Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2020, 18:22   #231
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
23 Maius 816.M41, mostek Błysku

Chociaż mostek okrętu nie był naturalnym środowiskiem seneszala, Barca lubił przychodzić w to miejsce jako obserwator. Serce Błysku wypełniała atmosfera profesjonalizmu ucieleśniana przez doskonale wytrenowaną kadrę oficerską, będąca balsamem kojącym skołatane nerwy dygnitarza. Zwięzłe komunikaty radiowe, pomruk i popiskiwanie aparatury, chrapliwe monosylaby wypowiadane przez serwitorów, poświata hologramów. Wszystko bez mała, co działo się w tym miejscu miało swoje przełożenie na całą resztę okrętowego mikroświata.

- Jakiś progres w identyfikacji? - spytał Christo zatrzymując się przy konsolecie Nadsternika.

- Żadnego śladu Dumy Sameteru ani stacji orbitalnej - odpowiedział Tytus - Zaczynam rozważać opcję jej upadku w atmosferę Grace, chociaż wciąż dzieli nas zbyt duża odległość od planety, aby móc to potwierdzić. Jakieś wyniki analizy tych radiowych próśb o pomoc?

- Sprawiają wrażenie autentycznych, aczkolwiek to rzeczywiście zapętlone emisje kilkunastu różnych wersji. Moi ludzie nie potrafią określić ich datowania, więc być może transpondery nadają je nawet od dziesięciu lat, a sami nadawcy już dawno nie żyją.

- Nawet jeśli, same transpondery wciąż muszą mieć aktywne zasilanie - zauważył Nadsternik przekręcając swój obrotowy fotel i przenosząc spojrzenie na seneszala - Jednak dobrze, że pana widzę. Czy mogę prosić na słowo?

Tytus powstał z fotela i zapraszającym gestem wskazał na drzwi prowadzące na salę narad przy mostku.

Seneszal podążył za Garlikiem z pozornie obojętną miną, chłodnym okiem wodząc po skupionej na instrumentach obsadzie mostka.

Nadsternik zamknął drzwi za rozmówcą i wskazując na jeden z foteli sam usiadł na drugim naprzeciwko. Jego postawa była dosyć rozluźniona.

- Chciałbym podkreślić, że to o czym chcę rozmawiać jest dosyć delikatne, nawet ja zdaje sobie z tego sprawę. Są to rzeczy, których nie znam… przynajmniej od tej strony. Za to Pan, Panie Barca, jest w nich ekspertem.

Christo usiadł w jednym z wolnych fotelu unosząc w wyrazie zainteresowania brwi i czekając niemo na dalsze słowa Tytusa.

Pilot uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową.

- Proszę, się nie obawiać, nie będę bawił się w ciuciubabki - ciągnął rozbawiony głosem - zwłaszcza, że obaj wiemy, że bym w nie przegrał. - już poważniejszym tonem dodał - Chodzi mi o stan załogi. Jakie widzi Pan prognozy? Na czym stoimy?

- Jeśli mam być szczery, przemowa nadana przez pierwszą oficer wywołała mieszane emocje - odpowiedział Christo splatając dłonie palcami - Wśród szeregowej załogi oraz oddziałów wojskowych panuje podniosła atmosfera, ponieważ te środowiska bardzo sprzyjają Arcymilitantce, zarówno jako dowódcy jak i charyzmatycznej postaci. Jednakże wielu przyjęło jej słowa z niechęcią lub dezaprobatą, zwłaszcza wysocy rangą dygnitarze. Zwrócił pan uwagę, że ona ani razu nie wspomniała w tej przemowie o Winter? Położyła nacisk tylko i wyłącznie na swojej osobie. Uważam to za błąd, który się na nas szybko zemści.

Tytus pokiwał głową z aprobatą. Christo było dużo lepszy w tych sprawach od niego. Szkoda, że nie został przy komponowaniu przemowy.

- Są ludzie, którzy coraz częściej zadają sobie pytanie o niekończącą się absencję lady Corax - ciągnął dalej seneszal - Dopiero poniewczasie uświadomiłem sobie, że być może lepszym pomysłem było spreparowanie kolejnej radiowej przemowy Winter w oparciu o syntetyzację dźwięku, ale teraz już za późno na zatarcie tego złego wrażenia. Co gorsza, musimy jako zaufana koteria podjąć jak najszybciej decyzję w sprawie upowszechnienia wieści o śmierci świątobliwego Ahalliona. Pokładowy kler nie bez powodu uważa go za postać ważniejszą nawet od lady Winter. Mijają miesiące, od kiedy wyżsi klerycy mieli go sposobność widzieć na własne oczy. Kler Błysku to licząca się społeczność, mająca duży wpływ na całą załogę. Mam wrażenie, że lada chwila prześpimy krytyczny punkt również w tej kwestii. Musimy przedyskutować kandydaturę nowego arcykapłana i musimy ją skonsultować z byłymi sekretarzami jego świątobliwości, a potem przekazać oficjalnie informację o zgonie Ahalliona. Podejrzliwość kapłanów wzrasta z każdym dniem i nie jestem już w stanie zagwarantować tego, że nie zwrócą się przeciwko nam w zdecydowany sposób domagając się spotkania z chorą jego świątobliwością.

Tytus trwał przez chwilę w bezruchu trawiąc te informacje. Nie wiedział wiele o kastach na okręcie, miał dobre relacje z załogą, lecz nie były one tak analityczne, jak te podane przez Barcę. Potwierdziły jednak jego obawy.

- Śmierć jego świątobliwości jest tragiczna, niestety także na płaszczyźnie na jakiej wymieniłeś. Osobiście skłaniałbym się do jak najszybszego rozwiązania tego, choć przyznam, że wstrzymałbym się chociaż do rejsu powrotnego z Grace. Potencjalny sukces może złagodzić ten cios. Decyzja jednak należy do wszystkich. Czy w ogóle mamy tyle czasu?

- Obawiam się, że mamy bardzo mało czasu - kiwnął głową seneszal - Nawet jeśli zdecydujemy się utajnić wieści o losie Ahalliona i WInter do czasu powrotu do Przyczółka, musimy przygotować plan awaryjny. To następne dwa, może trzy miesiące zwłoki. W najgorszym przypadku osoby spoza naszego grona nie będą miały żadnego kontaktu z Winter przez pół roku. Wydaje mi się niemożliwe utrzymanie takiego stanu rzeczy przez tyle miesięcy w tajemnicy. Niektórzy już zaczynają snuć niepokojące hipotezy. Moja propozycja jest taka, by wezwać na utajnione spotkanie najwyższych rangą kleryków Błysku i skonfrontować ich z rzeczywistością. Kiedy przyjmą to do wiadomości, przygotujemy i wdrożymy w życie procedurę przejęcia urzędu przez nowego arcykapłana. Niezależnie od tego, musimy przedyskutować i uruchomić proces informowania załogi o stanie faktycznym Winter, zanim ktoś dostatecznie bystry uzyska dość posłuchu wśród niższej rangą kadry, aby oskarżyć nas o przejęcie Glejtu.

Christo urwał na chwilę, po czym podjął swój wywód spoglądając prosto w oczy Nadsternika.

- Cieszę się z tej niespodziewanej okazji do poruszenia tematu, który od dłuższego czasu leżał mi na sercu, panie Garlik - Nie ukrywam, że początkowo sam byłem gorącym orędownikiem utrzymania wiedzy o stanie zdrowia lady Corax w tajemnicy, ale kończy nam się luksus dostępnego czasu. Śmierć świątobliwego Ahalliona ogromnie wszystko skomplikowała. Czy mogę jeszcze odpowiedzieć na jakieś pana pytania? Jeśli nie, wrócę do siebie, by rozpocząć przygotowania pewnych propozycji.

- Jest jeszcze jedna… sprawa - nadsternik powiedział z ostrożnością - Śmierć misjonarza zmusza nas do przygotowania się do jeszcze jednego scenariusza: zgonu lady Winter. - Tytus podniósł ręce przepraszającym gestem - Proszę sobie niczego nie myśleć. Byłbym niezmiernie szczęśliwy gdyby lady Corax przebudziła się i mogła nami przewodzić. Naprawdę. Jednak po tylu latach przewidywanie wszystkich scenariuszy, które, po śmierci jego świątobliwości, stały się dużo bardziej prawdopodobne, jest koniecznością. Jakie ma Pan przypuszczenia co do przebiegu takiego biegu wypadków?

- Jest to alternatywa tak przerażająca, że wolałbym w obecnej chwili nie formułować żadnych scenariuszy tyczących się tego wątku - Barca złożył dłonie w geście Orła - Wielu członków załogi jeszcze się nie otrząsnęło do końca po tragicznym odejściu Gunara. Utrata Winter po tak krótkim okresie sprawowania urzędu mogłaby doprowadzić do głębokiego wrzenia emocjonalnego, zwłaszcza wśród niewykształconej szeregowej załogi. Wie pan sam jak bardzo przesądni potrafią być nasi podkomendni. Przy takim obrocie spraw mogliby pomyśleć, że ród padł ofiarą klątwy bądź sprawiedliwego gniewu samego Imperatora. Myślę, że powinniśmy zanosić gorliwe modły o rychły powrót Winter do zdrowia, w przeciwnym bowiem razie czeka nas bardzo mroczna i nieprzewidywalna przyszłość.

Tytus przewrócił oczami z frustracją. Poprawił się w fotelu.

- No tak… co nie znaczy, że powinniśmy się zwyczajnie pozwolić na taki obrót spraw… Będę mówił otwarcie, panie Barca. Ewidentnie odczuwamy brak zarówno misjonarza jak i kapitana. Oba te problemy zaczynają nas przytłaczać. Tak jak proponujesz to, aby problem braku misjonarza naprawić wybraniem nowego, najbardziej kompetentnego następcy… i uważam, że proponowane przez ciebie rozwiązanie jest naprawdę dobre... tak ja myślę, że jesteśmy zmuszeni już rozważać dalsze tragedie i ich rozwiązania. Gasimy jeden pożar kiedy już osiągnął temperaturę krytyczną. Ja chciałbym byśmy spróbowali przygotować się na kolejny. Błysk Cieni musi mieć kapitana, choćby prowizorycznego.

- Uważam, że arcymilitantka doskonale sprawdzi się w tej roli, chociaż brakuje jej doświadczenia przynależnego dowódcy kosmicznego okrętu. Walka dystansowa z użyciem makrobaterii i laserów dalekiego zasięgu to jednak coś innego niż pojedynek na łańcuchowe miecze, ale pociesza mnie fakt, że pan jest wyśmienitym specjalistą w temacie tych zagadnień - oznajmił seneszal - W duecie jesteście zdolni sprostać wszystkim wyzwaniom właściwym kapitanowi. Co więcej, pomimo wspomnianych niedociągnięć w ostatniej przemowie pani de Vries cieszy się szacunkiem i lojalnością tych, na których poparciu najbardziej nam w tej chwili powinno zależeć, wojskowych. Zarówno członków oddziałów bezpieczeństwa jak i marynarzy.

Nim Garlik zdążył wyrazić własną opinię na temat zdania Barcy, Christo podniósł w wymownym geście dłoń.

- Kompetentny kapitan pokroju pani de Vries pozwoli nam działać w zdecydowany i sprawny sposób, ale nadal nie rozwiąże problemu długoterminowo. Nie zwróci nam Winter, a do tego musimy dążyć… przynajmniej, dopóki wciąż żyje.

Nadsternik pokiwał głową potwierdzając.

- Tak, Lady Corax i jej stan jest naszym najwyższym priorytetem, ale problemy okrętu też są istotne. Musimy o niego zadbać do czasu, aż się przebudzi. - głos Tytusa nie wyrażał jednak większej nadziei na ten scenariusz, nie po śmierci Ahaliona - Dobrze… obaj rozumiemy jak ważne jest, by pani komandor była dobrze przyjęta przez załogę, przynajmniej na czas nieobecności Lady Winter. To kupi nam więcej czasu. Dlatego chcę Pana, Panie Barca, namówić do wsparcia jej w tym działaniu. Rozmawiałem już z nią na ten temat, jest… zdecydowana, aczkolwiek posiada skrupuły oraz uczciwość… rzeczy bardzo chwalebne, na pewno będą podziwiane przez załogę… jednak niefortunne w tej sytuacji. Od tego jednak są działania zakulisowe. Na załogę jednak trzeba wpłynąć, zmanipulować ją, by odpowiednio przyjęła taką … nie oszukujmy się, regencję. Wiem, że Pan posiada tego typu zdolności. Sposoby, by nieunikniona wieść o stanie lady Winter, jak już zostanie ogłoszona, została złagodzona przez już zakorzenioną wiarę w obecną pierwszą figurę. Myślę, że amunicja ku temu jest, nieprawdaż?

Barca skinął z aprobatą głową, splótł dłonie palcami przywołując na oblicze wyraz głębokiej zadumy.

-Potencjał zawsze się znajdzie, panie Garlik - odrzekł - Aczkolwiek wystrzegałbym się słowa manipulacja, osobiście za nim nie przepadam, ma pejoratywny wydźwięk. Motywacja brzmi znacznie lepiej. Zastanawiałem się już wcześniej nad odpowiednimi krokami mogącymi złagodzić szok poddanych Winter i mam kilka pomysłów, ale ponieważ są jeszcze we wstępnej fazie, pozwolę je sobie zachować na później. Może pan na mnie liczyć w tej kwestii.

- Dobrze. Najważniejsze, by to spoczywało w kompetentnych rękach. Amelia wywodzi się z tego okrętu, więc sądzę, że odpowiednio starsza część załogi ją rozpoznaje, to zawsze dobrze działa na ludzi, gdy mają “swojego”. Wystarczyłoby takich ludzi znaleźć i odpowiednio pobudzić. Oprócz tego można wykorzystać jej zdjęcia z resztą rodu Corax, to także daje dobry wydźwięk. Jak przekonać duchowieństwo jednak… to szczerze mówiąc nawet nie chcę wiedzieć. Musimy jednak mieć pewność, że wieść o stanie lady Winter będzie poprzedzona odpowiednimi przygotowaniami. Dziękuje, że się Pan już tym zajmuje.

Tytus nie czekając na odpowiedź wstał i bezceremonialnie opuścił salę.

 

Ostatnio edytowane przez Joer : 27-11-2020 o 11:23.
Joer jest offline  
Stary 23-11-2020, 08:09   #232
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post pisany z Joer i MG

Maius 816.M41

Tytus Garlik, nadsternik Błysku Cieni spoglądał na regały obsadzone niezrozumiałymi dla niego sprzętami i książkami. Po szczerości, spodziewał się, że kwatery Mistrzyni Chóru będą kompletnie odmienne od tego do czego przywykł. Choć może nie spodziewał się, co miał nadzieje. Wedle jego wiedzy, ci co władali mocami psionicznymi byli równie odlegli zwykłym ludziom co kapłani maszyny. Dlatego przyznał przed sobą, że jest trochę rozczarowany, że pokój ten nie wypełnia mgła i półmrok, a w powietrzu nie unoszą się przedziwne artefakty.

Poprawił mundur oraz zmienił uchwyt na drewnianym pudełku, które trzymał w dłoniach. Tak naprawdę nie znał Belitty ani trochę. Nie przerażała go, to nie tak, że nie doceniał potęgi psioników, ale zwyczajnie za wiele rzeczy mogłoby go zabić z łatwością w każdej chwili, by obawiać się akurat tego. Zresztą to on zainicjował to spotkanie.

Czekał na rozmówczynię cierpliwie, choć wewnętrznie cały czas zastanawiał się jak przedstawić swoją prośbę.

- Wybacz, że kazałam ci czekać. - Bellita weszła do gabinetu, a przez uchylone drzwi nadsternik mógł dostrzec, że obok musiały się znajdować prywatne komnaty starszej chóru. Zamknęła je za sobą i wskazała jeden z foteli. - Co cię sprowadza w me skromne progi? Życzysz sobie coś ciepłego do picia?

- Dziękuję, nie chcę zajmować tyle czasu. - odpowiedział Garlik siadając z rozmówczynią - myślę, że sprawa z którą przyszedłem jest krótka…. ale gdzie moje maniery. Proszę. - nadsternik podał drewniane pudełko - To wino. Laevrańskie, z zaginionego transportu w okolicach układu Charros. Po szczerości nie mam pojęcia czy pijesz, ale jest ewentualnie dobrym prezentem dla każdego innego.

- Zdarza mi się napić gdy jestem w bezpiecznej przystani. - Bel przyjęła prezent nieco zaskoczona acz podziękowała dygnięciem nim zajęła miejsce. - A cóż to za krótka sprawa sprowadziła cię do sektora chóru?

