Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2020, 19:28   #57
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wkrótce dotarła do drzwi gabinetu madame Waynecroft. Mogły być zamknięte, gdyby akurat kobieta jeszcze obchodziła korytarze uczelni. Ale wtedy El miała wygodną ławeczkę obok drzwi przeznaczoną do czekania na powrót kobiety. Teraz podeszła jednak do drzwi i zapukała.
- Panno Waynecroft… Tu Elizabeth Morgan, wzywała mnie pani.
- Wejść. - władczy głos zza drzwi był dowodem na to, że El nie będzie musiała czekać.
Elizabeth nieco niepewnie uchyliła drzwi zajrzała do środka by po chwili wejść do pomieszczenia. Skłoniła się głęboko swojej szefowej.
- Wzywała mnie Pani.
- No...tak… wzywałam. Pewnie jesteś z siebie dumna co? Zakręciłaś się koło wykładowczyni i załatwiłaś sobie u niej służbie. Myślisz, że jesteś sprytna, co? Tylko potem mi tu nie wracaj z płaczem. - burknęła gniewnie kobieta wskazując krzesło obok biurka.- To że zmieniasz bezpośredniego przełożonego nie oznacza wcale wygód czy też lżejszej roboty. Ba… może nawet więcej być do zrobienia.
Elizabeth zajęła wskazane miejsce ustawiając koszyk obok swoich nóg. Udała zakłopotanie spoglądając na Waynecroft.
- Pani wybaczy… ale chyba niezbyt rozumiem.
- Dostałam prośbę o dostarczenie osobistej służącej jednej z czarodziejek. Oczywiście ona zgadza się pokrywać ze swojego wynagrodzenia wszelkie koszta związane z twoją posługą. Nic… o tym… nie wiesz?- spytała kobieta spoglądając podejrzliwie na El.
- Och.. Pani Almais pytała o mnie, ale nie spodziewałam się, że wykona taki krok. - Morgan uśmiechnęła się niepewnie. - Czy to o nią chodzi?
- Kogo ty próbujesz oszukać dziewczyno. Myślisz że jesteś pierwszą taką głupią gąską, która wykręca taki numer ? - syknęła gniewnie Waynecroft.
El powstrzymała grymas, który chciał wpłynąć na jej twarz.
- Panno Waynecroft, przyznaję, że rozmawiałam z Panią Almais na ten temat, nie robię tego jednak by migać się od pracy. - Pozwoliła sobie na szczerość wobec swojej przełożonej.
- Jutro lub pojutrze otrzymasz kontrakt… nowy kontrakt między tobą a nową pracodawczynią. Przed podpisaniem radzę ci go dobrze przeczytać, każdy punkt. Bowiem nie jest to standardowy kontrakt, tylko indywidualna rozmowa. Żeby się potem nie okazało, że wykonujesz robotę jakiej się nie spodziewałaś. Kontrakty te mają też indywidualnie określone warunki związane z dniami wolnymi.- odparła madame Waynecroft spokojnie.
- Dziękuję za tą radę. - Elizabeth dygnęła na tyle na ile pozwoliła jej pozycja siedząca, przykładając dłoń do okrytych sukienką piersi. Co tak naprawdę rozdrażniło jej przełożoną, skoro tego typu praktyka była popularna.
- Tak czy siak… - mruknęła madame Waynecroft zerkając w dokumenty dotyczące El. - Niech ci się nie marzy jakiś romans i małżeństwo, czy to z którymś z uczniów czy wykładowców. To uczelnia, a nie agencja matrymonialna. Nie będziesz tu pierwszą która skończyła z dużym brzuchem i zawiedzionymi nadziejami.
- Nie podjęłam tej pracy by szukać dobrej partii na męża, - Odpowiedziała spokojnie, po chwili dodając - a tym bardziej na ojca mego dziecka.
