Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2020, 10:38   #21
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Thumbs up Bez oporów?

----------KARTECZKOWA ROZMOWA Z MARTĄ----------

Jak tylko Aaliyah zajęła się komputerem i przestała pocieszać Martę to Wiesław korzystając z okazji odezwał się do tej ostatniej:
- Przepraszam, mogłabyś na chwilę pożyczyć mi te karteczki i długopis? - po czym po chwili dodał ciszej, gdy już przyciągnął uwagę Marty - W przeciwieństwie do niektórych cenię dyskrecję.
Zgodnie z przewidywaniami prośba Wiesława początkowo wprawiła w osłupienie Martę. Trochę trzęsącymi się dłońmi, podała mu plik wyjętych z pudełeczka ozdobnych świstków papieru, z których każdy miał inne zdobienie. Dołożyła do tego długopis ze złotym brokatowym wkładem i podała do tyłu.
- Jasne. Mam też inne kolory długopisów, jak ten Ci nie odpowiada. - powiedziała, a jej głos sugerował emocje jakie pojawiły się w niej, dzięki niespotykanej - choć tak niewinnej - propozycji Wiesława. Czartoryski pomyślał jedynie "Mam to gdzieś.", ale oczywiście nie powiedział tego na głos. To byłoby niemiłe. Zabrał karteczki i jeden z długopisów, chwilę pisał po czym oddał karteczki. Marta odczytała:
Cytat:
W skali od 1 do 10 jak twoje samopoczucie?
Mocne 2 na 10. A Twoje jak? Może mogę Ci jakoś pomóc.

Wiesław przeczytał zawartość karteczki Marty. Kiwnął głową sam do siebie, że Marta natychmiast zapytała się o jego samopoczucie. Odpisał:
Cytat:
2 to słabo. Zgaduję, że to wszystko dla akceptacji… Ciebie przez innych? Czy siebie? U mnie 7. Ostatnio tylko raz wyjechałem z Mazowieckiego i to do innego miasta.
W oczekiwaniu na odpowiedź Wiesław szacował na 80%, że Marta zignoruje pytania. Prawdopodobnie też 50%, że nie zapyta dokąd wyjeżdżał. Marta nie była typem Szpiega z Krainy Deszczowców. Mimo wszystko warto było spróbować odkryć karty i sprawdzić, czy dziewczyna była gotowa odkryć cokolwiek.
Byłam już w Rowach. Spodoba Ci się. Może dobijesz do 10! Bo na pewno będzie inaczej niż w Mazowieckim.

Bezpośredniość Wiesława tym razem nie przyniosła pożądanego efektu. Dziewczyna ominęła temat akceptacji, ale przynajmniej kontynuowała rozmowę, więc nie było źle. Wiesław miał pewne wyobrażenie co mogłoby doprowadzić go do samopoczucia 10. Nie będzie łatwo, ale miał nadzieję, że sobie poradzi. Podobnie miał nadzieję, że i Marta "dobije do 10". Być może, gdyby nie jej problemy zdrowotne to byłaby bardziej podobna do reszty bogatych dzieciaków. Jej rodzice wyglądali na nadopiekuńczych. Poza tym byli lekarzami, więc Wiesław nie rozumiał jak mogli "przeoczyć" problemy zdrowotne Marty. Miłość do dziecka to sprawowanie opieki i wychowywanie. I dopiero jak te dwa warunki są spełnione wchodzi w grę czułość. A może czułość była częścią opieki i wychowania? W każdym razie te elementy musiały współistnieć. W autobusie było wiele przykładów efektów złego rodzicielstwa. Akurat Marta była w porządku - zaniedbania wobec niej bardziej obarczały jej rodziców jako lekarzy niż opiekunów. Oczywiście wszystkie te przemyślenia Wiesław zachował dla siebie. Marta nie miała ochoty rozmawiać o swoich ewidentnych problemach z akceptacją, a Wiesław miał jeszcze inne tematy do poruszenia. Po dłuższej chwili odpisał:
Cytat:
Mam nadzieję, że Ty dobijesz do 10. Jak tylko będziesz chciała. Kiedy ostatnio tam byłaś? Jest plaża albo jakaś przystań przy jeziorze?
Emot uśmiechu dodał po zauważeniu go na kartce Marty.
Dawno. Rodzice mnie zabrali, jak byłam mała. Jest plaża i będzie sporo atrakcji. Co lubisz najbardziej poza zyskiwaniem sławy Wielisławie?

