Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2020, 05:21   #121
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Marktag-Backertag; Noc; Magazyn Grubsona

- Cholerne drzwi! - myśl o nich nie dawała jej spokoju. Były drzazgą w jej oku i nie darowałaby sobie gdyby chociaż nie spróbowała wykorzystać wszystkich dostępnych metod.

- Kornas! - to jedyne co przychodziło jej teraz do głowy. Tam gdzie zawodził spryt i intelekt pozostawała brutalna i nieposkromiona siła. To ją właśnie swoim jestestwem reprezentował eunuch. Zaś w obliczu raczej oczywistych dowodów czyjegoś bytowania w tym miejscu nie pozostawało co łudzić się że ich wizyta ujdzie czyjejkolwiek uwadze. Przy takim obrocie spraw żałowała tylko jednego. Żałowała iż nie skroiła wszystkiego co wartościowe ze sklepikowego biura.

- Trudno! - niejako podsumowała to zawahanie któremu się poddała w trakcie włamania do butiku. Następnie jednak ruszyła w kierunku bramy frontowej aby po uprzednim upewnieniu się czy nikt nieproszony akurat nie przechadza się po okolicy, kilkukrotnym gwizdnięciem wezwać ukrytego w okolicy osiłka.

Kornas w pierwszej chwili wynurzył się zza rogu jako zwalista sylwetka skrzypiąca śniegiem pod butami i brnąca przez sypki śnieg. Nawet z bliska na nocnym mrozie widać było tylko blady owal twarzy. Dopiero gdy weszli do jako tako ogrzanego i oświetlonego wnętrza można było się lepiej widziec. Po drodze szefowa wyjaśniła swojemu ochroniarzowi czego od niego oczekuje a sama zamknęła kanciapę z powalonym Hansem na klucz.

We dwójkę przeszli przez pełny futer, skór i sukien magazyn przyświecając sobie jedną lampą aż doszli do składziku na końcu tego magazynu. Łysy postukał i popukał w te drzwi, nawet kopnął sprawdzając ich jakość i wzruszył ramionami. Rozejrzał się i znalazł jakiś drąg jaki mógł mu pomóc w sforsowaniu tych drzwi. A potem stanął kilka kroków przed nimi, wziął kilka głębszych oddechów rozpędził się i niczym żywe ucieleśnienie siły i furii natarł na tą blokadę. Zaraz nastąpiło głuche uderzenie gdy rozpędzona masa kilkudziesięciu kilogramów gruchnęła o twarde drewno. Coś tam zatrzeszczało, kurz wypadł ze szczelin ale drzwi stały nadal. Ale Kornas nie rezygnował tak łatwo. Cofnął się i napadł na te drzwi ponownie. A potem jeszcze raz. I jeszcze.

Wreszcie oparł się plecami o ścianę obok tej framugi i oparł dłonie na kolanach. Dyszał ciężko i równie mocno się zgrzał. Te forsowanie się z martwym drewnem nieźle go wymęczyło. Ale drzwi stały nadal. Nosiły świeże ślady tam gdzie trafiał drąg napastnika niczym świeże blizny z tego starcia. Miejsce gdzie powinien być mechanizm zamka wybrzuszył się świadcząc, że osiłek mocno naruszył tą konstrukcję. Ale nie na tyle by wypadła z zawiasów.

- Może mają tu jakaś siekierę bądź inne tałatajstwo. - pomyślała głośno - Rozejrzyjmy się dookoła. Może coś odpowiedniego wpadnie nam w oko. - teraz już personalnie zwróciła się do swojego zziajanego pracownika, który ciężko dysząc opierał się o ścianę plecami trzymając ręce na kolanach.

Kiedy skończył się czas na subtelności czas było użyć brutalnej siły. Po przeszukaniu magazynu para włamywaczy znalazła jakąś siekierę którą Kornas zaatakował te nieco już naruszone ale nadal solidne drzwi do zamkniętego składziku. Nie poszło mu ani cicho, ani szybko, ani dyskretnie. Przez pusty, zaciemniony magazyn niosło się echo głuchych uderzeń stali w solidne drewno. W końcu jednak nie mając presji czasu na karku siekiera napędzana mięśniami łysego ochroniarza młodej wdowy sforsowała to solidne zabezpieczenie. Wyrąbała dziurę wokół zamku co pozwoliło wreszcie je otworzyć. Na podłodze zostało mnóstwo wiórów i drewnianych odłamków a całe drzwi nosiły nieme ślady tej walki.

Wewnętrzny składzik nie miał innych drzwi ani okien a był wielkości przeciętnej izby mieszkalnej. I wyglądał właśnie jak składzik. Pod ścianami stały szafy, regały, skrzynie i kufry. W większości ułożone starannie złożonymi belami materiału, futer i dodatków. Tutaj widocznie Grubson składował te najcenniejsze materiały. Coś co z opisu pasowało do jedwabiu z dalekiego wschodu, futra ze srebrnych lisów i soboli, nawet jedno o wyjątkowym, błękitnym odcieniu co uchodziły za rzadkie i cenne. W jednej z szaf była cała bateria flakonów i puzderek o przyjemnym aromacie luksusowych perfum i pomad. Były też pudełka z dodatkami do ubrań. Różne drobne szarfy, wstęgi, małe wyszywane kwiatki, listki, zwierzęta jakie wystarczyło przyszyć do ubrania by nadać im indywidualnego charakteru. Zdecydowanie były to rzeczy jakich lepiej było nie zostawiać na pokusę zwykłych pracowników z ogólnej części magazynu a jednocześnie było ich zbyt wiele i były zbyt duże by zamykać je w dość małej skrytce w biurze szefa.

- Dyskrecją i delikatnością dorównujesz ogrowi. - zaśmiała się cicho - Dobra. Nie ma co zwlekać. Przyjrzyjmy się temu uważniej. Zbierajmy co cenniejsze i chodu. - podsumowała pokrótce plan działania na najbliższe chwile.

Wpierw przyszła pora na sprawdzenie czy aby na pewno, żadna skrytka, w ścianie, podłodze czy podwójnym dnie nie uszła jej uwadze. Następnie swe kroki skierowała ponownie do biura. Ty razem w asyście łysego pomagiera. Do zabrania było wszak kilka fantów.

Co do powrotu pomysł był jeden. Złoto mogło spokojnie leżeć u niej w domu. Resztę jednak trzeba było gdzieś sprytnie skitrać.

Backertag; Przedpołudnie; karczma "Pod Wielorybem"

Zadowolenie z wczorajszych łowów było raczej połowiczne, bo z jednej strony niby znalazła jakieś haki na swojego kolegę po fachu, z których Czarny powinien być zadowolony to z drugiej przy okazji ich odkrycia pojawiło się kilka kolejnych pytań, których lista w ciągu ostatnich paru dni zaczęłą niepokojąco się piętrzyć.

"Kto zaadresował tomik?", "Do czego służy zawartość tych menzurek i sakiewek?", "Co kryje się w prywatnym składziku wewnątrz magazynu?" To głównie te zagwostki zajmowały jej głowę w trasie na spotkanie z Karlikiem kiedy to wspominała nocną eskapadę.

Była wszak jeszcze jedna rzecz, która nie dawała jej spokoju i w żaden sposób nie wiązała się z machlojkami Huberta. Mianowicie SEN! "Co miał oznaczać i co lub kto był jego przyczyną?", "Czyżby sam Pan do niej przemawiał?", "A jak tak to który?", "A może to efekt uboczny działania eliksiru, który otrzymała od Starszego?". Nie miała pojęcia i jedyną osobą, która w jej ocenie mogłaby cokolwiek więcej wiedzieć był szef. Musiała więc poczekać do kolejnego zboru a póki co skupić myśli na tym co dziś czy jutro.

Dwie rzeczy na szczęście ją cieszyły. Pierwsza - to ta przyprawiająca większość miasta o nerwice śnieżyca. Spadający bezustannie z nieba biały puch powinien skutecznie zatrzeć ślady jakie wraz z ochroniarzem pozostawili przemierzając nocą uliczki Neus Emskrank. Druga zaś to konflikt Grubsona z półświatkiem, który w obliczu zniknięcia dość mocno obciążających go dowodów albo zaniecha poszukiwań sprawcy włamania albo szukać go będzie tam gdzie nie trzeba. Nie zmieniało to faktu, że postać czerwonowłosej dziwki będzie na językach wielu i że lepiej będzie porzucić tą tożsamość na rzecz kolejnej. W tej jak i innej sprawie pomóc jej miał właśnie otyły Karlik, który powinien czekać na nią właśnie "Pod wielorybem".

Wnętrze karczmy nie odróżniało się niczym szczególnym spośród większości tego typu przybytków usytuowanych właśnie w tej części miasta. No może poza jednym. Mianowicie wielki szkielet wieloryba zawieszony tuż pod sufitem karczmy witał nowo przybyłych gości swą otwartą paszczą nadając miejscu nieco mroczny klimat. Poza tym tawerna jak tawerna i to ta niezbyt prestiżowa. Odrapane ławy i stoły, klientela spod ciemnej gwiazdy, która to ze względu na porę przyszła upić się albo przed albo w trakcie pracy, której legalność najczęściej pozostawiała wiele do życzenia.

Żadnego miejsca nie zajmował jednak jej pulchny przyjaciel ze zboru. Postanowiła więc ten czas wykorzystać na rozpoznanie terenu. Z tego też powodu udała się do baru, który znajdował się zaraz pod wielką płetwą wieńczącą trofeum zawieszone pod sklepieniem budynku.

- Witaj. Szukam zimnego piwa oraz Starego Franza. Ewentualnie kogoś, kto może wiedzieć gdzie będę mogła go znaleźć. - bez większych ceregieli spytała stojącego po drugiej stronie blatu karczmarza przesuwając w jego kierunku złotą monetę, którą kilkakrotnie przewyższała swoją wartością, wartość zamówionego trunku.

- Tam siedzi. Ten siwy. - karczmarz bez oporów przyjął dodatkowy napiwek za podany trunek i podobnie wskazał na jedną z sylwetek jakie siedziały przy jednym ze stołów. Mężczyzna jakiego wskazał siedział w rozpiętej, kożuchowej kamizelce i rozmawiał z przy kuflu z dwoma kolegami. Raczej swobodnie więc pewnie koledzy. Był dość krępy i na oko pewnie o pokolenie starszy od młodej wdowy. Włosy miał krótkie i siwe, podobnie jak kilkudniową, srebrną szczecinę na twarzy.

Przypatrzyła się więc im chwilę chcąc ustalić co stanowi temat ich rozmowy. Po czym nim odeszła od blatu poprosiła o trzy kolejne kufle dla starszego mężczyzny i jego rozmówców a następnie chwytając za ucho swoje napełnione spienionym płynem naczynie ruszyła w ich kierunku.

Jeden z kolegów Franza odpadał do obserwowania bo siedział plecami do szynkwasu. Drugi i sam Franz byli profilem rozmawiając ze sobą. Niewiele jednak udało jej się w ten sposób niemo podsłuchać. Wyłapała tylko kilka popularnych zwrotów jak “to trzeba było mu powiedzieć” i podobnych. Wydawało się, że rozmawiają o jakichś sobie znanych wydarzeniach czy osobach. Tak na luzie i po przyjacielsku.

- Pochwalony. - przywitała zgromadzonych przy stole trzech mężczyzn - Ty zapewne jesteś Franz? - ciężko w sumie było stwierdzić czy to było pytanie, czy raczej już stwierdzenie. Ton był jednak zdecydowanie stanowczy, choć niezbyt donośny.

- Jestem Versana van Darsen i chciałabym przedyskutować z tobą dość delikatną sprawę w cztery oczy. - spojrzała następnie na dwóch pozostałych seniorów - Panowie czy bylibyście na tyle mili i uprzejmi aby dać mi porozmawiać z tym oto tu dżentelmenem na osobiści? - uśmiechała się tak uroczo i ponętnie na ile tylko potrafiła - Naturalnie zadbałam już o to aby wasze gardła w tym czasie nie wyschły zanadto. - kiwnęła delikatnie głową w kierunku baru.

Trójka mężczyzn chyba nie spodziewała się takiego gościa. Zadarli głowy by spojrzeć na kobietę jaka podeszła do ich stołu i zagaiła w ten niecodzienny sposób. Popatrzyli potem na siebie z lekką konsternacją, na Franza, Franz na nich, w końcu jeden z nich wzruszył ramionami.

- Dobra Franz, to my tu będziemy obok. - zaznaczył wstając od stołu i chyba mając pewne podejrzenia wobec tej kobiety z niecodzienną propozycją. Kolega też wstał i zostawili Franza z tą nową. A sami odeszli w stronę szynkwasu i młoda wdowa mogła czuć ich spojrzenia na swoich plecach. Sam Franz też wzruszył ramionami i wskazał gestem na zwolnione na ławie miejsca.

- No to siadaj. Kto ci o mnie powiedział? - Franz podrapał się po srebrzystej szczecinie i popatrzył pytająco na obcą sobie kobietę. Zdradzał brak zaufania w spojrzeniu jakie było powszechne do obcych.

- Twa sława cię wyprzedza. - uśmiechnęła się komplementując w pewnym sensie siedzącego na wprost mężczyznę - W jednej z portowych tawern zasłyszałam dość ciekawą historię, której byłeś głównym bohaterem. - nachyliła się następnie w kierunku byłego przemytnika ukazując tym samym swoje wdzięki - Czy wciąż siedzisz w logistyce? - mówiła w sposób nieoczywisty dla zwykłego zjadacza chleba jednak na tyle jasno by jej rozmówca wyłapał kontekst.

- A ty od kogo? - stary odpowiedział pytaniem dalej drążąc temat koneksji rozmówczyni. Co dla ludzi z półświatka było normą. W końcu nie po to działali w cieniu aby paplać o tym przy pierwszej napotkanej obcej osobie w karczmie.

- Od Kurta. - odparła krótko i na temat. Nie widziała sensu ciągnięcia tej maskarady. Bosman wszak nie wspominał nawet słowem aby o nim nie mówić. Z drugiej też strony przypomniała sobie jak wyglądała reakcja Trójhaka kiedy to wyjawiła kto był osobą polecającą.

- Aa, od Kurta. - wydawało się, że odpowiedź nieco uspokoiła rozmówcę. Skinął swoją głową i spojrzał ponad ramieniem Versany pewnie na swoich dwóch kompanów nim znów wrócił do niej. - I co tam u niego? Dawno go nie widziałem. Gdzie się teraz zamustrował? - Franz zapytał o kuternogę jak o swojego znajomego.

- Aktualnie nigdzie. Buja się to tu, to tam. Jak większość z resztą. - odpowiedź była dość oczywista. Ludzie morza aktualnie nie narzekali na brak wolnego czasu.

- Czasami u mnie znajdzie się coś do zrobienia to go poproszę o pomoc. - w sumie nie było to kłamstwem. Nawet teraz opiekował się jej pupilem.

- To jak? Porozmawiamy o interesach? - postanowiła wrócić do tematu z jakim przyszła do starszego przemytnika. Piwa w kuflu ubywało a Karlik mógł w każdej chwili się zjawić na umówione dzisiaj spotkanie.

Franz z zastanowieniem poskrobał się po swojej srebrnej szczecinie. W milczeniu trawił słowa rozmówczyni i w końcu lekko wzruszył ramionami. - A o co chodzi? - zapytał dając znać, że niczego nie obiecuje i do niczego się nie przyznaje ale od znajomej jego znajomego wysłuchać propozycji może.

- Szukam… Hmmmm… - zastanowiła się chwilę nad tym jakby to obrać w słowa - Przewodnika. - uśmiech na ustach rozświetlił jej urocza twarzyczkę - Mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli. Pytanie tylko czy wciąż działasz w… Hmmmm… Branży?

- Może. Może działam, może nie. Może znam kogoś kto działa. - wzruszył ramionami i zajrzał do swojego kufla sprawdzając co tam mu pływa. - Zależy o co chodzi. - powiedział podnosząc kufel do ust i upijając solidny łyk po czym odstawił go z powrotem na blat stołu.

- Wpierw o informacje. - postanowiła zacząć raczej ostrożnie - Związane zarówno z niejakim Trójhakiem jak i siostrami trzy G-ie.

- A co ja z tego będę miał? - starszy mężczyzna podrapał się po swojej szczecinie i popatrzył na młodszą rozmówczynię wyczekująco.

- A to wdzięczność pięknej damy nie wystarczy? - zapytała ironicznie uśmiechając się i wpatrując prosto w oczy cwanego rozmówcy, których mimo już raczej średniego wieku właściciela blask nie minął - Zacznijmy od kilku symbolicznych monet... - sięgnęła do schowanej za pazuchą sakwy - ...a w zależności od tego ile one wniosą porozmawiamy o dalszej części zdecydowanie bardziej lukratywnego… hmmm… - zamruczała słodko niczym nastoletnia dziewica - ...kontraktu. - zatrzepotała swoimi długimi rzęsami, przygryzając dolną wargę błyszczącymi w świetle stojącej obok świecy bielutkimi ząbkami.

- Wdzięcznością jest wybrukowana droga na dno oceanu. Wolę coś pewniejszego. - Stary Franz skrzywił nieco twarz w grymasie na znak, że na ładne oczy to z nim tak nie bardzo sprawy się załatwia.

- Jak pytasz o Trójhaka to szukasz czegoś w kanałach. Niezły kanał z niego. - powiedział lekko się uśmiechając i upijając łyk ze swojego kufla. Pomerdał nim i się zastanowił chwilę. - A z siostrami to jak to z siostrami. Trzymały się razem aż ich ten szaleniec nie zaciągnął do kanałów. A potem przepadli. Że żywych nie odnaleziono to nie takie dziwne. Ale ciał? To już jest trochę dziwne. No ale nie aż tak by się nad tym głowić po latach. Szczury i ścieki robią swoją robotę. - pozwolił sobie na luźne rozważania o tych wydarzeniach sprzed paru sezonów.

- A tak teraz to czego szukasz? - zapytał o bardziej teraźniejsze sprawy i interesy jakie przywiodły czarnowłosą wdowę do tego stołu.

- To zależy czy z ciebie lepszy kanał od tego jednorękiego Trytona. - zaśmiała się ponownie - A co do sióstr to jak właściwie nazywał się ten świr, który ponoć zaciągnął je pod miasto? Pytam, bo parę faktów mi się tu nie klei. - spojrzała przenikliwie na właściciela przybytku, w którym właśnie się znajdowali.

- Prócz informacji interesują mnie dwie rzeczy. - zdecydowała się odkryć kolejną z kart - Obie jednak tyczą się kanałów. Co nie powinno cię dziwić. - upiła kolejny haust spienionego wciąż lecz już nie tak zimnego piwa - Przemyt z portu w okolice mojej kamienicy i coś o wiele bardziej delikatnego. - stłumiła ton i pochyliła się ponownie, ponownie ukazując swoje wdzięki w całej krasie - Droga do kazamat. - wzrok brunetki zdradzał iż nie żartowała i że tym razem to ona nie miała ochoty na żarty.


---


Mecha 32

forsowanie drzwi składziku (KRZ 50+10-30=30): Kostnica 10 > 2 suk (2/10)

forsowanie drzwi składziku (KRZ 50+10-30=30): Kostnica 25 > 1 suk (3/10)

forsowanie drzwi składziku (KRZ 50+10-30=30): Kostnica 67 > 0 suk (3/10)

forsowanie drzwi składziku (KRZ 50+10-30=30): Kostnica 19 > 2 suk (5/10)

forsowanie drzwi składziku (KRZ 50+10-30=30): Kostnica 25 > 1 suk (6/10)

forsowanie drzwi składziku siekierą: Kostnica
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 29-11-2020 o 05:42.
Pieczar jest offline  
Stary 29-11-2020, 11:11   #122
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Bakertag, 20 Powiedźmia roku sigmaryckiego 2519
Osada Odmieńców


Kopfa jeszcze nie było, najwyraźniej załatwiał jakąś sprawę w osadzie lub zwyczajnie był w wygódce. Strupas usiadł na przykrytym skórą pniaku i wyciągnął ręce do paleniska. W osadzie było dość ciepło, ale przy takim mrozie "dość ciepło" oznaczało że i tak ogień był miły.

Myślami odpłynął do miasta, gdzie czekały go wyzwania - kazamaty, jego próba... to było ważne. Odmieńcy byli jego niby rodziną, ale większość z nich traktowała go tylko jako użyteczne narzędzie, a on odpłacał im tym samym. Pomógł im bo lepiej mieć ich żywych. I lepiej mieć u nich dług wdzięczności do odebrania. Oraz bezpieczną przystań, gdy w mieście zrobi się niedobrze.

Obejrzał rany - oczywiście goiły się dobrze, ani śladu gangreny, czy nawet zwykłego zakażenia. Ale przecież widział wysłannika! Pokręcił głową na ścieżki Bogów, może rzeczywiście nie był jeszcze gotowy na akolitę? Czas pokaże.
Usłyszał kroki, to wracał Kopf.
Zobaczymy co ma do powiedzenia.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 29-11-2020, 15:24   #123
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 - 2519.I.20; bkt (4/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.20; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz granat nieba, sła.wiatr, pogodnie, siarczysty mróz


Sebastian (12/12)



- Kapitan Urlich Vogel? - Kurt nalał młodszemu koledze grzańca i postawił na stół gdzie go zaprosił. Wcześniej cyrulik musiał przejść przez spory kawałek zaśnieżonego miasta. Na szczęście nic nie padało tym razem ale mróz trzymał. Zapadł już zmierzch gdy stanął pod znajomą burtą starej kogi i zastukał w umówiony sposób. Chwilę odczekał nim na górze usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i kroki po pokładzie. W tym tak charakterystyczne stukanie drewnianej nogi o pokład. I zaraz za burtę wyjrzała na dół brodata sylwetka starego wilka morskiego.

