Przynajmniej Jasar w tym kolorowym towarzystwie zdawał się nie być ordynarnym barbarzyńcą i mieć odpowiednie podejście do dam. Na moment złość kobiety zastąpiła zwyczajowa arystokratyczna wyniosłość i kurtuazja.
— Masz zupełną rację, wszechroztropny Jasarze — powiedziała zmanierowanym stylem, jak zwykle zaczynając pochlebstwem, kiedy kierowała słowa do stronnika — Obrazą dla bogów byłoby ukrywać i oszpecać to, co z takim pietyzmem stworzyli. Piękno winno odpowiednio się prezentować i zawsze stać na piedestale. Bo piękno na to jest, by zachwycało. Wzbudzało podziw w sercach wielkich i maluczkich, inspirowało do tworzenia wspaniałych dzieł artystów. Prawda może być dla mędrca, zaś piękno zawsze będzie dla wrażliwego serca. Powiedziałabym, a Shelyn mi świadkiem, że wręcz tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna! Niektórym to jednak obce, małostkowość każe im wzgardzić nadarzającą się okazją do zapoznania z tym zjawiskiem. Prawie mi ich żal...
Zawiesiła teatralnie głos, rzucając niemal niezauważalne, acz wymowne spojrzenie w kierunku Bahadura. W sumie ten wybuch i komplement od Mukhtara nieco załagodziły jej napięty stan. Musiała jednak przyznać, że niszczenie impertynentów dodawało życiu uroku.
— Szlachetny Jasarze, skoro udało nam się nawiązać nić porozumienia, ponad... ekhm... wąskimi horyzontami? Obiecuję, że kiedyś opowiem ci krótką dykteryjkę, o tym co jest trudnego w byciu księżniczką... — rzekła, po czym uśmiechnęła się i mrugnęła do niego okiem. Następnie wróciła do nużącego oczekiwania na wyniki, pozwalając mu skupić wzrok na tancerkach. Jego szczęściem nie słyszała dalszej wymiany zdań między nim a Bahadurem, bo oceniłaby go dość niepochlebnie (co w sumie do wielkich dokonań nie należało). Siedziała więc i nadal zamiatała stopą powietrze. Wiedziała, że nie będzie potrafiła skupić się na niczym innym, dopóki nie dowie się, że wygrała. A wygrać musiała.