Mariusz spokojnie obserwował cały rozgardiasz wywołany ich przybyciem, nie spodziewał się niczego innego, gromada zbrojnych wjeżdżająca do obozowiska uciekinierów. Co stało się z tym całym poważaniem i szacunkiem jakie niegdyś plebs żywił do szlachty?? Nie musiał sobie odpowiadać, w ostatnich czasach takie widoki były niemal regułą i na próżno było szukać odpowiedzi.
Po przywitaniu, jakże gościnnym, na nowo rozbudziła się w nim nadzieja do ludzi. Nigdy nie dbał o to jak kto Boga jedynego nazywa. Dopóki do niego się zwraca, a nie do czeluści piekielnych.
Przy biesiadzie wreszcie poczuł jak wracają mu siły. Dawno już nie jadł tak obfitego posiłku, czuł przyjemność rozpływającą się po całym ciele z każdym kęsem.
Przyjrzał się też Ligęzie, miał wrażenie, ze słyszał już to nazwisko i właśnie chodziło chyba o jakiegoś sławnego infamisa,.
Chmm zbieżność nazwisk, czy tylko mi się wydaje?
Gdy przedstawiony został nowy towarzysz podróży, ucieszył się z nowego towarzystwa, bo któżby mógł odmówić pomocnej dłoni i szabli wyciągniętej ku szlachetnej sprawie? - Witaj Panie Bracie Walenty, Jam jest Mariusz Leszczyński Herbu Belina, pozwól, że jako pierwszy przywitam Waszmościa w gromadzie, myślę, że każda pomoc z otwartością przyjęta zostanie, choć ostatnie słowo naszemu przywódcy w tej sprawie zostawiam.
Skoro sam Pan Ligęza poleca Waszmościa to nie wątpię, iż prawdę rzecze i tym bardziej rad będę usłyszeć Waszmościa opowieść, choć kiedy, to już od Waszmościa zależy. |