Chwilę zastanowił się nad odpowiedzią zanim napisał i przekazał:
Cytat:
Historię prawa, podróże samochodowe i książki. A co Ty lubisz najbardziej? Zabrałaś jakieś książki? Ja mam jedną.
Następnie nastąpiła wymiana karteczek jakby to była prawdziwa rozmowa. Właściwie była, ale na papierze. Swoją drogą w między czasie chłopak zabrał dwie karteczki na później. Raczej nie przydadzą się (w szczególności bez martowego długopisu), ale może jednak?
Mam kilka, ale chyba Cię nie zainteresują. Nad morzem jest dużo stoisk z tanią książką. Możemy poszukać czegoś o historii prawa.

Cytat:
Tylko w antykwariatach, ale kto wie? W każdym razie przyjmuję - możemy razem poszukać. Co najbardziej podobało Ci się w Rowach, gdy tam byłaś ostatnio?
Różnorodność ludzi. Miło było popatrzeć na to, że każdy w tłumie odnajdywał podobnych sobie ludzi.

Cytat:
A teraz jedziesz z wieloma przyjaciółmi. Mam nadzieję, że znajdziecie czas z Aaliyą, żeby pospędzać i ze mną trochę czasu na miejscu. Trochę rano, przez przypadek, ją zestresowałem, mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe.
Co jej zrobiłeś?

Cytat:
Nie widziała mnie, że stoję za nią, miała otwarty komputer i przypadkiem zajrzałem na jej ekran, gdy pisała coś. Nie powinienem patrzeć. Jak przywitałem się to było już za późno. Mówiłem jej, że nie powiem nikomu co widziałem, ale to słabe przeprosiny
Przepraszam byłoby lepsze.

Cytat:
Wiem. Może dam jej coś w ramach przeprosin? Lubi jakiś rodzaj czekolady? Albo czegoś takiego? Teraz mi głupio, że po prostu nie powiedziałem “przepraszam”
Rurki z kremem są pycha!

Cytat:
Dobrze Zaproponuję wam na miejscu Co sądzisz o wiadomości o narzeczeństwie nauczycieli? Klimatyczna wycieczka zaręczynowa dla nich, choć… czy nie lepiej byłoby jakby pojechali gdzieś tylko we dwójkę? Jak byś wolała na jej miejscu?
To tylko tak przy okazji. W sumie moglibyśmy całą klasą zrobić im prezent i zrzucić się na podróż dla nich! Fajny pomysł?

"Och ta Marta." - pomyślał Wiesław. Z pewnością Jacek, czy Łukasz byliby uradowani wydawaniu kasy. Nie, oczywiście, że nie. Podobnie Wiesław nie był tym uradowany, ale nie chciał jej wygłaszać komunałów na temat kwestii materialnych. Zamiast tego... no dobra, zełgał, ale i wykpił się zrzuceniem tematu na innych i konieczności przedyskutowania z innymi. Jakby było głosowanie to pewnie zagłosuje "za", bo trzeba by kontynuować szachrajstwo, ale jednak miał nadzieję, że wygra "przeciw".
Cytat:
Całkiem fajny. I miły! Bardzo miła z Ciebie osoba! Trzeba by to jednak przedyskutować z innymi, ale to już po powrocie… ach właśnie, jak piszemy o przyszłości: chciałabyś zostać lekarzem jak Twoi rodzice?
Zwierzęta są bardziej wdzięczne od ludzi. Wybieram się na weterynarię. Ty pewnie na prawo, tylko jakie specjalizacje rozpatrujesz?

Cytat:
Ach, weterynaria ciekawa, może nawet ciekawsza. Tak na prawo, specjalizacja: prawo karne. Zabrałem sobie nawet do poduszki kodeks z 1932 r., ale pewnie będzie tyle atrakcji, że szybko będę zasypiał
Tego Ci życzę! bo na pasje i tak zawsze znajdziesz czas, choć nie powiedziane, że w każdym momencie.

Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? Mimo, że wcześniej… nie byłeś?