- Słyszałam to wiele razy panno Morgan. Zbyt często bym mogła po prostu uwierzyć w taką deklarację. Niemniej jeśli jest prawdziwa, to nie zmartwi pani fakt, że uczelnia nie ponosi żadnej odpowiedzialności prawnej w takim przypadku. I może pani wtedy liczyć tylko na siebie w przypadku procesu o ojcostwo i alimenty. - odparła już spokojniej madame.
- Rozumiem. - Elizabeth przytaknęła ruchem głowy potwierdzając swoje słowa.
- Zostanie przeniesiona pani w ciągu kilku najbliższych dni. Proszę więc się spakować jak najszybciej, by przeprowadzka mogła zostać przeprowadzona sprawnie. - dodała madame Waynecroft.
- Nie mam wielu rzeczy. Jeśli dostanę polecenie mogę osobiście przenieść swoja walizkę. - Elizabeth przyglądała się Waynecroft z zaciekawieniem. Była ciekawa co musiałaby zrobić by przełożona pokazała swój pazur.
- No i niech pani sobie nie myśli, że schowanie pod spódnicą Almais Alharazar czyni pannę nietykalną. Nadal podlegać będzie pani mojemu nadzorowi i stosować się do moich poleceń.- dodała Waynecroft spokojnym i zimnym tonem. Jej wzrok przeszywał Elizabeth na wylot. Łatwo ją było sobie wyobrazić z biczem w ręku, dominującą i zmuszającą do posłuszeństwa. Nic dziwnego, że tak działała na Frolicę.
- Och… a jakie podejście powinnam mieć do garderoby? - El postanowiła podrażnić się nieco z przełożoną. - Z tego co widziałam.. Pani Almais ma dosyć.. wyuzdany gust.
- To już zależy od waszej umowy. Niemniej jeśli poza jej pokojami będziesz łaziła w bieliźnie, to możesz liczyć się z karą. Prowokowanie uczniów przez pokojówki jest zakazane.- odparła chłodno Waynecroft mierząc wzrokiem El. - A jakie jest twoje podejście do garderoby?
Elizabeth uśmiechnęła się ciepło.
- Wierzę, że piękno kryje się pod spodem i trzeba wysiłku by je odkryć. - Ubiór ma zaciekawić, a nie obnażać. - Powiedziała zupełnie szczerze przyglądając się strojowi Waynecroft.
- Podzielam to zamiłowanie do subtelności.- zgodziła się z nią Waynecroft, której strój okrywał szczelnie całe ciało, ale obcisłość jego podkreślała sylwetkę ochmistrzyni. Pewnie też świetnie wygląda w obcisłej skórze… ta myśl w głowie El zakiełkowała niewątpliwie pod wpływem zbyt długiego przebywania z rogatą.
- Wspaniale pobudza też pani ciekawość. - Elizabeth pozwoliła sobie na specyficzny komplement.
Brwi ochmistrzyni uniosły się w zdziwieniu, przez chwilę przyglądała się czarodziejce wodząc spojrzenie po piersiach, biodrach i szyi panny Morgan.
Po czym uśmiechnęła się ironicznie.
- No tak… mogłam się domyślić. Przynajmniej nie będzie problemu… z ciążą. - dodała cicho, bardziej do siebie niż do rozmówczyni.
- Niestety pod tym względem nie mogę Pani uspokoić, a raczej… potrafię o siebie zadbać. - Czarodziejka posłała przełożonej kolejny uśmiech.
- Mam nadzieję. - odparła kobieta po namyśle i złożyła dokumenty razem mówiąc.
- To wszystko z mojej strony panno Morgan, jest pani wolna.
Elizabeth wstała ze swojego miejsca.
- Pytanie czy chce pani bym była wolna. - Posłała Waynecroft nieznaczny uśmiech.
- Co ty sugerujesz?- zapytała kobieta przyglądało się badawczo czarodziejce.