- Hmm, mam parę pytań oraz prośbę. - Tytus powiedział starając się zachować nonszalancki ton - Jeśli pozwolisz, mistrzyni, zacznę od pytań. Proszę je traktować jako przejaw mojej niewiedzy. Naprawdę nic nie wiem z tej dziedziny.

Tytus zauważalnie stężał zastanawiając się przed kolejnymi słowami.
- Niewiele wiem o mocach psionicznych, jednak ostatnio byłem zmuszony włączyć je do układanki. - jego głos był bardzo fachowy i pozbawiony emocji tym razem - Potrzebuje jednak więcej danych. Wiem już, że moce psioniczne są w stanie porazić czyjś umysł, wiem też, że są w stanie połączyć myśli paru ludzi. Czy istnieje możliwość, by istniała odmiana… technika… brakuje mi słownika pojęć w tej materii… sposób, by przejąć umysł lub wymusić na nim działanie?

- Istnieje. - Bel przytaknęła ruchem głowy. - Niektórzy psionicy, potrafią zasiać w umysłach innych strach, inni przejąć nad nimi kontrolę, jeszcze inni z pomocą myśli podnosić przedmioty. - Astropatka odpowiadała spokojnie przyglądając się nadsternikowi swoimi dziwnymi, pozbawionymi źrenic i tęczówki, oczami.

- To potwierdza moje przewidywania. - Tytus powiedział z wyraźną ulgą - Moim celem nie jest bycie tajemniczym, już wyjaśniam. Analizowałem ostatnio przebieg naszej podróży. Podczas incydentu - Tytus podkreślił to słowo tak, by zaznaczyć, że zależy mu na tym, by nie rozmawiać o jego szczegółach w niechronionym pomieszczeniu - w port Wander Błysk Cieni był na kursie kolizyjnym z Czarną Różą, która to pełną naprzód ruszyła na nas z zaskoczenia. Biorąc pod uwagę inne wydarzenia, zakładam, że są to połączone incydenty. Wiemy, że psionik lub psionicy, którzy nas wtedy zaatakowali nie należą do lichych. Czarna Róża wykonała manewr czysto samobójczy. Czy skoro udało im się zaatakować nasz okręt czy jednocześnie mogli dokonać tego samego z innym? Czy moce psioniczne wykluczają się lub nie mogą być używane naraz?

- To trudne pytanie… i obawiam się, że mogę odpowiedzieć jedynie… to zależy. - Belitta zamyśliła się na chwilę, odstawiając trzymane dotychczas pudełko na stolik. - Są moce.. które mogą być powiązane. Astropaci.. tacy jak ja mogliby wykonać podobny atak, nawet nie będąc w pobliżu Port Wander. Na pewno psionicy mogą wykonać więcej niż jeden atak, to zależy od ich siły. Co gorsza atak na Lady WInter i Ahaliona mógł być atakiem pojedynczego psionika.

Tytus zamyślił się na chwilę, widać było w jego oczach, że nie patrzy na rozmówczynie.
- Dobrze, rozumiem, że jest to dziedzina nieścisła i nie ma wyraźnych specyfikacji… Przyglądając się manewrowi Róży, nie byłem w stanie wyjaśnić tego co zrobili w sposób logiczny. Gdyby ich atak był celowy i świadomy, nawet zakładając, że załoga gotowa jest na śmierć dla ich misji, to istniało przynajmniej 58 lepszych wektorów podejścia, z tego 14, które gwarantowałyby im sukces. Eliminując czystą niekompetencję lub straszliwy błąd systemu zostaje mi tylko wniosek, że na załodze został wykonany atak psioniczny, który wymusił na nich takie działanie. - Tytus Garlik był pochłonięty w swoim świecie, można było odczuć, że jego monolog nie zakłada, że dalej w pokoju jest jego rozmówczyni. Potwierdziłaś, mistrzyni, że taki atak jest możliwy. Idąc, więc dalej. Patrząc po manewrze jaki wykonali, minimum załogi, która musiałaby być pod takim atakiem to dwie istoty. Musiałby to być Wizjoner Silnika, który odciąłby sterowanie i dał pełny ciąg za pomocą swoich umiejętności wpływania na Ducha Maszyny albo nadsternik Czarnej Róży.

- I tu jest niewielki problem… jeden psionik może zapanować tylko nad jedną osobą. Może tylko coś jej zasugerować, może przejąć nad nią całkowitą kontrolę i wejść w jej ciało… ale tylko jedną. Ile osób trzeba by przejąć by wykonać taki manewr? - Bel spojrzała na nadsternika z zaciekawieniem.

Tytus spojrzał śmiertelnie poważnie na rozmówczynię. Nie był to typowy wyraz twarzy dla niego.
- Jedną… jedną z dwóch. Albo wizjonera silnika… albo nadsternika. Są to jedyne dwie osoby z dostatecznymi uprawnieniami, aby zrealizować dowolny manewr okrętu nim zostaną powstrzymani przez współzałogantów. Jest to zaledwie parę przycisków, które wprowadzą komendę i odetną uprawnienia dla całego mostka.

- Więc masz rację, ten manewr mógł być efektem działania psionika. - Bel potwierdziła przypuszczenia mężczyzny, przytakując przy okazji głową.

- Dochodzimy, więc do głównego powodu mojej wizyty. - Tytus oparł się ciężko w fotelu - Jestem jedną z tych dwóch osób. O Techeminencję się nie martwię, kapłani maszyny pozbyli się ludzkich słabości dążąc do perfekcji, ich umysły są wyższym stadium rozwoju tak jak ich ciała, wiem o tym doskonale. Jednak ja nie zostałem wyposażony w nic, co mogłoby zadziałać w takim przypadku. Jestem słabym ogniwem tego okrętu w przypadku ataku psionicznego. Jeśli ktoś chciałby uderzyć w ród Corax używając tych samych metod wystarczy, że poczeka, aż będziemy w odpowiedniej pozycji. Wiemy też, że przeciwnik posiada tej klasy psioników, musimy przynajmniej tak założyć. Ty, Pani, władasz mocami wpływającymi na umysł, prawda? Przynajmniej tak telepatia, jest z tej dziedziny, prawda?

- Och.. tyle przemyśleń. Czy jesteś pewien, że nie chcesz nic ciepłego? - Bel podniosła się i podeszła do niewielkiego aneksu, znajdującego się chyba we wszystkich kajutach wyższych rangą członków załogi i zabrała się za przyrządzanie kawy. - Co do kapłanów maszyny… mylisz się. Co do bycia słabym ogniwem… jesteś nim tak samo jak każdy członek tej załogi, nawet nade mną w chwili osłabienia przejąć można kontrolę. - Choć nadsternik o to nie prosił, astropatka zalała kawę w czajniczku i przyniosła na stolik dwie filiżanki, dzbanek i cukiernicę. - Władam takimi mocami, choć.. nie jest to ma domena. Zawsze służyłam Coraxom jak osoba nasłuchująca, oczekująca wieści. Mogę swym umysłem sięgnąć bardzo daleko.

Tytus był zbyt przejęty by zwrócić uwagę na swoją filiżankę.
- Nie kwestionuje tego mistrzyni. Przyszedłem z prośbą o pomoc tak naprawdę choć nie mam za bardzo nic zaoferować w zamian. Wspominałaś, mistrzyni, przy okazji tej telepatii, że można stawić jej opór. Czy to samo tyczy się innych mocy? Także tych mocy o których rozmawialiśmy?

Astropatka nalała mu kawy i podsunęła naczynie, po czym . Zastukała w nie delikatnie palcem by zwrócić uwagę nadsternika.
- Obawiam się… że jest to mocno uzależnione od siły umysłu potencjalnej ofiary, jej… wrażliwości na tego typu ataki. - Bel napiła się nieco kawy. - Wolę zawsze można ćwiczyć, oswajać się z takimi atakami. Jednak obawiam się.. że najszybszym rozwiązaniem byłoby wyszkolenie kogoś kto.. by cię sprawdzał.

Tytus chwycił filiżankę i spojrzał w nią. Próbował uspokoić swoje emocje.
- Najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie maksymalizacja szansy sukcesu. Czy możesz opowiedzieć mi o obu tych rozwiązaniach? Treningu oraz wyszkoleniu odpowiedniej osoby? Czy powinienem myśleć o wynajęciu odpowiednie uzdolnionej osoby w najbliższym porcie?

- Możesz poprosić jednego z mych podopiecznych by się tobą zaopiekował. Melchedial jest tu dłużej niż ja… i ma olbrzymie doświadczenie. - Bel uśmiechnęła się ciepło i upiła nieco ciepłego, czarnego napoju. - Co do wyszkolenia… myślę, że najlepiej jesteś w stanie ocenić czyjeś umiejętności jako sternika, ja… mogę sprawdzić jego potencjał.. jego wrażliwość na psioniczny atak.

Tytus wyglądał jakby chciał się zerwać z fotela, lecz powstrzymał się i upił trochę kawy. Brakowało w niej czołowego składnika, aczkolwiek nie spodziewałby się, że Belitta będzie stosowała taki przepis.
- Dziękuję. Wybacz moje… maniery - Garlik uśmiechnął się i rozluźnił w fotelu - Przyznam, że ta sprawa, stała się dla mnie zbyt istotna. Minęło bardzo dużo czasu odkąd ostatni raz… miałem ubytki. Skontaktuje się z Melchedialem i w najbliższym porcie postaram się znaleźć kogoś odpowiedniego. Pomogłaś mi wielce, Mistrzyni.

- Jeśli mogę ci coś jeszcze doradzić… Tak jak Dalia jest.... była..nie widziałam jej ostatnio. - Astropatka zamyśliła się. - Fakt faktem, tak jak Dalia jest słabością Christo, tak każdy ma własną. To… - Zastukała w ofiarowane przez nadsternika pudełko. - Jest wielka słabość.. osłabia wolę. Dlatego ja.. nie spożywam alkoholu dopóty nie czuje się bezpieczna...bardzo bezpieczna.

Tytus uśmiechnął się serdecznie.
- To prawda, nawet bez mocy psionicznych w obrazku słabość woli jest namacalna. - zaśmiał się - Ale zapewniam, podczas wykonywania obowiązków nigdy nie pozwoliłbym sobie na pijaństwo. Co do pozostałych przypadków… cóż. Jeśli ktoś by mnie zaatakował poza służbą to jest to całkowicie akceptowalne. Nie jest to wtedy zagrożenie dla Błysku, tylko dla mnie. Niestety to jest jedyny sposób jaki znam, by zachować zmysły. - Garlik przytaknął sobie głową.

- Mój mistrz… czasem… by pokazać nam naszą słabość, porywał nasze ciała. - Bel zamyśliła się spoglądając w filiżankę z resztką kawy. - Niektórym z nas udawało się wyrwać dopiero gdy chciał nas zmusić byśmy sami dźgnęli się nożem… czasem. - Podniosła wzrok na nadsternika przyglądając mu się uważnie. - Czy jesteś pewien, że gdy nie będziesz na służbie.. gdy ktoś przejmie twe ciało.. czy nie uda się na mostek i nie przejmie dowództwa nad statkiem? Czy ktoś cię powstrzyma, gdy nie będzie to twój dyżur?

Tytus dał się zaskoczyć takiemu scenariuszowi. Zmarszczył brwi zamyślony, próbując zrozumieć taki wypadek.
- Nie… nikt tego nie zrobi. - odpowiedział cicho.

- Czemu potrzebujesz tego by zachować zmysły? - Bel podsumowała swoje pytanie odstawiając na stolik pustą filiżankę.

Tytus spoglądał ze zdziwieniem na rozmówczynię upijając odruchowo kawę. Czuł, że powiedział za dużo i nie rozumiał przyczyny. Może to była kwestia tego, iż wcześniej w rozmowie zaangażował za dużo emocji, może to fakt, że był rozdrażniony na siebie po tym jak ktoś mu wskazał oczywisty scenariusz na jaki nie wpadł, a może przyczynił się do tego specyficzny manieryzm mistrzyni chóru, pewna atmosfera, której nie mógł specyficznie określić.
- To kwestia... przeszłości, starych nawyków oraz pewnego bagażu. Nic co da się zmienić niestety. - postawa Tytusa stała się defensywna, gdy odpowiadał uprzejmym głosem.

- Takie nawyki są zawsze, tylko i wyłącznie kwestią tego co mamy w głowie. - Bel uśmiechnęła się ciepło. - Nie ma przeszłości ponad którą nie można stanąć, bagażów, których nie da się pozostawić w kolejnym porcie, nawyk jednak… przyzwyczajenie… lenistwo.. to wielka trudność, ale i też nasza słabość. Nie jestem tu od tego by zmuszać cię do zaprzestania.. takich nawyków, jeśli jednak rzeczywiście ważne jest dla ciebie dobro statku, powinieneś to rozważyć.

Nadsternik przygarbił się obracając filizankę w dłoniach.
- Rozumiem… to nie tak, że nie próbowałem. - czuł duży dyskomfort kontynuując ten wątek co przebijało się w jego głosie - Ale było to skazane na porażkę. Nie zostałem stworzony idealnym. - uśmiechnął się szeroko zmieniając postawę momentalnie
- Wszelkie wady produktu proszę zgłaszać u producentów. - mężczyzna poruszył się w fotelu odstawiając filiżankę - Myślę jednak, że zająłem Mistrzyni i tak zdecydowanie za dużo czasu. Nie przystoi, by stary żołnierz smęcił za długo użalając się nad sobą… zwłaszcza, gdy żyje jak pączek w maśle.

Bel zaśmiała się cicho.
- Och obawiam się, że masz na tym statku znacząco więcej obowiązków niż ja. Nie będę cię więc zatrzymywać jeśli ta rozmowa jest dla ciebie niekomfortowa. Zdradzę ci jednak trzy ciekawostki. Ja… kiedyś miałąm podobnie, mnie jednak… nie wiem czy to odpowiednie słowo, ale pozwolę sobie go użyć, uzdrowiła inicjacja. - Bel przesunęła przy tym palcem po swej głowie pokrytej misternym tatuażem. - Jeśli kiedykolwiek zechcesz z tym zawalczyć.. najbardziej pomaga rozmowa, im dłużej się o czymś mówi tym powszedniejsze się to dla nas staje.. przyzwyczajamy się. Nie muszę być tym rozmówcą. Trzecia… nikt z nas nie jest idealny, pytanie tylko czy do tego ideału chcemy dążyć.

Tytus wstał z fotela i delikatnie ukłonił się mistrzyni chóru.
- Stamtąd skąd pochodzę niedoskonałość była jednym z największych grzechów. Może… może kiedyś podejmę tę walkę, ale to wymagałoby eksmisji wszystkich trupów z szafy, a niektórzy z nich zawsze byli dobrymi partnerami do kielicha.- Tytus uśmiechnął się szeroko -Przepraszam raz jeszcze… oraz dziękuje za kawę… pomoc… także za rozmowę. Jest, Mistrzyni, naprawdę dobrą rozmówczynią.

Astropatka wstałą z fotela by pożegnać swojego gościa.
- Jeśli chodzi o trupy… polecam luk próżniowy. - Uśmiechnęła się w nieco niepokojący sposób, sugerując jakby regularnie tak pozbywała się zwłok. - Jeśli będziesz miał więcej pytań, zapraszam serdecznie.


Gdy Tytus opuścił jej gabinet Bel odetchnęła. Ta wizyta nieco ją zaskoczyła. Nadsternik nigdy za bardzo nie interesował się ani nią, ani obszarem który się opiekowała. Cóż… od kiedy lady Winter znajduje się w stanie takim jak obecnie… wiele się zmienia. Przetarła zmęczoną twarz spoglądając na swój pokój.

Tak bardzo brakowało teraz na Błysku opiekuna duchowego. Przydałby się on i Christo by wskazać mu kto powinien być w jego życiu najważniejszy i rozegranej emocjonalnej Amelii, której obowiązki mogły ją niebawem przerosnąć i Tytusowi, bo może pomógłby mu odnaleźć siłę.

Przeszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. W ciemnościach zaczęła się rozbierać. Tak.. przewdonik duchowy przydałby się też Ramirezowi. Zbyt wiele przebywa z maszynami, zbyt często patrzy ich oczami. Bel czuła, iż techkapłan jakby.. Staje się maszyną? Jakby zapominając o swych ludzki powinnościach. Co jednak ona jedna mogła uczynić. Z trudem panowała nad tą swoją niewielką trzódką, której emocje wystawiały ją na łatwy łup dla innych astropatów. Naga poskładała starannie swoje ubranie i przeszła na środek pokoju. Bez trudu odnalazła w ciemnościach świecę i leżącą obok talię i ją zapaliła.