"Bo coś zmieniło się." - pomyślał Wiesław, ale nie napisałby tego.
Cytat:
Przed I LO umarł ktoś mi bliski. Skupiłem się na nauce, ale i izolowałem się od ludzi. Postanowiłem to zmienić na tej wycieczce. O ile się da. Krótkie są momenty, krótkie są dni.
Bardzo mi przykro z powodu tej śmierci. Jeśli jesteś gotowy to mogę Cię poznać z Piotrkiem, Adrianem, Berenika, Adamem, Jackiem i Amanda. Nie musisz przespać świata.

Cytat:
Jakby była okazja. Nie chciałbym robić problemów. Bardzo Ci dziękuję, jak już pisałem: jesteś bardzo miła! Ale, ale - chciałbym też się odwdzięczyć. Czegoś może Ci brakuje?
Spełnienia marzeń, jak każdemu Ale na to też przyjdzie czas <3

Cytat:
I tego Ci życzę, ale jakbyś potrzebowała pomocy. Jakiejkolwiek pomocy to powiedz proszę - mimo wszystko chciałbym się odwdzięczyć za twoją życzliwość.
W momencie przekazywania tej ostatniej karteczki Marcie autobus zjechał z drogi na stację benzynową z McDonaldsem. Wiesław wysiadł z autobusu jako jeden z pierwszych. Przechodząc obok Marty uśmiechnął się do niej i powiedział
- Dziękuję.


----------POŻEGNANIE----------

Kilka dni temu.
Wiesław chwilę kręcił się przy bloku na Mokotowie. Z przyzwyczajenia sprawdzał, czy nikt go nie śledził. Akurat w tym momencie nie chciał, aby nikt z jego „znajomych” z liceum zobaczył gdzie przyszedł. Miał ze sobą swój szkolny plecak wypchany po brzegi.

Kilka minut później siedział przy stoliku w mieszkaniu wraz z parą staruszków.
- Właściwie to przyszedłem pożegnać się. Niedługo wyjeżdżam i... chciałem porozmawiać o dawnych czasach.

Wrócił do hotelu dopiero późnym wieczorem. Był pijany i szczęśliwy.


----------OSTATNI ZAJAZD----------


Wiesław akurat był zadowolony z postoju na stacji benzynowej z McDonaldem (nigdy nie pamiętał, czy na końcu ma być "s", czy nie). Potrzebował kilku rzeczy ze sklepu. Wyszedł ze swoją czarną torbą podróżną i poszedł na zakupy. Trochę zdziwiony był możliwością zakupu dezodorantu, ale oczywiście sobie kupił. Niestety znów zapomniał zabrać na podróż. Wydaje się, że to już była tradycja. Kupił również dziesięciopak zapałek, dziesięć opakowań Tic-Taców, paczkę gumowych rękawiczek, zawinięte czarne worki na śmieci i dwie butelki z płynną podpałką na grill. Oczywiście wziął też torebki foliowe, bo za darmo (mogły się przydać jako pakunek do innych darmowych rzeczy). Nigdy nie było wiadomo kto pojawi się z grillem, a kto z kiełbaskami. Nic tak nie służyło smakowi mięsa jak trochę chemii buchającej wraz dymem na ten wyborny posiłek. Później Wiesiek udał się do toalety. Następnie pokręcił się wokół budynków (a dotarł nawet na zaplecza poprzez otwarte, tylne drzwi - wietrzenie, a może i „wietrzenie magazynów”) poszukując darmowych pamiątek zgodnie z hasłem „jak darmo to biere”. Wówczas minął się z Alanem, który akurat wracał z fajki i poszedł do sklepu. Zignorowali się. Obaj uważali, że drugi ma idiotyczne imię.

Później wsiadł do autobusu i zajął to samo miejsce co wcześniej. Fanty miał schowane w swojej czarnej torbie.


----------AALIYAH----------


- Pracujesz dla Gazpromu, prawda? - syknęła. Zerknęła w stronę Julii. - Ile zapłacił ci ojciec Ulyanovej? - Wiesław trochę był zawiedziony. Myślał, że dziewczyna chciała go pocałować. Oczywiście nie miała za co, a on nie był taki śmiały przy wszystkich. Po chwili czar prysł i Wiesiek znów miał przed sobą dojrzałą - a jednak bardzo młodą - dziewczynę. Odpowiedział jej z uśmiechem i również szeptem tak, żeby tylko ona usłyszała:
- Dla zaborcy? Nigdy. Nie możesz wiecznie udawać swoich rodziców piękna. Zaufaj mi, a pomogę ci ze wszystkim. Mogę dużo. - po czym dodał głośniej tak, żeby Marta słyszała - I chętnie zabiorę was do cukierni w Rowach. Czy wówczas wybaczysz mi wścibstwo? - znów się do niej uśmiechnął, ale tym razem ich twarze były blisko siebie. Niemal jakby za chwilę mieli się pocałować.

