Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2020, 21:45   #236
Lua Nova
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Maius 816.M41, pokład Błysku

- Tak - odpowiedział Ramirez i niemal dworskim zwyczajem odwrócił się w stronę drzwi. Ignorując damę, której wypadało podsunąć rękę. Choć najwyraźniej spotkanie kończyło się wcześniej niż planował to Techkapłan, to jednak przemierzał korytarz szybkim krokiem.

Pierwsza podążyła za techminęcją, szybko wyrównując z nim krok. Zdążyła jedynie pożegnać Nadsternika nieznacznym skinieniem głowy.
Kiedy szli razem korytarzem w stronę maszynowni, Amelia spojrzała uważnie na Ramireza.
- Ja chciałabym złożyć ci moje kondolencje. Przykro mi z powodu śmierci Ahaliona. - Mówiła cicho, tak, by tylko techkapłan mógł ją usłyszeć. - Mówiłeś, że był twoim przyjacielem. - Po chwili wahania, dodała. - Jeżeli chcesz, moglibyśmy potrenować walkę na miecze dziś wieczorem. Mi to pomaga oczyścić umysł.

- Tak - odpowiedział po czym zamilkł na moment. - Wysłałem wpis do kalendarza z rezerwacją terminu.
Maszerował równym krokiem i znów po chwili dopiero dodał: - Dziękuję.

Skinęła tylko głową w odpowiedzi.
Szli tak chwile w zupełnym milczeniu. W końcu, Amelia ponownie się odezwała.
- Chciałabym z tobą omówić sprawę, o której mówiliśmy wcześniej. Czy znasz miejsce, gdzie dwójka przyjaciół, mogłaby swobodnie porozmawiać?

Techkapłan zwolnił kroku. Przez chwilę coś analizował. Na kolejnym skrzyżowaniu zatrzymał się na moment.
- Tędy.

Po chwili schodzili na niższe poziomy statku. Nie windą. Jednym z zejść technicznych. Nagle znaleźli się na czymś, czego Amelia mogła nigdy dotąd nie uświadczyć. Byli na międzypokładzie. Przestrzeni, w której Ramirez musiał się schylić. Pod sufitem biegł szereg rur przepralatjacych się z przewodami. Wokół zniknęli ludzie. Nie było nawet techkapłanów. W zasadzie poruszały sie tu jedynie serwoczaszki diagnostyczne oraz co jakiś czas servitory naprawcze.

Ramirez doszedł do drzwi, które nie rozsunęły się gdy się zbliżyli. Zamiast tego musiał otworzyć je przekręcając sporej wielkości koło. Jego serwoczaszka oświetlała drogę. Ciężko było znaleźć jakiekolwiek inne źródło światła.

W pomieszczeniu było zimno i bardzo wilgotno. Było ono też duże, lecz małe jednocześnie. Ani w lewo, ani w prawo nie było widać jego zakończenia. Podobnie z sufitem, którego nie było widać. Ot ściana zaginała się gdzieś nad ich głowami. Za to ściana naprzeciwko drzwi… Ona była pokryta szronem, a znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Pomieszczenie miało metr szerokości.
- Tutaj możemy pomówić - Ramirez mówił ściszonym głosem. Dla jego dużej postury było tu ciasno.

Pierwsza rozejrzała się ciekawie dookoła, następnie weszła ostrożnie do środka za techkapłanem.
- Widać nie tylko ja mam swoją “słodką miejscówkę”. - Zażartowała. Widząc jednak niezrozumienie na twarzy Ramireza, pospieszyła z wyjaśnieniem. - To dość hermetyczny żart. Nieważne. - Wyciągnęła z kieszeni przy pasie latarkę i oświetliła wąskim strumieniem światła korytarz.