- A. To ty. Poczekaj chwilę. - powiedział Kuternoga i zniknął na chwilę aby chwycić i wystawić drabinę na zewnątrz po której gość mógł wejść na pokład. Po czym znów ją wciągnął na pokład i poszli na rufę do kambuza gdzie go gospodarz ugościł właśnie tym grzańcem. W kambuzie panowało przyjemne ciepło co było miłą odmianą od tego siarczystego mrozu na zewnątrz. A piec kuchenny dawał to przyjemne ciepło. Więc chociaż było dość ciasno to dla nich dwóch wystarczyło. Stary wilk morski usiadł po drugiej stronie niezbyt dużego stołu do przygotowywania posiłków i zastanowił się nad celem wizyty kolegi.

- Nie spotkałem go osobiście. No chyba rozumiesz, że kapitanowie statków nie bardzo przystają ze zdemobilizowanymi bosmanami. - zaczął od tego małego żarciku dając znać, że mowa o całkiem innej klasie społecznej niż on sam należy. Ale samo nazwisko nie było mu obce.

- Tak, ten jego “Łabędź” to dobry statek. Zadbany i dobrze utrzymany. - pokiwał głową na znak, że w jego opinii kapitan właściwie dba o swój statek. - Tak, Vogel wozi głównie wino i inne alkohole. Stąd zabiera nasze wina i piwa płynie wzdłuż wybrzeża Bretanii, Estalii i Tilei. A stamtąd zabiera tamte wina. Inne rzeczy pewnie też ale głównie handluje alkoholami. Dlatego ma dobre układy z różnymi ważniakami z naszego miasta. Podobno niektóre beczki to ściąga na ich specjalne zamówienie i, że tak powiem dostarcza im pod drzwi. - Kurt mówił powoli jakby przypominał sobie różne rzeczy o kapitanie o jakim rozmawiali. Część rzeczy potwierdził z tego co już wiedział Sebastian jak nazwę statku czy karczmę gdzie się lubił gościć. On sam to raczej miał tam kiedyś kolegę co się zamustrował na “Łabędzia” no ale podczas któregoś rejsu fala zmyła go do morza i tyle go widzieli. Dlatego co nieco wiedział o tym statku i kapitanie no ale dlatego kontakt raczej mu się urwał.

Przy okazji mogli wymienić się plotkami. Kurt wspomniał, że Silny go dzisiaj odwiedził. Puszył się jak paw, że tak nabrał tych głupków z kazamat. Wjechał w sam środek tego fortu a ci się nie poznali. Teraz Łasica mogła mu skoczyć z tym puszczaniem się w bramie! Co chyba zwłaszcza postęp w porównaniu do tego czym się chwaliła ich koleżanka a jego osobista konkurentka zdawał się sprawiać mu satysfakcję. Nie mógł doczekać się kolejnego zboru by się przed nią nie pochwalić.

- No nie chciałem mu nic mówić jak był taki ucieszony. Ale przecież ten wóz i resztę to załatwił Karlik. On miał tylko wjechać i wyładować towar a potem wyjechać. No ale dał radę. Starszy się pewnie ucieszy. No a co u ciebie słychać Sebastianie? - starszy mężczyzna mówił nieco ironicznie o tym słowotoku ich najsilniejszego kolegi. Bo z tego co mówił to Silny się zachowywał jakby w pojedynkę wszystko załatwił a przecież już na ostatnim zborze było wiadomo, że większość przygotowań zrobił Karlik. Ale czy tak czy inaczej to widocznie wszystko poszło dobrze i udało się wjechać i wyjechać z kazamat. A i Kurt był ciekaw wieści od cyrulika co się u niego działo od ostatniego spotkania na zborze.

Sam cyrulik większość dnia spędził u Adele i jej starej matki. Robił co mógł by uratować pociętą dziewczynę. Ale stan wciąż był bardzo ciężki. Nie odzyskiwała przytomności. Większość czasu spała tym gorączkowym snem ciężko chorych. Była słaba. Ta wielodniowa gorączka mocno ją osłabiła. Poił ją i przemywał rany ale po prostu nie wiedział czy nie zjawił się za późno. W końcu musiał samemu odpocząć zdając sobie sprawę, że zostaje teraz głównie czekać czy jego metody przyniosą jakiś efekt. Adele wciąż stała nad grobem. Jak dożyje kolejnego poranka to będzie sukces. Rano powinno być widać, że jest jakiś postęp. Jeśli dożyje poranka. Dlatego postanowił się przejść do portu i zapytać ich wilka morskiego o tego kapitana. Jutro w tą porę powinien się spotkać w “Piwnicznej” z jego oficerem.

- Właściwie to jest taka jedna sprawa… - wydawało się, że już omówili temat kapitana Vogela, jego załogi, statki i branży, obgadali sprawy kolegów gdy Kurt z pewnym zakłopotaniem poprosił Sebastiana o pomoc. Miał tu takiego jednego dzieciaka. Coś kaszlał i gorączkował. Może Sebastian mógłby na niego zerknąć?




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.20; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, gwarno, jasno na zewnątrz granat nieba, sła.wiatr, pogodnie, siarczysty mróz



Versana (12/12)



- Ahoj maleńka! Daj buzi marynarzowi! - zawołał jakiś przechodzący obok marynarz w stanie wskazującym, że pewnie ma już w sobie więcej niż jedną kolejkę. No i nawet się przystawił jakby chciał te buzi no ale koledzy go pociągnęli dalej nim się coś zaczęło. No tak. Jak młoda, ładna i samotna kobieta przychodziła do popularnej tawerny wieczorową porą no to musiała się liczyć z takimi próbami nawiązania wiadomości. A okazała się, że z dwóch innych młodych, ładnych i samotnych kobiet z jakimi się tu dziś umówiła to na razie przyszła pierwsza. Mogła więc zająć sobie miejsce i czekać. A przy okazji wspomnieć wydarzenia dzisiejszego dnia.

W “Wielorybie” najpierw nagadała się ze Starym Franzem. W sprawie kazamat powiedział, że nie jest za mocny. Twierdził, że kanały zna ale te bliżej portu a kazamaty były dość głębi lądu. I nigdy nie miał tam żadnych interesów do załatwienia. Czy naprawdę tak było czy po prostu nie chciał się mieszać w takie sprawki gdzie raczej nie chodziło o standardowy przemyt to już nie była taka pewna.

O siostrach 3 G też był chyba zdziwiony, że ktoś pyta o sprawę sprzed paru lat. Nie wspominał tego miło bo jak twierdził “całe miasto” rzuciło się wtedy do kanałów aby znaleźć te siostry lub ich zabójcę. Ale nic nie znaleźli. Ale w oczywisty sposób nie lubił jak teren do robienia niezbyt jawnych i czystych interesów stawał się centrum zainteresowania “całego miasta”. Więc ani tych sióstr ani tego co miał je zadźgać i ukryć ciała nie darzył sympatią skoro narobili mu wtedy koło pióra.

- Ja się zastanawiam skąd oni wszyscy wiedzą, że oni w ogóle poleźli do tych kanałów. Jak podobno nikt tego nie widział. A wszyscy wiedzą. Jak tak to nie został po nich ślad. Może nawet jak zeszli to wyszli poza miasto albo w porcie. A potem dalej. Dlatego nie ma żadnych ciał. Tylko nie wiem po co. Łatwiej wyjść bramą albo ulicą. A nawet jak ten wariat je zadźgał to sam powinien chyba czmychnąć jak najdalej z miasta. Bo jak nie to może był ich przewodnikiem? Zapłaciły mu by je przeprowadził. Tylko nadal łatwiej byłoby wyjść bramą i nie wiadomo co się z nimi stało. Nie wiem. Tak sobie rozmyślam. Może jakieś dziwki co się z nimi trzymały wiedzą coś więcej. - powiedział nie bardzo się przejmując tamtymi wydarzeniami do jakich żywił wyraźną niechęć. Ale skoro minęły i opadł na nie kurz i śnieg codzienności to nie bardzo chciało mu się o tym gadać. Dlatego o wiele bardziej interesowały go interesy na tu i teraz.

- To szukasz jakiejś trasy? No dobrze. A co by miało być transportowane? Skąd dokąd? Na kiedy? Jakie to duże? Ilu ludzi by musiało to przenieść? - tak, Starego Franza zdecydowanie bardziej interesowało to co tu i teraz, zwłaszcza jak mógł na tym zarobić. W tym temacie mówił jak profesjonalista. Potrzebne mu były detale do opracowania planu. Jak z portu to trzeba było pewnie załadować towar ze statku na łódź. Potem łodzią podpłynąć pod kanał. I przeładować go z łodzi do ludzi czekających u wylotu kanału. Miał miejsce ale nie zdradził go. Potem kanałami można było się dostać w większość ulic miasta. I tu były dwa problemy. Pierwszy taki, że to właśnie włazy były na ulicach czyli w miejscach publicznych. A drugie to takie, że w zimie były przywalone rozjeżdżonym śniegiem co od góry utrudniało ich znalezienie a od dołu ich podniesienie. Niemniej to było do załatwienia. Franz brał 20 karlików za rozpracowanie całej trasy. Do tego po 5 sztuk złota za każdego człowieka. Bo zwykle do niesienia worka czy skrzyni potrzeba było dwóch ludzi. Musiał ich zatrudnić i coś im zapłacić. Więc im więcej towaru do dźwigania tym więcej ludzi było potrzeba.

Ustalali jeszcze detale z Franzem gdy Versana dostrzegła zwalistą sylwetkę Karlika jaka niczym statek toczyła się przez wnętrze lokalu. On też ją dostrzegł ale minął ich stół i dosiadł się gdzieś dalej czekając aż skończy. Jak się spotkali przy wspólnym stole przywitał się grzecznie chociaż z aurą wyższości jaką zdawał się żywić do niższych statnem i statusem. Ale jednak rozmowa przebiegała w dość przyjemnym chociaż rzeczowym charakterze. Ot jak to negocjacje pomiędzy dwoma zaprzyjaźnionymi kupcami.

- Mam nadzieję, że Silnego nie poniesie fantazja. Trochę mnie kosztowało zorganizowanie tego wozu i zastępstwa. Szkoda, że Łasica jest tam spalona. Wolałbym ją do takiej finezyjnej roboty. - zafrapował się myśląc widocznie o transporcie jaki udało mu zorganizować i podstawić do kazamat. Dzięki czemu mogli legalnie wjechać do środka z dostawami żywności. Niestety okazało się, że ze wszystkich członków ich zboru jedynie Silny był na czas i na miejsce. Ale jego krewki i porywczy charakter był powszechnie znany. Co akurat takiej finezyjnej robocie mogło zagrozić. Niby prosta robota, ot wsiąść na kozła, podjechać pod bramę, poczekać aż wpuszczą, rozładować wóz i wyjechać. Proste. Ale czy będzie proste dla Silnego?

- Zabrał ze sobą jakiegoś kolegę. Chyba tego co chce go zwerbować do nas. Też jakiś zakapior. - Karlik pokręcił głową na znak, że ma mocne wątpliwości co do takiej kandydatury. Ale w ich skromnym gronie zaufanych ludzi no trudno było o alternatywę. Strupas pojechał za miasto, Łasicę mogli rozpoznać strażnicy przy bramie i była ładna. Versana też była ładna i jakoś nie wyglądała jak ktoś od noszenia skrzyń i beczek. Sebastian też nie. A Karlik wolał pozostać w cieniu. Więc został mu tylko Silny. Zresztą tylko on się na dniach zgłosił do tej roboty. I właśnie teraz jak tu sobie siedzieli to Silny z tym swoim kolegą powinni wjezdżać na dziedziniec kazamat. Więc nawet na rekę grubasowi było czymś się zająć by nie myśleć o tym co tam się teraz dzieje.

- Dostać się kanałami? Od dołu? - pomysł zainteresował Karlika. Otarł zaczerwienione oczy swoimi grubymi paluchami i kichnął na zdrowie. Zresztą często kichał i miał zaczerwione oczy odkąd go Versana poznała parę miesiecy temu. Zastanawiał się czekając aż zgrabna kelnerka podejdzie, postawi zamówionego grzańca a potem odejdzie. Uśmiechnął się do niej bardzo jowialnie i podziękował tak serdecznie, że musiało to na dziewczynie zrobić miłe wrażenie. Bo odparła mu równie serdecznym uśmiechem jakby wcale nie był od niej ze dwa razy starszy i cięższy tylko największym amantem w tym lokalu. Ale jak poszła to Karlik wrócił do kanałów i kazamat.

- No ciekawe. Trzeba poczekać czy ci twoi przewodnicy coś znajdą. Jakby znaleźli… No no… Może być ciekawie. - przyznał z uznaniem dla takiego pomysłu. Zwłaszcza jakby z tym wozem i bramą coś poszło nie tak. To kto wie? Może uda się dołem? Co prawda Łasica mówiła, że może się wspiąć jakoś przez mur. To też była jakaś opcja no ale nawet jak ona by dała radę to reszta niekonicznie. A nie wiadomo w jakim stanie będzie ta skazana kobieta jaką mieli uwolnić.

- Ale z kanałami też może być różnie. Jak to będzie jakaś rura co tylko dziecko przejdzie to niewiele nas urządza. No ale mam nadzieję, że ci twoi kanalarze to rozumieją i znajdą coś odpowiedniejszego. - grubas wydawał się zadowolony z takiego pomysłu dostania się do twierdzy od dołu. Więc wyglądało, że nie widzi przeciwskazań do tego kierunku poszukiwań.

- Nowe peruki? - zdziwił się nieco słysząc do czego doprowadziła ich ta rozmowa. Spojrzał na czarne włosy rozmówczyni jakby się zastanawiał czego może im brakować. Albo jakby koleżanka wyglądała w innym kolorze. Pokręcił trochę swoją wielką głową, pogłaskał po wielkim brzuchu świadczącym, że do biedaków nie należy i skrzywił swoje mięsiste wargi. - Mogę popytać. Ale to potrwa. Nie zajmuję się perukami. - jak się zastanowił to chyba wyszło mu, że sprawa może być do załatwienia chociaż raczej nie od ręki. Z tym usypianiem zaś nie był pewny czy Strupas albo Sebastian nie byliby w stanie doradzić jej czegoś szybciej i pewniej. A wytrychy to raczej była dziedzina Łasicy.

- Ja raczej się nie zajmuje taką drobnicą Ver. - Karlik za to uśmiechnął się z nonszalancją jak usłyszał o upłynnianiu trefnego towaru jaki koleżanka zdobyła ostatniej nocy. - Ale oczywiście pomogę ci w tym ambarasie. - dodał zaraz na uspokojenie. Z fantami radził zrobić na dwa sposoby, szybki albo wolny. Wolny to mógł posłać kogoś po te fanty i zabrać je po czym po trochu upłynnić. Nie miał pojęcia ile by to zajęło czasu. Pewnie z pół miesiąca, może cały. Ale był dość pewny tej metody. Sam pobierał prowizję ledwo 20% od sprzedanch fantów. Co prawda Versana musiałaby mu zaufać bo przecież nie wiedziałaby za ile poszły te fanty. Ale za to miała właściwie problem z głowy i pozbywa się trefnego towaru. Drugi był bezpośredni i szybszy ale musiałaby się w to zaangażować osobiście no i chodzić z trefnym towarem po mieście.

- Możesz je postawić na jakieś zakłady. Tam gdzie się gra o wysokie stawki i nikt raczej nie pyta skąd masz fanty. Na przykład w “Trzech żaglach” na zapleczu grają w ten sposób. - podpowiedział jej jak może sama spieniężyć ten trefny towar. Jakby nie miała strasznego pecha by spotkać tam właściciela albo kogoś kto rozpozna te fanty to raczej chyba powinno być dobrze. No ale hazard to hazard, mogła zwyczajnie przegrać zakład. No i był jeszcze “Bazyliszek” sklep i antykwariat w jednym, z różnymi różnościami gdzie można było opylić towar bez zbędnych pytań. No ale po znacznie zaniżonej cenie za to od ręki. Tak góra za połowę wartości, zwykle ⅓ nawet ¼. No ale tak działali ci lichwiarze też musieli z czegoś żyć.

- Dobry wieczór ślicznotko. Znajdzie się miejsce dla bardzo niegrzecznej dziewczynki? - tak się zamyśliła, że nie usłyszała Łasicy póki się nie nachyliła do jej ucha szczpecząc czule powitanie. I zaraz cmoknęła ją czule w te ucho, roześmiała się i dosiadła się obok. Musiała być w świetnym humorze i chyba nie tylko z powodu tego małego psikusa z jakim się przywitała z przyjaciółką. Znów miała na sobie te charakterystyczne skórzane spodnie zamiast długiej spódnicy w jakiej ostatnio z przyczyn służbowych musiała chodzić gdy wracała od van Hansenów. Nie widziały się z od Festag to i Łasica nie ukrywała, że się cieszy z tego spotkania i, że się stęskniła za swoją siostrą w wierze. Ale też i była nieco zdziwiona, że ją tu widzi bo w końcu to złodziejka przegrała zakład i miała się tu dziś wieczór stawić by do odpracować.

- Oojeejjj… Taki piękny sen! Tyle ślicznotek! Taka orgia! A mnie tam nie było! - gdy koleżanka usłyszała o eliksirowym śnie sprzed paru nocy reakcja Łasicy była dość wymowna. Jęknęła jakby zaraz miała się rozpłakać, z żalu, że ją ominęło takie spotkanie. Nawet jeśli tylko we śnie. No ale trochę przesadnie więc chyba tak trochę na pokaz i dla żartu był ten dramat. I chyba trochę zazdrości też dało się wyczuć.

- I mówisz, że nasza śliczna pani kapitan w tym śnie kazała ci klękać przed sobą i całować od stóp w górę? Ta pani kapitan co mam dzisiaj się kręcić przy jej łóżku? Jej. Mam nadzieję, że mi też będzie kazać robić coś takiego. Myślisz, że jak się to działo we śnie to naprawdę też tak będzie? - gdy dziewczyna o granatowych włosach już ochłonęła z tych wrażeń i wspolnym śnieniu przyjaciółki zaciekawiło ją to znaczenie. Wcale nie ukrywała, że gdyby dzisiaj wieczorem Rose zachowywała się względem niej podobnie jak w tym śnie to byłoby to jej bardzo na rękę. Tak samo jakby udało się spotkać z panią kapitan we trzy. Zwłaszcza jakby się miało to spotkanie skończyć w negliżu.

- I były tam jeszcze Brema i Kamila? Z tą Bremą to musisz mnie w końcu poznać. Może się poznamy lepiej we trzy? A Kamila… Panna Kamila van Zee… Też jest śliczniutka. Też bym się chętnie poznała z nią bliżej. To co? Ja ci spróbuję jakoś zorganizować spotkanie z moją szlachcianką a ty ze swoją? - łotrzyca zadumała się nad dwoma pozostałymi uczestniczkami ze snu młodej wdowy. Zaśmiała się tak, że można było odebrać to jako żart ale chyba jednak jakby coś z tego wyszło to byłoby to na rękę koleżance tej wdowy.

- Z tą Normą to już ci mówiłam, jakby szukała branki, służącej, niewolnicy czy łaziebnej to ja bardzo chętnie będę jej służyć. No ale sama widzisz jak ja teraz kończę. Więc jak już to wieczorami bym dopiero mogła. - rozłożyła dłonie na znak, że odkąd zaczęła pracę u van Hansenów no to już nie ma tyle czasu i swobody działania co wcześniej.

- Dobrze powiedziałaś mi coś ciekawego ze swoją szlachcianką to ja ci też powiem coś ciekawego o mojej. - złosliwy uśmieszek i roziskrzone spojrzenie Łasicy zapowiadał, że ma coś ciekawego do powiedzenia na temat swojej blondwłosej pani. Zwłaszcza jak Versana wspomniała o jej szermierce. Nie była zdziwiona. Nasłuchała się przez parę ostatnich dni o nieco dziwnych zamiłowaniach panienki van Hansen. O polowaniach, o szermierce, o zamiłowaniu do broni i w ogóle rzecach jakie przystoją jak najbardziej szlachetnie urodzonym ale mężczyznom. Kobietom niby nikt nie zabraniał no ale na pewno nie było to standardem. A jak do tej pory to nie widziała panienki zbyt wiele razy to nie bardzo wiedziała czym się właściwie zajmuje. Na polowaniu czy lekcjach szermierki jej nie widziała no ale była dopiero parę dni i raczej robiła za kocmołucha. Chociaż poznała drugiego kocmołucha, Anę. Z którą nawiązała świetny kontakt i sądząc jak o niej opowiadała Łasica to pewnie planowała ją w końcu zaciągnąć do łóżka.

- A teraz słuchaj co się dzisiaj stało! - powiedziała podekscytowana łotrzyca kładąc dłoń na dłoni koleżanki. I zaczęła opowiadać. Więc dzisiaj panienka wezwała ją na pokoje. Pierwszy raz odkąd nowa służka zaczęła pracę. Więc nowa służka nie wiedząc o co chodzi, nieco z duszą na ramieniu bo w kuchni pozwoliła sobie klepnąc tyłek Any a ich stara wiedźma widziała i okrzyczała. Więc spodziewała się, że stara wiedźma poszła na skargę do panienki no ale nie. Panienka zapytała ją krótko czy pamięta jak się skończyła noc po koncercie. Służka grzecznie przytaknęła.