Dziewczyna poczuła coś w sobie i wydusiła z siebie:
- Ja... - czuła się trochę bezradnie. Widziała oczy Wiesława z bliska i nie czuła, żeby kłamał. Nie pracował dla Gazpromu i może nawet rzeczywiście chciał pomóc, ale jak? To co stało się już się nie odstanie. Czuła, że zanurza się w jego oczach jakby patrzyła w otchłań. Nie straszną otchłań, ale miłą. I może nawet chciała go pocałować. Nie wiedziała nawet czemu. Mimo wszystko to mógł być wróg. Po krótkiej chwili, która wydawała się wiecznością odsunęła się i z lekkim zakłopotaniem odpowiedziała:
- Skąd wiesz o moich rodzicach? Czy też je widzisz? - zniżyła głos.
Potem jednak otrząsnęła się z tego i spojrzała w bok. Wiesław również tam zerknął, ale ujrzał jedynie panię Anię, która właśnie ruszyła korytarzem dalej. Biedaczka co chwilę przechadzała się środkiem autobusu. Sytuacja tuż przed wyjazdem musiała naprawdę nią wstrząsnąć, bo średnio co pół godziny liczyła wszystkich od nowa, chcąc upewnić się, że tym razem na pewno nikogo nie pominęła. Sama Aaliyah jednak nie wodziła za nią wzrokiem i po chwili znów zerkała na Czartoryskiego.
- Je, to znaczy plotki. Choć co prawda plotki bardziej się słyszy niż widzi... - powiedziała dziewczyna, a Wiesław natychmiast wtrącił:
- Skoro widzisz to czemu jedziesz? ... Widzisz, ale nie wiesz. A ja wiem, ale nie widzę.
Aaliyah wzruszyła ramionami.
- Na takie niekonkretne rzeczy można odpowiedzieć cokolwiek. - mruknęła. - Po to ludzie pragną towarzystwa innych, bo wszyscy widzimy i wiemy różne rzeczy. Najwięcej można osiągnąć, dzieląc się zarówno doświadczeniami, jak i zdobytymi informacjami. Żeby jednak współpracować, trzeba sobie ufać, a przynajmniej mieć wspólny cel. - powiedziała. Wiesław pomyślał, że nikt nie chciałby mieć jego doświadczeń. Dziewczyna nagle stwierdziła:
- A w tobie jest coś, co mnie przeraża. Fascynuje, ale przeraża. - w jednej chwili żałowała swoich słów. Powiedziała za dużo.

Po chwili mruknęła cicho, jakby do siebie:
- Jadę dlatego, bo nie mam nic do stracenia. - i nieco spuściła wzrok. Wciąż była odwrócona. Słowa dziewczyny natychmiast przypomniały Wiesławowi o dość popularnym zdaniu łacińskim. Idący na śmierć pozdrawiają. Dziewczyna ewidentnie widziała więcej, a na domiar złego to coś już było w autobusie. Przypadek, czy zapowiedź wielkiej tragedii?

Pogłaskał ją wierzchnią stroną dłoni po policzku. Trwało to chwilę. Aaliyah na moment zapomniała gdzie przebywa. I z kim. Dopiero głos Wiesława wyrwał ją z zamyślenia, ale wówczas nie było już jego dłoni przy jej twarzy. Natomiast blisko były jego usta. I oczy.
- Nie bój się. - wyszeptał - Masz wiele do zyskania. Jak będziesz gotowa to powiedz mi co widzisz. Obronię cię jeśli mi pozwolisz.
Aaliyah odepchnęła Wiesława na tyle mocno, że chłopak odleciał do tyłu i już nie znajdowali się blisko. Może czuła zainteresowanie Czartoryskim, ale w jej mniemaniu był nieco zbyt intensywny. Bała się jego deklaracji i nie wiedziała jak zareagować. Nikt nigdy nie chciał jej bronić. Przywykła do samotności i liczenia tylko na siebie. Nawet czuła się w tym komfortowo. Nie chciała obcej osoby, która najpewniej pragnęła jedynie namieszać jej w głowie.
- W porządku, zapamiętam. - powiedziała nieco zimniej. Zdaje się, że Wiesław spróbował zbliżyć się za bardzo, przynajmniej w jej mniemaniu. I za szybko.