- Zdawała się pani nad wyraz poirytowana faktem iż któryś z profesorów zgłosił się po moje usługi. - Elizabeth zawahała się co jednak powiedziała, zostało już powiedziane. - Pomyślałam… przepraszam.. pomyślałam, że może nie chciała mnie pani wypuścić.
- Uważasz, że chciałabym wziąć ciebie pod mój obcas?- zapytała z żartobliwym uśmiechem i wodząc spojrzeniem po El.
- Masz tupet dziewczyno. Ale uzasadniony.- zaśmiała się Waynecroft i dodała złowieszczo.
- Poza tym… nie jesteś gotowa na to co mogłabym przygotować.
- Czy jesteś Pani jednak tego pewna? - El uśmiechnęła się nieco lubieżnie do przełożonej.
Sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej rzemienny pejcz. Taki musiał raczej mocno boleć. Niemniej był to dowód, że Frolica przejrzała Waynecroft na wylot. Elizabeth przygryzła wargę przyglądając się batowi. Obawiała się go, ale jak ze wszystkim kusiło ją by spróbować.
- Wygląda… na bolesny. - Wyszeptała cicho.
- Służy do karania i nauki…- wymruczała lubieżnie Waynecroft i spojrzała na El oblizując znacząco wargi. - W przypadku poważnych wykroczeń umowa pozwala mi na stosowanie kar cielesnych.
- A czy ja dopuściłam się jakiegoś wykroczenia? - Elizabeth poczuła przyjemne podniecenie widząc spojrzenie Waynecroft.
- Niestety nic poważnego…- przyznała w zamyśleniu madame Waynecroft.
Elizabeth odstawiła koszyk i sięgnęła do sznurowania swojego gorsetu.
- A teraz? - powiedziała cicho luzując troczki.
- Co ty wyrabiasz? - zdziwiła się Waynecroft przyglądając się działaniu czarodziejki.
- Jestem bardzo ciekawa tego bata… i ciebie pani. - Elizabeth rozwiązała gorset. - A chyba.. nie powinnam nago przebywać w twoim gabinecie, czyż nie, pani?
- Nie powinnaś. To niestosowne zachowanie.- odparła chłodno Waynecroft zaciskając dłoń na pejczu, ale w jej oczach płonął żar.
Morgan zsunęła z siebie sukienkę, stając bokiem do przełożonej tak by tak mogła zobaczyć ślady po razach diablicy.
- Czy w majtkach.. jestem jeszcze nazbyt ubrana? - Spytała lubieżnie.
- Tak… i zdecydowanie wymagasz ukarania za swoją bezczelność.- Waynecroft wstała, przesunęła pejczem po szyi Elizabeth i uderzyła… lekko co prawda ale cios spadł na dumnie prężącą się pierś panny Morgan.
El jęknęła cicho, posłusznie zsunęła jednak także majtki, prezentując przełożonej swoje nagie ciało. Czuła ciepło rozchodzące się od miejsca uderzenia.
- Potrzebujesz być porządnie…. ukarana.- kobieta się cofnęła i podeszła do biblioteczki.
Nacisnęła rzeźbienie otwierając tajne przejście i schodki prowadzące w dół.
- Ale nie tutaj? - El wrzuciła sukienkę, majtki i gorset do koszyka wypinając pupę na oczach przełożonej.
- Nie tutaj.- przyznała Waynecroft zamykając wpierw drzwi do swojego gabinetu na klucz, a potem ruszając do tajnego przejścia, po drodze uderzając mocno pejczem w pośladek panny Morgan, by ją ponaglić. Mocno i boleśnie… w przeciwieństwie do Frolicy, nie hamowała się z dawkowaniem bólu.

Elizabeth jęknęła, ale ruszyła w dół ciekawa co też kryją włości przełożonej.
Schodząc w dół po schodkach czuła dosłownie dreszcze na ciele. Było tu bowiem chłodniej i ciemniej. Komnata do której zeszły przypominała lochy… były kajdany na ścianach, były dyby i zestaw biczy zawieszonych na ścianie.
