Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2020, 19:24   #118
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Czas nieznany, Powiedźmie roku sigmaryckiego 2519
Osada Odmieńców, Chata Opal


Nie jęknął z bólu.
Ból towarzyszył mu od tak dawna, w w tak różnych postaciach, że zwykł traktować go jak coś powszedniego. Co innego jednak osłabienie. Czuł się przeraźliwie ciężki od utraty krwi, kręciło mu się w głowie.
- Daj pić - wychrypiał.
Po czym zakrztusił się zawartością kubka. Przez chwilę odpoczął od kaszlu i spróbował ponownie, delikatnie sącząc, pozwalając wilgoci rozlać się wewnątrz ust, ale na tyle niewiele by łykanie nie było potrzebne. Rozpoznał walerianę, chmiel, melisę i chyba zielony sporysz.
- Lepiej mi. Dzięki. Panu Plag dzięki że mnie ocalił. A wam za ratunek. Sanie znaleźliście? Żywność i listy wiozłem...
Nie pamiętał co odpowiedzieli. Zakręciło mu się w głowie ponowni i zapadł w sen.




Wokół był las, poznawał go. Jeżowy Zagajnik niedaleko miasta, miejsce gdzie można było znaleźć dzikie jabłka i orzechy, w sam raz dla głodnego żebraka. Ale ty razem był inny, obcy a jednocześnie znajomy. Pod nogami miał gnijące, opadłe owoce, wśród których pełzały gąsiennice i stonogi, drzewa miały pożółkłe, poskręcane liście i popękaną korę, niczym rany z których niczym krew sączyła się żywica.
I ten dźwięk, nieustanne bzyczenie w kilku różnych oktawach, przyprawiający o szaleństwo. Muchy, muchy wszędzie. W powietrzu, na drzewach posklejane żywicą, w ustach, w uszach.

- Cholera-Ospa-Kaszel-Struuupas-SÅ‚uchaaaaj!
- Kto, kto do mnie mówi?! O Wielki Władco Chorób, przemówiłeś do mnie!
Kształt pojawił się na krańcu Jeżowego zagajnika, jak człowiek o dłuższej głowie. Choć widać przez chmarę much było tylko jego kształty, głos nadnaturalnie przedzierał się przez bzyczenie jakby wręcz ono go niosło i potęgowało.


Strupas nie zauważył jak się poruszył, ale za chwilę był już koło niego sycząc mu wściekle prosto w twarz. Miał pokrytą wrzodami skórę, jedno oko i skórny fałd zamiast włosów, całość pokryta cuchnącym śluzem.
- Jak-śmiesz-robaku-Ropnie-Zaćma-Grypa-Nie-Jesteś-Godzien-Parchy-Tężec!
Twarz garbusa od krzyku pokryła się lepką śliną, w której coś się poruszało.
- Trąd-Syf-Wysypka-Pamiętaj-o-obietnicy-Grzybica-Tyfus!
Strupas upadł, a robactwo powoli zjadało jego ciało, ale nie czuł bólu, nie normalnego. Bardziej ekstazę, jakby każdy zjedzony kawałek stawał się częścią czegoś większego.




Marktag późnym wieczorem, 19 Powiedźmia roku sigmaryckiego 2519
Osada Odmieńców


Opatrzony i napojony wywarami Strupas nabrał sił na tyle, by wstać i przejść się trochę. Opal akurat nie było, Wiedźmiooka zaś była zawalona robotą. Kurt powoli snuł się z garbusem referując mu co się działo.
- Dzięki za zapasy, Strupas. Kurcze, naprawdę dzięki. Zaczynaliśmy tu już gotować zupy na rzemykach.
- Nam nadzieję że dzięki. Ciężkie cholerstwo było. Na długo to nie starczy, ale będzie więcej. Listy wiozłem, znaleźliście?
- Znaleźliśmy. Czytających za dużo u nas nie ma, zanieśliśmy szefowi.
- I tyle jeżeli chodzi o prywatność korespondencji psia mać. Ale i tak do niego były. A teraz opowiadaj, jak sprawy mają się tutaj, macie już naszykowaną kolejną pułapkę na rogatych? No i kogo zjedliście kiedy mnie nie było?


 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 22-11-2020 o 01:08.
TomaszJ jest offline