Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2020, 09:21   #117
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wieczór; sklep Grubsona


Była zwarta i gotowa. Miała też niezbędne wyposażenie. Plan był pozornie prosty. Kornas miał stać na szpicy i w razie zbliżającego się patrolu bądź innych nieproszonych gości zaalarmować ją. Ona zaś chciała w tym czasie spróbować się włamać do środka. Wpierw jednak czekała ich obserwacja otoczenia. Co ile, o ile, przechadzali się tędy strażnicy bądź inne szumowiny. Czy w okiennicach pobliskich budynków aby na pewno nie świeci się żadna świeca i wiele innych czynników mających fundamentalne znaczenie w przypadku planowania takiej akcji. Versana a raczej Ida po prostu wolała działać przezornie niż obudzić się później z ręką w nocniku. Pamiętała również o tym aby zacierać za sobą jak i eunuchem ślady pozostawione między innymi na śniegu. W prawdzie dawno nie zdarzyło się jej nigdzie włamywać. Odpowiednie jednak w takich sytuacjach przyzwyczajenia pozostały. (...) Pora była dość późna więc ulice świeciły pustkami a z racji dzielnicy, w której znajdował się sklep okolica powinna być raczej niezamieszkała.

Ulice były już raczej puste. Późna pora sprawiała wrażenie ciszy i spokoju. Noc okazała się pogodna. Wbrew chmurom jakie zasnuwały niebo przez większość dnia teraz widać było gwiazdy i oba księżyce. Noc wydawała się jeszcze jaśniejsza przez poblask jaki dawało światło gwiazd i księżyców odbite od śniegu. Sam śnieg działał jednak dwojako. Skrzypiał przy każdym kroku. I tego nie dało się uniknąć. Co było dobre jeśli ktoś stał nieruchomo i nasłuchiwał. Wtedy trudno było przegapić skrzypienie śniegu pod czyimiś butami. Ale gorzej jak trzeba było samemu się ruszyć a zwłaszcza skrycie. Wówczas śnieg pod butami skrzypiał tak samo. Poza tym zostawiał ślady. Zwłaszcza taki świeży co napadał przez drugą połowę handlowego dnia. Pół biedy jak się szło tym rozjeżdżonym śniegiem na środku ulicy. Ale jak się schodziło w mniej uczęszczane odnogi no nie było rady, trzeba było przebić się przez ten śnieg co czasem sięgał kolan, czasem mniej lub więcej. Ale nie było sposobu by to ominąć.

Późny wieczór, już koło północy sprawiał, że ulice były już raczej puste. Czasem przeszła jakaś postać skrzypiąc śniegiem pod butami. Ale większość miasta już pewnie spała w swoich łóżkach. Co było dobrą stroną na różne skryte akcje. Gorszą było to, że sklep Grubsona był niedaleko największego placu w mieście. A ten i właśnie okolice tych najdroższych i najbardziej popularnych sklepów patrolowali strażnicy. Bez gorliwości i żarliwości w pełnieniu obowiązków. No ale byli. Trzeba się było z nimi liczyć. A jeśli kogoś by zauważyli kręcących się o tej późnej porze przy zamkniętym sklepie mogło w naturalny sposób wzbudzić to ich podejrzenia o niecne zamiary kogoś takiego.

No i to była dzielnica placów i sklepów, w samym centrum miasta a nie magazynów. Więc chociaż na parterze każdej kamienicy znajdował się jakiś sklep czy zakład to ponad nimi były mieszkania i ich mieszkańcy. Większość okien na ulicy była ciemna i ich lokatorzy pewnie już spali w najlepsze. Ale w nielicznych wciąż świeciło się światło.