Madame Waynecroft podeszła do pobliskiego wieszaka i poczęła powoli rozpinać guziki z boku swojej długiej spódnicy.
Elizabeth odstawiłą koszyk ze swoimi rzeczami przyglądając się swojej przełożonej. Była ciekawa ile Panna Wynecroft z siebie zdejmie.
El mogła obejrzeć zgrabne nogi madame Waynecroft w siateczkowych pończochach i wysoko sznurowanych butach. Pończochach zapinanych na czarnym pasie. Kobieta miała także rozpinane z boku majteczki, to też kształtna pupa była kolejnym obszarem który El mogła obejrzeć, ale reszta… koszula i kamizelka nie zostały zdjęte.
- Tutaj… skoro już zeszłaś, jesteś moją własnością. Mogę zrobić co zechcę z tobą, nakazać ci wszystko i surowo karać każdy przejaw oporu. - stwierdziła Waynecroft zerkając przez ramię.- To miejsce kar, więc nie licz że twoje pragnienia będą tu brane pod uwagę.
Czarodziejka rozejrzała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, czując jak widok nietypowych urządzeń ją podnieca.
- Wiem kto też bardzo chciałaby się tu znaleźć. - Spojrzała na przełożoną zadziornie. - A czego pragniesz Pani?
- Cóż…- machnęła pejczem Waynecroft. - Należy cię porządnie i mocno ukarać za twoją bezczelność.
Elizabeth podeszła nago do przełożonej, na palcach stąpając po zimnej podłodze.
- Na kolana.- rzekła władczo Waynecroft… nie… tu była Panią. Nie potrzebowała imienia.
Uderzyła lekko pejczem o swoją dłoń.- I wypnij dumnie biust.
Elizabeth przyklęknęła przed kobietą i uniosła na dłoniach biust, prezentując go swej Pani.
- Uroczy…- rzemienie pejcza przesunęły się delikatnie po skórze, po czym nagły nadgarstka i nagły ręki. Świst, ból… Waynecroft wydała się być znawczynią tego oręża i używała go wprawnie… i kompletnie bez litości. Kilka, niby od niechcenia, wymachów… kilka bolesnych pręg. Elizabeth zaczęła pojękiwać z bólu. Jednak ku swemu zaskoczeniu z każdej pręgi rozchodziło się przyjemne, podniecające ciepło.
Kilka kolejnych razów przecięło boleśnie jej zmysły. Krągłości jej piersi były zaczerwienione pasmami obolałej skóry.
- Mam wrażenie, że nie bierz tej kary zbyt poważnie…- mrukneła madame obchodząc klęczącą El i nachylając się tuż za jej plecami. Rączka pejcza wślizgnęła się między jej pośladki, kształtem sugerując inne możliwe użycia tej zabawki.- ...ale może zostawienie cię tu samej, rozpalonej już i przykutej do ściany by to zmieniło?
- Nie.. proszę o wybaczenie. - Elizabet z trudem powstrzymała się by nie przesunąć pośladkami po pejczu drugiej kobiety.
- Będziesz musiała się postarać o moje wybaczenie.- tym razem szybki ruch dłoni zakończył się nagłym bolesnym uderzeniem pejcza o pośladek. - Tym bardziej że nie starasz się mnie udobruchać… jakimś pokazem na przykład… ściśnij je mocno.
Elizabeth zacisnęła mocno pośladki, jednocześnie ściskając swoje piersi.. niezbyt pewna co druga kobieta miała na myśli. Cios promieniował na całe pośladki i zwrócił uwagę El na to, że zaczyna jej się robić mokro.