Chciała się dowiedzieć gdzie jest Roche i co wie. Czy zauważył, że ktoś podąża jego śladem? Czy też dysponuje astropatami? Czy podejrzewa czego można się spodziewać na planecie do której zmierzali? Odetchnęła ciężko i przesunęła dłonią nad ogniem, czując przyjemne ciepło kontrastujące z ogarniającym ją chłodem. Cicho zaczęła szeptać modlitwę do Imperatora.


Wieszczenie


Temperatura w pomieszczeniu spadła w ułamku chwili, przywołując na ściany cieniutką warstewkę szronu. Serce psioniczki biło szaleńczo próbując tłoczyć w jej ciało jak najwięcej gęstniejącej krwi, a z ust popłynęły obłoczki pary. Symbioza ze zdradliwą mocą Immaterium przejawiała wyjątkowo silny charakter, co Bellittę szczerze zaskoczyło zapowiadając niecodziennie czytelne wieszczenie.

Wieszcząc z kart w materialnym wymiarze, z potwornościami Chaosu odciętymi po przeciwnej stronie Zasłony, Mistrzyni Chóru winna była czuć się znacznie spokojniej i bezpieczniej, ale w tej chwili pokrywająca jej członki gęsia skóra nie miała niczego wspólnego z nadnaturalnym mrozem.

Zupełnie niesłyszalna dla ludzi pozbawionych mentalnego talentu, zmysły Bellity przyćmiewała jakaś niezdefiniowana, ale przerażająco namacalna zgroza. Badając ostrożnie swe otoczenie szóstym zmysłem, mentatka nie potrafiła znaleźć źródła tego silnego dyskomfortu. Morze Dusz w obrębie systemu wydawało się spokojne, jakże dalekie od kipieli rozszalałego kotła – lecz ten pozorny spokój nie przynosił astropatce ukojenia. Coś unosiło się na samym krańcu percepcji Bellity, pozbawione kształtu, całkowicie nieme, ale ustawicznie mącące jej myśli.

Złe przeczucie i aura pogłębiającego się niepokoju.

Próbując dzielić swą uwagę pomiędzy delikatne zawirowania pływów Morza Dusz oraz znajomy kształt kryształowych płytek w zdrętwiałych od zimna dłoniach, Mistrzyni Chóru rozłożyła karty otwierając swój umysł na esencję domeny Chaosu w tej samej chwili, w której w jej myślach zogniskowały się pytania. Słowa Ósmej Kantyczki Zawierzenia płynęły z ust mentatki w monotonnym rytmie wyuczonej na pamięć inkantacji, stanowiąc jedyny dźwięk rozlegający się wśród oszronionych ścian pokoju. Bez względu na żarliwość jej wiary i moc Scalenia Duszy, nigdy nie mogła sobie pozwolić na komfort pewności, że była całkowicie bezpieczna przed zakusami demonów.

Trzy prostokątne płytki psychoaktywnego kryształu pokryły się obrazami w tej samej chwili, a nie w odstępach kilku uderzeń serca jak miewało to miejsce w większości sesji Tarota. Objawiły się na nich obrazy i inskrypcje doskonale widoczne dla zmysłów astropatki, pulsujące przed jej wypalonymi oczami jaskrawymi barwami psionicznegmiałoła.

Wersety Kantyczki urwały się na chwilę zastąpione mimowolnym westchnięciem Mistrzyni, lecz zaraz popłynęły ponownie z jej spierzchniętych ust budując w umyśle kobiety ochronne bariery. Wrażenie odczuwanego przez nią dyskomfortu jeszcze przybrało na sile, w stopniu tak silnym, że musiała się powstrzymać przed odruchowym spojrzeniem za siebie przez ramię w poszukiwaniu źródła tego trawiącego ją niepokoju.

Karty emanowały czystym czytelnym przekazem. Bellitta rzadko miała okazję oglądać równie złożone i bogate w bodźce rozdania, a ich potencjalne znaczenie wywołało w niej ekscytację walczącą zawzięcie o palmę pierwszeństwa z niezrozumiałą grozą.

Pierwsza od lewej zawierała obraz mężczyzny w galowym uniformie Wolnej Floty, z Glejtem w dłoni. Nie było w niej żadnego podobieństwa do kogokolwiek z rodu Coraxów, również Gunara, toteż pochylona nad talią Bel uznała, że jej przekaz tyczył się kapitana Rochy. Aura Excuterii epatowała symboliką odwagi i zdecydowania, lecz wydawała się na pierwszy rzut oka w ogóle nie współgrać z drugą kartą, tą ułożoną pośrodku potrójnego rozdania. Był nią Heretyk, złowieszcza ikona Discordii wręcz przesiąknięta w tym momencie esencją zdrady. Rocha, człowiek dzielny jak na prawdziwego Wolnego Kupca przystało, skonfrontowany z wizją zdrady. Czy został zdradzony czy może zamierzał zdradzić? Jeśli to pierwsze, przez kogo? Przez swoją załogę czy kogoś, kogo zastał na Grace, jeśli faktycznie już dotarł do systemu? Astropatka wiedziała, że środkowa karta zwykła objawiać jej obecny stan rzeczy, ale nie było to wcale żelazną regułą, a instrumenty pomiarowe Błysku wciąż nie zarejestrowały najmniejszego śladu Dumy Sameteru. Przez jej umysł przemknęła niepokojąca myśl, że zdrady mógł się dopuścić jeszcze jeden gracz w tym rozdaniu, ten trzymający w dłoni wszystkie karty. Aspyce Chorda.

Wizja Rochy padającego ofiarą zdrady wydawała się bardzo prawdopodobna, ale koniec końców Mistrzyni Chóru nie mogła wykluczyć alternatywy - że to dowódca Dumy Sameteru miał dopuścić się zdrady, choć nie wiedziała, względem kogo lub czego. Nie sądziła, aby postępek ten miał w jakimś stopniu zaszkodzić Coraxom, albowiem jedno z jej wcześniejszych rozdań sugerowało, że ani agresywna ani spolegliwa taktyka względem Rochy nie miała Coraxom przynieść wymiernego rezultatu.

Odpowiedź mogła skrywać ostatnia, trzecia karta - ta sugerująca najbardziej prawdopodobny bieg nitek przyszłości. Astropatka ujrzała jej obraz w tej samej chwili, w której objawiły się jej pozostałe dwie karty, ale dopiero po przestudiowaniu ich znaczenia pochyliła się nad ostatnim atutem, jak najdłużej odwlekając moment kontaktu z jego aurą. Dziesiąta karta Discordii, jedna z kilku najbardziej odstręczających, atakujących umysł mentatki bodźcami eterycznego cierpienia.

Oko Grozy. Podstępna natura Chaosu, pierwotna esencja Immaterium będąca kośćcem demonicznych bytów próbujących wedrzeć się za Zasłonę. Cokolwiek miało przywieść kapitana Rochę do zguby bądź upadku, miało swe korzenie w spaczonej mocy Wielkiego Nieprzyjaciela.

Niepokojąca aura mamiąca zmysły Mistrzyni Chóru od dłuższego czasu stała się znienacka bardziej zrozumiała, bardziej oczywista.

I jeszcze bardziej przerażająca.

Gdzieś w pobliżu Chaos wywierał korodujący wpływ na materialny wymiar wszechświata, wsączał swą mutagenną truciznę w świat praw fizyki, matematyki i biologii, w ludzki umysł.

Otwierał bramy piekieł.

 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 30-11-2020 o 18:37.
Aiko jest offline  
Stary 23-11-2020, 12:07   #233
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Maius 816.M41, Kwatery Bellity

Gdy Amelia zapukała do drzwi pokoi Bel w pierwszej chwili odpowiedziała jej głucha cisza. Przy drugim pukaniu to samo. Nagle usłyszała szamotaninę, jakiś harmider i jak ktoś podbiega do drzwi. Nagle te uchyliły się i wychyliła się z nich starsza chóru. Wyglądała na potwornie zmęczoną i jakby… zmarzniętą.

- Och… Pani Amelia. Proszę. - wpuściła pierwszą do środka, starając się uporządkować swe szaty. Widać że narzuciła je w pośpiechu i teraz nadal widać było większość jej szczupłego, niemal chudego ciała. - kawy? Herbaty?
Amelia dostrzegła, że ciało astropatki pokrywają liczne blizny, w tym największa na brzuchu, ciągnąca się linią od pępka do boku i wchodząca jakby w jego głąb. Jakby ktoś kiedyś chciał Bellicie rozpłatać brzuch. Tatuaż, który miała na głowie wyraźnie schodził po szyi na plecy ale teraz nie widziała już dokąd dokładnie sięgał.
Wewnątrz panował dziwny chłód, bo wyraźnie temperatura na sterowniku była dobrze ustawiona.

Pokoje starszej chóru przypominały inne kajuty. Amelia mogłaby przysiąc że niemal identyczne mieli jej ludzie. Jedyne co wyróżniało pierwszy pokój były to wielki, wypełniony regał, kilka wygodnych foteli i parę stolików. Na ścianie wisiał sztandar imperatora. W sąsiednim pokoju, do którego były uchylone drzwi i gdzie była zapewne sypialnia Bellity, Amelia dostrzegła ślady szronu.
- Co cię sprowadza? - Astropatka dopiero upięła nieco swój kostium.

Pierwsza uśmiechnęła się do Bel przepraszająco.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Czy wszystko w porządku? Strasznie tu zimno, a ty wyglądasz na zmęczoną i przemarzniętą. - Spytała z troską w głosie. Na ramieniu miała torbę i ubrana była w bluzę, i luźne spodnie, Włosy natomiast zaplecione były w długi warkocz. Wyglądała na bardziej rozluźnioną niż zazwyczaj, w swoim mundurze i gładko zaczesanych włosach.

Kiedy astropatka przepuściła ją w drzwiach, Amelia dokładnie obejrzała jej blizny. Sama miałą ich sporą kolekcję. Bel musiała w życiu wiele przejść. Szczególną uwagę przykuła ta największa, na brzuchu. Amelia przypomniała sobie przeszywający ból jakim podzieliła się astropatka podczas połączenia ich umysłów.

Wchodząc rozejrzała się po pomieszczeniu. Lubiła prostotę i komnaty Bel podobały jej się. Gdyby tylko było tu trochę cieplej.
- Chętnie napiję się kawy. Od wielu godzin przebywałam na mostku i przyda mi się coś na pobudzenie i rozgrzanie. Chyba obu nam to dobrze zrobi. - Uśmiechnęła się ciepło do Bel.

- To często się dzieje gdy wróżę. - Astropatka darowała sobie poprawianie stroju pozwalając mu pozostać w nieładzie i zabrała się za szykowanie kawy. - Niestety wróżenie także mnie męczy więc z przyjemnością także się napiję się kawy. Co cię sprowadza?

- Nagromadziło się kilka spraw, o których chciałbym z tobą porozmawiać. Szczerze mówiąc potrzebuję twojej rady. - Wyznała Pierwsza. Poszła za astropatką.- Może ci pomóc? - Zaproponowała. - Nie przyszłam po prośbie z pustymi rękami. - Dodała z uśmiechem. Choć Bel zauważyła, że za uśmiechem, choć szczerym, krył się cień smutku. - Przyniosłam coś, co będzie pasowało do kawy. Smak mojego dzieciństwa. - Puściła oko do astropatki. Następnie wyciągnęła z torby dwa termiczne pojemniki, które trzymały ciepło. Przypominały trochę miseczki z wieczkiem. Uchyliła jedną z pokrywek i pokazała Bel zawartość miseczki. W środku znajdowało się coś na kształt brązowego, aksamitnego kremu, który pachniał słodko. - To budyń czekoladowy. Co prawda z proszku, ale mam nadzieję, że będzie ci smakował. Victor robił go dla mnie, kiedy byłam smutna. Zawsze mnie krzepił i poprawiał nastrój. Jest jeszcze ciepły, więc przyjemnie nas rozgrzeje.

- Och… nie przypominam sobie bym kiedyś coś takiego jadła, z przyjemnością. - Bellita zalała zmielone ziarna wrzątkiem i obróciła się do pierwszej dopinając swój kostium. - To się je łyżeczkami? Jakieś są w szafce. - Wskazała jedne z drzwiczek wbudowanego w ścianę aneksu kuchennego. - Nic wykwintnego… nie przyjmowałam tu nigdy gości… może poza astropatami. Tutaj odbywam rozmowy z nimi. Co cię trapi?

Amelia odłożyła pojemniki na blat i sięgnęła do kuchennej szafki po łyżeczki.
- Tak wolę. Lubię proste rzeczy i bardzo podoba mi się u ciebie.

Kiedy Bel skończyła parzyć kawę, obie usiadły przy stoliku z parującym, gorącym płynem i słodkim przysmakiem.
- Jak już mówiłam, sprowadza mnie tu kilka spraw, które zaraz ci wyjawię. Ale przyznam, że najpierw chciałbym dowiedzieć sie więcej o tej wróżbie. Podzielisz się tym ze mną?

- Chyba powinnam ją omówić przy wszystkich bo dotyczyła naszej misji. Mam pewne obawy… jestem niemal pewna, że zetknąć się możemy z wypaczeniem Chaosu. - Bel oparła się wygodnie w fotelu i upiła kawy. Mimo treści, którą przekazała jej głos był spokojny a spojrzenie jakby nieobecne.

De Vries wzdrygnęła się, przez chwile przez jej twarz przemknął cień. Wspomnienie grozy sprzed lat. Poczucie bólu i straty. Zacisnęła dłoń na łyżeczce tak mocno, że ta lekko się wygięła. Zawstydzona, szybko wyprostowała łyżeczkę i zamieszała nią kawę, przez chwilę patrząc się na czarny, wirujący płyn. Skupiła się na swoim oddechu i w myślach wypowiedziała swoją mantrę. Uspokojona podniosła wzrok na gospodynię.
- W takim razie zwołam jutro zebranie. - Upiła łyk kawy i kontynuowała. - Ostatnie wydarzenia i śmierć Ahaliona sprawiły, że jeszcze bardziej niepokoję się o nią. Boję się, że kolejna podróż przez osnowę może jej zaszkodzić. - Amelia nie wypowiedziała imienia, ale Bel doskonale wiedziała, że mówi o siostrze. - Rozmawiałam już z Ramirezem o kapsułach kriogenicznych, które mamy zdobyć na Grace. Taka kapsuła zwiększyła by jej bezpieczeństwo i szanse. Ale jest coś jeszcze o czym pomyślałam. - Zawahała się. - Czy byłabyś w stanie zajrzeć do jej umysłu? Połączyć się z nią, jak z nami podczas spotkania z Aspyce?

Bel upiła spory łyk kawy.
- Rozmawiałam z Ramirezem gdy byliśmy u Lady Winter. Poruszył temat kapsuł, ale zadał mi też to samo pytanie co ty teraz. - Astropatka dopiła kawę i odstawiła pustą filiżankę. - Co do pierwszej kwestii myślę, że na pewno warto by było zmienić jej kapsułę, choć uprzedzam, że nie oznacza to iż przeżyje kolejny lot przez osnowę. Ramirez wspomniał, że jest słaba.

- Co do drugiej kwestii… mogę. Szczególnie teraz gdy opuściliśmy osnowę i ja wróciłam do sił. Pytanie jednak… czy na pewno tego chcecie. - Pozbawione źrenic oczy Bel skierowały się w stronę pierwszej. - Bo co jeśli jej umysł jest martwy? Jest to wielkie zagrożenie dla mnie, może w niej tkwić ślad ataku psionicznego, na który się otworzę. Tylko nie wiem czego pragniecie się dowiedzieć od lady Winter. Czy akceptuje wasze poczynania? Zapewne nie. Co sądzi o tobie jako o siostrze?

Archmilitantka spojrzała z niepokojem na Bel.
- Jeżeli jest to dla ciebie zagrożenie, to nie zamierzam cię o to więcej prosić. Myślałam, że może w ten sposób moglibyśmy się dowiedzieć więcej o jej stanie, ale nie chcę ryzykować twojego zdrowia i bezpieczeństwa, czy nawet życia.

- To mój obowiązek i go wypełnię. Poprosiłam Ramireza by mi towarzyszył… na ile uszkodzone będzie moje ciało on mi pomoże. - Bel dolała sobie kawy do filiżanki. - Tylko cóż więcej o jej stanie chcielibyśmy wiedzieć? Czy jest świadoma? Jeśli nie, to co uczynimy?

