Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2020, 11:07   #78
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=EhR3Vq_Oads[/media]

Układ optyczny rejestrował wszystko. Mechadendryt obserwował otoczenie rzucając obraz wprost na do implantu zastępującego Virowi oczy. Była to akcja desantowa. Wejście do małej przestrzeni wymusiło dobycie broni krótkiej. O ile autogun można było określić mianem broni krótkiej. Wbijali się do pomieszczenia za pomieszczeniem. W tym samym czasie ktoś inny szarżował na placówkę. Cały czas równolegle towarzyszył im tajemniczy gracz. Ktoś stojący za grupą szturmującą na Dareka Loeba.

Vir liczył na to, że uda im się wykorzystać zamieszanie i znaleźć twarde dowody przeciw Fernicus. Albo prowadzące wprost do wykopalisk i źródeł artefaktów.

Wtedy nastąpił wybuch. AdMech nie miał pojęcia kto nadepnął tę pułapkę samoróbkę, ale zaraz po wybuchu poczuł jak seria drobnych metalowych kulek uderza w ochraniacze na jego ramieniu i nodze. Na szczęście pancerze dostarczone przez stronników pana X świetnie sobie z tym poradziły. Jednak to byłoby tyle w kwestii elementu zaskoczenia.

Sam zabójca przypadł do osłony czekając na rozwój wypadków. Wszystko wskazywało, że weszli od strony drogi ewakuacji Cai E. To on i jego psioniczka byli z drugiej strony. I inne osoby. Mechadendryt wystający zza osłony rejestrował potencjalne cele.

Arystokrata ze swoim ochroniarzem. Potencjalny klient. Kolejny głupek skuszony wizją drogich i przekętych rupieci. Frajer, który potrafi kupić i używać niewybuch xenoskiej bomby w charakterze przycisku do papieru, bo go na to stać.

Jego ochroniarz z kolei twardy gość. Pewnie po jakichś elitarnych jednostkach. Widać było profesjonalizm choćby patrząc na jego pancerz.

Gwiazdy wieczoru, czyli Cai E i jego psykerka-renegadka. I na koniec wisienka na torcie. Heretek. Jego Vir poznał od razu. Upadły kapłan jego zakonu. Bluźnierca. Jak nisko można upaść? Jakim prawem dzierżył nadal topór z kołem zębatym? Vir zazwyczaj był opanowany, ale w obliczu takiej techerezji zacisnął mocniej dłonie na swoim autogunie. Heretek miał zmodyfikowane ciało. Pracował nad nim latami. Wystarczyło tylko kilka klatek nagranych z Pict Recordera, żeby AdMech wiedział, że temu przeciwnikowi nie zagrozi jego broń.


Pierwszy ruszył arystokrata. Nie dziwiło to Vira. Na pierwszy rzut oka rozpoznał idiotę. W dodatku popisującego się idiotę. Strzelanie w marszu było zdaniem Vira równie skuteczne, co jedzenie zupy widelcem. Nie mylił się. Bogato zdobiony pistolet odłupał kawałek deski za którą przyczaił się Faustus. Jak gdyby nigdy nic ten szlachcic wyjął swoją szeroko zakrzywioną szablę i aktywował wokół niej pole elektryczne.

Jednocześnie Psykerka otoczyła się jakimś polem i strzeliła do astropatki. Vir średnio znał się na ludziach, ale czasem tak było, że między dwiema osobami widzącymi się pierwszy raz iskrzyło. Wtedy ich relacja stawała się burzliwa, a burza ta mogła posłać wszystkich wokół wprost do piekła. Tak było z Psykerką i Higashi. Tak samo było z Virem i Heretekiem.

Jednak renegatka miała wsparcie. Cai E. Handlarz strzelał swoją xenoską bronią w astropatkę. Oberwała.
Systemy celownicze Vira przystąpiły do kalibracji.

Higashi nie była wcale bezbronna. Z jej dłoni wystrzeliła błyskawica, jednak przeleciała pomiędzy tarczą renegatki, a Caiem.

Eklezjarcha wiedział bardzo dokładnie co chce zrobić. Miał oto zesłać płomień odkupienia na podłych grzeszników. Jednak byli oni zbyt daleko. Ruszył biegiem za osłonę, żeby oflankować wroga.

Podobnie Venris, jednak on wzorem arystokraty rzucając się za kolejna osłonę wypalił ze swojego pistoletu.