- Ładnie… masuj je mocno…- mruczała jej do ucha Waynecroft prostując się tylko po to, by mocnym zamachem uderzyć w jej pupę, silnym bólem znacząc jej ciało. Czarodziejka teraz zaczynała pojmować Frolicę. Diabliczka nie czerpała takiej przyjemności z bycia dominującą osobą jak Waynecroft. Dla niej… El była zabawką do wykorzystania na wszelkie sadystyczne pomysły. I nie miała takich oporów jak czuła rogata. Frolica rzeczywiście nie miała predyspozycji do takiej roli, nawet jeśli czasem przejmowała inicjatywę. A obite piersi czarodziejki bolały gdy Morgan je ściskała. Mimo to posłusznie masowała je, ściskając zaczerwienione krągłości jej ust wyrywały się coraz głośniejsze jęki bólu… ale i rozkoszy zarazem.
Szaprnięta za włosy, zmuszona wygięcia w łuk El poczuła mocniejsze razy na pośladkach. Mocno już zresztą obitych. Waynecroft była bezlitosna dla jej ciała i uderzała mocno. Odgłosy te mieszały się z jej jękami. W końcu zrobiła sobie przerwę puszczając El tylko po to by wybrać nową zabawkę do użycia na swej podwładnej. El łapała z trudem oddech, przyglądając się Waynecroft. Jak bardzo ją to kręciło? Co jeszcze chciała z nią uczynić?
- Ręce za siebie.- mruknęła władczo madame kręcąc mimowolnie pupą, gdy wybierała przedmiot do zastosowania na swojej ofierze. Czyżby tym razem panna Morgan trafiła na smakołyk, którego nie zdoła przełknąć? Ciekawość jest ponoć pierwszym stopniem do piekła.
Elizabeth splotła dłonie za plecami. Nawet wolała nie myśleć jak długo będzie się kurować po tej “zabawie”. Nie wierzyła też, że Frolica pragnęła czegoś takiego.
- Te będą pasować.- Waynecroft odwróciła się z kajdankami… może i okowy były ze skóry, ale łańcuch je łączący był żelazny. Ruszyła chybotliwie w kierunku czarodziejki, a widok jej błyszczącego wilgocią podbrzusza świadczył o tym, że nie tylko El czuła pobudzenie.
Świadomość podniety u partnerki sprawiła, że El od razu poczuła przyjemne podniecenie.
- Są… bardzo eleganckie Pani. - Powiedziała cicho.
- Będą ci pasować… gdy będziesz mi służyć.- mruczała rozpalonym głosem gospodyni. El poczuła jak jej ręce są krępowane skórzanymi okowami. Potem było uderzenie ręką w obolały pośladek…- zaczniesz od pocałunków na moich stopach i pieszczoty języka. Mam nadzieję, że smak skóry ci pasuje.
- Zależy czyjej. - Elizabeth schyliłą się i pocałowała but drugiej kobiety po czym przesunęła językiem odrobinę powyżej. - Twoja.. jest pyszna pani.
- Podoba mi się twój entuzjazm i twoja pupa też… - zamruczała Waynecroft stojąc w lekkim rozkroku i dotykając się między udami rozpalana widokiem uległej kochanki.
Elizabeth zaczęła całować nogę but swej Pani zmierzając ku górze.
Pomruki aprobaty wyrywały się z ust Waynecroft, gdy tak czyniła.. a całości dodawał pieprzu fakt, iż tak całując El oglądała z bliska pokaz palców pieszczących intymność gospodyni. W końcu czarodziejka possała skórę drugiej nogi przez siateczkę jej pończochy spoglądając na palce kochanki.
- Mmmm… - sapnęła rozpalonym głosem Waynecroft nie zaprzestając lubieżnej zabawy i obserwując pożądliwie jej działania.
Morgan nie powstrzymywana podążała coraz wyżej unosząc się na kolanach. Waynecroft zaś spoglądając na nią pieściła się coraz intensywniej, nawet ściskając drugą dłonią pierś przez ubrania. Jej ciało było blisko szczytu, który El miała zaobserwować z bardzo bliska. Morgan uniosła się jeszcze nieco i pocałowała dłoń swej Pani, którą się pieściła.