Amelia westchnęła cicho.
- Widzę, że już podjęłaś decyzję. Czy ja również mogę być wtedy przy tobie? - Zamieszała łyżeczką w budyniu. I uniosła na astropatkę smutne oczy. - Chciałabym wiedzieć czy jej mózg nie jest martwy. Jeżeli nawiązałabyś z nią kontakt, może dowiedzielibyśmy się, co jej zrobił psionik. Szczerze mówiąc czuję się bezradna. Nie wiem jak ją wyleczyć. Zaczynam wątpić, czy to w ogóle możliwe…

- Amelio… czy chcesz znać tu moją opinię? Obawiam się, że nie jest ona… optymistyczna. - Belitta sięgnęła po przeznaczony dla siebie budyń i zamieszała go łyżeczką. Pachniał przyjemnie i wielce się cieszyła, że nie ma już od takich aromatów mdłości.

Pierwsza przytaknęła.
- Chcę. Zdaje sobie sprawę, że ja nie jestem obiektywna. Że moje uczucia, pragnienie uzdrowienia siostry, nadzieja na jej obudzenie, może nie pokrywać się z rzeczywistością.

- Nie widzę takich szans. Nawet jeśli jest świadoma, to atak który w nią uderzył był potężny. Zabił człowieka o stalowej woli… Ahaliona. To miało ją unicestwić. - Bel spokojnie mieszała budyń napawając się jego zapachem. - Może Ramirez widzi jakąś możliwość, może w jego zrobotyzowany świecie jest coś co może połączyć umysł oderwany od ciała. Bo to według mnie tu się stało.

- Ja… porozmawiam z Ramirezem. Cała ta sytuacja, to najtrudniejsze doświadczenie w moim życiu. Chciałabym omówić to na zebraniu z resztą oficerów. Nie możemy dłużej trwać w tym marazmie, oszukiwać załogę…

Bel przechyliła nieco głowę obserwując Amelię z zaciekawieniem.
- Amelio… załoga… w tym też ja. To tylko przedmioty. Środki mające służyć do wykonania większego celu. Twoim celem, dla naszego dobra i ku naszej chwale powinno być zapewnienie rodowi Coraxów przetrwania. - Astropatka uśmiechnęła się ciepło. - Gdy dowodziła nami Lady Winter nigdy nie byłam w jej komnatach. Dostawałam rozkaz i nikogo nie interesowało, czy przeżyję jego wypełnienie. Ty też nie kłopocz się tym. Załoga przyjmie to co im powiesz, gdy im to powiesz, a teraz jesteśmy w obcej galaktyce, z chaosem u celu naszej wędrówki, kapitanem Roche na ogonie i uszkodzonym statkiem. Musimy zrobić wszystko co w naszej mocy by przeżyć, a potem martwić się będziemy co czynić dalej.

- Szanuję twoje zdanie Bel, ale się z nim nie zgadzam. Ludzie to nie są przedmioty. To nie są narzędzia, które można wyrzucić, kiedy się zepsują. Nie ważne czy jest to szeregowy załogant, żołnierz, oficer, czy arystokrata. Każdy człowiek ma wartość. Każdego z was chcę chronić i pragnienie to nie koliduje z moimi staraniami, by Ród Corax przetrwał. Zamierzam zrobić wszystko co w mojej mocy byśmy wyszli z tej misji cało. Wiem, że możemy ponieść ofiary. Zbyt wiele śmierci widziałam i doświadczyłam w życiu, by idealistycznej zakładać, że jestem w stanie wszystkich uratować. Ale właśnie dlatego cenię każdego członka załogi. Każdego dnia ci wszyscy ludzie pracują na chwałę Imperatorowi i rodowi Corax. Narażają swoje życia. To zasługuje na mój szacunek. - Spojrzała na astropatkę z ciepłym uśmiechem. - Ja nie jestem Winter i nigdy nie będę. Inne doświadczenia mnie ukształtowały.

- Ja tylko radzę. Ostateczna decyzja zawsze będzie zależeć od ciebie. - Bel zjadła pierwszego kęsa. - Bardzo dobre.

Amelia nie dała się zbić z tropu nagłą zmianą tematu.
- To nie jest takie proste. W obecnej sytuacji lecimy bez Lady Kapitan, czy raczej jest ona niezdolna do pełnienia swojej roli i jak obydwie podejrzewamy, prawdopodobnie nigdy nie będzie. Ja nie mogę podejmować decyzji, nie sama, a każde moje działanie, może sprowokować bunt. Nie mam pojęcia jaką reakcję wywoła ujawnienie stanu Lady Winter, albo istnienie drugiej córki Gunara. Zapewne pan Barca lepiej by lawirował w tej całej gmatwaninie. Odnoszę jednak wrażenie, że jest mi nieprzychylny. Chcę z nim porozmawiać, ale przyznam, że nie potrafię zrozumieć tego człowieka. Ty go znasz lepiej, dlatego chciałam się ciebie poradzić, jak do niego dotrzeć. - Również nabrała pełną łyżkę budyniu. - Cieszę się, że ci smakuje.

- Wierzę, że takie wyznanie jest konieczne… ale uważam że to zły moment. Załoga właśnie straciła arcykapłana… potrzebują stabilności. - Bel jadła powoli budyń, zerkając czasem na Amelię. - A pan Barca… też jest dla mnie sekretem. Obawiam się bo ma wielką słabość do swej kochanki, która nota bene zniknęła nam z oczu podczas lotu przez osłonę. Słabość ta jest tak wielka, że może uczynić głupotę… a to bardzo niebezpieczne przy jego pozycji.

- Kiedy tak o tym mówisz, to faktycznie nie widziałam Dalii w zasadzie przez całą podróż przez osnowę. To zastanawiające. - Zamyśliła się na chwilę. - Co do ujawniania złych wieści. to moment jest faktycznie nienajlepszy. Przede wszystkim potrzebujemy przewodnika duchowego, musimy wyznaczyć następcę Ahaliona. Załoga go potrzebuje. Natomiast nie jesteśmy w stanie dłużej ukrywać stanu Winter. ludzie zastanawiają się, czemu od miesięcy jej nie widzą, a teraz nie mamy już wymówki, że czuwa przy wielebnym Ahalionie.

- Zawsze możesz się pod nią podszyć. - Bel westchnęła i odstawiła pustą miseczkę. - Pamiętaj, że przeciętny członek załogi nie widywał Lady Winter. To nie jest tak dotkliwe dla nich jak dla ludzi na mostku.

De Vries pokręciła przecząco głową.
- Nie zbuduję zaufania załogi na oszustwie i kłamstwie. Poza tym ludzie widzieli Winter na wielu przekazach filmowych, choćby z wypraw czy jej przemów. Duchowni i pielgrzymi również ją widzieli. Mogliśmy nabrać Aspyce, która mojej siostry nigdy nie widziała, nie zmylimy załogantów, którzy odnoszą się do Winter z uwielbieniem. I choć najchętniej powiedziałabym prawdę, mam świadomość, że nie są na nią gotowi. W tej sprawie, będę musiała zaufać panu Christo.

- Amelio… czy ty naprawdę chcesz ze mną rozmawiać czy przyszłaś tu jedynie przedstawić swój pomysł na to co jest ważne dla załogi? - Bel dolała sobie kawy. Jej spojrzenie było skupione na czarnym płynie. - Mówię do ciebie jako zwykły szary członek tej załogi, jako osoba która do ataku na Lady Winter prawie nie bywała na mostku. Nie wiedziałam nigdy dokładnie jak Lady Corax wygląda. Nie interesowało mnie co dzieje się na mostku. Miałam tu konkretne zadanie i jeśli Pan Barca przekazał mi że Lady Winter nie chce ze mną rozmawiać, nie chce być widziana, to tak to rozumiałam. Nie interesowało mnie czy w tym czasie pije z kimś kawę, czy też jest rzeczywiście chora. Dla mnie liczyło się zadanie, tak jak większości załogi tego statku. Z uwielbieniem zawsze odnosiliśmy się do rodu Corax, którego akurat przedstawicielem była Lady Winter, ale wątpię by ktoś poza jej strażą był w nią wpatrzony. - Bel westchnęła. - Masz rację… porozmawiaj z Christo, on doskonale wie jak zarządzać ludźmi.

Amelia przekrzywiła głowę i spojrzała z konsternacją na Bel. Milczała przez dłuższą chwilę. W końcu odezwała się.
- Masz rację. Przenoszę swoje wyobrażenia, które nie mają nic wspólnego ze stanem rzeczywistym. Przyszłam tu poznać twoje zdanie i zasięgnąć rady, a zamiast słuchać, gadam. - Uśmiechnęła się przepraszająco do astropatki. - Dlatego lubię z tobą rozmawiać. Twoje słowa często pomagają mi spojrzeć trzeźwo na sytuację. Nawet jeżeli jest to czasem bolesny cios między oczy. Będę musiała to wszystko przemyśleć, zanim pójdę do pana Barcy. - Uniosła kubek w górę, grzejąc od niego dłonie i upiła powoli kolejny łyk.

- Cieszę się… choć obawiam się, że nie jestem odpowiednią osobą by doradzać pierwszej. - Bel uśmiechnęła się delikatnie do Amelii.

Pani Komandor pokręciła przecząco głową.
- Jesteś szczera i mówisz to co myślisz. Nawet jeżeli nie jest to co chciałbym usłyszeć. Dzięki temu mam szerszą perspektywę. Masz też doświadczenie w sferach dla mnie niedostępnych. Bardzo cenię sobie twoje zdanie. Zmusza mnie często do refleksji. - Uśmiechnęła się do Bel ciepło. - Cieszę się, że mogę z tobą rozmawiać. Pomogłaś mi już nie raz. Przywołałaś do porządku, kiedy dałam się zbytnio ponieść emocjom. Uważam cię za moją przyjaciółkę.

- Mam więc prośbę… pozwól mi samotnie połączyć się z Winter. - Astropatka odstawiła pustą filiżankę. - Nie zabronię ci się tam pojawić, nie jest to w mojej mocy, lecz czuję że im mniej osób będzie obok tym lepiej.

- Dobrze, jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej. Nie chcę by moja obecność przeszkodziła, albo naraziła cię bardziej. Ufam, że wiesz co robisz, a Ramirez zadba o ciebie odpowiednio. - W głosie Amelii, Bel mogła wyczuć, że te słowa nie przyszły jej łatwo.

- Obawiam się twych emocji. Zbyt łatwo wychodzą one na światło. - Bel wyciągnęła dłoń i ułożyła ją na ręce pierwszej. - Pamiętaj… cokolwiek się stanie, taka była wola Imperatora.

Pierwsza ujęła dłoń Bellitty w swoje.
- Zdarzenia ostatnich miesięcy, wyprowadziły mnie z równowagi. Strata ojca, potem atak na Winter, teraz śmierć Ahaliona. Pozwoliłam sobie na zbyt wiele targających mną emocji, które są zagrożeniem dla nas wszystkich. Muszę wrócić do równowagi, kiedyś pomagały mi medytacje, zamierzam do nich wrócić. Być może następca Ahaliona będzie mógł mi pomóc. - Zamilkła na chwilę. - Tak… wola Imperatora. - Powtórzyła za astropatką cicho.

- Planuję spróbować za dwa dni, wcześniej muszę spróbować uzyskać jeszcze inne informacje na wypadek… gdyby mi się nie powiodło z Lady Corax. Jeśli zawołasz naradę… przedstawię swą wróżbę. - Bel powróciła do początku ich rozmowy.

- Zaraz się tym zajmę. - Amelia skinęła potwierdzająco głową. - Uprzedzę pozostałych oficerów i poproszę o spotkanie jutro, po południu. Czy ta pora będzie odpowiednia?

- Tak. Ja… nie mam wymagań co do pory, tylko według mnie nie należy z tym zwlekać. - Bel poklepała drugą ręką dłonie Amelii nim je wycofała i złożyła na podołku.

- Również nie chcę z tym zwlekać, ale wcześniej muszę ogarnąć sprawy na mostku i porozmawiać z panem Christo. - Spojrzała na Bel z troską. - Powinnaś odpocząć. - Podniosła się z miejsca. - Pójdę już. Dziękuję za kawę i za rozmowę. Dobrej nocy Bel. - Uśmiechnęła się jeszcze raz do astropatki i opuściła jej kwatery.

Bel zamknęła drzwi za pierwszą i spojrzała na pozostawione miseczki. Cóż… przyjdzie jej je odnieść.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 27-11-2020 o 12:56.
Lua Nova jest offline  
Stary 23-11-2020, 13:51   #234
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
25 Maius 816.M41, Kwatery Nawigatora

Obudził się w końcu. Ostatni skok do Osnowy pamiętał jak przez mgłę. Wiedział, że minąć musiało co najmniej kilka dni, gdy zapadł w jedynie podtrzymywany lekkimi medykamentami sen, po niemal dwumiesięcznym tranzycie.

Gdy do jaźni Nawigatora dotarły raporty końcowe z tranzytu i sytuacji na mostku, Visscher rozpoczął procedurę wyjścia z transu. Kombinacja psalmów dziękczynnych, zmiana podawanych dożylnie substancji spowodowała i pomocy służek spowodowały, że Barthelem w przeciągu trzech kwadransów zapieczętował trzecie oko, pozbył się grzesznego nasienia, i powrócił do normalnego dla śmiertelników trybu percepcyjnego.

Tym razem jednak zgodnie ze zwyczajem nie udał się na mostek odebrać podziękowania. Tranzyt zmęczył go nieporównywalnie bardziej niż jakikolwiek inny skok w przeszłości. Psychiczny pojedynek z demonem spowodował nie tylko mentalną traumę, ale i fizyczne rany, inne od rytualnych blizn na plecach. Nie chciał aby w takim stanie zobaczono go na mostku. Nawigator, zgodnie z przyjętym protokołem odesłał swą seneszalkę na mostek, a sam podtrzymywany ramionami delikatnych służek udał się do swych kwater.

Tradycyjnie przyjął na swe barki serię uderzeń biczami z cielęcej skóry i na tak już przygotowane ciało położono lecznicze balsamy, ale tego już Barthelem nie pamiętał, bo zasnął.

Obudzono go zapewne przedwcześnie ale seneszalka powiadomiła go o przybyciu arcymilitantki. Nawigator zwlókł swe ciało z łoża i zaczął się modlić. Świta poczęła zaś wdziewać na niego przygotowane zawczasu szaty. Już nie było mowy o pozbyciu się nasienia z nabrzmiałej po wypoczynku erekcji. Nie wypadało aby jej ekscelencja pani komandor czekała na skromnego sługę Imperatora. Nawigator czym prędzej wyszedł do skromnie urządzonej sali dla gości, bo czymże były skromne zdobne złotem i diamentami obrazy ze scenami z życia boskiego Imperatora w porównaniu z jego prawdziwymi zasługami dla ludzkości.

Zignorował służbę, która miała zaanonsować jego przybycie i wszedł czym prędzej do sali. Rozłożywszy dłonie w powitalnym geście

- Witam szlachetną pannę de Vries i całego serca przepraszam iż kazałem na siebie tak długo czekać. Czym zaskarbiłem sobie tę wizytę

Amelia oczekując na przybycie nawigatora, przyglądała się obrazom. były niewątpliwie piękne i bardzo kosztowne. Zastanawiała się ilu ludzi można by nakarmić za taki majątek. Nigdy nie rozumiała zamiłowania wysoko urodzonych, do całego tego przepychu. Owszem rozumiała takie przyjemności jak dobre jedzenie i wino, nawet ona czasem lubiła ładne rzeczy, ale we wszystkim należy mieć umiar. Sama lubiła prostotę. Ciekawe ile z tych scen wydarzyło się naprawdę, ile zostało podkoloryzowanych, a ile to stek bzdur? Jej rozmyślania przerwało nadejście gospodarza.

Pierwsza podniosła się z fotela, zbyt wyszukanego jak na jej gust i niezbyt wygodnego. Przez głowę przeszła jej myśl, na ile to celowy zabieg, a na ile jej własne preferencje. Nie miała już jednak czasu na dalsze rozważania, pan Visscher oczekiwał odpowiedzi na powitanie.

- Imperator strzeże. - Pozdrowiła nawigatora standardowym pozdrowieniem. Obiło jej się już o uszy, że pan Barthelem jest osobą bardzo religijną. W sumie nie powinno jej to dziwić, skoro zrekrutował go Christo. - I ja pana witam, panie Visscher. proszę się tym nie przejmować, nie czekałam długo. - Obdarzyła nawigatora ciepłym uśmiechem. - Mam nadzieję, że czuje się pan już lepiej i dochodzi do siebie po tak długiej podróży przez osnowę. Cała załoga jest panu niezmiernie wdzięczna za bezpieczne przeprawienie Błysku Cieni przez tak trudną i niebezpieczną podróż. To prawdziwe błogosławieństwo Wiecznego Boga, że jest pan z nami.