Po wnikliwym zapoznaniu się z okolicą postanowili więc przystąpić do działania. Wyczekali moment, w którym patrol minął plac targowy po czym opuścili pustostan z którego obserwowali rejon i ruszyli w kierunku swojego celu. Idąc raczej skrajem ulicy tak aby zarazem nie przedzierać się przez zaspy i nie zwracać na siebie zbytnio uwagi przypadkowych gapiów raz jeszcze rozejrzeli się po okolicznych oknach czy aby na pewno nikt nie filuje z nich tak późną porą wprost czy to na sklep czy to na plac. Nie było co zwlekać i mimo dość napiętej sytuacji trzeba zachować duży spokój i opanowanie. Kornas stanął w cieniu w pobliżu miejsca, z którego najczęściej zbliżali się patrolujący ta część miasta strażnicy. Ida zaś pod osłoną nocy z zaciągniętym na głowę kapturem przystąpiła do działania. Wysoki śnieg pokrywający każdy centymetr miasta był problematyczny nie tylko dla niej ale i dla spacerujących tędy od czasu do czasu stróży prawa. Dawało jej to więc nieco więcej czasu na walkę z zamkiem. Nie miała go jednak w nieskończoność. Na szczęście gdyby już udało się jej dostać do środka pamiętała aby zamknąć za sobą drzwi tak aby nie wzbudzać podejrzeń niczego nieświadomych mundurowych.

Oboje przeszli wzdłuż bocznej, zawalonej śniegiem alejki ku tyłom sklepu. Tutaj śnieg był zdeptany znacznie mniej więc dorabiali swoje indywidualne ślady w skrzypiącym puchu. Doszli jednak nie niepokojeni na koniec alejki. Tak jak się można było spodziewać tył był ogrodzonym płotem podwórkiem. Ale ogrodzenie samo w sobie nie stanowiło realnej przeszkody dla kogoś tak zwinnego jak młoda wdowa. Przynajmniej jak się nie miało pościgu dyszącego w kark. Ale na razie tego nie było. Kornas był znacznie mniej zwinny więc została mu rola czujki gdy kobieta chwilę siłowała się z tym ogrodzeniem aby przez nie przejść.

Za ogrodzeniem było podwórko. Takie zwyczajne. Nie widziała zbyt dobrze tego co skryte było w mrocznych zakamarkach. Ale były jakieś szopy, składziki, graty, zapas drewna opałowego i tego typu rzeczy jakie zwykle ludzie trzymali na podwórkach za domem. Był też śnieg. I mało było śladów na tym śniegu a niewiele prowadziło do tylnej furtki. Widocznie domownicy korzystali raczej z frontowego wejścia. Ale jak się chciała dostać do sklepu od tyłu nie miała wyjścia. Musiała zeskoczyć na dół i dorobić własny zestaw śladów.

Przeszła szybko skrzypiąc śniegiem pod butami i modląc się by nikt nie wyjrzał akurat przez okno. Po ciemku jakby ktoś wstał z łóżka i akurat coś usłyszał czy chciał sobie popatrzeć na rozgwieżdżone niebo to raczej nie dałby rady przegapić kogoś na swoim podwórku. Na to też nie było innej rady trzeba było zaryzykować. Jakoś dotarła do tylnej ściany budynku bez zaalarmowanych wrzasków nad głową. Więc szczęście jej sprzyjało. Potem były tylne drzwi. Tutaj musiała działać prawie po omacku bo strach było palić jakieś światło. Ale wyjęła wytrychy jakie zabrała właśnie na tą okazję, kucnęła przy zamku i zaczęła próbować na czucie i słuch poruszyć zębatki w odpowiedni sposób by zrobić tą robotę jaką normalnie wykonywał klucz. Jednak nie wszyscy spali. Klęcząc w ciszy słyszała jakieś ciche odgłosy z góry. Gdzieś zza ścian i sufitów. Chyba jęki. Kobiece jęki. Jakby ktoś tam korzystał z małżeńskiego łoża czy coś podobnego. Więc pewnie nie spał. Ale też pewnie nie w głowie mu czy jej było gapić się przez okno. Zresztą póki była tuż przy ścianie musiałby chyba ktoś otworzyć okno i wyjrzeć by ją móc dojrzeć. Chociaż gdyby tak zrobił to byłoby z nią krucho.