- Przejdę od razu do rzeczy. bo oboje mamy sporo pracy. Nie będę się rozwodzić nad przebiegiem naszej bieżącej misji, to omówimy zapewne na sali odpraw razem z pozostałymi oficerami. Chciałabym jednak ustalić szczegóły sprawy samych kapsuł kriogenicznych. Czy umieszczenie Winter w jednej z nich zwiększyłoby jej szansę na przetrwanie podczas podróży przez osnowę i jeżeli tak, to o ile procent? Najlepiej byłoby jakbyś to ty sprawował pieczę nad całym ładunkiem dla Chordy. Umożliwiłoby to nam swobodny dostęp do kapsuł. Natomiast jest to działanie, które pomoże nam utrzymać stan stagnacji, ale jej nie wyleczy. Bel nie daje jej szans na przebudzenie, a ty? - Spojrzała na Ramireza. - Jakie są szanse, że możemy ja obudzić?

- Nadal nie wiemy w jakim stanie są kapsuły, które mamy odnaleźć. Od ostatniego spotkania nie zmieniły się żadne posiadane przez nas dane. Stan Winter się pogarsza, ale w stabilny sposób. Prawdopodobnie bez kapsuł nie uda się ocalić jej ciała, a starsza nad chórem ma ocenić stan jej umysłu. Przygotowuję alternatywne rozwiązanie w stosunku do planu z kapsułami, ale szanse jego powodzenia będę mógł oszacować dopiero po działaniach Belitty będę mógł przedstawić konkrety.
Ramirez mówił powoli, a z jego ust unosiła się para. W tym miejscu było dużo chłodniej niż na pokładzie Błysku.

Kobieta objeła się ramionami. Przez chwilę rozważała słowa Ramireza.
- Bellitta potrzebuje trochę czasu by się przygotować. Co to za alternatywne rozwiązanie?

- Transfer świadomości. Na razie do zamkniętego obwodu, do czasu aż będziemy mieć dość godne ciało - Ramirez odpowiedział z takim spokojem, jakby odpowiadał na pytanie o to co zjadł na śniadanie.

Amelia przez chwilę rozważała słowa techkapłana. W końcu odezwała się, powoli wypowiadając słowa.
- Jest to jakieś rozwiązanie. Wszystko zależy od tego, czy jej mózg nie jest uszkodzony, a tego się nie dowiemy, jeżeli Bel nie spróbuje się z nią połączyć. W takim razie zostawmy tą rozmowę do czasu, aż Bel zakończy swoją pracę. Czy rozmawiałeś o tym rozwiązaniu z panem Barcą?

- Z seneszalem omawiałem kilka rozwiązań - odpowiedział Ramirez.

- Powiesz mi jakich? - Spytała Pierwsza.

- Nie ma takiej potrzeby. Zostały odrzucone - rzekł techkapłan.

Amelia skinęła krótko głową, nie zadając więcej pytań.
- W takim razie możemy wrócić do rozmowy po działaniach Bel. Muszę już wracać na mostek.

Ramirez ukłonił się lekko i ruszył do ciasnego przejścia za pierwszą oficer.




Maius 816.M41, apartamenty seneszala

Sędziwy szambelan wprowadził panią de Vries do salonu proponując poczęstunek i wskazując miejsce do zajęcia na wygodnej szerokiej sofie. Amelia zignorowała to zaproszenie, przemierzając w zamian rozluźnionym krokiem pokój i analizując bacznym spojrzeniem jego umeblowanie. Ozdobne bibeloty nie wzbudziły w niej równie dużego zainteresowania, co wystawiony w przeszklonej gablocie łańcuchowy miecz. Wprawne oko arcymilitantki bez trudu rozpoznało w tym orężu doskonałej jakości broń, która musiała charakteryzować się wysokimi parametrami wibracji zębów. Bezcenna pamiątka rodowa, wystawiona na pokaz i pokrywająca się ścieranym regularnie kurzem zamiast krwią wrogów dynastii. De Vries powątpiewała w to, aby Christo potrafił się umiejętnie posługiwać łańcuchowymi ostrzami, co utrwalało ją w przeświadczeniu, że spogląda na piękną broń skazaną dla zdobycia poklasku gości na wieczystą separację od chwały pola boju.