Nawigator wyraźnie wyprostował się słysząc imperialne pozdrowienie, po czym uczynił kilka religijnych gestów z nabożną miną.

- Jestem jedynie skromnym sługą Imperatora, ale dziękuje za słowa uznania. Podróż była w rzeczy samej trudniejsza niźli wszyscy się tego mogli spodziewać, ale z Omnisjasza pomocą udało nam się przebrnąć przez Osnowę.

Visscher odwrócił się do kredensu aby wyciągnąć butelkę przedniejszego alkoholu. Samo w sobie nie stanowiło niczego nadzwyczajnego jednak pozwoliło dostrzec rozmówczyni plecy nawigatora a to już nie było zwykłym widokiem. Szata Barthelema miała z tyłu głeboki dekolt odsłaniający umięśnione łopatki, albo raczej to co mogłoby nimi być. Plecy mężczyzny były jedną wielką połacią potwornych blizn. Trudno było dostrzec choćby skrawek zdrowej skóry. Pręgi ciągnęły się długimi pasami, niektóre zdawały się całkiem świeże. Barthelem jak gdyby nigdy nic przekazał kielich Amelii i uśmiechnął się powściągliwie:

-Mam cichą nadzieję, że nie sprawiłem zbyt wielu kłopotów załodze na statku podczas tranzytu.

Widok pooranych bliznami pleców Visschera nie zrobił na Amelii wrażenia. Widziała już w swoim życiu wiele zboczeń i dziwactw u szlachetnie urodzonych, a nawigatorzy cieszyli się pod tym względem bardzo złą sławą. Patrzenie w otchłań odbija się na psychice. Jej medyczne wyszkolenie podpowiadało jej, że blizny powstały w wyniku biczowania, ale czy było to duchowe uniesienie, czy masochiczne skłonności, Pierwsza wolała nie wiedzieć.

Kiedy Barthelem odwrócił się do niej ponownie, trzymając naczynie z trunkiem, powstrzymała go ruchem ręki.
- Wybaczy pan, ale podziękuję. Jestem na służbie. I nie sprawił pan nikomu kłopotu, wręcz przeciwnie. Dzięki panu i panu Garlikowi, ominęliśmy większość niebezpieczeństw. Niestety, podczas wychodzenia z osnowy, zmarł wielebny Ahalion. - Dodała ze smutkiem. - Wkrótce odbędzie się ceremonia pogrzebowa. Wiem, że nie miał pan sposobności go poznać, ale może chciałby pan w niej uczestniczyć i razem z pozostałymi żalobnikami wznieść modły do Złotego Tronu za duszę zmarłego. - Stała przed nawigatorem, czekając aż gospodarz da znak, że mogą usiąść.

Barthelem nie przejął się bardzo śmiercią kapłana, którego w dodatku nawet nie poznał. Takie wypadki podczas lotów w Osnowie częścią skalkulowanego ryzyka, ale nie dał po sobie poznać, że jest mu to obojętne. Na chwilę zamilkł w smutnej zadumie, po czym dopiero oświadczył:

- Niechaj jego duszę strzeże Imperator… Bardzo mi przykro z powodu tej straty i że nie zdołaliśmy jej uniknąć wiodąc okręt przez Osnowę. Oczywiście, że wezmę udział w nabożeństwie żałobnym.

Na chwilę zamarł speszony:

- Przepraszam. Przez to wszystko zupełnie nie wiem gdzie podziały się moje maniery. Spocznijmy. - wskazał fotele: - Może zatem zacnej, terrańskiej herbaty, lub chociaż wody? Każe służbie przygotować posiłek…

Pani Komandor usiadła na wskazanym przez nawigatora miejscu i ponownie uśmiechnęła się do niego.
- Herbata w zupełności wystarczy, dziękuję. Nie zajmę panu dużo czasu. Nie chcę nadwyrężać pana sił. - Podniosła wzrok na wyższego od niej mężczyznę. - Podczas tranzytu odbyło się jedno spotkanie wysokich oficerów, na którym, z oczywistych powodów, nie mógł pan być. Uznałam, że ze względu na naszą dotychczasową współpracę, powinien być pan zaznajomiony z tematem tamtego spotkania. Czy moglibyśmy omówić to na osobności?

- Tak oczywiscie. - Choć w głowie kołatało mu się, o czym też archmilitantka chce z nim rozmawiać na osobności, gestem dłoni przepędził służbę z pomieszczenia. Sam nalał miłemu gościowi herbaty i zasiadł naprzeciw w fotelu zainteresowany: - A zatem w czym rzecz?

Amelia poprawiała się na fotelu i nachyliła bliżej gospodarza. Ściszyła też znacznie głos, by tylko Barthelem mógł ją usłyszeć. Jej głos lekko drżał, nadal był to dla niej ciężki temat, ale chciała być szczera z nawigatorem. Nie tylko zachował dla siebie stan Winter, ale także bardzo pomógł im podczas spotkania z Lady Aspyce.
- Temat rozmowy był powiązany poniekąd z Lady Kapitan. Wie pan doskonale jak poważny kryzys doświadczył Ród Coraxów. Stan Lady Winter jest poważny. Nie ukrywam, że wiąże duże nadzieje w misji na Grace i sprzęcie medycznym, który mamy zdobyć dla Lady Chordy. Każdego dnia modlę się do Imperatora o jej zdrowie. - Mówiąc o tym, przegryzła wewnętrzną stronę policzka, by nie zdradzić targających nią emocji. Po śmierci Ahaliona, jej nadzieja coraz bardziej gasła. Coraz trudniej było odpędzić myśl, że być może straci Winter. Że każdy skok w osnowę, to ogromne ryzyko dla jej siostry.

Wzięła głęboki wdech. Strach zabija duszę… pomogło.
- Przeciągająca się nieobecność Lady Kapitan, bardzo źle wpływa na załogę i morale. A niepewny stan jej zdrowia skłonił mnie do podzielenia się z wysokimi oficerami dość istotną informacją, którą ukrywałam przed wszystkimi. - Znów głos jej zadrżał, ale się opanowała. - Informacją, że jestem córką Lorda Gunara Coraxa.

Visscher nawet nie próbował ukryć zaskoczenia. Może i był szkolony w naukach dyplomacji, ale ani nie odczuwał potrzeby ukrywania emocji w rozmowie w cztery oczy, a poza tym rzeczywiście był zaskoczony.

- To… to… Cóż nie wiem co powiedzieć… - patrzył zdumiony na archmilitantke, w końcu uśmiechnął się szeroko, szczerze i rozpuścił ręce tak jakby miał zamiar uścisnąć oficerkę, ale szybko pomiarkował swój gest. Na ile to było możliwe tonem spokojnym i życzliwym powiedział: - Myślę, że to dla okrętu świetna wiadomość pani. Rad jestem wielce, bo w trudnej do określenia sytuacji z Lady Winter, jest pani Amelią gwarantem przyszłości. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie żebym źle życzył Lady Winter, niech jej Omnisjasz i Imperator darza zdrowiem, ale jeśliby doszło do najgorszego, to rozumie pani, iż jest spadkobiercą listów żelaznych. Rozumiem, że ta rewelacja ma pozostać między nami.

Nawigator zamilkł na chwilę, po czym gładząc podbródek z wyraźnym zadowoleniem na twarzy i w geście zamyślenia spytał:

-Na ile potwierdzona jest to informacja. Proszę zrozumieć, że jeśliby doszło do sytuacji, gdzie należałoby oficjalnie potwierdzić twą tożsamość pani, to taka deklaracja nie wystarczy.

- Będę wdzięczna za dyskrecję. Oczywiście mam dokumenty i wyniki badań. Techminencja Ramirez powtórzył także badanie genetyczne. Jestem pewna, że podzieli się wynikami na kolejnym spotkaniu. Natomiast proces uznania mnie oficjalnie za dziedziczkę glejtu wymaga powrotu do Imperium i wszczęcie odpowiedniej procedury. Mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne i moja siostra obudzi się. Ale jeżeli wolą Imperatora będzie bym to ja wzięła na swoje barki ten obowiązek, chcę by odbyło się to zgodnie z prawem i z błogosławieństwem Złotego Tronu.

- Tak pani. Ta rozmowa nie wyjdzie poza ściany tego pokoju. Chciałbym jednak zapytać, bo domyślam się, że nie jest to tylko nasza tajemnica, kto jeszcze zna twą tożsamość.

- Pan Mauricio de Corax, pan Barca, pani Bellitta, pan Ramirez i pan Garlik. Nikt więcej. - Szybko odpowiedziała Amelia. - Przynajmniej ja nie mówiłam nikomu więcej. Nie mam jednak pewności, czy nie wie ktoś jeszcze.*

- Rozumiem. Tibi et Igni, Dla Ciebie i Ognia. - złożywszy dłonie w znak orła odpowiedział nawigator stara sentencją “przeczytaj i spal”, a więc, że informacja zostanie pomiędzy nimi. - Tak będzie bezpieczniej. W świetle dziwnych incydentów, jakimi ofiarami był ostatnimi czasu ród Corax lepiej nie afiszować się niepotrzebnie informacją o żyjącym członku dynastii. Przynajmniej dopóki to nie stanie się nieodzowne. Biorę to sobie za zaszczyt, iż uznany zostałem godnym powierzenia takiej tajemnicy.

De Vries skinęła głową z wdzięcznością.
- Dziękuję, że zechciał mnie pan przyjąć i wysłuchać. Nie będę panu zabierała więcej czasu. Proszę odpoczywać. - Podniosła się z fotela i pożegnała uprzejmie z nawigatorem.

Nawigator wrócił do swoich komnat nawet nie wzywając służby. Sam rozebrał się i położył na łożu, ale długo jeszcze nie mógł zasnąć, rozmyślając o konsekwencjach ostatnich rewelacji.
 

Ostatnio edytowane przez 8art : 23-11-2020 o 13:53. Powód: Post pisany wspolnie z LuaNova
8art jest offline  
Stary 25-11-2020, 09:34   #235
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
25 Maius 816.M41, Sala narad

Tytus Garlik przypatrywał się holograficznej projekcji systemu z uwagą, obchodząc stół z różnych stron. Po zastanowieniu, podszedł do panelu i wprowadził kolejny potencjalny punkt ukrycia wrogiej jednostki, tuż za formacją asteroidów. Odczyty z nich nie pozwalały jednoznacznie wyeliminować jego podejrzeń. Choć ich okręt był wciąż daleko od każdego z tych punktów wiedział, że nie może dłużej zwlekać.

W sali konferencyjnej znajdował się póki co tylko on. Dwójka kolejnych osób, czcigodna Techeminencja Ramirez oraz Pani Komandor de Vries nie powinni się stawić w niej jeszcze przez 15 minut. Notatka, którą wysłał do nich wraz z zaproszeniem na to spotkanie była lakoniczna, choć wystarczająca.

Tematem spotkania będzie omówienie strategii skanowania systemu.


Właściwie spotkanie to mogłoby się odbyć tylko między nim, a Techeminencją, pozostali członkowie koterii Corax mogliby otrzymać zwyczajnie raport z niego. Wprawdzie zastanawiał się nad uczestnictwem nawigatora Visshera lub Mistrzyni Belitty, ale zrezygnował. Wiedział, że ich zdolności są zwyczajnie z zupełnie inne dziedziny. Potrzebował jednak kogoś kto będzie buforem między nim, a kapłanem maszyny, a Pani Komandor, jako osoba decyzyjna, była najlepszą wymówką.

Obszedł jeszcze raz projekcję holograficzną nachylając się do kolejnej białej plamy.

Drzwi do sali rozsunęły się z sykiem i stanęła w nich Amelia de Vries. Nie lubiła się spóźniać, w konsekwencji zawsze przychodziła za wcześnie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i dostrzegając, że Ramireza jeszcze nie ma, zwróciła się do Nadsternika.
- Nie przeszkadzam?

Tytus obrócił się w stronę nowo przybyłej z pogodnym uśmiechem i skinął głową na przywitanie.

- Nie, tylko nanoszę parę punktów na wizualizację holograficzną. Jego ekscelencja nie potrzebuje takich uproszczeń, ale ja przyznam, że optyczny obraz jest łatwiejszy do zrozumienia niż ciąg cyfr współrzędnych.

Pierwsza zamknęła za sobą drzwi i podeszła do stołu, spoglądając na wizualizację Tytusa.
- Znalazłeś coś? - Zapytała.

Wizualizacja zawierała obraz systemu wraz ze wszystkimi obiektami astronomicznymi w nim zawartymi. Na hologramie był także wyświetlony Błysk Cieni oraz jego kurs, aż do planety Grace. Niektóre przestrzenie, głównie te znajdujące się za ciałami niebieskimi były oznaczone różnymi kolorami, zielonymi, pomarańczowymi, czerwonymi oraz białymi. W ten sposób oznaczało się w mapach taktycznych wrogi teren lub jednostki i stopień ich zagrożenia.

- Nic… - westchnął pilot - kompletnie nic. Dlatego potrzebuję pomocy jego Techeminencji niestety. Mam ograniczone uzdolnienia w dziedzinie sensoryki.

Amelia skinęła głową.
- A ja w czym ci mogę pomóc? - Spytała, patrząc na Garlika.

Nadsternika zmieszało to pytanie i spojrzał zdezorientowany na komandor. Miał odpowiednią wymówkę, jednak wciąż był dosyć zamyślony, więc odpowiedział dopiero po chwili.

- Jako głównodowodząca powinnaś mieć możliwość wpływu na wszelkie plany jakie powstają tutaj w systemie Grace. Dodatkowo jako dowódca sił desantowych możesz mieć wymagania co do skanowania samej powierzchni planety. - Tytus delikatnie puknął palcem w holograficzną reprezentację Grace, która powiększyła się momentalnie zajmując całość projekcji. Cały jej obraz był szary wraz ze skąpymi danymi jakie posiadali w archiwum oraz właściwie bezużytecznymi danymi astronomicznymi.

Pierwsza ponownie skinęła głową i pochyliła się nad hologramem, studiując go uważnie.

W końcu drzwi otworzyły się i Remirez przekroczył próg. Prawdopodobnie rozplanował swoje zadania tak, żeby dotrzeć na spotkanie o umówionej godzinie co do sekundy. Od wyjścia z osnowy nikt nie widział go również w jego potężnym pancerzu, co nadawało mu pozory posiadania większej ilości człowieczeństwa, niż było w nim faktycznie.

- Nadsterniku, Pierwsza oficer - zaczął skłaniając się delikatnie i zajmując miejsce przed projektorem.

- Pragnę poinformować, że wysłałem pierwsze dwie grupy serwitorów do diagnostyki i naprawy silników manewrowych. Wstępne odczyty wykazują, że jesteśmy w stanie przywrócić ich sprawność w około 11,2%. Obawiam się, że większe naprawy będziemy w stanie podjąć dopiero po wyhamowaniu okrętu na orbicie planety. Jakiekolwiek testy przy aktualnych prędkościach mogłyby zrzucić nas z kursu, co skutkowałoby utratą kolejnych godzin a nawet dni.

Ramirez przemawiał jednostajnym i monotonnym tonem nie zdając sobie sprawy, że coś przerwał.

Tytus skinął głową, gdy kapłan skończył mówić.
- Nic czego dało się uniknąć.. - stwierdził, jednocześnie obchodząc stół tak by stanąć naprzeciw nowoprzybyłego - Nie chcę zajmować zbędnie czasu zarówno pani komandor, jak i waszej techeminencji, więc przejdę do istoty spotkania. Obecna projekcja - tutaj wskazał na hologram - pokazuje system Grace, wraz z kursem Błysku Cieni oraz potencjalnymi punktami, które należałoby przeskanować… mapa ta jest dostępna do waszej techeminencji, czy mam poczekać, aż zostanie ściągnięta w bardziej przystępnej dla Was formie? - Tytus zwracał się z szacunkiem do Wizjonera Napędu, choć trzymał się na wyraźny dystans od niego.

- Nie - Odpowiedział Szaman Maszyny w czasie gdy nusfera kreśliła nad hologramem rozszerzony obraz rzeczywistości widoczny tylko dla Ramireza.
- Jest dość czytelna. Kontynuujmy - odpowiedział obojętnie.

Garlik potwierdził skinieniem i wyprostował się do prezentacji.
- Mapa zawiera wszystkie niewiadome w systemie. Stopień ich potencjalnego zagrożenia został oszacowany. Skanowanie tych miejsc nie przyniosło żadnych jednoznacznych rezultatów. Zwyczajnie musielibyśmy się zbliżyć do nich lub je oblecieć by mieć pewność. W tych punktach mogą znajdować się wrogie, ukryte jednostki. - Tytus odsunął się od stołu i usiadł na fotelu - Ryzyko istnieje. Stąd pomyślałem by ukraść pewien pomysł inżynierów z Młota Zemsty. Orki… jeśli cokolwiek pozytywnego można powiedzieć o tych obrzydliwych kreaturach… potrafią organizować zasadzki. Flota była atakowana raz po raz z pasów asteroid czy też zza księżyców. Wtedy pewien inżynier, imienia jego niestety nie pamiętam, wpadł na pomysł by stworzyć torpedę, wypełnioną sensorami, która poleci obok takiego obiektu i zakręci w stronę ewentualnej przyczajonej jednostki wroga. Niestety - Tytus rozłożył recę - pomysł okazał się niewypałem. Torpedy, przez elektronikę w nie włożoną, miały za małą masę samego ładunku. Jednak sama idea wydawała mi się całkiem inspirująca. Pytanie do waszej Techeminencji, czy możemy połączyć w ten sposób funkcje satelity i torpedy? Wystrzelić takowe urządzenie zawczasu, by móc podejrzeć co znajduje się za takimi obiektami? Nie mam wiedzy technicznej na ten temat. Czy jest możliwe stworzenie takich urządzeń?*

- Tak. Nie. Tak. - odpowiedział Ramirez w kolejności na zadane pytania.
- Błysk Cienia nie posiada luku torpedowego. Nie jesteśmy okrętem tej klasy. O czym zakładam wie pan najlepiej panie Garlik. Możemy wysłać tam mały statek z sensorami i servitorami. Ale żaden z naszych promów nie lata tak szybko jak Błysk. Co w zasadzie ogranicza szanse wykorzystania tego pomysłu.

Garlik pozwolił rozczarowaniu pojawić się na jego twarzy.
- Zdaje sobie sprawę z ograniczeń Błysku... nie istnieje więc możliwość zreplikowania tego typu rozwiązania w użyteczny sposób? Stworzenia prowizorycznej torpedy?

- Możemy stworzyć torpedę. Niestety problemem będzie rozpędzenie jej do prędkości większej niż prędkość naszego okrętu. W najlepszym przypadku będzie poruszać się równie szybko.

Amelia przysłuchiwała się obu mężczyznom bez słowa. Zdawała sobie sprawę jak mało ma doświadczenia w takich sytuacjach. Musi się jeszcze wiele nauczyć. Dlatego teraz chłonęła każde słowo Nadsternika i Techkapłana. W końcu jednak zabrała głos.
- Można by zrobić zwiad, wysyłając mniejszy statek, ale wtedy musielibyśmy zwolnić tempo. Z drugiej strony, mamy szybki i zwrotny statek, nawet pomimo ostatniej awarii i dobrego pilota. - Uśmiechnęła się do Tytusa. - W razie zagrożenia powinniśmy być w stanie się odpowiednio szybko wycofać. Jest jeszcze Bellitta i chór astropatów. Wydaje mi się, że mogliby spróbować wyczuć innych astropatów. Roche na pewno ma jakichś u siebie. Istnieje też niewielka szansa, że może jacyś ocaleli na planecie, o ile ktoś w ogóle ocalał.

Garlik wzruszył ramionami.
- Nie widzę innej opcji niż zaryzykować w takim razie. Jednak wciąż polecałbym okrążyć planetę po orbicie nim rozpoczniemy jakiekolwiek planetarne operacje. Ten system jest zbyt podejrzany w mojej opinii. Zapętlone transmisje, absolutny brak jakiejkolwiek aktywności… taka sytuacja byłaby gwarantem zasadzki we flocie.

De Vries skinęła głowa.
- Zgadzam się, panie Garlik. Najlepiej było by odnaleźć najpierw stację orbitalną.

- Nie jest mi wiadome, żeby plany uległy zmianie. Z tego co wiem mamy znaleźć stację i od niej zacząć. Już wiemy, że nie zajmuje miejsca na orbicie geostacjonarnej. Nadal może jednak być po stronie planety pozostającej niewidocznej.
Ramirez po tych słowach odwrócił się i przytaknął ruchem głowy.
- Tak, musimy okrążyć planetę.

- Dobrze, nie będę, więc przedłużać. Kopię mapy roześlę w osobnym raporcie. Ewentualne dewiacje w kursie będą w niej zawarte. - Tytus ruszył parę kroków w stronę drzwi jednak zatrzymał się w bezpiecznej odległości od Ramireza i ponownie zwrócił się w stronę mapy - Ja pozostanę tutaj jeszcze trochę.

Pierwsza nie mogła się oprzeć wrażeniu, że Tytus wyraźnie unika bliskiego kontaktu z Ramirezem. Było to zastanawiające. Być może wynikało to z awersji Nadsternika do medyków. Ale żeby do tego stopnia? Ja samą, swego czasu, techkapłan onieśmielał, ale w tym przypadku chyba nie o to chodzi. Czyżby jej obecność była dla Garlika pewnym buforem, między nim a Ramirezem? Przypomniała sobie jak Marika skarżyła się, że jej zwierzchnik nie daje się opatrywać i jak niechętnie Tytus pozwolił jej się opatrzeć, a potem jeszcze to dziwne zachowanie z chowaniem opatrunku… Zapewne miał jakiś ku temu powód. Cokolwiek to jest, to jego sprawa. Jeżeli będzie chciał, to sam powie. Westchnęła, ona ma wystarczająco swoich problemów.

- W takim razie będę czekała na kopię mapy i zapewne zobaczymy się na mostku. - Uśmiechnęła się do Tytusa ciepło. Następnie zwróciła się do Wizjonera Silnika. - Czy mogę pana odprowadzić? Chciałabym z panem porozmawiać.
 

Ostatnio edytowane przez Joer : 27-11-2020 o 08:17.
Joer jest offline  
Stary 26-11-2020, 21:45   #236
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Maius 816.M41, pokład Błysku

- Tak - odpowiedział Ramirez i niemal dworskim zwyczajem odwrócił się w stronę drzwi. Ignorując damę, której wypadało podsunąć rękę. Choć najwyraźniej spotkanie kończyło się wcześniej niż planował to Techkapłan, to jednak przemierzał korytarz szybkim krokiem.

Pierwsza podążyła za techminęcją, szybko wyrównując z nim krok. Zdążyła jedynie pożegnać Nadsternika nieznacznym skinieniem głowy.
Kiedy szli razem korytarzem w stronę maszynowni, Amelia spojrzała uważnie na Ramireza.
- Ja chciałabym złożyć ci moje kondolencje. Przykro mi z powodu śmierci Ahaliona. - Mówiła cicho, tak, by tylko techkapłan mógł ją usłyszeć. - Mówiłeś, że był twoim przyjacielem. - Po chwili wahania, dodała. - Jeżeli chcesz, moglibyśmy potrenować walkę na miecze dziś wieczorem. Mi to pomaga oczyścić umysł.

- Tak - odpowiedział po czym zamilkł na moment. - Wysłałem wpis do kalendarza z rezerwacją terminu.
Maszerował równym krokiem i znów po chwili dopiero dodał: - Dziękuję.

Skinęła tylko głową w odpowiedzi.
Szli tak chwile w zupełnym milczeniu. W końcu, Amelia ponownie się odezwała.
- Chciałabym z tobą omówić sprawę, o której mówiliśmy wcześniej. Czy znasz miejsce, gdzie dwójka przyjaciół, mogłaby swobodnie porozmawiać?

Techkapłan zwolnił kroku. Przez chwilę coś analizował. Na kolejnym skrzyżowaniu zatrzymał się na moment.
- Tędy.

Po chwili schodzili na niższe poziomy statku. Nie windą. Jednym z zejść technicznych. Nagle znaleźli się na czymś, czego Amelia mogła nigdy dotąd nie uświadczyć. Byli na międzypokładzie. Przestrzeni, w której Ramirez musiał się schylić. Pod sufitem biegł szereg rur przepralatjacych się z przewodami. Wokół zniknęli ludzie. Nie było nawet techkapłanów. W zasadzie poruszały sie tu jedynie serwoczaszki diagnostyczne oraz co jakiś czas servitory naprawcze.

Ramirez doszedł do drzwi, które nie rozsunęły się gdy się zbliżyli. Zamiast tego musiał otworzyć je przekręcając sporej wielkości koło. Jego serwoczaszka oświetlała drogę. Ciężko było znaleźć jakiekolwiek inne źródło światła.

W pomieszczeniu było zimno i bardzo wilgotno. Było ono też duże, lecz małe jednocześnie. Ani w lewo, ani w prawo nie było widać jego zakończenia. Podobnie z sufitem, którego nie było widać. Ot ściana zaginała się gdzieś nad ich głowami. Za to ściana naprzeciwko drzwi… Ona była pokryta szronem, a znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Pomieszczenie miało metr szerokości.
- Tutaj możemy pomówić - Ramirez mówił ściszonym głosem. Dla jego dużej postury było tu ciasno.

Pierwsza rozejrzała się ciekawie dookoła, następnie weszła ostrożnie do środka za techkapłanem.
- Widać nie tylko ja mam swoją “słodką miejscówkę”. - Zażartowała. Widząc jednak niezrozumienie na twarzy Ramireza, pospieszyła z wyjaśnieniem. - To dość hermetyczny żart. Nieważne. - Wyciągnęła z kieszeni przy pasie latarkę i oświetliła wąskim strumieniem światła korytarz.

- Przejdę od razu do rzeczy. bo oboje mamy sporo pracy. Nie będę się rozwodzić nad przebiegiem naszej bieżącej misji, to omówimy zapewne na sali odpraw razem z pozostałymi oficerami. Chciałabym jednak ustalić szczegóły sprawy samych kapsuł kriogenicznych. Czy umieszczenie Winter w jednej z nich zwiększyłoby jej szansę na przetrwanie podczas podróży przez osnowę i jeżeli tak, to o ile procent? Najlepiej byłoby jakbyś to ty sprawował pieczę nad całym ładunkiem dla Chordy. Umożliwiłoby to nam swobodny dostęp do kapsuł. Natomiast jest to działanie, które pomoże nam utrzymać stan stagnacji, ale jej nie wyleczy. Bel nie daje jej szans na przebudzenie, a ty? - Spojrzała na Ramireza. - Jakie są szanse, że możemy ja obudzić?

- Nadal nie wiemy w jakim stanie są kapsuły, które mamy odnaleźć. Od ostatniego spotkania nie zmieniły się żadne posiadane przez nas dane. Stan Winter się pogarsza, ale w stabilny sposób. Prawdopodobnie bez kapsuł nie uda się ocalić jej ciała, a starsza nad chórem ma ocenić stan jej umysłu. Przygotowuję alternatywne rozwiązanie w stosunku do planu z kapsułami, ale szanse jego powodzenia będę mógł oszacować dopiero po działaniach Belitty będę mógł przedstawić konkrety.
Ramirez mówił powoli, a z jego ust unosiła się para. W tym miejscu było dużo chłodniej niż na pokładzie Błysku.

Kobieta objeła się ramionami. Przez chwilę rozważała słowa Ramireza.
- Bellitta potrzebuje trochę czasu by się przygotować. Co to za alternatywne rozwiązanie?

- Transfer świadomości. Na razie do zamkniętego obwodu, do czasu aż będziemy mieć dość godne ciało - Ramirez odpowiedział z takim spokojem, jakby odpowiadał na pytanie o to co zjadł na śniadanie.

Amelia przez chwilę rozważała słowa techkapłana. W końcu odezwała się, powoli wypowiadając słowa.
- Jest to jakieś rozwiązanie. Wszystko zależy od tego, czy jej mózg nie jest uszkodzony, a tego się nie dowiemy, jeżeli Bel nie spróbuje się z nią połączyć. W takim razie zostawmy tą rozmowę do czasu, aż Bel zakończy swoją pracę. Czy rozmawiałeś o tym rozwiązaniu z panem Barcą?

- Z seneszalem omawiałem kilka rozwiązań - odpowiedział Ramirez.

- Powiesz mi jakich? - Spytała Pierwsza.

- Nie ma takiej potrzeby. Zostały odrzucone - rzekł techkapłan.

Amelia skinęła krótko głową, nie zadając więcej pytań.
- W takim razie możemy wrócić do rozmowy po działaniach Bel. Muszę już wracać na mostek.

Ramirez ukłonił się lekko i ruszył do ciasnego przejścia za pierwszą oficer.




Maius 816.M41, apartamenty seneszala

Sędziwy szambelan wprowadził panią de Vries do salonu proponując poczęstunek i wskazując miejsce do zajęcia na wygodnej szerokiej sofie. Amelia zignorowała to zaproszenie, przemierzając w zamian rozluźnionym krokiem pokój i analizując bacznym spojrzeniem jego umeblowanie. Ozdobne bibeloty nie wzbudziły w niej równie dużego zainteresowania, co wystawiony w przeszklonej gablocie łańcuchowy miecz. Wprawne oko arcymilitantki bez trudu rozpoznało w tym orężu doskonałej jakości broń, która musiała charakteryzować się wysokimi parametrami wibracji zębów. Bezcenna pamiątka rodowa, wystawiona na pokaz i pokrywająca się ścieranym regularnie kurzem zamiast krwią wrogów dynastii. De Vries powątpiewała w to, aby Christo potrafił się umiejętnie posługiwać łańcuchowymi ostrzami, co utrwalało ją w przeświadczeniu, że spogląda na piękną broń skazaną dla zdobycia poklasku gości na wieczystą separację od chwały pola boju.

Salonowa biblioteka reprezentowała swoją zawartością bardzo szerokie spektrum tematów, od dzieł historycznych poprzez słowniki dialektyczne i analizy ustrojów politycznych do kompendiów astrograficznych, atlasów botanicznych oraz albumów ilustrujących stroje arystokracji i kleru. Przemieszane z traktatami teologicznymi, zainteresowały ją szczególnie pozycje z tematu historii wojskowości, nim jednak zdążyła sięgnąć po opasły tom opisujący przebieg rekonkwisty na Klebo, usłyszała demonstracyjne chrząknięcie ze plecami.

- Piękna kolekcja – powiedziała odwracając się w stronę stojącego w progu sąsiedniego pomieszczenia seneszala – Ogromnie żałuję, że brak czasu uniemożliwia mi pogłębianie wiedzy za pomocą równie interesujących dzieł, ale poczucie obowiązku jest dla mnie priorytetem. Choć oczywiście pewna jestem, że oboje podzielamy to przeświadczenie równie silnie.

Christo Barca uśmiechnął się powściągliwie w odpowiedzi, skinął głową wskazując Amelii sofę, sam zaś przysiadł na pufie po przeciwnej stronie niskiego kawowego stoliczka z ciemnobrązowego drewna.

- Obowiązki względem dynastii Coraxów są priorytetem dla nas wszystkich – odparł dyplomatycznie – Stąd też pomimo zaangażowania w równoległe projekty nawet nie pomyślałem o przesunięciu naszego spotkania na późniejszy termin. W czym mogę pani pomóc, pani de Vries?

Amelia usiadła na wskazanej jej przez Christo sofie.
- Zapewne już się pan domyśla celu mojej wizyty? - Rozejrzała się po pomieszczeniu raz jeszcze, czy służba seneszala zostawiła ich samych. Chciała porozmawiać z nim na osobności. Choć zdawała sobie sprawę, że raczej nie będzie to możliwe. - Czy moglibyśmy porozmawiać tylko w cztery oczy? - Spytała spokojnym tonem Barcę.

- Ależ oczywiście - odparł gospodarz - Percivalu, zostaw nas proszę samych.

Chociaż Amelia mogłaby przysiąc, że była w salonie wyłącznie w towarzystwie Barcy, znienacka w jednym z zakamarków pomieszczenia objawił się sędziwy szambelan, najwyraźniej wciśnięty jeszcze sekundę wcześniej pomiędzy biblioteczny regał i rozłożystą palmę rosnącą w wielkiej ozdobnej donicy. Kłaniając się arcymilitantce z szacunkiem, chudy jak patyk starzec opuścił dystyngowanym krokiem salon zamykając za sobą przesuwne drzwi pomieszczenia.

- Domyślam się, że sprowadza panią chęć uzgodnienia poczynań w kwestii pogrzebu czcigodnego Ahalliona, rozmowa na temat aktualnego stanu zdrowia lady Winter oraz konsultacje odnośnie wygłoszonej przez radio przemowy - powiedział Christo zakładając nogę na nogę i splatając dłonie palcami w zwyczajowy dla siebie sposób.

- Mniej więcej można tak to ująć. - Zgodziła się z seneszalem Amelia. - Jak duchowni przyjęli wieść o śmierci swojego zwierzchnika?

Christo uniósł leciutko brwi, co było zapewne przejawem konsternacji.

- Jeszcze z nimi nie rozmawiałem, pani de Vries - odpowiedział - Zamierzałem wpierw poddać pod ocenę koterii plan działania w tej kwestii. Nie chciałbym poczynić żadnego kroku w tak delikatnej materii, który nie został wcześniej skonsultowany z członkami naszej grupy.

- Rozumiem i całkowicie się zgadzam. W takim razie będziemy to mogli omówić dziś, podczas spotkania. Pani Bellitta chciała podzielić się z nami swoją wróżbą. Nie zdradzała szczegółów, ale odniosłam wrażenie, że to bardzo ważne. Jak również stan zdrowia Lady Winter. - Spojrzała uważnie na Barcę. - Jestem pewna, że wszyscy staramy się znaleźć najlepsze rozwiązanie tego kryzysu. Nie będziemy w stanie ukrywać jej stanu w nieskończoność. Ludzie nie widzieli Lady od miesięcy. Musimy im coś powiedzieć, zwłaszcza kiedy rozejdzie się wieść o śmierci wielebnego Ahaliona. Pan ma ogromne doświadczenie w pracy z ludźmi, na pewno pan już myślał nad rozwiązaniem tej sytuacji. - Wpatrywała się w Christo badawczo.

- Rozważałem kilka scenariuszy - przyznał seneszal - Niektóre zawierały czynnik otwartej konfrontacji z oponentami, ale pragnę wierzyć, że zdołamy zachować status quo. Czcigodny Ahallion zmarł broniąc nas tarczą swej wiary przed demonicznymi wpływami Osnowy. Lady Winter, chorująca już od czasu opuszczenia Port Wander, teraz doznała zapaści, ale jej stan jest stabilny i istnieją realne przesłanki, że szybko wybudzi się ze śpiączki. Tę wersję przedstawimy kapłanom oraz wybranym przedstawicielom kadry oficerskiej, z zachowaniem najwyższych klauzul poufności. Skonfrontujemy ich z obowiązkiem obrony życia i zdrowia lady Corax w chwili jej przejściowej słabości. W gruncie rzeczy nasza opowieść jest prawdziwa i nie sądzę, abyśmy prezentując ją poplecznikom Ahalliona dopuścili się grzechu kłamstwa wobec duchowieństwa.

Barca umilkł na chwilę wpatrując się z namysłem w porcelanowy czajniczek na blacie stolika.
- Spodziewam się, że możemy natrafić na sceptyków kwestionujących dotychczasowe poczynania naszej grupy. Szczególnie ważnym zadaniem będzie dla mnie zidentyfikowanie ich na jak najwcześniejszym etapie, zanim poczynią zbyt duże szkody. Kwestię ich neutralizacji możemy omówić w przyszłości, to na razie tylko roboczy koncept.

Pierwsza przyglądała się uważnie Christo, kiedy ten mówił. Zastanawiałą się na ile on sam wierzy w to co mówi, a na ile jest to próba manipulacji jej osoby. Medycy, którzy zajmowali się Winter, byli przecież jego ludźmi, na pewno doskonale zdawał sobie sprawę z jej stanu. Kogo próbował przekonać? Siebie samego, czy Amelię? Przez chwilę kusiło ją by uderzyć pięścią w stół i powiedzieć mu, co o tym wszystkim myśli. Ale to by nic nie dało. Muszę zachować spokój. Walka z nim nic nam nie da. W tej ciężkiej sytuacji musimy współpracować, dla dobra Rodu. Mimo, że nie zawsze zgadzała się z metodami seneszala, nie kwestionowała jego lojalności. Zawsze wiernie służył jej ojcu i jej siostrze. I teraz był im potrzebny.
- Z pewnością jest to kolejny temat, który musimy przedyskutować na zebraniu. Ta sprawa wymaga delikatności, każdy zbyt gwałtowny wstrząs może katastrofalnie wpłynąć na morale. W tej kwestii ma pan największe doświadczenie i cieszę się, że możemy z niego skorzystać, jak również to, że Lady Winter ma tak oddanego jej seneszala - Uśmiechnęła się do Barcy łagodnie.

- Zawsze jestem do dyspozycji - odrzekł Christo przyglądając się gościowi z leciutką podejrzliwością zrodzoną zapewne z potoku zgrabnych pochlebstw Amelii - Aby nie zawieść pokładanych we mnie oczekiwań, pragnę poświęcić resztę dostępnego przed zebraniem czasu na doszlifowanie propozycji, dlatego nie śmiałbym pani dłużej zatrzymywać.

Kobieta skinęła głową i podniosła się z siedzenia.
- Dziękuję za poświęcony mi czas, panie Barca. Jeżeli by mnie pan potrzebował, będę na mostku. - Mówiąc to, ruszyła do wyjścia, nie czekając aż odprowadzi ją sługa seneszala.

Christo wstał ze swojego miejsca kłaniając się uprzejmie na pożegnanie, lecz chociaż nic więcej nie rzekł, Amelia miała wrażenie, że czuje na plecach jego spojrzenie, dopóki nie wyszła za zewnętrzny właz apartamentów.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 10-12-2020 o 22:12.
Lua Nova jest offline  
Stary 30-11-2020, 19:17   #237
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Maius 816.M41

Chciała odpocząć ale nie była w stanie zmrużyć oczu. Starała się wypchnąć z myśli niepokój, ten jednak owijał się wokół jej szyi i utrudniał oddech. Ciemności zdawały się nabierać ciężaru, uciskać jej pierś.

Wątpliwości, które nigdy nie powinny mieć miejsca w tych, którzy oddali się Imperatorowi. Lady Winter… czy miłość do niej może sprowadzić na drogę herezji? Czy jej towarzysze zmierzają na nią sami? Co uczynić by wskazać im światło? Czy była odpowiednią osobą?

Bellitta usiadła na łóżku i przetarła twarz. Te spotkania… ich bliskość. Nazbyt niepokojąca.. Rozpraszająca. Wzięła głęboki wdech nim wstała z łóżka i sięgnęła po złożone starannie szaty. Jej sypialnia dawno już ogrzała się po wróżeniu, a jednak czułą chłód wieści, które karty z sobą przyniosły. Narzuciła na siebie niechlujnie szaty i ruszyła w stronę pokoi Melchadiela. Nie powinna czekać. Nie wiedziała, o której pierwsza odbędzie swe spotkania. Musiała przynieść im wieści. Po to tu była.

Starszy astropata powitał ją zaskoczonym spojrzeniem, ale nie zadawał pytań tylko obudził resztę chóru, podczas gdy ona przygotowała salę. Zapalanie świec, kadzideł i rysowanie odpowiednie kręgu uspokajało ją. Sprawiało, że jej umysł skupiał się na zadaniu, a nie wątpliwościach. Bose stopy dotykające chłodnej podłogi, przypominały że jest tylko prochem, mającym wypełniać wolę imperatora. Nie było czasu na sen.

Gdy wszyscy przybyli i zajęli swoje miejsca na obrzeżu kręgu, Bel zasiadła w jego środku. Ich ciche modlitwy wypełniły pomieszczenie, a ona czuła jak, mimo palących się świec, wokół swe macki rozciąga chłód. Jak szron pełznie po ziemi, wprawiając ich ciała w drżenie. Zamknęła oczy i zaczęła szukać. Roche… gdzie był? Co rzekła mu Aspyce? Jakimi siłami dysponował i… czy wolą Imperatora było by z nim walczyli? Tyle pytań, a ona wiedziała, że wystarczy odnaleźć go i zagłębić się w jego wspomnienia i myśli. Więc szukała.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-12-2020, 17:13   #238
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
24 Maius 816.M41, chór Błysku

Klęcząca na posadzce Mistrzyni Chóru miała na sobie jedynie szorstką tunikę, uszytą z materiału pobudzającego w zamierzenie drażniący sposób skórę. Usytuowana pośrodku ochronnego kręgu usypanego z pobłogosławionych proszków, zapadała coraz szybciej w stan pozornego uśpienia obserwowana szóstymi zmysłem swoich rozmieszczonych wokół towarzyszy. Ich kojące swą obecnością umysły były niczym kotwice utrzymujące jaźń Bellity w miejscu, chroniące ją przed zgubnym rozproszeniem i zatraceniem w bezkresie Aetheru. Otoczona tymi kotwami, astropatka sięgnęła umysłem poza ściany Chóru i zewnętrzny pancerz Tempesta.

Ekspansja Koronusa położona była na prawdziwych krańcach galaktyki, a jej gwiazdy należały do najstarszych w całej Mlecznej Drodze. Tym samym otaczająca je aura była niebywale silnie nasycona tysiącleciami historii tworząc psioniczną matrycę widzialną tylko dla mentatów. W esencji Osnowy otaczającej Grace odcisnęły się wspomnienia i emocje istot zamieszkujących ten system, nie tylko ludzi, ale również rozumnych gatunków, które poprzedzały w Koronusie kolonistów z Terry. Na peryferiach psionicznej świadomości Bel rozbrzmiewały widmowe syrenie śpiewy prehistorycznych cywilizacji, które obróciły się w proch nim człowiek stanął na dwóch kończynach. W ich tle rozbrzmiewał zew samych gwiazd, kondensujący w sobie energię narodzin i powolne dogorywanie.

Niewyobrażalny wiek tego regionu wszechświata robił na astropatce wstrząsające wrażenie, ledwie dając się objąć pojmowaniem wymiaru czasu. Nie chcąc się zagubić w tej gęstej aurze Mistrzyni skupiła zmysły na precyzyjnych czynnościach, które sobie wcześniej wyznaczyła. Przeczesując Aether za pomocą własnoręcznie stworzonych filtrów, poszukiwała jedynie niezbędnych informacji starając się ignorować otaczający ją szum.

Sprzyjały jej dwa czynniki: zdradliwy spokój Morza Dusz rozpalonego blaskiem odległego Astronomicanu oraz emocjonalne wsparcie pozostałych astropatów potęgujących swym szóstym zmysłem jej własną percepcję. Dzięki tej kombinacji potrafiła sięgnąć psioniczym talentem dalej niżli sądziła, zyskując przejrzystość widzenia równie zaskakującą jak w trakcie ostatniej sesji z Tarotem.

Chociaż Grace była oddalona o cztery dni lotu w podświetlnej, a sama planeta ledwie majaczyła na granicy sensorów okrętu, umysł Bellity bez trudu pochwycił unoszące się wokół globu strzępy gasnących sygnałów, które były jej tak znajome i bliskie. Chociaż nie potrafiła ich zinterpretować, w ułamku chwili utwierdziła się w przekonaniu, że na Grace istniał Chór podobny do jej własnego: grupa związanych ze sobą psioników obdarzonych błogosławieństwem Scalenia Duszy.

Kolonia Chordy miała na swych usługach stacjonarny Chór Astra Telepathica!

Podekscytowana tym odkryciem Mistrzyni wysłała w Aether powitalny zaśpiew, ale jej nieme wezwanie, powtórzone kilka razy, pozostało bez odpowiedzi. Uznawszy w końcu bezcelowość dalszych prób, Belita jęła poszerzać spektrum swego postrzegania na otoczenie Grace, tym razem skoncentrowana na odnalezieniu jakiegokolwiek śladu kapitana Rochy.

Wydawało się to trwać w nieskończoność, chociaż w wymiarze materialnym minęła zaledwie krótka chwila. W odległości jednego dnia lotu od Grace znajdowało się coś ukrytego przed Duchem Maszyny Błysku, ale nie dość dobrze zamaskowanego w obliczu nadludzkiego talentu Mistrzyni. Coś roztaczającego niepokojącą aurę zagrożenia i zarazem zbyt specyficznego dla zmysłów Bel, aby być dziełem natury. I naznaczonego mikroskopijnymi punkcikami życiowej esencji.

Rzuciła się na ten cień w Osnowie z drapieżną ciekawością, lecz chociaż wkładała w swe poczynania ogromne wysiłki, toń Morza Dusz mamiła jej zmysły nie pozwalając dojrzeć namacalnego dowodu na to, że naprawdę odkryła pozycję Dumy Sameteru. Zwabione płonącym w Immaterium płomieniem jej umysłu – jej duszy – w pobliżu jęły się gromadzić półrozumne byty Osnowy, gibkie i szybkie kształty gorejące przeażającym i nienasyconym głodem. Umknęła przed nimi z równą gracją znakując w myślach przybliżoną pozycję dziwnej aury. Zmieniając skalę swej projekcji przesiewała teraz esencję przestrzeni systemowej umacniając się w przekonaniu, że na Grace wciąż bytowało rozumne życie i że Błysk nie był samotny w lodowatej próżni kosmosu.

I że naznaczona piętnem Wielkiego Nieprzyjaciela aura grozy wciąż odciskała swój ślad na jej psychice.
 
Ketharian jest offline  
Stary 01-01-2021, 15:48   #239
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post drużynowy

Sala konferencyjna Błysku

Seneszal zwykł przychodzić na umówione spotkanie z wąskim marginesem pięciu minut wyprzedzenia - w sam raz, by zachować pozory grzeczności. Nie poczuł się zatem zdziwiony widokiem dwóch czekających w pomieszczeniu kobiet. Pierwsza oficer i Mistrzyni Chóru naradzały się półgłosem, umilkły jednak na widok niosącego w rękach plik dokumentów Christo. Ubrany w nienaganną czerń Barca ukłonił im się zgodnie z protokołem, a następnie usiadł przy wypolerowanym blacie po przeciwnej stronie.

Prezbiter Ramirez wszedł do sali dokładnie o ustalonym czasie, a przynajmniej takie wrażenie odniósł seneszal, który w przeciwieństwie do Wizjonera Napędu nie posiadał organicznego chronometru i nie wiedział, że naczelny techkapłan rodu Coraxów pozostawił sobie całe półtorej sekundy buforu przed nadejściem nieprzekraczalnego terminu w harmonogramie dziennej aktywności.

Tytus Garlik spóźnił się zaledwie kilka minut i chociaż w normalnych okolicznościach seneszal posłałby mu karcące spojrzenie, Christo zdawał sobie sprawę, ile godzin dziennie Nadsternik spędzał na mostku fregaty wsłuchując się w śpiew eteru, pomruki serwitorów diagnostycznych oraz basowe buczenie instrumentów pomiarowych. Regularnie pozostawał na mostku przez całą dobę, nawet na chwilę nie odrywając oczu od taktycznych hologramów.

Tytus skinął głową na powitanie wszystkim zgromadzonym. Podszedł z rozpędem i usiadł na swoim zwyczajowym miejscu obracając się z wątłym piskiem nie naoliwionego mechanizmu obracającym krzesłem. Lekko uśmiechnął się z tego dźwięku usatysfakcjonowany faktem, że po pierwsze, udało mu się tak je zużyć, a po drugie, że nikt z typowej ekipy konserwatorów nie został wpuszczony do sali by uniemożliwić umieszczenie podsłuchu.

-Opowiedziałbym dowcip tygodnia, ale brakuje nam naszego bohatera Visshera, poczekam. - Tytus rozejrzał się zdziwiony po obecnych - Wszyscy są strasznie milczący… jeśli chodzi o zmianę 13D w kursie, to naprawdę optymalizuje ona nasz przelot. Piękne wschody słońca w strefie rekreacyjnej są czystym przypadkiem.

Bel przytaknęła ruchem głowy, nadal siedząc w ciszy obok Amelii. Noc była dla niej bardzo męcząca, nie chciała jednak odwlekać przekazania zdobytych informacji dłużej niż jest to konieczne.

- Tym razem… spotkaliśmy się na moją prośbę. Imperator był łaskawy i ofiarował mi bardzo… czytelne wizje. - Powiedziała cicho spoglądając na zebranych. - Poczekajmy jednak na nawigatora.

Nie musieli długo czekać. Visscher wszedł słysząc jeszcze ostatnie słowa Bel, gdy zostawiał swoje służki przed drzwiami sali konferencyjnej. Wyglądał na wypoczętego i rześkiego, tak jakby trudy ostatniej przeprawy nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Nie była to tyle zasługa snu jaki zmorzył go na długie dni, co szerokiej gamy kojących balsamów i serum oraz dekoktu wstrzykiwanych dożylnie środków farmakologicznych. Nawigator przywitał wszystkich wedle starszeństwa, tak jak nakazywał protokół i zasiadł na swoim miejscu, oczekując rewelacji Mistrzyni Chóru.