Wytrych w końcu poradził sobie z zamkiem. Grubson widocznie dbał o bezpieczeństwo swojego sklepu i zamontował całkiem dobry zamek nawet w tylnych drzwiach. Ale jednak palce i wytrychy włamywaczki okazały swoją wyższość. I drzwi stanęły otworem. Z wnętrza buchnął mrok i powietrze cieplejsze niż ten mróz na zewnątrz.

Weszła więc i przymknęła za sobą drzwi tak aby nie wzbudzać podejrzeń zna wypadek gdyby lokatorów z pierwszego piętra naszła chęć rzucenia okiem na swoje podwórko. W środku czuła się jednak nieco swobodniej. Na szczęście znała rozkład sklepowych pomieszczeń niemal na pamięć. Mimo wszystko skradała się nie chcąc narobić zbyt dużego rumoru. Wysilając wszystkie swoje zmysły skierowała się do biura. Gdzie miała zamiar skupić swoją uwagę na tamtejszych biurku, szafkach i biblioteczce. Wiedziała czego szukała i wiedziała gdzie chce szukać by nie błąkać się jak we mgle.

- Tylko cicho i dyskretnie. - pomyślała zbliżając się do pierwszych wewnętrznych drzwi.

Wewnątrz pomieszczenia Versana mogła na własne oczy potwierdzić stare porzekadło, że w nocy bez światła jest ciemno. Zwłaszcza wewnątrz budynku. I to takiej części bez okien na zewnątrz. Przeszła dosłownie po omacku sunąc dłonią wzdłuż jednej ze ścian. Aż natknęła się na zagięcie jakie prowadziło do zamkniętych drzwi. Te były jednak zamknięte na klamkę. Musiał to być krótki korytarz od tylnych drzwi. Za nimi było tak samo ciemno jak przed nimi. Tu chyba powinien być ten korytarz co prowadził już do biura i sklepu. Tylko do sklepu szło się prosto a do biura w lewo. Znów musiała się posiłkować ostrożnym marszem przy ścianie. Było cicho. I ciemno. Chociaż z góry dochodziły odgłosy rytmicznego skrzypienia. Dotarła do jakichś drzwi po lewej. Zamkniętych. I samo ruszenie klamką ich nie ruszyło więc musiały być zamknięte na klucz. Po ciemku nie była pewna czy to drzwi do biura Grubsona czy jakieś inne. Chyba powinny być do biura.

Krążenie po omacku mijało się z celem. Skoro nie było okien. Nie było też ryzyka, że ktoś z zewnątrz zauważyłby dobiegające z środka budynku światło. Wróciła się więc po jakąś świecę.

Szukanie po omacku czegoś do rozświetlenia tych ciemności zajęło jej nieco czasu. Musiała po ciemku przeszukać ścianę, wrócić się do krótkiego korytarzyka i tam na jakiejś półce wymacała lampę i draski do zapalenia tej lampy. Po chwili pomieszczenie rozświetlił niewielki płomyk ale to wystarczyło by poczuć się dużo pewniej a te ciemności zrobiły się jakieś mniej obce i straszne. Światło lampy zdradziło jej właśne ślady butów na korytarzu. Widocznie przez zamknięciem podłoga została zmyta i teraz jej ślady wyraźnie odcinały się naniesionym śniegiem i wilgocią na suchych deskach podłogi. Co prawda do rana powinny wyschnąć ale nie była pewna czy zniknął całkowicie albo czy ktoś zwróci rano na nie uwagę. Po cichu przeszła do korytarza i teraz już mogła rozpoznać ten sam korytarz jaki odwiedzała o zmierzchu razem z gospodarzem. I te drzwi po lewej co prowadziły do jego biura.

