Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2020, 13:51   #234
8art
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
25 Maius 816.M41, Kwatery Nawigatora

Obudził się w końcu. Ostatni skok do Osnowy pamiętał jak przez mgłę. Wiedział, że minąć musiało co najmniej kilka dni, gdy zapadł w jedynie podtrzymywany lekkimi medykamentami sen, po niemal dwumiesięcznym tranzycie.

Gdy do jaźni Nawigatora dotarły raporty końcowe z tranzytu i sytuacji na mostku, Visscher rozpoczął procedurę wyjścia z transu. Kombinacja psalmów dziękczynnych, zmiana podawanych dożylnie substancji spowodowała i pomocy służek spowodowały, że Barthelem w przeciągu trzech kwadransów zapieczętował trzecie oko, pozbył się grzesznego nasienia, i powrócił do normalnego dla śmiertelników trybu percepcyjnego.

Tym razem jednak zgodnie ze zwyczajem nie udał się na mostek odebrać podziękowania. Tranzyt zmęczył go nieporównywalnie bardziej niż jakikolwiek inny skok w przeszłości. Psychiczny pojedynek z demonem spowodował nie tylko mentalną traumę, ale i fizyczne rany, inne od rytualnych blizn na plecach. Nie chciał aby w takim stanie zobaczono go na mostku. Nawigator, zgodnie z przyjętym protokołem odesłał swą seneszalkę na mostek, a sam podtrzymywany ramionami delikatnych służek udał się do swych kwater.

Tradycyjnie przyjął na swe barki serię uderzeń biczami z cielęcej skóry i na tak już przygotowane ciało położono lecznicze balsamy, ale tego już Barthelem nie pamiętał, bo zasnął.

Obudzono go zapewne przedwcześnie ale seneszalka powiadomiła go o przybyciu arcymilitantki. Nawigator zwlókł swe ciało z łoża i zaczął się modlić. Świta poczęła zaś wdziewać na niego przygotowane zawczasu szaty. Już nie było mowy o pozbyciu się nasienia z nabrzmiałej po wypoczynku erekcji. Nie wypadało aby jej ekscelencja pani komandor czekała na skromnego sługę Imperatora. Nawigator czym prędzej wyszedł do skromnie urządzonej sali dla gości, bo czymże były skromne zdobne złotem i diamentami obrazy ze scenami z życia boskiego Imperatora w porównaniu z jego prawdziwymi zasługami dla ludzkości.

Zignorował służbę, która miała zaanonsować jego przybycie i wszedł czym prędzej do sali. Rozłożywszy dłonie w powitalnym geście

- Witam szlachetną pannę de Vries i całego serca przepraszam iż kazałem na siebie tak długo czekać. Czym zaskarbiłem sobie tę wizytę

Amelia oczekując na przybycie nawigatora, przyglądała się obrazom. były niewątpliwie piękne i bardzo kosztowne. Zastanawiała się ilu ludzi można by nakarmić za taki majątek. Nigdy nie rozumiała zamiłowania wysoko urodzonych, do całego tego przepychu. Owszem rozumiała takie przyjemności jak dobre jedzenie i wino, nawet ona czasem lubiła ładne rzeczy, ale we wszystkim należy mieć umiar. Sama lubiła prostotę. Ciekawe ile z tych scen wydarzyło się naprawdę, ile zostało podkoloryzowanych, a ile to stek bzdur? Jej rozmyślania przerwało nadejście gospodarza.

Pierwsza podniosła się z fotela, zbyt wyszukanego jak na jej gust i niezbyt wygodnego. Przez głowę przeszła jej myśl, na ile to celowy zabieg, a na ile jej własne preferencje. Nie miała już jednak czasu na dalsze rozważania, pan Visscher oczekiwał odpowiedzi na powitanie.

- Imperator strzeże. - Pozdrowiła nawigatora standardowym pozdrowieniem. Obiło jej się już o uszy, że pan Barthelem jest osobą bardzo religijną. W sumie nie powinno jej to dziwić, skoro zrekrutował go Christo. - I ja pana witam, panie Visscher. proszę się tym nie przejmować, nie czekałam długo. - Obdarzyła nawigatora ciepłym uśmiechem. - Mam nadzieję, że czuje się pan już lepiej i dochodzi do siebie po tak długiej podróży przez osnowę. Cała załoga jest panu niezmiernie wdzięczna za bezpieczne przeprawienie Błysku Cieni przez tak trudną i niebezpieczną podróż. To prawdziwe błogosławieństwo Wiecznego Boga, że jest pan z nami.

Nawigator wyraźnie wyprostował się słysząc imperialne pozdrowienie, po czym uczynił kilka religijnych gestów z nabożną miną.

- Jestem jedynie skromnym sługą Imperatora, ale dziękuje za słowa uznania. Podróż była w rzeczy samej trudniejsza niźli wszyscy się tego mogli spodziewać, ale z Omnisjasza pomocą udało nam się przebrnąć przez Osnowę.

