Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2020, 12:07   #233
Lua Nova
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Maius 816.M41, Kwatery Bellity

Gdy Amelia zapukała do drzwi pokoi Bel w pierwszej chwili odpowiedziała jej głucha cisza. Przy drugim pukaniu to samo. Nagle usłyszała szamotaninę, jakiś harmider i jak ktoś podbiega do drzwi. Nagle te uchyliły się i wychyliła się z nich starsza chóru. Wyglądała na potwornie zmęczoną i jakby… zmarzniętą.

- Och… Pani Amelia. Proszę. - wpuściła pierwszą do środka, starając się uporządkować swe szaty. Widać że narzuciła je w pośpiechu i teraz nadal widać było większość jej szczupłego, niemal chudego ciała. - kawy? Herbaty?
Amelia dostrzegła, że ciało astropatki pokrywają liczne blizny, w tym największa na brzuchu, ciągnąca się linią od pępka do boku i wchodząca jakby w jego głąb. Jakby ktoś kiedyś chciał Bellicie rozpłatać brzuch. Tatuaż, który miała na głowie wyraźnie schodził po szyi na plecy ale teraz nie widziała już dokąd dokładnie sięgał.
Wewnątrz panował dziwny chłód, bo wyraźnie temperatura na sterowniku była dobrze ustawiona.

Pokoje starszej chóru przypominały inne kajuty. Amelia mogłaby przysiąc że niemal identyczne mieli jej ludzie. Jedyne co wyróżniało pierwszy pokój były to wielki, wypełniony regał, kilka wygodnych foteli i parę stolików. Na ścianie wisiał sztandar imperatora. W sąsiednim pokoju, do którego były uchylone drzwi i gdzie była zapewne sypialnia Bellity, Amelia dostrzegła ślady szronu.
- Co cię sprowadza? - Astropatka dopiero upięła nieco swój kostium.

Pierwsza uśmiechnęła się do Bel przepraszająco.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Czy wszystko w porządku? Strasznie tu zimno, a ty wyglądasz na zmęczoną i przemarzniętą. - Spytała z troską w głosie. Na ramieniu miała torbę i ubrana była w bluzę, i luźne spodnie, Włosy natomiast zaplecione były w długi warkocz. Wyglądała na bardziej rozluźnioną niż zazwyczaj, w swoim mundurze i gładko zaczesanych włosach.

Kiedy astropatka przepuściła ją w drzwiach, Amelia dokładnie obejrzała jej blizny. Sama miałą ich sporą kolekcję. Bel musiała w życiu wiele przejść. Szczególną uwagę przykuła ta największa, na brzuchu. Amelia przypomniała sobie przeszywający ból jakim podzieliła się astropatka podczas połączenia ich umysłów.

Wchodząc rozejrzała się po pomieszczeniu. Lubiła prostotę i komnaty Bel podobały jej się. Gdyby tylko było tu trochę cieplej.
- Chętnie napiję się kawy. Od wielu godzin przebywałam na mostku i przyda mi się coś na pobudzenie i rozgrzanie. Chyba obu nam to dobrze zrobi. - Uśmiechnęła się ciepło do Bel.

- To często się dzieje gdy wróżę. - Astropatka darowała sobie poprawianie stroju pozwalając mu pozostać w nieładzie i zabrała się za szykowanie kawy. - Niestety wróżenie także mnie męczy więc z przyjemnością także się napiję się kawy. Co cię sprowadza?

- Nagromadziło się kilka spraw, o których chciałbym z tobą porozmawiać. Szczerze mówiąc potrzebuję twojej rady. - Wyznała Pierwsza. Poszła za astropatką.- Może ci pomóc? - Zaproponowała. - Nie przyszłam po prośbie z pustymi rękami. - Dodała z uśmiechem. Choć Bel zauważyła, że za uśmiechem, choć szczerym, krył się cień smutku. - Przyniosłam coś, co będzie pasowało do kawy. Smak mojego dzieciństwa. - Puściła oko do astropatki. Następnie wyciągnęła z torby dwa termiczne pojemniki, które trzymały ciepło. Przypominały trochę miseczki z wieczkiem. Uchyliła jedną z pokrywek i pokazała Bel zawartość miseczki. W środku znajdowało się coś na kształt brązowego, aksamitnego kremu, który pachniał słodko. - To budyń czekoladowy. Co prawda z proszku, ale mam nadzieję, że będzie ci smakował. Victor robił go dla mnie, kiedy byłam smutna. Zawsze mnie krzepił i poprawiał nastrój. Jest jeszcze ciepły, więc przyjemnie nas rozgrzeje.

