Bakertag, 20 Powiedźmia roku sigmaryckiego 2519
Osada Odmieńców
Kopfa jeszcze nie było, najwyraźniej załatwiał jakąś sprawę w osadzie lub zwyczajnie był w wygódce. Strupas usiadł na przykrytym skórą pniaku i wyciągnął ręce do paleniska. W osadzie było dość ciepło, ale przy takim mrozie "dość ciepło" oznaczało że i tak ogień był miły.
Myślami odpłynął do miasta, gdzie czekały go wyzwania - kazamaty, jego próba... to było ważne. Odmieńcy byli jego niby rodziną, ale większość z nich traktowała go tylko jako użyteczne narzędzie, a on odpłacał im tym samym. Pomógł im bo lepiej mieć ich żywych. I lepiej mieć u nich dług wdzięczności do odebrania. Oraz bezpieczną przystań, gdy w mieście zrobi się niedobrze.
Obejrzał rany - oczywiście goiły się dobrze, ani śladu gangreny, czy nawet zwykłego zakażenia. Ale przecież widział wysłannika! Pokręcił głową na ścieżki Bogów, może rzeczywiście nie był jeszcze gotowy na akolitę? Czas pokaże.
Usłyszał kroki, to wracał Kopf. Zobaczymy co ma do powiedzenia.
__________________ Bez podpisu. |