Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2020, 15:20   #134
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 19:11:43
Czas lokalny 10:26:48



Laboratoria farmaceutyki

Oczekiwanie na przybycie reszty plutonu Bravo do labów potrwało kwadrans… przyjechali oni zaś w APC od oddziału Charlie. Przez następne kilka minut z kolei gorączkowo wyjaśniano sobie co i jak, uzupełniano amunicję, granaty, i wybierano personel na misję dotyczącą ratowania da Silvy. W głównym kompleksie nie działo się nic szczególnego...

Ocalali cywile chwilowo mieli pozostać na miejscu. Zabranie ich gdzie indziej wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem. Wysłanie po nich UDL i zabranie na orbitę również wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem. Wciąż gdzieś mógł się ukrywać jakiś wróg, gotowy zestrzelić kolejnego “Cheyenne”. Siedzieć więc na miejscu, czekać, i najlepiej się modlić, by nie przyplątały się jakieś Xeno, zwłaszcza gdy główne drzwi stały otworem, a i płot był nieźle uszkodzony.


- Dobra łamagi, to uważać na siebie! I meldować tak co 30 minut, bo inaczej wam nakopię jasne? - Powiedział, jak zawsze typowym tonem (obecnie już porucznik) Reynolds.

Evanson i Kovalski, Sanders, a zamiast zranionego w nogę Salasa - Joe McNeel. Salas zaś rozdziawił gębę w perfidnym uśmieszku na wieści, iż zostaje w labach, już sobie obmyślając, czy przelecieć Tracy, Sakikę, czy może… Denise. Poraniony JJ również jechał, ponieważ mogły się przydać jego umiejętności, dostał jednak wyraźne, podwójne polecenie od Reynoldsa, by się pilnować. Do tego miał im towarzyszyć medyk z Alpha. Dowodził nimi wszystkimi z kolei świeżo po awansie sierżant Sing.

W końcu więc ruszyli “pożyczonym” APC, wraz z jego kierowcą i pomocnikiem w kabinie, prowadzeni z orbity przez “Goliatha”.





Lasy planety Summit

Kilometr za kilometrem przez lasy, goniąc pojazd z da Silvą. W sumie monotonna jazda po wertepach, i nic szczególnego.

Pięć kilometrów dalej...

Siedem kilometrów dalej…

Statek na orbicie zameldował, iż ścigany pojazd, zatrzymał się jakieś dwa kilometry przed nimi, co potwierdziła obsługa APC. Więc jeszcze chwila, i będą prawie na miejscu, wyskoczą z transportera, i zaczną podchody na piechotę.




Jak nie pierdolnęło.

Przód APC eksplodował, i siedzący z tyłu Marines wprost widzieli owy wybuch wewnątrz pojazdu, czując żar na twarzach. Skołowanie, dzwonienie w uszach, szok. Gryzący dym, czyjeś wrzaski, smród spalonego metalu i… ludzkiego ciała??

M557 wjechał na minę, która urwała jego przednie, prawe koło, zabijając operatora APC, oraz ciężko raniąc kierowcę. Pieprzona mina przeciwpancerna, zastawiona na "szlaku", którym jechali. Pieprzone androidy.

~

APC był niesprawny, i nie było szans na dalszą jazdę. Do tego jeden martwy Marine, a drugi w ciężkim stanie, z niemal całkiem urwaną nogą, opatrywany w ukropie przez medyka Dean'a Ellisa.

Osmoleni, chwilowo nieco przygłusi i wściekli żołnierze, niczym jeden zdecydowali, iż dotrą do celu na piechotę… ale co z tym rannym, przecież go tu nie zostawią tylko z lekarzem przy wraku? Jak się napatoczy jakiś Xenomorf, będą kolejne dwa trupy. Zostawić jeszcze kogoś? Uszczuplić siły "pościgu"?

Kovalski się porzygał. Czyżby miał wstrząs mózgu po wybuchu? A JJ był nieco bledszy niż pozostali, zdał sobie bowiem sprawę, iż gdyby to on prowadził...

Wszelkie rozterki przerwał komunikat ze statku na orbicie, ledwie co słyszalny w zdezelowanym APC:
- Ścigany przez was pojazd został zniszczony, zaobserwowaliśmy mały wybuch. Oprócz tego, najwyraźniej pasażerowie tego pojazdu, przesiedli się do małej jednostki latającej, która odleciała w kierunku 3-3-1. Śledzimy ich lot…

Kurwa. Kurwa. Kurwa!

….

Zestrzelić da Silvy z androidam nie można było, ryzyko bowiem zbyt duże, że coś się stanie pani dyrektor, nawet jeśli tylko celowo chodziłoby o uszkodzenie latającej jednostki. Podążać na piechotę przez lasy, cholera wie jak daleko i jak długo, nie miało najmniejszego sensu. Poczekać więc na drugi APC, i nim w drogę, co również potrwa nim gdzieś dotrą do celu, lub… zaryzykować lot UDL? Tylko czy ten ostatni pomysł otrzyma zezwolenie od oficerów? Nic tylko kurna problemy…








Czas nieznany
Lokacja bliżej nieznana
Planeta Summit

Veronica poczuła niesamowity smród, wdzierający się przez nos niemal wprost do jej mózgu. Ten odor pobudził jednak jej umysł i ciało, wyciągając ją z letargu, w jakim się znajdowała… tylko po to, by od razu zdać sobie sprawę, jak bardzo jest zraniona, i jak boli ją klatka piersiowa z przodu i z tyłu po postrzale, rozbita głowa, i do tego wszystkiego miała coś jeszcze z ręką??

Chociaż nie… to wszystko już tak nie bolało, jak wcześniej. Chyba w nią wpompowano sporo środków przeciwbólowych, a oprócz tego, miała fachowo założony opatrunek na miejscu postrzału. I nowy, na przedramieniu, tam gdzie każdy kolonista miał wszczepiany nadajnik lokalizacyjny. A tuż przed ustami miała coś jakby… kaganiec???

Nie było dobrze.

Wisiała blisko ściany, z przyczepionymi do sufitu rękami w jakiś… kajdanach. Podobnie unieruchomione były nogi. Czuła się słabo, nieco jeszcze skołowana, choć z każdą sekundą odzyskiwała coraz bardziej przytomność, dochodząc do siebie po wcześniejszym, brutalnym potraktowaniu.


Cuchnęło jakąś chemią, którą chyba podstawiono jej pod nos, by właśnie się ocknęła. Cuchnęło i krwią, odchodami, flakami… trupem. Pomieszczenie nie było duże, może ledwie cztery metry na cztery. Tylko jedne drzwi, żadnych okien, i stół pod ścianą, przy którym kręcił się jakiś typek, odkładając na niego właśnie chyba sole trzeźwiące. Stół zastawiony narzędziami tortur.

Wcale nie było nie-dobrze. W rogu pomieszczenia zalegała jakaś podejrzana plama z drobnymi resztkami czegoś organicznego.

Było bardzo, bardzo źle.

- Witam panią dyrektor - Odezwał się mężczyzna, spoglądając na da Silvę - Może mnie pani nazywać… hmmm... “John”. Mamy niewiele czasu, więc mam nadzieję, iż szybko znajdziemy wspólny język - Podszedł do kobiety z obcęgami w dłoni.








***

Komentarze jeszcze dzisiaj
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 21-11-2020 o 16:20.
Buka jest offline