Mokre palce Waynecroft zaczęły więc wodzić po ustach czarodziejki domagając się pieszczoty. El objęła je wargami by possać przez chwilę, a potem wylizać to co jeszcze na nich zostało.
Pomruki Waynecroft świadczyły o tym, że kobiecie podobało się to co El robiła, smakując pożądanie kochanki. Elizabeth uniosła się jeszcze nieco próbując sięgnąć jezykiem do kobiecości drugiej kobiety.
To wywołało reakcję u Waynecroft. Kobieta chwyciła ją za włosy i przyciągnęła jej twarz do spragnionego pieszczot intymnego zakątka. El jęknęła czując dłoń na swoich włosach, ale już po chwili przywarła wargami do kwiatu kochanki, pieszcząc go delikatnie.
- Mocniej… śmielej…- mruczała rozpalonym głosem kochanka instynktownie poruszając biodrami i napierając podbrzuszem na El, coraz bliższa spełnienia.
- Co tylko sobie zażyczysz… Pani. - Wyszeptała Morgan owiewajac kobiecość kochanki swym gorącym oddechem. Po czym przywarła ustami do kobiecości Waynecroft ssać ją mocno i sięgając w głąb językiem. Oddawała się tej pieszczocie przez chwilę, czując jak Waynecrotf zakłada nogę na jej ramię i z głośnym jękiem dochodzi do szczytu wilgocią mocząc wargi i twarz El. Morgan kontynuowała, “czyszcząc” kochankę. Czuła jak po jej własnych udach spływa już wilgoć,a ciało drży z podniecenia.
- Myślisz… że zostałaś już wystarczająco.. ukarana?- zapytała lubieżnie madame głaszcząc po włosach czarodziejkę.
- To… zależy od ciebie Pani. - Elizabeth otarła się policzkiem o udo kochanki, spoglądając ku górze.
- Jesteś pewna? Mogę cię tu zamknąć na całą noc… niezaspokojoną. - wymruczała lubieżnie i złowieszczo Waynecroft.
- Oh… to mógłby być problem. - Wyszeptała cicho El.
- Nie brzmi to jak zdecydowane NIE. Teraz kładź się twarzą na podłodze i wypnij zadek. Czas na dalszą część kary. - odparła Waynecroft z lubieżnym uśmiechem.

Elizabeth spojrzała na chłodną podłogę. Czuła że jej rozpalone i obite ciało stanowczo potrzebuje czegoś innego, ale po chwili ociągania położyła się.
Zimna podłoga wprawiła jej cialo w drżenie, podobnie jak obcas na wypiętym pośladku. Waynecroft oparła nogę o jej pupę i po chwili zaczęło się karanie. Mocne uderzenia pejczem, bolesne, głośne, sadystyczne… oczywistym dla El było, że Waynecroft nie weźmie pod uwagę potrzeb czarodziejki. Nie o to w tej całej sytuacji chodziło. Spełnienie z jej ręki miało być nagrodą, którą El może dostanie, może nie… może dziś, może następnym razem.
Bądź co bądź, ta kobieta była tym czym Frolica być nie mogła… tym czego rogata pragnęła? Elizabeth pojękiwała coraz głośniej, czując jak pod powiekami zbierają się jej łzy bólu.
Kolejne ciosy znów zaczerwieniły pośladek, a potem nastąpiła zmiana i pejcz obił drugą krągłość.
- Jesteś bardzo… śliczna… i pobudzająca. - zamruczała Waynecroft kucając i cmoknęła kształtną pupę.
- Jesteś pewna… że to jest to, co lubisz?
- To nawet przyjemne, szczególnie zajmowanie się tobą Pani… acz chyba lubię też czuć zaspokojenie. - El obejrzała się by spojrzeć na swą Waynecroft zaczerwienionymi oczami.
- Z pewnością…- odparła z ciepłym uśmiechem kobieta, co kontrastowało z jej słowami.- … jak każda z nas. Ale trzymanie cię takiej “wygłodzonej” sprawia mi satysfakcję. To okropne, wiem… ale cóż poradzić.