Kogikator w głowie ocenił prawdopodobieństwo. Ruchy towarzyszy wywołały fluktuacje obliczęń. Cai E musiał poczekać. Vir skupił się na położeniu ognia zaporowego na skupisku wroga. Przynajmniej przez chwile nie mogli się wychylić zza swoich osłon. Kupił czas Venrisowi i Scipio.

Jaden korzystajac z tego, że to Vir opróżniał magazynek osłaniając pozostałych postanowił ostrzelać handlarza.

Vir poczuł drżenie pod stopami. Wyraźne drżenie. Pół człowiek, pół maszyna. Kompletny heretek ruszył biegiem w jego stronę. I choć obraz w obrazie wyświetlał techadeptowi Higashi z jej błyskawicami, to główny obraz był zdominowany ogromnym cielskiem które pędziło w jego stronę.

“Jeszcze chwila. Daj mi jeszcze chwilę. Zdejmę tylu ilu mogę, zanim przyjdzie nam spotkać się z przeznaczeniem.”


Czas biegł nieubłaganie. Szlachcic swoim mieczem zaatakował eklezjarchę. Skutecznie uniemożliwił mu wykorzystanie miotacza ognia. Na szczęście kaznodzieja świetnie radził sobie z unikami.

Renegatka wykonała ruch ręką i nagle z podłogi cała masa małych przedmiotów pofrunęła w stronę Higashi. Łuski, kawałki gruzu, jakieś śrubki… słowem wszystko co nie było przytwierdzone do podłogi nagle, w jednym telekinetycznym podmuchu uderzyło w astropatkę. Vir odnotował jak kobieta upada odrzucona kilka metrów do tyłu.

Pracodawca renegadki natomiast zaczął strzelać na ślepo shurikenami ze swojego pistoletu obcych. Vir nawet nie drgnął, gdy ostrze rozcięło jego kaptur. Ale z ramienia Jadena sterczała srebrzysta gwiazdka.

Yoshiko wstałą i szybko wbiegła za inną osłonę.

Eklezjarcha opuścił swój miotacz i dobył swojego miecza łańcuchowego. Warkot silnika zagłuszył jego śmiech, gdy rozpoczął szermierczy pojedynek z arystokratą.

Venris rzucił mu się z pomocą i strzelał pistoletem niemal z przyłożenia. Laser przeszył lewe przedramię potencjalnego nabywcy xenoartefaktów.

Vir natomiast był niczym skała dająca opływać się falom bitwy. Wypuścił autogun z dłoni, który opadł na pasku wzdłuż jego szaty. Praktycznie w tej samej sekundzie w jego dłoniach znalazł się karabin snajperski. Broń raczej nie stosowana w ciasnych pomieszczeniach jak to. A jednak, nadal zabójcza. Gdy układ celowniczy naniósł poprawki na nową broń Vir natychmiast pociągnął za spust. Za szybko. Kula przebiła osłonę odłupując jej fragment i rykoszetując po naramienniku E.

Deiderik teraz próbował tego co Cai w poprzedniej turze. Kładł ogień zaporowy z autoguna. Nie zatrzymało to ochroniarza, który teraz wyciągnął dwa pistolety i próbował nimi ostrzelać akolitów.

“Żałosne. Bez systemu wspomagania nie jest w stanie ogarnąć koordynacji oko-ręka”

Moduł percepcyjny oznaczył procentowy spadek zagrożenia ze strony ochroniarza.

Heretek spróbował trafić w Magnusa. Stopy tech póki co od początku walki nie musiały się oderwać od podłoża. Strzał tej bestii tego nie zmienił. I chyba to najbardziej zdenerwowało przeciwnika. Sięgnął po ogromny dwuręczny topór aktywując wokół niego pole siłowe.

“Daj mi jeszcze chwilę…”

Arystokrata tymczasem trafił swoim rażącym kordelasem w eklezjarchę. Jednak chwała imperatorowi zdało się, że Scypio jest nie czuły na porażenia.

Psykerka chowała się unikając lecących wszędzie kul z autoguna jednego z akolitów. Próbowała jednocześnie strzelić w snajpera, ale strach przed kulami utrudnił to znacząco.

Cai spróbował kolejnej serii swoich shurikenów w astropatkę, a ona w odpowiedzi na to wyskoczyła zza osłony i jak gdyby nigdy nic posłała ze swej dłoni kolejne błyskawice. Wielka elektryczna iskra przeskoczyła między arystokratą wywołując faerie wyładowań wokół jego rażącego kordelasa, druga rozświetliła telekinetyczną osłonę renegatki.