Jak już Aaliyah odwróciła się to Wiesław uśmiechnął się do siebie. Nie poszło tak źle. Może nawet lepiej niż z Martą.


----------KOPERTY I GRANICA----------


Na drugim przystanku, już tylko pięćdziesiąt kilometrów od Rowów, pan Turlecki wstał.
- Zapomniałem o jednej rzeczy. - powiedział głośno. - Otóż otrzymaliśmy od naszego ośrodka w Rowach przesyłkę. Dotarła dopiero wczoraj. Znajduje się w niej masa kopert. Ma to związek z grą, która odbędzie się w ośrodku, ale jeszcze nie znam żadnych szczegółów. - rzekł. - Kopert jest dwadzieścia dwa, co znaczy, że nauczyciele też będą brać w niej udział - powiedział niezbyt podekscytowanym tonem. - Jest tylko jedna zasada. - rzekł. - Nie wolno ich otwierać, póki nie zostanie to powiedziane głośno i wyraźnie.
Wnet zaczął przechadzać się po pojeździe.
Wiesław natychmiast stwierdził:
- Do mnie na końcu. Jestem przesądny. - i pomyślał: „I płaciłem ciężką kasę na waszą gównianą szkołę.” Turlecki nachylił się z kopertą podpisaną „Wiesław Czartoryski” nad Wiesławem, ale ten kategorycznie stwierdził (a raczej warknął): - Na końcu. - Nauczyciel zdenerwował się, ale nie dał tego po sobie poznać. Zbyt długo pracował z trudną młodzieżą od czasu do czasu pokazującą - poprzez swoich rodziców - kto rządzi. A raczej co rządzi: pieniądze. Dlatego niektóre absurdalne prośby były respektowane. Ta konkretna nie sprawiała jakichś dużych problemów, dlatego nauczyciel odpuścił. Jak tylko Turlecki poszedł dalej to Wiesław wstał i zaczął przyglądać się zachowaniu ludzi. Nikt nie otwierał kopert. Alan próbował odmówić, ale gdy dostał kopertę do ręki to grzecznie ją schował.

To nie było jednak aż tak podejrzane. Zanim Turlecki dotarł do Alana to zatrzymał się przy Julii i skomentował:
- To ciekawe. - powiedział Turlecki. - Na jednej kopercie znajduje się nazwisko twoje i pana Sebastiana. - rzekł, podając kopertę Julii. - To musi być kuriozalny błąd. Zwłaszcza, że pan Ceyn nie miał w ogóle z nami jechać.

„Gówno, a nie ciekawe. Satanistyczne gówno. Te koperty były pieprzoną pułapką. Pytanie tylko czy Ceyn był w zmowie z satanistami, bo choć jego nazwisko było na kopercie to przecież jej nie dotknął. Cwaniak jeden. Każdy kto dotykał koperty zachowywał się jak zaczarowany. To jest jakiś syf.” - pomyślał Wiesław skupiając całą swoją energię, żeby uodpornić się na te sztuczki. I wtem podszedł do niego Turlecki. Powiedział z pewną dozą irytacji:
- Zgodnie z życzeniem. Ostatnia koperta. - i wysunął swoją dłoń w stronę Wiesława. Ten właśnie zakończył w głowie Zdrowaśkę. Czartoryski odebrał kopertę i w jednym momencie wszystkie jego wątpliwości zniknęły. Zapomniał swoje wnioski z obserwacji o zmienionym zachowaniu posiadaczy kopert, a koperta Julii z dwoma nazwiskami nie wydawała mu się już „satanistycznym gównem”, a po prostu ciekawostką. Tak jak jego umysł był uspokojony tak jego ręka nie. Żelazny uścisk lewej dłoni gniótł papier koperty w ten sposób, że ta jakby uchyliła się, a z niej coś jakby wydostało się. Wiesław był jednak wciąż naćpany niezwykłą energią przedmiotu i nie zwracał na nią uwagi (choć wciąż ściskał kopertę).

