22-11-2020, 03:38
|
#298 |
| "Na szczęście" powiedziała Odette. I to niewielkie, mieszczące się w dłoni "na szczęście" Birgit ściskała mocno, aż znaleźli łódź. A potem tylko kilkadziesiąt dłużących się sekund przeprawy. Rzeczywiście - szczęśliwie pokonali Sommę. Ciemność i deszcz przeszkadzały patrolom i po raz pierwszy można było błogosławić nawet chłód późnowiosennej nocy.
Inżynier dostosowała się do poleceń Woodsa. - Tak jest - mruknęła cicho, ale dość wyraźnie, by agenci mogli wyczuć służbowy ton, jakże inny od pożegnania z młodą Lapage. - Słyszę.
Zdjęła tylko zegarek, bo żadnej biżuterii nie posiadała przy sobie i chowając go wykorzystała okazję, żeby ukradkiem zerknąć na podarek od Francuzki, zanim trzeba będzie pokonać torowisko. Przełożyła jeszcze pistolet do wygodniejszej kieszeni.
Ruszyła bez większego zwlekania, zresztą i tak ją pilnowali biorąc pod skrzydła w środek, i nie łudziła się, że czynią tak samej dobroci serca i obawy o nowicjusza. Za to odgłosy zagajnika mogły wróżyć i dobrze i źle. Źle, jeśli oznaczają więcej patroli lub zasieki. Dobrze, bo hałasy pojazdów na pewno w większości zagłuszają kroki trzech ostrożnych pieszych.
Czołgając się śladem agenta, próbowała sobie przypomnieć mapę, jaką nawigator pokazywał im po kraksie. Umiejscowienie mostów i napotkanej magistrali kolejowej, dalszy kierunek torów oraz to, co mogło być za nimi, a teraz majaczyć dalej nieprzeniknioną czernią. Las? Szpaler drzew? Zagajnik? Ukształtowanie terenu... Gdy piloci poszli własną drogą, była zdana już tylko na zapamiętane strzępki, jakie wtedy przedarły się przez szok i ból.
Oby okazały się teraz cokolwiek warte. |
| |