Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2020, 09:16   #58
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przemierzenie drogi do pokoju Clarice było męczące. Ubranie ocierało się o obolałe ciało dość nieprzyjemnie. W końcu jednak dotarła na miejsce po drodze znów używając perfum przeznaczonych dla nosa bibliotekarki. Zapukała i…
- Kto tam? - usłyszała w odpowiedzi.
- Tu Elizabeth. - Morgan odezwała się lekko obolałym głosem dziękując wszystkim bogom, że nie założyła majtek.
- Och Elizabeth, zaczekaj.- odezwała się bibliotekarka i po chwili drzwi się otworzyły.
- Planowałam kąpiel, myślałam że już dziś nie przyjdziesz.- odparła cicho. Niestety plany te były na wczesnym etapie i Clarice była całkowicie ubrana.
- Zatrzymała mnie panna Waynecroft. - Elizabeth przestąpiła z nogi na nogę i skrzywiła się delikatnie z bólu. - Bardzo.. przeszkadzam?
- Eee… nie… chyba nie…- odparła zakłopotana Clarice cofając się. - Mam twoje książki. Dwie… ale są grube i ciężkie. Wszystko w porządku?
Elizabeth weszła do środka i westchnęła.
- Trochę… jej podpadłam. - Mruknęła cicho. - Wzięłam koszyk na książki.
- Komu?- Clarice nie zrozumiała wypowiedzi.
- Pannie Waynecroft. - El uśmiechnęła się niepewnie do bibliotekarki. - I dostałam kilka razów jako nauczkę.
- Och… powinnaś to zaskarżyć wyżej! Tak się nie powinno traktować pracowników. To barbarzyństwo!- oburzyła się Clarice zamykając za El drzwi.
Morgan pokręciła przecząco głową.
- Według mojej umowy ma do tego prawo. - Czarodziejka zerknęła na koszyk, w którym czekała na nią lecznicza fiolka i.. majtki. - Jestem jakby nie patrzeć jedynie pokojówką.
- Niemniej trzeba będzie taką sprawę nagłośnić w zarządzie. To nie do przyjęcia! Średniowiecze już dawno minęło.- odparła gniewnie Clarice gotowa przyjąć rolę rycerza broniącego swojej księżniczki. Co akurat nie było na rękę El. Nagłośnienie tej sprawy przez bibliotekarkę mogło wielce skomplikować jej plany.
- Proszę… nie czyń tego. - Morgan podeszła do Clarice. - Ja… niebawem wyjdę spod władzy Waynecroft, a zamieszanie mogłoby mi utrudnić dalszą pracę.
- No dobrze. Niemniej mimo wszystko. Jeśli nie ty, to komuś innemu zrobi krzywdę. Nie można tego tak zostawić.- odparła ciszej i spokojniej Clarice, nie do końca przekonana.
Elizabeth zaśmiała się mimo bólu.
- Myślę… że inne służące są grzeczniejsze ode mnie. - Uśmiechnęła się ciepło do Clarice.
- Co takiego zrobiłaś, że naraziłaś się na takie razy?- przestraszyła się bibliotekarka.
- Powiedziałam prawdę, a nie to co wypada. - El mrugnęła do bibliotekarki.
- Nie rozumiem.- odparła skonfundowana Clarice.
- Powiedziałam Waynecroft, że jest piękną kobietą. - Morgan odstawiła swój koszyczek na podłogę. - Nie martw się na szczęście mam maść… wrócę do pokoju i jakoś spróbuję ją sobie wetrzeć.
- Eeeem… to dziwny powód do takiego karania. - mruknęła pod nosem Clarice czerwieniąc się mocno na twarzy.
- Ale przy okazji niewielkie ryzyko, że dostanie ktoś jeszcze, czyż nie? - El zaśmiała się i szybko tego pożałowała, czując jak spódnica otarła się jej o pupę, wydobywając z jej ust ciche jęknięcie bólu.
- Dziwna logika. Może jednak powinnaś zaskarżyć tą napaść. - mruknęła cicho Clarice sama nie wiedząc gdzie ma patrzyć.
- Nic mi nie będzie… jak tylko posmaruję tą pupę. - El westchnęła. - A masz może te książki dla mnie?
- Książki? A tak ! Książki. Mam ! - krzyknęła entuzjastycznie Clarice, dziwnie rozkojarzona. - Mam dwie dla ciebie.