Jakieś pół godziny później autobus zbliżył się do znaku informującego, że wjeżdżają do Rowów. Chwilę po przekroczeniu granicy Wiesław odczuł niesamowitą potrzebę snu. Widząc, że Łukasz i Jacek spali (a przecież przed chwilą był postój i w ogóle nie wyglądali wówczas na zmęczonych) Czartoryski odpiął pasy i podniósł się z miejsca. Spojrzał na tyły. Wszyscy spali. Odwrócił się w kierunku jazdy, ale nie mógł już ustać. Usiadł, ale włożył rękę pomiędzy siedzenia przed nim. Dotknął ramienia Aaliyi i zapytał głośno:
- Śpisz?

I zasnął.


----------ŚWIAT SNÓW----------


Wiesław roześmiał się.
- Od dawna nie miałem porządnej walki „ojcze”. Rozmawiałem ze swoim ojcem przed wycieczką, więc kitować to my, ale nie nas. Ale jak z ciebie taki chojracki przebieraniec to mogę stracić trochę czasu na pogaduszki. - chłopak wstał i zbliżył się do lustra. Przyjrzał się sobie, wyszczerzył zęby i je pooglądał. Po dłuższej przerwie kontynuował:
- Ojciec nauczył mnie, żebym z odwagą szedł przez życie tak, aby nigdy nie było mi wstyd spojrzeć sobie w oczy w lustrze. I tak postępowałem i postępuję. Przy czym oczywistym jest, że swojemu ojcu zawdzięczam wszystko, bo wszystko mam dzięki temu, że żyję - mamie też wszystko zawdzięczam. Co do moich osiągnięć - widziałeś jak do tego doszło?

Wiesław odwrócił się do swojego „ojca” i podsunął koszulkę do góry. Jego tułów był znaczony dawnymi bliznami. W lustrze było widać, że i plecy nosiły ślady czegoś co mogło być torturami.
- Swoje przeżyłem, więc stonuj... libera te tutemet ex inferis. Nie wiem kim jesteś, ani jak wielu was jest, ale zapewniam cię, że tu gdzie się tak pchasz jest już wiele zła. Okrutność, którą ciężko pojąć człowiekowi może przejawiać ten sam człowiek. - puścił koszulkę, która swobodnie opadła i przykryła jego przeszłość. - Wojna nie polega na tym, żeby oddać życie za ojczyznę, ale żeby wrogowie oddali życie za swoją. Jesteś gotów umrzeć? Bo ja jestem, ale nie poddam się. - tu na moment przerwał i po chwili kontynuował:
- To twoje morze szans to ci powiem jedno: ktoś inny na moim miejscu nie dożyłby tego momentu. Nie prosiłem się o nic z tego, ale robię co mogę. Poza tym trochę inaczej pamiętam wydarzenia, do których pijesz. - po czym Wiesław przypatrzył się książkom, wskazał na nie dłonią i dopowiedział:
- Przeczytałem je wszystkie. Coś tam wiem, więc szkoda, że zamiast wykorzystać ten moment na poważne rozmowy to marnujecie wasz i mój czas. - Wiesław westchnął patrząc na postać przypominającą jego ojca - Praeteritum, praesens et futurum.

Wiesław przeszedł się po pomieszczeniu chwilę milcząc. Następnie kontynuował:
- Wiesz, że kiedyś wygłaszałem bez problemu mowy trwające kilka, kilkanaście godzin? Nadal nie mam z tym problemów. Z twoich słów mógłbym wywnioskować, że nie bardzo masz pojęcie o teraźniejszości. Elementy złożone ze wspomnień ludzi, których prześwietliłeś. Skupienie się na ich problemach, ale wypaczenie ich w ten sposób, żeby zażądać od nich absurdalnego wyboru. Zanim zasnąłem w autobusie to widziałem, że nie tylko mnie to dotknęło. Ciekawa strategia. Era imperializmu chyliła się ku końcowi wraz z odejściem Ryb. Wodnik rozpoczął się erą globalizmu. - i po chwili ciszy...