- Och… nie przypominam sobie bym kiedyś coś takiego jadła, z przyjemnością. - Bellita zalała zmielone ziarna wrzątkiem i obróciła się do pierwszej dopinając swój kostium. - To się je łyżeczkami? Jakieś są w szafce. - Wskazała jedne z drzwiczek wbudowanego w ścianę aneksu kuchennego. - Nic wykwintnego… nie przyjmowałam tu nigdy gości… może poza astropatami. Tutaj odbywam rozmowy z nimi. Co cię trapi?

Amelia odłożyła pojemniki na blat i sięgnęła do kuchennej szafki po łyżeczki.
- Tak wolę. Lubię proste rzeczy i bardzo podoba mi się u ciebie.

Kiedy Bel skończyła parzyć kawę, obie usiadły przy stoliku z parującym, gorącym płynem i słodkim przysmakiem.
- Jak już mówiłam, sprowadza mnie tu kilka spraw, które zaraz ci wyjawię. Ale przyznam, że najpierw chciałbym dowiedzieć sie więcej o tej wróżbie. Podzielisz się tym ze mną?

- Chyba powinnam ją omówić przy wszystkich bo dotyczyła naszej misji. Mam pewne obawy… jestem niemal pewna, że zetknąć się możemy z wypaczeniem Chaosu. - Bel oparła się wygodnie w fotelu i upiła kawy. Mimo treści, którą przekazała jej głos był spokojny a spojrzenie jakby nieobecne.

De Vries wzdrygnęła się, przez chwile przez jej twarz przemknął cień. Wspomnienie grozy sprzed lat. Poczucie bólu i straty. Zacisnęła dłoń na łyżeczce tak mocno, że ta lekko się wygięła. Zawstydzona, szybko wyprostowała łyżeczkę i zamieszała nią kawę, przez chwilę patrząc się na czarny, wirujący płyn. Skupiła się na swoim oddechu i w myślach wypowiedziała swoją mantrę. Uspokojona podniosła wzrok na gospodynię.
- W takim razie zwołam jutro zebranie. - Upiła łyk kawy i kontynuowała. - Ostatnie wydarzenia i śmierć Ahaliona sprawiły, że jeszcze bardziej niepokoję się o nią. Boję się, że kolejna podróż przez osnowę może jej zaszkodzić. - Amelia nie wypowiedziała imienia, ale Bel doskonale wiedziała, że mówi o siostrze. - Rozmawiałam już z Ramirezem o kapsułach kriogenicznych, które mamy zdobyć na Grace. Taka kapsuła zwiększyła by jej bezpieczeństwo i szanse. Ale jest coś jeszcze o czym pomyślałam. - Zawahała się. - Czy byłabyś w stanie zajrzeć do jej umysłu? Połączyć się z nią, jak z nami podczas spotkania z Aspyce?

Bel upiła spory łyk kawy.
- Rozmawiałam z Ramirezem gdy byliśmy u Lady Winter. Poruszył temat kapsuł, ale zadał mi też to samo pytanie co ty teraz. - Astropatka dopiła kawę i odstawiła pustą filiżankę. - Co do pierwszej kwestii myślę, że na pewno warto by było zmienić jej kapsułę, choć uprzedzam, że nie oznacza to iż przeżyje kolejny lot przez osnowę. Ramirez wspomniał, że jest słaba.

- Co do drugiej kwestii… mogę. Szczególnie teraz gdy opuściliśmy osnowę i ja wróciłam do sił. Pytanie jednak… czy na pewno tego chcecie. - Pozbawione źrenic oczy Bel skierowały się w stronę pierwszej. - Bo co jeśli jej umysł jest martwy? Jest to wielkie zagrożenie dla mnie, może w niej tkwić ślad ataku psionicznego, na który się otworzę. Tylko nie wiem czego pragniecie się dowiedzieć od lady Winter. Czy akceptuje wasze poczynania? Zapewne nie. Co sądzi o tobie jako o siostrze?

Archmilitantka spojrzała z niepokojem na Bel.
- Jeżeli jest to dla ciebie zagrożenie, to nie zamierzam cię o to więcej prosić. Myślałam, że może w ten sposób moglibyśmy się dowiedzieć więcej o jej stanie, ale nie chcę ryzykować twojego zdrowia i bezpieczeństwa, czy nawet życia.

