więc tak będzie. Fiolet i róż nieźle się komponują. Jeżeli zaś chodzi o symbol to może winorośl opleciona wokół złotego pucharu? Jak dla mnie tworzyłoby to dość spójną całość z kolorem przewodnim. - Ver uznała również iż w pewnym sensie ów motyw poniekąd nawiązywałby zarówno do jej tatuażu jak i narzędzia, którym tak często się posługiwała - alkoholu.

- Co możesz powiedzieć mi o Hubercie? - zmieniła nagle temat - Możesz być spokojna. Rozmowa zostanie tylko pomiędzy nami.

- Winorośl i puchar? Dobrze będzie winorośl i puchar. - brunetka pokiwała głową coś sobie karbując w pamięci. Gdy skończyła mierzyć pierwszą klientkę zabrała się za kolejną. Też zaczęła od tego, że zaszła Brenę od tyłu by zacząć od mierzenia wzrostu. Teraz niejako zamieniły się rolami i to szefowa mogła obserwować jak krawcowa bierze wymiary z jej pokojówki.

- O szefie? - Oksana spojrzała w bok na stojącą niedaleko Versana. Widocznie nie spodziewała się takiego pytania. Mierzyła teraz ramiona pokojówki więc ta stała z rozszerzonymi ramionami. - No szef to szef. - powiedziała neutralnie chyba nie czując się komfortowo rozmawiając z kimś obcym o swoim szefie. I to z kimś kto mimo, że był tu pierwszy raz widocznie był z nim w niezłej komitywie skoro tak zapraszał do biura i kazał obsługiwać po godzinach.

- Mówi to zarazem wszystko i nic. Na mieście jednak różne plotki krążą. - odpuściła - Wracam do biura. - dodała nie widząc potrzeby towarzyszenia dwóm pozostałym kobietom.

- Breno. Jak skończycie. Dołącz proszę do mnie. - rzuciła swojej służce nim opuściła przymierzalnie.

- Dobrze proszę pani. - odpowiedziała posłusznie pokojówka i obie pożegnały szefową i klientkę skinieniem głowy. Gdy Versana przechodziła przez sklep postęp w jego zamykaniu był już znaczny. Większość świateł była już wygaszona ale głównie te od zaszczelnionych okiennicami okien. Te przy ścianie zostawiono właśnie pewnie ze względu na place w przymierzalni. A i Hubertowi albo się nudziło to czekanie albo miał coś do załatwienia ze swoim subiektem bo rozmawiał z nim cicho za ladą. Ale podnieśli głowy gdy skrzypnęły drzwi przymierzalni i wyszła z nich czarnowłosa klientka.

- I jak moja droga? Dasz mi coś zarobić w tych ciężkich czasach? - zaśmiał się jowialnie jak dobry wujek zwracając się do nadchodzącej wdowy po swoim koledze z sąsiedniej branży.

- O ile suknia sprosta moim wygórowanym wymaganiom. - uśmiechnęła się szyderczo - Jeszcze tylko moja służka i będziemy mogli ruszać. - dodała.

- Na pewno dojdziemy do porozumienia. Oksana jest bardzo utalentowana i ma doświadczenie w różnych zamówieniach. - kupiec wydawał się być spokojny i pewny siebie z tym zamówieniem. I ucieszony przyszłym zyskiem przy finalizowaniu umowy.

- Oby. - rzuciła przekornie - To jak? Podrzucić cię? - zapytała licząc na zgodę gospodarza. Nim jednak doczekała się odpowiedzi dołączyły do nich Brena wraz z Oksana. Obie zdawały się być zadowolne. Obie jednak z zupełnie innych powodów.

Chwilę później wszyscy już byli na zewnątrz. Malcolm jak przystało na doświadczonego dorożkarza widząc tylko mijającą próg budynku pracodawczynie zeskoczył z kozła i otworzył przed nią drzwi powozu zapraszając do środka. Wtem seksowna brunetka spojrzała raz jeszcze w dość wymowny sposób na swojego kolegę z branży dając mu znak, że to propozycja nie do odrzucenia.