- I ona wtedy mówi “To dobrze. Dzisiaj zrobisz to samo mnie i mojej koleżance. Wezwę cię jak będziesz potrzebna.” - podekscytowana Łasica powtórzyła słowa blondwłosej piękności sławnej na całe miasto ze swojego bogactwa i urody. No ale wtedy zamknęła ją w garderobie i wyszła. Łasicy nudziło się niemożebnie z tym czekaniem w zamknięciu ale w końcu panienka wróciła. Zwłaszcza po takiej zapowiedzi świetnej zabawy. W końcu Froya wróciła i zawiązała jej oczy. Po czym poprowadziła do sypialni bo to było obok.

- I wtedy mówi do tej drugiej “To ta służka o której ci mówiłam”. - zacytowała swoją panią i opowiadała dalej jak to ta pani usadziła ją przed łóżkiem po czym na udach wylądowała jej czyjaś stopa. Więc się nią zajęła. Słyszała oddechy dochodzące z łóżka a w końcu i odgłos całowania się i zdejmowania ubrań. A ona sobie szła powolutku w górę goleni i ud aż w końcu wylądowały we trzy w łóżku gdzie starała się zadbać o wygodę obu szlachetnie urodzonych. A jak skończyły to jej pani znów ją wyprowadziła do garderoby i zamknęła.

- Więc nie wiem kto to był Ver. Nie widziałam jej, niewiele słyszałam ale ma bardzo jędrne i apetyczne ciało. I dlatego dzisiaj skończyłam wcześniej. Po wszystkim panna van Hansen dała mi wolne i powiedziała, że są ze mnie zadowolone ale oczywiście gęba na kłódkę. - Łasica skończyła swoją opowieść dodając, że jej taki rodzaj służby zdecydowanie bardziej odpowiada niż szorowanie garów i podłóg co zazwyczaj robiła do tej pory. Ale kim była koleżanka panny van Hansen nie wiedziała ale na pewno rozpoznałaby jej aromat perfum. No ale to dopiero jakby była blisko niej. Przed odejściem pytała Anę no ale ta cały czas pracowała w kuchni i nie miała pojęcia co się dzieje na górze czy ktoś przyjechał czy odjechał.

- I mówisz, że moja pani zaprosiła cię do nas na lekcję szermierki? Ciekawe czy mnie znów wezwie bym was obsłużyła. Mam nadzieję, że tak. - zaśmiała się wesoło i beztrosko jakby miała nadzieję, że kolejną nieprzyzwoitą zabawę od jakiej można dostać zadyszki i rumieńców.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; jaskinia odmieńców; chata Knuta
Czas: 2519.I.20; Backertag (4/8); ???
Warunki: wnętrze chaty, półmrok, cisza, ciepło



Strupas (10/17)



- To za Strupasa! - Knut zawołał wznosząc drewniany kubek w górę. Inni mu zawtórowali. Jakoś tak się ułożyło, że jak garbus już i tak ruszył się z chaty czarownicy to koniec końców znów skończył u Żabiookiego i jego ropuszej matki. A po tym jak wylądował to jakoś tak ten przyszedł w odwiedziny, tamten no i koniec końców uzbierała się cała ferajna. Wszyscy mieli żołądki pełne ciepłego jedzenia jakie znaleźli na saniach więc humory dopisywały. Znalazła się jakaś zakąska, jakiś trunek, kubki no i zrobiło się całkiem wesoło przy tym byle jak zbitym stole.

- Byłeś w mieście Strupas? Jak tam jest? Może teraz jak będziesz wracał do mnie zabierzesz? Chciałabym poznać te twoje koleżanki co mówiłeś. - Lila popatrzyła przez szerokość stołu na głównego bohatera dnia jaki siedział na honorowym miejscu. Widocznie nie zapomniała o ich ostatniej rozmowie i dalej była ciekawa świata a na początek miasta i koleżanek Strupasa. A przecież teraz miał sanie to powinno się lżej jechać i mógł kogoś zabrać.

- E tam, tobie tylko jedno w głowie! - huknął na nią Dritte jaki siedział bliżej garbusa. Machnął na nią swoją trzecią ręką wystającą gdzieś ponad jego karkiem jakby opędzał się od namolnej muchy. Dritte miał akurat fazę, że był mężczyzną. I tego używał by być męskim i stanowczym.

- Słuchaj Strupas to jak będzie? Masz sanie to może pojedziemy razem co? Pokażesz mi gdzie masz tą kryjówkę na te wymianę. To ja będę wiedział to potem będę kogoś mógł wysłać z towarem albo odebrać coś od ciebie. Nie będziesz musiał zasuwać aż tutaj. O. Nawet ktoś od nas może zostać w takiej kryjówce. To popilnuje towaru by tak nie leżał niczyj. - Dritte był urodzonym handlowcem i miał żyłkę do interesów. Też dostrzegł atut jakim było posiadanie sań ale miał kompletnie inny pomysł niż różowowłosa na ich wykorzystanie. Jasne było, że odmieńcy w tej chwili nie bardzo mogli się zrewanżować tym z miasta na jakąś wymianę więc sanie poza garbatym woźnicą będą raczej wracać puste.

- Lepiej nie jedź sam Strupas. Byłem na zewnątrz. Sporo tropów wilków, goblinów i kopyt. Może nie pod samą jaskinią ale blisko. Nie wiadomo jak będzie jak będziesz wracał. - Żabiooki był najspokojniejszy z nich wszystkich w machnął ręką gdzieś w stronę gdzie było niewidoczne stąd wyjście z jaskini i cała reszta zaśnieżonego świata zewnętrznego. Tego z zimą i różnymi zagrożeniami jakie kręcą się po zaśnieżonym lesie. Nie było wiadomo czy samotny woźnica znów będzie miał tyle szczęścia by spotkać tylko trzech przeciwników i wyjść z tego starcia cało.

Tak, miło się ucztowało z życzliwymi kompanami. Garbus nie pamiętał kiedy ostatni raz był z kimś na wspólnym ucztowaniu. I to w roli głównego gościa. Ale poza rozmowami, przechwałkami i żartami z Kinolem, Łosiem i resztą miał w pamięci rozmowę z ich wodzem jaką odbył wcześniej po pożegnaniu się z Opal.

- A. Jesteś. Dobrze. Wejdź do środka. - Kopf pokiwał swoją wielką głową gdy spojrzał na gościa swoimi niesamowitymi, płonącymi oczami. Po chwili obaj weszli do środka i zaczęła się właściwa część rozmowy.

- Twój mistrz przysłał mi list. I Opal też. - zaczął stając na środku izby i opierając dłonie na swoich biodrach. Machnął ogonem raz i drugi. Właściwie to trochę dziwnie wyglądało jak te zwoje ramion owinięte jak węże wokół korpusu spoczęły na biodrach w tak ludzkim geście, że wydawało się to jeszcze dziwniejsze.

- Jak wydobrzejesz zabierzesz mu naszą odpowiedź. I podziękujesz mu w naszym imieniu. - powiedział patrząc w okno jakby to pomagało mu skupić myśli. Po czym nagle spojrzał na swojego gościa.

- Nieźle się spisałeś Strupas. Tak tymi saniami, przez ten las i śnieg… No no… Niezłe. Naprawdę niezłe. - pokiwał swoją wielką, rogatą i czerwoną głową świdrując płonącymi oczami drobniejszą sylwetkę garbusa. Ale w głosie dało się słyszeć uznanie. Chyba pierwszy raz pod swoim adresem.

- Możesz zostać tak długo jak zechcesz. Poleciłem by ci wydawali podwójną porcję. - wódz co miał najważniejszy głos w całej społeczności niejako usankcjonował pobyt Strupasa przyjmując go do ich społeczności jak swojego. Nawet jeśli nie był odmieńcem. A nagroda w postaci podwójnej porcji w tych głodowych czasach rzeczywiście była szczodra.

- Więc jak wydobrzejesz to wrócisz do miasta. Zorganizujemy wymianę. W liście napiszemy twojemu mistrzowi co możemy dać. Właśnie Strupas. Co wam tam w mieście może się przydać? Sam wiesz co tutaj mamy. - zwrócił się do garbusa z pytaniem. Właściwie to był to układ między reprezentantem jednej a drugiej grupy no ale skoro Strupas jako pośrednik między nimi znał je obie i widział się z przywódcami obydwu grup osobiście to trudno było go pominąć. Tak i teraz Kopf niejako prosił go o radę co by mogło interesować Starszego i jego zbór. Jak nie do bezpośredniego użytku to nawet na dalszą wymianę już w mieście. Na swój sposób to nawet było podobne do tego co poprzednio proponował Dritte. Chociaż wówczas to jeszcze był tak trochę już on a trochę jeszcze ona. Czyli metodę wymiany na osi miasto - osada. Tak pokonywanie na raz całej trasy jak sam się przekonał Strupas było i ciężkie i ryzykowane. Poza tym ciężar i ryzyko spadało na jedną stronę tego układu. Co innego jakby znaleźć jakiś wspólny punkt wymiany. Bliżej miasta. Ale ani Starszy ani Kopf nie znali aż tak dobrze okolic miasta. Ludzie z miasta znali głównie miasto a odmieńcy pustkowie ale raczej z dala od miasta.

- I dlatego musimy mieć jakiś punkt spotkań. Gdzie będziemy się wymieniać. Znasz takie miejsce? - zapytał o to co widocznie i Starszy chciał wiedzieć. No i miał kogoś ze sobą zabrać stąd jak i tak wracał z pustymi saniami. Na te sanie można było zabrać nie tylko jedną ale nawet kilka osób. I miał pokazać temu komuś gdzie będzie ten punkt spotkań by ten ktoś wrócił tutaj i przekazał reszcie.

No a część tej reszty siedziała teraz przy stole Ropuchy i świętowała pełne żołądki. Z tego co mówił Kopf to te parę worków od Karlika mogło im wystarczyć na tydzień, dwa, może więcej jakby wprowadzić ostrzejsze limity. Więc widmo głodu nieco się odsunęło w czasie ale nie znikło całkowicie. Dlatego potrzebne były kolejne dostawy chociaż teraz już był pewien komfort psychiczny jak głód nie stał tuż przy stole.

Przy okazji dało się usłyszeć nieco plotek. Lila znów z kimś zaczęła i skończyła romansować bo znów kogoś zaciążyła czy ktoś ją. Trochę trudno było zrozumieć co tak gorączkowo dyskutowała z Kinolem i Knutem. Wydawało się, że opowiadają dwie różne historie z tymi samymi bohaterami pełne wzajemnych przytyków i złośliwości. Mały Uwe nie wrócił z polowania. Znaleźli krew i ślady walki. Parę dni temu. Pewnie zamiast on coś dorwać coś jego dorwało. Chyba zwierzoludzie ale pewności nie było. Pilz był bardziej zielony i niemrawy niż zwykle. Wezwali Jednooką a potem i Opal. I zastanawiali się czy przyszedł już kres jego dni i jak tak to komu by przypadła jego ziemianka. Sama Opal też wyglądała na zmęczoną. Zostawiała więcej świetlistego pyłu niż zwykle. Akurat stan ich prorokini chyba wszystkim leżał na sercu. Tak jak Kopf był ich mózgiem i ojcem tak ona sercem i matką dla nich wszystkich. Oboje mieli niekwestionowany autorytet w ich małej, powykręcane społeczności. A u Gerda za to fenomen. Urodziło im się dziecko. I to zdrowe a do tego bez skazy. Wszyscy byli zdziwieni ale jak Opal zauważyła nie u wszystkich błogosławieństwa muszą się objawiać od razu. Na razie takie małe coś, z błogosławieństwem czy nie i tak miało dość marne szanse przetrwać do wiosny. Chociaż z tymi dostawami no to może, może… A. I stary Maciora wreszcie umarł. Umierał i kaszlał już z rok. I wreszcie wyzionął ducha na dobre. Jakoś nikt nie był tym zaskoczony, może prędzej, że tak długo to mu zajęło to umieranie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-12-2020, 12:35   #124
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Daj mi adres tego dzieciaka. Jeśli to nic pilnego to zaglądnę do niego jutro. A co do twojego poprzedniego pytania. Nie obraź się, bo nie mam tutaj nic złego na myśli, ale naszą grupę podsumował bym stwierdzeniem ‘każdy pies z innej budy”. Każdy zna się na czym innym i ciężko aby ktoś z kimś tutaj nawiązał stałą współpracę i miał wspólny obszar działań. W moim przypadku obszarem zainteresowań chyba najbliżej mi do Karlika, ale obszarowo zupełnie gdzie indziej.. Niedawno do was dołączyłem, więc może to tylko takie początkowe odczucie i jeszcze się coś wyklaruje - zawiesił głos na chwile i zmienił temat.

- Czyli ten kapitan to w sumie porządny człowiek. Jutro będę miał spotkanie z jednym z jego ludzi. Zgodnie z tym co powiedziałeś to jeśli Weber będzie mi chciał wywinąć jakiś numer to raczej kapitan by tego nie poparł. Zobaczymy - powiedział bardziej do siebie niż kuternogi.

- Swoją drogą to jest jeszcze jedna ciekawa sprawa. Ostatnimi dniami opatrywałem dwie pocięte dziewczyny. Obie dziwki. Początkowo myślałem, że te dwa ataki były ze sobą powiązane, ale teraz nie jestem już taki pewien. Dopiero gdy opatrywałem drugą, to stwierdziłem, że ta pierwsza była zraniona w inny sposób. Teraz mi się wydaje, że mogły to być pazury. Wybacz, ale nie daje mi to spokoju i chciałbym do niej jeszcze dzisiaj zaglądnąć żeby się przekonać. - Zaczął zbierać się do wyjścia.

- W porządku. Nie znam się na pociętych dziwkach. - stary wilk morski uśmiechnął się łągodnie dając znać, że ani się nie gniewa, ani nie ma żalu o to co powiedział młodszy wiekiem i stażem kolega. - Ale ten chłopak to jest tutaj. Na statku. To może zajrzysz jak już jesteś? - skinął swoją czarną i przetykaną już siwizną głową i machnął dłonią na drzwi na korytarz jakby gotów był zaprowadzić kolegę do tego chłopaka o jakim mówił.

- Tu na statku? - zdziwił się cyrulik nie spodziewając się, że ktoś poza kuternogą i ogarem przebywa tutaj na stałe. - Prowadź.

Zeszli na dolny pokład. Chłopak leżał na hamaku w części rufowej. Zanim jeszcze pokazał się w ich polu widzenia do ich uszu doleciał charakterystyczny kaszel.

- Atypowe zapalenie płuc - cyrulik postawił diagnozę po krótkich oględzinach. Gorączka, kaszel z flegmą i ból w klatce piersiowej nie pozostawiały wątpliwości - Nie trzeba zbijać gorączki bo wysoka nie jest. Młody jest więc się wyliże, ale jeśli nic się nie zrobi ze stanem zapalnym przez długi czas to zmiany mogą być nieodwracalne. Na kąpiele i inhalacje nie ma tutaj warunków więc podawaj mu dużo herbaty imbirowej i niech je dużo czosnku i cebuli. Jakby jego stan się nie poprawiał to poślij po mnie. Jak wszystko będzie dobrze to zaglądnę do niego w dniu zboru.

Pożegnali się i chwilę potem Sebastian opuścił statek. Ruszył prosto w kierunku swojego domu, ale po drodze chciał jeszcze doglądąć Rabi i przyjrzeć się jeszcze raz jej ranom.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 05-12-2020, 14:36   #125
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- A jak ten świrus się nazywał w ogóle? - w sumie to na obecną chwilę tylko ta rzecz ją jeszcze interesowała - Bo już tyle wersji słyszałam, że sama nie wiem, której zaufać. - spojrzała wyraźnie skołowana - I mówisz, że za miasto? - zdziwiło ją to stwierdzenie, szczególnie, że Trójhak mówił iż takie wyjście nie istnieje - To można kanałami wyjść poza miejskie mury?

- Nie pamiętam. Ale ten jego brat to szefcem był. To na Szewskiej pewnie go znali. - Stary Franz podrapał się po szczecinie. Widać było, że ciężko mu wygrzebać detale tamtej afery sprzed kilku lat.

- I za miasto no na przykład do portu. Jak czekała na nich łódź mogli popłynąć na jakiś statek albo w ogóle z portu. W mieście pod murami to nie ma odpływów, wszystkie skierowane są do portu. - pokręcił głową by doprecyzować o co mu chodziło z tym umiejscowieniem wylotów kanałów.

Kątem oka dostrzegła jak w lokalu pojawił się Karlik. Nie miała zamiaru więc kazać mu na siebie czekać a że z poczciwym przemytnikiem i tak obgadała już wszystkie interesujące ją tematy. Postanowiła kulturalnie zakończyć konwersację.

- Hmmm… - zadumała nad ofertą Franza co do przemytu tylko jemu znanymi ścieżkami - Powiedzmy, że aktualnie robię rozeznanie w rynku aby wiedzieć na ile dany biznes mi się opłaci. Trasa zapewne wiodłaby z portu pod mój dom ale póki co to też nic pewnego. - uśmiechnęła się słodko dopijając resztę piwa - A na tą chwilę. Ty znasz mnie a ja znam Ciebie i oboje wiemy gdzie siebie szukać. - odsunęła krzesło chcąc wstać lecz nim wyprostowała się do końca raz jeszcze oparła ręce o blat stołu ponownie ukazując swoje wdzięki - Ale naturalnie jakby co to nie wiemy o sobie nic - szepnęła - A póki co. Dziękuję lecz muszę cię przeprosić. Interesy wzywają.

- Ah tak… - mina kanalarza sugerowała, że nie cieszy go taka odpowiedź. Jakby ktoś mu zabrał sprzed nosa miskę jedzenia jakie już zdążyło mu narobić smaka. W końcu wzruszył ramionami. - Jak chcesz. Będziesz coś wiedzieć to przyjdź. Ja nie robię za ładne oczy. - powiedział kwaśno dając znać, że piłeczka jest teraz po stronie klientki i póki ta nie przyjdzie to nie ma zamiaru zajmować się jej sprawą.

- Ależ oczywiście. - zgodziła się z sugestią przemytnika - Do zobaczenia niebawem. - skłoniła lekko głową a następnie z gracją godną baletnicy ruszyła w kierunku stolika przy którym rozsiadł się jej opasły kolega ze zboru.

Jej biodra falowały niczym niespokojny ocean. Lewo, następnie krągły zwrot i w prawo i tak raz za razem. Wiedziała iż każdy zdrowy mężczyzna choć na chwilę, ukradkiem rzuci na nią okiem. Nie przeszkadzało jej to a wręcz przeciwnie. Można by powiedzieć, że czuła wtedy satysfakcję i podniecenie wiedząc, że w myślach większość z nich rozbiera i bierze ją w inny sposób. Gorzej jednak, gdy któryś z takich rozochoconych podlotków w swej ekscytacji postanawiał dać upust rozgorączkowanym emocją i klepnąć ją w tyłek. Równało się to z jej natychmiastową reakcją i wielkim czerwonym śladem jej smukłych i długich paluszków na opryskliwej i zdziwionej facjacie niczego niespodziewającego się amatora końskiego podrywu. Tym razem obyło się jednak bez takich ekscesów. Tylko jeden, mocno zawiany delikwent postanowił w dość typowy dla takich elementów jak on skomplementować jej wdzięki. Ver jednak spławiła go dość olewczym spojrzeniem i ruszyła dalej pozostawiając nicponia samego sobie.

- Nie spodziewam się po nim zbyt wiele. - podsumowała dywagacje Karlika na temat Silnego, który podjął się tej raczej dość delikatnej roboty - Żeby tylko nikogo po pysku tam nie lał, bo więcej kłopotu niż pożytku nam sprawi. To raczej dość delikatna i dyskretna fucha. - nagle pewien dość oczywisty w tym momencie pomysł wpadł jej do głowy - A gdyby następnym razem do tego wina dodali coś od siebie Sebastian i Strupas? Tak wiesz. Przed sama akcja albo ciut wcześniej. Tak żeby klawisze nabawili się sraczki lub nie wiem ospy bądź gorączki krwotocznej. - jej ton był znacznie niższy niż jeszcze dwa zdania wcześniej - Ułatwiłoby to ewentualną ucieczkę wcześniej przygotowaną trasą. Co o tym myślisz? - rzuciła spojrzenia na kolegę po fachu działającego jednak po tej ciemniejszej stronie rynku.

- Też mam nadzieję, że dotarła do niego powaga sytuacji i pohamuje swój krewki charakter. W końcu jest porywczy ale nie głupi. - trochę nie bardzo było wiadomo czy Karlik wyraża swoje nadzieję czy obawy. Ale teraz już i tak nic nie mógł na to poradzić, wszystko było w silnych rękach Silnego.

- A takie dodatki do trunków to trzeba by ustalić z szefem. Teraz to mi wystarczy, że tam się pokażą, grzecznie rozładują wóz i wrócą. Poza tym nie wiadomo jak rozdzielane te zapasy. Głupio by było otruć tą jaką mamy stamtąd wyciągnąć. - grubas wychylił z kufla jaki mu przyniosła kelnerka i jak przełknął to pozwolił sobie na swój komentarz do propozycji koleżanki.

- Raczej wątpię by dawali jej wino. Nie można jednak tego wykluczyć. Szczególnie że panowie ponoć lubią sobie pochędożyć - wyraziła swoją opinie - No i rzecz jasna. Nic bez wiedzy przełożonego. - ząbki ciemnowłosej wdówki zamigotały w szaro-burym lokalu - Wracając zaś do tematu moich fatałaszków. To wiesz. Bez tych peruk mam trochę związane ręce. - dodała chcąc niejako zmotywować opasłego kwatermistrza do postawienia tej sprawy jako priorytet - Również żałuję, że to taka drobnica. Byś tylko zobaczył ile tam towaru było. - jej mina nagle posmutniała - Nie mogłam jednak się na niego połasić, bo zmarnowałabym szansę dostania się na wyspę przemytników. Grubson płaci Czarnemu więc gdybym opędzlowała mu magazyn. Książe podziemia mógłby mieć do mnie słuszne pretensje. Chyba sam rozumiesz. - wytłumaczyła w skrócie motywy, które nią w tamtej chwili kierowały - W każdym razie w związku z tym napadem jestem zmuszona zmienić moje alterego a bez nowej fryzurki będzie to bardzo ciężkie do osiągnięcia. - Uśmiechnęła się uroczo odgarniając kosmyk włosów, który właśnie opadł jej na czoło - Jeżeli zaś chodzi o fanty to umówmy się w ten sposób, że wszystko co chciałabym spieniężyć czekać będzie na ciebie w dziupli przygotowanej dla Normy. - uznała miejsce za względnie bezpieczne - Chociaż nie ukrywam, że błyskotki zostawię dla siebie. Rzeczywiscie moga sie przydać w trakcie zakładów czy to na arenie czy w "Trzech żaglach" - podpowiedź Karlika miała sens. W takich miejscach raczej nikt nie dochodził pochodzenia wkładu a jedynie rozważał nad jego wartością, która powinna mimo wszystko być korzystniejsza dla Versany.

- A co Ty na to by następnym razem skroić cały magazyn? - uśmiechnęła się chytrze niczym lisica.

- Cały magazyn? Nie żartuj. - Karlik lekko prychnął chyba uznając to za żart a nie poważną propozycję. - A perukami się nie zajmuję. Ale mogę się rozejrzeć. Coś znajdę to dam znać. Mówiłem przecież. Łasicę zapytaj. Ona ma znajomych bardziej z takich kręgów. - grubas wydawał się lekko zirytowany, że musi powtórzyć o tych fatałaszkach coś co już mówił. Widocznie nie zapomniał ale dawał znać, że załatwi to po swojemu i nagabywanie go o to może go tylko bardziej zirytować.

- Spotkałem Strupasa parę dni temu. Chyba pojechał do osady naszych nietuzinkowych krewniaków. Mam nadzieję, że mu się uda. - grubas siąpnął nosem i zmienił temat poprzedni widocznie uznając za zakończony.

- Jak się uda to może uda się ustalić jakiś punkt kontaktowy z nimi. Będziemy mogli się wymieniać. Oni tam głodują więc potrzebują głównie jedzenia. A co mogą dać w zamian to mam nadzieję, że Strupas wróci to powie. Szef kazał to zorganizowałem transport ale nie uśmiecha mi się bawić w sponsora na darmo. Więc jak znasz jakieś miejsce za miastem by się kontaktować z nimi to daj znać. - powiedział zerkając nieco zaczerwienionymi oczami na czarnowłosą rozmówczynię.

- Już się nie denerwuj. - starała się udobruchać lekko podirytowanego kolegę - Źle cię zrozumiałam. Sporo spraw mam ostatnio na głowie. - uśmiechnęła się łagodnie i sympatycznie - I tak, tak. Cały magazyn. Ostatniej nocy jakbym miała do dyspozycji woźnicę i z dwóch tragarzy to zostawiłabym skład przetrzepany niczym dupsko portowej dziwki w dniu wypłaty okolicznych parobów. - była pewna tego co mówi - Skoro dałam radę wejść do jednej pakamery to dam radę dostać się do następnej. - niemalże duma przepełniała jej słowa - Huberta i tak nie mogłam opędzlować do cna. Stracił stosunkowo niewiele jednak wystarczająco by nie chlapać ozorem na lewo i prawo. - postanowiła podzielić się swym nietypowym znaleziskiem - Nasz poczciwy konkurent w magazynie ma biuro a w biurze ukryty sejf, w nim zaś trzymał ciekawy list. Korespondował w nim z niejakim Beckerem czy jak mu tam. Był on w każdym razie jakimś radnym gildii sukienniczej i wyglądało na to, że Hubert musiał z nim po cichu pod biurkiem dogadać się apropos włączenia do ów organizacji. - uśmiechnęła się szyderczo - Zastanów się więc nad pomysłem skrojenia innego magazynu. - zachichotała cicho - Jak to się mówi. Pieniądz nie śmierdzi a kradzione nie tuczy. A skoro już mowa o smrodzie i skoro jesteśmy już przy przy temacie zarówno Grubsona i naszego kolegi ulicznika. - zmieniła nagle temat nawiązując do tego, który zaczął zaopatrzeniowiec kultu - Miejsca nie znam. Poznałam jednak pewną pannę gajową, której Hubert nie zapłacił za dostawę skór. Postanowiłam jej pomóc co wiązać się będzie z pewnego rodzaju długiem wdzięczności. Może ona by się orientowała lepiej w głuszy. Chociaż… - zadumała chwilę - Strupas był już u naszych przyjaciół z lasu nie raz więc zapewne zna jakieś dogodne miejsce - Ja mogłabym zadbać o transport zarówno do jak i z miasta. O znajomych kanalarzach już wiesz. Możnaby więc pomyśleć o rzecznym spływie. Skoro norsmenom udało się przepłynąc swoim drakkarem przez miasto to jakiejś dużo mniejszej i mniej pozornej łódce tym bardziej powinno się udać a z rzeki już rzut do kanałów. Co o tym myślisz? - spojrzała pytająco ma jednego z ważniejszych ludzi w kulcie.

- Do spływu rzeką to trzeba poczekać aż lód puści. Zwykła łódź nie przebije lodu na rzece. - Karlik pokręcił swoją wielką głową i z niesmakiem spojrzał na swój pusty już kufel. Podniósł go w górę i dał znać kelnerkom, że potrzebuje nowej dostawy. Rzeczywiście w takim mrozie to grzańca na rozgrzewkę piło się samo jakoś bez udziału woli.

- A jak masz jakąś znajomą dzikuskę to może być. Zapytaj ją o jakiś spokojny adres w pobliżu miasta gdzie nikt nie zagląda. Najlepiej by co pokazała. Albo komuś od nas by potem samemu tam trafić. - wrócił do rozmowy o planach na przyszłość z rozwinięciem tej lini wymiany i komunikacji ze znajomymi Strupasa jacy mieszkali gdzieś w okolicy.

- I ja raczej nie zajmuje się obrabianiem czyichś magazynów. Nie moja branża. - pokręcił głową na znak, że takim regularnym obrabianiem cudzych własności nie jest zainteresowany. Poczekał po akurat podeszła ta rącza kelnerka z jego grzańcem uśmiechając się do niego sympatycznie gdy stawiała przed nim pełny kufel a zabierając pusty po czym odeszła od stołu więc kontynuował.

- Nie wiem czy wiesz na co się piszesz. Trzeba zorganizować wóz, konia i woźnicę. Przynajmniej jednego. Potem ładować to z magazynu na wóz. Odjechać. Znów rozładować ten wóz w jakiejś dziupli. Trzymać to w tej dziupli licząc, że nikt nie znajdzie. A potem jeszcze wymyślić jak opchnąć taki trefny towar. Skoro nie mowa o jakimś pierścionku czy innej dupereli tylko o ilości liczonej w wozach. - grubas pokręcił głową by dać znać, że nie ma przekonania do takiego skomplikowanego i ryzykownego przedsięwzięcia. Mowił jakby chodziło o całą ekipę która musiałaby być pewna by żaden nie wsypał przez albo po a w trakcie nie nawalił. Coś co mogło się udać na małą skalę jak ostatniej nocy zrobili we dwójkę z Kornasem niekoniecznie musiało się sprawdzić w działaniach na większą skalę.

- I Grubson dogadał się z Beckerem pod stołem? No ciekawe. Chociaż mnie to jakoś nie dziwi. Kto by brał do rady gildii kogoś kto nie umie robić interesów? - zaśmiał się cicho upijając łyk z nowego kufla. Chociaż o tych konszachtach jednego z drugim był trochę zaskoczony to, samo zjawisko traktował raczej rutynowo.

- Ale oficjalnie wszyscy jesteśmy bogobojni i uczciwi więc taki list mógłby narobić im obu. Możesz to jakoś rozegrać. Teraz Grubson pewnie zacznie mieć nerwowy czas. Pewnie zrobi co się da by złapali sprawców i odzyskali towar. Ciekawe czy pójdzie do Czarnych. - spaślak uśmiechnął się ironicznie na tą wzmiankę o prawych obywatelach Imperium jakimi byli na pozór. Ale o losie drugiego grubasa mówił z lekką, złośliwą ironią i rozbawieniem.

- Sęk w tym, że to właśnie Czarny zlecił mi odnalezienie tego listu. Z resztą nie tylko listu. - uśmiechnęła się szyderczo - Mam na celowniku jeszcze dziennik Grubsona. Obawiam się jednak, że trzyma go w domu, bo w sklepie go nie znalazłam. - posmutniała nawiązując do drugiego obiektu pulchnego kupca, który udało się jej zwiedzić tamtego wieczoru - Natknęłam się za to na tomik z poezją po bretońsku z bardzo osobliwą dedykacją. - oczy aż się jej świeciły gdy wspominała o tym detalu, który wszak, mógłby być zaczątkiem całkiem zgrabnej intrygi - A kobieca intuicja podpowiada mi kto mógł być autorem ów inskrypcji i jak zapewne się domyślasz wątpliwe by to była jego żona. - roześmiał się głośno odchylając głowę do tyłu - Jeżeli zaś chodzi o te magazyny to nie ma sprawy. Do niczego nie zmuszam. Jednak pamiętaj, że ja na takie przygody się piszę. - nie miała zamiaru raczej zabierać się za to sama. Logistyczne wsparcie i znajomości Karlika w tej materii były nieocenione a wręcz niezbędna. Choć tak naprawdę póki co z podobnymi działaniami trzeba było dać sobie spokój. Co najmniej do chwili gdy wrzawa wokół magazynu Grubsona trochę ucichnie.

- Dzikuska czy nie dzikuska. - wróciła na chwilę do tematu Dany - Może przydać się zarówno w zlokalizowaniu odpowiedniej skrytki jak i pozyskaniu zapasu żywności dla naszych przyjaciół. Skoro zbiera skóry to i zabija zwierzynę. - uśmiechnęła się na myśl upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu - W Agnestag ma być w mieście to może i uda mi się z nią coś dogadać w związku z powyższa sprawą.

- No to ją zapytaj jak ją będziesz widzieć. - grubas wzruszył swoimi wielkimi ramionami na znak, że nie widzi chyba powodu dalej gdybać o myśliwej z trzewi lasu która w najbliższym czasie będzie nieosiągalna.

- A Grubson może pójść na skargę do Czarnych. Że go ktoś obrobił mimo, że oni mieli zapewniać ochronę. To Czarny może się poczuć, że ktoś mu bruździ na lewo. No ale może nie pójdzie jak mają jakąś kosę ze sobą. - grubas zastanawiał się chwilę nad tymi możliwościami i motywami Grubsona. Sytuację utrudniał ten niecodzienny status kupca który jakoś wyrwał się spod kurateli najsilniejszej bandy w mieście wyłamując się ze schematu.

- I mówisz Czarny jest zainteresowany szpargałami grubcia? Ciekawe. - przy tym aspekcie Karlik prawie postawił uszy wyczuwając coś ciekawego w tym wątku. - I gruby kupiec może mieć kochankę? No aż tak to mnie nie dziwi. Od pewnego szczebla w hierarchii nawet jakby wypada. Wierność jest dla biednych jakich na to nie stać. Albo dla tchórzy co boją się sięgnąć po okazję. - machnął swoimi pulchnymi palcami na znak, że sprawa z ewentualną kochanką też jakoś go aż tak nie dziwi.

- Ale zdziwiłbym się jakby Czarnego interesowało pożycie jakiegoś kupca. Chociaż może na jakiś szantażyk… - kolega ze zboru zastanawiał się nad kolejnym aspektem relacji Huberta z Czarnym Peterem i chyba nie mógł sobie wyrobić zdania. - Może jak zdobędziesz ten dziennik to się wyjaśni. Ogólnie dziwi mnie trochę, że Czarny pozwala tak fikać Grubsonowi. Powinien zrobić to co zwykle czyli posłać paru rączych chłopaków z kastetami by przypomnieli mu gdzie jego miejsce. Coś może jest na rzeczy. - przyznał, że sprawa nawet go zaciekawiła skąd to niestandardowe zachowanie jednego i drugiego.

- Hubert ponoć znalazł coś co nie do końca odpowiada Czarnemu. - dodała sama zaciekawiona tym detalem - Nie wiem jednak co. Jeszcze. - uśmiechnęła się chytro i złowieszczo zarazem stukając palcami o blat jeden po drugim niczym jadący stępa koń.

- Hubert coś znalazł? Co nie odpowiada Czarnemu? No, no… Popatrz jaki spryciarz z tego Huberta. - Karlik mruknął z zaskoczeniem wcześniej widocznie nie posądzając grubego kolegi z branży Versany o takie numery. Pstryknął kufel jaki stał przed nim zastanawiając się nad tym wszystkim.

- No ale tak to nadal nic nie wiemy. Trzeba się dowiedzieć o co chodzi. To kto wie? Może da się jakoś coś z tego ugrać dla nas? Potrzebujesz czegoś do tej rozgrywki? - największy gabarytami kultysta widocznie doszedł do wniosku, że od samego gadania o tych powiązaniach między Czarnym a Grubsonem niewiele więcej się dowiedzą więc to na koleżankę spadało coś podziałać w tej kwestii. Niemniej pytał jakby gotów był ją jakoś wesprzeć w tym szczytnym celu.

- Materialnie raczej nie. - zamruczała zastanawiając się nad propozycją pomocy ze strony kultysty - Muszę jednak dostać się do jego kamienicy, bo najpewniej to tam trzyma swój dziennik. Jakiś pomysł?

- Nie znam go. Kojarzę o kogo chodzi i gdzie ma sklep przy Placu Targowym. - Karlik wzruszył i potem rozłożył swoje wielkie ramiona na znak, że nie bardzo wie jak mógłby pomóc koleżance. - Ja bym raczej wstydliwego albo czegoś ważnego obcym nie pokazywał. To chyba raczej nie zacznie ci się chwalić jakimiś podejrzanymi listami czy dziennikami. Sam nie wiem jak to ugryźć. - przyznał po chwili zastanowienia.

- Ja póki co mam dwa pomysły. - odparła niezbyt pewnie jeżdżąc palcem po górnej krawędzi niemalże pustego kufla - Pierwszy to po prostu włamać się do domu podczas nieobecności właścicieli i służby. - twarz jej wykrzywił jakby nagły skurcz - Nie wiem jednak jak ich stamtąd wygnać. - przyznała otwarcie, że gdyby chodziło tylko o przetrzebienie wnętrza to nie stanowiłoby to dla niej żadnego problemu - Drugi zaś. Dużo bardziej jednak zawiły to wyznać skrycie żonie Grubsona iż ma on kochankę i że warto by było aby zajrzała do jego biurka w sklepikowym biurze. - oczy rozpromieniał zwyczajowy płomień gdy Ver knuła intrygę - Kobiety w afekcie robią wiele brzydkich i często nieprzemyślanych rzeczy. Może wtedy właśnie dostałabym się do środka i miała czas porozglądać się bądź zasugerować samej ukochanej Huberta by odnalazła i pokazała mi jego dziennik. - spojrzała na Karlika a następnie wypiła resztę piwa.

- Nie znam jego ani jego żony. Ani listów ani dzienników. Nie mam pojęcia jak mogą zareagować na to czy co innego. - grubas pokręcił wielką głową na znak, że w tak obcej dla niego sprawie nie czuje się mocny coś doradzać. - Ale wątpie czy jeśli mają służbę to by dało się ich wszystkich pozbyć z domu. Może w nocy. Ale w nocy to pewnie sami Grubsonowie są w domu. Albo ryzykuj włam na śpiocha albo jakoś w dzień. Nie wiem. U nas zwykle Łasica robi takie roboty. - kupiec nie bardzo zdradzał chęć by coś się wypowiadać w tak mętnej i obcej dla niego sprawie.

- Pozostaje mi więc porozmawiać z naszą granatowowłosą koleżanką. - wzruszyła ramionami na znak, że teraz i tak nic nie wykombinuje. - Tobie zaś dziękuję za rozmowę, radę i chęć pomocy. Gdy będę jej potrzebować lub gdy dowiem się czegoś a propos tego punktu przekazowego dam ci znac. - uśmiechnęła się wdzięcznie - A póki co wybacz. Spieszę na spotkanie z dwiema ślicznymi damami. - twarz sama się jej uśmiechała na myśl o Łasicy i Rosie - Pamiętaj proszę o tej paczce, którą pozostawię dla ciebie w dziupli. - dodała na odchodnę po czym wstała, ukłoniła się lekko i ruszyła w kierunku wyjścia.
 
Pieczar jest offline  
Stary 05-12-2020, 14:37   #126
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wieczór; tawerna “Pod pełnymi żaglami”


Łasica pojawiła się równie nieoczekiwanie niczym imperialna inkwizycja. Jej wizyta jednak w odróżnieniu od tych drugich powodowała uśmiech na twarzy a nie grymas strachu i zgrozy.

Oblicze Versany rozpromieniło szczerym i gorącym uśmiechem. W oczach zaś pojawiła się iskra, której ciężko było się doszukiwać ostatnimi dniami. Nie był to jednak płomień który rozżarzał w momencie gdy coś knuła. Ten błysk zdradzał żar, namiętność, entuzjazm i pożądanie. Obie panie patrzyły na siebie z takim samym zafascynowaniem i pasją, które nie mijały mimo upływu czasu.

- A wiesz, że o tym samym pomyślałam. - odparła na wyraz nadziei jaki żywiła jej kochanka co do służby w trakcie tego szermierczego treningu, który miał się odbyć za kilka dni w posiadłości van Hansenów - W związku z tym pomyślałam, że aby nie dać plamy na gościnnych wyjazdach poproszę dzisiaj Rose o prywatną lekcję fechtunku. - uśmiechnęła się szeroko sugerując tym samym, że przy odrobinie szczęścia i opatrzności Tzeentcha i Slaanesha uda się im spotkać z piękną panią kapitan we trójkę - I kto wie? Może to ty klękniesz przed nami obiema dzisiaj. - puściła psotne oczko kładąc dłoń na wewnętrznej stronie uda swojej przyjaciółki. Było jak zwykle przyjemnie ciepłe i sprężyste. Łasica zaś przywitała swoją koleżankę ochoczo i entuzjastycznie.

- Mówisz, że Froya była z jakąś koleżanką? - zapytała żywo zainteresowana tą dość ciekawą wzmianką - Hmmm… A wiesz, że jak ostatnio spotkałam tą blond smarkule to akurat była ze swoją przyjaciółeczką Madelein? - zachodziła w głowę czy to tylko zbieg okoliczności - Byłaby nie lada checa gdyby okazało się, że to właśnie ona. Szczególnie, że jest mężatką. - wybuchła nagle śmiechem - Ależ by to narobiło smrodu. Ulalala… - Trzeba to zbadać. Może miałabyś ochotę na kolorowy sen z panienką Froyą i mną w roli głównej? Zbliżające się zajęcia ruchowe wydają się być idealną okazją do ich aplikacji - zapytała ironicznie w czasie gdy iskra w jej oku wznieciła się zamieniając w żywy ogień. Nie było w nim jednak zbyt wiele pożądania czy namiętności. Chociaż wciąż można było je tam dostrzec biorąc pod uwagę te niezbyt popularne słabostki blond damesy.

- Madelein? Jaka Madelein? Jak wygląda? Nie znam ich wszystkich po imieniu. - brwi Łasicy ściągnęły się w przeciwieństwie do ud które zapraszająco się rozchyliły goszcząc dłoń przyjaciółki sprawiając jej tym niekłamaną przyjemność. Aż się uśmiechnęła z zadowolenia jak pogłaskana kotka. Ale widocznie bardziej się orientowała w półświatku kto jest kto niż na salonach.

- Pilnowały się by nic nie mówić. To nie wiem kim była ta druga. Jakby była blisko mnie i wciąż używała tych samych perfum to mogłabym chyba rozpoznać te perfumy. - złodziejka pracująca jako służąca jednego z najbardziej poważanych rodów w mieście mówiła jakby sama była świadoma jak ulotna jest to identyfikacja. Jak aromat perfum. Bez imienia, twarzy, rysopisu niewiele jej jednak pozostało do tej indentyfikacji tej trzeciej. Ale machnęła na to ręką.

- I spotkać się z tobą we śnie to bardzo bym chciała. Z Froy’ą albo kim innym też. Ale najbardziej z tobą. Zwłaszcza jak teraz nie możemy się tak często widywać. Praca, praca, praca. O. Wczoraj… Albo przedwczoraj… Śledziłam takiego jednego porucznika dla Sebastiana. Było na czym oko zawiesić u tego Floriana. Szkoda, że się zapakował na swoją krypę. Cóż. Może uda się z nim wejść w bliższą znajomość przy innej okazji. - myśli łotrzycy buszowały błyskawicznie i chaotycznie od jednego skojarzenia do drugiego. Ale mówiła jakby koleżanka koncentrowała jej myśli wokół samych nieprzyzwoitych tematów. A te chyba były jej ulubionymi.

- Z tymi kroplami od szefa masz jeszcze jakieś? Mi już po balu prawie nie zostało. Nie wiem czy wystarczy. Może ty lepiej wlej jej te krople? Ja jestem tylko służką, jak mnie nie wezwie by was obsłużyć to lipa. - trochę się zmartwiła, że jej obecna praca tak wpycha ją w ramy społecznie, że nie może robić to na co ma ochotę. Bo dało się wyczuć, że najchętniej spotkałaby się we trójkę czy we śnie czy na jawie w celach bardzo nieprzyzwoitych.