Visscher odwrócił się do kredensu aby wyciągnąć butelkę przedniejszego alkoholu. Samo w sobie nie stanowiło niczego nadzwyczajnego jednak pozwoliło dostrzec rozmówczyni plecy nawigatora a to już nie było zwykłym widokiem. Szata Barthelema miała z tyłu głeboki dekolt odsłaniający umięśnione łopatki, albo raczej to co mogłoby nimi być. Plecy mężczyzny były jedną wielką połacią potwornych blizn. Trudno było dostrzec choćby skrawek zdrowej skóry. Pręgi ciągnęły się długimi pasami, niektóre zdawały się całkiem świeże. Barthelem jak gdyby nigdy nic przekazał kielich Amelii i uśmiechnął się powściągliwie:

-Mam cichą nadzieję, że nie sprawiłem zbyt wielu kłopotów załodze na statku podczas tranzytu.

Widok pooranych bliznami pleców Visschera nie zrobił na Amelii wrażenia. Widziała już w swoim życiu wiele zboczeń i dziwactw u szlachetnie urodzonych, a nawigatorzy cieszyli się pod tym względem bardzo złą sławą. Patrzenie w otchłań odbija się na psychice. Jej medyczne wyszkolenie podpowiadało jej, że blizny powstały w wyniku biczowania, ale czy było to duchowe uniesienie, czy masochiczne skłonności, Pierwsza wolała nie wiedzieć.

Kiedy Barthelem odwrócił się do niej ponownie, trzymając naczynie z trunkiem, powstrzymała go ruchem ręki.
- Wybaczy pan, ale podziękuję. Jestem na służbie. I nie sprawił pan nikomu kłopotu, wręcz przeciwnie. Dzięki panu i panu Garlikowi, ominęliśmy większość niebezpieczeństw. Niestety, podczas wychodzenia z osnowy, zmarł wielebny Ahalion. - Dodała ze smutkiem. - Wkrótce odbędzie się ceremonia pogrzebowa. Wiem, że nie miał pan sposobności go poznać, ale może chciałby pan w niej uczestniczyć i razem z pozostałymi żalobnikami wznieść modły do Złotego Tronu za duszę zmarłego. - Stała przed nawigatorem, czekając aż gospodarz da znak, że mogą usiąść.

Barthelem nie przejął się bardzo śmiercią kapłana, którego w dodatku nawet nie poznał. Takie wypadki podczas lotów w Osnowie częścią skalkulowanego ryzyka, ale nie dał po sobie poznać, że jest mu to obojętne. Na chwilę zamilkł w smutnej zadumie, po czym dopiero oświadczył:

- Niechaj jego duszę strzeże Imperator… Bardzo mi przykro z powodu tej straty i że nie zdołaliśmy jej uniknąć wiodąc okręt przez Osnowę. Oczywiście, że wezmę udział w nabożeństwie żałobnym.

Na chwilę zamarł speszony:

- Przepraszam. Przez to wszystko zupełnie nie wiem gdzie podziały się moje maniery. Spocznijmy. - wskazał fotele: - Może zatem zacnej, terrańskiej herbaty, lub chociaż wody? Każe służbie przygotować posiłek…

Pani Komandor usiadła na wskazanym przez nawigatora miejscu i ponownie uśmiechnęła się do niego.
- Herbata w zupełności wystarczy, dziękuję. Nie zajmę panu dużo czasu. Nie chcę nadwyrężać pana sił. - Podniosła wzrok na wyższego od niej mężczyznę. - Podczas tranzytu odbyło się jedno spotkanie wysokich oficerów, na którym, z oczywistych powodów, nie mógł pan być. Uznałam, że ze względu na naszą dotychczasową współpracę, powinien być pan zaznajomiony z tematem tamtego spotkania. Czy moglibyśmy omówić to na osobności?

- Tak oczywiscie. - Choć w głowie kołatało mu się, o czym też archmilitantka chce z nim rozmawiać na osobności, gestem dłoni przepędził służbę z pomieszczenia. Sam nalał miłemu gościowi herbaty i zasiadł naprzeciw w fotelu zainteresowany: - A zatem w czym rzecz?

Amelia poprawiała się na fotelu i nachyliła bliżej gospodarza. Ściszyła też znacznie głos, by tylko Barthelem mógł ją usłyszeć. Jej głos lekko drżał, nadal był to dla niej ciężki temat, ale chciała być szczera z nawigatorem. Nie tylko zachował dla siebie stan Winter, ale także bardzo pomógł im podczas spotkania z Lady Aspyce.
- Temat rozmowy był powiązany poniekąd z Lady Kapitan. Wie pan doskonale jak poważny kryzys doświadczył Ród Coraxów. Stan Lady Winter jest poważny. Nie ukrywam, że wiąże duże nadzieje w misji na Grace i sprzęcie medycznym, który mamy zdobyć dla Lady Chordy. Każdego dnia modlę się do Imperatora o jej zdrowie. - Mówiąc o tym, przegryzła wewnętrzną stronę policzka, by nie zdradzić targających nią emocji. Po śmierci Ahaliona, jej nadzieja coraz bardziej gasła. Coraz trudniej było odpędzić myśl, że być może straci Winter. Że każdy skok w osnowę, to ogromne ryzyko dla jej siostry.