- Dziękuję. - Elizabeth ucieszyła się szczerze, trochę z powodu lektur, a trochę bardziej z powodu zmiany tematu.
- To poczekaj chwilę… przyniosę… - odparła bibliotekarka z uśmiechem i oddaliła się by przytaszczyć z powrotem dwa grube tomy.
- Czy byłoby kłopotem gdybym się posmarowała tą maścią? - El obejrzała się za Clarice.
- Eeee… co… tutaj?- pisnęła speszona Clarice i pokręciła głową. - Nie… to nie będzie problem… w żadnym przypadku… nie ma kłopotu.
- Bardzo boli, a do skrzydła pokojówek jest jeszcze kawałek… - Morgan spojrzała na gospodynie przepraszająco. - Ale jeśli ci to przeszkadza…
- Nie… nie przeszkadza naprawdę.- wymruczała zawstydzonym tonem Clarice.
- Pewnie byłoby łatwiej z pomocą. - Dodała szeptem El, tak by w razie czego Clarice mogła udać, że nie usłyszała i zabrała się za podwijanie długiej sukienki, by odsłonić swoje obite pośladki.
Clarice próbowała powiedzieć cokolwiek, ale nie mogła… zafascynowana odsłanianymi nogami przez pannę Morgan. Z romantycznego nastroju wyrwał ją jednak widok obitych pośladków.
- To okrucieństwo! - zakrzyknęła oburzona.
- Nie zdarzyło ci się nigdy dostać razów? - El zawinęła spódnicę swojej sukienki, chwyciła ją w zęby by zwolnić ręce i zabrała się za smarowanie swojej pupy, prężąc ją na oczach bibliotekarki.
- Cóż.. tak… zdarzyło parę razy. Z ręki niani. Ale nigdy tak mocno. - odparła cicho Clarice.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy nakładając maść na swoją pupę i zabierając się za wmasowywanie jej obiema dłońmi, może odrobinę nazbyt miętosząc przy tym swoje pośladki. Świadoma tego, że czerwona jak burak Clarice gapi się na nią jak sroka w gnat nie mogąc oderwać od niej spojrzenia.
- Czy pomogłabyś mi? - El wypuściła materiał z ust, nie zabierajac dłoni, przez co jej pupa pozostała nadal częściowo odsłonięta. - Przytrzymałabym sukienkę, bo tak jest ciężko. - El udała niepewność w swym głosie.
Widać było na twarzy walkę jaką Clarice toczyła w swoim sercu i po długiej chwili wahania, w milczeniu przytaknęła. El wyciągnęła w jej stronę pojemniczek z maścią, drugą, starając się zebrać poły swojej sukienki.

Clarice niepewnie i ostrożnie zabrała się do roboty. Powoli i z pietyzmem nabierała maści i równie dokładnie wcierała przyjemnie chłodzący lek w obolałą skórę. Musiał mieć magiczną bądź alchemiczną naturę bo przynosił bardzo szybko ulgę.
El zamruczała rozkosznie, wypinając się w stronę bibliotekarki.
-Tak.. tak dużo mniej boli.
Clarice coś mruknęła pod nosem, ale nie dosłyszała co mówiła. Za tu czuła jej czułe palce nie tylko rozprowadzające maść, ale coraz śmielej wodzące po krągłościach jej pupy i między nimi.
- A.. możesz mocniej rozcierać? - Wyszeptała cicho, starając się nie kręcić pupą.
- Nie powinnam… może zaboleć. - słabo zaprotestowała Clarice.
- Ta maść bardzo pomaga… naprawdę. - El uśmiechnęła się ponad ramieniem - fajnie jakby było jej więcej.
- Myślę że wystarczy tyle ile jest.- wymruczała pod nosem Clarice ściskając mocniej pośladki, z mocno pochyloną głową by ukryć czerwony rumieniec.
- Yhym… - El zamruczała, a jej pupa delikatnie naparła na dłonie bibliotekarki. Z czasem te wcieranie stawało się bardziej zmysłowym masażem, niż medyczną procedurą. Tym bardziej że ciało pod wpływem alchemicznej magii regenowało błyskawicznie siły.
- Och Clarice… - El zamruczała rozpalonym głosem.
- Mhmmmm…- mruknęła cicho zawstydzona rozwojem sytuacji Clarice.
- Chciałabym cię więcej. - Morgan obejrzała się na bibliotekarkę.
- Ależ… co ty mówisz…- spłoszyła się Clarice pospiesznie odsuwając dłonie.- Zresztą… eee… no… książki masz do przeczytania… grube.
Elizabeth opuściła sukienkę.
- Mówię… że tęskniłam. Traktujesz mnie chłodno od naszego .. wspólnego popołudnia. - Elizabeth wygładziła dłonią poły materiału, znów zdając sobie sprawę, że jest jej mokro.
- Nie o to chodzi… naprawdę…- jęknęła cicho Clarice pospiesznie się odsuwając.- Przepraszam, ale mam mętlik w głowie od tamtego czasu… wybacz.
- To może o nim porozmawiajmy? - El uniosła dłonie w poddańczym geście. - Obiecuję, że rączki będę miałą przy sobie.
- Nie wiem… czym mam odwagę…- szepnęła Clarice wpatrując się w podłogę.
- Ale skoro cię to męczy? - Morgan opuściła dłonie. - Nie chcę byś miała w głowie mętlik, nie chcę robić czegokolwiek co byłoby dla ciebie nieprzyjemne.
- Nie… to nie było nieprzyjemne. - pisnęła bibliotekarka cicho i westchnęła. - Po prostu trochę mnie to zaskoczyło i trochę… to co robiłyśmy nie było przyzwoite.
- Nie.. nie było. - Elizabeth przytaknęła. - Ale też.. pozostało między nami. Nie robiłyśmy tego na widoku, nie szkodziłyśmy nikomu… jeśli rzeczywiście było to przyjemne.
- Tak… masz rację… ale… to dla mnie… po prostu…- wydukała Clarice cofając się lekko.- Muszę to przemyśleć po prostu.
- Nie bronię.. ale.. kilka dni już o tym myślisz… więc nie broń mi tęsknić. - El uśmiechnęła się nieco smutno.
- Może… umówimy się kiedyś… na jakieś takie spotkanie?- zapytała Clarice cicho.
- Możemy… czy mam czekać na sygnał od ciebie? - Morga spojrzała na bibliotekarkę pytająco. Naprawdę miała ochotę się o nią zatroszczyć.
- No cóż… kiedy byś miała czas?- zapytała cicho Clarice.
- Na przykład w ten czwartek? - El spojrzała pytająco na gospodynię.
- Koło siedemnastej? Gdzie?- zapytała Clarice po długim namyśle.
- A chciałabyś wyjść? - Morgan uśmiechnęła się. - Byłam jakiś czas temu w cudownej gnomiej restautracyjce.. no i mają na piętrze pokoje.
- Może być.- odparła ciepło Clarice nie wiedząc w co się pakuje.
- Wobec tego nie będę ci więcej zajmować czasu. - El skłoniła się. - Do zobaczenia.
- Do widzenia… - odparła cicho i z wyraźnym wahaniem Clarice, najpewniej jej nieśmiałość i pruderyjność walczyły w niej z pragnieniami które panna Morgan pobudzała.
El wycofała się także bardzo niechętnie, cały czas oglądając się na bibliotekarkę. Rozproszona była na tyle, że dopiero w drzwiach przypomniała sobie o czymś.
- A… czy mogłabym te książki? - Spytała nieco niepewnie.
- Oczywiście… wszak po to je wzięłam.- odparła ciepło i radośnie Clarice.
Elizabeth zamknęła drzwi i zaczekała pod nimi grzecznie, aż bibliotekarka przyniesie dla niej lektury. Gdy ta umieściła je w koszyku, Morgan nachyliła się nieco.
- A czy.. mogę liczyć na pocałunek?
- No cóż... myślę że tak.- Clarice nachyliła się i cmoknęła Elizabeth w policzek.
Morgan uśmiechnęła się po czym obróciła głowę i pocałowała gospodynię delikatnie w usta.
- Dobranoc.
- Dddobbranoc. - wybąkała speszona bibliotekarka.
El wyszła na korytarz i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Po drodze postanowiła jednak coś sprawdzić. Ukryła koszyk w jednym ze schowków dla sprzątaczek i nasunęła kaptur płaszcza na głowę. Była ciekawa czy strażnicy patrolują już okolicę.
Na razie było na to za wcześnie, wszak Clarice nie przyjęłaby jej u siebie o tak późnej porze. Niemniej jej sylwetka rozmyła się pod wpływem magii wplecionej w płaszcz.


Elizabeth ruszyła korzystając z cieni wieczoru w kierunku domu magów, odwiedzanego przez “masażystki”. Po drodze napotykała uczniów i pewnie nauczycieli korzystających z miłego chłodku wieczoru, by przejść po campusie. Rozgadane grupki i pary nie mogły dostrzec rozmytego cienia czarodziejki. Nawet bystre oczy zawiodły i El bez problemu udało się podejść do domu magów. Tylko co dalej? Budynek był równie duży jak ten w którym mieszkała.
Skryła się na chwilę w cieniu drzew spoglądając w kierunku, z którego przychodzili goście. Czekała czy może nie pojawi się któraś z masażystek. Gdy nic się nie działo przyglądała się budynkowi, analizując którędy mogłaby się dostać niezauważona.
Musiała tak czekać chwilę przyglądając się budynkowi i zauważając kilka dróg na górę, wymagających wspinaczki po ścianach, parapetach i płaskorzeźbach na ścianach budynków. Problemem mogły być magiczne zabezpieczenia, ale to wymagało sprawdzenia magicznymi środkami. I po ciemku taka wyprawa mogła być ryzykowna. Niemniej Elizabeth przerwała rozmyślania nad tą opcją, bowiem w końcu zauważyła… egzotyczną masażystkę zmierzającą ku budynkowi.
Elizabeth podążyła za nią w cieniach ciekawa, z którego wejścia kobieta skorzysta.
Masażystka minęła znanego czarodziejce elfa pokazując mu po drodze jakiś dokument. Nawet nie przyglądała mu się za bardzo. Ani on jej, spojrzał jedynie na pergamin i skinął głową. To było trudne, prześlizgnąć się obok elfa. Na szczęście wejście było szerokie, a on skupiony bardziej na wchodzącej Azjatce niż otoczeniu. Więc szansa była iiii… udało się.
Panna Morgan się przemknęła obok czujnego elfa, wkraczając za swoim celem do dużego i cichego holu. Od razu skryła się w cieniu. Gdyby udało się jej przejąć kartkę…. Nigdy jednak nie ćwiczyła takich rzeczy, miała więc nadzieję, że uda się jej podążyć za masażystką.
Musiała nieco zwolnić, gdy szły tak przed siebie… tym razem cieni bowiem było mniej, miejsca też, a inne osoby kręciły się po korytarzach. Dystans pomiędzy masażystką a El narastał więc nieubłaganie. Niemniej panna Morgan nadal ją widziała przeskakując od jednej kryjówki do drugiej pospiesznymi sprintami. Potem były schody…. tu niestety musiała się schować przy nich… po schodach w dół szli jacyś mężczyźni. Minęli azjatkę gapiąc się na jej atuty i szepcząc między sobą. Na El przycupniętą przy podstawie schodów nie zwrócili.
Uff.. udało się. Ale straciła trochę dystansu i prawie samą Azjatkę z oczu. Musiała zaryzykować i przyspieszyć. Na szczęście dostrzegła ją… niestety kobieta stała już przy otwartych drzwiach i rozmawiała z mężczyzną (sądząc po głosie i widocznej dłoni), a po chwili weszła do środka.
El zaklęła w myślach. Ukryła się się w pobliskim zakamarku i splotła zaklęcie wykrycia magii.
Uderzenie wywołane sprzężeniem zwrotnym na moment ogłuszyło czarodziejkę. Ilość magicznych aur silnych i słabych zalało oczy El kalejdoskopem barw… było tu za dużo magii, za dużo czarów zakotwiczonych w otoczeniu. Dopiero po chwili niedoświadczona magiczka przywykła do tego widoku… niemniej rozpoznawanie poszczególnych magicznych aur wymagało większej wiedzy niż miała. Spróbowała skupić się na drzwiach, za którymi zniknęła masażystka i sąsiadującej z nimi ścianie. Nie potrzebowała rozpoznać aur tylko… czy jakaś tam jest. I odkryła że jest co najmniej… kilka. El westchnęła… czy powinna ryzykować zdemaskowanie? Nieco niepewnie podeszła do drzwi zerknąć czy jest na nich jakaś tabliczka. Niestety, poza numerem pokoju, nie było żadnych napisów czy tabliczek. Czarodziejka chwilę nasłuchiwała. Postanowiła zaryzykować użycie zaklęcia. Gotowa by w każdej chwili uciec wypowiedziała szeptem formułę i przyłożyła palec do drzwi.
Pod wpływem jej palca pojawiła się okrągła dziura. Jakiekolwiek magiczne zabezpieczenia były tutaj, to z pewnością nie przewidywały takiego obrotu spraw i nie miały środków zaradczych na podorędziu. Elizabeth przysunęła twarz do drzwi i zajrzała do środka nasłuchując.
Widziała ich dobrze… ale niestety nie całych, widziała nachylone pośladki masażystki, gdy ta dłońmi masowała mężczyznę okrytego w pasie ręcznikiem. Widziała długie wodziły po jego ramionach. Słyszała jak mu masażystka kadziła : jaki on przystojny, jaki silny….
Słyszała urywki rozmowy, bo nie mówili za głośno. I słyszała też echa kroków rozchodzących się po korytarzu. Miała świadomość, że w każdej chwili ktoś może otworzyć drzwi prowadzące do lokum obok tego przy którym się znajdowała.
Spróbowała dojrzeć twarz mężczyzny. W myślach licząc do dziesięciu. Potem trzeba było się zmywać… jutro spróbuje sprawdzić ten numer.
Tej nie dostrzegła, zamiast tego zauważyła jak masażystka wpierw rozpina pas, a potem uwalnia piersi, by nachylić i swoimi krągłościami pocierać nagie plecy mężczyzny...i przy okazji wypinać pośladki ku El, zasłaniając przy klienta. Dziesięć, dziewięć, osiem… liczyła nasłuchując i czując że narasta w niej podniecenie.
Siedem, sześć, pięć… wypięta pupa prowokująco poruszała się przed oczami El, miękkie piersi ocierały się o plecy mężczyzny, a dłoń wsunięta pod ręcznik z pewnością ściskała mocno pośladek. Możliwe nawet że zaczęła ustami pieścić na szyi… jej głos zrobił się lubieżny, gdy mruczała.
- Panie Morrrrison.
Wystarczyło…. El cofnęła się czując jak jej bielizna przemaka klejąc się do rozpalonej kobiecości. Musiała wrócić do swojego pokoju, a chciała jeszcze spojrzeć czy nie przyjeżdżają inne masażystki… o ile na nadzór nie wyszły już konstrukty.

Na razie jednak problemem było samo wydostanie się z budynku. Bądź co bądź była tu nielegalnie. Tymczasem posłyszała kroki… grupka ludzi szła po schodach do góry. El rozejrzała się nerwowo za jakąś kryjówką.
Było tu ciężko o nie, niemniej… jeśli nie bała się zaryzykować to drzwi do jednego z pokoi były uchylone. Elizabeth wsunęła się przez nie, wcześniej upewniając się czy nikogo w środku nie ma.
Niestety ktoś był.
- Wody gorącej przyniosłaś? Umyć się muszę jak najszybciej.- w cieniu komnaty, z twarzą zakrytą ręcznikiem siedział w balii mężczyzna nieświadomy kto wszedł do środka. - Ale wpierw ramiona mi rozmasuj… zesztywniały mi.
- Ah… szukam pańskiej służącej. - Morgan zdjęła kaptur. - Jak jej było…
- Hej! Kto tu jest.- mężczyzna w balii zerwał się. Jego twarz tonęła w mroku, tak jak zresztą cały pokój. Co ułatwiało El ukrycie swojej tożsamości, acz nie pozwalało jej stwierdzić z kim ma do czynienia.- Jakim prawem weszłaś do mojej komnaty. Nie obchodzi mnie kogo szukasz. To naruszenie mojej prywatności!
Elizabeth zaklęła w myślach. Najlepiej byłoby uciec i nie mieszać się w to. Tylko czy ludzie… na korytarzu już poszli.Odgłosy dochodzące z korytarza świadczyły, że przynajmniej schody były wolne. Morgan postanowiła zaryzykować i wypadła z pokoju. Musiała się ukryć i przeczekać.. albo dopaść do jednego z otwartych okien i przez nie się wydostać.
Ścigały ją wściekłe krzyki, acz mag nie miał ochoty opuszczać ciepłej bali,a sama El po drodze minęła zaskoczoną pokojówkę z dzbanem w ręku. Niemniej udało się jej dopaść cienia filaru, a po chwili ryzykując nieco zbiegła po schodach by schować się w cieniu ich i… Esurdael stał przy drzwiach pilnując spokoju mieszkańców budynku.
Elizabeth rozejrzała się czy jest w stanie podejść do jakiegoś z okien by się wydostać na zewnątrz… może było tu także jakieś pomieszczenie gospodarcze.
I szybko oceniła, że może podkraść się do jednego okna ukrytego w mroku zapadającej nocy, acz… Esurdael mógł ją usłyszeć. Widziała też drzwi mogące prowadzić do części gospodarczej budynku. Była to jednak ryzykowna metoda. Nie znała rozkładu pomieszczeń tego miejsca. Mogłaby się zgubić i wpaść na inne osoby. Postanowiła zaryzykować z oknem. Po cichu podkradła się do okna ukrytego w mroku, mając nadzieję, że uda się jej je cicho otworzyć.

Po kilka chwil nerwowego grzebania przy zasuwce, odsunęła ją bezszelestnie. Okno to już była inna kwestia. Otwierało się z wyraźnym skrzypieniem i El mogła się tylko modlić do bogów, by Esurdael skupił się na tym co się działo na zewnątrz budynku. El wzięła głęboki wdech i popchnęła pomału okiennicę gotowa uskoczyć z powrotem w cień.
Zauważył? Szybkie spojrzenie El potwierdziło, że zauważył… spojrzał w jej kierunku. Ale że właśnie ktoś się zbliżał do drzwi których pilnował, to nie ruszył ku skrzypiącemu oknu. Po drugiej stronie okna była jedna linia obrony… równie piękna co bolesna. Kwitnące krzew kolczastej róży. Czarodziejka zaklęła ponownie. To nie był jej dzień. Widząc, że elf z kimś rozmawia, wyskoczyła przez okno.
I wylądowała w krzakach… trochę zadrapań, trochę bolesnych ukłuć, trochę rozerwanego materiału. Na szczęście magiczny płaszcz był wytrzymalszy i nie został naderwany tak jak reszta jej stroju.
Po krókim szamotaniu się z kolczastym krzaczorem El wreszcie była wolna i wyglądała pod płaszczem jak siedem nieszczęść. Postanowiła udać się już prosto do pokoju. Nadal unikając ludzkich oczu, ale tym razem po to by nikt nie zauważył jej w tym stanie. Odbierze koszyk.. wróci do pokoju.. wymyje się… Kąpiel stała się marzeniem, które zmusiło ją do przyspieszenia kroku.


W końcu… dotarła do pokoju. Otworzyła drzwi i…
- Co ci się stało?! Wyglądasz jakby napadło cię stado wściekłych kotów!- takimi słowami powitała ją Frolica.
- Długa.. historia… miałaś rację co do Waynecroft. - El zdjęła płaszcz odsłaniając zniszczona sukienke. - I wpadłam w krzaki.. wymyję się dobrze? Zaraz przyjdę.
- Zaciekawiłaś mnie… czekam na baardzo dokładny raport z waszych rozmów.- odparła żartobliwie rogata.
Elizabeth przytaknęła, wzięła szlafrok i maść na okaleczenia i udała się pod prysznic. Jakby nie patrzeć miała jeszcze piersi do nasmarowania.
O tej porze większość pokojówek już skończyła swoje obmywanie, toteż El w spokoju mogła zabrać się za kąpiel i wcieranie przyjemnie łagodzącej maści. Spęczyła dłuższą chwilę pod prysznicem rozgrzewając obolałe ciało. Wytarła się nucąc już. Czuła ulgę po gorącej kąpieli i teraz na spokojnie wsmarowała maść w swoje piersi i pupę. Okryła się szlafrokiem i wróciła do pokoju.
Frolica także w szlafroku już przygotowywała dla nich posiłek i uśmiechając się zażądała.
- Opowiadaj, opowiadaj o wszystkim.-
Morgan odłożyła zniszczone ubrania i nalała im wina do kubków.
- No więc… Almais poprosiła mnie o to bym była jej pokojówką… - Elizabeth zaczęła opowieść streszczając diablicy jej spotkanie z Waynecroft.
- Interesujące… - zamruczała lubieżnie rogata.- … szkoda że nie widziałam was podczas tego karania. Z pewnością był to ekscytujący widok.
- Myślę, że Waynecroft zadbała o to by nikt nie miał widoków na jej piwniczkę. - El zaśmiała się. - A potem udałam się do Clarice.. było późno więc szłam między krzakami no i proszę. - Czarodziejka wskazała na zniszczoną sukienkę i upiła nieco wina. - Niebawem mam dostać nową umowę.
- I się wyprowadzisz. A u tej Clarice musiało być przyjemnie. Długo cię nie było. - odparła rogata ze śmiechem.