- I mówisz, że jest dzisiaj szansa, bym klękała przed tobą i panią kapitan? - spojrzała koso na sąsiadkę wracając do tego co ją bardzo interesowała. Filuternym gestem zaczęła nakręcać na swój palec czarne kosmyki Versany.

- Jak dla mnie brzmi jak świetny plan na całą, upojną noc. Zwłaszcza jakby moja służba takim wielkim i pięknym paniom nie skończyła się na samym klękaniu. - powiedziała wesolutkim, łobuzerskim tonem dając znać, że na takie zabawy, w takim towarzystwie to jest chętna i gotowa.

Ponętna wdowa opisała więc pokrótce jak wygląda najbliższa przyjaciółka tej najlepszej partii w mieście. Mimo że Łasica nie widziała jej tamtej nocy to nie wiadomo kiedy znów poczuje tą charakterystyczną woń perfum a wtedy przybliżony rysopis mężatki z wyższych sfer może zdać się całkiem przydatny.

- Coś tam mi jeszcze zostało więc mogę się z tobą podzielić. - nawiązała do tematu prezentu jaki otrzymała od Starszego.

- Miałaby do ciebie jeszcze jedna prośbę. - zapytała słodko - Mogłabyś załatwić mi kilka wytrychów? - mówiła na tyle cicho by mieć pewność, że żaden z siedzących wokół gości nie usłyszy jej słów.

- Pewnie. A jakie chcesz? Takie zwykłe? Szkoda, że nie wiedziałam to bym nawet tutaj przyniosła. Takie lepsze to byś musiała poczekać. Muszę je zamówić, znajomy mi zrobi to trochę potrwa. Może na zbór się uda. Pogadam z nim. - taką prośbę Łasica skwitowała nonszalanckim machnięciem ręki jakby załatwiała takie rzeczy na poczekaniu. No a w bardziej profesjonalnej wersji przez parę dni.

- A co? Jakieś drzwi się zacięły? Potrzebujesz pomocy? - zaśmiała się cicho i nieco złośliwie ale temat bliski jej sercu i duszy to nawet ją zaciekawił.

Versana zadumała chwilę po czym wdała swoją kochanicę w szczegóły a propos ostatniej nocy. Opowiedziała zarówno o tym co udało się jej znaleźć, wywęszyć i ukraść zarówno ze sklepiku jak i magazynu Grubsona.

- Raczej tych lepszych skoro już masz taką możliwość. - uśmiechnęła się na wiadomość o takiej opcji - Tych zwykłych mam jeszcze parę sztuk. Z resztą dopóki nie skołuje nowej albo jeszcze lepiej kilku nowych peruk to z podobnych eskapad nici. - posmutniała wyraźnie jednak raczej dla żartu niż na poważnie - Ida musiała pojechać do dalekich krewnych - zażartowała śmiejąc się głośno.

- No to te klucze to parę dni, może do Festag, może po. Dzisiaj już tam nie pójdę a najprędzej to chyba jutro po mojej służbie. - kobieta o granatowych włosach zadumała się na chwilę ale mówiła będąc raczej dobrej myśli i rzecz powinna być do zrobienia.

- I jakieś peruki? Hmm… - nad kolejnym detalem zamyśliła się nieco dłużej grzebiąc w swojej pamięci i wodząc palcem po swoim kuflu. - Powinnam coś mieć. Ale to też bym musiała popytać i pochodzić. A dasz mi coś na te chodzenie? Bo jakiemuś przystojniakowi albo ślicznotce chętnie bym zapłaciła w naturze ale niektórzy wolą karliki. - rzekła z uśmiechem gdy spojrzała na swoją sąsiadkę. Też wyglądało, że sprawa chyba powinna być do załatwienia na dniach ale niekoniecznie od ręki.

- Oczywiście. - sięgnęła po sakwę - Ile potrzeba? - nie była na bieżąco w cenach tego rodzaju dóbr - Jakie mają być? Hmmm… - zadumała marszcząc nieco czoło - Wyglądające jak najbardziej naturalnie i naturalnie nie w kolorze tej, którą do tej pory miałam. - zachichotała cicho - Poza tym to mi raczej obojętne. Pięknemu we wszystkim pięknie. - puściła oko wystawiając lekko język.

Łasica chwilę zastanawiała się ile to wszystko może kosztować. I gdzie by tu można pójść, zwłaszcza po te peruki, wspomniała coś o jakiejś koleżance z kabaretu chociaż dawno jej nie widziała no ale ostatecznie uznała, że garść monet chyba powinna wystarczyć na to wszystko.

Jeszcze o tym rozmawiały gdy po raz kolejny drzwi wejściowe lokalu stuknęły i ktoś wszedł do środka. Ale tym razem ta na którą czekały. Ze swoim szerokim pasem, szablą i pistoletami. I eskortą z trzech swoich ludzi.

- To teraz tylko trzymaj kciuki by ten wasz sen to nie był tylko sen! - Łasica syknęła szybko do Versany po czym gwizdnęła na dwóch palcach krótko i przenikliwie, zupełnie jak jakiś chuligan z ulicy. A gdy głowy się skierowały w jej stronę ona pomachała ręką w stronę nietuzinkowej pani kapitan. Ta ją dojrzała bo skierowała się w ich stronę.

- Witam. Widzę, że już się nieźle rozgościłyście. - Rose de la Vega przywitała się gdy podeszła do stołu. Usiadła naprzeciwko dwóch przyjaciółek a trójka jej ludzi usiadła obok niej.

- Ja nie miałam wyboru, chciałam spłacić swój dług. Nie lubię mieć długów. No a jak pani kapitan wspaniałomyślnie znalazła mi służbę zastępczą zamiast karlików to nie chciałam być niewdzięczna. - Łasica płynnie podjęła rozmowę nawiązując do pretekstu sprzed paru dni jaki ją sprowadził ponownie do tego lokalu. I dało się wyczuć, że nie tylko z obowiązku tutaj się znalazła a nawet zdradzała entuzjazm i ekscytację do tego spłacania długu.

- Takiej służby ze świecą szukać. - zaśmiała się podkreślając tą energię i obowiązkowość, którą okazywała Łasicy - We wszystko co robi angażuje całą siebie. Nieprawdaż? - spojrzała nagle na Łasice kładąc rękę na jej udzie a następnie podszczypując ją.

- Jeżeli zaś chodzi o mnie. - ponownie skierowała wzrok na seksowną wilczyce morską - To mam do ciebie dość nietypową prośbę. - jej ton był daleki od służbowego - Mianowicie. Nie zechciałabyś udzielić mi kilku lekcji szermierki? Szpada u twego boku wygląda imponująco. - postanowiła spytać prosto z mostu nie marnując czasu na zbędne pogaduszki - Jeżeli zaś chodzi o zapłatę to myślę, że dogadamy się co do jej wysokości i formy. - rzuciła lekko dwuznaczną propozycję i uśmiechnęła się kusząco przegrywając dolną wargę.

Udo Łasicy nawet przez spodnie, było przyjemne w dotyku i gościnne jak zawsze gdy gościła dłoń swojej ulubionej koleżanki. Sama złodziejka westchnęła cichutko ale wdzięcznie i obdarzyła młodą wdowę równie wdzięcznym co zachęcającym spojrzeniem i uśmiechem.

- To prawda. Zawsze się staram spełniać wszelkie życzenia i wymagania by druga strona była w pełni usatysfakcjonowana. Najlepiej aż tak by miała ochotę widzieć mnie w podobnej roli następnym razem. - na głos jednak łotrzyca z portowych zaułków zwróciła się do pani kapitan flirtując z nią na całego. Spojrzała nawet na trójkę z jej eskorty i oni chyba też to wyczuli. I sądząc po spojrzeniach to chyba chcieliby aby i o nich taka ślicznotka zabiegała o względu jak w przypadku ich kapitan.

- Wszelkie życzenia i obiecujesz satysfakcję? - de la Vega lekko uniosła brew spoglądając na rozmówczynię o granatowych włosach obdarzając ją nieco ironicznym spojrzeniem. Chociaż takie obietnice wydawały się działać jak miód na uszy.

- Oczywiście pani kapitan. Podziwiam kobietę na takim stanowisku zdominowanym przez mężczyzn i to kobietę która osiąga takie sukcesy. Zawsze chciałam mieć okazję okazać ten podziw i szacunek. - Łasica odgrywała swoją rolę dalej i chociaż niby nie mówiła nic nadzwyczajnego, nawet do pewnego stopnia można to bylo uznać za grzecznościową kurtuazję jaką wypada się wykazać w towarzystwie to jakoś styl tego mówienia dość jednoznacznie się kojarzył z czymś bardzo nieprzyzwoitym co powinno zostać za zasłoną alkowy.

- Dobrze, porozmawiamy o tym później. - czarnowłosa kapitan wyglądała jakby cała ta rozmowa wprawiła ją w dobry humor, może nawet rozbawiła i chyba nie była jej niemiła. Ale teraz wróciła do tego o co pytała ją czarnowłosa rozmówczyni.

- Dobrze słyszałam? Pytasz mnie o lekcję szermierki? - uniosła nieco brew, tym razem w wyrazie lekkiego zaskoczenia i niedowierzania. - Kupiec co się interesuje szermierką? - zapytała na głos i spojrzała na swoją eskortę. Ale ci wzruszyli ramionami i pokręcili głowami na znak, że też zbyt często nie słyszeli o takiej kombinacji.

- Al-Habib też faktorię ma a z szablą chodzi. - powiedział jeden z nich jakby coś sobie jednak przypomniał o takim wypadku.

- Al-Habib to złodziej, pirat i herszt całej siatki. - kapitan przewróciła oczami na znak, że widocznie wspomnianego kupca zna nieco od innej strony. Ale dała znać, że raczej nie czas o tym rozmawiać i chyba niekoniecznie oczekiwała odpowiedzi na swoje pytanie.

- Naprawdę chcesz machać szablą? Po co kupcowi machanie szablą? - de la Vega wydwała się zaintrygowana taką niecodzienną prośbą. - Poza tym jak się ostatnio widziałyśmy wydawało mi się, że masz jakiś interes do omówienia. - przypomniała ich ostatnią rozmowę na rozstaju w domu Versany.

- Ależ to jeden z nich. - uniosła brwi marszcząc czoło i mówiąc tak jakby sprawa była niemalże oczywista dla ogółu - Nie widzę powodu dla którego kobieta z moim statusem nie miałaby sprawnie władać orężem. - uśmiechnęła się szeroko - Żyjemy w tak niebezpiecznych czasach a mnie nie obowiązuje tak sztywna etykieta jak w przypadku tych wysoko urodzonych. Chociaż… - przerwa była dość wymowna a myśli brunetki na chwile skupiły się na postaci rozpieszczonej blondynki - …i im zdarzają się odstępstwa od reguły. - nie skonkretyzowała jednak - Kobiety niekoniecznie muszą być tak słabą płcią za jaką je mają. Ty z resztą jesteś najlepszym tego przykładem. - uśmiechnęła się szeroko prawiąc komplement przemytniczce doprawiając go puszczeniem fikuśnego oczka.

- Zwłaszcza, że Ver niestety jest wdową więc nie ma swojego mężczyzny który mogłby bronić jej czci, honoru i jej pięknej osoby. - Łasica wsparła szybko koleżanka krótkim wtrąceniem kładąc troskliwie dłoń na dłoni przyjaciółki jakby chciała dodać jej otuchu.

- Ah tak… - pani kapitan popatrzyła na nie obie z nieco ironicznym uśmieszkiem. Trudno było powiedzieć co ją tak bawiło ale nie psuło jej to dobrego humoru. Wreszcie się zdecydowała. - Dobrze. Ale tutaj nie ma warunków. Wracamy na statek. - zakomenderowała tak do obu rozmówczyń jak i trójki swojej załogi. Wstała i oni też po czym cała grupka ruszyła przez ten wesoły gwar w stronę wyjścia.
 
Pieczar jest offline  
Stary 05-12-2020, 14:39   #127
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wieczór; port


Na zewnątrz panowały już nocne ciemności chociaż wieczór był w pełnym rozkwicie. W międzyczasie mróz jakby zelżał chociaż nadal było bardzo zimno. Za to wraz z delikatnym powiewem przyszła mgła. Przez co mijane światła domów dawały przyjemną dla oka poświatę łagodzoną przez mgłę, zwłaszcza z dalszej odległości. Mgła ograniczała widok do tuzina, może dwóch kroków. Ale wszyscy wiedzieli gdzie są i dokąd idą. Buty skrzypiały brudnym, zdeptanym śniegiem. A wkrótce dał się w powietrzu wyczuć słony, wilgotny zapach morza. Dotarli do portu. Tam przeszli kolejnym nabrzeżami mijając kolejnce zacumowane statki aż cała grupka zatrzymała się przy burcie jednego z nich. Rozległ się krótki, ostry gwizd zupełnie jak zwykle Łasica gwizdała na dwóch palcach. Ale tym razem zrobiła to pani kapitam. Zaraz dały się słyszeć kroki z góry, zza burty wychyliła się jakaś sylwetka i widząc powracającą kapitan zniknęła by spuścić drabinę na dół. Zupełnie jak Kurt na “Adele”. Wkrótce wszyscy znaleźli się na zaśnieżonym pokładzie i z powodu tej mgły chociaż na samym pokładzie nie przeszkadzała to nie było widać wiele więcej niż dziób i rufę najbliższych statków.

- A to moja ślicznotka. “Morska Tygrysica”. - kapitan nie ukrywała dumy ze swojego statku. Nawet jeśli dwie kobiety nie bardzo znały się na statkach. Zwłaszcza w nocy jak nie bardzo było widać tak jak w dzień te wszystie detale. W oko wpadało jednak, że w przeciwieństwie do “Adele” miał trzy maszty. Jeden duży na śródokręciu jak “Adele” i dwa mniejsze na każdej nadbudówce. Rozmiarowo oba statki były podobne, może nawet “Tygrysica” była trochę mniejsza.

- Przynieście szable do ćwiczeń! I zróbcie to światło! - kapitan krzyknęła na swoją załogę i ci chociaż chyba zdziwieni dwoma obcymi kobietami na pokładzie to jednak pobiegli wykonać polecenie dowódcy. Zaraz też na nieco zaśnieżonym pokładzie wyszli pierwsi z lampami olejnymi więc stopniowo robiło się coraz jaśniej.

- Właściwie to masz w tym jakieś doświadczenie? Co chcesz się nauczyć? - korzystając, że jeszcze chwilę potrwają te przygotowania de la Vega zwróciła się do tej którą miała szkolić.

- Raczej niewielkie. - rozłożyła ręce bezradnie a jej twarz wykrzywił delikatny grymas - Choć podstawy raczej mam opanowane. - dodała nie chcąc wyjść na całkowitego żółtodzioba - Więc może na wstępie jakiś mały sparing w trakcie którego ocenisz moje umiejętności i sama stwierdzisz nad czym trzeba popracować? - rzuciła zaczepnie stwierdzając, że takie rozwiązanie będzie najrozsądniejsze biorąc pod uwagę, że to nie walka wręcz była jej domeną.


---


- Ale się zgrzałam! - zaśmiała się pani kapitan podchodząc do tacy trzymanej przez Łasicę która przez czas tej pokładowej szkoły szermierki była całkiem przyjemną i uśmiechniętą sekundantką, asystentką i kelnerką jaka dbała aby i nauczycielka i uczennica miały czym zwilżyć gardło. Obie nabrały rumieńców i nieźle się zgrzały podczas tego hasania z drewnianymi szpadami po pokładzie. Versana też czuła jak rozpiera ją gorąco. Obie pozbyły się już swoich płaszczy i wierzchnich okryć bo przy tak intensywnym wysiłku było wystarczająco gorąco. Więc to serwowane przez granatowowłosą kelnerkę wino było jak najbardziej na miejscu.

Załoga zebrała się na pokładzie, obsiadła nadbudówki by obserwować ten pojedynek dwóch, młodych kobiet na tą drewnianą broń. I ich ochy i achy, śmiechy, komentarze, gwizdnięcia zazwyczaj spadały gdzieś na obrzeże postrzegania gdy obie musiały skupić się na sobie, broni własnej i przeciwniczki. Wydawało się oczywistym, że załoga raczej trzyma kciuki za swoją piękną pani kapitan. Ale skoro atmosfera nabrała rumieńców i obie strony już rozdziały się ze swoich płaszczy to panowie zebrani dookoła z przyjemnością obserwowali te zmagania w raczej luźnej atmosferze.

Przez większość tych zmagań prym wiodła morska wilczyca. Wydawała się sprawniej władać bronią co chyba nikogo nie dziwiło skoro to gość prosiła ją o lekcję. Ale i czarnowłosa wdowa okazała się nie aż takim żółtodziobem. Zwłaszcza na początku gdy de la Vega chyba poczuła się za bardzo pewna siebie i drewniany floret czarnowłosej trafił ją kilka razy z rzędu. Ale po tej nauczce kapitan sprawiła jej solidną ripostę spychając symulowaną przeciwniczkę do defensywy i też zadając jej kilka trafień jakie mogły owocować jutrzejszymi siniakami.

- Byłyście wspaniałe! Takie dwie kocice pełne gracji! Cudowne widowisko! Zresztą, zobaczcie, nie tylko ja tak uważam. - Łasica zdradzała takie samo podekscytowanie widowiskiem jak i załoga “Tygrysicy” i na nich zresztą wskazała ruchem głowy. Śmiechy i okrzyki z tej marynarskiej widowni tylko potwierdzały jej słowa. Ktoś z marynarzy podszedł i zarzucił obu zawodniczkom ich palta aby je nie przewiało na tym mrozie nawet jeśli w tej chwili go tak z miejsca nie czuły.

- Coś jednak umiesz. Nie jesteś żółtodziobem. W sklepie za ladą się tego chyba nie nauczyłaś. - mruknęła z zaciekawieniem kapitan zerkając w bok na pijącą z pucharu partnerkę w tej treningowej walce. Wydawała się zaintrygowana skąd niby zwykła kupiecka wdowa umiała tak przyzwoicie machać mieczem.

- A już skończyłyście? - Łasica trzymająca tacę z winem i pucharami patrzyła na nie obie nie ukrywając swojego podekscytowania jak tak stały we trzy tuż obok siebie.

- Tak. Skończyłyśmy. Szkoda byłoby się przeziębić. Więc zapraszam do mojej kajuty. Coś mi świta, że ktoś mi obiecał służbę i rozrywkę na dzisiejszy wieczór. - de la Vega odstawiła swój puchar na tacę trzymaną przez dłużniczkę i oddała jakiemuś marynarzowi swoją drewnianą broń dając znać, że koniec widowiska i dla nich i publiczności.

- Oczywiście. Jestem do waszej pełnej dyspozycji. - Łasica pokiwała wesoło główką potwierdzając swoją gotowość do współpracy. A wydawało się, że ta walka rozgrzała także i ją wprowadzając przyjemne dreszcze na karku i w spojrzeniu.

- W takim razie zapraszam. Chodźcie za mną. - kapitan podjęła się roli przewodniczki ale, że schody i korytarze na statku były dość wąskie to na raz mogły iść maksymalnie dwie osoby obok siebie. Wnętrze było podobne do tego co kultystki znały z “Adele”. Korytarze i schody oświetlone lampami, same w sobie niezbyt ciekawe. Reszta załogi gdzieś tam za nimi, tworzyła wesoły, podekscytowany gwar jaki stopniowo rozchodził się po trzewiach statku ale za ich trójką mało kto poszedł. W końcu kapitan otworzyła kluczem jakieś drzwi i poprosiła by poczekać bo musiała zapalić lampy wewnątrz by rozjaśnić wnętrze.

- No to witam w moich skromnych progach. - gospodyni wskazała dłonią i rzekła nieco ironicznym tonem. Na statku miejsce było ograniczone więc nawet kajuta kapitana obszarowo była mała jak na standardy choćby pokojów do wynajęcia w karczmach. Właściwie to była klitka. Ale własna. Jak się orientowała Versana zwykła załoga spała we wspólnych izbach a jedynie kapitan i oficerowie mogli sobie pozwolić na własne kajuty. I tak było na większości statków. W kajucie poza łóżkiem, też niezbyt pojemnym, były ze dwie szafy, jakieś wieszaki na ścianie i niewiele więcej. Ot typowo użytkowe pomieszczenie służące do spania i trzymania swoich rzeczy. Nie było więc dziwne, że i kapitanowie, i oficerowie, i załoga tak chętnie nocowali czy wynajmowali pokoje na mieście.

- Ciasne ale własne. - podsumowała skromnie mierząc wzrokiem kapitańską kajutę - Jakieś sugestie co do mojej formy i umiejętności. Na coś powinnam zwrócić szczególną uwagę? - postanowiła jeszcze na chwilę wrócić do tematu ich treningowej potyczki - A Ty kwiatuszku … - starała się by nawiązanie do tatuażu gospodyni było póki co subtelne niczym letni wiaterek - … nie przeszkadzaj sobie. - zwróciła na chwile wzrok w kierunku Łasicy - Masz chyba obowiązki do spełnienia względem pani kapitan i … - zrobiła dość długą i bardzo wymowną przerwę - … mnie - patrzyła na przyjaciółkę tak jak drapieżnik na ofiarę. Jej głos zaś emanował żądzą i pożądaniem. Nie starała się nawet ukrywać tego faktu przed charakteryzująca się dominującym charakterem przemytniczką.