Przy lampie jakoś raźniej się pracowało i wytrych znów poszedł w ruch. Dłubała parę chwil mocując się z opornymi zębatkami zamka. Tutaj też Grubson nie oszczędzał. Ale poradziła sobie z nim w znośnym czasie jak przy tylnych drzwiach. I znów znalazła się w biurze szefa tego przybytku. Powitało ją prawie nagie blat biurka. Te papiery i reszta bambetli jakie widziała tutaj wieczorem ktoś musiał w większości pochować. Zostały tylko przybory do pisania i niewiele więcej.

Zamek w biurku był też niczego sobie. Ale tu jakoś jej się pofarciło i wytrych dość szybko poradził sobie z zamknięciem więc mogła zajrzeć do szuflad. W świetle pożyczonej lampy znalazła i mogła zapoznać się z rejestrem przychodów sklepu. Ale był jeszcze mniej wylewny niż ten w magazynie bo koncentrował się na tym co sprzedano i za ile a nie komu. Więc w dzień handlowy ostatnią sprzedaną pozycją była “suknia, zielona, gruba” za kilka karlików więc musiała być jakaś średnia. Jakiś surdut, jakiś płaszcz, odebrano zamówiony komplet czapki i rękawic ze srebrnego lisa i tak dalej. Nawet znalazła swój wpis. “Suknia róż i fiolet z winoroślami i kielichem x1” i “Sukna róż i fiolet służki x1”. Wpisane na następny Marktag do odbioru i za cenę na jaką się umówili.

Przejrzała ten rejestr ale podobnie jak ten z magazynu wydawał się jak najbardziej w porządku. Typowa księga przychodów i rozchodów sklepu. Sama miała podobną w swoim sklepie. Co prawda nie była skrybą czy księgowym a do tego nie miała czasu czytać całej księgi by ją gruntownie zbadać. Ale nie wydawało się by było w niej coś zdrożnego. Jakieś szwindle czy coś obciążającego właściciela albo Czarnego Petera.

Znalazła też skrzyneczkę z listami. Wszystkie były otwarte i przeczytane. W większości z zeszłego roku ale biorąc pod uwagę, ze nowy rok zaczął się ze dwa tygodnie temu to nie było takie dziwne. I jak w przypadku rejestru sklepowego wydawały się to listy służbowe. Jakaś uwaga do różnicy w dostawie z początku Vorhexen z powodu jakichś kłopotów z dostawą po drodze. List z gildii sukienników o przyjęciu jego kandydatury na stanowisko w ich kapitule. Co znaczyło tyle, że przyjęli jego kandydaturę i będą teraz nad tym dyskutować ale i oznaczało ambicję Grubsona. Trochę zamówień na różne gotowe ubrania i półprodukty od różnych klientów. Raczej też to wszystko pasowało do typowej kupieckiej roboty. Versana wiedziała, że gdyby ktoś zajrzał do jej służbowego biura w jej sklepie czy magazynie znalazłby coś podobnego tylko z innej branży. Ale jakoś nie wyglądało to wszystko szczególnie kompromitująco czy choćby podejrzanie. Przynajmniej przy pobieżnym czytaniu.

W tym całym uporządkowanym i zorganizowanym biurku kupca znalazła tylko jedną rzecz która jakoś do tego nie pasowała. Mały, tomik poezji. Takie kieszonkowe wydanie. Tylko, że po bretońsku no ale bretoński nawet w Imperium czy Marienburgu był uważany za język idealny dla poezji i artystów. Rozpoznała tytuł na tyle by go odcyfrować “Historie 66 nocy”. Na pierwszej stronie była nawet dedykacja, tym razem w imperialnym “Mojemu ukochanemu na pamiątkę”. Nie było jednak podpisu jeśli nie liczyć odcisku czyichś ust.

Jej uwagę przykuła stojącą pod ścianą skrzynia. Skrzynie miały zaś to do siebie, że lubiły kryć w swoim wnętrzu jakieś bliskie dla właściciela przedmioty. Zabrała się więc i za nią. Zamek nie wyglądał na dużo bardziej skomplikowany niż te z którymi radziła sobie do tej pory więc rozbrojenie go nie powinno zająć jej zbyt dużo czasu. Przystąpiła do dzieła.