- Powiedziałabym raczej że długo próbowałam. - Morgan uśmiechnęła się. - Ale było przyjemnie.
- A w piwniczce madame Waynecroft też było przyjemnie? Podobało ci się?- zamruczała lubieżnie Frolica.
- Było ciekawie… ale chyba wolę także być zaspokojona. - El zaśmiała się i spojrzała z zaciekawieniem na diablicę. - A ty chciałabyś tak?
- Jeśli sobie zasłużysz… to będziesz. I tak… mnie to rozpala, bardzo…- wzruszyła ramionami Frolica popijając wino.
- Nie wiem czy u Waynecroft można na to zasłużyć. - Morgan opróżniła swój kubek. - Jedno jest pewne czuję się obita…. Jeszcze to spanie na podłodze. - El westchnęła i dolała im obu wina opróżniając butelkę.
- Pomysłowa… - zachichotała diabliczka nie przerażona taką wizją.
El pokręciła z niedowierzaniem głową. Kusiło by znów powiedzieć Frolicy by spróbowała, ale ile można? Upiła spory łyk czując jak alkohol uderza w jej zmęczoną głowę.
- Ciężki dzień za tobą? - zamruczała rogata i dodała ze śmiechem.- Ale to się wkrótce skończy, skoro będziesz osobistą pokojówką tej Almais.
- Może… nie wiem na ile będzie mnie eksploatować wieczorami. - El uśmiechnęła się. - A ty też z kimś spróbujesz?
- Może. Kto wie. - odparła rogata po namyśle i spojrzała podejrzliwie na czarodziejkę.- Tylko mnie z nikim nie swataj. Jestem dużą dziewczynką. Poradzę sobie.
- Dobrze… dobrze. - El już nauczyła się po Waynecroft że nie warto próbować.
- Poza tym… możliwe że już znalazłam… więc trzymaj za mnie kciuki. - zaśmiała się Frolica przeciągając się.
- Będę. - Czarodziejka uśmiechnęła się ciepło. Naprawdę chciałaby Frolica była tu szczęśliwa. Ona… była tu jednak tylko na chwilę. Pocieszał ją więc fakt, że rogata bynajmniej nie wyglądała na nieszczęśliwą, czy nawet zmartwioną potencjalną “przeprowadzką” panny Morgan.
- No to teraz robimy lulu? Skoro ty zmęczona jesteś?- zapytała wesoło diabliczka.
Elizabeth zrobiła zaskoczoną minę.
- Naprawdę? Tak.. tak po prostu spać? - Rzuciła żartobliwie.
- Jeśli jesteś zmęczona, to ja nie mam cię zamiaru budzić pomiędzy pocałunkami.- odparła figlarnie rogata. Oblizała usta językiem spoglądając w oczy czarodziejce. - Chyba że udowodnisz mi że jest jeszcze w tobie… ochota.
- Waynecroft mnie obiła, Clarice spławiła… - El westchnęła, a jej noga powędrowała do łydki diablicy. - Nawet nie wiesz jak stęskniona jestem.
- Nie widzę nie widzę… - mruknęła rogata owijając nogę czarodziejki ogonem i wodząc po niej pieszczotliwie.- Całkiem spokojna i opanowana jesteś. El zamruczała, a jej noga powędrowała dalej w kierunku łona diablicy.
Ta złośliwie je zasłoniła zakładając nogę na nogę i zerkając na pannę Morgan.
- Rozbierz się…- zażądała bezczelnie i prowokująco powiodła czubkiem ogona po udzie El.
El siedząc nadal poluzowała szlafrok i zsuneła go z ramion odsłaniając nagie ciało.
- No już… bardziej ci wierzę. - odparła diabliczka a jej oczy zalśniły.- Chcesz bym cię dziś zniewoliła?
- Chyba.. wolałabym ostry seks. - Elizabeth czuła jeszcze resztki bólu po zabawach ze swoja przełożoną.
- Szkoda…- zaśmiała się rogata i przekrzywiając głowę spytała.- Aż… tak cię wymęczyła?
- Sprawne ma rączki i wąski bat. - Morgan naparła stopą na krocze diablicy, która w końcu dała jej tam dostęp.
- Mhmm… niech ci będzie… pokaż więcej…- wyszeptała lubieżnie Frolica.
El niechętnie cofnęła nogę i wstała z krzesła prezentując swoje ciało.
Teraz to ogon diabliczki przesunął się między udami nagiej czarodziejki muskając jej wrażliwy zakątek.