Seneszal - wiercący się niecierpliwie od chwili, w której usłyszał słowa Bellity - pozdrowił przedstawiciela Navis Nobilite skinięciem głowy, po czym wbił roziskrzone spojrzenie w oblicze astropatki.

Nadsternik skinął głową w stronę astropatki.

- No, jestesmy w komplecie. Jesteśmy gotowi na wieści. I spokojnie - Tytus uśmiechnął się szeroko - jestem całkiem pewien, że gorzej być nie może. Każda, nawet najdrobniejsza, informacja jest czymś pozytywnym.

Panna de Vries powitała każdego wchodzącego mężczyznę ruchem głowy, a spóźnialskiego Tytusa nawet pobłażliwym uśmiechem. Zajęła miejsce obok Bel i w ciszy czekała na jej sprawozdanie. Miała nadzieję, że spotkanie nie nadwyręży zbytnio i tak już zmęczonej Bellitty. Z zachęcającym uśmiechem podsunęła jej szklankę wody.

Ramirez zasiadł przy stole obok Tytusa. Zdawał się nieobecny jak zwykle. Jego umysł przepełniał szereg odczytów płynących z różnych części statku. Na moment tylko grymas pojawił się na jego twarzy, gdy kręcący się fotel jego sąsiada zaskrzypiał kolejny raz. Twarz exploratora nie drgnęła gdy jeden z jego mechadendrytów z gracją grzechotnika sunął do podstawy siedzenia Mistrza Pustki. Skrzypienie ustało, a wokół Nadsternika zapachniało uświęconymi olejami.

Bel podniosła się ze swojego miejsca. Ułożyła dłoń na pulpicie stołu i ustawiła by wyświetlił mapę najbliższego uniwersum.
- Postanowiłam spróbować odnaleźć Roche. Byłam ciekawa jego motywacji dla tej misji. Czy towarzyszą mu inni astropaci. Znajduje się on jeszcze w osnowie. To niestety utrudniło mi poszukiwania. Imperator pomógł mi jednak. - Astropatka wskazała miejsce na mapie. - Gdzieś tutaj znajduje się Duma Sameteru. Poprosiłam też Imperatora o wizję kapitana Rochy. Pierwsza kartaj zawierała obraz mężczyzny w galowym uniformie Wolnej Floty, z Glejtem w dłoni. Aura Excuterii aepatowała symboliką odwagi i zdecydowania. Początkowo zdawało mi się, że nie pasuje do pozostałych kart. Drugą był Heretyk, złowieszcza ikona Discordii wręcz przesiąknięta w tym momencie esencją zdrady. Rocha, człowiek dzielny jak na prawdziwego Wolnego Kupca przystało, skonfrontowany z wizją zdrady. Wahałam się kto go zdradził. Czy przez swoją załogę czy kogoś, a może przez... Aspyce Chorda.

Przez chwilę milczała spoglądając na mapę.
- Przyznam jednak, że nie z tego powodu poprosiłam o to spotkanie. Wyczułam życie na Grace. Tam na pewno są ludzie.. ludzie i według mnie… coś jeszcze. Na Grace istnieje Chór podobny do tego który mamy na Błysku. Mogę spróbować się z nim skontaktować. - Opuściła wzrok i wygładziła nieistniejące załamanie na swej szacie. - Było też coś w wizji Rochy co mnie… przeraziło. - Nieco niepewnie wydobyła z szaty talię kart i położyła na stole oko grozy.


- Podstępna natura Chaosu, pierwotna esencja Immaterium będąca kośćcem demonicznych bytów próbujących wedrzeć się za Zasłonę. Cokolwiek miało przywieść kapitana Rochę do zguby bądź upadku, miało swe korzenie w spaczonej mocy Wielkiego Nieprzyjaciela. - Bel westchnęła. - To… Chaos może być przyczyną zguby kapitana Roche… i może też naszą. Od jakiegoś czasu coś niepokoi moje zmysły i teraz jestem niemal pewna, że to ta niepokojąca aura. Gdzieś w pobliżu Chaos wywiera korodujący wpływ na materialny wymiar wszechświata, wsącza swą mutagenną truciznę w świat praw fizyki, matematyki i biologii, w ludzki umysł. Otwiera bramy piekieł. Nie wiem czy przyjdzie się nam z nim zmierzyć na Grace, czy też przybędzie wraz z Roche… ale będziemy musieli stawić mu czoła.

Visscher z kurtuazją skłonił się Bel, doceniając kunszt astropatki. Wszak odnalezienie Dumy Sameteru było jak… było jak odnalezienie okrętu w burzy chaosu… Umiejętności Bel były zaiste imponujące. Nawigator zainteresował się głównie koordynatami nawigacyjnymi podanymi przez mistrzynie chóru, próbując ocenić ile mają czasu do przybycia statku Rochy i na jakie też mogli wpaść po drodze kłopoty, które tak znacznie wydłużyły podróż konkurencyjnego Rogue Tradera.

-Trzy dni. Za tyle dni pojawią się w systemie. Musieli wpaść na bardzo niesprzyjające warunki w Osnowie, skoro tranzyt zajmie im tyle czasu. - oznajmił nawigator studiując w głowie teraz znaną mu już niemal na pamięć mapę Osnowy tegoż rejonu.

Ramirez powiódł spokojnie twarzą w stronę Belitty. Na moment przymknął oczy i skłonił się z godnością.
- Gratuluję ustalenia tych informacji. Żaden z naszych sensorów nie byłby w stanie tego dokonać. Chwalmy Imperatora bo jest Wielki, a jego chwała trwa na wieki - powiedział monotonnie i bez uczuć jak zwykł dotąd przemawiać.
- Obawiam się, że obecność ludzi na planecie nie zmienia niczego w naszej sytuacji. Ludzie nigdy nie byli na liście Chordy. Nie jest naszym celem ani ich ratowanie, ani unicestwianie. W pierwszej kolejności musimy znaleźć stację medyczną. Aktualnie przypuszczamy, że jest po drugiej stronie planety albo spadła gdzieś na jej powierzchnię. Zwłaszcza ta druga opcja byłaby bardzo niekorzystna dla naszej sprawy. Zyskaliśmy za to ogromną przewagę w kwestii Roche. Czy w ciągu trzech dni zdążymy dotrzeć do orbity geostacjonarnej planety? Kryjąc się w jej “cieniu” moglibyśmy zyskać ogromny element zaskoczenia. Na ten moment jesteśmy w stanie zwiększyć moc silników o 12,43%. Pytanie czy to wystarczy, żeby doprowadzić statek na miejsce zanim w systemie pojawi się drugi okręt.
Ramirez mówiąc to patrzył na nadsternika. On jako techkapłan znał możliwości statku. Ale to Tytus Garlik potrafił tak wykorzystywać moc silników, żeby zmaksymalizować prędkość. Kosmos pozostawał w ruchu cały czas. Największym błędem poznawczym człowieka było wyznaczanie najkrótszej trasy z punktu A do B przy użyciu linii prostej. Zwykłe pole grawitacyjne pasa asteroidów mogło spowodować, że wprawny pilot nadrobi dzień, a żółtodziób ów dzień straci. I było to całkowicie niezależne od parametrów mechanicznych okrętu.

- Panie Visher czy w oparciu o uzyskane dane jestesmy w stanie przewidzieć miejsce przybliżone miejsce wyjścia okrętu z osnowy?

Amelia słuchała słów Bel uważnie. Na wzmiankę o Chaosie lekko zadrżała. Przez chwilę przed jej oczami mignęła straszna wizja, wspomnienie zdarzenia sprzed lat. Jednak słysząc rzeczowy ton nawigatora, otrząsnęła się ze swych wspomnień.

- Jakie ryzyko niesie kontakt z Chórem na planecie? Czy skoro ty ich wyczułaś, to oni ciebie też? - Zwróciła się do astropatki. - Istnieje możliwość, że tamten Chór jest skorumpowany, prawda?

- Nie tylko mnie… lecz cały chór Błysku. Jeśli nasłuchują nasza obecność raczej nie pozostała niezauważona. Jednak czy jest skorumpowany… nie wiem. - Bel pokręciła głową. - Ryzyko jest takie, że… jeśli uznają nas za wrogów. Mogą zaatakować. - Mówiąc to spojrzała na Tytusa.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-01-2021, 19:26   #240
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
24 Maius 816.M41, sala konferencyjna Błysku

Pomimo funkcjonującej klimatyzacji w pomieszczeniu zrobiło się znienacka zimniej; jakby oświadczenie Mistrzyni Chóru zdjęło dreszczem zgrozy niektórych uczestników spotkania. Niewiele istniało we wszechświecie zagrożeń budzących w bogobojnych imperialistach większy lęk niż zakusy Wielkiego Nieprzyjaciela. Wychowywani od chwili narodzin w ortodoksyjnym kulcie Imperatora, ludzie ci częstokroć unikali nawet wypowiadania słowa „Chaos”, by nie przyciągnąć do siebie do siebie uwagi demonicznych bytów.

Nikogo zatem nie dziwił widok seneszala, który wyciągnął z kieszeni modlitewny sznur i obwiązał nim sobie palce lewej dłoni dzieląc uwagę pomiędzy konwersację towarzyszy i niemą modlitwę. Oczy Barcy spoczęły na osobie podnoszącego się z miejsca Visschera.

Nawigator wstał i podszedł do mapy systemu wodząc po niej palcami, jakby ustalając sobie tylko znane kąty i kierunki. O ile przybliżone ustalenie czasu wyjścia Dumy Semesteru było relatywnie proste, tak w miare dokładne określenie miejsca należało już do rzeczy wymagających bardziej skomplikowanych obliczeń i jedynie wtedy gdy miało się komplet potrzebnych informacji. A tych Visscher miał jak na lekarstwo. Barthelem popatrzył jeszcze chwilę na mapę i po zastanowieniu oznajmił:

- Nie jestem w stanie przy tej ilości danych określić, gdzie wyłoni się okręt Rochy. Ich nawigator może wyznaczyć punkt Mandeville w dowolnym punkcie sfery otaczającej Grace lub jej słońce. Mógłbym jedynie zgadywać, ale to byłby czysty i kompletnie nieuzasadniony hazard.

Pierwsza podeszła do mapy systemu i stanęła obok nawigatora. Przyglądała się przez chwilę obrazowi układu, następnie podniosła wzrok na pozostałych oficerów.

- Wobec tego pozostaje skupić się na poszukiwaniach stacji orbitalnej oraz, jak zaproponował pan Ramirez, ukryć się w cieniu orbity planety zanim pojawi się Duma Sameteru. Dałoby nam to znaczącą przewagę. Ponawiam pytanie jego techminencji, panie Garlik. - Zwróciła się do nadsternika. - Czy jesteśmy w stanie dotrzeć do orbity przed pojawieniem się naszego rywala?

- Pozostaje jeszcze kwestia, co zrobimy, kiedy pojawi się Roche. - Kontynuowała. - Niewątpliwie ukrycie i atak z zaskoczenia dał by nam bezsprzeczną przewagę. Jako doświadczony żołnierz skłaniałabym się do likwidacji rywala, by uniknąć kłopotów i komplikacji, zwłaszcza jeżeli faktycznie przywiódł by z osnowy zagrożenie. Z punktu widzenia taktyki bitewnej jest to najbardziej optymalne rozwiązanie dla nas. Jednakże jest to też działanie wysoce niehonorowe i sprzeczne z moim kodeksem moralnym. Być może moje skrupuły mogę się wam wydać śmieszne, ale atakowanie nieświadomej niczego załogi i kapitana Rocha, który w dodatku zapewne nie zdaje sobie sprawy, że Aspyce go wrobiła w rywalizacje, budzi mój wewnętrzny sprzeciw. Skłaniałabym się do pokojowego rozwiązania, próby ułożenia się z Roche. Z wróżb Bel wynika, że to człowiek honoru, być może zyskalibyśmy sojusznika. Jeżeli miał kłopoty podczas podróży przez osnowę, może nie będzie chciał stawać z nami do konfliktu i uda się go przekonać, by odpuścił.

- Powinniśmy też rozważyć co stanie się gdy Rochę przeszedł na stronę Chaosu lub gdy.. ten obecny jest na planecie. - Bel spojrzała tutaj na Barcę. - Czy mamy jakiekolwiek szanse?

Tytus wyrwany z zamyślenia spojrzał ostrożnie w bok. Wyprostował się na krześle i skłonił głową.

- Nasz czas dotarcia pozostanie bez zmian, zostało półtora dnia, już teraz nasz kurs zakłada najszybsze dostanie się na orbitę Grace. Moglibyśmy przyspieszyć i szybciej dolecieć w okolice samej planety, ale nie zdążylibyśmy wyhamować i w rezultacie stracilibyśmy więcej czasu. Nadal powinniśmy mieć od półtora do dwóch dni przewagi minimum nad Dumą Sameteru. Trzeba pamiętać też, że ich podróż przez system też będzie się potencjalnie wliczać.

Tytus zawahał się przed kontynuowaniem.

- Pytanie brzmi czy nie powinniśmy już teraz wyznaczać kursu do najbliższego punktu skoku. Chaos… to nie jest coś z czym możemy się obecnie zmierzyć. Już podróż przez osnowę jest niebezpieczna, jeśli coś z tamtąd przedostało się do naszego świata, to trzeba się zastanowić czy ucieczka nie jest lepszą opcją. Okręt nie ma misjonarza, bez oparcia duchowego… - nadsternik nie dokończył.

-Rokowania są znacznie bezpieczniejsze dla obu stron, ale opcję siłową należy także rozważyć i co ważniejsze trzeba być na taką ewentualność przygotowanym. W tej kwestii niestety nie jestem zbyt wiele w stanie doradzić, szczęściem jednak są wśród nas żołnierze, którzy mogą szczegółowo wyrazić ekspertyzę na temat możliwości bojowych Dumy, oraz ocenić nasze szanse w możliwej walce. - Visscher skłonił się Archmilitantce, Techkapłanowi i Pierwszemu Pilotowi: - ja jedyne co mogę ze swojej strony przygotować, to plany kolejnego skoku, gdyby łaska Imperatora nam nie sprzyjała i musielibyśmy się ratować.

Amelia zwróciła się do Tytusa.
- Na razie nie wiemy, czy faktycznie Roche przywiedzie ze sobą tak wielkie niebezpieczeństwo. Od początku wiedzieliśmy, że pakujemy się w niebezpieczną misję. Nie powinniśmy postępować pochopnie i w panice. Jeżeli uda nam się dotrzeć na orbitę i tam ukryć, będziemy mogli przyjrzeć się wszystkiemu uważniej. Ród musi zarabiać panie Garlik. Zużyliśmy dużo zasobów by dotrzeć na Grace, potrzebujemy profitu z tej misji. Przypominam, że stan finansowy Coraxów nie jest najlepszy. Nie stać nas na podejmowanie się misji i nie wykonywanie ich. Nie stać nas też na reputację tchórzy i niesłownych. Potrzebujemy protekcji Aspyce jeżeli zamierzamy dalej eksplorować Koronusa i nie stać nas na razie na to, by robić sobie w niej wroga. Jeżeli jednak okaże się, że sytuacja nas jednak przerasta, będę pierwszą osobą, dającą rozkaz odwrotu. Dlatego też. - Odwróciła się do nawigatora. - Plany kolejnego skoku i przygotowania do niego zostawiam panu, panie Visscher. - Następnie zwróciła się do Bel. - Proszę nadal monitorować sytuację Chóru na Grace, na tyle dyskretnie na ile to możliwe. Czy istnieją sposoby by się jakoś zabezpieczyć przed potencjalnym atakiem psionicznym? Zwiększyć bezpieczeństwo załogi w tym względzie?

Znów zwróciłą się do Garlika.
- Co do przewodnika duchowego, to Pan Barca zajął się już tą sprawą i z tego co mi wiadomo, miał nam na dzisiejszym posiedzeniu przedstawić kandydatów na następcę wielebnego Ahaliona. Na pewno, po udzieleniu pani Bellittcie odpowiedzi na jej pytanie, wprowadzi nas także w tą sprawę. Panie Christo, bardzo proszę. - Wykonała zachęcający gest w stronę seneszala.

- Niestety nie ma sposobu by ochronić się przed atakiem. Na szczęście raczej zaatakowana zostanie jedna osoba.. może kilka. Więc myślę, ze warto by było by osoby kluczowe miały osobę "sprawdzającą" która zareaguje gdy zaatakowany zacznie zachowywać się dziwnie. - Bellita odpowiedziała spokojnie. - Zalecałabym też wstrzymać się od stosowania używek, które mogą osłabić ludzką wolę.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 12-01-2021 o 14:25.
Lua Nova jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172