Salonowa biblioteka reprezentowała swoją zawartością bardzo szerokie spektrum tematów, od dzieł historycznych poprzez słowniki dialektyczne i analizy ustrojów politycznych do kompendiów astrograficznych, atlasów botanicznych oraz albumów ilustrujących stroje arystokracji i kleru. Przemieszane z traktatami teologicznymi, zainteresowały ją szczególnie pozycje z tematu historii wojskowości, nim jednak zdążyła sięgnąć po opasły tom opisujący przebieg rekonkwisty na Klebo, usłyszała demonstracyjne chrząknięcie ze plecami.

- Piękna kolekcja – powiedziała odwracając się w stronę stojącego w progu sąsiedniego pomieszczenia seneszala – Ogromnie żałuję, że brak czasu uniemożliwia mi pogłębianie wiedzy za pomocą równie interesujących dzieł, ale poczucie obowiązku jest dla mnie priorytetem. Choć oczywiście pewna jestem, że oboje podzielamy to przeświadczenie równie silnie.

Christo Barca uśmiechnął się powściągliwie w odpowiedzi, skinął głową wskazując Amelii sofę, sam zaś przysiadł na pufie po przeciwnej stronie niskiego kawowego stoliczka z ciemnobrązowego drewna.

- Obowiązki względem dynastii Coraxów są priorytetem dla nas wszystkich – odparł dyplomatycznie – Stąd też pomimo zaangażowania w równoległe projekty nawet nie pomyślałem o przesunięciu naszego spotkania na późniejszy termin. W czym mogę pani pomóc, pani de Vries?

Amelia usiadła na wskazanej jej przez Christo sofie.
- Zapewne już się pan domyśla celu mojej wizyty? - Rozejrzała się po pomieszczeniu raz jeszcze, czy służba seneszala zostawiła ich samych. Chciała porozmawiać z nim na osobności. Choć zdawała sobie sprawę, że raczej nie będzie to możliwe. - Czy moglibyśmy porozmawiać tylko w cztery oczy? - Spytała spokojnym tonem Barcę.

- Ależ oczywiście - odparł gospodarz - Percivalu, zostaw nas proszę samych.

Chociaż Amelia mogłaby przysiąc, że była w salonie wyłącznie w towarzystwie Barcy, znienacka w jednym z zakamarków pomieszczenia objawił się sędziwy szambelan, najwyraźniej wciśnięty jeszcze sekundę wcześniej pomiędzy biblioteczny regał i rozłożystą palmę rosnącą w wielkiej ozdobnej donicy. Kłaniając się arcymilitantce z szacunkiem, chudy jak patyk starzec opuścił dystyngowanym krokiem salon zamykając za sobą przesuwne drzwi pomieszczenia.

- Domyślam się, że sprowadza panią chęć uzgodnienia poczynań w kwestii pogrzebu czcigodnego Ahalliona, rozmowa na temat aktualnego stanu zdrowia lady Winter oraz konsultacje odnośnie wygłoszonej przez radio przemowy - powiedział Christo zakładając nogę na nogę i splatając dłonie palcami w zwyczajowy dla siebie sposób.

- Mniej więcej można tak to ująć. - Zgodziła się z seneszalem Amelia. - Jak duchowni przyjęli wieść o śmierci swojego zwierzchnika?

Christo uniósł leciutko brwi, co było zapewne przejawem konsternacji.

- Jeszcze z nimi nie rozmawiałem, pani de Vries - odpowiedział - Zamierzałem wpierw poddać pod ocenę koterii plan działania w tej kwestii. Nie chciałbym poczynić żadnego kroku w tak delikatnej materii, który nie został wcześniej skonsultowany z członkami naszej grupy.

- Rozumiem i całkowicie się zgadzam. W takim razie będziemy to mogli omówić dziś, podczas spotkania. Pani Bellitta chciała podzielić się z nami swoją wróżbą. Nie zdradzała szczegółów, ale odniosłam wrażenie, że to bardzo ważne. Jak również stan zdrowia Lady Winter. - Spojrzała uważnie na Barcę. - Jestem pewna, że wszyscy staramy się znaleźć najlepsze rozwiązanie tego kryzysu. Nie będziemy w stanie ukrywać jej stanu w nieskończoność. Ludzie nie widzieli Lady od miesięcy. Musimy im coś powiedzieć, zwłaszcza kiedy rozejdzie się wieść o śmierci wielebnego Ahaliona. Pan ma ogromne doświadczenie w pracy z ludźmi, na pewno pan już myślał nad rozwiązaniem tej sytuacji. - Wpatrywała się w Christo badawczo.

