Marval spojrzał na człowieka ukradkiem. Do łowienia ryb, polowania na zwierzynę, tak samo jak na ludzi i dogodne okoliczności, potrzebna była cierpliwość i wytrwałość w niej. Wolken miał mrówki w gaciach i elf wiedział, że pożytku z wiercącego się do działania woja nie będzie pod drzewem.
- Idź zatem. - westchnął z rezygnacją rozkładając ręce. - Ja zostanę, aby odwrócić uwagę, gdy zajdzie potrzeba, lub podjąć próbę oswobodzenia, jeśli pojmanym zostaniesz. - odrzekł z przekąsem. - Weź monety tilleańskie. - odsypał część drobniaków.
Pojmanie ich obojga nikomu by nie pomogło w niczym.
Nie uważał tego skradania się pod murami za roztropne za dnia. W żaden sposób nie wpłyną na decyzję opuszczenia miasta ukrytym kanałem tych, którzy byli w mieście. Wchodzenie do ścieków było niekoniecznie najgorszym pomysłem, lecz zdecydowanie nie najlepszym. A jeśli zwrócą na siebie uwagę żołdaków, lub co gorsza, oni odnajdą przez nich, owo ukryte miejsce przemytu, to zaiste końską przysługę wyświadczą wszystkim.