Wyruszyli z Altdorfu w dwóch grupach. Jako pierwsi, w dyliżansie wyjechali Bernhardt vel Bernaldo i towarzyszący mu Leonard. Podróż do Miasta Białego Wilka miała im zająć jedenaście dni, ale na razie nie zdecydowali się na opłacenie całej podróży. Planowali dojechać do Delberz, leżącego mniej więcej w połowie drogi i tam zaczekać na jadących wolniej wozem ze skrzynią kompanów. Przez ten czas mieli mieć baczenie na to co dzieje się dookoła, chcieli wypatrywać podejrzanych osobników kręcących się w ich pobliżu i starających się nawiązać kontakt z Lieberungiem, gdyby Berni został rozpoznany.
Jechali pojazdem należącym do middenlandzkiej kompani przewozowej „Pędzący Wilk”. Za towarzystwo w podróży mieli trzy kobiety. Siostry Jung, Ulrike i Bertha podróżowały do Middenheim w towarzystwie Panny Gunder, ich opiekunki, służki i ochroniarza w jednej osobie. Ta ostatnia nie była zbyt rozmowna, ale panny Jung szybko weszły w komitywę z mężczyznami. Jechały zobaczyć Middenheimski Festiwal, a równocześnie spotkać się ze swoją kuzynką Kirsten Jung, damą dworu.
*
W nieco wolniejszym tempie, tą samą drogą podróżowali Lothar, Axel i Wolfgang. Na wozie, oprócz zapieczętowanej ponownie skrzyni wieźli dwie skrzynki bretońskiej brandy, oczywiście na wyłączny użytek Pana von Essing i pełne kosze kolorowych karnawałowych strojów, wraz z maskami i koturnami.
*
Obie grupy dotarły do Delberz bez problemów. Spotkali się w mieście po przyjeździe Lothara i reszty kompani jedenastego Vorgeheima. Dzień był pochmurny i deszczowy. Berni i Leonard zdążyli już zadomowić się w karczmie „Cztery Gąski”, gdzie zarezerwowali wcześniej pokoje dla reszty. Lokal słynął z doskonałego pieczystego, a czas umilała gościom kapela Herr Bayera, Bayer-Voll, mająca w repertuarze mnóstwo znanych w okolicy szlagierów.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden znaczący incydent. Na ulicy, w strugach deszczu Axel wypatrzył jegomościa w purpurowej pelerynie, którego jednak szybko stracił z oczu, gdy ten skrył się przed wodą lejącą się z nieba w podcieniach stojących wzdłuż ulicy domów. A może kolor peleryny był zupełnie inny…