- Kim jesteś? Cóż to za pytanie kogo wybiorę. Ojciec wie, że uratuję wszystkich, a przynajmniej postaram się. - po czym spojrzał głęboko w oczy niby-ojca:

- Teraźniejszość nie istnieje bez przeszłości, a przyszłość nie istnieje bez teraźniejszości. Twój sposób myślenia zdradza obce wymiary. Mój ojciec jest zanurzony w przeszłości, ale żyje w teraźniejszości. Ja jestem tutaj i mój potomek... jesteśmy w teraźniejszości. Chyba, że mówisz o jakichś przyszłych, innych potomkach, ale prawdopodobnie każdy z nas jest wciąż (lub będzie) płodny. Innymi słowy - każdy z nas odzwierciedla fragmenty czasu, które wymieniłeś. Wszystkie. - Wiesław spojrzał na to coś wyglądające jak jego ojciec. Na twarzy niby-ojca pojawiły się grymasy wskazujące na ciężkie myślenie. Tak jakby zastanawiało się nad odpowiedzią, ale cokolwiek powiedziałoby to Wiesław natychmiast poddałby te słowa w kolejne wątpliwości i tak w nieskończoność, aż nikt nie wiedziałby o czym jest (czy kiedykolwiek była) rozmowa.

- To wszystko to tylko kolejne kłamstwo drapieżnego kosmosu. Z moim ojcem rozmawiałem przed szkołą i plan jest taki, żeby uratować wszystkich. A ten twój wybór to sobie w buty wsadź. Poza tym ojciec nigdy nie chciałby, żebym poświęcił swoje życie dla niego. I tak dla twojej wiadomości, gdybyś jeszcze chciał marnować swój i mój czas: ojciec jest ze mnie dumny.

Jego monolog został przerwany przez dziewczęcy głos:
- Witaj w El’Driahomie, Adrianie.
- Skąd...? - przez moment Wiesław zamilkł - Kto to powiedział?! - zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, a ten sam głos mówił dalej:
- Zdaje się, że wreszcie byłeś w stanie przedrzeć się na drugą stronę, tym razem świadomie. Nazywają mnie Białą Lilią i to zaszczyt cię tutaj widzieć. Wreszcie możemy porozmawiać. Wysłuchaj mnie, bo nie wiem, ile mamy czasu. Obca energia wytrąciła twoją duszę z ciała, ale ta zawsze znajdzie sposób, aby powrócić do domu. Być może już za kilka sekund. Toteż słuchaj mnie uważnie.
- To jakieś dyrdymały. Najpierw udajecie mojego ojca, a teraz jeszcze głupszy kit próbujecie mi wcisnąć. Nigdzie nie przeniosłem się. Uśpiliście mnie i przywołaliście mnie do tego konstruktu w Świecie Snów. - Wiesław przywołał swoją wiedzę z książek. Niestety słowa mężczyzny trafiały w pustkę. Nikt mu nie odpowiadał. Spojrzał na niby-ojca:
- Kto to jest? To kolejny z was? Ilu was jest? - ale ten niby-ojciec już nie wyglądał w ogóle jak ojciec, ale jak jakiś cień - Jesteście beznadziejni. - dodał Wiesław widząc, że cień to tylko zapychacz przestrzeni. Być może był tylko jeden, a to wszystko to tylko swoiste nagranie i dotarł do końca taśmy.

A dziewczyna kontynuowała:
- Chciałabym, żebyś tutaj pozostał na zawsze - powiedziała. - To twoja ojczyzna, tutaj ciebie chcemy. Ale to nie jest nasza decyzja, a twoja.
- Polski my Naród. Polski my Ród. Tak nam dopomóż Bóg. - szybko stwierdził Wiesław na te słowa, ale dalej były nawet bardziej kuriozalne słowa ze strony Białej Lilii:
- Wiem, że całe życie pragnąłeś osiągnąć coś więcej. Wyższy stan świadomości. Porzucić ziemskie okowy i poczuć oszałamiającą euforię transcendencji. Powiem ci, jak to uczynić. Otóż… musisz zniszczyć swoją ziemską kotwicę, jaką jest twoje ciało.
- Wyższy stan świadomości... porzucić ziemskie okowy... oszałamiająca euforia transcendencji... czytasz to z biuletynu New Age? I jeszcze namowa do samobójstwa? Kto na te bzdury nabrałby się... chwila... Adrian... Adrian Fujinawa... o kurwa! - pierwszy raz w śnie Wiesław wypowiedział wulgaryzm. Przy ojcu nie odważyłby się - nawet jeżeli to był tylko jego wizerunek.
- Adrian Fujinawa! To jest ściema. To demon. Biała Lilia to ściema. Nie słuchaj jej! - niestety nie nastąpiła żadna reakcja. Nie wiedział, czy w ogóle Adrian go słyszy. Niestety w oczach Wieśka Adrian był głąbem, który mógł się nabrać na te bzdury.