- To mój obowiązek i go wypełnię. Poprosiłam Ramireza by mi towarzyszył… na ile uszkodzone będzie moje ciało on mi pomoże. - Bel dolała sobie kawy do filiżanki. - Tylko cóż więcej o jej stanie chcielibyśmy wiedzieć? Czy jest świadoma? Jeśli nie, to co uczynimy?

Amelia westchnęła cicho.
- Widzę, że już podjęłaś decyzję. Czy ja również mogę być wtedy przy tobie? - Zamieszała łyżeczką w budyniu. I uniosła na astropatkę smutne oczy. - Chciałabym wiedzieć czy jej mózg nie jest martwy. Jeżeli nawiązałabyś z nią kontakt, może dowiedzielibyśmy się, co jej zrobił psionik. Szczerze mówiąc czuję się bezradna. Nie wiem jak ją wyleczyć. Zaczynam wątpić, czy to w ogóle możliwe…

- Amelio… czy chcesz znać tu moją opinię? Obawiam się, że nie jest ona… optymistyczna. - Belitta sięgnęła po przeznaczony dla siebie budyń i zamieszała go łyżeczką. Pachniał przyjemnie i wielce się cieszyła, że nie ma już od takich aromatów mdłości.

Pierwsza przytaknęła.
- Chcę. Zdaje sobie sprawę, że ja nie jestem obiektywna. Że moje uczucia, pragnienie uzdrowienia siostry, nadzieja na jej obudzenie, może nie pokrywać się z rzeczywistością.

- Nie widzę takich szans. Nawet jeśli jest świadoma, to atak który w nią uderzył był potężny. Zabił człowieka o stalowej woli… Ahaliona. To miało ją unicestwić. - Bel spokojnie mieszała budyń napawając się jego zapachem. - Może Ramirez widzi jakąś możliwość, może w jego zrobotyzowany świecie jest coś co może połączyć umysł oderwany od ciała. Bo to według mnie tu się stało.

- Ja… porozmawiam z Ramirezem. Cała ta sytuacja, to najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu. Chciałabym omówić to na zebraniu z resztą oficerów. Nie możemy dłużej trwać w tym marazmie, oszukiwać załogę…

Bel przechyliła nieco głowę obserwując Amelię z zaciekawieniem.
- Amelio… załoga… w tym też ja. To tylko przedmioty. Środki mające służyć do wykonania większego celu. Twoim celem, dla naszego dobra i ku naszej chwale powinno być zapewnienie rodowi Coraxów przetrwania. - Astropatka uśmiechnęła się ciepło. - Gdy dowodziła nami Lady Winter nigdy nie byłam w jej komnatach. Dostawałam rozkaz i nikogo nie interesowało, czy przeżyję jego wypełnienie. Ty też nie kłopocz się tym. Załoga przyjmie to co im powiesz, gdy im to powiesz, a teraz jesteśmy w obcej galaktyce, z chaosem u celu naszej wędrówki, kapitanem Roche na ogonie i uszkodzonym statkiem. Musimy zrobić wszystko co w naszej mocy by przeżyć, a potem martwić się będziemy co czynić dalej.

- Szanuję twoje zdanie Bel, ale się z nim nie zgadzam. Ludzie to nie są przedmioty. To nie są narzędzia, które można wyrzucić, kiedy się zepsują. Nie ważne czy jest to szeregowy załogant, żołnierz, oficer, czy arystokrata. Każdy człowiek ma wartość. Każdego z was chcę chronić i pragnienie to nie koliduje z moimi staraniami, by Ród Corax przetrwał. Zamierzam zrobić wszystko co w mojej mocy byśmy wyszli z tej misji cało. Wiem, że możemy ponieść ofiary. Zbyt wiele śmierci widziałam i doświadczyłam w życiu, by idealistycznej zakładać, że jestem w stanie wszystkich uratować. Ale właśnie dlatego cenię każdego członka załogi. Każdego dnia ci wszyscy ludzie pracują na chwałę Imperatorowi i rodowi Corax. Narażają swoje życia. To zasługuje na mój szacunek. - Spojrzała na astropatkę z ciepłym uśmiechem. - Ja nie jestem Winter i nigdy nie będę. Inne doświadczenia mnie ukształtowały.