- Oh bardzo chętnie! Czego sobie życzą piękne panie? - wydawało się, że Łasica prawie podskoczyła z radości i ekscytacji słysząc takie polecenie i zaproszenie do zabawy od swojej przyjaciółki.

- Zrób nam coś do picia. W tamtej szafie jest barek. Strasznie się zgrzałam. - gospodyni sprawnie się odnalazła w sytuacji i wskazała dłonią na jedną z dwóch szaf jakie stały pod ścianą. Łotrzyca energicznie pokiwała głową z uśmiechem potwierdzając to polecenie i ruszyła aby je wykonać. Otworzyła szafę i tam w przegródkach aby się nie poprzewracały stały różne butelki. Dziewczyna o granatowych włosach zaczęła je wyjmować i sprawdzać co tu przygotować dobrego a pani kapitan podobnie bez skrępowania pozwoliła sobie oglądać jej zgrabny i pocieszny profil.

- A co do ciebie… - ponieważ to zrobienie napitku musiało chwilę potrwać do kapitan wróciła do chwilowo przerwanej rozmowy z czarnowłosym gościem. - Musisz poćwiczyć nad kondycją. - dotknęła jej ramienia dając znać o czym mówi. - Jesteś całkiem szybka, masz dobry refleks co pozwala ci unikać ciosów albo wykorzystywać błędy przeciwnika. - powiedziała tonem przyjaznej mentorki. Rzeczywiście jeśli chodziło o refleks to obie prezentowały dość wyrównany poziom.

- To jest dobre do samych trafień w przeciwnika bez pancerza. Ale do przebicia się przez pancerz i to co pod nim to potrzebna jest siła. Mięśnie. - znów pacnęła nową znajomą w ramię skąd miała brać się ta siła uderzeń. - Nie walczyłyśmy na zranienia ale wydaje mi się, że jesteś dość wiotka. Nie wytrzymasz zbyt wiele trafień. Więc dłuższa walka, z równie szybkim albo opancerzonym przeciwnikiem jest dla ciebie mało korzystna. - dodała swoją opinię o bojowych wadach i zaletach jakie dostrzegła podczas krótkiej treningowej walki na pokładzie.

- Rozumiem. Co więc powiesz na kolejny sparing. Hmmm … - przewertowała w głowie na szybko swoje plany na najbliższe dni - Jutro? W południe? - nie miała do dyspozycji zbyt dużo czasu przed umówionym z Łasicą treningiem.

- Jutro? W dzień? Nie, nie mogę. - kapitan pokręciła swoją czarną głową z ciasno upiętymi włosami aby nie przeszkadzały jej w walce i całej reszcie. Chociaż i tak parę kosmyków zwisało jej luzem więc co jakiś czas machinalnie je poprawiała.

- Kiedy więc miałabyś czas? - uśmiechnęła się skromnie przygryzając dolną wargę.

- Może wieczorem w Agnestag. - odparła po chwili zastanowienia.

- Hmmm… - zadumała nad planami na ten dzień. Początek tygodnia był dniem w który spotykali się wszyscy na Adele. Nie mogła i nie chciała opuścić zboru. On jednak odbywał się późnym popołudniem. Co jakby dobrze poszło aż tak bardzo nie kolidowałoby ze spotkaniem z seksowną panią kapitan.

- Wstępnie możemy się tak umówić ale to raczej byłby późny wieczór. - zaproponowała bardziej odpowiadająca jej i Łasicy porę dnia - Mam kilka spraw do załatwienia i nie wiem jak długo mi z nimi zejdzie.

- Świetnie. Ja pewnie będę jak zwykle w “Żaglowcu”. Jak się spóźnicie to pewnie będę już wstawiona albo zajęta kimś innym. - powiedziała pogodnym tonem i spojrzała w stronę tej trzeciej z ich trójki.

- A co z nią? Myślisz, że da radę obsłużyć nas obie? Polecasz coś na początek? - wróciła do towarzyskiej rozmowy wskazując wzrokiem na ich kelnerkę jaka właśnie wybrała jakąś butelkę i teraz już ustawiała mosiężne, zdobione kubki aby nalać do nich trunku. Kapitan pytała z zaciekawieniem domyślając się pewnie, że obie z Łasicą znają się lepiej niż z nią.

- Dzisiaj to twoja służba. - Versana przypomniała swojej przeciwniczce w niedawnym pojedynku na drewniane szpady o warunkach zakładu, który z reszta wilczyca morska wygrała - Wydaj polecenie a sama się przekonasz jak sumiennie je wykonuje. - brzmiało to dokładnie tak jak miało brzmieć, dwuznacznie - Dość miło się na nią patrzy z góry kiedy potulnie niczym kocica klęczy u stóp i spogląda tymi swoimi wielkimi i ciemnymi oczami na ciebie. - szepnęła na ucho Rosie pochylając się w jej stronę - Kwiatuszku. - dodała muskając delikatnie wargami jej małżowinę.

- Tak? - de la Vega popatrzyła z bliska na twarz Versany gdy ta musnęła jej ucho. A przy okazji mogła poczuć gorącą mieszaninę młodego, rozgrzanego ciała i perfum. I Estalijka podobnie jak we śnie jakoś nie zdradzała niechęci do takiej poufałej bliskości. W zamyśleniu odgarnęła jakiś czarny lok z twarzy wdowy ale w międzyczasie podeszła do nich ich służąca wręczając im po kubku.

- Proszę bardzo. Jeśli jeszcze mają panie jakieś życzenia… - wydawało się, że ta zazwyczaj krnąbrna i bezczelna wychowanka ulic o pyskatym języku teraz zmieniła się w najsłodszą i najbardziej ułożoną służką która tylko marzy o tym by zadowolić swoje panie. Taka doza słodkiej uległości w pięknym, kobiecym opakowaniu aż sama namawiała by po nią sięgnąć i skorzystać.

- Twoja koleżanka mówi, że świetnie wyglądasz na klęczkach. Chciałabym to zobaczyć. - kapitan leniwie bawiła się szyją i karkiem swojej niedawnej sparingpartnerki a sama z ciekawością obserwowała reakcję ich słodkiej kelnerki.

- Ależ oczywiście! - Łasica odparła równie chętnie jak przed chwilą gdy podeszła do szafy by przygotować trunek. Spojrzała przy tym z wdzięcznością na drugą kultystkę i bez wahania uklękła przed nimi obiema. I gdy spojrzała w górę rzeczywiście było widać jej rozgorączkowane ekscytacją ciemne oczy.

- Dobrze. Bardzo dobrze. - kapitan wydawała się usatysfakcjonowana takim obrotem sprawy. Z zadowoleniem upiła łyk ze swojego kubka i dotknęła dłonią policzka kelnerki w pieszczotliwym geście. Przesunęła ją ku jej ustom i wtedy Łasica zaczęła delikatnie całować jej palce.

- Dobrze. Bardzo dobrze. A teraz rozbieraj się. Ze wszystkiego. - poleciła z góry co Łasica znów przywitała z bezwstydnym zadowoleniem. Szybko zaczęła rozwiązywać swój gorset no ale, że to gorset to musiało to chwilę potrwać. Tą chwilę kapitan poświęciła drugiemu gościowi.

- A ty… - zwróciła się znów bezpośrednio do Versany. Znów jej dłoń wylądowała na policzku tak samo jak przed chwilą u rozbierającej się koleżanki. - Śniłaś mi się ostatnio. W pewnym bardzo nieprzyzwoitym śnie. Ty, Kamila i ta twoja służka. - powiedziała cicho wodząc palcami po ustach wdowy przyjemnie je podrażniając.

- Tak? - zapytała zalotnie - A co takiego w tym śnie porabiałyśmy? - jej wzrok zakotwiczył na piersiach pani kapitan.

- Co takiego? Oj aż wstyd powiedzieć. Same niestosowne i nieprzyzwoite rzeczy. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po szanowanym kupcu albo powszechnie znanej szlachetnie urodzonej damie. - Rose bawiła się w najlepsze tym kosmatym flirtem i dotykając drugą kobietę coraz śmielej.

- Podobało mi się zwłaszcza… - oficer o śniadej karnacji zmrużyła oczy, przygryzła wargę próbując przypomnieć sobie albo sprecyzować co takiego jej się podobało. Niespodziewanie odwróciła się do rozbierającej się kelnerki i butem popchnęła ją o bark tak, że zaskoczona Łasica upadła na wznak na podłogę. A zdołała już rozebrać się z koszuli więc w tej chwili miała na sobie tylko te ulubione skórzane spodnie i buty. Niepewna co się dzieje popatrzyła w górę na stojącą nad nią kapitan.

- Coś takiego mi się podobało. - zamruczała Rose kładąc zimny i mokry but na gorączkowo oddychającym, gorącym brzuchu złodziejki. Ta syknęła cicho z tego kontrastu a na jej brzuchu pojawił się mokry ślad zimej wody ściekającej z kapitańskich butów. Ale ich służąca zniosła to dzielnie. I nawet jakoś się odnalazła jak ten but sunął w górę jej brzucha, piersi aż do twarzy.

- Całuj. - mruknęła do niej z góry de la Vega i powalona łotrzyca bez wahania zaczęła całować te jej zimne i mokre buty. - A ty chodź tu. - usatysfakcjonowana gospodyni wezwała do siebie drugiego gościa.

Ver wiedziała już, że Rosa wpadła w ich sidła chociaż aktualnie ona sama myślała zapewne inaczej i pretendująca do tej najpiękniejszej nie miała na chwile obecną ochoty wyprowadzać gospodyni z tego przeświadczenia. Było jej to na rękę. Jej i Łasicy zapewne także.

- Nigdzie się nie wybieram. - patrzyła jak rasowa dziwka z wyzywającym uśmieszkiem na twarzy. W następnej zaś chwili zbliżyła się do dominującej w tym momencie kobiety i zaczęła ściągać z siebie wierzchnia warstwy swojego ubioru nie tracąc kontaktu wzrokowego z właścicielką póki co skrytego tatuażu.

- Pokaże ci co tą poczciwa służka jeszcze potrafi. - rzuciła rozpinając ostatni guzik u swoich spodni. Jej krocze w tym momencie dość mocno zainteresowało wilczyce morską która nawet na chwilę nie miała zamiaru odrywać stamtąd wzroku.

Z racji rozmiarów pomieszczenia i atmosfery w nim panującej temperatura zaczęła coraz szybciej wzrastać. Choć póki co były to raczej psotne figle. Versana postanowiła jednak zmienić tą sytuację. Zdjęła więc wpierw buty a następnie spodnie spodnie stając od pasa w dół zupełnie nago. Chwile poźniej spojrzała na leżącą wciąż płasko na ziemi Łasice i robiąc zaledwie kilka kroków stanęła rozkrakiem nad jej uśmięchniętą twarzyczką sprzed, której kilka momentów wcześniej zniknęły nogi pani kapitan. Granatowowłosa kultystka musiała już doskonale wiedzieć na jaką igraszkę naszła Versanę ochotą. Mruczała tylko lekko oblizując swoje wargi.

- Jest w tym znakomita. - chwaląc swoją przyjaciółke kucnęla tuż nad jej wargami tak by ta miała możliwość obsługiwać ją kilkanaście centymetrów niżej. Wzrok wdowy był jednak wbity w twarz Rosy. Chciała by ta widziała rozkosz jaka nią wstrząsa.

- Tak mówisz? Chciałabym to zobaczyć. - kapitan wyglądała jakby właśnie oglądała najciekawsze widowisko tego wieczoru. A może i od dawna. I to w pierwszym rzędzie! Stała o krok od obu kultystek chłonąc widoki i wrażenia.

- Oj tak, chodź tutaj do mnie! Stęskniłam się za tobą! - gdzieś tam z samego doły dobiegł cichy chichot Łasicy i zapraszający ruch palca. Jakoś wcale jej nie przeszkadzało to, że jest na samym dole i pełni rolę usługową wobec bardziej dominujących partnerek. Wręcz przeciwnie czuła się jak ryba w wodzie. A zaraz też Versana poczuła jej pierwszy, pełen czułości pocałunek. I to nie w usta tylko w to najwrażliwsze miejsce. A potem całą resztę jak przyjaciółka z pasją i wprawą zaczęła dbać o jej potrzeby i doznania sama czerpiąc taką przyjemność z dawania jak druga strona z brania tych pieszczot. Badała ją z początku z wierzchu ale szybko posuwała się w głąb. A wszystko to obserwowała pani kapitan zauroczona tym widowiskiem. W końcu jednak samo patrzenie jej nie wystarczyło.

- Tak, tak, no może i da radę służyć nam obu. - powiedziała jakby nagle przypomniała sobie o czym rozmawiały przy drzwiach. Sama zaś wreszcie zaczęła rozpinać swój szeroki pas wcześniej rzucając jeden a potem drugi pistolet na niewielki stolik. Zaraz potem wylądował tam pas a ona wreszcie mogła rozpiąć swoje spodnie. Powtórzyła manewr Versany zrzucając z siebie buty i spodnie razem z bielizną by móc stanąć w negliżu od pasa w dół. Wreszcie Versana mogła zobaczyć tą krwistoczerwoną różę na jej udzie i biodrze na własne oczy. Była dokładnie tam gdzie we śnie i na żywo wydawała się równie piękna.

- Z tobą to chyba mam jakąś niedokończoną sprawę. - Rose podeszła do obu kultystek stając tuż przed kucającą nad koleżanką Versaną. Po czym bez ceregieli złapała ją za głowę i wbiła w swoje łono zmuszając ją do takiej samej obsługi jakiej ta serwowała leżąca Łasica.

Ver zaś nie stawiała najmniejszego oporu. Ochoczo zabrała się do pracy z takim samym zaangażowaniem jak koleżanka pod nią. Mimo iż Rosa była człowiekiem można to zapach jej wzgórka bliższy był kwiatu wydziaranemu na jej udzie aniżeli beczce solonych śledzi.

Widok pieszczot dwóch kobiet, które gościła musiał mocno ją pobudzić gdyż w tym miejscu rozkoszy była już kompletnie mokra nim wesoła wdówka przystąpiła do dzieła.

Wpierw delikatne musnięcia wargami, później nieśmiałe pocałunki aż w końcu rubaszne i okrągłe ruchy języka wspierane po kilku westchnięciach kobiety powyżej pracą zwinnych paluszków, które dość intensywnie działały w tym jakże czułym miejscu.

Zabawa całej trójki rozkręciła się na dobre. W końcu z wspólną pomocą wszystkie pozbyły się swoich ubrań i zajęły się sobą nawzajem. Rose de la Vega okazała się równie wymagająca i dominująca jak we śnie a Łasica ochoczo spełniała wszystkie zachcianki swoich partnerek na jakie tylko miały ochotę. W końcu nawet dotarły do tego wąskiego, kapitańskiego łóżka i nawet jak go nie używały do spania to nawet okazało się wystarczająco pojemne dla całej ich gorącej trójki. W pewnym momencie Rose tylko zdziwiła się, że obie mają taki sam wężowy tatutaż w tym samym intymnym miejscu. Tego się chyba nie spodziewała ale nie bardzo miała ochotę się nad tym rozwodzić zajęta dwójką gości. A te rewanżowały jej się tym samym.

Po wszystkim leżały jeszcze w trójkę jedna obok drugiej w poprzek łóżka. Ciężko dyszały lecz z ich twarzy nie znikały jednak ani rumieniec ani mimowolny uśmiech. Wpatrzone były w sufit nad ich twarzami i nie odzywały się do siebie w ogóle. Tylko sapały w czasie gdy po ich smukłych i jędrnych ciałach spływały leniwie krople potu. Ten błogostan w trakcie którego Slaneech upajając się swoim triumfem trwał jeszcze kilka dłuższych chwil. W końcu jednak cała trójka niemalże w tym samym momencie zerwała się z barłogu. Wieczór był już późny i obie kultyski powinny wracać do swoich czterech kątów. Jutro czekał ich kolejny dzień pełen obowiązków i wyzwań.*



--

Mecha 20

walka treningowa 1; Versana (40 WW + 10 skille) vs Rose (50 WW + 20 skille); rzut: Kostnica 19 > ma.suk

walka treningowa 1; Rose (50 WW + 20 skille) vs Versana (40 WW + 10 skille); rzut: Kostnica 84 > ma.por

walka treningowa 2; Versana (40 WW + 10 skille) vs Rose (50 WW + 20 skille); rzut: Kostnica 71 > śr.por

walka treningowa 2; Rose (50 WW + 20 skille) vs Versana (40 WW + 10 skille); rzut: Kostnica 18 > śr.suk

walka treningowa 3; Versana (40 WW + 10 skille) vs Rose (50 WW + 20 skille); rzut: Kostnica 85 > śr.por

walka treningowa 3; Rose (50 WW + 20 skille) vs Versana (40 WW + 10 skille); rzut: Kostnica 31 > śr.suk
 
Pieczar jest offline  
Stary 05-12-2020, 21:15   #128
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2519.I.21; bzt (5/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.21; Bezahltag (5/8); noc
Warunki: noc, sztorm, zachmurzenie, b.lodowato



Versana



Zanim opuściły z Łasicą port Versana chciała jeszcze odwiedzić swojego Bydlaka. Ale szczęście wydawało się im nie sprzyjać. Podczas upojnej wizyty w kajucie kapitańskiej tego nie zauważyły ale w międzyczasie zerwał się wiatr. I to bardzo silny. Zorientowały się dopiero jak znów znalazły się na pokładzie.

- Sztorm się zaczyna! Może zostaniecie na noc?! - Rose de la Vega wyszła z nimi na pokład i ostrzegła przed tą sztormową aurą oferując gościnę u siebie. No ale i jedna i druga miały swoje sprawy do załatwienia i w nocy i jutro rano więc grzecznie odmówiły. Za to cała trójka zdradzała ochotę na kolejne wspólne spotkanie po zborze wieczorem. Łasica wcale nie ukrywała, że z przyjemnością podejmie się kolejnego wieczoru służby dwóm ślicznotkom a Rose chętnie była je gościć i skorzystać z takiej służby.

Ale potem jak szły wzdłuż nabrzeża w kierunku “Adele” by odwiedzić Bydlaka wydawało, że morska wilczyca zna się na tej pogodzie. Rzeczywiście wiało tak, że kaptury i czapki spadały z głów, ściana wiatru waliła śniegiem tak, że trzeba było walczyć o każdy kolejny krok. Zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Dobrze, że miały dość krótki kawałek do przejścia. Dlatego wieki wydawały się płynąć pod burtą ich kogi gdy waliły w tą burtę. W tym sztormie Kurt mógł ich zwyczajnie nie usłyszeć. Zwłaszcza jak spał. W końcu jednak usłyszał bo wyjrzał za burtę i wpuścił je do środka. Powiedział im prawie dokładnie to samo co niedawno de la Vega.

- Sztorm się zaczął. Może poczekacie aż przejdzie? - zaproponował im gdy już byli w kambuzie gdzie panowało przyjemne ciepło jakże kontrastujące z lodowatą wichurą na zewnątrz. Porozmawiali więc we trójkę gdy stary bosman przygotował im coś ciepłego do picia na rozgrzewkę co okazało się jak złoto po tym przedzieraniu się przez sztorm. Zwłaszcza, że wicher rzucał luźnym śniegiem jakiego pełno zalegało na ulicach więc wytworzyła się zamieć.

- Ale mam dzisiaj popyt. W dzień Silny, wieczorem Sebastian, teraz wy. - zaśmiał się cicho stary wilk morski żartując sobie trochę z tej sytuacji. Przy okazji dowiedziała się, że ta akcja w kazamatach jednak się udała. W dzień jak rozmawiała z Karlikiem to jeszcze nie było wiadomo. A jednak Silny stanął na wysokości zadania, pojechał, rozładował i wrócił udowadniając, że to jest możliwe. Co dawało nadzieję, że kolejne wizyty będą już łatwiejsze.

Potem Kuternoga postukał tam i z powrotem i przyszykował im spanie. Hamak. Chociaż wydawało się to szczurom lądowym dość niecodzienne miejsce do spania to mimo początkowych wątpliwości okazało się, że dadzą radę wdrapać się tam we dwie, wtulić się w siebie i słuchać jak stara krypa skrzypi na tym sztormie jakby zaraz miała się rozpaść. Ale Kurt wydawał się spokojny i nie obawiać o los statku to chyba nic złego się nie działo. Ale zasnąć było ciężko jak to wszystko się bujało i skrzypiało. Więc przy świetle pobliskiego olejaka jaki zostawił im stary bosman mogły leżeć przy sobie i porozmawiać.

- Ale dzisiaj było! - Łasica zaczęła od tego co było najświeższe czyli ich wizyty na “Tygrysicy”. Na nowo przeżywała tą miłosną przygodę i była nią zachwycona.

- Słyszałam jak sobie szeptałyście i jak jej powiedziałaś, że mogę służyć na klęczkach! Oh, dziękuję, że pamiętałaś o mnie! - zaśmiała się całując z wdzięczności swoją przyjaciółkę. - A potem jak ona przejechała po mnie tym butem. Jakie to było zimne! Ale strasznie podniecające. Zwłaszcza jak mi kazała go wycałować. No a potem ty! Jak mi usiadłaś na twarzy. Miodzio! Mogłabym wam tak służyć codziennie! - dziewczyna o granatowych włosach leżała obok tej o czarnych włosach i wesoło paplała sobie o tym dopiero co zakończonym spotkaniu z atrakcyjną panią kapitan z jaką nawet udało im się umówić na kolejne spotkanie za parę dni. Ale myśli o tym spotkaniu przywołały też i inne sprawy jakie na nich czekały.