Ale demon nie zatrzymał się:
- To takie proste, choć może wydawać się trudne i nie do zaakceptowania. Jeśli jednak odejdziesz z Ziemi na swoich zasadach, jeśli popełnisz samobójstwo... a wszystko będzie twoją decyzją... uda ci się trafić do nas. Najpewniej myślisz, że na to zasługujesz. Jednak prawda jest taka, że musisz tego dowieść. Zabicie się jest trudną próbą, ale jeśli tego nie zrobisz... to koniec końców i tak zginiesz, choćby ze starości. Tyle że wtedy będziesz sądzony na zupełnie innych zasadach. Nie będę mogła wyciągnąć do ciebie ręki. A ty nie będziesz mógł jej chwycić.
- Zamknij japę. Ona kłamie. Adrian - nie słuchaj jej. To demon! - mówił Wiesław mając nadzieję, że to coś daje. Obawiał się jednak, że to połączenie jednokierunkowe. Wywołane właściwie czym? Adrian przesyłał dźwięki ze swojej pułapki w Świecie Snów? Tylko do Wiesława, czy też do innych? A może... coś było nie tak z kopertą. A może to było tylko kolejne kłamstwo, żeby zrobić z Wieśka idiotę. Czasem nie trzeba było wiele. Obudzi się i zrobi alarm, a nie będzie o co alarmować. W każdym razie demon nawijał dalej:
- Wiesz, co zrobić, gdy się obudzisz, prawda? Zabijesz się, mój najwspanialszy? Nawet nie dla mnie… chociażby dla siebie samego siebie. Bo na to zasługujesz. Zasługujesz na to, aby nie być już tylko człowiekiem. Zasługujesz na coś więcej. - po tych słowach demona Wiesiek już wiedział co robić. Skoro Adrian miał zabić się poza snem to znaczy, że można było go powstrzymać. Trzeba było tylko obudzić się wcześniej niż Fujinawa.

Albo zrobić z siebie idiotę.




Czas nie miał zbytniego znaczenia w świecie snów, ale Wiesław nie mógł ryzykować. Skupił się, żeby obudzić się. Wiele zmiennych wchodziło w rachubę. Najważniejszym było obudzić się przed wszystkimi innymi albo przynajmniej w tym samym momencie. Spóźnienie się mogło mieć katastrofalne skutki. Kolejnym elementem była weryfikacja możliwości ocalenia ludzi w autobusie. Najbliżej siedziały Aaliyah i Marta, przed nimi siedział Piotr i Adrian, za Wieśkiem nikt nie siedział, a dalej siedział Feliks. Z prawej - po przeciwnej stronie alejki autobusu - siedział Łukasz, a za nim Jacek. Wiesiek nie pamiętał czy ktoś siedział przed Łukaszem. Niestety nie dało się pomóc Feliksowi i Jackowi - byli zbyt daleko. Podobnie ciężko było zorientować się, czy dało się coś zrobić z Łukaszem. Niby można było rzucić w niego czymś, ale istniało ryzyko zrobienia mu krzywdy pechowo rzuconym przedmiotem. Pozostało jedynie mieć się na straży, czy chłopak nie będzie robił czegoś głupiego po przebudzeniu. Podobnie jak Feliks i Jacek tak i za daleko byli Piotr i Adrian, żeby fizycznie im pomóc - w przypadku Adriana można było jednak krzyknąć „Biała Lilia to ściema!” Prosty przekaz, który powinien być zrozumiały jedynie dla Fujinawy. Pozostawały Marta i Aaliyah. Tragicznie zakompleksiona dziewczyna i... nastolatka zajmująca się sprawami dorosłych. Każda z nich mogła wybrać śmierć w zetknięciu z demonami.

Reasumując natychmiast po przebudzeniu krzyknie „Biała Lilia to ściema!”, potrząśnie ramieniem Aaliyi (trzymał ją, gdy zasypiał), wstanie z miejsca i dokładnie przyjrzy się, czy Aaliyah i Marta nie próbują zabić się. W przypadku podejrzanych ruchów Wiesiek powstrzyma je. A niezależnie od ich ruchów powie im, że to był tylko koszmar i już wszystko w porządku. Pewnie wyjdzie na idiotę, ale trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 24-11-2020 o 13:21. Powód: Dodana muzyka na końcu.
Anonim jest offline