- Ja tylko radzę. Ostateczna decyzja zawsze będzie zależeć od ciebie. - Bel zjadła pierwszego kęsa. - Bardzo dobre.

Amelia nie dała się zbić z tropu nagłą zmianą tematu.
- To nie jest takie proste. W obecnej sytuacji lecimy bez Lady Kapitan, czy raczej jest ona niezdolna do pełnienia swojej roli i jak obydwie podejrzewamy, prawdopodobnie nigdy nie będzie. Ja nie mogę podejmować decyzji, nie sama, a każde moje działanie, może sprowokować bunt. Nie mam pojęcia jaką reakcję wywoła ujawnienie stanu Lady Winter, albo istnienie drugiej córki Gunara. Zapewne pan Barca lepiej by lawirował w tej całej gmatwaninie. Odnoszę jednak wrażenie, że jest mi nieprzychylny. Chcę z nim porozmawiać, ale przyznam, że nie potrafię zrozumieć tego człowieka. Ty go znasz lepiej, dlatego chciałam się ciebie poradzić, jak do niego dotrzeć. - Również nabrała pełną łyżkę budyniu. - Cieszę się, że ci smakuje.

- Wierzę, że takie wyznanie jest konieczne… ale uważam że to zły moment. Załoga właśnie straciła arcykapłana… potrzebują stabilności. - Bel jadła powoli budyń, zerkając czasem na Amelię. - A pan Barca… też jest dla mnie sekretem. Obawiam się bo ma wielką słabość do swej kochanki, która nota bene zniknęła nam z oczu podczas lotu przez osłonę. Słabość ta jest tak wielka, że może uczynić głupotę… a to bardzo niebezpieczne przy jego pozycji.

- Kiedy tak o tym mówisz, to faktycznie nie widziałam Dalii w zasadzie przez całą podróż przez osnowę. To zastanawiające. - Zamyśliła się na chwilę. - Co do ujawniania złych wieści. to moment jest faktycznie nienajlepszy. Przede wszystkim potrzebujemy przewodnika duchowego, musimy wyznaczyć następcę Ahaliona. Załoga go potrzebuje. Natomiast nie jesteśmy w stanie dłużej ukrywać stanu Winter. ludzie zastanawiają się, czemu od miesięcy jej nie widzą, a teraz nie mamy już wymówki, że czuwa przy wielebnym Ahalionie.

- Zawsze możesz się pod nią podszyć. - Bel westchnęła i odstawiła pustą miseczkę. - Pamiętaj, że przeciętny członek załogi nie widywał Lady Winter. To nie jest tak dotkliwe dla nich jak dla ludzi na mostku.

De Vries pokręciła przecząco głową.
- Nie zbuduję zaufania załogi na oszustwie i kłamstwie. Poza tym ludzie widzieli Winter na wielu przekazach filmowych, choćby z wypraw czy jej przemów. Duchowni i pielgrzymi również ją widzieli. Mogliśmy nabrać Aspyce, która mojej siostry nigdy nie widziała, nie zmylimy załogantów, którzy odnoszą się do Winter z uwielbieniem. I choć najchętniej powiedziałabym prawdę, mam świadomość, że nie są na nią gotowi. W tej sprawie, będę musiała zaufać panu Christo.

- Amelio… czy ty naprawdę chcesz ze mną rozmawiać czy przyszłaś tu jedynie przedstawić swój pomysł na to co jest ważne dla załogi? - Bel dolała sobie kawy. Jej spojrzenie było skupione na czarnym płynie. - Mówię do ciebie jako zwykły szary członek tej załogi, jako osoba która do ataku na Lady Winter prawie nie bywała na mostku. Nie wiedziałam nigdy dokładnie jak Lady Corax wygląda. Nie interesowało mnie co dzieje się na mostku. Miałam tu konkretne zadanie i jeśli Pan Barca przekazał mi że Lady Winter nie chce ze mną rozmawiać, nie chce być widziana, to tak to rozumiałam. Nie interesowało mnie czy w tym czasie pije z kimś kawę, czy też jest rzeczywiście chora. Dla mnie liczyło się zadanie, tak jak większości załogi tego statku. Z uwielbieniem zawsze odnosiliśmy się do rodu Corax, którego akurat przedstawicielem była Lady Winter, ale wątpię by ktoś poza jej strażą był w nią wpatrzony. - Bel westchnęła. - Masz rację… porozmawiaj z Christo, on doskonale wie jak zarządzać ludźmi.