Wzięła głęboki wdech. Strach zabija duszę… pomogło.
- Przeciągająca się nieobecność Lady Kapitan, bardzo źle wpływa na załogę i morale. A niepewny stan jej zdrowia skłonił mnie do podzielenia się z wysokimi oficerami dość istotną informacją, którą ukrywałam przed wszystkimi. - Znów głos jej zadrżał, ale się opanowała. - Informacją, że jestem córką Lorda Gunara Coraxa.

Visscher nawet nie próbował ukryć zaskoczenia. Może i był szkolony w naukach dyplomacji, ale ani nie odczuwał potrzeby ukrywania emocji w rozmowie w cztery oczy, a poza tym rzeczywiście był zaskoczony.

- To… to… Cóż nie wiem co powiedzieć… - patrzył zdumiony na archmilitantke, w końcu uśmiechnął się szeroko, szczerze i rozpuścił ręce tak jakby miał zamiar uścisnąć oficerkę, ale szybko pomiarkował swój gest. Na ile to było możliwe tonem spokojnym i życzliwym powiedział: - Myślę, że to dla okrętu świetna wiadomość pani. Rad jestem wielce, bo w trudnej do określenia sytuacji z Lady Winter, jest pani Amelią gwarantem przyszłości. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie żebym źle życzył Lady Winter, niech jej Omnisjasz i Imperator darza zdrowiem, ale jeśliby doszło do najgorszego, to rozumie pani, iż jest spadkobiercą listów żelaznych. Rozumiem, że ta rewelacja ma pozostać między nami.

Nawigator zamilkł na chwilę, po czym gładząc podbródek z wyraźnym zadowoleniem na twarzy i w geście zamyślenia spytał:

-Na ile potwierdzona jest to informacja. Proszę zrozumieć, że jeśliby doszło do sytuacji, gdzie należałoby oficjalnie potwierdzić twą tożsamość pani, to taka deklaracja nie wystarczy.

- Będę wdzięczna za dyskrecję. Oczywiście mam dokumenty i wyniki badań. Techminencja Ramirez powtórzył także badanie genetyczne. Jestem pewna, że podzieli się wynikami na kolejnym spotkaniu. Natomiast proces uznania mnie oficjalnie za dziedziczkę glejtu wymaga powrotu do Imperium i wszczęcie odpowiedniej procedury. Mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne i moja siostra obudzi się. Ale jeżeli wolą Imperatora będzie bym to ja wzięła na swoje barki ten obowiązek, chcę by odbyło się to zgodnie z prawem i z błogosławieństwem Złotego Tronu.

- Tak pani. Ta rozmowa nie wyjdzie poza ściany tego pokoju. Chciałbym jednak zapytać, bo domyślam się, że nie jest to tylko nasza tajemnica, kto jeszcze zna twą tożsamość.

- Pan Mauricio de Corax, pan Barca, pani Bellitta, pan Ramirez i pan Garlik. Nikt więcej. - Szybko odpowiedziała Amelia. - Przynajmniej ja nie mówiłam nikomu więcej. Nie mam jednak pewności, czy nie wie ktoś jeszcze.*

- Rozumiem. Tibi et Igni, Dla Ciebie i Ognia. - złożywszy dłonie w znak orła odpowiedział nawigator stara sentencją “przeczytaj i spal”, a więc, że informacja zostanie pomiędzy nimi. - Tak będzie bezpieczniej. W świetle dziwnych incydentów, jakimi ofiarami był ostatnimi czasu ród Corax lepiej nie afiszować się niepotrzebnie informacją o żyjącym członku dynastii. Przynajmniej dopóki to nie stanie się nieodzowne. Biorę to sobie za zaszczyt, iż uznany zostałem godnym powierzenia takiej tajemnicy.

De Vries skinęła głową z wdzięcznością.
- Dziękuję, że zechciał mnie pan przyjąć i wysłuchać. Nie będę panu zabierała więcej czasu. Proszę odpoczywać. - Podniosła się z fotela i pożegnała uprzejmie z nawigatorem.

Nawigator wrócił do swoich komnat nawet nie wzywając służby. Sam rozebrał się i położył na łożu, ale długo jeszcze nie mógł zasnąć, rozmyślając o konsekwencjach ostatnich rewelacji.
 

Ostatnio edytowane przez 8art : 23-11-2020 o 13:53. Powód: Post pisany wspolnie z LuaNova
8art jest offline