Kolejny zamek uległ sprytnym palcom i wytrychom włamywaczki. Skrzynia zdradziła różne woreczki, pudełeczka i puzderka. Jak po chwili myszkowania się zorientowała tu musiały być te drobiny używane do ozdabiania co lepszych i droższych strojów. Były na tyle warte, że szef widocznie nie zostawiał ich luzem do swobodnego korzystania dla pracowników.

Niestety to co dla jednych było drogocennymi przedmiotami dla innych nie przedstawiało sobą żadnej większej wartości i mimo, że przez chwilę w głowie Versany pojawił się pomysł iż w ich drużynie jest w końcu również Karlik, który z tak samo dużą łatwością potrafi zarówno sprowadzić jak i upłynnić różne towary. Oparła się pokusie kradzieży tych pierdół. W końcu to nie one były jej celem a pieniędzy póki co jej nie brakowało.

Nie oparła się jednak pokusie by nie zajrzeć do wnętrza kasetki skoro i tak już była pod ręką. W jej wnętrzu mogło się przecież kryć wszystko. Przystąpiła więc do dzieła. Nie chciała spędzić tu przecież całej nocy a było trzeba jeszcze po sobie posprzątać.

Kasetka stawiła większy opór niż skrzynia ale też ostatecznie uległa umiejętnościom włamywaczki. Po chwili stanęła otworem a w środku ukazały się karliki. Widocznie tutaj Grubson trzymał swój podręczny zapas kapitału.

Po raz kolejny skucha. Drobniaki nie były warte tego zachodu. Je również postanowiła zostawić na swoim miejscu. Wszak przy zamku widniały jakieś drobne zarysowania świadczące o próbie dostania się do środka pojemniczka przez nieproszonego gościa. Jednak gdy właściciel nie stwierdzi braków w zawartości szkatułki nie powinien na nie zwrócić uwagi. Przecież nie obserwuje się takich rzeczy z bliska przy każdorazowym otwieraniu ich.

- Szlag! - pomyślała widocznie rozczarowana brakiem poszlak w związku ze sprawą z jaką tu przybyła - Nic tu po mnie. Pora zniknąć. - jak pomyślała tak zrobiła.

Nie znajdując zadowalających ją fantów, zabrała się więc za zacieranie śladów swojego bytowania w sklepie sukiennika. Musiała pozamykać rozbrojone wcześniej zamki, zetrzeć ślady butów, odłożyć wszystko na miejsce a po opuszczeniu lokalu postarać się zamaskować pozostawione na śniegu odciski butów tak by osoba która dostrzeże ten raban obarczyła odpowiedzialnością za niego lokalne dachowce czy inne przybłędy. Wszystko rzecz jasna przy ówczesnym upewnieniu się czy akurat któregoś z okolicznych mieszkańców nie naszła ochota na puszczenie dymka przy otwartych okiennicach w tą mroźną noc.





---

Mecha 30

Otwieranie zamków; tylne drzwi sklepu (ZRĘ + Otwieranie); rzut: Kostnica 26 > ma.suk = otwarte bez rys, standardowa ilość czasu

Otwieranie zamków; drzwi biura (ZRĘ + Otwieranie); rzut: Kostnica 29 > ma.suk = otwarte bez rys, standardowa ilość czasu

Otwieranie zamków; biurko (ZRĘ + Otwieranie); rzut: Kostnica 01 > śr.suk = otwarte bez rys, czas o 25% szybciej

Otwieranie zamków; skrzynia (ZRĘ + Otwieranie); rzut: Kostnica 22 > ma.suk = otwarte bez rys, standardowa ilość czasu

Otwieranie zamków; kasetka (ZRĘ + Otwieranie); rzut: Kostnica 45 > remis = otwarte, rysy na zamku, standardowa ilość czasu
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 21-11-2020 o 10:17.
Pieczar jest offline