Amelia przekrzywiła głowę i spojrzała z konsternacją na Bel. Milczała przez dłuższą chwilę. W końcu odezwała się.
- Masz rację. Przenoszę swoje wyobrażenia, które nie mają nic wspólnego ze stanem rzeczywistym. Przyszłam tu poznać twoje zdanie i zasięgnąć rady, a zamiast słuchać, gadam. - Uśmiechnęła się przepraszająco do astropatki. - Dlatego lubię z tobą rozmawiać. Twoje słowa często pomagają mi spojrzeć trzeźwo na sytuację. Nawet jeżeli jest to czasem bolesny cios między oczy. Będę musiała to wszystko przemyśleć, zanim pójdę do pana Barcy. - Uniosła kubek w górę, grzejąc od niego dłonie i upiła powoli kolejny łyk.

- Cieszę się… choć obawiam się, że nie jestem odpowiednią osobą by doradzać pierwszej. - Bel uśmiechnęła się delikatnie do Amelii.

Pani Komandor pokręciła przecząco głową.
- Jesteś szczera i mówisz to co myślisz. Nawet jeżeli nie jest to co chciałbym usłyszeć. Dzięki temu mam szerszą perspektywę. Masz też doświadczenie w sferach dla mnie niedostępnych. Bardzo cenię sobie twoje zdanie. Zmusza mnie często do refleksji. - Uśmiechnęła się do Bel ciepło. - Cieszę się, że mogę z tobą rozmawiać. Pomogłaś mi już nie raz. Przywołałaś do porządku, kiedy dałam się zbytnio ponieść emocjom. Uważam cię za moją przyjaciółkę.

- Mam więc prośbę… pozwól mi samotnie połączyć się z Winter. - Astropatka odstawiła pustą filiżankę. - Nie zabronię ci się tam pojawić, nie jest to w mojej mocy, lecz czuję że im mniej osób będzie obok tym lepiej.

- Dobrze, jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej. Nie chcę by moja obecność przeszkodziła, albo naraziła cię bardziej. Ufam, że wiesz co robisz, a Ramirez zadba o ciebie odpowiednio. - W głosie Amelii, Bel mogła wyczuć, że te słowa nie przyszły jej łatwo.

- Obawiam się twych emocji. Zbyt łatwo wychodzą one na światło. - Bel wyciągnęła dłoń i ułożyła ją na ręce pierwszej. - Pamiętaj… cokolwiek się stanie, taka była wola Imperatora.

Pierwsza ujęła dłoń Bellitty w swoje.
- Zdarzenia ostatnich miesięcy, wyprowadziły mnie z równowagi. Strata ojca, potem atak na Winter, teraz śmierć Ahaliona. Pozwoliłam sobie na zbyt wiele targających mną emocji, które są zagrożeniem dla nas wszystkich. Muszę wrócić do równowagi, kiedyś pomagały mi medytacje, zamierzam do nich wrócić. Być może następca Ahaliona będzie mógł mi pomóc. - Zamilkła na chwilę. - Tak… wola Imperatora. - Powtórzyła za astropatką cicho.

- Planuję spróbować za dwa dni, wcześniej muszę spróbować uzyskać jeszcze inne informacje na wypadek… gdyby mi się nie powiodło z Lady Corax. Jeśli zawołasz naradę… przedstawię swą wróżbę. - Bel powróciła do początku ich rozmowy.

- Zaraz się tym zajmę. - Amelia skinęła potwierdzająco głową. - Uprzedzę pozostałych oficerów i poproszę o spotkanie jutro, po południu. Czy ta pora będzie odpowiednia?

- Tak. Ja… nie mam wymagań co do pory, tylko według mnie nie należy z tym zwlekać. - Bel poklepała drugą ręką dłonie Amelii nim je wycofała i złożyła na podołku.

- Również nie chcę z tym zwlekać, ale wcześniej muszę ogarnąć sprawy na mostku i porozmawiać z panem Christo. - Spojrzała na Bel z troską. - Powinnaś odpocząć. - Podniosła się z miejsca. - Pójdę już. Dziękuję za kawę i za rozmowę. Dobrej nocy Bel. - Uśmiechnęła się jeszcze raz do astropatki i opuściła jej kwatery.

Bel zamknęła drzwi za pierwszą i spojrzała na pozostawione miseczki. Cóż… przyjdzie jej je odnieść.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 27-11-2020 o 12:56.
Lua Nova jest offline