Kupiec zostawił zamknięcie swojego sklepu swoim pracownikom i wyszedł razem z ostatnimi klientami tego kończącego się dnia. Na zewnątrz było już ciemno. Chociaż właściwie był jeszcze wczesny wieczór to było już ciemno jak w środku nocy. Ot, ulice zdradzały jeszcze ruch jak za dnia gdy inni ludzie pracy także kończyli swój dzień roboczy. Sam dobrze odżywiony handlarz rozejrzał się po obu stronach uliczki, spojrzał na czekającą dorożkę Malcolma zapraszająco otwartą i zastanawiał się chwile. Z kłopotów wybawiła go nadjeżdżająca dorożka na widok której uśmiechnął się wesoło.

- A jest i mój transport. Spóźnia się nicpoń jeden. - powiedział gdy widocznie rozpoznał swoją dorożkę co miała po niego przyjechać i odwieźć do domu. Odwrócił się do swojej koleżanki z branży.

- Myślę, że Mildred nie pochwaliłaby gdybym wrócił do domu dorożką innej kobiety. Do tego tak młodej i pięknej. - powiedział tonem proszącym o wybaczenie. Ale rzeczywiście wśród konwenansów i zasad dobrego wychowania to mogłaby być dość kłopotliwa sytuacja.

- Ale zapraszam do siebie. Możemy jeszcze chwilę porozmawiać. Bez pracowników. Mogą pojechać za nami to nie będziesz miała kłopotów z powrotem do siebie. - powiedział gdy teraz on wskazał na otwarte wnętrze swojej dorożki jaką w pośpiechu otworzył spóźniony woźnica.

- Nie podlizuj się, nie podlizuj. - odparła na jego puste komplementy z szyderczym uśmieszkiem na ustach - Myślę, że byłaby równie niezadowolona gdyby to z twojego furgonu wysiadała samotna kobieta. Muszę cię jednak rozczarować. W moich oczach jesteś tylko i wyłącznie partnerem do interesów drogi Hubercie. - nie mogła sobie odmówić tej drobnej uszczypliwości. W każdym razie zrozumiała iż grubas nie ma zamiaru zapraszać jej do swojego domu.

- Ale jak uważasz. To nie ja będę musiała później spać na kozetce bądź w nogach. - zaśmiała się przyjmując ostatecznie zaproszenie konkurenta.

- Nie obawiaj się moja droga, ja również traktuję cię tylko jako partnera w interesach i nie nastaję na twoją cześć i dobre imię. - Grubson odpowiedział z taktem i pozwolił gościowi wejść pierwszej do swojej dorożki po czym sam wsiadł za nią wywołując solidne skrzypnięcia pojazdu o wiele bardziej niż gdy wsiadała jego koleżanka. Jeszcze chwila nim jedna dorożka ruszyła za drugą i już byli w drodze. Wewnątrz nieogrzewanych pojazdów było niewiele cieplej niż na zewnątrz. Było też ciemno więc gospodarz zajął się rozpalaniem lampy. Co w jadącym pojeździe nie było tak proste jak wtedy gdy się to robiło w bardziej stacjonarnych okolicznościach.

- Więc? Czy coś poza potrzebą nowego stroju sprowadza cię do mnie? - zapytał majstrując przy tej lampie gdy już zostali sami w kabinie dorożki. Powinni dojechać w pół pacierza więc mieli te parę chwil na rozmowę w cztery oczy.

- Ptaszki ćwierkają, że wpakowałeś się w jakieś szambo. Czy to prawda? - walnęła prosto z mostu nie mówiąc jednak co konkretnie ma na myśli.

- Nie mam pojęcia co ptaszki ćwierkają. Nie znam się na ptakach innych niż te co mam na talerzu. - odparł bez skrępowania i wahania. Pojawił się mały płomyk jaki nieco oświetlił jego dłonie i nachyloną nad lampą twarz.

- Ich ćwierkanie zazwyczaj nie przynosi nic dobrego. - wzruszyła ramionami odpowiadając nieco obojętnie. Plan z grubsza zaczął układać się nie po jej myśli. Wpierw Grubson wrócił do swojego biura nim ta zdążyła przeszukać biurko. Teraz zaś zamierzał rozmawiać z nią w powozie zamiast u siebie w domu.

- Co byś więc powiedział na współpracę? Może nawet spółkę? - stwierdziła iż nie ma co owijać w bawełnę - Udział w części zysków za zadbanie o większy rynek zbytu. Arystokracja jest w stanie nieźle płacić w zamian za zadowalający ich wygórowane zachcianki towar.

- Współpracę? Spółkę? - ten wątek chyba zaciekawił pulchnego rozmówcę. Widziała, że spojrzał na nią z zaciekawieniem bo już udało mu się rozpalić lampę. Ale jeszcze uniósł ją aby zawiesić ją pod sufitem co znów w trakcie jazdy nie było takie proste jak gdy pojazd stał. Zwłaszcza, że sam haczyk dalej był skryty w cieniu.

- Ciekawe rzeczy opowiadasz moja droga. - powiedział mocując się z oporem tej haczykowatej materii. Trochę stękał i sapał próbując zamocować tą lampę. A może chciał się zastanowić nad tą ofertą.

- A jakby miała wyglądać taka spółka? Co kto daje? Jak wiesz ja się zajmuje sukiennictwem i ubraniami. - w końcu udało mu się zawiesić lampę więc ta chociaż się kołysała w takt jazdy to dawała ciepłe światło jakie oświetlało oboje rozmówców siedzących naprzeciwko siebie.

- Tak jak mówiłam. Na początek mogła bym zadbać o poszerzenie twojej. Tfu. Naszej klienteli. - nie miała zamiaru odkrywać wszystkich kart naraz - A i wynegocjowanie lepszych warunków dostaw nie stanowiłoby dla mnie problemu. - dodała obserwując na ile te dwa kąski zadowolą jej przyszłego partnera biznesowego.

- A jaka byłaby w tym moja rola? I co ty byś z tego chciała? - wydawało się, że rozmówca może być zainteresowany taką umową. Ale na razie jeszcze rozważał te wszystkie za i przeciw.

- Taka jak do tej pory. Szyć doskonały jakościowo produkt z najlepszych materiałów. - mówiła z lekką nonszalancją w głosie zaskoczona w pewnym sensie pytaniem Grubsona w tak oczywistej sprawie - A co dla mnie? Powiedzmy, że na początek nie policzysz mnie za dzisiejsze zamówienie, która potraktujemy jako swojego rodzaju reklamę twoich wyrobów a później pomyślimy. - powiedziała to w taki sposób jakby szła na rękę pękatemu kupcowi.

- Czyli jeśli dobrze rozumiem ja miałbym ci zrobić prezent za jakieś 100 karlików… Teraz i konkretnie z tym zamówieniem… A ty być może szepniesz coś swoim dobrze urodzonym znajomym o moim małym sklepiku a oni być może odwiedzą mój mały sklepik i coś w nim kupią… - grubas podsumował sobie na głos jak widział taką umowę proponowaną przez koleżankę z sąsiedniej branży. Zaśmiał się cicho i pokiwał głową jakby usłyszał dobry kawał.

- Ależ to świetny interes moja droga. Ale dla ciebie. Mnie coś się nie widzi. - pokręcił głową na znak, że nie dostrzega w takiej umowie zbyt wielu korzyści dla siebie. Zwłaszcza, że efektywność drugiej strony była trudna do rzeczywistego oszacowania.

- Kochajmy się jak bracia ale liczmy się jak krasnoludy. - rzucił popularnym przysłowiem. - Mam inną wizję tej umowy. To co z tymi dzisiejszymi sukniami zostaje bez zmian. Ja daję towar ty dajesz karliki. Uczciwy układ mi się wydaje. - rozłożył swoje pulchne palce i złożył zaraz z powrotem dając znać, że uważa to za porządny układ. - A jak do mnie przyjdzie ktoś i przyzna się, że z twojego polecenia to podzielę się z tobą prowizją. - zaproponował własną ofertę. Była o tyle wygodna, że nie ingerowała w działalność obu stron a jeśli Versana rzeczywiście skłoniłaby kogoś z wyższych sfer do zakupów w sklepie niezbyt popularnym w wyższych sferach no to właściciel tego sklepu mógł się podzielić z nią prowizją z takich zakupów. Ale widocznie nie chciał płacić w ciemno w coś tak mętnego jak proponowała to wdowa po jego koledze.

- Hmmm… - zadumała nad propozycją Huberta, która była dla niej zdecydowanie mniej korzystna - Nie dość, że liczysz mnie za dzisiejsze zamówienie jak za zboże to jeszcze dajesz jakieś marne czterdzieści procent z doliczonej prowizji. - spojrzała z lekka wzgardą w kierunku właściciela złotego łańcucha - Podzielmy się tym zyskiem na pół i jesteśmy dogadani. - nie mogła tak z miejsca zgodzić się z kontrofertą przyszłego wspólnika. W końcu byli kupcami i w dobrym tonie było się trochę potargować. Dodawało to z resztą wiarygodności jej propozycji przyszłej kooperacji.

- Pół na pół? No gardło sobie podrzynam takimi warunkami ale wobec urody tak pięknej partnerki nie sposób mi odmówić. Zgoda. - kupiec wrócił do jowialnego i zadowolonego z siebie tonu zgadzając się na takie warunki proponowane przez wdowę van Drasen. I wyciągnął dłoń na przybicie umowy. Przy okazji dało się poznać po widokach za oknem, że zaraz dorożki dojadą na miejsce.

Fasada domu Grubsona nawet przy migotliwym świetle lamp wyróżniała się znacznie spośród pozostałych budynków. Kupiec lubił się wyróżniać i okazywać swoją majętność. Versana jednak mimo złożonej mu oferty tak naprawde nie miała ochoty napędzać mu nowej klienteli. Liczyła po prostu na to że przyszły-niedoszły wspólnik zaprosi ją do siebie.

- Trudno. - pomyślała podając dłoń woźnicy, który pomagał jej wysiąść z powozu skąpego kupca - Jak nie drzwiami to oknem ale i tak tam wejdę. Póki co pora na mały rekonesans po jego sklepie podczas nieobecności właściciela. - na szczęście miała jakiś plan awaryjny w przypadku niepowodzenia jego pierwotnej wersji.

- Miejmy więc nadzieję, że nasza przyszła współpraca układać się będzie pomyślnie. - odparła gdy stali już we dwójkę na zewnątrz - Pomyśleć trzeba jednak będzie nad spisaniem tych warunków. Chyba sam rozumiesz Hubercie. Póki co żegnaj. - oboje kiwnęli sobie grzecznie głowami po czym każde poszło w swoją stronę.

Podziękowań i zachwytów ze strony Breny pod adresem Versany nie było końca. Młoda służka była pod ogromnym wrażeniem prezentu jaki zafundowała jej pracodawczyni. Jej samej wszak nie byłoby stać na zakup tej klasy garderoby a fakt iż będzie się ona komponowała ze strojem pani nadawał temu wyjątkowy klimat. Trasa w końcu jednak dobiegła końca i kultystka mogła chwile odpocząć w zaciszu wlasnego pokoju. Nie trwało to jednak długo. Chciała wszak tego wieczoru odwiedzić jeszcze parę miejsc. Nim jednak to nastąpi chwyciła pióro i kawałek papieru na którym napisała wiadomość do Karlika z prośba o spotkanie się nazajutrz w karczmie "Pod Wielorybem". Za kuriera tym razem miał jednak robić gołąb a nie Kornas jak to zwykle miało miejsce.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 21-11-2020 o 10:08.
Pieczar jest offline