Bernaldo Giuseppi ze stoickim spokojem słuchał trajkotania lepiej urodzonych panienek. Podróż mijała w sielskiej atmosferze. Karoca pędziła raźno, tętent kopyt usypiał. Obie panny miały ładne buzie uznał okiem konesera Zingger. Warto zatem było się zaznajomić dedukował kapłan. - Drogie Panny, mus nam się spotkać w Mieście Białego Wilka. Szczególnie podczas karnawału - zachęcił kleryk. - Z radością posłużymy pannom za towarzystwo - trącił łokciem kompana, uśmiechając się nieznacznie.
Nie narzucając się zbytnio pannom wysiedli w Delberz. Wynajęli kwatery w miłej gospodzie. Berni miał plany wizyty u swego mistrza Yanna Grossa, kapłana Ranalda, który pokierował nim na początku posługi kapłańskiej. Wypadało, żeby przy okazji wpaść z butelczyną do starego zbereźnika i poopowiadać co się zobaczyło, szczególnie w Wittgensteinie i o tropie kultystów w Middenheim. Może doświadczony wagabunda, podpowie to i oto. Stąd skierował kroki ku melinie Grossa. Miał się na baczności, pilnował czy nie ma ogona, a rękę trzymał na rękojeści sztyletu, przemierzając uliczki miasta. |