- Włamać się do Grubsona? Tego co go Czarny chce przyskrzynić? - złodziejka zamyśliła się nad pytaniem przyjaciółki. Trochę się pytała gdzie właściwie mieszka ten Hubert, jaki to dom, ile pięter, gdzie ma gabinet i tak dalej. O ile Versana dość dobrze mogła opisać która to kamienica i jak wygląda od zewnątrz to nie miała pojęcia co jest w środku. Nigdy tam nie była.

- Hmm… Mogę spróbować. Jeśli trzyma to w gabinecie to w nocy. Mogłabym się wspiąć i włamać przez okno. Ale musiałabym pewnie stłuc szybę więc zostałby ślad. Tylko nie bardzo wiem czego szukać. Nie znam się na papierach to nawet bym nie wiedziała co trzymam w ręku. - włamywaczka zastanawiała się nad tą sprawą. Wieczory i noce miała wolne więc mogła spróbować takiego skoku. No ale właśnie jak nie umiała czytać to robiło się trudniej by zabrać co chciał Czarny. Gorzej jak trzyma to w sypialni. Wtedy pewnie będą tam spać z żoną to już byłoby skrajnie ryzykowne buszować im pod śpiącym nosem.

- Zazwyczaj zgarniam jakieś błyskotki. Nie znam się na papierach. - przyznała przepraszającym tonem. Ale rzadko który ulicznik znał się na rozpoznawaniu literek.

- A mają psy? To podstawowa rzecz przy skoku Ver. Czy są gdzieś psy. Psy przy nocnym skoku to zawsze mocno wszystko utrudniają. - spojrzała uważnie na koleżankę by ją uczulić na te czworonogi w obejściu. Ale tego znów Versana nie mogła jej pomóc bo tego nie wiedziała.

Potem jeszcze trochę rozmawiały o różnych sprawach. Jak to, że Rose wiedziała gdzie jest Wyspa Przemytników i zgodziła się ich zabrać. Bo wytłumaczyć szczurom lądowym morski adres było trudno. To była jedna z pobliskich, bezludnych wysepek ale jak ani Versana ani Łasica nie miały o tych wysepkach pojęcia to nawet nie bardzo było jak wytłumaczyć o którą z nich chodzi. Zwłaszcza, że jakoś specjalnie się nie wyróżniały. Dlatego łatwiej było je tam po prostu zabrać. Natomiast w sprawie swoich klientów, także tych z najlepszych rodów w mieście, zachowała dyskrecję dając do zrozumienia, że nie miesza interesów z przyjemnościami.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kupiecka; kamienica van Drasenów
Czas: 2519.I.21; Bezahltag (5/8); ranek
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, sil.wiatr, pada drobny śnieg, siarczyście lodowato


Versana



Przez ten sztorm młoda wdowa wróciła o takiej porze o jakiej szanująca się osoba zdecydowanie nie powinna bo to wystawiało na szwank jej reputację. Oczywiście ani Greta, ani Brema, ani Kornas nie powiedzieli ani słowa komentarza swojej chlebodawczyni. Ale w nocy w końcu wtulone w siebie zasnęły z Łasicą na tym wspólnym hamaku. Przed zaśnięciem Łasica jeszcze snuła różne na w pół fantastyczne plany.

- Rozmawiałam kiedyś o Wężu ze Starszym. Mówił mi, że jego ulubiona cyfra to 6. Dlatego wszelkie zbory ku jego czci dobrze jak mają sześć osób albo jej wielokrotność. Chciałabym kiedyś wziąć udział w takiej orgii by oddać mu należytą cześć. - po czym zaczęła snuć na w pół żartobliwe domysły kogo poza ich dwójką można by zaprosić na taką uroczystość. I tak sobie gadały aż się pospały. Ale gdy w końcu wstały a sztorm już zelżał choć wiatr i śnieg buszowały nadal to razem poszły ulicami miasta nim się ostatecznie rozstały. Jedna musiała się przygotować na kolejny dzień służby u pięknej blondynki a druga na cały zestaw spotkań i wyzwań jakie na nią czekały w ciągu dnia. Jedno z nich czekało ją z samego rana.

- Kąpiel już gotowa proszę pani. - Brema zgłosiła przygotowaną kąpiel gdzie ona i jej pani mogły zostać same. Przy okazji Versana odkryła, że pokojówce wiele jeszcze brakuje do zawodowego lokaja w kwestii etykiety. Po prostu nigdy wcześniej nie uczyła się takich precyzyjnych zasad dobrego wychowania na błękitnokrwistym poziomie. Ale była bystra i jej zależało by wejść w ten świat pięknych, sławnych i bogatych nawet tak na uboczu by popatrzyć i nacieszyć oczy tym splendorem. Dlatego tak miło wspominała spotkanie sprzed paru dni z prawdziwą panią kapitan i jedną z najsławniejszych młodych szlachcianek w mieście i prowincji. Nie umiała prowadzić rozmowy na poziomie, brakowało jej złodziejskiego sprytu i werwy jaką choćby Łasica nadrabiała swoje braki w wykształceniu ale właściwie wydawało się, że póki nie będzie w centrum uwagi, gdzieś na uboczu, razem z resztą służby to chyba nie powinna wypaść źle. Gdy nie trzeba było prowadzić rozmowy i wykonywać polecenia to wydawała się spełniać takie wymogi dla służby.

Postęp był też we wspólnych kąpielach. Pokojówka oswoiła się już z nagością swojej pani na tyle, że już raczej jej to nie krępowało. A ten wspólny tauaż jaki sobie zrobiły u Inka dalej w jakoś tak sam przykuwał jej wzrok. Nie zdradzała też oporów przed rolą łaziebnej i chętnie myła swoją panią. Nadal jednak za każdym razem czekała na jakieś polecenie czy zachęte z jej strony bez tego ograniczając się do roli zwykłej pokojówki. Gdy jej pani zaczęła snuć senne rozważania pokojówka zarumieniła się i wydawała się tym zakłopotana. Jakoś nie kwapiła się albo nie miała śmiałości wyjaśnić dlaczego.

A w trakcie śniadania Greta pozwoliła sobie na mały komentarz na upadek norm i obyczajów. Jak była u rzeźnika kupić coś na obiad okazało się, że w nocy okradziono magazyn jakiegoś kupca. Ostatniej albo przedostatniej. A pan Grubson to przecież taki miły człowiek. Greta kiedyś kupiła suknię dla swojej córki w jego sklepie. By miała chociaż jedną lepszą na wizytę w domu bożym czy jakieś święta. A teraz tego biedaka okradli. Oby złapali tych bandytów bo to przecież strach wychodzić na ulicę bo zaraz napadną i zamordują. A panienka tak sama chodzi, nawet Kornasa ze sobą nie zawsze bierze… A jak ją też napadną? Kornas pozezował na nią, na swoją szefową ale nic nie powiedział tylko dalej jadł swoje śniadanie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.21; Bezahltag (5/8); południe
Warunki: cisza, ciepło, jasno, cisza; na zewnątrz jasno, sil.wiatr, gęsty śnieg, b.mroźno



Sebastian i Versana



Po przygotowaniu się do kolejnego dnia pani van Drasen musiała wyjść na zewnątrz. A to nie było zbyt przyjemne doświadczenie. Może nie był to szorm jak ostatniej noc jaki ich złapał z Łasicą w porcie ale to nadal był bardzo silny wiatr. A wraz z wiatrem przyszła zamieć. Wiatr niczym niewdzialną miotłą zamiatał te ulice, porywał czapki, kaptury, szarpał spódnicami, kożuchami i paltami. Ciężko było dziś przebywać na zewnątrz. Ale musiała udać się do domu jaki zajmował Sebastian. W końcu zapukała do niego i się wreszcie spotkali ponownie.

Sebastian zaś ostatniej nocy spał jak dziecko więc wstał wypoczęty. Z rana zdążył już udać się do Adele. Dobrą wiadomością było to, że wciąż żyła. Złą, że jej stan jakoś się nie zmienił za bardzo. I dalej jej życie balansowało na włosku. Leżała przykryta kołdrą i nieprzytomna w swojej gorączce. W tym stanie każdy kolejny dzień wydawał się zwycięstwem nad odejściem do krainy Morra. Czy z tego dziewczyna wyjdzie nadal nie wiedział. Mieszaknka gnilna jaką przygotowywał miała się dobrze. Ledwo podniósł wieko a w nozdrza buchnął mu smród rozkładu od jakiego instynktownie zjeżył mu się włos na karku. Właściwie nie miał tu nic więcej do roboty. Ot cały proces robił się sam i nie wymagał żadnej korekty. Jeszcze parę dni, może na Festag, może po i chyba wszystko powinno być gotowe. Tak naprawdę to mógł tego użyć już teraz albo dowolnie później, byle pojemnik się nie rozszczelnił bo zasmrodzi i skazi sobie cały dom.

Wieczorem zaś miał okazję obejrzeć jeszcze koleżankę Klaudii. Rodzina sąsiadów u jakich leżała zdziwiła się kto tam puka po zmroku. A rzeczywiście był dość późno. Głowa rodziny przywitała go już w nocnej koszuli i gdyby nie był tu wcześniej to chyba by go nie wpuścili. Uczciwi ludzie pracujący chodzili spać zaraz po zmroku a on o zmroku to jeszcze rozmawiał z Kurtem na “Adele”.

- A to ty… Późno jesteś. No ale wejdź, zobacz co z nią. - powiedział wczoraj wieczorem ojciec rodziny wpuszczając go wreszcie do środka. Tam mógł zbadać Rabi. Chociaż jej stan był ciężki to i tak była w nieco lepszym stanie niż Adele. Gdy zdjął stare bandaże mógł się znów przyjrzeć jej ranom. Ładnie się goiły. O ile tak można powiedzieć o tak świeżych ranach. Nie wyczuł ani w świetle świecy nie dostrzegł śladów zakażenia co dawało nadzieję, że będzie się ładnie goić. Przynajmniej na razie.

Ale jak je obejrzał i zastanowił się czy to pazury. No rzeczywiście. Nie można było tego wykluczyć. Chociaż trochę nietypowe bo pręgi były dwie. Zwykle łapy z pazurami miały po 3 albo 4 szpony. A to były dwie. Ale może akurat tylko te dwa sięgnęły celu? Nie można było tego wykluczyć. Chociaż jak oglądał odstęp pomiędzy pręgami i przymierzał do swojej dłoni to gdyby ta łapa z pazurami musiała być ogromna. Albo te pazury bardzo długie, że się rozchodziły tak szeroko. Tak czy inaczej wyglądało to gorźnie. Zwłaszcza, że Rabi oberwała kilka ciosów. Miała zarówno fart, że to przeżyła jak i to, że ją szybko sąsiedzi znaleźli bo na takim mrozie zamarzła by dość szybko gdyby jej nie wnieśli do środka.

Ale dzisiaj Versana miała inną sprawę do cyrulika. Przyniosła mu do zbadania kilka fiolek i słoiczków z jakimiś płynami i proszkami pytając go co to może być. W zamian sprezentowała mu wagę aptekarską która na pewno mogła mu się przydać do precyzyjnego odmierzania dawek.

Sebastian dość sprawnie badał i rozpoznawał co jest co. Od razu w mlecznym płynie rozpoznał laudanum z powszechnego maku. Lek ostatnio bardzo modny i robiący furorę. Działał kojąco i usypiająco. Jednak mleczna barwa i specyficzny zapach sprawiały, że łatwo go było rozpoznać jak ktoś miał już z nim do czynienia. Ten w słoiczku był mocno stężony więc raczej trzeba by go rozcieńczać przed bezpiecznym użyciem.

Kolejne dwie fiolki o bardzo przyjemnym aromacie to nie był pewny. Nie rozpoznawał w nich nic wyjątkowego ani znajomego. Więc wydawało się, że to po prostu perfumy. Raczej drogie skoro tak przyjemnie pachniały. W niewielkim flakoniku był też wyciąg z czerwonego korzenia. Tradycyjnie wierzono, że podany kobiecie sprawia, że “przestaje ją boleć głowa” zwłaszcza gdy ktoś by miał ochotę użyć jej nieco niższych rejonów ciała. Rozpoznał też wyciąg z rumianku jaki powszechnie używano na zwalczanie dolegliwości ciężkiej nocy a w formie okładów na różne siniaki i otarcia. I kawałki ususzonego grzyba, chyba muchomora. Ten gatunek muchomora odpowiednio dawkowany mógł prowadzić do silnego zatrucia ale też miał działanie jakie lubili szamani i inni nawiedzeni bo podobno pomagał rozmawiać z duchami.

Ale było też coś czego nie udało mu się zidentyfikować. Jakiś płyn w ciemnej buteleczce przez co nie widać było jego barwy. Gdy odkorkował aby sprawdzić co to jest poczuł bardzo przyjemny aromat. Zamrugał oczami i poczuł pulsowanie w skroniach. Jakoś sam pomyślał i spojrzał na stojącą nieopodal koleżankę i musiał przyznać, że to bardzo atrakcyjna kobieta jest. Jak mógł tego nie dostrzec wcześniej? Opanował się w porę nim lędźwie przejęły kontrolę nad ciałem nad którym jeszcze panował rozum i zamknął korek butelki. Po chwili ten kuszący aromat rozwiał się i wszystko zaczęło wracać do normy. To musiało być coś pobudzającego. Bardzo! Jakiś afrodyzjak i to mocny. Ale z powodu właściwości mocno utrudniało to jego zbadanie a nie potrafił określić co to może być.


---


Mecha 34

Działanie afrodyzjaku; Sebastian; SW 30+10=40; rzut: Kostnica 11 > ma.suk = raczej wszystko pod kontrolą


---



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica węglowa; dom węglarzy
Czas: 2519.I.21; Bezahltag (5/8); południe
Warunki: wnętrze izby, cisza, ciepło, jasno; na zewnątrz jasno, umi.wiatr, zwykły śnieg, b.mroźno


Sebastian i Versana


Znów trzeba było iść na zewnątrz. Na ten śnieg i mróz. Dobrze, że chociaż wiatr zelżał do takiego co nie sprawiał kłopotów i zmiecią w twarz nie rzucał. To jakoś lżej się szło przez ten śnieg. Nawet jak od rana prawie cały czas coś prószyło z nieba. I jakoś raźniej się szło we dwójkę. Znów zawitali pod znajome drzwi. Był środek dnia więc jak jeszcze w nocy mówiła Łasica wątpiła by puścili ją ze służby na tyle wcześnie by do nich dołączyć. Więc raczej jakby była dostępna, a nie ukrywała, że dla Versany byłaby bardzo chętnie dostępna, to dopiero wieczorem. No ale wieczorem obiecała ubezpieczać Sebastiana w “Piwnicznej” na jego spotkaniu z tym przystojniakiem z “Łabędzia”. Więc wieczorem pewnie będzie w “Łabędziu”. Z kolei na wieczór Versana też miała plany bo nie co dzień zwykły kupiec dostawał zaproszenie na wieczór poetycki do jednego z najlepszych nazwisk w tym mieście. Właściwie odkąd Versana wylądowała w tym mieście to ani jej, ani jej męża nie spotkał taki zaszczyt. Więc raczej były marne szanse by spotkać się dzisiaj we trójkę. Dlatego skoro mieli w planie odwiedzić Normę u węglarzy musieli iść w dzień nie czekając na Łasicę.

- A. To ty. - Dimitri który im otworzył drzwi właściwie nie bardzo było wiadomo do kogo z nich mówi. Ale jakoś nie był zdziwiony. A może właśnie to była oznaka zdziwienia jak tak z wysokości dwóch schodków jakie odzielały zaśnieżoną ulicę od progu drzwi popatrzył na dwójkę gości.

- Znasz go? On jest od ciebie? - zapytał wdowy wskazując na stojącego obok kolegę. Jakby wreszcie nadażyła się okazja by zweryfikować to co ten kolega mówił ostatnio. Przy okazji gdy już jej samej też się nieco dostało.

- Ty nie pozwalasz sobie za wiele? Przysyłasz jakichś obcych nawet nie racząc nas powiadomić o tym? Za kogo ty się uważasz co? - tak, Dymitri zdecydowanie nie ukrywał swojego niezadowolenie z jakichś kontaktów poza ich plecami jakie dotyczyły ich gladiatorki.

Sama gladiatorka wyglądała dużo lepiej niż ją ostatnio widzieli. Siedziała już przy stole sama przed nią stał kufel a w ręku trzymała karty. Widocznie grała z dwoma kolegami Kislevity i podniosła całkiem przytomne i zaciekawione spojrzenie na dwójkę gości. Siedziała w samych spodniach i koszuli bo wewnątrz było ciepło, wręcz gorąco. Zwłaszcza jak się wciąż stało w zimowych okryciach.

- Już jej lepiej. Mam nadzieję, że wydobrzeje przed następną walką i wygra coś dla nas. - na tą myśl Dimitri się uśmiechnął a humor mu się poprawił. Norma zapytała o coś krótko a on jej odpowiedział. Pewnie pytała o gości bo gospodarz wskazał właśnie na nich jakby tłumaczył kim sa albo po co przyszli.

- No właśnie. A właściwie to po co przyszliście? - zapytał jakby przypomniało mu się, że nie zapytał o to wcześniej.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; jaskinia odmieńców; chata Knuta
Czas: 2519.I.21; Backertag (5/8); ???
Warunki: wnętrze chaty, półmrok, cisza, ciepło



Strupas (14/17)



Tak, zdrowiał w oczach. I własna witalność i okłady oraz napary Opal robiły swoje. Już prawie wrócił do swojej garbatej normy. Jeszcze trochę miał zesztywnienia tu i tam ale właściwie już był na prostej. Dzisiaj dzień był paskudny, mocno wiało, nawet zadymka jakaś była i burza śnieżna z rana. Nie bardzo było sens wychodzić bez potrzeby. Ale może jutro będzie ładniejsza pogoda? On też już powinien czuć się lepiej. Można było myśleć o drodze powrotnej. Całkiem dobrze go tutaj traktowali odkąd zawitał z dostawą karlikowego jedzenia, na pewno lepiej niż większość mieszkańców miasta. No ale jednak sprawy miał do załatwienia w mieście i swoich pobratymców ze zboru. Nie miał wyznaczonego terminu ani wyjazdu ani powrotu do miasta ale dzień zboru się zbliżał. Nie do końca był pewny kiedy. W tej cholernej jaskini można było wyjść na zewnątrz i sprawdzić czy jest dzień czy noc ale który dzień czy noc to już gorzej. Odmieńcy wyznaczali czas fazami księżyca i nie kłopotali się liczeniem dni inperialnych tygodni więc nie bardzo nawet było kogo pytać jaki dzisiaj dzień. Na wyczucie to garbusowi wydawało się, że zbór powinien być chyba pojutrze. Albo jutro. Albo za dwa dni. No już niedługo w każdym razie. Ale Karlik wiedział o jego wyjeździe to chyba powie Starszemu i reszcie gdyby nie zdążył wrócić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-12-2020, 18:52   #129
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.21; Bezahltag (5/8); kryjówka Sebastiana


Sterben odłożył próbki i odwrócił się w kierunku swojego gościa.
- Chcesz wiedzieć co to jest czy chcesz wiedzieć czy będę umiał to replikować? Któraś z substancji interesuje cię bardziej niż inne?

- Jedno wynika z drugiego. - nie miała pojęcia czym mogą być ani do czego mogą służyć ów substancje więc ciężko było jej ustosunkować się do dwóch ostatnich pytań Sebastiana - Wpierw chciałabym się dowiedzieć co to za specyfiki. - spojrzała łagodnie wpierw na menzurki i sakiewki później zaś na swojego kolegę ze zboru.

- Ten o mlecznej barwie to narkotyk na bazie maku. Działa uspokajająco. Ma duże stężenie. Nierozcieńczony może być niebezpieczny. - Następnie wskazywał kolejne grupy fiolek. - Te to zwykłe, ale drogie perfumy. To czerwony korzeń. Działa głównie na kobiety. Redukuje negatywne efekty samopoczucia przez co wzmaga pożądanie. To wyciąg z rumianku. Działa kojąco na stłuczenia, a stosowany wewnętrznie pomaga aby zniwelować poranne efekty nocnej hulanki. To wyciąg z muchomora. Szkodliwy, ale ma efekty halucynogenne. - Zatrzymał się wskazując na ostatnią fiolkę o ciemnej barwie. Po chwili zastanowienia sięgnął po nią i podsunął pod twarz Versany na wyciągniętej ręce.

- Powąchaj - sam wstrzymał oddech, odkorkował fiolkę i wykonał ruch dłonią aby skierować aromat w kierunku jej nosa. Eksperyment, był ryzykowny, ale miał potwierdzić jego hipotezę, że efekt nie będzie działał na kobiety.

Ver pochyliła się pociągawszy lekko nosem. Specyfik z buteleczki miał przyjemny, kojący zapach. Ciężko jej jednak było stwierdzić co on jej przypomina.

Aromat faktycznie był bardzo pociągający. Aż pobudzał włoski na karku. Ale tyle. Nie wydawał się Versanie bardziej czy mniej skuteczny od innych perfum. Chociaż nadal nie mogła zidentyfikować tego egzotycznego zapachu.

- No i? - spytała - Ładnie pachnie. To jego moc? - uśmiechnęła się nieco zdziwiona.

- Hmm - mruknął cyrulik, a a na jego twarzy zagościła satysfakcja. - To bardzo silny afrodyzjak. Działa jednak tylko na mężczyzn. - Zakorkował fiolkę i ostrożnie odłożył na miejsce. Nie mam jednak pojęcia z czego jest wytworzony. Mógłbym mu się bliżej przyjrzeć, ale w pobliżu nie może być żadnych kobiet - uśmiechnął się znacząco.