- Ponoć chciałaś ostro.- zamruczała rogata.
- Yhym.. - Biodra Morgan poruszyły się sprawiając, że jej kobiecość otarła się o ogon Frolicy.
- W takim razie się tym zajmiemy.- rogata zsuwając z siebie szlafrok, podeszła do Elizabeth. Chwyciła ją za włosy, szarpnęła odciągając głowę do tyły i kąsając szyję kiełkami. Dłoń diabliczki zacisnęła się na krągłości piersi, a ogon wbił się niczym grube twarde żądło prosto w kwiat kochanki.
Elizabeth jęknęła głośno. Czuła jak mimo bólu jej wygłodniały kwiat obejmuje atakujący go oręż.
- Właśnie…- wymruczała rogata liżąc ukąszoną szyję, ściskając mocno pierś dłonią i poruszając gwałtownie ogonem w delikatnym obszarze uwięzionej w objęciach dziewczyny.- Będzie boleśnie… i głośno.
Elizabeth pojękiwała coraz głośniej czując jak gwałtownie zbliża się na szczyt. Jej wygłodzone ciało intensywnie reagowało na te ataki i już wkrótce wycisnęło z ust Morgan głośny okrzyk szczytu.
- Teraz twoja kolej… sprawić mi przyjemność.- mruknęła diabliczka puszczając drżącą przyjaciółkę i odsuwając się do tyłu. Ogon leniwie wysunął spomiędzy ud, a końcówka powędrował do ust Frolicy, która oblizała ją językiem.
Morgan oparła się czołem o ramię diablicy łapiąc oddech.
- Jakieś życzenia? - Wyszeptała wprost w czerwoną skórę.
- Mhmm…- stwierdziła rogata siadając na łóżku i szeroko rozchylając szeroko uda.
- Podejdź tu do mnie niewolnico i zaspokój swoją panią.- zachichotała prowokująco.
Elizabeth podeszła do niej i przyklęknęła pomiędzy udami diablicy.
- Paluszki czy wargi? - Spytała żartobliwie.
- Wiesz, że wolę twoje usteczka. - wyszeptała rogata końcówką ogona oplatając pierś kochanki.
Morgan przytaknęła i złożyła na kobiecości kochanki pierwszy pocałunek, potem kolejny, a potem do tych pieszczot włączył się jej język.
- Właśnieee… - jęknęła rozpalonym głosem rogata poddając się dotykowi panny Morgan i drżąc od emocji oplotła nogami szyję kochanki. El przywarła mocniej ustami do kwiatu kochanki ssąc go mocno.
- Ooo tak… oo… tak...tak…- pojękiwała rozpalonym głosem Frolica dociskając Elizabeth do swojego ciała. Jej palce wsunęły się między pukle czarodziejki. - Jeszcze trochę.
Elizabeth ssała coraz mocniej i sięgała językiem zagłębiajac swoja twarz pomiędzy płatki diablicy. Aż w końcu jej wysiłki zatriumfowały, a rogata kochanka położyła się na łożu wyginając w łuk i dochodząc intensywnie i głośno.
- Będę… tęsknić. - wymruczała lubieżnie i czule.
- Wiesz gdzie mnie znaleźć. - El oblizała się i uniosła się, kładąc się na kochance. - Też będę tęsknić.
- Wiem… ale czy będziemy miały czas na spotkania?- zapytała retorycznie diabliczka wodząc ogonem po pośladkach leżącej na niej kochanki.
- Jak nie będziemy miały.. to nie będziemy też tęsknić. - Morgan mrugnęła do Frolicy i pocałowała ją namietnie.
- Zakładasz że będziemy miały przyjemnie zapełniony kalendarz. Niemniej jesteśmy pokojówkami… choć najczęściej wykonujemy pracę sprzątaczek. - westchnęła diabliczka wzdychając ciężko.
- Też prawda. - El ułożyła się wygodnie między piersiami diablicy.
- Więc będę tęsknić, a ty? Zabierzesz mnie jeszcze do swojej rodziny? Obiecuję, że będę bardziej niegrzeczna.- zaśmiała się Frolica.
- Bardzo chętnie. - Morgan uśmiechnęła się przymykając oczy i wtulając powieki w czerwoną skórę.
- Może pójdziemy już spać?- zaproponowała kochanka czarodziejki.
- Nie musisz mnie dwa razy przekonywać. - El zaśmiała się i naciągnęła na nie kołdrę.
 
Aiko jest offline