Vir poczuł jak powietrze opuszcza jego płuca. A więc Osnowa upominała się o swoje. Tak częste zdarzenie w chwili, gdy psykerzy sięgali po Osnowę, żeby wzmocnić swoje dyscypliny. Gdyby tylko admech mógł się uśmiechać, to właśnie teraz uśmiechnąłby się. Z dwóch powodów. Po pierwsze, mogło być dużo gorzej, a nikt z nich nie chciałby teraz mieć tu demona chaosu. A po drugie obraz w obrazie ukazywał Hereteka z ogromnym toporem, który nie będzie mieć siły podbiec. Cybernetyczny zabójca wygiął głowę poprawiając chwyt broni. System celowniczy wskazywał krtań Cai E. Pociągnął spust. Pocisk wszedł nieco niżej. W górną część osłony klatki piersiowej. Po drodze rozbił osłonę. Trucizna już dostała się do krwioobiegu. Ten przeciwnik był już trupem. Trzeba było go tylko uświadomić.

Pozbawiony oddechu Heretek przełożył topór do lewej dłoni i spróbował znów strzelić. I znów spudłował.

Jaden nadal siał nad wszystkimi ze swojego automatu.

Arystokrata wił się między dwoma napastnikami. Sięgnął po pistolet igłowy i ruszał z kontrą.

Renegacka psykerka najwyraźniej zaczęła panikować, bo nie zaatakowała nikogo.

Otruty Cai E postanowił władować kolejną serię w Vira. Snajper nawet nie drgnął. Kolejne ostrza pistoletu shurikenowego orały jego ciało przebijając z łatwością zbroję i osłonę z desek jaką miał przed sobą. Ekran zamrugał na czerwono serią komunikatów o niebezpieczeństwie.

W czasie gdy cały obraz pulsował na czerwono ekran rejestrujący w tym samym obrazie był pozbawiony tej alarmującej nakładki. Vir widział jak Yoshiko sunie spokojnie na polu wali z obnażonym długim mieczem. Lekko tylko zakrzywionym w porównaniu z kordelasem arystorkaty. W jej ruchu było coś majestatycznego. Szła spokojnym krokiem pomiędzy przelatującymi kulami, ostrzami i promieniami leserów. Było to tym bardziej niesamowite, że po przejsciu dosłownie kilku kroków zaczęła wyprowadząc cięcia z taka szybkością, że Vir myślał, że znów magia osnowy ją napędza, bo przecież ludzie nie ruszają się tak szybko. Cios za cisem. Pierwszy arystokrata próbował nawet skontrować. Drugiego nie dał rady, bo ręka dzierżąca kordelas była już odłączona od ciała. Po trzecim ciosie ciało niedoszłego nabywcy xenoartefaktów rozpadło się na cztery części, a jego krew znaczyła ostrze niewidomej wojowniczki.

Scypio natychmiast sięgnął po podręczny miotacz ognia i pokrył nim część pomieszczenia. Vir nie do końca rozumiał jak to się odbyło, ale Święty Płomień zdarł wreszcie telekinetyczną tarczę Renegatki.

Gdzieś poleciał grant. I to najwyraźniej ze strony akolitów. AdMech musiał przyznać sam przed sobą, że rany utrudniały mu postrzeganie.

Posłał kolejny pocisk w Handlarza. Tym razem trafił w kolano rozrywając je na strzępy. Cai E padł w kałużę własnej krwi.

Potem poleciał kolejny granat. Coraz więcej strzałów. Laserów. Vir rejestrował coraz mniej.

I wtedy na polu bitwy pojawili się nowi gracze. Oddział ubrany w charakterystyczny kamuflaż bloodshot.
- Nikt nie spodziewa się Imperialnej Inkwizycji.

Vox recorder zarejestrował ten okrzyk. Analizował głos. Vir miał już jego próbkę w bazie danych.

- Nie strzelać! Swoi! Ordo Xenos - odpowiedział Scipio, gdy wyświetlacz wskazał 100% dopasowania i wyświetlił imię: Scythia Fernicus.

Przybyli w dymie i najwyraźniej zignorowali słowa Eklezjarchy. Świadczył o tym granat, który go ogłuszył.

Vir przycelował w Bodyguarda. Trafił w klatkę. Jaden ostrzelał psykerkę.

Po chwili ochroniarz już nie żył Vir nie odnotował kto go dobił. Chyba ktoś z nowoprzybyłych. Tymczasem Yoshiko znów powolnym krokiem zmierzała w stronę ogłuszonego granatem Hereteka. Było w tym coś mrocznego. Niczym walkiria nad polem bitwy przemieszczała się ze swym mieczem zabijając każdego kto znalazł się w zasięgu. Z potężnym cyborgiem nie było inaczej. Magnus nagrywał jak zwęglone ciało poznaczone wypalonymi cięciami miecza opada na ziemię. Wypływała z niego czarna krew. Człowieka mogło to dziwić, a Magnus wiedział, że ów kapłan osiągną dużo wyższy stopień wtajemniczenia niż on sam.

Tak miała się skończyć burza między nim i Heretekiem? Nie było im dane się zetrzeć. Tak jak Higashi nie było dane zetrzeć się dłużej z zabliźnioną renegatką.

Dzierzba walczyła dziwnym mieczem w zwarciu z Fernicus. Trafienie inkwizytorki byłoby głupim pomysłem.

System celowniczy wybrał więc cel. Vir pociągnął spust.

Ciało psykerki zachwiało się na moment. Trucizna w jej ciele zadziałała natychmiast. Z ust wypłynęła jej ślina, oczy wywineły się na drugą stronę, a ciało opadło wierzgając nogami.

Ledwo stojący na nogach Magnus skłonił się w stronę niewidomej astropatki. Teraz byli kwita. Bilans zysków i strat się zgadzał.

Jaden wział ludzi Fernicus na muszkę czekając co dalej, podczas gdy Vir opuścił swój karabin wyborowy i wsparł się o niego. Faktycznie jego stopy nie oderwały się od ziemi nawet na sekundę od początku walki. Jednak jego ubrania przesiąkły krwią. Czerwoną. Nie było w niej świętej iskry, która mogłaby przystąpić do natychmiastowej naprawy.

Kobieta z głosem Scythii krzyczała tonem nieznoszącym sprzeciwu:
- W imieniu Świętej Inkwizycji rozkazuję wam złożyć broń! Poddać się!
— Mieliśmy rzec dokładnie to samo —
powiedziała spokojnie Yoshiko, zwracając się wprost do Fernicus.
Zapadła na chwilę cisza.
- Wiecie, co grozi za podszywanie się pod agentów Świętego Oficjum? - zapytała grobowym tonem. Ostatnie starcia w okolicy już dogasały, przewaga ludzi rzekomej Fernicus była znacząca. Zaroiło się od luf.
— Wiemy i jesteśmy gotowi to udowodnić — głos Nihounki zdradzał rozbrajającą szczerość. Kolejna chwila przerwy.
- Przekonamy się - wykonała kilka gestów w stronę swoich ludzi, którzy podeszli do Akolitów i przypilnowali ich do końca tego rabanu.

***


Weryfikacja trwała długo. Wymiana kodów, haseł. W miedzy czasie opatrywanie ran.

Jak się okazało Scynthia Fernicus była tylko maską noszoną przez Panią Z. Inkwizytorkę z Ordo Hereticus rozpracowującą od wielu miesięcy powiązania heretyków na planecie. Przeszukanie obiektu trwało w najlepsze.

Grupa akolitów asystowała w przeszukaniu. Vir powłóczył z tyłu nogami. Trwało to ponad dwie godziny. W końcu okazało się, że w bazie Cai E jest ogromny kufer. Z szeregiem zabezpieczeń. Fernicus ściągnęła dwóch techkapłanów, którzy rozpoczęli od rozpalenia kadzideł i świec, następnie wyśpiewali stosowne hymny. Żaden z psalmów nie pozwolił jednak na rozbrojenie kilkupoziomowego zamka. W końcu Vir ruszył do przodu, przed zebranych. Czuł na sobie spojrzenia Prezbiterów Omnisjasza w służbie Fernicus. Wszak on sam nie mógł się z nimi równać. Jego mechadendryt był wyposażony przede wszystkim w szeroki nóż, a nie w multinarzędzie, które pozwalało rozbrajać zamki. Nawet sama Inkwizytorka spojrzała ze zdziwieniem na Vira. On sam nie odpowiedział też na żadne pytania jakie kierowano w jego kierunku.

Skrzynia miała kilkustopniowe zabezpieczenie. Łącznie z emiterem toksyn, który mógł ich zabić przy nieostrożnej próbie złamania zamku.

Vir sięgnął do kieszeni. Od tygodnia spoczywał tam niewielki klucz. Teraz przyszedł czas, żeby go użyć.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 26-11-2020 o 11:17.
Mi Raaz jest offline