- Rozważałem kilka scenariuszy - przyznał seneszal - Niektóre zawierały czynnik otwartej konfrontacji z oponentami, ale pragnę wierzyć, że zdołamy zachować status quo. Czcigodny Ahallion zmarł broniąc nas tarczą swej wiary przed demonicznymi wpływami Osnowy. Lady Winter, chorująca już od czasu opuszczenia Port Wander, teraz doznała zapaści, ale jej stan jest stabilny i istnieją realne przesłanki, że szybko wybudzi się ze śpiączki. Tę wersję przedstawimy kapłanom oraz wybranym przedstawicielom kadry oficerskiej, z zachowaniem najwyższych klauzul poufności. Skonfrontujemy ich z obowiązkiem obrony życia i zdrowia lady Corax w chwili jej przejściowej słabości. W gruncie rzeczy nasza opowieść jest prawdziwa i nie sądzę, abyśmy prezentując ją poplecznikom Ahalliona dopuścili się grzechu kłamstwa wobec duchowieństwa.

Barca umilkł na chwilę wpatrując się z namysłem w porcelanowy czajniczek na blacie stolika.
- Spodziewam się, że możemy natrafić na sceptyków kwestionujących dotychczasowe poczynania naszej grupy. Szczególnie ważnym zadaniem będzie dla mnie zidentyfikowanie ich na jak najwcześniejszym etapie, zanim poczynią zbyt duże szkody. Kwestię ich neutralizacji możemy omówić w przyszłości, to na razie tylko roboczy koncept.

Pierwsza przyglądała się uważnie Christo, kiedy ten mówił. Zastanawiałą się na ile on sam wierzy w to co mówi, a na ile jest to próba manipulacji jej osoby. Medycy, którzy zajmowali się Winter, byli przecież jego ludźmi, na pewno doskonale zdawał sobie sprawę z jej stanu. Kogo próbował przekonać? Siebie samego, czy Amelię? Przez chwilę kusiło ją by uderzyć pięścią w stół i powiedzieć mu, co o tym wszystkim myśli. Ale to by nic nie dało. Muszę zachować spokój. Walka z nim nic nam nie da. W tej ciężkiej sytuacji musimy współpracować, dla dobra Rodu. Mimo, że nie zawsze zgadzała się z metodami seneszala, nie kwestionowała jego lojalności. Zawsze wiernie służył jej ojcu i jej siostrze. I teraz był im potrzebny.
- Z pewnością jest to kolejny temat, który musimy przedyskutować na zebraniu. Ta sprawa wymaga delikatności, każdy zbyt gwałtowny wstrząs może katastrofalnie wpłynąć na morale. W tej kwestii ma pan największe doświadczenie i cieszę się, że możemy z niego skorzystać, jak również to, że Lady Winter ma tak oddanego jej seneszala - Uśmiechnęła się do Barcy łagodnie.

- Zawsze jestem do dyspozycji - odrzekł Christo przyglądając się gościowi z leciutką podejrzliwością zrodzoną zapewne z potoku zgrabnych pochlebstw Amelii - Aby nie zawieść pokładanych we mnie oczekiwań, pragnę poświęcić resztę dostępnego przed zebraniem czasu na doszlifowanie propozycji, dlatego nie śmiałbym pani dłużej zatrzymywać.

Kobieta skinęła głową i podniosła się z siedzenia.
- Dziękuję za poświęcony mi czas, panie Barca. Jeżeli by mnie pan potrzebował, będę na mostku. - Mówiąc to, ruszyła do wyjścia, nie czekając aż odprowadzi ją sługa seneszala.

Christo wstał ze swojego miejsca kłaniając się uprzejmie na pożegnanie, lecz chociaż nic więcej nie rzekł, Amelia miała wrażenie, że czuje na plecach jego spojrzenie, dopóki nie wyszła za zewnętrzny właz apartamentów.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 10-12-2020 o 22:12.
Lua Nova jest offline