- Odpowiadając więc teraz na twoje wcześniejsze pytania. - nawiązała do zagwozdki Sterbena z początku rozmowy - To ten czerwony korzeń i muchomor brzmią tak jakby warto było mieć ich zapas. No i … - zadumała krótki - … to to … - wskazała palcem wskazującym prawej dłoni na ciemną fiolkę, która przed chwilą podsunął jej cyrulik - … również i nie, że mój urok osobisty mi nie starcza. - uśmiechnęła się mierzwiąc delikatnie włosy w zakłopotaniu - Niektórym po prostu potrzebna jest pomoc w dostrzeżeniu moich atutów. - zaśmiała się - Coś z tego byłoby ci potrzebne? - zapytała wiedząc iż Sebastian nie bez powodu dochodził zainteresowania Versany poszczególnymi flaszkami.

Wszystko poza perfumami mógłbym spróbować replikować, ale nie ma gwarancji, że próbek wystarczy mi aby zrobić pełne odwzorowanie. Mógłbym wykonać swoje ich wersje o podobnym działaniu, ale wtedy mogłyby mieć inny aromat. Afrodyzjak byłby jednak najtrudniejszy, bo nie wiem nawet od czego zacząć i musiałbym zidentyfikować składniki.

- Rozumiem. - przytaknęła starając się zrobić mądrą minę mimo, że nie znała się prawie w ogóle na chemii i im podobnych - To zostawić ci po trochu wszystkiego? Masz w co odsypać bądź odlać sobie?

- Ma być idealna kopia czy podobne działanie? Bo do pierwszego to bym potrzebował połowę każdej próbki, a do drugiego w ogóle mi ich nie trzeba. Skład już poznałem, a znam się na truciznach tyle, że umiem zrobić swoje wersje o mocy jakiej ci trzeba. Afrodyzjak jedynie potrzebuję cały i nie ma gwarancji, że go nie zużyję całego zanim rozgryzę skład. Twoja decyzja czy ryzykujesz czy zachowasz ją na czarną godzinę.

Życie to ciągła sztuka wyboru. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Afrodyzjak był jednak dla Versany zbyt cennym i zbyt potrzebnym specyfikiem aby ryzykować niemożność jego zdobycia. Przyszedł jej jednak do głowy inny pomysł. Mogła w końcu użyć tego cudeńka przeciwko jego pierwszemu właścicielowi a później jak to miała w zwyczaju. Zahipnotyzować i wydobyć informacje związane z pochodzeniem i składam preparatu.

- Hmmm… - zadumała nad ta zagwostką - Póki co wystarczy mi tego na jakiś czas. Pozwól jednak, że gdy zacznie mi ich brakować to wrócę do ciebie. - uśmiechnęła się grzecznie - Jeżeli zaś chodzi o ten afrodyzjak. To wezmę go ze sobą. Przy jego pomocy postaram się dowiedzieć czym on w ogóle jest. - zrobiła delikatna choć dość mocno wymowna przerwę uśmiechając się szyderczo - Od pierwszego właściciela. - ruszyła lekko głową wskazując na menzurkę - Na pewno nic z tego ci się nie przyda? - ponowiła propozycję chcąc jakoś zrewanżować się jakoś koledze ze zboru. Wszak dała mu już wagę ale był on w końcu pewnego rodzaju medykiem więc preparaty mogłyby być mu przydatne.

- Wyciągnij od niego główne składniki to na pewno pomoże w skopiowaniu tej substancji. Co do pozostałych twoich skarbów to na dzisiaj by mi się przydał ekstrakt z maku i wyciąg z muchomora. Miałbym nawet na kim tego dzisiaj użyć.

- No to śmiało. Odsyp i odlej sobie ile ci potrzeba. - serdecznym tonem odparła do młodszego od siebie znajomka - Wybacz moją wścibskość ale kogo zamierzasz poddać halucynacją? Ktoś zaszedł ci za skóre?

- Oficer jednego z zimujących tutaj statków. Może być w posiadaniu czegoś czym zainteresowany jest Starszy - Sterben nie owijał w bawełnę i oddzielił dla siebie po połowie porcji substancji o jakich wspomniał.

- Zafundujesz mu więc darmową jazdę. - zaśmiała się głośno - Powinien ci jeszcze podziękować. - wtórowała - Pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie. Dużo … - chrząknęła wymownie - … dziewcząt leczysz? Chyba wiesz o jakie dziewczęta mi chodzi. - uśmiechnęła się pytając równie bezpośrednio co Sebastian odpowiadając jej wcześniej - Nie jest tajemnicą, którą część społeczności leczysz więc tak pomyślałam … - spojrzała na cyrulika - … no wiesz.

- Coraz więcej. Myślę, że są zadowolone z moich usług i sobie mnie polecają. O coś konkretnego pytasz?

- Hmmmm … - zamysliła się chwilę marszcząc nieco czoło. Finalnie stwierdziła jednak, że tym pomysłem na spokojnie może się podzielić z kolegą.

- A gdyby tak otworzyć burdel albo zaproponować towarzystwo sympatycznych dziewcząt na tej arenie o której ci opowiadałam? - zapytała robiąc nagle duże oczy jakby sobie o czymś przypomniała - rozważałeś moją propozycję związaną ze świadczeniem swoich usług w trakcie tego wydarzenia?

- Problem w tym, że pracują już dla Dietera Richtera, który ma powiązania z Czarnym. Zmiana zatrudnienia nie byłaby dla nich, ani prosta, ani bezpieczna.

- Z Czarnym powiadasz. - jakoś nie zdziwiło jej to zbyt mocno. Teraz jednak była już pewna z kim powinna rozmawiać w pierwszej kolejności. W jej ślicznej główce rysował się konkretny plan działania.

- Dietera Richter? - zapytała nie mając pojęcia kim ów mężczyzna jest - Tego jegomościa nie znam. Opowiesz mi coś o nim? Wiesz gdzie przesiaduje? - zapytała patrząc się chytrze na kolegę ze zboru.

- To żaden jegomość. Zwykły wykidajło z ubogiej dzielnicy. A swoją drogą to nie wiem czy byłabyś zainteresowana jego dziewczynami. Wydaje mi się, że celujesz w klientelę nieco wyższej klasy i do nich potrzebowałbyś odpowiedniej klasy dziewcząt. No chyba, że mnie zaskoczysz.

- Celuje w zysk ale masz dużo racji Sebastianie. - słowa kolegi niejako pochlebiały jej - Od czegoś jednak trzeba by zacząć a konkurencja jak to konkurencja. Dobrze by jej NIE BYŁO bądź by szło im fatalnie. - uśmiechnęła się szyderczo akcentując tych kilka słów - Chyba wiesz co mam na myśli. - w jej oczach płonęła iskra - Nie chciałbyś pozbyć się tego chłystka i podjąć współpracę z kimś bardziej kompetentnym? Z kimś zdecydowanie bardziej urokliwym? - mówiła to dość żartobliwie i jednoznacznym tonem podśmiechując się cicho.

Sterben aż przystanął i wbił wzrok gdzieś w dal. Było ewidentne, że w jego głowie myśli galopują jak szalone. Trwało to może kilka sekund.
- Rozumiem. Jedyna opcja to przejęcie nad nimi opieki, bo każda inna forma ingerencji źle się skończy dla nich samych.lub ich opinii w oczach ich klientów. Chociaż jeśli chcesz założyć własny przybytek w bardziej prosperującej dzielnicy to potrzebujesz nowych dziewczyn lub podjąć ryzyko przeszkolenia tych które znam. W obu przypadkach jednak nie musisz się obawiać, bo ma mowy o żadnej konkurencji. Będa działały na całkowicie innych obszarach. Jeśli jednak interesują cię moje usługi to możesz na mnie liczyć.

- Racja to inne płaszczyzny. - przyznała po części rację koledze - Aż do momentu kiedy zechce podbierać mu dziewczyny. Z resztą … - uśmiechnęła się złowieszczo - … sam pewnie wiesz jak to jest. Nic tak nie boli jak cudzy sukces. Ja zaś wolę być krok do przodu a tak się składa, że nie tylko Dieter zna Czarnego. - doprawiła wypowiedź dwuznacznym spojrzeniem - Zaś dla księcia podziemia liczy się raczej zysk niż personalia. - zaśmiała się w głos - Ale rozumiem, rozumiem. Wyższe sfery dla mnie. Kto w takim razie zajmie się tymi niższymi kiedy braknie dotychczasowego alfonsa? - pytanie było raczej retoryczne więc nie oczekiwała na odpowiedź - Pomyśl nad tym Sebastianie. To kolejny lukratywny interes, który ci proponuję. - lisie spojrzenie towarzyszyło jej chytrym słowom - Ochroną się chyba nie ma co martwić. Wśród znajomych mamy w bród ludzi chętnych na obicie komuś ryja. - wtórowała szyderczym śmiechem w głos. Nagle jednak urwała. A właśnie. Zastanowiłeś się nad moją propozycją przyjęcia fuchy ringowego medyka? - wlepiała w kolegę te swoje dociekliwe i bystre oczęta.

- Zważ, że nie jestem medykiem tylko cyrulikiem. Nie mam doświadczenia przy poważnych obrażeniach do jakich może dojść w czasie walk. Zasponsoruj mi księgę na temat chirurgii to umowa stoi - zaproponował. A co do przejęcia opieki nad dziewczętami to gdybyś zapewniła lokal z odpowiednią stałą ochroną byłoby to niegłupie. Mógłbym się tego podjąć. Trzeba byłoby jednak stawić opór Richterowi i Czarnemu.

- Z księgą możemy pomyśleć. - rzuciła iż nie neguje w pierwszej chwili tego pomysłu - Zawsze mogę za ciebie wyłożyć a ty później z ewentualnego zysku mógłbyś mi oddać. - uśmiechnęła się - Jeżeli zaś chodzi o bałagan i dziewczyny oraz związanych z tym interesem dżentelmenów. Hmmm ... - zadumała chwilę - To Richterowi zawsze może przydarzyć się nieszcześliwy wypadek, bądź może popaść w jakąś ciężką chorobę. - dość wymownie spojrzała na kolegę wskazując co ma na myśli i kogo widzi jako tego, który miałby ku temu zakażeniu się przyczynić - Co do Czarnego… To rozmowę z nim biorę na siebie. - podsumowała niejako tematy zarówno domu uciech jak i świadczenia usług na arenie.

- No to chyba wszystko mamy już przegadane. - zaczęła zbierać menzurki i sakiewki - Pora się więc zbierać. Gotów do drogi? - rzuciła pytajace spojrzenie w kierunku wyznawcy Nurgle.
- Prowadź - odpowiedział zakładając kurtę i przewieszając torbę przez ramię.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 12-12-2020 o 18:55.
Raga jest offline  
Stary 13-12-2020, 06:56   #130
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Czas: 2519.I.21; Bezahltag (5/8); Wieczór, Piwniczna

Sebastian siedział na tym samym miejscu co ostatnio. Popijał grzańca i czekał. Miał przy sobie część szylingów i dwie fiolki od Versany. Zastanawiał się jak Florian będzie chciał rozegrać pokazywanie fantów. Może miał zamiar wynająć tutaj pokój.

Zdążył wypić z pół swojego kufla gdy drzwi do karczmy się otworzyły i po schodach na dół zszedł oficer z jakim był umówiony. Otrzepywał się z tego śniegu jaki padał teraz i przez większość dnia. Rozejrzał się i gdy zorientował gdzie siedzi nabywca podszedł do jego stolika. Przy sąsiednim stole siedziała Łasica która dotrzymała słowa i też się zjawiła niedawno ale po krótkim przywitaniu z Sebastianem usiadła obok by wydawało się, że jest sam jak przy poprzednim spotkaniu.

- Jesteś. Dobrze, to załatwmy to szybko. Wynająłeś pokój? - Weber nie siadał do stołu i wskazał w stronę szynkwasu gdzie u karczmarza wynajmowało się pokoje.

Sterben zmierzył gościa wzrokiem, ale nie skomentował pytania.
- Nie byłem pewien czy się pojawisz. Miasto ostatnio zrobiło się niebezpieczne. Zaraz wynajmę. Zimno jest. Chcesz coś do picia? Grzańca? Stawiam - ruszył w kierunku szynkwasu ale zatrzymał się kilka kroków dalej czekając na odpowiedź

- Od kiedy ty się zrobiłeś taki towarzyski? Wynajmij. Nie chcę tego załatwiać przy wszystkich. - oficer uniósł brew i zapytał dostrzegając chyba zmianę w zachowaniu kontrahenta w porównaniu do wcześniejszych spotkań. Trudno było powiedzieć czy bardziej jest zaskoczony czy podejrzliwiy. Ale wynajęcie pokoju było mu na rękę, nawet ponaglenie w głosie dało się wyczuć.

- Jeden pokój na godzinę - poprosił Sebastian szynkarza, a potem odwrócił się do Floriana. - Jak rozumiem fanty zaraz przyniesiesz czy masz je przy sobie? - zlustrował go jakby wątpił gdzie miałby zmieścić rzeczy o jakich wcześniej mówił.
- Poczekaj. Jak szybko nam pójdzie to może jeszcze wykorzystam jakoś ten pokój. - poprosił oficera i podszedł do stolika zajmowanego przez Łasicę. Sięgając do kieszeni wyciągnął fiolkę z mlecznym płynem i wręczył jej jakby to były monety. Zaskoczenie na twarzy dziewczyny było wiarygodne. Zniżył głos i powiedział tak żeby tylko ona usłyszała.
- Jak dziewczyna będzie szła do naszego pokoju z grzańcami to wlej do obu kubków po połowie zawartości tej fiolki. Wierzę, że znajdziesz jakiś sposób. Za pół godziny zaglądnij do naszego pokoju. Jeśli obaj będziemy nieprzytomni to zbierz przedmioty jakie przyniósł tutaj Weber i weź ze sobą. Teraz zachowaj się tak jakbym złożył ci propozycję jak dziwce. Możesz się zgodzić albo strzelić mnie w pysk - wyprostował się czekając na jej reakcję.

- Jasne słodziutki, jak będzie jakaś szła to ją przejmę. Szkoda, że dwóch takich przystojniaków chce zacząć zabawę beze mnie. Mam nadzieję, że jakoś mi to wynagrodzisz. - Łasica skinęła głową wdzięcznie pozwalając by klient zajrzał jej w całkiem przyjemny dla oka dekolt i uśmiechając się zalotnie. Trochę cyrulik nie był pewny czy ona tak na poważnie czy tylko sobie żartuje. Ale była gotowa do współpracy, ale na razie kolega ze zboru wedle własnego planu był zdany na siebie.

I dlatego obaj z Weberem wylądowali na pięterku gdzie zwykle na godziny to pokoje wynamowały jakieś pary albo goście chcący skorzystać z usług Hanny i jej koleżanek. Teraz jednak z oficerem marynarki mieli do załatwienia inne niż figle w głowie. Florian zamknął za sobą drzwi jakby chciał się upewnić, że nikt im nie będzie przeszkadzał. Okazało się, że miał niewielką torbę zawieszoną przez ramię. Sebastian nie był pewny ale wydawało mu się, że ostatnio jej nie miał. A może miał? Naprawdę nie był pewny ale właściwie nie było to aż tak istotne. Teraz zostali sami we dwóch w dość oszczędnie urządzonym pokoju. Nie bawił się zbyt złożone oprawy i co gorsza zdawał się śpieszyć by załatwić sprawę jak najszybciej. Wyjmował więc z torby po kolei kolejne rzeczy ze swojej niewielkiej torby.

Tak na stole wylądowała niewielki tomik, oprawiony w skórę. Jak się okazało to musiał być dziennik bo były daty z końca poprzedniego roku i ręczne wpisy ale nie spisane w reikspiel. Chociaż tam i tu dało się zobaczyć jakieś wyrazy czy zdania po imperialnemu. I mały zestaw szczypczyków i naczynek podobnych jakich używało się przy aptekarskich pracach. Wielka i ciężka księga ręcznie pisana, wyglądająca na jakąś pomoc uczonego czy innego alchemika bo miała sporo różnych rysunków ludzkiej i nieludzkiej anatomii, tajemniczych symboli ale też była spisana nieznanym Sebastianowi językiem. No i za to wszystko Weber chciał swoją zapłatę w karlikach. Dał obejrzeć klientowi towar to teraz chciał zobaczyć karliki za ten towar.

Cyrulik odsunął połę kurty i pokazał sakiewkę. Potrząsnął nią aby pokazać co zawiera. Potem wrócił do dziennika i zaczął go kartkować.
- Gdzie ci tak spieszno? Ktoś cię śledził?

- A ciebie? - Florian zrewanżował się podobnym tonem wcale nie okazując zniecierpliwienia. - Chcę to załatwić jak najszybciej i mieć to z głowy. - wyjaśnił zirytowanym tonem.

- Spokojnie. Będziesz miał z głowy. Nie jestem bogaty i nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto. Marynarze ponoć znają niejeden język. Wiesz po jakiemu to jest?

- Tileański. I trochę naszego. Ale głównie tileański. - oficer odpowiedział cierpko.

- Dziennik nie mam pojęcia o czym jest ani nawet nie wiem kto go napisał. Dam ci za niego pół korony, bo potraktuję go jako część zestawu. Zestaw narzędzi w sumie może mi się przydać. Korona to dobra cena, bo jest w niezłym stanie. A co do księgi to jak sam widzisz ryzykowna transakcja - cyrulik pokazał swojemu gościowi symbole. - Za jej posiadanie niektórzy nadgorliwi inkwizytorzy mogą człowieka pozbawić życia, a na pewno światła słonecznego. Pozwolisz, że przyjrzę się jej nieco bliżej - cyrulik rozsiadł się i zaczął szybko kartkować księgę starając się wyłapywać piktogramy i pogrubiony tekst. chciał przynajmniej pobieżnie ocenić co zawiera zgromadzona w niej wiedza.

- Mogę ci za nią dać 30 szylingów, ale dorzucasz torbę gratis - zaproponował po kilku minutach. Zanim jednak Weber zdążył odpowiedzieć rozległo się pukanie do drzwi.

- 30? Chyba jesteś niepoważny. Myśl dalej albo będę musiał znaleźć kogoś innego. Sama księga jest warta o wiele więcej, oddaję ci to wszystko prawie jak za darmo a ty jeszcze wybrzydzasz. - Florian pokręcił głową na znak dezaprobaty dla oferty jeszcze niższej niż poprzednio. Zirytowany wrzucił dziennik a potem zestaw narzędzi alchemicznych z powrotem do swojej torby. Spojrzał na klienta jakby zastanawiał się czy dać mu jeszcze szansę czy zabrać mu księgę jaką oglądał. Ale odwrócił się do drzwi gdy usłyszał pukanie. Spojrzał na nie zaskoczony po czym znów na cyrulika.

- Zamawiałeś coś? - zapytał z mieszaniną podejrzliwości i obawy.

- Tak. Grzańca. Nie zadeklarowałeś się więc sam podjąłem decyzję.

- Chyba sobie żarty stroisz. - Florian popatrzył na klienta z niedowierzaniem. Obrzucił go uważnym spojrzeniem z góry do dołu. Podszedł do drzwi otworzył je i przez jego plecy cyrulik dostrzegł granatowe włosy Łasicy. Poznał też jej przyjemny dla ucha głos. Ale oficer marynarki chyba nie miał ochoty na amory. Wziął oba kufle w jedną rękę i widocznie nie chcąc wpuścić obcej do izby gdzie załatwia się interesy stał w niezbyt szeroko otwartych drzwiach, a gdy zabrał kufle zamknął je z powrotem.

- To pij jakżeś taki spragniony. - powiedział kąśliwie stawiając oba kufle na stole. Po czym wrócił spojrzeniem do księgi jaką trzymał klient. - To jak będzie? Chcę za nią 30 monet jeśli reszta cię nie interesuje. Prawdziwa okazja, ze świecą szukać takiej eleganckiej i mądrej księgi. - wrócił do interesów widocznie tracąc cierpliwość do przedłużających się negocjacji.

- Przecież tak też powiedziałem. 30 za nią, koronę za narzędzia i pół korony za dziennik. Razem 45 monet za całość, jeśli dorzucisz torbę - Sterben również przejawiał irytację zamieszaniem jakie zrobił Weber. Najwidoczniej strach przed czymś zaburzał mu trzeźwość myślenia. - Jeśli ty nie chcesz to napiję się z dziewczyną z sali. Tylko decyduj się szybciej żeby mi grzaniec nie wystygł - mimo wszystko podniósł kubek i upił mały łyczek. Taka dawka nie dawała jeszcze żadnego efektu, a może zachęci gościa do wypicia swojego.

- Dobra, niech będzie. - Florian uniósł brew ze dziwieniem spoglądając na dość zwykłą torbę w jakiej przyniósł fanty, a dziennik i narzędzia zdążył już spakować. Ale machnął ręką na takie ustępstwo zgadzając się dorzucić torbę. A teraz niecierpliwie czekał na obiecaną zapłatę.

Sterben wyciągnął z sakiewki monety i ułożył w pięć stosików. Jeden z nich był o połowę mniejszy niż pozostałe.
- Proszę. 45 monet. - Zanim cyrulik się obejrzał Florian zebrał monety ze stolika i odłożył na nim swoją torbę. Niemal od razu poszedł w kierunku drzwi, otworzył je i wyminął stojąca tam Łasicę. Dziewczyna patrzyła w jego oddalające się plecy aż ten zniknął na schodach na końcu korytarza.
- To co teraz? - zapytała w bardzo wieloznaczny sposób.
- Nic - odparł na to cyrulik z nutą złości w głosie. Nie chciało mu się komentować tego, że plan nie poszedł kompletnie po jego myśli. Wziął kubki i wylał ich zawartość za okno. - Eskortuj mnie do mojego domu.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172