- Widziałam… - Elizabeth przesunęła językiem po wargach - i posmakowałam.
- Myślę że na dziś wystarczy kary. Być może będą kolejne, jeśli mi podpadniesz.- odparła Waynecroft wstając. Westchnęła.
- Poza tym, zbyt długo ignorowałam swoje obowiązki.
Elizabeth wstała z trudem z ziemi i podeszła do koszyka by się ubrać. Czuła jak ból promieniuje od jej pupy przy każdym kroku.
- Znam osobę… która przyniosłaby ci Pani więcej niż ja satysfakcji. - Powiedziała cicho próbując wciągnąć majtki. Po chwili zrezygnowała, zdjęła je i zabrała się za zakładanie sukienki.
- To tak jak ja…. znam kilka osób przynoszących mi satysfakcję. - odparła Waynecroft zabierając się za ubieranie. - Nie jesteś pierwszym tu gościem, moja droga.
Elizabeth założyła sukienkę i zabrała się za wiązanie jej troczków. Spoglądała przy tym na swoją przełożoną.
- Pozwolę sobie na jeszcze odrobinę bezczelności… Jesteś naprawdę piękną kobietą Pani. - Uśmiechnęła się i sięgnęła po gorset.
- Wiem.- odparła szczerze Waynecroft bez nawet cienia dumy.- Jestem tego świadoma. Ty też jesteś tego ładna, ale pewnie twoja czarodziejka cię już o tym fakcie poinformowała.
Elizabeth zaśmiała się.
- “Moja czarodziejka” ma zbyt wielu adoratorów by przejmować się moją osobą. - Morgan z trudem zasznurowała gorset na obolałych piersiach. - Jestem dla niej jedynie narzędziem.
- Tym gorzej dla ciebie.- oceniła Waynecroft i dodała wskazując na schody.- Na górze dam ci maść na te… “odparzenia”.
Morgan chwyciła swój koszyk.
- Pani… nie szukam tu partnerki na życie, nie sądzę też bym mogła pracować na uczelni zawsze. Tak długo jak mi płacicie, nie przeszkadza mi jak traktuje mnie “Moja czarodziejka”
- Teraz to ona będzie ci zresztą płacić.- Waynecroft ruszyła przodem dodając. - I z pewnością nie będziesz tu pracować wiecznie. Kto chciałby przez całe życie być pokojówką?
- Pod twym batem? - El posłała przełożonej zadziorne spojrzenie i ruszyła za kobietą. - Taka jedna diablica zapewne nie miałaby nic przeciwko.
- Nie interesują mnie osoby, za które musi mówić ktoś inny. - odparła chłodno Waynecroft dając jasno do zrozumienia, że ten temat uważa za zamknięty.
- Yhym.. - Elizabeth ugryzła się w język. Waynecroft była dojrzałą i doświadczoną kobietą, nie jej było jej doradzać.

W gabinecie Waynecroft sięgnęła do biurka i wyciągnęła z niego małą fiolkę.
- To powinno pomóc, wystarczy wetrzeć.
- Dziękuję. - El przyjęła fiolkę i włożyła ją do koszyka, nie planując wykonywać podobnych zabiegów przy przełożonej. Ta otworzyła jeszcze drzwi i czarodziejka w zasadzie była wolna i obolała… bo dominująca kochanka nie szczędziła swoich sił.
- Ach i Pani… - Elizabeth obejrzała się na korytarzu. Jednak nie mogła się obejść od komentarza, nawet jeśli mogła go przypłacić kolejną sesją w piwniczce Wayncroft. - Jeśli chodzi o mówienie za kogoś… zawsze czułam że spojrzenia mówią więcej niż tysiąc słów.
Nie otrzymała odpowiedzi na te słowa… może było nim spojrzenie. Z kpiącym uśmieszkiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline